wtorek, 18 lutego 2025

Sto lat samotności, gdy wszystkim wydawało się, że nie da się zrobić z tego filmu

Ach, jaka to była przyjemność. Historia pełna barw, pełna życia, ale przecież tak przepełniona jakąś dziwną atmosferą, pomiędzy realnością a snem, że wydawała się kompletnie nie przekładalna na język ekranu. Pozostawała wyobraźnia. A tu proszę.

Dzieło sztuki! Reżysersko, aktorsko, zdjęciowo - pod każdym względem. Wierne, a jednocześnie jednak trochę odrębne. Marquez powinien być dumny. I miejmy nadzieję, że ludzie nie pozostaną jedynie przy filmie, sięgną również po oryginał.

poniedziałek, 17 lutego 2025

O miłości w czasach Powstania - Michał Kowalonek, czyli pewien koncert, pewna opowieść, pewna płyta

Walentynkowo w tym roku było podwójnie, bo z żoną dzień przed tym świętem mieliśmy jeszcze okazję zaliczyć specjalny koncert walentynkowy Michała Kowalonka. Dziś więc trochę o koncercie, ale i płycie jaką potem przesłuchałem sobie w całości i zdobyłem z autografem na przyszłoroczny WOŚP.

Nie jest łatwo w środku tygodnia zapełnić sporą salę, gdy mimo lat grania nie przebiło się do świadomości masowego odbiorcy ze swoim nazwiskiem. W końcu Michał Kowalonek mimo tego że obecnie więcej robi solowo, we współpracy z innymi artystami, to mocno kojarzony jest raczej z zespołami w jakich występował, czyli Myslovitz i Snowman. Szczególnie ten pierwszy, miał masę przebojów, zawsze więc będzie ten ciężar skojarzeń i oczekiwań.
Tymczasem tu - w wersji solowej, jedynie z gitarą klasyczną, może to bardziej propozycja na niewielkie sale, kluby, na bardziej kameralną atmosferę? Niech jednak żałują ci co nie przyszli, bo zapełniliśmy może jedynie 1/4 sali. A było bardzo sympatycznie.

niedziela, 16 lutego 2025

Drobny szczegół - Adania Shibli, czyli spójrz choć raz z drugiej strony

Co prawda wcześniej miałem pisać o pewnym reportażu, który już w mocny sposób przypomniał mi o sytuacji Palestyńczyków coraz bardziej traktowanych przez Izrael jako naród drugiej kategorii, ale o nim może za tydzień. Dziś miniaturowa powieść. 

Zarówno jej objętość, jak i sama historia, mogą na pierwszy rzut oka sprawiać wrażenie mało satysfakcjonujących. Suchy opis zdarzeń. Rozkazy. Kolejne kroki, czynności. Chwilami to aż mało ludzkie, jakby automatyczne, bez emocji. Nie wiemy nic o tym co dzieje się w środku, widzimy jedynie to co na zewnątrz. 
Ale wiecie co? To wystarcz. I gula rośnie w gardle.


Dużo zamieszania wokół tej książki pojawiło się gdy na targach książki we Frankfurcie odwołano spotkanie z autorką - przecież gdy porwano kilkuset zakładników z Izraela, nie wypada rozmawiać o opowieści kobiety z Palestyny, która opisuje zbrodnię dokonaną przez Żydów u zarania tego państwa. To tylko jednak pokazuje cały absurd i hipokryzję społeczności międzynarodowej. Gdy każdego dnia giną lub są prześladowani rodowici mieszkańcy tych ziem, gdy są z niej wyrzucani, świat milczy. Izrael ma monopol na mówienie kto jest ofiarą i komu należy się współczucie. Choć od początku używają siły do tego umocnić swoją państwowość, rozszerzyć terytorium, usunąć z niego wszystkich, którzy nie pasują im do kategorii dobrego obywatela państwa żydowskiego, narracja cały czas wskazuje na to, że to działania obronne, prewencyjne. Nie jest istotna skala przemocy - za jedną ofiarę po ich stronie może być i 100 ofiar po drugiej, świat ma jako terrorystów wskazywać jedynie Palestyńczyków. Pytania kto tak naprawdę się broni, a kto atakuje, pytania o źródła tego konfliktu nie zadaje nikt. I nikt nie szuka równowagi w szukaniu rozwiązania. 

Życie to za mało - Iza Michalewicz, czyli reportaże o stracie i poszukiwaniu nadziei

Chwilka czasu przed wieczornym spektaklem, więc dziś aż dwie notki. Jeden tytuł biorę z tych świeżo zaliczonych, drugi z tych zaległych - w tym przypadku chyba aż dwa miesiące minęły od lektury, wybaczcie więc jeżeli notka będzie lakoniczne. I tak wcale nie jest łatwo pisać o zbiorze reportaży, z których każdy dotyka trochę innych rzeczy, tematów, czasem nawet ciut zmieniony jest styl. Czasem narratorem jest autorka reportażu, a czasem ona zupełnie znika, choć generalnie stara się opowiadać ona po prostu historię swoich bohaterów. Gdy oni jednak nie żyją, nie chcą, trzeba zrobić to za nich.

Reportaże sprzed lat, ale potem dopisywane przez Izę Michalewicz były jakieś aktualizacje spraw, co niejednokrotnie jeszcze bardziej podkreśla ich siłę.

sobota, 15 lutego 2025

Światłoczuła, czyli kto tu ma prawdziwy problem

Plan jaki miałem na kolejne notki troch mi się posypał, dwa wieczory zajęte z żoną z okazji Walentynek, potem cały dzień na kolejny etap Warszawskiej Drogi św. Jakuba, więc może jutro coś pomyślę na nowo nad kolejnością.
A dziś jedna z tych rzeczy walentynkowych. Postaram się krótko.

Dobrze że to nie jest kolejna komedia romantyczna, albo coś co udaje komedię jak to w polskich produkcjach częste. Zamiast tego Tadeusz Śliwa zafundował nam czystej wody romans. Wciąż trochę odrealniony, w środowisku warszawskim czyli trochę w oderwaniu od prawdziwego życia, co jest częstym problemem w naszej kinematografii. Za to ma w sobie coś, co stanowi o jego oryginalności i to go na pewno wyróżnia.

Przymknijmy więc oko na młodziutkiego fotografa, który robi światową karierę i szasta kasą (całkiem ciekawa, zupełnie inna od "Idź pod prąd" rola Ignacego Lissa. Przyjrzyjmy się za to jego wybrance, bo to w niej siła tej historii. 

czwartek, 13 lutego 2025

Opowieść Podręcznej, czyli znikają kolory, znika wszystko, zostaje czerwień

 

Widziałem już film (patrz tu), czytałem książkę (patrz tu) i wracam do tej historii po raz kolejny, tym razem w powieści graficznej. I wiecie co? Wciąż robi wrażenie.


Dystopia kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood na pewno odżyła na nowo i rozpaliła wyobraźnię po pojawieniu się serialu, mocno też była wykorzystywana przez środowiska feministyczne jako argument przeciwko zaostrzaniu przepisów o aborcji.


Choć dla bohaterki urodzenie dziecka było czymś ważnym i nigdy nie myślała o przerywaniu ciąży, w tej historii ważne jest prawo wyboru. System w którym nie możesz decydować o sobie sama, jesteś zmuszana do określonych zachowań, podejmowania jakiejś roli, daleki jest od demokracji, choćby się przypisało do tego cudowną ideologię. W dystopii Atwood wszelkie zmiany miały być lekarstwem na katastroficzną sytuację demograficzną - mężczyźni zdecydowali zatem, że trzeba zakazać kobietom pracy, zmusić je do powrotu do roli opiekunki ogniska domowego. A jak to nie zadziałało? To wdrożono kolejne kroki.

Opowieść o zwyczajnym szaleństwie, czyli ja Cię kocham, a Ty...



MaGa: Sztuka Petra Zelenki miała swoją premierę w 2001r. w Pradze. Dwa lata później zagościła na polskich scenach i wystawiana jest w różnych miastach do chwili obecnej. Dla mnie to kolejne podejście do tej sztuki, bowiem oglądałam ją jako przedstawienie dyplomowe w TCN w 2016r. Spektakl w Teatrze Ochoty balansuje pomiędzy czarną komedią a groteską i porusza problem ludzi nie pasujących do tzw. normalnego ogółu. Nieprzystosowanych, nadwrażliwych, dziwnych.

Robert: Niedługo o większości młodych będziemy mogli tak powiedzieć, bo trudność do nawiązywania trwałych związków, zaangażowania, ale i potem podtrzymywania tej relacji, to problem coraz częstszy. W głębi duszy marzą o czymś trwałym, a kończy się zwykle na czymś przelotnym, na zranieniu, na nudzie, na niechęci do zmiany. Ale u Zelenki to poszukiwanie do postaci na pierwszy rzut oka szarych, zwyczajnych, a jednocześnie posiadających jakieś swoje dziwactwa, chyba jest raczej nie tyle jakąś próbą diagnozy, a raczej żartem w dziwny sposób dającym nie tyle śmiech z bohaterów, ale nadzieję i dla nich i dla widza. W końcu każdy mimo wszystko może zostać zaakceptowany, nawet ze swoimi dziwactwami.

środa, 12 lutego 2025

Schronisko które przetrwało - Sławek Gortych, czyli te ściany widziały niejedno

Pisząc o pierwszym tomie Sławka Gortycha (pisałem tu) wyraziłem oczekiwanie czy też życzenia dla autora, żeby druga część cyklu była jeszcze ciekawsza. No i jest! Przynajmniej dla mnie.
Oparcie się jeszcze bardziej na przeszłości, większa ilość postaci w wątku współczesnym wcale nie pogorszyły jakości, a wręcz sprawiły że mniej w niej sztuczności, która mi wtedy przeszkadzała. Jakoś wątek romansowy wtedy mi pasował średnio, a teraz gdy jest opisany z innego punktu widzenia jakoś wypada ciekawiej.


Sławek Gortych od początku założył sobie, że buduje intrygę kryminalną wokół prawdziwych wydarzeń i realnych miejsc. Jest pasjonatem historii i samego regionu Karkonoszy, stąd więc pewnie ma sporo ciekawych opowieści jeszcze w zanadrzu. Sztuką jest jednak tak je połączyć, podkręcić fabularnie, obudować jakimś napięciem - i za to spore brawa.

wtorek, 11 lutego 2025

Queer, czyli cierpienia starego Wertera

Zdecydowanie dla wytrawnych kinomaniaków i to w dodatku takich, który bliski jest duch bitników, wszelkie eksperymenty (również seksualne) i poszukiwanie nowych doznań. Dla innych to nie będzie seans ani specjalnie porywający, a może nawet nudny. Ma co prawda jeden punkt mocny, który podwyższa mogą ocenę, ale w sumie jeden aktor, choć w roli głównej, nie pociągnie całej produkcji - to nie monodram.

Ekranizacja powieści Burroughsa więc spodziewajcie się dusznej atmosfery, alkoholu, narkotyków, a do tego dodajcie jeszcze związek starszego faceta z dużo młodszym od niego mężczyzną. Fascynacja, przyciąganie i odpychanie i tak przez cały film. Nawet kinem drogi bym tego nie nazwał, bo choć niby jest jakiś cel (znalezienie w Ameryce Południowej nowego cudownego związku psychoaktywnego), to wszystko co po drodze jest zwyczajnie monotonne. Aż dziwne, że jednocześnie oglądamy tą gorączkę w jakiej tkwią bohaterowie, ale poza lepkością potu my czujemy co najwyżej temperaturę letnią.

poniedziałek, 10 lutego 2025

Idź pod prąd, ale film to sobie odpuść

Poniedziałek to dzień na muzykę, ale dziś o filmie. Dlaczego? Bo odgrywa ona tu ważną rolę no i szczerze mówiąc jest chyba najlepszą częścią filmu. Porwanie się na próbę opowiedzenia o kultowym punkrockowym zespole KSU, prostych chłopakach z Bieszczad, najwyraźniej przerosło reżysera ale przede wszystkim scenarzystę. Już pal licho sztuczność, jednowymiarowość postaci o których on opowiada, ale zbudowanie całej fabuły wokół pewnego esbeka, który pracował nad ich sprawą, w dodatku czyniąc go w sumie niegroźnym facetem, dzięki któremu rozwinęła się kariera "Siczki" to jakieś kuriozum. Prawdę mówiąc nie rozumiem jak ów mógł w ogóle dać swoją twarz dla takiego gówna - sceny gdy bohater bo przymusowej służbie wojskowej i zgnojeniu go, dziękuje esbekowi, że niby tyle dobrych tekstów nigdy nie napisał, jest obrazą dla wszystkich tych, których władza wcielała w mundur na siłę. Niejeden chłopak popełnił samobójstwo po takim "prezencie", a był to sposób na radzenie sobie z buntowniczymi jednostkami - dostawali nie tylko od dowódców, ale i od kolegów z sali, prostych chłopaków, którzy nie przepadali za "innymi". Pacyfista, punk, kleryk, wegetarianin, student wyrzucony za brak pokory mieli przechlapane. A tu? Wzrusza się nad tym ramionami i funduje hasło "Wolność jest w nas".

niedziela, 9 lutego 2025

Koniec - Marta Hermanowicz, czyli to się za nami ciągnie

Przeczytane jeszcze w ubiegłym roku, ale długo jak widzicie zbierałem się by coś napisać o tym tytule. Ma w sobie coś takiego, co mnie drażniło osobliwie, wciągało w jakieś bagienko traum, żali, goryczy, a ja nie miałem w tamtym momencie na to najmniejszej ochoty. I może w tym tkwi też jakaś siła tej opowieści - burzy spokój, bombarduje wspomnieniami trudnymi, które jednak nie układają się w jakiś sensowny ciąg zdarzeń. Skaczemy po nich, nie poznajemy dalszego ciągu, ale coraz bardziej zdajemy sobie sprawę jakie piętno one wywierają na bohaterkach, jak to wszystko czego doświadczają się w nich odkłada. I co ważne - przekazywane jest dalej. Z pokolenia na pokolenie. 

Te przebłyski raz dotyczą bowiem babki, raz matki, raz córki. Każda z nich już od małego zbiera wokół siebie jakieś słowa, zdarzenia, myśli, które powoli odbierają wszelką radość życia, coraz bardziej wypełniając jedynie obowiązkami, determinacją, ale i żółcią.

sobota, 8 lutego 2025

...i ujrzeli człowieka - Michael Moorcock, czyli szamocąc się duchowo i psychicznie

Co prawda miało być o komiksie, ale jakoś siedzi mi w głowie ta książka, więc skoro to sobota i czas na fantastykę, łapcie drugą notkę książkową. Najwyżej jutro notki nie będzie.

Najnowszy tom z kolekcji Wehikuł czasu, wydawanej przez Rebis, to rzecz która pewnie niektórych oburzy, ale jest naprawdę smakowita, szczególnie jeżeli człowiek sobie uświadomi, że to powieść sprzed 60 lat. I powiem Wam że wciąż może zaskakiwać, wciąż skłania ku refleksji.
Czy jest obrazoburcza, jak pewnie niektórzy by okrzyknęli. Cóż. Jeżeli ktoś podchodzi do Biblii bardzo zasadniczo i nie akceptuje ani żadnych żartów (patrz Żywot Briana) ani też jakiejkolwiek alternatywnej wizji historii Jezusa, lepiej niech po ten tytuł nie sięga. Ja nie czuję się obrażony, bo zdaję sobie sprawę, że celem autora nie było wmawianie nam, że nie było prawdziwego Syna Bożego, tylko opowieść o tym jak pewna obsesja może okazać się czyimś przekleństwem, odbierając całą radość życia. Różne sceny rzeczywiście są dość niesmaczne, pamiętajmy jednak że to wszystko próby skonfrontowania się z tradycją ludzi, którzy pragnęli by to odrzucić. Lata 60 pełne są takich eksperymentów i wiele z nich po prostu warto pominąć milczeniem, a nie wyciągać na wokandy sądowe i jeszcze bardziej nagłaśniać. Coś się neguje, a potem ze zdziwieniem obserwuje, że i tak dla ludzi w chaosie współczesności to na tyle ważne, że próbują do zniszczyć, ośmieszyć, obrzydzić. A im bardziej próbują, tym bardziej sami okazują się godni współczucia i ogarnięci jakimś szaleństwem. Skoro Boga nie ma, to czemu o nim wciąż tyle myślicie i powraca jako punkt odniesienia (negatywnego, ale jednak odniesienia) w tym co głosicie?

To nawet nie jest kwestia zabawy motywami fantastyki naukowej (patrz podróże w czasie i możliwość ingerowania w wydarzenia), ale przede wszystkim analiza czyjejś psychiki, tak mocno skupionej na próbie odpowiedzi na swoje wątpliwości, że poświęca się temu całe życie.

Co porusza martwych - T. Kingfisher, czyli i wszystko pochłoną grzyby

W sumie nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać, ale przyznajcie że tytuł i okładka dość kuszące i oryginalne. Niestety z zawartością trochę już słabiej. Rozumiem modę na retelling i wcale nie uważam, że korzystanie z klasycznych historii oznacza brak własnych pomysłów. Nie zawsze jednak wystarczy inwencji by rzeczywiście uznać coś za na tyle atrakcyjne, ciekawe, by zasługiwało na szeroką dyskusję, pozostajemy raczej na poziomie zabawy pewnymi motywami. Tym razem na warsztat wpadło klasyczne opowiadanie Edgara Allana Poe "0Zagłada domu Usherów". Kto pamięta niedawny serial być może będzie spodziewał się przeniesienia akcji w czasy nam współczesne, ale autorka uznała, że wystarczy trochę udziwnić bohaterów, dodać mocny charakter feministyczny czy też transpłciowy i to wystarczy by historia nabrała bardziej współczesnego charakteru.

O ile klimat więc udało się stworzyć całkiem ciekawy, jakiś element grozy, tajemnicy na pewno jest tu obecny, to niektóre pomysły w takim kształcie dla mnie są mało zrozumiałe i mało potrzebne. O ile postać kobiety mykologa, pasjonatki nauki jest napisana fajnie, to stworzenie emerytowanej żołnierki która w dodatku używa dukaizmów i określa się jako onu/jemu, pasuje tu jak kwiatek do kożucha. Wymagałoby na pewno rozwinięcia, jakiejś podbudowy (jak choćby w uroczej dualogii Becky Chambers), a tak stanowi jakiś detal, mający niewiele znaczenia a utrudniający trochę lekturę i tym samym denerwujący.

piątek, 7 lutego 2025

Wyspa pajęczych lilii - Li Kotomi, czyli jeżeli zostaniesz, musisz się dostosować

Wracam do serii z żurawiem od Wydawnictwa BoWiem (część wydawnictwa UJ), tym razem jednak trafiłem na pewną zagwozdkę. Powieść Wyspa pajęczych lilii to nie tylko fabuła, a może nawet nie przede wszystkim fabuła, ale historia rozwijająca się na poziomie językowym. Mieliśmy już przykłady tego, że tłumacze mierzyli się z gwarą, jakimiś naleciałościami regionalnymi, ale tu mam wrażenie zadanie było jeszcze trudniejsze. Chodzi bowiem o to jak zmieniały się słowa pod wpływem kontaktów między jakimiś ludami, jak język ewoluował, jak zmieniały się pojęcia, ich rozumienie. Wyspa zamieszkiwana przed niewielką społeczność, praktycznie izolowana, z niewielkimi kontaktami zewnętrznymi jest dobrym miejscem do obserwowania zwyczajów, tworzenia się mitów, legend, ale i właśnie języka. Tylko jak to przełożyć na polski?

Mam wrażenie że tym razem coś nam umyka przy lekturze, że nie dostrzeżemy wszystkich jej niuansów, a przebijanie się przez używane słownictwo, próby jego zrozumienia w każdym słowie, sprawiają sporą trudność i trochę odbierają przyjemność z czytania. Mamy aż trzy różne języki, którymi posługują się postacie, a znalezienie na to pomysłu w języku polskich nie było proste. Oczywiście można by chłonąć jedynie atmosferę, nie schodząc na poziom poszczególnych zdań, tak jakby podążając za bohaterką, która też nie rozumie początkowo zbyt wiele, uczy się tego języka. Nie jesteśmy jednak przyzwyczajeni chyba do takiego uczestniczenia w historii, jest w nas usilne pragnienie zrozumienia każdego słowa.

Sztuka i seks, czyli Peggy Guggenheim

Monodramy bardzo lubię, ale to wcale nie taka łatwa sztuka, by utrzymać uwagę widzów przez półtorej godziny. Czasem mimo pewnej charyzmy, umiejętności aktorskich, tekst i pomysły reżysera niestety nie dają pełnej możliwości stworzenia jakiejś wyjątkowej kreacji. Tak mam wrażenie że jest trochę ze spektaklem Ewy Kasprzyk w reżyserii Karolina Kirsz.
 

Osobowość Peggy Guggenheim, kolekcjonerki i mecenaski sztuki, na pewno jest na tyle barwna że materiał na ciekawą opowieść jest. W końcu to kolorowy świat bohemy, wielkie pieniądze, ekscentryczny styl życia, liczne romanse, wojna, dramaty oraz kolekcja o którą walczyły największe muzea świata.

Jak to przenieść na scenę?

środa, 5 lutego 2025

Jak zbudować napięcie, czyli Paderborn i Złodziejski spadek

Pytanie z tytułu notki: "jak zbudować napięcie" warto zadawać pisarzom, których książki zrobiły na nas wrażenie. Ale wiecie co? Ani Remigiusz Mróz ani Bożena Mazalik raczej nie należą do takich, którym warto byłoby je zadać z nadzieją na uzyskanie sensownej odpowiedzi.

Oczywiście każda ocena jest subiektywna i pewnie znajdą się tacy, którzy uznają oba tytuły za arcydzieła i będą zapewniać że zarwali dla nich noc. Gdy się porównuje jednak z wieloma innymi tytułami (a kryminały czytam praktycznie non stop), człowiek nieuchronnie podnosi poprzeczkę oczekiwań. Na Notatniku nigdy też nie próbuję się krygować i nawet jak coś dostaję do recenzji (Złodziejski spadek) nie będę szukał na siłę komplementów. Obie pozycje to średniaki, w oby nie zagrało trochę coś innego i o tym dzisiejsza notka.

Zacznijmy od Mroza.
Pamiętam te emocje przy pierwszych tomach z Chyłką - ciekawa bohaterka, intrygujące fabuły, a potem z tomu na tom robiło się coraz bardziej powtarzalnie, nieprawdopodobnie i jakoś mniej ciekawie. Ale seria dobrze idzie, czytelnicy polubili też inne postacie (Langer) to i nagle okazuje się, że można dalej eksploatować to w może trochę bardziej sensacyjno-kryminalnej formule. Już nie tylko sąd jest areną zmagań z różnymi psycholami, a sprawiedliwość można wymierzać na różny sposób.

wtorek, 4 lutego 2025

Rozstanie i żałoba, czyli Crossing i Jutro o świcie


W głośnikach wieczór z Waglami w Radiu Nowy Świat a ja siadam do pisania o filmach jak staram się to robić co wtorek. Wybieram tym razem ze szkiców dwie produkcje dalekie od przebojów kinowych. To kino kameralne, dla wytrawnych kinomaniaków. Oba jak zobaczycie mają plakaty z morzem/oceanem, a czy coś więcej je łączy? Może motyw tęsknoty. Choć i w jednym i drugim przypadku ma ona inny wymiar. 


Szwedzki reżyser o gruzińskich korzeniach Levan Akin w swoim najnowszym filmie zaprasza nas do Turcji, ale nie po to by fundować obrazki dla turystów, a raczej przyjrzeć się innemu wymiarowi życia miasta. Oto starsza kobieta, emerytowana nauczycielka, przybywa z Gruzji by szukać tu swojej siostrzenicy. Ma wyrzuty sumienia, bo kiedyś cała rodzina odrzuciła transseksualną dziewczynę - w niewielkiej wiosce wybrali wierność tradycji i stosunki z lokalną społecznością, a dziewczyna uciekła z domu. W Stambule takich jak ona jest sporo, tworzą całą społeczność, wspierają się, walczą o to, by nikomu nie stało się nic złego.

poniedziałek, 3 lutego 2025

To nie najlepszy czas dla wrażliwych ludzi - Patrick The Pan, czyli all you need is...

Robię niewielką przerwę w pisaniu o teatrze, wracam w czwartek, bo w zanadrzu jeszcze kilka rzeczy, a potem już chyba co tydzień do połowy marca coś w kalendarzu. Warto jednak urozmaicać, a więc dziś muzyka, wtorek to filmy dla wytrawnych kinomaniaków, a środa czas na kryminał.

Ach jak bardzo ta płyta mi ostatnio we mnie gra. Od tytułu, przez poszczególne kawałki, teksty, aż po jakąś dziwną melancholię w jaką mnie wprowadza. Niby melodyjnie, ale raczej do zasłuchania się, a nie do zabawy. Niby lekko, a jednocześnie jest w tym dużo fajnego przekazu, spojrzenia na rzeczywistość z uważnością, ale i wrażliwością. Krążek wydany własnym sumptem, poza dużymi wytwórniami, tym bardziej doceniam więc odwagę i biję brawa.

niedziela, 2 lutego 2025

Belfer, czyli zamiast do więzienia - do teatru

Pisząc kiedy o sztuce Jean-Pierre’a Dopagne’a w wykonaniu Wojciecha Pszoniaka nadałem jej tytuł "kiedyś to byśmy wszyscy wstali" nie chcę więc się powtarzać, choć to samo się nasuwa. Przecież w tej opowieści gorycz z powodu tego, że kiedyś nauczyciel był autorytetem, czerpało się od niego wiedzę, jest bardzo silna. Bohater zapatrzony w swojego mentora sam wybrał taką drogę, chciał być jak on. Dziś, gdy coraz bardziej współczesna szkoła kojarzy się z chaosem i próbami panowania nad nim przez ludzi coraz bardziej wypalonych i sfrustrowanych, ten tekst wybrzmiewa równie mocno jak kilka dekad temu. Wtedy przysypianie uczniów na lekcji, nie słuchanie poleceń, zachowania aroganckie i bezradność wychowawcy przerażały, ale jeszcze nie były tak częste... Dziś... szkoda gadać. Nic dziwnego że każdy kto tylko może ucieka z dziećmi do edukacji prywatnej, społecznej, domowej, każdej innej byle nie doświadczać tego co się dzieje w tzw. publicznej. 

Przewrotny to tekst, bo przecież od początku "potwór" przyznaje się do tego co zrobił, opowiada o tym, tłumacząc co go pchnęło do tego czynu, kiedy przekroczy granicę za którą przestał się hamować. Ale ważne jest to, że jego "kara" jednocześnie stała się dla niego nobilitacją. Wreszcie uwolniony od złudnej nadziei, że uczniowie będą chcieli skorzystać z tego co im przekazuje, staje się aktorem, showmanem, cieszącym się z bycia w centrum uwagi. 

sobota, 1 lutego 2025

Mianujom mie Hanka, czyli to nasza ziemia

Spektakl obejrzany w Teatrze Telewizji (możecie i Wy), ale pomyślałem sobie że chętnie bym obejrzał to na żywo. Ten spektakl jest bowiem niczym spotkanie, słuchanie czyjejś opowieści, gdzie na chwilę zapominasz nawet o tym, że jesteś w teatrze. Tak jakbyś przyszedł do domu sąsiadki, która uraczyła cię nie tylko herbatą i ciasteczkiem, ale dłuższą rozmową. I akurat masz czas. A z każdą minuta czujesz, że ta historia jest ważniejsza i cenniejsza niż wszystko inne co robiłeś w tym dniu, ba, może i w całym tygodniu. 

W okruchach wspomnień z młodości, z lat późniejszych, można powiedzieć, że z całej historii życia, odkrywasz nie tylko ogromne cierpienie, dramat tej jednej kobiety, jej bliskich, ale dużo szerszą perspektywę podobnych jej mieszkańców Śląska. Ziemi, o którą spierały się nacje, która przeżywała przesuwanie się granic i zmianę władz, która była uważana za cenną zdobycz, eksploatowaną do granic możliwości. Ziemi zamieszkanej przez ludzi, którzy ją pokochali, ale niejeden raz byli za to karani. 

50 słów, czyli nie zawsze tak jak w bajce

Luty zaczynam z dużymi trudnościami technicznymi, ale zagryzam zęby i na początek będzie maraton teatralny. Zaczyna Mirka.

***

Mocno mi się zaczął rok teatralny 2025. Teatr POLONIA udostępnił deski swojej sceny dla łódzkiego Teatru Kamila Maćkowiaka, który zaprezentował spektakl „50 słów” autorstwa Michaela Wellera. Spektakl - dla mnie - z efektem WOW!, zapadający w pamięć, drapiący od spodu skórę. Spektakl dla ludzi szczerych wobec siebie i nie bojących się prawdy o sobie. Spektakl dla szczęściarzy, którzy zdołali wygrać dobry związek. I chyba przede wszystkim dla tych, którzy planują małżeństwo.


Zapatrzeni w telewizję i ckliwe komedie romantyczne często marzymy o ślubie jak z bajek i filmów Disney’a. Nikt jakoś nie zwraca uwagi, że autorzy bajek i sam Disney zatrzymywali się w tym momencie ze słowami: i żyli długo i szczęśliwie. Dlaczego? Wiedzieli coś o czym nie chcieli mówić?

piątek, 31 stycznia 2025

Czas nadziei - Magdalena Kordel, czyli można być miłosiernym, ale trzeba też mieć twardą rękę gdy trzeba

Okazuje się, że styczeń powoli się kończy, a ja mam materiału już na kolejny miesiąc i wciąż problem w jakiej kolejności publikować... Plany wciąż modyfikuję, więc na najbliższe dni obiecywany już jakiś czas Koniec Marty Hermanowicz, dwa niezłe seriale, dwa spektakle, dwa komiksy, fantastyka, a poza kryminałami na pewno jeden dobry reportaż.

Dziś o czymś w miarę lekkim, ale już jakiś czas czekającym na notkę, a że to trzeci tom, to dobra okazja by domknąć cykl, bo pisałem też o wcześniejszych tytułach. Całość poszła za datek do puszki na WOŚP więc przyniosła dodatkowy owoc.

Magdalena Kordel ma swój styl, czytelniczki które kochają jej historie, więc każda jej powieść jest wyglądana z dużymi emocjami. Gdy jest to cykl - po prostu przyjemność jest rozciągnięta w czasie, trochę jak w serialu. Tak też zbudowana była narracja - pierwszy tom i zawiązanie akcji, w drugim ku mojemu zaskoczeniu mocno sięgnęliśmy w przeszłość, dzięki czemu mogliśmy lepiej poznać bohaterkę i zobaczyć co ją ukształtowało, trzeci zaś ma przynieść zakończenie różnych wątków i oby szczęśliwy finał.

środa, 29 stycznia 2025

Wzgórze psów, czyli stare rany, które się nie zabliźniają

Pisząc o tym serialu - kolejnej próbie przeniesienia twórczości Jakuba Żulczyka na ekran (chyba ta jest najmniej udana) warto wspomnieć wcześniej o książce (patrz co napisałem). Nie tylko ze względu na zmiany jakie wprowadzono w scenariuszu, ale przede wszystkim by zobaczyć czy udało się uchwycić jej ducha, tą czarną dziurę, depresyjność.

Mówi się o tej produkcji głównie w kontekście narzekania na fatalne udźwiękowienie dialogów, co trochę jest słabe bo sporo tu innych rzeczy zasługujących na pochwały (zdjęcia, część obsady, plenery). Na pewno to nie jest serial, na który warto machnąć ręką, mówiąc że szkoda czasu. Natomiast mówiąc szczerze: do książki się nie umywa.

poniedziałek, 27 stycznia 2025

Kompletnie nieznany, czyli co w tej głowie siedzi

James Mangold kiedyś opowiadał już na ekranie biografię muzyka i żeby było zabawniej, powraca on tutaj na drugim planie (chodzi o Casha). Tym razem wziął się za Dylana i wyszło ciekawie, choć chyba nie do końca tego by chcieli ci, którzy pieśniarza, poety, muzyka nie znają. Bo o samym Dylanie niewiele się z filmu dowiecie, nie poznacie go jako człowieka albo będziecie mieli dość mylne wyobrażenie. To raczej próba uchwycenia pewnego fenomenu jakim stał się mało znany chłopak z gitarą, opowieść o tym jak inni reagowali na jego twórczość. Dylan zawsze fascynował przede wszystkim tekstami, one niosły jego muzykę, bo przecież ani wokalistą nie był/nie jest jakimś fenomenalnym ani nie miał w sobie takiej charyzmy i parcia na popularność. Potrafił jednak jak mało kto zawrzeć w słowach ważne przesłanie i to właśnie próbują nam pokazać na ekranie twórcy "Kompletnie nieznanego". 

Oto artysta, który cały czas szuka jakiegoś sposoby wyrażenia siebie, w nosie ma prozę życia, obowiązki, innych ludzi... To nawet nie egoizm, ale po prostu jakby chodzenie głową w chmurach, na ekranie jednak wychodzi po prostu na buca, który rani innych, nie liczy się z ich uczuciami. Trudno go lubić. Ale...

czwartek, 23 stycznia 2025

Echo. Wojciech Mann w rozmowie z Katarzyną Kubisiowską, czyli usiądźmy i pogadajmy

Książka właśnie na wystawionych przeze mnie aukcjach na WOŚP robi furorę (przebiła już 500 zł), więc widać że autograf pana Wojtka jest ceniony, a ja postanowiłem napisać choć kilka zdań o tej pozycji.

Nie jest to wcale proste, bo streścić przecież rozmowy nie można, gdyby jeszcze to było jakoś uporządkowane, można by wskazać przynajmniej jakieś tematy, ale jak to z Panem Wojciechem bywa - na każdy temat może powiedzieć coś sensownego, a w dodatku jeszcze okrasi to jakąś anegdotą, których przecież w zanadrzu ma sporo. Kojarzymy go jako dziennikarza muzycznego, prowadzącego różne programy telewizyjne, w tym rozrywkowe, ale przecież nie zawsze siedział za mikrofonem lub stał przed kamerą. Jeżdżąc po świecie ocierał się o wielkie sławy, a znajomości i pewnego rodzaju brawura pozwalały mu na podejmowanie czasem bardzo zaskakujących przedsięwzięć.

Będzie więc sporo humoru, nostalgicznych wspomnień, ale i trochę refleksji na temat tego jak zmienia się rzeczywistość wokół niego. Czy gdyby dziś ktoś zaproponował mu powrót do Trójki - podjąłby taką decyzję?

środa, 22 stycznia 2025

Kryminalnie czy sensacyjnie, czyli Zachowaj spokój i Idź przodem, bracie

Kryminalna środa i tym razem dwa seriale z Netflixa, oba nasze, więc można się cieszyć że ciekawych tytułów coraz więcej, ale tym bardziej rośnie też poprzeczka i oczekiwania. Trochę więc pomarudzę przy pierwszym z nich, przy drugim ciut mniej.

Nie na obsadę i nawet nie na materiał. Harlen Coben najcześciej trzyma dobry poziom, choć trzeba umiejętności by powolne zdradzanie sekretów, przenieść na ekran. Raz się to uda lepiej, raz słabiej. W głębi lasu było niezłe, a teraz cześć obsady i bohaterów powraca w nowej produkcji. Czy trzeba było to łączyć? Chyba niekoniecznie. Przecież spokojnie można opowiedzieć oddzielną historię, zwłaszcza że i klimat trochę inny, bardziej miejski, inne zagrożenia czyhają na dzieciaki. 

 
Mamy więc mieszkańców ekskluzywnego osiedla, rodziców którzy maja różne obawy o swoje pociechy - wiadomo im starsze tym więcej zagrożeń. Bo to i złe środowisko, narkotyki, przemoc, a przy młodszych wredni koledzy i głupi nauczyciele.

wtorek, 21 stycznia 2025

Kiedy nadchodzi jesień, czyli nie oceniaj zbyt szybko

Najnowszy film Françoisa Ozona rozpoczyna się niczym sielankowa opowieść rodzinna - oto starsza Pani czeka na przybycie swojej córki i wnuka, szykuje im posiłek, cieszy się na ich wizytę i nie może się doczekać. Choć nie ma tyle siły co dawniej, by dbać o swój ogród, wciąż jest aktywna, cieszy się drobnymi przyjemnościami, ale obecność bliskich dałaby jej dużo więcej szczęścia w życiu upływającym jakoś tak szybko. Na co dzień ma jedynie przyjaciółkę, której syn właśnie warunkowo wyszedł z więzienia, stara się ich wspierać. Co więcej można robić na wsi? Zostaje kościół, może knajpa, ale ile można, prawda? Zostaje samotne siedzenie w domu.

Wizyta córki ma wszystko zmienić, bo wnuk zostanie przynajmniej na część wakacji. Niestety wizyta szybko się kończy, bo okazuje się, że córka zatruła się przyrządzonymi grzybami i mało brakowało by się przekręciła. Po tym, i tak niezbyt ciepłe relacje stają się chłodne niczym lód.
Wciąż jednak nie do końca rozumiemy dlaczego, dopiero krok po kroku ujawnia nam się sekret z jej przeszłości, który zdaje się miał mocny wpływ na córkę. Czy to jak zarabiała na utrzymanie może być tak ważne by rzutowało na całe dalsze życie, by przekreślić wszystko, przykleić etykietkę i nie dać drugiej szansy?

poniedziałek, 20 stycznia 2025

Droga Ciszy - Beata Bartelik, czyli smakować życie

Obiecywałem Wam coś muzycznego z zupełnie innej bajki niż tydzień temu, no to łapcie.
Beata Bartelik. Kto jeszcze pamięta rok 1987 Festiwal w Opolu, gdy wygrała swoją piosenką rywalizując z m.in. Felicjanem Andrzejczakiem, Andrzejem Zauchą, Grażyną Łobaszewską, Alicją Majewską, Zdzisławą Sośnicką, Haliną Frąckowiak. Ale nie chodzi o powracanie do dawnych kompozycji, nawet w nowych wersjach, a o nowy materiał. Pewnie niewielu zwróci na niego uwagę, przemknie gdzieś wśród tysięcy innych płyt, bo to takie mało współczesne, brakuje pazura, kontrowersji. 
A mi właśnie podoba się spokój jaki jest w tej muzyce, łagodność i zwiewność. To takie melodie które otulają delikatnie, bujają pod wieczór, gdy ma się ochotę na jazz, na coś wyciszającego.

No i jeszcze coś jest w tej płycie co nie mogło umknąć mojej uwadze.

niedziela, 19 stycznia 2025

Mleczarz - Anna Burns, czyli każdy przecież wie jak jest

Powieść, choć wyróżniona Nagrodą Bookera w roku 2018 u nas pojawiła się dopiero pod koniec ubiegłego roku i narobiła sporo zamieszania. Na pewno pomaga w tym dobre tłumaczenie Agi Zano, dzięki któremu to się tak dobrze czyta - wyczuwamy zarówno podskórny humor, masa aluzji, które trzeba wyłapać przez kontekst, bo autorka nic nie tłumaczy, pewien dystans wobec podziałów mocno zarysowanych w społeczeństwie, jak i presję jaką czuje na sobie bohaterka. Stała się ofiarą plotek, pewnego pomówienia i nikt nie wierzy w jej zaprzeczenia i tłumaczenia, że związek który jest jej sugerowany wcale nie ma miejsca. Tymczasem temu, któremu wpadła w oko, cała ta sytuacja jak najbardziej na rękę - wierzy, że tym bardziej przełamie jej opór. Osacza, choć nie mówi nic wprost, śledzi, podrzuca sygnały, czeka, aż plotka zrobi swoje.

Różni ich tak wiele - wiek, jego zaangażowanie w walkę polityczną, to że musi się ukrywać przed służbami, sława bojownika jaką cieszy się w sąsiedztwie. Przecież młoda dziewczyna nie powinna iść na ten lep, a mimo to wiele innych młodych dziewczyn decyduje się na takie relacje, potem ciesząc się sławą wybranek tych co walczą o sprawę, tych co czekają gdy ukochany odsiaduje wyrok, czy wdów, jakby splendor poświęcenia mężczyzny spadał i na nie. Może dlatego tak wielu uwierzyło, że bohaterka również uległa takiemu czarowi?

Vanitas, czyli magnolia go nie chciała

MaGa: To ostatni spektakl reżyserowany przez Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym. Czarna komedia, makabreska, z udziałem Marty Lipińskiej to był według mnie dobry wybór. Sztuka „Vanitas” Valerie Fayolle jest zabawna, lekko tajemnicza a jednak skłaniała do przemyśleń.


Robert: Spotkanie rodzinne po latach, gdy wszystkie dzieciaki zjeżdżają się na wezwanie ojca z nadzieją na to, że porozmawiają o testamencie, to dobry punkt wyjścia zarówno do kryminału, jak i do dramatu albo komedii. I tu właśnie taką mieszankę otrzymujemy. Wychodzą na jaw dawne sekrety, każde z dzieci ma trochę okazji by skonfrontować się z pozostałymi i powiedzieć czy jest szczęśliwe w swoim życiu, a rodzice wydaje się że mimochodem realizują jakiś swój własny plan...


MaGa: Ojciec, dodajmy że konserwatywny deputowany, szanowany obywatel, nigdy nie był dla nich tym, który by dawał dużo ciepła, serdeczności. Raczej kojarzy się z chłodnym autorytetem, wymagającym i popychającym w kierunku, który jest zgodny z jego oczekiwaniami. Teraz jest umierający, jednak przed śmiercią pragnie scalić rodzinę, która dotychczas nie mogła jakoś znaleźć wspólnego języka.

sobota, 18 stycznia 2025

Dalej jazda! czyli tych lat nie odda nikt

Czy to nasze kino się trochę zmienia, czy to ja jakoś podświadomie szukam takich produkcji, gdzie mogę zobaczyć aktorów, którzy towarzyszyli mi od najmłodszych lat i których uwielbiam? W każdym razie cieszę się że takie produkcje powstają, nawet jeżeli nie są wolne od wad. Z wiekiem nie traci się talentu, szkoda więc że ról coraz mniej, a potem to już tylko takie "charakterystyczne" zostają. A jednak cudownie że niektórzy potrafią podjąć tą rękawicę i pokazać bez retuszu jak teraz wyglądają. Przecież starzenie się jest czymś jak najbardziej naturalnym i trzeba to pokazywać. Z różnymi obliczami tego okresu - i tym, że coraz częściej doskwierają różne choroby i słabości, ale i tym, że wciąż można czerpać radość z życia.

Trochę o tym jest ten film. Dzieci w naturalny sposób chcieliby zapewnić rodzicom opiekę, jakoś zadbać o ich bezpieczeństwo, by wciąż się nie martwić i nie musieć zaglądać, a starsi chcieliby kontaktu i odwiedzin, ale chcą też żyć tak jak się przyzwyczaili, w swoim domu, a nie w żadnym ośrodku. I dlatego choć Józio (Marian Opania) jest świadom tego, że Ela (Małgorzata Rożniatowska) ma chorobę Alzheimera i coraz trudniej mu się nią opiekować, wciąż broni się przed tym, by przyznać się do własnej bezradności. Chciałbym po prostu z nią być do końca, póki jeszcze kojarzy. Choć jest nerwusem i ma swoje za uszami, wciąż ją kocha, a może nawet bardziej za to, że z nim wytrzymała.

Pas Ilmarinena - Marcin Mortka, czyli wyprawa straceńców

Wieczorem może jeszcze dorzucę film, ale póki co zgodnie z niepisaną tradycją sobota to czas na fantastykę.

Dziś może niekoniecznie będzie to czysta fantastyka, bo to bardziej powieść wojenna, przygodowa, awanturnicza, ale ma przecież wątki paranormalne, które są w niej dość istotne. Zresztą Marcin Mortka niejednokrotnie udowadniał, że ma lekkie pióro i potrafi łączyć różne konwencje. Tym razem sięgnął po mało nam znany fragment historii jakim był atak ZSRR na Finlandię i opór na jaki się natknęli Rosjanie. Na bazie tego jednak, jak to on, rozpisuje akcję ratunkowej, która nosi znamiona dość szaleńczej, brawurowej, w dodatku dodaje do tego trochę magii, tajemnicy, humoru... Niby można rozpoznać styl Mortki, lekturę połyka się błyskawicznie, natomiast może zaskakiwać tło, które jest trochę bardziej realistyczne i surowe. W kontekście agresji na Ukrainę (zdaje się że ze sprzedaży część idzie na pomoc dla ofiar), jeszcze bardziej zaciskają nam się pięści ze złości na bezmyślną żądzę władzy tyranów, którzy szafują życiem tysięcy ludzi jak by to była jakaś gra. Napaść, podporządkować, narzucić swoją dominację, a koszty nie są istotne, choćby naród przymierał głodem z powodu zbrojeń. 


Jest więc ciut poważniej, ale nie zabraknie szalonych pomysłów. Jak choćby biblioteka artefaktów, które mają magiczne moce, gromadzonych przez grupę ludzi, raczej nie pragnących ujawnienia. Córka jednego z nich właśnie wykonywała misję na zlecenie ich organizacji, badając wierzenia ludów Finlandii, ucząc się od szamanów ich metod uzdrawiania. Saamowie niby w nosie mają państwa, granice, byle ich zostawić w spokoju, jednak nie zamierzając być zupełnie bierni wobec napaści wroga, który porywa ich kobiety. To samo może grozić również Brytyjce.

piątek, 17 stycznia 2025

Rok zająca - Arto Paasilinna, czyli wzywa się do powrotu do dawnego stylu życia

Wciąż mieszam w szkicach notek, przestawiam kolejność, ale obiecane wpisy o Mleczarzu, Końcu Marty Hermanowicz, serialu Zachowaj spokój pewnie lada chwila. A że mam więcej znowu materiału niż te 14 dni jakie zostały w styczniu, to pewnie teatralne wpisy pojawią się dopiero w lutym, za to wrzucę jeszcze jedną nowość kinową i może "Wzgórze psów" z Netlfixa. 

A na razie kontynuuję przygodę czytelniczą z Arto Paasilinnem. Po "Las powieszonych lisów" (kliknij a przeczytasz co napisałem) stwierdziłem, że trzeba odgrzebać na półce książkę, którą kiedyś otrzymałem i trochę o niej zapomniałem. "Rok zająca" ma w sobie chyba jeszcze większą dawkę dość absurdalnego humoru i połyka się to nawet szybciej i przyjemniej. Nawet nie za bardzo wiem do czego to porównać, bo choć może kojarzyć nam się to z humorem czeskim, to jednak klimat jest ciut inny (i nie chodzi jedynie o temperaturę). Bohater nie jest tak podporządkowany losowi jak np. Szwejk, on po prostu w którymś momencie postanowił płynąć "pod prąd". Uznaje bowiem, że dotychczasowe życie go znudziło, z żoną od dawna się nie dogaduje, w pracy dziennikarza już niewiele go kręci. Może by więc tak po prostu wybrać życie tułacza, nie przejmując się tym co będzie jutro?


A impulsem do tego stało się jedno, wydawałoby się mało znaczące zdarzenie - gdy z kolegą jechali na kolejne zlecenie, potrącili zająca. Kaarlo Vatanen postanowił wysiąść, sprawdzić co się z nim stało i się nim zaopiekować, a kolega zniecierpliwiony pojechał dalej. Nie pozostało nic innego jak spędzić noc w lesie. A skoro jedna okazała się taką odmianą w jego życiu, dała mu jakiś oddech, po niej nastąpiły kolejne przygody.

czwartek, 16 stycznia 2025

Niespodziewany powrót, czyli czemu nie potrafisz cieszyć się życiem

Lada chwila kolejne przedstawienie z Danielem Olbrychskim i znowu do tekstu belgijskiego pisarza Serge'a Kribusa, który podobno po tym jak zobaczył Niespodziewany powrót, pisał już z myślą o naszym aktorze. Notka pewnie w lutym :)

A dziś o Niespodziewanym powrocie. Miałem okazję zobaczyć w obsadzie Tomasza Karolaka, bo zdaje się że w wersji poza warszawskiej częściej pojawia się Kamil Kula. Być może ciekawie byłoby zrobić porównanie, bo choć Karolak bardzo pasuje mi do swojej roli, to chwilami jakby trochę z niej wychodził, jakby ze śmiechem partnerował Olbrychskiemu, ustępując mu świadomie pola.

To spotkanie ojca i syna. Po długim czasie, więc sporo między nimi jakichś pretensji, niedomówień, żalu. W dodatku dla młodszego z nich to trudny czas - rzuciła go kobieta, stracił pracę, a tu jeszcze pojawia się ojciec i nie dość że oczekuje szczerych rozmów, to jeszcze zapowiada że wprowadza się na dłuższy czas.

środa, 15 stycznia 2025

Piąty akt - Wojciech Wójcik, czyli przecież było zupełnie inaczej

Kryminalna środa i mam dylemat czy dawać książkę czy serial, bo trochę się tego uzbierało. Na dziś wybieram jednak kolejną powieść Wojciecha Wójcika. Jak możecie zobaczyć w spisie przeczytanych na górze to nie jest pierwszy tytuł tego autora jaki wpada w moje ręce i podobają mi się jego pomysły na łączenie przeszłości z konsekwencjami, które czasem pojawiają się po wielu latach. Zło nie da się zupełnie ukryć, a gdy wyjdzie na jaw, czasem może to przynieść dość zaskakujące owoce.

Tym razem od początku pojawił się uśmiech na mojej twarzy, bo w "Piątym akcie" bohaterowie mocno związani są z Akademią Teatralną, gdzie czasem bywam na spektaklach a choć nie wszystkie postacie są prawdziwe, to znajdziemy jednak trochę fajnych nawiązań do historii polskiego kina i teatru. A do tego oczywiście jak w porządnym kryminale: zagadka, morderstwo i śledztwo.

wtorek, 14 stycznia 2025

Historie ku pokrzepieniu, czyli Czekam aż stanie się coś pięknego i Batalion 6888

No i mam coś dla Was muzycznego z zupełnie innego bieguna, ale musicie poczekać tydzień na kolejną notkę z dźwiękami :) Wspomnę jedynie, że to będą dźwięki które kojarzą się mocną z Drogą. 


Tak od dłuższego czasu na Notatniku już jest, że wtorki są przeznaczone na filmy. Zwykle to propozycje dla wytrawnych kinomaniaków, ale raz na jakiś czas można podrzucić coś z głównego nurtu, prawda? Takie historie dla każdego. Co to łezkę można uronić, wzruszyć się, nawet jeżeli sam film daleki od arcydzieła i szybko się o nim zapomni. Dziś aż dwie takie produkcje z Netflixa.

Obie opowiadają o mało znanych wydarzeniach historycznych, obie nawiązują do II wojny światowej, choć akcja filmu włoskiego odbywa się tuż po jej zakończeniu. Wtedy to zarówno Niemcy jak i Włochy mocno doświadczyły kryzysu, wręcz głodu, co początkowo było ignorowane raczej przez świat, bo wszyscy traktowali to jako konsekwencje ich agresji, zajmując się ofiarami, a nie nimi. "Czekam aż stanie się coś pięknego" to historia opowiadana z perspektywy dziecka, dla którego bieda, życie na ulicy, kombinowanie to całe dzieciństwo. Rodzice niewiele mogli im zaoferować, szczególnie jeżeli matka została bez mężczyzny w domu. Nawet jak by znalazła pracę, dostawałaby by dużo mniej, bo pracy kobiet nie doceniano. 

poniedziałek, 13 stycznia 2025

Heavy Lifting - MC5, czyli ale jak ponad 50 lat

Będę starał się w tym roku zadbać o to żeby w poniedziałki pojawiała się jakaś muza, bo w ubiegłym roku było jej mało. Cóż, teatry, książki i filmy poczekają w dłuższej kolejce :)

Dziś weterani. I to zdziwienie gdy po 53 latach od ostatniej płyty, nagle pojawia się zapowiedź nowego krążka. Powroty są modne, więc czemu nie, jeżeli panowie wciąż nieźle wywijają na strunach. Nie jest to płyta przełomowa, ale trzeba przyznać, że jeżeli ktoś lubi dawnego hardrocka, takie granie na pograniczu metalu, ostrego rock'n'rolla, lekko podrasowane nowocześniejszymi chórkami i pomysłami, będzie miał frajdę przy słuchaniu. 


Nazwa zespołu MC5 pewnie ze względu na to, że panowie mieli długą przerwę, przez niewielu dziś jest pamiętana, ale fajnie że postanowiono ich uhonorować wprowadzeniem zespołu do Rock & Roll Hall of Fame i namówiono na nagranie tego krążka. O tym iż faktycznie dla amerykańskiej muzy byli istotni, dowodem może być choćby lista gości, którzy razem z nimi weszli do studia.

niedziela, 12 stycznia 2025

Dzieci lwa - Marcin Meller, czyli chcesz zobaczyć prawdziwą wojnę?

Poprzednia powieść Marcina Mellera, choć nie rzucała na kolana, okazała się całkiem niezłym thrillerem sensacyjnym, ale najnowsza podoba mi się nawet bardziej. Może dlatego że mniej w niej schematów sensacyjnych, więcej czegoś co sprawia wrażenie własnych doświadczeń i emocji. Nie chodzi o to, że są tu wątki biograficzne, pewnie w obu powieściach znalazły się jakieś obserwacje i przeżycia, z czasów gdy autor jeździł w różne miejsca świata jako reporter wojenny. Oczywiście historie są wykreowane, mocno jednak czerpią z tego co Meller zna. W Dzieciach lwa, mam wrażenie, że jest tego więcej, również we wspomnieniach z czasów młodości (oj jak miło było powspominać Fugazi i całą tą muzę). Również sam pomysł na dramaturgię wydaje mi się tu ciekawszy, choć też może i nie ma takiej siły zagadkowości.

Oto znany dziennikarz, którego już zresztą poznaliśmy w poprzedniej książce, sympatyzujący z opozycją, zostaje zaatakowany w mediach, że przyczynił się do śmierci swojego przyjaciela. Jako dowód wrzucono w sieć krótki filmik, gdzie krzyczy do niego: zostań tu i umieraj. Dla Wiktora Tilszera to tragedia nie tylko wizerunkowa, ale i osobista - przecież pamięta tamte wydarzenia, wie co się wtedy działo, nie ma w sobie poczucia winy, ale jak ma się bronić?

sobota, 11 stycznia 2025

Bursztynowy miecz - Marta Mrozińska, czyli a dokąd to zmierza ta drużyna

Z drugim tomem każdego cyklu zawsze jest pewien kłopot - czytam go zwykle po jakimś od pierwszego, trzeba więc nie tylko utrzymać pewien poziom ciekawości czytelnika, ale nawet na nowo ją rozbudzić, sprawić by różne sprawy się przypomniały, a my rzucamy się całymi sobą w tą historię. 

Muszę przyznać, że choć Bursztynowy miecz Marty Mrozińskiej (o pierwszym tomie cyklu pisałem tak) odbiega trochę klimatem od części pierwszej, to na pewno wciąż moja uwaga jest utrzymana i z niecierpliwością wypatruję kontynuacji. Mam wrażenie, że to książka jakby przejściowa, po przygotowaniu do misji jaką była m.in. szkoła wojowników, po katastrofie jaką przyniósł najazd wrogów na jej ojczyznę, życie Bory totalnie się zmieniło. Pod opieką, czy lepiej powiedzieć to pod kontrolą swojej babki, która traktuje ją jako marionetkę, dziewczyna zaczyna rozumieć, że ma pewien dar i może go wykorzystać. Nie wie jeszcze jak, jest świadoma jednak że chce to zrobić na własnych warunkach. Stąd ucieczka, która dużo ją kosztuje i w której nie wszystko da się przewidzieć. 

piątek, 10 stycznia 2025

Przeprowadzę cię na drugi brzeg - Justyna Dąbrowska, czyli rozmowy o porodzie, traumie i ukojeniu

No to pozostańmy jeszcze trochę w klimacie wczorajszej notki. Ta scena gdy główna bohaterka rodzi, w tłumie innych pracowników, gdzieś na stercie ziemniaków, kompletnie w warunkach urągających piękna tej chwili wydawać się może pieśnią przeszłości, przecież żyjemy w innych czasach, nowoczesnych, świadomych praw kobiet, ceniących sobie nowe życie. To dlaczego dla tak wielu kobiet w Polsce, poród kojarzy się z jakimś bardzo trudnym przeżyciem, a nie z tym co piękne i do czego by chciały wracać myślami?

O tym m.in. jest jedna z ostatnich książek Justyny Dąbrowskiej. Buduje ona swoje książki z rozmów i tak w większości jest i tym razem, choć spora część rozmówczyń jest dużo bardziej anonimowa i nie są przyzwyczajone chyba do wywiadów, szczególnie tak osobistych. Zgodziły się jednak, mając wrażenie, że może ich historie mogą komuś pomóc. Nie jako wybicie z głów przyszłych matek marzeń o wspaniałej chwili, którą można zaplanować i przeżyć bez cierpienia, a raczej jako wołanie że takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.

czwartek, 9 stycznia 2025

Dziewczyna z igłą, czyli świat bywa okrutnym miejscem

Scenariusz inspirowany jedną z najgłośniejszych tragedii XX-wiecznej Danii, może i nie zaskakuje, ale na pewno poraża pesymizmem wizji. Magnus von Horn od strony wizualnej zrobił wszystko by jeszcze bardziej to pogłębić. I to robi wrażenie. Wręcz wbija w fotel. Oglądanie tego jawi się jakimś masochistycznym aktem, od pewnego momentu wiemy już bowiem, że będzie jedynie gorzej.


Trudno mi jednak odpowiedzieć na pytanie czy bym ten film polecił, uznał go za szczególnie ważny. Nie stanowi żadnego przełomu. Na pewno jest bardzo sprawny, konsekwentny w realizowaniu pewnej wizji. To nie jest nawet kwestia estetycznych preferencji, czy wrażliwości, a może raczej oceny na poziomie: czy to jest coś nowego. I moim zdaniem nie bardzo. Jak na współczesne kino, oczywiście jest skrajnie odmienny. Ale przecież w historii kina takie obrazy beznadziei dla tych, którzy znaleźli się na dole drabiny społecznej, widzieliśmy już nie raz. Brak zasad moralnych, bieda, determinacja by naiwnie czepiać się każdej cząstki nadziei, bezwzględność, pokazane w realiach mrocznego miasta, wyziewów z fabryk, brudu, używek, w czarno białych barwach, w ponurych klimatach, w sumie nie powinno aż tak bardzo zaskakiwać. Może było to coś nowego, gdyby upierać się przy tym, że tak gdzieś jest obecnie, ale odniesienie do historii, do lat 20 XX wieku, to diagnoza która ma temperaturę co najwyżej letnią.

środa, 8 stycznia 2025

Święty z centralnego - Jakub Ćwiek, czyli gdy nie masz już wiele do stracenia

Środa więc kryminalnie. A w planach na najbliższe dni notki o Dziewczynie z igłą, Mleczarzu, serialu Zachowaj spokój, Końcu Marty Hermanowicz, Dzieciach lwa Mellera. I pewnie jeszcze coś wybiorę ze szkiców czekających na swoją kolej od grudnia. 

A dziś Jakub Ćwiek. Zaskakujące jak sprawnie porusza się on w klimatach sensacyjno-kryminalnych i zupełnie serio, a jednocześnie tworzy tak odjechane i przeładowane czarnym humorem książki, które byśmy wrzucili pewnie na półkę Fantastyka klasy B, czyli wiecie, demony, anioły, zombie, ale w świecie gdzie są również dresiarze, gangi itp. Skoro ludzi to bawi, to czemu nie. Zresztą całe PulpBooks od początku udowadnia, że to co rozrywkowe wcale nie musi być na złym poziomie. Nawet jeżeli dostrzegamy pewne schematy, rozwiązania fabularne coś nam przypominają, warto machnąć ręką i po prostu się dobrze bawić.

A przy lekturze Świętego z Centralnego w sumie zabawa jest na dobrym poziomie. Może i wątki główne, czyli zaginięcie pewnego człowieka, który od lat nocował na Dworcu oraz kłopoty w jakie popadł jego dawny znajomy, który pokazał się na Centralnym, połączone są średnio, ale trzeba przyznać że w tym drugim udało się zbudować trochę napięcia.

wtorek, 7 stycznia 2025

Emilia Perez, czyli uwierz że zmiana jest możliwa

Właśnie przyznane Złote Globy dla tego filmu, więc warto kilka słów o nim napisać. Jacques Audiard zaskoczył wszystkich tym, że jak na swój wiek zrobił film pełen energii, zaskakujący, którego pewnie byśmy spodziewali się po jakimś młodym, bezczelnym twórcy, a nie kimś kto ma już spory dorobek na swoim koncie. Nie dość że dość pokręcona historia, to jeszcze opowiedziana tak, że szczękę zbiera się chwilami z podłogi. Ale jak to? Zrobić film o bossie kartelu narkotykowego, o morderstwach, narkotykach w formie musicalu? Chwilami z premedytacją przerysowanego, kpiącego z widza, ale mimo wszystko porywającego niesamowitą witalną siłą. 


Punktem wyjścia jest prośba do prawniczki, która wciąż jest na początku swojej samodzielnej kariery, by pomogła w spełnieniu pewnego marzenia. Otóż gość, przed którym drży tyle tysięcy ludzi, a setki na jego skinienie są gotowi zabijać, w głębi serca czuje się... kobietą. Chce odciąć się od tego co było dotąd i zacząć nowe życie. Tylko czy będzie potrafił to on sam, czy pozwoli mu na to przeszłość.

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Songs of a lost world - The Cure, czyli rozmyślając o czasie i o wspomnieniach

Może to mój nastrój, ale zamknięty w domu i w sobie od kilku dni, zapętlam te nagrania i coraz bardziej się nimi zachwycam. The Cure powraca i to w jakim stylu. Tyle lat oczekiwania ale warto było. To materiał, który stanowi piękną kontynuację tego co grają, ale i jakby wejście we współczesność, z własną wrażliwością, spojrzeniem, bez potrzeby przypodobania się komukolwiek. 


This is the end. Tak zacząć płytę może tylko Robert Smith. I najchętniej nie pisałbym nic, zostawiając jedynie samą muzykę, byście wsłuchali się w długie otwarcia, zanurzyli się w ten klimat. A potem jeszcze sięgnęli po teksty.

Czy smutek, niepokój, mogą być jednocześnie pogrążające, ale i dawać poczucie obcowania z czymś wyjątkowym. Z czymś prawdziwym. Przeszywającym chwilami do bólu. Z czymś pięknym. Ta muzyka moim zdaniem właśnie taka jest. 

niedziela, 5 stycznia 2025

Hotel Portofino - J.P. O'Connell, czyli obiecywali, że odpoczniesz w tym raju

Miała być notka książkowa na niedzielę, no to łapcie. 

Hotel Portofino, niby powieść obyczajowa, ale jakie ciekawe tło, ile się tu dzieje w relacjach. Ktoś porównywał do to Downton Abbey i może coś w tym jest. Kiedyś opowiadało się o rozterkach sercowych, dramatach i problemów wyższych sfer, dziś to normalne, że tyle samo miejsca poświęca się tym, którzy zwykle byli w tle, mieli służyć, sprzątać i nie odzywać się nie pytani. W latach dwudziestych wciąż w wielu kręgach to było normalne, by oczekiwać że służba ma być wdzięczna za to, że ma pracę i nie musi przymierać głodem. Nawet jeżeli to byli ludzie świadomi, z klasą, starający się nawiązać jakieś bardziej serdeczne relacje z tymi, których zatrudniają, ale wciąż pewne oczekiwania i podziały społeczne tkwiły w nich mocno. Z kim można usiąść przy posiłku, porozmawiać nie tylko o tym co jest do zrobienia, pożartować. Gdy prowadzi się pensjonat na wołoskim wybrzeżu i wśród gości ma się osoby z wyższych sfer, trzeba dbać o to żeby każdy znał swoje miejsce. 

Wchodzimy właśnie w taki świat, pełen pozorów, skrywanych sekretów, oczekiwań i konieczności. Najczęściej dodajmy jednostronnych. Rodziców wobec dzieci, partnerów wobec siebie, gości wobec właścicieli. A wszystko to w bajecznych okolicznościach przyrody, w pięknej willi, na słonecznym wybrzeżu Italii.

Chrzciny, czyli żeby było po Bożemu

Pewnie cały długo weekend będę wrzucał aukcje jakie przygotowaliśmy na tegoroczny finał WOŚP - mamy masę książek z autografami, więc jakby co zapraszam - tu jedna z przykładowych

Mimo że więc niedziela zwykle na literaturę piękną, powiedzmy że wrzucę coś wieczorem, a na rano łapcie jeszcze film, który dopiero niedawno sobie odświeżyłem, bo w kinie go przegapiłem. 

Reklamowany jako komedia, raczej jest komediodramatem, a mimo pewnych schematów jakie można w nim dostrzec, jest jedna jego mocna strona. Dla Katarzyny Figury warto to obejrzeć i basta. Kobieta, która była przez długie lata w polskim kinie symbolem seksapilu, pokazuje że gdy nawet już nie ma się tej samej urody co dawniej, może przykuwać na ekranie swoimi emocjami, charyzmą.

Czemu wspomniałem o schematach? Ano spotkania przy stole rodzinnym, gdy po latach muszą spojrzeć sobie w twarz ludzie, którzy wybrali totalnie inne drogi, mają inne poglądy i jeszcze jakieś dawne urazy, to przecież samograj, który nie jest nowy. Komunista i zagorzały członek Solidarności, rok 1981, mroźna zima, kraj w napięciu, a do tego dodajcie jeszcze jakieś napięcia pomiędzy pozostałym rodzeństwem, ich przyległościami, zazdrość, no i matkę, której marzy się by ich wszystkich pogodzić.

sobota, 4 stycznia 2025

Adept - Adam Przechrzta, czyli Wy Polacy to macie w sobie jakąś przekorę

Wśród tak lubianych przeze mnie gatunków czyli kryminału i fantastyki ukazuje się ostatnimi laty całkiem sporo, pojawiło się wielu autorów, których dotąd nie miałem okazji poznać, więc jak pojawia się okazja, to trochę eksperymentuję, buszując po bibliotece. Skoro "Antykwariat pod Salamandrą" Adama Przechty okazał się całkiem sympatyczny, pora sięgnąć po jego jeden ze starszych cykli. W "Adepcie" czuć mocno, że autor ma wykształcenie historyczne i lubi osadzać swoje powieści w takich klimatach. Połączenie magii z realiami początku XX wieku, Warszawy pod zaborem Carskiej Rosji, ma w sobie spory potencjał. Jest trochę polityki, relacji pomiędzy przedstawicielami władzy i Polakami, kurtuazja wyższych sfer, mniej za to miasta i realiów społecznych, bo tkanka miejska w uniwersum Przechrzty jest zaburzona. Podobnie jak w innych większych miastach, również Warszawie pojawiły się bowiem enklawy, czyli  miejsca przesiąknięte magią i niepojętymi, groźnymi zjawiskami paranormalnymi. Nikt kto tam żył, już stamtąd nie wyszedł, a ci którzy się tam zapuszczają, sporo ryzykują. Władze jak zwykle wybrały najprostsze rozwiązanie - otoczyły wszystko murem, posterunkami, poprosiły ma jakieś zabezpieczenia rosnące na znaczenie środowiska magów i liczą na to, że te strefy nie będą się rozszerzać. Ich eksploracja może jednak przynieść spore zyski, bo skoro można zdobyć tam coś nasączonego silną magią, to i chętni na to się znajdą.

Dunder albo kot z zaświatu - Radek Rak, czyli a co będzie jeśli...

Skoro sobota miała być dniem na fantastykę, to niech pojawi się choć jej namiastka. Może wieczorem coś dorzucę.
 
Na okładce widzicie napis Gra książkowa i pewnie zadajecie sobie pytanie co to takiego. Kto zetknął się z paragrafówkami nie będzie zaskoczony. Masz książkę z ciekawą historią, tyle że pociętą na części porozrzucane przypadkowo między stronami i z wieloma rozgałęzieniami - od Ciebie zależy którą wersję rozwinięcia i zakończenia poznasz. Wspólny jest tylko początek. Potem już każda decyzja prowadzi Cię coraz dalej i dalej. I może doprowadzić do zupełnie innego miejsca.


Dunder jest kotem, ale jak prawie każdy kot, ma swoje wyjątkowe zdolności. On akurat potrafi gadać i nie pytajcie czy to dlatego że trafił do pewnej kobiety, która kontynuując misję swoich przodkiń, została wiedźmą. Tak po prostu jest i tyle. Jemu jest dobrze u niej, a ona... Cóż, czasem traci cierpliwość, ale przecież kota nie można przestać kochać, nawet jak czasem zalezie za skórę, prawda?

Ów kot będzie nam przewodnikiem w tej historii, a może to właśnie my będziemy jego przewodnikiem? Pójdzie bowiem tam, gdzie wybierzemy, nawet jeżeli będzie miał wątpliwości i wprowadzimy go do piekła. Kot sobie poradzi :)