sobota, 23 listopada 2024

Forst, czyli co by tu jeszcze

Skoro ostatnia notka była pochwalna, to teraz dla równowagi coś bardziej krytycznie. I można powiedzieć, że niewielkie podsumowanie tego co w ostatnich tygodniach u mnie na tapecie. Seriale - jeden za drugim, lecą sobie, a ja zerkam wpisując ankiety, więc wreszcie mam chwilę na nadrabianie zaległości ale bez wyrzutów sumienia straty czasu. Jak nie audiobook to obrazki w tle.

Generalnie: nic nie porywa. Wszędzie sporo dłużyzn, dziwnych rozwiązań, schematów. O kilku produkcjach napiszę niezależne notki, ale jedna doczekała się już takowej przy pierwszym sezonie - a co kolejny mam wrażenie że jest słabiej i wszystko ciągnie się na siłę. Jak kolejny raz będzie się próbowało w jakiś sposób wskrzesić główne postacie w Szadzi i historię rozpocząć od nowa, chyba już sobie odpuszczę. Ale oglądam też nowe rzeczy. I wiecie co? Tak złego serialu kryminalnego jak Forst już dawno nie widziałem.  

O powieści pisałem tak. Potencjał na pewno był. Warto docenić klimatyczne zdjęcia Piotra Uznańskiego, ale przepraszam to nie operator odpowiada za całość. Tu podstawą powinien być scenariusz, dialogi, jakiś pomysł na sklejenie tego w całość. Wyszło fatalnie.



I naprawdę nie mam pretensji do Szyca, czy do aktorów, bo robią co mogą. Albo jednak reżyser od początku miał wizję, która była czytelna tylko dla niego albo na etapie produkcji tak cięto ten materiał, że wyszła z tego sieczka, w której nie połapie się nikt kto nie czytał powieści, a ci którzy czytali będą wściekli na maksa.
Całość sprawia wrażenie jakby zbrodni i śledztwa nie trzeba było nikomu tłumaczyć - wystarczy pokazać jakieś migawki, ciąg dziwnych scen z których nic nie wynika, a potem jakiś dramatyczny finał, który ma być rozwiązaniem. Aż dziw, że w fabule, w której sporo się dzieje, nie czuć prawie żadnego napięcia. Bohater biega, działa po swojemu, wyrzucają go z pracy, nie oddaje broni, ucieka przed policją, łyka prochy (to miało być przełamanie schematu że bohater pije), obrywa, wspomina dzieciństwa, sypia z prawie każdą kolejną postacią kobiecą na ekranie, ale przecież najważniejsze że to on rozwiązuje sprawę. Pomimo rzucanych pod nogi kłód, oskarżeń i trupów jakie za sobą zostawia. W książce było schematycznie, ale serial przebija wszystkie absurdy - to chyba działo się na zasadzie: słuchajcie widziałem kiedyś taką scenę jak... I jedzie reżyser na zasadzie: co by tu jeszcze. Lynch? Fincher? A może Nolan albo Tarantino?  I dokleja się to bo jest mrocznie, robi wrażenie, choć kompletnie nie pasuje i nic z tego nie wynika. Atmosfera drogi widzu - ma być tajemniczo i z dreszczykiem. Żeby nikt nie marudził doklei się coś dosłownego, postać sprawcy albo rozmowę o motywach, która wszystko wyjaśni. WTF? Gdzie tu sens, gdzie logika?

Samej zagadki nawet nie będę opisywał. Z frajdy odkrywania tego o co chodzi mam wrażenie że ten serial Was odrze bezlitośnie, więc jeżeli już to lepiej sięgnijcie po książkę. O Goralenvolku chyba i tak lepiej napisali Kuźmińscy, tyle że może bez takiej sensacyjnej fabuły. Forst jest zdecydowanie na speedzie - tu chodzi przede wszystkim o zwroty akcji, kolejne etapy które bohater musi zaliczyć, obrywając i wciąż wstając.

Dawno nie widziałem nic tak słabego. Poszczególne fragmenty może i nie są złe, ale sklejone ze sobą tworzą totalną degrengoladę. I chyba muszę sobie przypomnieć - czy u Mroza też dialogi są tak słabe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz