czwartek, 25 lipca 2024

Gusła, czyli gdy spotykają się światy żywych i zmarłych

I jeszcze jedna zaległość i to od wielu miesięcy. Sam nie wiem czemu nie napisałem o tym spektaklu od razu, przecież podobał mi się bardzo. Jakoś odłożyłem go na bok, a potem coraz bardziej spadał w przeszłość i dopiero dziś sobie o nim przypomniałem sprawdzając archiwa.


Wizualnie - naprawdę bajka. Koncept też. Ale może dlatego że tyle razy już człowiek zagłębiał się w Dziady, iż nie bardzo już znajduje w nich coś dla siebie nowego. Pozostaje to wszystko na poziomie obrazów, gestów, słów, ale chyba już mniej emocji i jakichś refleksji. Katowani Mickiewiczem przez tyle lat, jakoś zamykamy się trochę na jego przesłanie. Ale może gdyby tak młodzi mogli od początku doświadczać tego w taki sposób jak na Gusłach, byłoby inaczej.

środa, 24 lipca 2024

Piekielne niebo - Karolina Ligocka, czyli niech zajdzie czym prędzej zmierzch nad takimi książkami

No jak to jest, że chwalę takie rzeczy jak Prosta sprawa, a chwilę potem marudzę na potęgę przy Piekielnym niebie, choć o obu można powiedzieć, że są proste jak konstrukcja cepa, przewidywalne i być może za to kochają je czytelnicy. W przypadku debiutu Ligockiej pewnie raczej czytelniczki, ale to nie zmienia istoty rzeczy. Zdecydowanie jednak Piekielne niebo mi nie podeszło. Cieszę się z lektury jedynie dlatego, że już rozumiem chyba na czym polegał fenomen Zmierzchu i tym podobnych koszmarków.


Przecież same detale scenograficzne nie są istotne, ale chodzi o to zakazane uczucie, gdzie jednocześnie coś cię pociąga i odpycha, fascynuje i budzi lęk. Czy to ważne czy to relacja człowiek-wampir, czy anioł-demon? Cała reszta to otoczka, bo coś musi się dziać, jakieś walki, konflikty, zagrożenie, a potem żyli długo i szczęśliwie. Czemu to takie miałkie to nie wiem. Czy młodzieżówki nie można napisać jakoś z polotem? Przecież Mięta wydawała dużo lepsze rzeczy, nawet jeżeli gdzieś wciąż w nurcie urban fantasy. Przyznaję się bez bicia, nie podeszło i nie nie poradzę. Domyślam się, że może istniej spore grono czytelniczek, które będą zachwycone, dla mnie to jednak zdecydowanie płaskie i bez pomysłu. Sto razy wolę Ćwieka z jego Kłamcą, bo tam jest suspens, humor, intrygujące postacie...

Prosta sprawa, czyli przecież grzecznie prosiłem

Żeby wejść w klimat tej notki, bo być może nie wszystkim będą pasować moje peany, należałoby kliknąć wcześniej moją opinię o powieści Wojciecha Chmielarza, która była podstawą scenariusza (możesz klikać tu) albo opinię o ostatnim serialu o Jacku Reacherze. 

Czasem po prostu fajnie sięgnąć po coś mięsistego, z wyraźnym podziałem na dobro i zło, z bohaterem, który choćby i bez broni, potrafi rozprawić się ze wszelkimi złolami, zagrażającymi danej społeczności. Smakuje wtedy najlepiej, gdy to niewielkie miasteczko, czyli wchodzimy jeszcze w klimat dawnych westernów, a nie sensacji wielkomiejskich z pościgami, strzelaninami itd. Po co fajerwerki, skoro zwykle ciekawsi są ludzie? W produkcji Olenckiego (to ten od świetnej Furiosy), podobnie jak w książce, zaskakuje i intryguje tożsamość tego bohatera, jego tajemnice. Wiemy że potrafi walczyć, strzelać, że nie przepada za kontaktami z prawem, cały czas wydaje się kryć, ale co więcej? Przybywa do niewielkiego miasteczka na Dolnym Śląsku, w Karkonoszach jedynie na chwilę, załatwić prostą sprawę. I rozpętuje piekło.

wtorek, 23 lipca 2024

Radiosoul - Alfie Templeman, czyli tanecznie, ale i od serca

Muzycznie miało być wczoraj, ale i tak mi się sypie cały harmonogram na Notatniku - od piątku przez dłuższy czas będę poza Siecią. Chcę przynajmniej lipiec dokończyć tak jak planowałem, a w sierpniu... Wrócę kiedy wrócę. I trochę szkiców jest, więc może jakoś to nadrobię, a Wy wybaczycie że notki będą pojawiać się po dwie dziennie :)

Dziś tanecznie i młodzieńczo. Alfie Templeman to dla mnie artysta nieznany, ale do wcale nie jest jego debiut. I buja fantastycznie! Jest jakiś letni klimat w tych nagraniach i choć może nie są super odkrywcze, ale to samo można by powiedzieć o 80% sieczki z radia. Fajny rytm, niby elektronika na pierwszym planie, ale pobrzmiewa fajnie i gitara i jakieś dęciaki, acid pop nie musi być nudny. No i ten wokal - słychać w nim fajną energię, młodzieńczość. Ale wiecie co jest jeszcze ciekawego?

poniedziałek, 22 lipca 2024

Mireczek. Impresje na temat Dorosłych Dzieci Alkoholików, czyli odczuwaj, ufaj, mów

Spektakl, który zachwycił mnie umiejętnie zagranym bezruchem, zatrzymanym w porę gestem, zawieszonym wzrokiem, wyrazem oczu… Bardzo wyrazisty i wymowny ruch sceniczny ocierający się miejscami o pantomimę.


W spektaklu siostra namawia siostrę, by poszła z nią na miting Dorosłych Dzieci Alkoholików i zmierzyła ze wspomnieniami o ojcu. Tytułowym Mireczkiem.


Każdy z nas zna Mireczka. Jest w każdej rodzinie. Mieszka z nami przez ścianę. Niekiedy uczy nas na studiach wyższych a niekiedy leczy. Potrafi być fajny, potrafi się śmiać, opowiadać dowcipy. Potrafi wiele, ale potrafi też wyzywać swoich bliskich, kląć na postronne osoby, spać zasikany w autobusie albo drzeć się na ulicy bez sensu. Potrafi też demolować i bić. A co najgorsze potrafi zabić każdą nadzieję.

niedziela, 21 lipca 2024

Ucieczka z raju - Robert J. Szmidt, czyli znowu ten nieprzewidywalny Święcki

Przyspieszam z notkami, bo za parę dni chyba na dłużej zniknę z Sieci, chcę więc przynajmniej zamknąć lipiec ilością notek taką jak planowałem, a co będzie dalej się zobaczy.

Kilka tytułów bardziej "babskich" chyba wleci, nie zawsze mi z nimi było po drodze, ale przecież były naprawdę dobre powieści obyczajowe, czy młodzieżówki, gdzie nie marudziłem wcale, nie zamierzam więc zupełnie wycofywać się z możliwości sięgania po tego typu literaturę.


Dziś jednak coś bardziej "męskiego" o ile w ogóle taki podział ma sens. Robert J. Szmidt stworzył cykl w którym jest wszystko to co w klasycznej S-F rozrywkowej kochamy. Pisałem w superlatywach o tomie pierwszym (tu kliknij), a drugi nawet nie wiem czy nie lepszy. W każdym razie momentalnie sięgnąłem po kolejną część, korzystając ze wznowień jakie Wydawnictwo REBIS właśnie realizuje. Space opera pisana z rozmachem, z iskrą (bo akcji tu sporo), ale i z humorem. Jak fajnie jest zafundować sobie całość, tom po tomie.

sobota, 20 lipca 2024

Kulturowo, historycznie i kulinarcie, czyli Wigry i Suwalszczyzna zapraszają nie tylko do lektury

Parę lat temu trafiłem za radą koleżanki na stronę wydawnictwa Paśny Buriat i wziąłem kilka książek Wojciecha Koronkiewicza, które połknąłem z zachwytem. Od tego czasu podglądam ich ofertę i czasem coś tam wezmę - szykujcie się więc, że niedługo będzie duuuużo o Podlasiu i o wschodnich terenach Polski, bo właśnie tamte rejony wydawnictwo postanowiło promować.
Ja dziś trochę bardziej na południe, na Lubelszczyźnie, a niedługo jeszcze niżej, ale Notatnik póki co zostaje bardziej na północ. 


Dziś o dwóch pozycjach, świeżutkich i jeszcze pachnących farbą. Wigry - Przewodnik Kulturowy,
nosi podtytuł Opowieści o miejscu utkanym z drzew, wody, mgieł i ludzkich pragnień. Poetycko i zagadkowo. Czego się spodziewać po książce Macieja Ambrosiewicza?

piątek, 19 lipca 2024

Omega - Marcin Szczygielski, czyli gdy życie miesza się z grą

Dobre źródło książek Marcina Szczygielskiego, czyli Ewa, podrzuca mi coś nieustannie, więc pewnie jeszcze w lipcu kolejne tytuły, a ja przekonuję się, że facet naprawdę ma sporą wyobraźnię, poczucie humoru, potrafi pisać mądrze i z dużą wrażliwości dla emocjonalności młodych bohaterów i czytelników.


W przypadku Omegi, trochę się zastanawiałem czy przypadkiem nie opisuje jej zbyt dziecinnie, ale to chyba bywa z nastolatkami - niby są już niezależni, podkreślają własne zdanie i granice, ale czasem jak z czymś wyskoczą, to trochę ręce opadają. Dla Joasi, od dłuższego czasu dużo ciekawsze od świata realnego stało się przebywanie w Sieci, granie, rozmawianie z ludźmi którzy grają. Tam właśnie przybrała nick Omega, raczej się nie przyznając do swoich 12 lat.
Dziewczynka mocno przeżyła rozstanie rodziców, jeszcze bardziej chyba zamknęła się w sobie, w swoim świecie. Co mogłoby sprawić, by spojrzała na siebie i na innych jakoś inaczej, nauczyła się trochę empatii, odpowiedzialności, wrażliwości?

Polowanie na osy, czyli jak łatwo kogoś osaczyć

Spektakl, który nie pozostawi nikogo obojętnym na zawarte w nim treści. Mocny, poruszający. To nie jest jedna historia, to nie jest jeden temat.


Historia zaczyna się w momencie zabójstwa 22-letnie Joli, która miała przyjąć do pracy Monikę. Przyprowadził ją młody chłopak. Jola z nim pracowała w biurze „Abigel”. Przyszli z jeszcze jednym kolegą. W trójkę zabili Jolę. Byli tuż przed maturą. Zabili by mieć pieniądze na studniówkę. Dostali dożywocie. Monika była pierwszą kobietą z takim wyrokiem w Polsce. Miała 19 lat. Był rok 1998.


Media podjęły temat. Kobieta brutalnie mordująca to wiadomość medialna. W dodatku taka młoda. Roztrząsanie jej życiorysu, pochodzenia, spekulacje dlaczego to zrobiła. Przychodziła do szkoły po piwie, była ładna, zapewne brała narkotyki. Mówiono o niej, że nie ma w niej emocji, że jest zimna, nieczuła. Współwinni odchodzili w cień, ona zapełniała szpalty gazet. Do akcji dołączył szwagier zamordowanej – z zawodu prawnik. Robił marsze. Przeciw przemocy, ale Monika jest ta najgorsza, bo kobieta! Media aż krztuszą się jej imieniem. Jak mogła! Taka młoda, taka ładna i taka morderczyni! Zapraszani do studia prawnicy (szwagier), psycholodzy (w tym posłanka) na tej sprawie wyrabiają sobie własny wizerunek w mediach i w społeczeństwie. To robi oglądalność.

czwartek, 18 lipca 2024

Słowenia. Mały kraj wielkich odległości - Zuzanna Cichocka, czyli słowiańska Szwajcaria

Seria reportażowa od Wydawnictwa Poznańskiego ma swoje mocniejsze i słabsze strony. Na pewno ciekawe w niej jest to, że najczęściej piszą to osoby, które dobrze znają dany kraj, siedzą tam od lat, choć jako Polacy potrafią też dostrzegać obiektywnie wady i jakieś słabsze strony życia w danym miejscu. W dodatku w większości są to debiuty, czyli piszą to ludzie może i mający trochę próbek literackich za sobą (choćby bloga), ale nie uważają siebie za wielkich pisarzy, więc nie gwiazdorzą, starają się usuwać w cień. Każdy trochę na co innego zwraca uwagę, bo jeżeli zajmuje się językiem, sporo pisze właśnie o nim lub o kulturze, ktoś inny skupi się na historii, a ktoś inny jeszcze na architekturze. 

Nie są to reportaże, więc nie spodziewajcie się tras turystycznych i polecajek tego typu - może o nich się wspomni, ale to raczej opowieść o ludziach, o kraju, o tym jak się tam żyje. Na szczęście bez większej polityki, za to trochę ciekawostek, humoru, kulinariów, zwyczajów. I oto kolejny tom tej serii za mną, tym razem Słowenia, którą ledwie liznąłem, ale od lat jakoś bardzo mi się dobrze kojarzy.

środa, 17 lipca 2024

Jak sprzedać nawiedzony dom - Grady Hendrix, czyli nie będzie nikogo i niczego ważniejszego niż ja

W tym tygodniu w środę zamiast kryminału coś z dreszczykiem. Z horrorami zwykle mam ten problem, że bardziej podoba mi się klimat i budowanie napięcia, bo gdy już przychodzi do ujawnienia tego czego wszyscy mieliśmy się lękać, pojawia się nie tyle strach, co rozczarowanie albo i śmiech. Z książkami mam podobnie, dlatego i tu ciekawość bardziej towarzyszyła mi z początku, bo im bliżej finału, tym więcej było zażenowania. To tak? To w ten sposób? No nie? Nie wmawiajcie nam tego... A jednak.
Miłośnicy gatunku marudzą więc, że więcej tu jakiejś psychologicznej opowieści o traumach, wypieraniu wspomnień, a ja będę psioczył raczej na schematy w końcówce, jakby naprawdę nie było innych sposobów na ekscytujący finał. 


Skoro nawiedzony dom, to będą oczywiście przesuwające się przedmioty, ożywające w zaskakujących momentach, robienie krzywdy mieszkańcom, czyli cała ta lista sztuczek, które przecież już dobrze znamy. To co może ciut wyróżniać powieść Hendrixa od innych z tego gatunku, to jakieś elementy humoru, niestety jest ich niezbyt dużo.

wtorek, 16 lipca 2024

Odlecieć jak najdalej - Ałbena Grabowska, czyli o tych marzeniach lepiej głośno nie mów

Miało być muzycznie, ale mam raczej nastrój na pisanie o książkach. Zdarza mi się czytać równolegle jakąś akcję lub kryminał z książką obyczajową i mieć z tego równie dużą przyjemność, tym razem jednak coś mi nie bardzo leżała najnowsza propozycja od Pani Grabowskiej. Punkt wyjścia - interesujący. Oto lata 60, PRL trzyma się mocno, wszechobecna inwigilacja, ale już powoli gdzie przesiąkają coraz częściej do nas jakieś produkty z Zachodu i paradoksalnie właśnie ci, którzy są bliżej władzy i mają jej poparcie, najbardziej lubią się nimi otaczać i je pokazywać. Młoda bohaterka od zawsze marzy o podróżach, o ciekawszym życiu, ale póki co przed nią matura, nauka i zmartwienia, by jakoś odłożyć trochę grosza na własne przyjemności.


Co więc mi nie zagrało? Chyba trochę zabrakło większego skupienia się na Oli, budowania jej cieplejszego wizerunku, zrozumienia jej motywacji, wywołania jakichś naszych emocji względem niej. To ostatnie udaje się dopiero pod koniec książki, gdy zaczyna się wokół nie dziać ciut bardziej dramatycznie, wcześniej jednak autorka więcej czasu poświęca nawet nie jej samej, co jej babci i przedstawianiu donosów na temat tej rodziny. Motyw ten, choć ciekawy, trochę zagadkowy, bo trzeba zgadywać któż może być źródłem tych informacji (i różnych insynuacji), ewidentnie rozbija spójność akcji i odciąga moim zdaniem uwagę od dziewczyny, która powinna być w centrum uwagi. 
A może to jej charakter? Niby skromna, ale jednak potrafiąca zwracać na siebie uwagę, koleżeńska, ale i czasem mocno nieprzyjemna wobec innych. Do tego zdolna, ambitna, ładna... Tylko...

Ja, kapitan, czyli podróż pełna nadziei

Wtorkowy kącik dla fanów filmów wytrawnych i produkcja, która tematycznie jest bardzo aktualna. Pamiętacie "Zieloną granicę" Agnieszki Holland? Mattego Garrone również opowiada o granicy, którą próbują pokonać imigranci, tyle że nie przed wschodnią flankę Europy, a od południa. I nie wiem czy nie robi tego lepiej i ciekawiej.

O ile bowiem film p. Holland należy umieść w pewnym kontekście krytyki posunięć naszego poprzedniego rządu (choć obecny to kontynuuje), jest atakiem na działania służb na granicy, to "Ja kapitan" nikogo nie wprost nie oskarża. Co ważne, ci którzy szukają lepszego życia nie są też tak bardzo anonimowi, wręcz odwrotnie - to oni są w centrum tej historii. Możemy tym bardziej poczuć tą ich determinację i trud drogi jaką podejmują, jej ryzyko.

poniedziałek, 15 lipca 2024

Kombinat, czyli świetny spektakl z moimi dwoma "ale"

Uświadomiłem sobie niedawno, że zalega mi gdzieś w szkicach nie jeden ale dwa spektakle, a ponieważ poniedziałek to dzień na muzykę, Kombinat, który ma w sobie jej mnóstwo, pasuje tu idealnie.

Wyprawa do Poznania do Teatru Muzycznego była prezentem dla żony i okazała się strzałem w dziesiątkę, choć oboje bylibyśmy pewnie jeszcze bardziej szczęśliwi gdyby...
...ale o tym na koniec.

Muzyka Grzegorza Ciechowskiego i jego kolegów z Republiki na scenie teatralnej? Dość odważny, zaskakujący pomysł, ale Wojciech Kościelniak udowadnia że można i robi z tego nie tylko spektakl dobry od strony choreograficznej i muzycznej, ale spójny i interesujący od strony opowiadanej historii. Sami przyznajcie, że w musicalach to nie zawsze idzie w parze.


To wizja świata przyszłości, w której jednostka mocno została wprzęgnięta w system nakazów i zakazów. Jeżeli nie pasujesz, zostajesz wysyłany na coś w rodzaju "resocjalizacji". Musisz zrozumieć swoje błędy, dostosować się, być kolejnym trybikiem wielkiej maszyny. Do tego motywu pasuje jak ulał kilka numerów wczesnej Republiki, co jednak ciekawe udało się całkiem zgrabnie wpleść tu zupełnie inne klimaty, piosenki o potencjale nie mniej dramatycznym, ale i bardziej nostalgiczne. Muzycznie - ciary na plecach.

niedziela, 14 lipca 2024

Ucieczka Anny - Mattia Corrente, czyli ta pustka jaką nosisz w sobie, ta pustka którą zostawiasz

Kolejne spotkanie z serią z Żurawiem od Wydawnictwa BoWiem (Uniwersytet Jagielloński) i znowu całkiem smakowita, nieoczywista historia. Ostatnie powieści z tego cyklu jakie wpadają mi w ręce mocno obciążone są różnymi traumami, negatywnymi doświadczeniami, za każdym razem jednak jest to też opowieść o tym jak sobie z nimi radzić. Tym razem wokół wyprawy pewnego starszego pana, który wyrusza na poszukiwanie żony, osnute zostały również inne wątki. Nitki prowadzą w przeszłość i tam szukamy odpowiedzi - jak uleczyć swoje serce po czymś bolesnym co się wydarzyło. Skąd to wewnętrzne przekonanie, że jednym sposobem jest zacząć od nowa. Uciec od tego co było, od błędów, od tego co przypomina. Czy jednak da się naprawdę zapomnieć? I czy próbując znaleźć lekarstwo dla siebie, nie krzywdzimy też innych?  

Mattia Corrente zbudował swoją opowieść w scenerii słonecznej Sycylii i może też dlatego tak bardzo smakuje ona nam wyjątkowo. Pachnie owocami, kwiatami, jedzeniem. To historie ludzi biednych, żyjących blisko siebie, dających sobie wsparcie. Nawet po latach pamiętają swoich sąsiadów, to czym się ktoś zajmował, potrafią sypać różnymi wspomnieniami. Trochę na tym bazuje Severin wyruszając w swoją podróż śladami przeszłości. Odwiedza miejsca w których żyli, szuka ludzi, którzy dadzą mu jakiś ślad. Pokazując zdjęcie pyta czy może ją gdzieś widzieli, ale to co najważniejsze, choć niewypowiedziane też w jego pytaniach wybrzmiewa: dlaczego odeszła. Czy nie była z nim szczęśliwa?

Gdy zamknę oczy - Marcel Moss, czyli Astralny książe da ci wszystkie odpowiedzi

Gdy autor przyzwyczai cię do jakiegoś swojego stylu, gatunku, pomysłów, potem można nieźle się zdziwić, natykając na zupełnie coś innego. Marcel Moss postanowił napisać coś w stylu young adult, więc nie oczekujcie tym razem kolejnego kryminału czy sensacji. Gdy zamknę oczy można od biedy nazwać thrillerem psychologicznym, ale bliżej chyba temu do romansu, z jakąś nutką paranormalnych zdarzeń. Pewnie ktoś ze mną będzie się spierał, że niby zjawisko świadomego snu jest jak najbardziej naukowe, najpierw jednak warto by się przyjrzeć temu jak zostało to opisane, dopiero potem dyskutować ile w tym nauki. Mimo definicji i prób powoływania się na wiedzę, którą mogą osiągnąć nielicznie poprzez pewnego rodzaju ćwiczenia, wciąż brzmi to trochę sekciarsko i manipulacyjnie.

Nie wiem czy to nie byłoby dobre słowo do opisania tej historii. Nastoletnia Beverly przeżyła ogromną traumę, gdy w wypadku samochodowym, z którego ona wyszła cało, zginęła jej starsza siostra. Od tego momentu dziewczynę wciąż dręczą koszmary, wyrzuty sumienia, nie śpi po nocach. Gdy tylko zamyka nocą oczy, wciąż przeżywa na nowo każdą chwilę tamtego dnia.

czwartek, 11 lipca 2024

Ile maggi do rosołu, czyli wpadnijcie z odwiedzinami

Zaproszenie, które wpadło na skrzynkę pocztową zaciekawiało i kusiło. Nieznana mi formacja teatralna, miejsce, więc czemu nie spróbować? Oto czwórka młodych ludzi funduje nam wieczór intensywny od emocji, poruszający spektakl na temat, który być może za jakiś czas będzie aktualny w wielu domach, w wielu rodzinach. Starzejemy się jako społeczeństwo, żyjemy coraz dłużej, ale czy to znaczy że jesteśmy przygotowani do opiekowania się osobami starszymi? Jak to zmienia nas, relacje między członkami rodziny, całe nasze życie?


Wydaje się, że ono toczy się zupełnie normalnie. Oto młoda kobieta kręci się po mieszkaniu przygotowując obiad. Uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna energii. Gdy pojawia się jej partner z matką, stara się jak może by starsza pani czuła się jak najlepiej. Potem jeszcze wpada w gości rodzeństwo i już nic nie idzie tak jak by się tego chciało, wszystko jest tak dalekie od ideału i tak bardzo to nas zadręcza. Teraz nawet zwyczajne czynności nagle okazują się budzić jakieś napięcie, męczą i drażnią, choć niby wiemy że wcale tak nie powinno być...

Fellow Travelers, czyli ktoś więcej niż przyjaciel

Recenzenci w większości piali z zachwytu, ale jakoś mnie nie porwał ten serial. Gdyby to była pierwsza produkcja na ten temat, pewnie byłoby wow, ale przecież niewiele tu można było dodać nowego, po co więc rozciąganie tych wszystkich wątków historyczno-politycznych skoro i tak najważniejsze są wybory jakich dokonują bohaterowie. Przebiegamy od lat 50 od McCarthy'ego, polowania na komunistów i "dewiantów", przez atmosferę homofobii, aż po lata 80, epidemię AIDS, ale i coraz głośniejsze ruchy LGBT, gdyby jednak jakoś ująć scenariusz w pewne ramy, to nie byłby to wcale jakiś dramat psychologiczny, tylko zwyczajny romans. Tyle że podszyty wyrzutami sumienia, własnymi lękami, wybraniem kariery. Odwracasz się po latach i dopiero widzisz co straciłeś, do odrzuciłeś i być może żałujesz. A nic już nie da się naprawić, możesz teraz jedynie cieszyć się tymi ostatnimi chwilami jakie wam zostały.   

Postaci jest więcej, ale na pierwszym planie są dwie zaprzyjaźnione pary: charyzmatyczny, przystojny i ambitny urzędnik Departamentu Stanu i młodziutki absolwent college'u, idealista i katolik, który jest pod jego mocnym wpływem oraz czarnoskóry dziennikarz z ambicjami literackimi i gwiazda sceny drag queen. Będą się zbliżać i rozstawać, przyciągać i odpychać, wściekać, zdradzać, a potem znowu prosić o wybaczenie. 

środa, 10 lipca 2024

Odrobina dreszczyku po polsku, czyli Kolory zła: Czerwień i Polowanie

I jeszcze dwa zaległe tytuły do kryminalnej środy, upolowane jakiś czas temu na Netlfixie. Jak ktoś lubi thrillery pewnie przynajmniej pierwszy obejrzy z przyjemnością, jednak niestety oba raczej można potraktować jako średniaki. Rewelacji niestety nie ma, ale co się dziwić - nawet w Stanach gdzie tworzy się tego typu produkcji dużo więcej, wartościowych jest może jeden na 100. Trudno więc oczekiwać, by każdy film, w który zainwestuje jedna czy druga platforma telewizyjna, okazywał się wielkim dziełem.

"Kolory zła. Czerwień" to oczywiście ekranizacja pierwszej powieści Małgorzaty Oliwii Sobczak (choć i wyraźne nawiązanie do zaginięć młodych dziewczyn na wybrzeżu), więc pojawia się pytanie czy będzie kontynuacja - jakiś potencjał na pewno jest, choćby i w obsadzie, może więc warto trzymać kciuki, a poziom będzie jedynie szedł w górę? Może dobrze, że nie przerobiono tego na serial, ale zamknięto się w krótszych ramach. Dzięki temu coś się traci, zyskuje jednak na budowaniu napięcia, na klimacie.
Czy to wciąż kryminał, czy bardziej dramat psychologiczny o zabarwieniu noir? Jest brutalnie, pikantnie, chwilami intrygująco, choć ma się wrażenie, że dokonano sporych cięć w materiale. Z jednej strony mamy opowieść dziewczyny, która się trochę pogubiła, weszła w toksyczny związek, z drugiej śledztwo, które ma wyjaśnić jej zamordowanie.

Pies ogrodnika - Katarzyna Gacek, czyli na problemy najlepsza praca

Nie tak dawno pisałem o trzecim tomie z cyklu "Agencja detektywistyczna Czajka" (łapcie link), ale od razu zaznaczałem, że spodobało mi się na tyle, że będę szybko starał się sięgnąć po początek serii. I oto macie tom pierwszy, w którym kobieca agencja dopiero powstaje, a bohaterki po raz pierwszy wyruszają do akcji. Niby można było z przebąkiwań pewnych wątków już się domyślać, zupełnie jednak co innego poznać to w detalach.

Co zrobić kiedy mąż cię zdradza? Zebrać dowody i dołożyć mu w sądzie. A jeżeli gad próbuje się odwinąć i wynajął własnych detektywów, by sfabrykować domniemaną winę? Cóż... Wtedy masz pod górkę, ale nie ma tego złego. Nagle bowiem okazuje się, że twoje pomysły i talenty ktoś docenia i podsuwa pomysł, byś sama założyła taką firmę. Potrzebujesz tylko na początek kogoś kto ma licencję, dopóki sama takowej nie zrobisz. I tak na horyzoncie Gai, pojawia się przebojowa modelka Klara, która miała krótki epizod pracy w takiej agencji, więc dokument potrzebny posiada. Co prawda jej styl funkcjonowania i oczekiwania emocji jakie ma nieść praca detektywki, raczej niekoniecznie Gai odpowiadają, ale Klara ma jednak inne zalety i mimo wszystko powoli się dopasowują. Mamy więc oficjalny skład "Czajki", ale przecież obok kobiety cały czas jest również jej przyjaciółka i sąsiadka Matylda. Ona co prawda ma charakter dość bojaźliwy i mało otwarta jest na działania ryzykowne, żeby pomóc Gai, jest jednak zdolna do wielu rzeczy. 

wtorek, 9 lipca 2024

Tylko my dwoje, czyli gdybyś mnie kochała naprawdę

Zaczyna się jak typowe romansidło, by potem przerodzić się w thriller. "Tylko my dwoje" może i w pewnym momencie staje się przewidywalne, ale to wcale nie zmniejsza naszego sprzeciwu wobec tego co widzimy na ekranie, naszych emocji.

Ile osób będzie w tym związku dostrzegało własne doświadczenia? A może wreszcie zapragnie coś zmienić? W końcu toksyczne relacje to coś w czym wcale nie jest dobrze ani jednej, ani drugiej stronie. Coś co zaczyna się tak idealnie, wydaje nam się cudowną bajką - jak mogłoby skończyć się źle? Obejrzyjcie ten film, by zrozumieć, by zobaczyć te mechanizmy. Czasem to tak trudne do uwierzenia - piękna kobieta, inteligentna, nagle zdaje się kompletnie nie mieć wolnej przestrzeni, wciąż kontrolowana, wciąż w napięciu. I ta pokrętna manipulacja - jak to wolisz spędzać czas z innymi, nie ze mną, już mnie nie kochasz, po co chcesz wychodzić, razem nam najlepiej.

poniedziałek, 8 lipca 2024

Z młodymi, ale czy dla młodych, czyli Za duży na bajki razy dwa oraz Akademia Pana Kleksa

W jednej notce nadrabiam zaległości filmowe z ostatnich tygodni - pokusiłem się o nowego Kleksa, ale ponieważ jakoś nie zażarło, eksperymentowałem z kinem familijnym polskim dalej. I oto efekty. A może Wy coś polecicie z ostatnich lat?

Za duży na bajki w tym zestawieniu chyba najciekawszy. Choć mam wrażenie, że raczej dla młodszych, czyli dzieciaki występujące w filmie są ciut "za grzeczne", trochę infantylizuje się ich sprawy, to i tak doceniam pomysł i wykonanie. Na pewno świetny w roli głównej jest Maciej Karaś, ale nie byłoby tyle humoru w tych jego perypetiach gdyby nie grająca jego ciotkę Dorota Kolak. Ich "docieranie się" jest źródłem świetnej zabawy. 

Ale zacznijmy od początku.

niedziela, 7 lipca 2024

Handlarze gumek, czyli w poszukiwaniu szczęścia

Zamiast powieści na niedzielę, dziś teatr. Ale przecież oparty na niezłej literaturze, bo Hanoch Levin uznawany jest za jednego z bardziej popularnych dramatopisarzy we współczesnym Izraelu. A reżyserii podjął się jeden z moich ulubieńców Adam Sajnuk. Obsada też całkiem ciekawa - Katarzyna Dąbrowska, Borys Szyc, Grzegorz Małecki. Czy mogło więc coś pójść nie tak?


Spektakl widziałem na próbie generalnej - ponad 3 godziny bez przerwy, więc gdy widzę że już normalne pokazy ową przerwę mają, myślę sobie, iż to jedna z dobrych zmian. I tak jednak jest w tym trochę dłużyzn, więc ciekawe czy uda się je jakoś usunąć.

Na pewno nie jest to tekst typowy dla tego co oglądamy na naszych deskach teatralnych, gdzie królują farsy albo dramaty. Będzie trochę pikantnie, ale i jest coś trudno uchwytnego, trochę fatalistycznego w tej sztuce, jakby mimo całego w niej zawartego humoru, wisiał nad bohaterami jakiś cień, który nie pozwoli im osiągnąć szczęścia.

sobota, 6 lipca 2024

Urban fantasy nad Tamizą, czy postpunkowa Praga, czyli Underground i Rzeki Londynu

Gdy połykałem jeden po drugim kryminał, miałem poczucie że coraz trudniej mnie zadowolić, teraz gdy powróciłem trochę do fantastyki, mam wrażenie, że pojawia się podobny problem. O ile klasyka mi sprawia frajdę, to te świeże rzeczy jakoś niekoniecznie. 

Czytam, ale mimo że to początek cyklu, nawet nie mam specjalnej chęci do szukania kontynuacji. Czasem nawet podobają mi się jakieś pomysły, fragment akcji, tło, jakiś detal, ale całość jest jakaś wtórna, ma w sobie mało życia albo niepotrzebnie fabuła rozdrabnia się na jakieś mało istotne wątki. 

Przyjrzyjmy się zatem dwóm z ostatnio czytanych. 

František Kotleta stworzył całkiem niezłą, trochę mroczną opowieść o samotnym wilku, byłym gliniarzu, który utrzymuje się dzięki prywatnym zleceniom. Praga w roku 2107 niby jest miastem w którym nie brakuje nowinek cyfrowych, ale większość mieszkańców żyje na skraju nędzy, gdzieś w podziemiach. Upadek państwa to efekt wojny czesko-polskiej o Śląsk, o której wspomina się jedynie półgębkiem, a w której zdaje się to nasi rodacy wygrali. Republika Czeska się rozpadła, a Praga, znajdująca się pod dominacją właścicieli potężnych firm, stała się fortecą odciętą od świata. Wszystko produkuje się w laboratoriach, ale podziemie z brakami radzi sobie na własny sposób - by wszystkich wyżywić nic dziwnego, że dochodzi np. do przerabiania ludzkiego mięsa.

piątek, 5 lipca 2024

Kornik - Layla Martinez, czyli dom zły

Rozmiar książki - zaskakująco niewielki. Czy to znaczy, że to rzecz która szybko się czyta? I tak i nie. Czy to rzecz błaha i nieciekawa? Na pewno nie.

"Kornik" to literatura niepokojąca, historia nieoczywista i wzbudzająca emocje. Nazwanie jej powieścią grozy pewnie byłoby trafne jeżeli chodzi o określenie gatunku, a jednocześnie mocno by pomylił się ten, kto będzie oczekiwał banalnych chwytów polegających na wywołaniu dreszczu strachu. To raczej powieść psychologiczna, pokazująca konsekwencje zmagania się z rodzinnymi traumami, nędzą i próbami zmiany swojego losu.


Dom zamieszkany przez babkę i dorosłą już wnuczkę, stary, niszczejący, przechowujący historie kilku pokoleń. Niewiele widział szczęścia, za to wiele przemocy, biedy, narzekań... Jak przerwać ten zamknięty krąg, jeżeli nie widzi się szansy na ucieczkę. A może jest ona jednak możliwa? Matka przecież kiedyś zniknęła. Opuściła je z własnej woli, wybierając życie wolne od wspomnień i cierpienia, czy też została porwana jak opowiadają inni? Wnuczka marzy o tym, by kiedyś również odejść, ale póki co tego nie potrafi. Myślała że praca pozwoli jej uzbierać pieniądze i uciec, ale jedynie na nowo uruchomiła złe emocje. W końcu rodzina do której poszła opiekować się dzieckiem, od lat była niczym długi cień nad jej bliskimi. 

Rojst - Trylogia, czyli polskie bagienko

Co tam w zanadrzu (niektóre rzeczy czekają tygodniami na swoją kolej) i co na tapecie?

Do napisania dwie notki teatralne, Mirka też coś coś trzyma w zanadrzu, będzie seria z Żurawiem, będzie trochę z dreszczykiem, coś LGBT i pewnie miejsce na kryminał też się trafi. 

W oglądaniu m.in. Prosta sprawa, przypominam sobie książkę i chyba powrócę do kolejnych części bo to fajna zabawa.

A dziś kolejna zaległość. Nie mam czasu na seriale, rzadko ostatnio oglądam coś dłuższego, ale Rojst wciągnął jak cholera i szukałem każdej okazji, by nadgonić. Dobry scenariusz, ale jeszcze fajniejsze wykonanie! Aktorsko, zdjęcia, scenografia - wszystko palce lizać. Serial zdecydowanie ma charakter, wyróżnia się na tle innych produkcji, tak mocno schematycznych. Tu od pierwszego sezonu jest klimat, jakaś zagadka, trochę bezradność wobec zamiatania pod dywan różnych spraw, ale i determinacja. I wciąż coś się dokłada.

środa, 3 lipca 2024

Do granic, czyli niczego nie ukryjesz

Środa z dreszczykiem i pierwsza, w miarę świeża propozycja, bo film jeszcze w kinach. Hiszpański thriller co prawda ma już ponad rok, ale u nas pojawia się z poślizgiem, gdy już zrobił sporo zamieszania w ojczyźnie. Jak na kameralne, dość surowe, niedrogie w produkcji kino, rzeczywiście jest propozycją ciekawą, przemyślaną. Trudno mu odmówić tego, że trzyma w napięciu.

A jednocześnie nie wyszedłem z kina pod jakimś wielkim wrażeniem. Może dlatego, że kolejne elementy były jednak do przewidzenia?

Elenę i Diego poznajemy gdy lądują w Stanach, by zacząć nowe życie. W Nowym Jorku mają jedynie międzylądowanie, chcą zobaczyć się na chwilę z bratem Diego i lecą dalej - do Miami. Spełnia się marzenie o wspaniałej szansie. Najpierw jednak muszą przejść sito amerykańskiej kontroli granicznej.

wtorek, 2 lipca 2024

20 000 gatunków pszczół, czyli rój może dawać albo odbierać poczucie odbrębności

Lecimy z kinem i to chyba jeszcze jutro ze dwa tytuły dorzucę, bo trochę zaległości. Dziś wtorek, więc będzie bardziej wytrawnie - co kto lubi. A ja przyznam się, że choć czasem z przyjemnością zanurzam się w filmach niespiesznych, skupionych na relacjach, gdzie sporo jest milczenia, to tym razem jakoś nie podzielam zachwytów recenzentów. Może trochę ze względu na wątek Aitora/Lucii. Choć nie jest przecież jedynym bohaterem, to na nim/na niej skupia się nasza uwaga i pojawia się wiele refleksji, kontrowersji, dyskusji. Ale o tym za chwilę.

Skąd tytuł? W świecie zwierząt podobno nie kwestionuje się różnorodności. Istnieje 20000 gatunków pszczół i każdy jest w naturze potrzebny. Jak rozumiem ma to być argument za tym, by odejść od tradycyjnych podziałów płci, binarności i akceptować fakt iż np. jedna z pszczół uzna, że jest skowronkiem. Odwalcie się, nie każcie jej pracować, wspierajcie w jej nowym żywocie i przebudujcie cały ul, bo przecież skowronek musi mieć więcej miejsca. Wiem, upraszczam i robię karykaturę, chcę jedynie zarysować pewien schemat. Mam bowiem wrażenie, że film Estibaliz Urresoli Solaguren jest głosem w pewnej sprawie, głosem wyraźnym i jako taki budzi emocje. Nie byłoby pewnie ich tak wiele, gdyby to była opowieść o kimś dorosłym, kto przeszedł etap dojrzewania, kto może i zmagał się z wieloma trudnościami, ale też dzięki temu jest pewien swoich decyzji. W przypadku ośmiolatka/i, gdzie wszystko jest bardzo płynne, wciąż się zmienia, jest podatne na czynniki zewnętrzne, jasne stawianie diagnozy, jakiejś opinii jest cholernie trudne. 

Wenus w futrze, czyli rozedrganie

Po raz kolejny studenci Akademii Teatralnej mnie zaskakują. Nie umiem inaczej określić emocji jakich doświadczyłam po wyjściu z tego spektaklu jak właśnie rozedrganie. Podobnie odbieram też postać reżysera graną przez Adama Stasiaka.


Przychodzi aktorka do reżysera. Chce zagrać w jego nowym projekcie. Zmusza go do wspólnego czytania scenariusza, które niemal natychmiast przeradza się w starcie dwóch osobowości. On jako autor i reżyser, w pewnym momencie zaczyna tracić kontrolę nad własnym dziełem; ona zdobywając przewagę nad nim staje się królową i z tej pozycji zaczyna go traktować jak chce. On zdaje się być bezbronny, bo pozwalając na to uchylił rąbka tajemnicy o sobie samym. Ona, świadoma tego, pokazuje mu to do czego sam przed sobą bał się przyznać. A jego skrytym pragnieniem jest zostać zdominowanym przez piękną kobietę, być jej niewolnikiem i być podle traktowanym. Pragnie kobiety tyranki, pięknej bogini, która dręcząc go, jednocześnie będzie go kochała. Ona, Wanda (Julia Banasiewicz), w jego oczach chce uchodzić za niewinną istotę, która spotkała zboczeńca. Uświadamia mu, że pociąga go sado-maso. On widzi w tym chemię namiętności, mówi jej o miłości połączonej przez perwersje. Jednak dla niej to również walka klas i płci, więc z nawiązką spełnia oczekiwania reżysera. Oboje odgrywają przed nami taniec namiętności, fascynacji, dążenia o wpływy, bitwy o dominację.

poniedziałek, 1 lipca 2024

John Porter, czyli robię to co w duszy mi gra...

Nie tak dawno pisałem o najnowszym projekcie Johna Portera z Agatą Karczewską (możesz kliknąć tu) i nie tak dawno wspominałem u siebie o inicjatywie Sąsiedzkie Granie, a tu proszę... Miałem okazję po raz pierwszy zobaczyć tego artystę u siebie w mieście i to w dodatku za darmoszkę, bo Dom Kultury podjął współpracę z Sąsiedzkim Graniem i wykorzystał pewnie kontakty, nie płacąc bajońskich honorariów. Nic tylko się cieszyć. Tym bardziej, że po Lechu Janerce to kolejna postać, która współtworzy nasz rynek muzyczny od dawna, a ja tyle lat nie widziałem ich na żywo. I oto spełniają się marzenia.

Koncert miał odbyć się pod chmurką o pewnie atmosfera byłaby inna - w sali kinowej, mimo dobrego nagłośnienia, na siedząco byliśmy chyba ciut mniej żywiołowi niż moglibyśmy być pod samą sceną. A może to jednak też efekt doboru repertuaru? John zaczął raczej od spokojnych ballad, od gitary akustycznej, dopiero potem trochę podkręcił tempo i podgrzał atmosferę.

niedziela, 30 czerwca 2024

Dzień wyzwolenia - George Saunders, czyli i śmieszno, i straszno

Czerwiec kończę opowiadaniami, choć w niedziele zwykle jest miejsce na powieści i literaturę piękną. George Saunders zasługuje jednak na to, by nie czkać zbyt długo na swoją notkę :)

Nie znałem wcześniej jego prozy, dużo za to słyszałem dobrego, więc ciekawość była spora. I przy pierwszym z opowiadań: totalny zachwyt. Potem trochę mój entuzjazm osłabł, niektóre z tekstów były moim zdaniem nijakie albo trochę przekombinowane, trudno mi jednak odmówić autorowi oryginalności, pomysłów. Czasem jest mocno surrealistycznie, innym razem to już prawie S-F, to jednak nie akcja, czy jakieś fantastyczne rozwiązania, czy nawet tło rodem z przyszłości, interesuje autora najbardziej. We wszystkich bowiem tekstach na plan wysuwają się zwykli ludzie, z ich emocjami, lękami, marzeniami. Dodajmy, że ludzie raczej mało szczęśliwi, choć szczęścia szukają lub żyją w złudzeniu, że inaczej się nie da, więc to co mają trzeba nazwać szczęściem.

sobota, 29 czerwca 2024

Piwniczne chłopaki - Jakub Ćwiek, czyli czy będąc martwym wciąż przeżywasz strach

O tej książce było dość głośno, bo filar wydawnictwa PulpBooks zastosował dość zaskakujący na naszym rynku mechanizm finansowy, czym zszokował niemal wszystkich. Hasło "Płać ile chcesz" brzmi zaskakująco - no bo jak to się może opłacić? Jak się okazuje, na szczęście wśród rodaków byli nie tylko cwaniacy płacący złotówkę, ale dużo takich, którzy docenili taką formę przedsprzedaży, dorzucając sporo kasy więcej. Przy okazji powrócił temat ile musi kosztować książka, by się opłacało jej wydanie - i bynajmniej nie musi to być 60 zł jak często teraz widzimy na okładkach.

Dobra, mechanizm finansowy to jedno, ale warto przyjrzeć się też samej treści. Jakub Ćwiek mimo, że z góry podkreśla, iż napisał historię dla młodszych czytelników, wcale nie zamierza moralizować czy uderzać w infantylne, bajkowe tony. To raczej rzecz w stylu filmów z dreszczykiem takich choćby jak Stranger Things, czy Goonies, a Ćwiek dodatkowo jeszcze okrasza ją tym co uwielbia, czyli mitologią skandynawską i motywami zombie. 

piątek, 28 czerwca 2024

Tomek i Opelele. Droga Smoka - Błażej Kronic, czyli łatwiej walczyć z potworami niż z...

Wakacje się zaczęły i mi jakoś w tym samym czasie wpadło w łapki trochę książek dziecięco-młodzieżowych. Leci więc do Was kolejna. Przygoda i magia - to połączenie które młodzi czytelnicy lubią, choć pewnie woleliby dostać zamkniętą historię, a nie jedynie jej początek. Pytanie jak długo trzeba będzie czekać na dalsze historie osadzone w świecie siedmiu królestw. To świat, który jest tuż koło naszego, ale trzeba być wybrańcem by potrafić do niego przejść. Tomek wydaje się właśnie nim być, a jeżeli dzięki temu, że wypełni w tym świecie pewną misję, uratuje życie i zdrowie taty chorującego na nowotwór, to nic nie wydaje mu się zbyt trudne. Nawet jeżeli czasem się boi. I nawet jeżeli musi zataić przed rodzicami wszystko co z misją jest związane.

Przecież gdyby wiedzieli, zaraz by mu wszystkiego zabronili, a on po prostu chwyta się tej ostatniej szansy jaką widzi. Ze względu na chorobę ojca przeprowadzili się poza miasto, musiał zostawić przyjaciół i czuje się trochę samotny, jednak od pierwszej chwili obecności w nowym domu, czuł że to nie jest miejsce zwyczajne. Właściciele, którzy sprzedali im dom, w sekrecie zdradzili mu jedynie troszkę, sugerując że wkrótce pozna opiekunkę i to ona opowie mu całą resztę.

czwartek, 27 czerwca 2024

Krew z krwi - Katarzyna Gacek, czyli czy kryminał może być lekki?

Niby nie jest dobrze zaczynać od trzeciego tomu cyklu, ale już nadrabiam poprzednie, więc jakby co będę już niedługo lepiej znał bohaterki i ich wcześniejsze losy, żeby mieć jeszcze większą frajdę. Zawsze przyjemnie się czyta, jeżeli akcja powieści dzieje się gdzieś "po sąsiedzku" a do Milanówka mam przecież rzut beretem (no może kilka rzutów). Od razu więc zrobiło mi się przyjemnie, bo ta specyfika niewielkich społeczności, gdzie ludzie się ciut lepiej znają, gdzie wydarzenia mocno integrują mieszkańców, gdzie żyje się trochę innym tempem niż w stolicy, to jest coś mi bardzo bliskiego. Tu nawet zbrodnie są jakieś takie bardziej "zwyczajne".

I tak też definiowany jest ten podgatunek - cosy crime. Tu zagadki często rozwiązują wcale nie policjanci, ale amatorzy, którym jednocześnie towarzyszymy w ich prywatnym życiu. Czy to czyni te kryminały mniej intrygującymi? Ano co kto lubi. Jeżeli skupiacie się jedynie na zbrodni i śledztwie, to tu chyba zbyt dużo będzie wątków pobocznych, ale jeżeli lubicie poznać trochę lepiej bohaterów, przeżywać ich radości i sukcesy lub smutki i dramaty, to świetnie odnajdziecie się w tym cyklu.

wtorek, 25 czerwca 2024

Terapia dla par, czyli skoro tu jesteśmy, to porozmawiajmy szczerze

Kącik filmowy dla kinomaniaków ciut bardziej wytrawnych tym razem całkiem łatwy i przyjemny. To znaczy jak lubicie filmy w stylu "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie", gdzie w zamkniętym pomieszczeniu wszystko rozgrywa się wokół kilku postaci i historii, które powoli wychodzą na wierzch. 

Hiszpańska Terapia dla par dotyka chwilami mało przyjemnych spraw, ale to nie dramat, raczej thriller psychologiczny z niezłą woltą na koniec. I w dodatku co jakiś czas, gdy napięcie już niebezpiecznie zbliża się do wybuchu, zgrabnie jest rozładowywane jakąś komediową nutą. Dużo tu zabawy różnicami pokoleniowymi, płcią i charakterami. Jak na różne sprawy patrzą ludzie po kilkunastu latach związku, a jak ci co dopiero nie tak dawno się poznali?

poniedziałek, 24 czerwca 2024

Lech Janerka, czyli może i stary ale jary

Nie tak dawno pisałem o najnowszej płycie Lecha Janerki (Zobaczcie jak się lata!), a tu proszę: trafiła się okazja by zobaczyć go na żywo i to za free. Lato to dobry czas na koncerty, zwykle to jednak festyny, gdzie więcej przypadkowych i podchmielonych widzów niż fanów, dlatego może i dobrze że Brwinów robi to trochę inaczej - jest koncert ale żadnej imprezy wokół, przychodzi się tylko na muzykę. I słuchasz jej sobie siedząc na kocyku na trawie albo wbijasz pod scenę, gdzie wcale nie jest ciasno.

Przyjechałem już po supportach, może jeszcze pokiwałem się na końcówce regałowego Bambi, a potem już sama przyjemność. Początek mocno osadzony w nowej płycie, bardziej refleksyjny i jak sam artysta powiedział: skoro ja siedzę to i wy możecie usiąść. Trochę żartował sobie ze swojego wieku i trochę było wspominek, ale przecież dla człowieka który ponad 40 lat jest na scenie muzycznej to zrozumiałe. Gdy śpiewa i gra, nie czuje się jednak tu jakiejś wielkiej różnicy - on nie musi skakać, żeby przekazać publiczności energię, a cała siła tkwi w jego kompozycjach i tekstach. Wiele z nich, mimo tego (a może właśnie dlatego) że są tak zwariowane, nieoczywiste, pełne zabaw słownych, pamięta się przez te wszystkie lata. I to było czuć.

niedziela, 23 czerwca 2024

Piękni lśniący ludzie - Michael Grothaus, czyli czy uczucia można zaprogramować

Ciekawy zlepek gatunkowy - trochę fantastyki, trochę thrillera, trochę romansu i niby młodzieżówka, ale nawet jeżeli nie wciągnie Was fabuła, to pewnie przyznacie, podobnie jak ja, że parę kwestii zostało w niej ciekawie poruszonych.

Jeżeli spodziewacie się fantastyki, to raczej się rozczarujecie. Ten świat, choć akcja dzieje się za kilkadziesiąt lat, mocno przypomina nasz. Może jest jeszcze bardziej podatny na manipulacje i ataki cyfrowe, ludzie są jeszcze mniej ufni, bo na świecie wciąż dochodzi do podziałów, konfliktów, mocarstwa wzajemnie oskarżają się o złe intencje i brudne gry. Żyje się jednak w miarę podobnymi sprawami jak dziś, a technologie nie są jakieś rewolucyjne, bardzo przypominają to co już znamy. Tu zaskoczeń nie ma.
 

A może jednak są? Dla autora to nawet nie opis tego świata wydaje się najważniejszy - nie cyfrowa zimna wojna, nie deepfejki, nie jakieś tragedie na świecie, które jak się sugeruje były dla ludzkości kubłem zimnej wody i ostrzeżeniem jak kiedyś Hiroshima. Ona zresztą się tu pojawi. To co jednak wychodzi na pierwszy plan, to pytanie o możliwości ludzkich odkryć w dziedzinie sztucznej inteligencji. Sprawa więc niby nie nowa, ale dość aktualna.

sobota, 22 czerwca 2024

Antosia w bezkresie - Marcin Szczygielski, czyli moje dzieciństwo nagle się skończyło

Polubiłem powieści Marcina Szczygielskiego, to że nie jest infantylny, że szanuje swoich czytelników, to że te historie czegoś uczą, mówią o ważnych sprawach. 

Nie ukrywam jednak że Antosia w Bezkresie mnie trochę zaskoczyła. Nie szukajcie tutaj czegoś co jest jakimś elementem fantastycznym, jakiejś sensacyjnej przemiany, zwrotów akcji, niesamowitych przygód. Chociaż nie, to ostatnie jest, w pewnym sensie. Dlaczego tylko w pewnym sensie? 

Studenci na scenę w Teatrze Druga Strefa, czyli Egzorcyzm i Drugi pokój

Egzorcyzm, czyli nie chcemy iść na wojnę

Żyjemy w czasach, kiedy pokój osiągnięty po II Wojnie Światowej trwał na tyle długo, że traumy naszych dziadków i niekiedy rodziców odchodzą w przeszłość, a jednocześnie jesteśmy świadomi zagrożenia jakie płyną zza wschodniej granicy. I nagle błogi spokój w jakim żyliśmy zostaje zachwiany, to co było jedynie okropnymi wspomnieniami naszych bliskich, opowieściami zaczerpniętymi z książek – nagle staje się dla nas realnym zagrożeniem.

Ten spektakl to odpowiedź młodych ludzi na to zagrożenie i jednocześnie sygnał, że wiedzą i rozumieją co niesie ze sobą wojna. I że jej nie chcą.

czwartek, 20 czerwca 2024

Niepokój przychodzi o zmierzchu, czyli tylko mrok i zimno



Dziś notka podwójna: najpierw przeczytałem książkę na DKK, potem wybrałem się na spektakl, ale może odwróćmy kolejność. Najpierw nasze dialogi na cztery nogi z M. po wieczorze w ramach Warszawskich Spotkań Teatralnych, potem kilka zdań o powieści.

***

MaGa: Przytłaczająca opowieść o dorastającej dziewczynce, której brat zmarł i teraz rodzina zatraca się w smutku po tej stracie. Siostra i reszta rodzeństwa nie bardzo umie sobie z tym poradzić, ale nikt z nimi o tym nie rozmawia. Matka ma zaburzenia w jedzeniu, więc na barki dzieci spada dodatkowo troska o jej zdrowie. Wszystko sprawia, że wokół zieje zimno emocjonalne, a główna bohaterka swoje bezpieczeństwo łączy z kurtką, którą nosi od wypadku brata.


Robert: Ładnie to streściłaś, mam jednak wrażenie, że nie znając powieści będącej podstawą scenariusza, ciężko by było połapać się w fabule. Pewnie pozostałoby wrażenie chłodu o którym wspominasz, dziwnych relacji rodzinnych, zaniedbywania, czy też eksperymentów charakterystycznych dla dorastania. Czy dałoby się jakoś sensownie to jednak połączyć w całość, dokonać interpretacji?

środa, 19 czerwca 2024

Pustać - Agata Zamarska, czyli gdy zależy ci za bardzo

Kolejny całkiem interesujący debiut na pograniczu thrillera psychologicznego, kryminału. Coś się wydarzyło, ale nie wiemy do końca ani co, ani też dlaczego. Trzeba więc odtworzyć wszystko od samego początku wraz z bohaterką, przyjrzeć się jej oczyma całej historii, by lepiej zrozumieć emocje jakie nią targają. Czemu to właśnie ona jest traktowana jako główna podejrzana? Kto chce wpędzić ją w jeszcze większe poczucie lęku?

Pustać to historia o budowaniu związku, o tym jak czasem człowiek dokłada starań by wypaść jak najlepiej, tak bardzo mu zależy. Ada myśli, że to właśnie ten wybrany, jedyny, partner z którym będzie mogła spędzić całe życie. Najchętniej spędzała by czas tylko z nim, ale przecież każdy ma jakąś rodzinę, przyjaciół... Trzeba więc jakoś przed nimi wypaść, poznać ich, żeby przynajmniej zrobić dobre wrażenie na początek. Potem może uda się sprawić, by już nie chciał z nimi się spotykać, by cały był dla niej.

wtorek, 18 czerwca 2024

Moje stare, czyli gdy zostaną już tylko wspomnienia

Wtorek i kącik filmowy dla wytrawnego filmomaniaka. Tym razem krótkometrażowo, ale powiem Wam, że z taką obsadą (Dorota Pomykała, Dorota Stalińska), aż żal że nie rozbudowano tego pomysłu na coś dłuższego.
 

Zofia i Anna. Dwie charakterne seniorki. Wydaje się, że wszystko mają już za sobą, choć jedna wciąż się z tym nie bardzo chce pogodzić, a drugą zmusza do tego choroba. Nie widziały się pół wieku, ich drogi się rozeszły, choć przecież były tak blisko siebie, przeżywały tak piękne chwile razem. Dziś mogą to jedynie wspominać. I to tylko wtedy gdy Alzheimer i leki na to pozwolą. Jedna w ośrodku pomocy społecznej, druga wciąż w pełni sił i balująca. Jedna przeżyła w miarę zwyczajne życie, miała rodzinę, teraz córka wciąż do niej zagląda, druga wydaje się wolnym duchem, dla niej dom i rodzina jakoś nie były chyba ważnymi wartościami. A w przyczepie, z którą podróżuje wciąż ma zdjęcia ich dwóch sprzed lat. Dlatego po telefonie jedzie do przyjaciółki bez większego namysłu.

poniedziałek, 17 czerwca 2024

Chris Rea - Stony Road, czyli spora dawka bluesa

Poniedziałkowa porcja muzyki i tym razem coś sprzed dwóch dekad. Odkryłem ten krążek poniekąd przypadkiem, trafiając na informację iż ukazuje się po raz pierwszy na winylu. Ani nie słuchałem dotąd dużo tego artysty, ani też nie kojarzył mi się jakoś szczególnie z moimi klimatami. Wiadomo: Chris Rea miał kilka przebojów i te zna każdy, rozpozna je w radiu, ale żeby tak wsłuchiwać się z namaszczeniem w jego nagrania, to jakoś siebie w tym nie widziałem. 


I oto zasłuchany od dłuższego czasu siedzę przy krążku jakże odmiennym od jego bardziej popowych nagrań. Głos niby ten sam, może trochę tym razem ta chropowatość jednak brzmi ciekawiej, bardziej nostalgicznie. A wiecie dlaczego? Bo to podróż w krainę bluesa i to w takim mniej popowym wydanie, rytmów w których brzmi smutek, ból i gorycz. To zawsze była muza, która sprawdzała się w wydaniu "naturszczyków", ludzi którzy chcieli poprzez nią wyrazić jakieś własne doświadczenia i frustracje. Czy człowiek który sprzedawał miliony płyt może w tym brzmieć autentycznie? 

Jedyna historia - Julian Barnes, czyli podobno pierwsza miłość ustawia całe życie

Długo odkładałem tą notkę, no zdecydowanie nie było mi z tą lekturą po drodze. Tyle dobrego słyszałem o autorze, a tu potężne rozczarowanie. 

W dużym uproszczeniu można by powiedzieć: odwrócona Lolita, choć tam literacko było dużo ciekawiej. Tu młody chłopak (ale uspokajam, już pełnoletni) związuje się z kobietą o trzy dekady starszą. Mamy oburzenie społeczności, ostracyzm, bo ona jest mężatką i to z dorosłymi córkami, mamy uczucie, które dla obojga coś w tym momencie znaczy. I mamy to co dla autora chyba najciekawsze: ciąg dalszy, który niestety jest mocno depresyjnym rozważaniem na temat tego jak bardzo oboje się unieszczęśliwili nawzajem i jak bardzo ich wyobrażenie o miłości rozjechało się z rzeczywistością. Dla młodego chłopaka, ten idealizm i późniejsze rozczarowanie byłby może i bardziej zrozumiały, ale dla niej pewnie był do przewidzenia finał tego związku.

niedziela, 16 czerwca 2024

Gdy twoje słowo ma moc, czyli Słowiedźma i Słowalkiria Anny Szumacher

Sobota i tym razem nie S-F tylko fantasy i to nasze krajowe i całkiem udane. Choć przy pierwszym tomie ciutkę marudziłem (dla zainteresowanych przypominam notkę - Słowodzicielka - Anna Szumacher, czyli w poszukiwaniu zgubionego wątku i celu), to przy kolejnych częściach bawiłem się coraz lepiej. Przedziwny przypadek, bo zwykle poziom się obniża, a tu nagle znikają wcześniejsze trudności - wielość postaci, przeskakiwanie od jednej do drugiej, mnożenie wątków bez ich łączenia - nagle wszystko wreszcie zaczyna się układać. I mamy z tego coraz więcej frajdy! Przy tomie drugim już było mi łatwiej, choć wciąż traciliśmy z oczu główną bohaterkę, a szukałem ciągle główniej jej. Pomogła trochę zmiana perspektywy - nie chodzi tylko o nią, ale o wyścig, w który została wciągnięta. To walka o tron, tyle że kandydatów kilkoro, nie wszyscy są nim zainteresowani, a znowu wśród tych, którzy są z boku, są tacy, którzy chętnie ich zastąpią. Im dalej w tą historię, mniej jest chaosu, trochę więcej też już wiemy o samym uniwersum, a choć opowieści poszczególnych Koronnych jeszcze bardziej wszystko rozciągają na boki, to łatwiej to wszystko nam ogarniać.

 

Rusza wyścig w poszukiwaniu Głosu, który zgodnie z przepowiednią, ma być atrybutem prawdziwego władcy. Cyan choć marzy przede wszystkim o powrocie do własnego świata, pogodziła się chyba z tym, że utknęła w opowieści, którą sama pisała i dopóki nie pomoże w wyborze króle, musi tu pozostać. Wybrała więc kandydata, który jej zdaniem jest idealny i postanowiła mu pomóc.

piątek, 14 czerwca 2024

Mała draka w fińskiej dzielnicy - Marta Kisiel, czyli uważaj czego sobie zażyczysz

Ciągły dylemat: pisać o tym co świeżo przeczytane, czy jednak o tych tytułach, które już parę tygodni czekają na swoją kolej... Może raz tak, raz tak będę próbował? O najnowszej powieści Marty Kisiel warto jednak pisać na świeżo, bo potem wrażenia uciekną, a tu raczej nawet nie sama fabuła jest istotna, co wszystkie te kwiatki powsadzane po drodze. Styl Ałtorki (nie ma błędu!) jest dość charakterystyczny i choć zdarzało jej się pisać trochę mroczniej i poważniej, to większość i tak czeka na jakieś dialogi i sceny, które wywołają uśmiech na twarzy. Czasem absurdalne, czasem po prostu trochę odklejone, ale mieszanie dwóch porządków: matematyczno-przyrodniczego i tego z lekka magicznego, prowadzi do zaskakujących konfrontacji. Jak tu pogodzić się z tym, że coś istnieje, choć cała nasza racjonalność temu przeczy... A jeżeli już zaakceptujemy, to jak to coś wygasić, pozbyć się, przegnać precz, by już nie zaburzało nam harmonii? 


Taki to między innymi dylemat ma główna bohaterka "Małej draki..". Mieczysława (nienawidząca swojego imienia), to młoda kobieta, której trochę pokićkała się kariera w mieście i życie prywatne, musi więc choć na chwilę odetchnąć i przegrupować siły u swojej babci. No bo gdzie jakby nie tam. I co z tego, że małe miasteczko, przecież nawet tam jakaś praca się znajdzie, nie? Choć na jakiś czas. Babcia zrozumie. Wybaczy. Pogłaszcze. Pomoże. I nakarmi. Bo bez tego u babci ani rusz. Taki choćby barszczyk albo rosołek to lekarstwo na wszystko.

czwartek, 13 czerwca 2024

Nie zostawaj influencerem, czyli marzenie tylu młodych

Jak by zakwalifikować taką książkę? Nie ma takiego gatunku jak ostrzeżenie, a nie jest to przecież reportaż, bo faktów i nazwisk tu niewiele (autor zastrzega że to z obawy przed procesami). Choć tak bardzo osobiste wspomnienia, nie jest to również raczej biografia. A więc co i po co? Jako forma autoterapii i jakiego ostrzeżenia? Dla kogo? Bo młodzi raczej tego nie przeczytają, zresztą oni wierzą swoim celebrytom, a Janek Strojny już do nich nie należy - nigdy nie miał największych zasięgów (choć pisze o zasięgach rzędu 80 mln odsłon, to w porównaniu z innymi to wcale nie tak dużo), a potem się wycofał. Sama książka została też mocno przez innych influencerów mocno skrytykowana jako pełna fantazji i przerysowań. Może więc to ostrzeżenie dla rodziców, by rozmawiali o tym ze swoimi pociechami, które przecież w przeważającej części upatrują w siedzeniu na TikToku czy w innych mediach społecznościowych, kręceniu filmików, sposobu na zdobycie dużej kasy, zrobienie kariery i generalnie super przyjemnego życia.

Tak, w tym przypadku lektura tej książki, może trochę dorosłym, nieświadomym różnych rzeczy, trochę otworzyć oczy. Może nie tyle na samo ryzyko wejścia w środowisko, które autor sugeruje że jest okropne i zjada człowieka z butami, potem wypluwa jako nędzne resztki (te imprezy ze stosami kokainy, oszustwa na umowach itp.). Ale jest też coś chyba ważniejszego o czym pisze autor.