tag:blogger.com,1999:blog-6841010852506505402024-03-19T09:46:45.373+01:00Notatnik kulturalnyprzynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.comBlogger4829125tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-47686313380317471082024-03-16T12:49:00.003+01:002024-03-16T12:49:33.519+01:00Dwa - Mùlk, czyli zwalnia i przyspiesza, drażni i zaciekawia<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyH0kfhBUyg7vqiW-no1A06nMkWm-5nOezEgKZZbQW8DUj7S-6aunercsUTWFRqV6EfxES3o0dvwVWphk8T0AYKb2ZZFegFVymL8F1g9VkthPk6gJkRLDVtnpnuLWTvlJlkqz-BKs_lqMrISHUUoXtObgnIQCZEv1IUo2iCEGZsc8L6kXs3KF8O1cwTEHM/s580/1047395-352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="580" data-original-width="580" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyH0kfhBUyg7vqiW-no1A06nMkWm-5nOezEgKZZbQW8DUj7S-6aunercsUTWFRqV6EfxES3o0dvwVWphk8T0AYKb2ZZFegFVymL8F1g9VkthPk6gJkRLDVtnpnuLWTvlJlkqz-BKs_lqMrISHUUoXtObgnIQCZEv1IUo2iCEGZsc8L6kXs3KF8O1cwTEHM/s320/1047395-352x500.jpg" width="320" /></a></div>Czego tu nie ma: rockowy pazur, elektronika, jazzowe solówki na saksofonie, hip-hop, chórki i wrzask. Zdaje się, że legenda gdańskiej sceny alternatywnej ciągle gdzieś tkwi ziarenkiem w ludziach. Jest industrialnie i garażowo jednocześnie. Jak pamięta się choćby Aptekę, zdziwienia nie będzie, ale dziś już mało kto pozwala sobie na takie szaleństwo muzyczne, świadomie wybierając ścieżkę radiowych kawałków lub buntowniczych numerów, głównie na salki koncertowe. <p></p><p>Tu panowie ewidentnie się bawią, poszukują, eksperymentują, nie przejmując się oczywistymi oczekiwaniami. I niby czuje się pewne inspiracje, ale po chwili pewnie skojarzenia już będą pędzić w inną stronę, więc trudno mówić o kopiowaniu kogokolwiek. <br />Sama nazwa Mùlk pochodzi z języka kaszubskiego (zdaje się oznacza to ukochaną osobę), a ten krążek jak sam tytuł wskazuje, jest już ich drugą płytą. <span></span></p><a name='more'></a><br />Chwilami może i ten materiał drażni, ale i zaciekawia. To nie jest granie do kotleta, ale zadziorne, zaczepne, żeby słuchacz poświęcił swojej uwagi temu co słyszy. Tekstowo również. Chwilami wręcz agresywnie, emocjonalnie, to jednak właśnie stanowi o sile tego krążka.<br />Najsłabsze moim zdaniem: chyba Piotrek, najciekawszy jak dla mnie chyba O.K. <br /><p></p><p></p><p>*** <br /></p><p>Zostawiam Was z tą krótką notką muzyczną i znikam na kilka dni. Powrócę pod koniec przyszłego tygodnia. Na szczęście trochę notek jest do przodu, więc macie co czytać, do czego nieodmiennie zachęcam - zasoby z kilkunastu lat czekają na odkrywanie. <br /><br /> <iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/9d9LbmZfn0o" width="320" youtube-src-id="9d9LbmZfn0o"></iframe></p><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/cDpyCGW5OxY" width="320" youtube-src-id="cDpyCGW5OxY"></iframe></div><br />przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-18125732123855937692024-03-15T18:22:00.002+01:002024-03-15T18:22:38.138+01:00Księżniczka Bari - Hwang Sok-Yong, czyli nieść pokój, nieść ukojenie...<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGY_6C0DoHc3avtDdpS77_9WyxZnJEA0U2vvx6O3rSBocIojXffEPNaozX4a2A-AQp0c618-AMmaN2OgMTxjYCscYrnfHKY6St4TuhvMPOQOtmw7e1LsMfC3NCK7ofpmJXUZTt3Uc0Nm39yQpSCYbnKpleY5av5LYgjxAmIM1AUlo_Nn5lXb0C8XezKglb/s500/z30742323AMP,Spektakl--Jak-nie-zabilem-swojego-ojca-i-jak-bardz.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGY_6C0DoHc3avtDdpS77_9WyxZnJEA0U2vvx6O3rSBocIojXffEPNaozX4a2A-AQp0c618-AMmaN2OgMTxjYCscYrnfHKY6St4TuhvMPOQOtmw7e1LsMfC3NCK7ofpmJXUZTt3Uc0Nm39yQpSCYbnKpleY5av5LYgjxAmIM1AUlo_Nn5lXb0C8XezKglb/s320/z30742323AMP,Spektakl--Jak-nie-zabilem-swojego-ojca-i-jak-bardz.jpg" width="225" /></a></div><p>I kolejna książka z tak lubianej przeze mnie Serii z żurawiem od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mocna niczym reportaż, ale co ciekawe autorka poprzez na poły baśniową atmosferę, sprawia, że nie boimy się o bohaterkę mimo tego wszystkiego co ona przechodzi. Powieść wykorzystuje mit z koreańskiej tradycji o postaci, która wędruje między światami żywych i umarłych, w poszukiwaniu życiodajnej wody. Bohaterka dostała imię Bari (Bari-degi, czyli odrzutek) i chyba tylko dzięki wsparciu babki przetrwała pierwsze lata. Ona jedna przeczuwała, iż dziewczynka będzie wyjątkowa. Opowiadała jej różne historie, dbając o rozwój płomienia, który w niej się rozpalał, wiedząc że dzięki niemu, może będzie jej łatwiej przeżyć nawet to co bolesne. <br />Jako siódma córka w patriarchalnej rodzinie nie była przyjęta zbyt radośnie, szczególnie że w Korei Północnej każda gęba do wyżywienia do nie lada kłopot. </p><p>Miała niecałe 10 lat gdy po kolei Bari zaczyna traci swoich bliskich i w wieku lat kilkunastu zostaje na świecie zupełnie sama. Nie ma domu, nie ma co jeść, nie ma nikogo. Może więc iść przed siebie, otwarta na to co da jej los. <span></span></p><a name='more'></a> <br />Czasem ludzie okażą jej życzliwość i pomoc, ale i niejednokrotnie zadadzą ból i cierpienie. Dziewczyna, podobnie jak wielu jej rodaków, ucieknie ze swojego kraju przez nielegalną granicę, a potem zapłaci przemytnikom, za ty ukryli ją na statku i przewieźli do Anglii. Zapłaci m.in. własnym ciałem i pracą latami na ich rzecz, bo Hwang Sok-Yong bez ogródek pisze o tym, jak wykorzystywani są imigranci nie znający często języka, jak mało interesują się nimi władze. One traktowane są zresztą nie jako ewentualna pomoc, obrona przed przemocą, ale jako źródło problemów, bo każdy nalot służb może zakończyć się aresztowaniem i deportacją. <br />Niby nie ma tu drastycznych opisów, ale i tak historia trzyma za gardło, a los Bari staje się bardziej uniwersalną opowieścią o innych, którzy przebyli podobną drogę. Wielokulturowy Londyn z filmów, tu raczej zobaczymy trochę z innego punktu widzenia. <p></p><p><br />Realność przeplata się z elementami baśniowymi, bo dziewczyna by przetrwać często odpływa w jakieś wizje, rozmawia ze swoimi przodkami, tam właśnie szuka wskazówek dla siebie co ma dalej robić w życiu. Każde cierpienie i trudność są elementami wędrówki, jej misji, którą ma zrealizować, by dać wyzwolenie podobnym do siebie. Głodnym, bezdomnym, tym co utracili nadzieję. Ona jak potrafi próbuje ją nieść, choćby była to jedynie chwilowa ulga poprzez masaż stóp, życzliwość. Ma też dar, którym stara się dzielić - widzi dolegliwości, problemy i lęki tych, których dotyka, czasem więc jest w stanie przekazać im coś w rodzaju przesłania z tego "innego świata", by tu żyło im się lepiej. </p><p>Ten dar czasem przynosi jej jakieś profity, ale jest też pewnym ciężarem, bo często bierze na siebie zbyt wiele, bagatelizując swoje problemy, a żyjąc trochę dla innych. </p><p>Lektura być może nie łatwa, na pewno jednak warta przeczytania, tak inna od książek osadzonych mocno w naszej kulturze. Będziesz zaciskać zęby ze złości czytając o efektach polityki rządu Korei, który skazywał na śmierć głodową swoich obywateli, wzruszał się losem Bari, ale przy okazji może zostanie w Tobie też refleksja nad tym, że taki los jak jej, nie jest jakiś bardzo wyjątkowy. A to pozwoli rozejrzeć się dookoła i dostrzec tych, na których zwykle pozostajemy dość obojętni, których traktuje się trochę jak ludzi drugiej kategorii, bo przecież nie są "stąd", tylko przybyli nie wiadomo skąd i wykonują różne prace za pieniądze, które dla wszystkich nas byłyby raczej nie do przyjęcia. <br /><br />Czym jest ta życiodajna woda, której szuka bohaterka, jak nie uleczeniem z egoizmu i nienawiści, otwarciem się na innych, by nikt nie był sam, nieszczęśliwy i bez środków do życia. <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-31946039326639416942024-03-14T23:28:00.000+01:002024-03-14T23:28:03.589+01:00Geniusz, czyli to z czym do nas przychodzicie<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiL4ABzO2d0fdku9uH1tLoBVS0PEJatCpsKYZWCInJHuXSNPNW0f7dfaz88jnNwhkovZLURR3DY8q0FZ4nERkwZfAeWiTUHKFKWkzziSR-rn5ahyphenhyphenN4_UgGPNcPAn4-tUvOTggKz-LXpB3LPVb_Bo4fiRYjpCrE6fDGcrpBcTftAxrbGK8LezewBtulmsoSR/s399/1047395-352x500.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="399" data-original-width="319" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiL4ABzO2d0fdku9uH1tLoBVS0PEJatCpsKYZWCInJHuXSNPNW0f7dfaz88jnNwhkovZLURR3DY8q0FZ4nERkwZfAeWiTUHKFKWkzziSR-rn5ahyphenhyphenN4_UgGPNcPAn4-tUvOTggKz-LXpB3LPVb_Bo4fiRYjpCrE6fDGcrpBcTftAxrbGK8LezewBtulmsoSR/s320/1047395-352x500.jpg" width="256" /></a></div><p>Tadeusz Słobodzianek jako autor, reżyseria Jerzy Stuhr i on też we własnej osobie na scenie. To musi być coś wyjątkowego. I tak też jest. Pan Jerzy już zapowiedział, że tą rolą żegna się z aktorstwem teatralnym, może jeszcze pojawi się na planie filmowym, nic więc dziwnego, że widzowie walą drzwiami i oknami, a bilety wyprzedane na trzy miesiące do przodu. Dobry tekst plus świetne aktorstwo - zapewniają udany wieczór. Marudzić mogą chyba jedynie ci, którzy spodziewają się jakiejś farsy, nie lubią sztuk, gdzie dialogi stoją w centrum i trzeba trochę wiedzy, żeby je śledzić. Choć główne postacie, czyli Józefa Stalina i ojca nowoczesnego teatru Konstantina Stanisławskiego, każdy kojarzy, to obaj panowie rozmawiają też o innych postaciach, wydarzeniach, osoby które trochę znają historię imperium sowieckiego lat 20 i 30, będą miały na pewno więcej frajdy z przedstawienia. <br /><br />Jedno spotkanie, choć pewnie nigdy ono nie miało miejsca. Ale może mogło. O czym panowie by rozmawiali? Tyran i człowiek nie znoszący sprzeciwu, czy krytyki, prywatnie miłośnik teatru, koneser oraz reżyser, twórca "Metody", czyli kanonicznego sposobu uczenia gry aktorskiej, starzejący się, schorowany człowiek, który w nowych realiach wciąż napotyka na granice i przeszkody. Co za czasy, gdy z samych szczytów, możesz spaść na samo dno, gdy władza kiwnie palcem i jakiś recenzent oskarży się o reakcjonizm, o nie rozumienie nowych czasów i oczekiwań widzów komunistycznej ojczyzny.<span></span></p><a name='more'></a><br /><br />Dwie postacie dużego kalibru i ciekawe spotkanie dwóch osobowości aktorskich. Jacek Braciak, wcielający się w Stalina, przyjmującego właśnie urodzinowe życzenia, wydaje się początkowo trochę znudzony, jakby nic go nie mogło zaskoczyć, szuka jedynie potwierdzenia swoich wcześniejszych opinii. Dlatego zanim spotka się ze Stanisławskim przepytuje najpierw jednego z tych, którzy zgodnie z linią partii teraz chwalą lub ganią twórców i aktorów, wydają się decydować o ich dalszych losach. <br />Stanisławski (Stuhr) czeka cierpliwie, choć widzimy wyraźnie jak bardzo jest zmęczony. Przychodzi nie tylko prosić, wręcz błagać, mimo wszystko nie płaszczy się jak inni. On mimo wszystko potrafi rozegrać rozmowę tak, by Stalin sam chciał coś mu zaoferować, w zamian za to co od niego usłyszy. Dyktator, choć wiemy, że jednym podpisem lub słowem wysyłał ludzi na śmierć bez wielkiej przyczyny, tu nie sprawia wrażenie jakoś bardzo groźnego. Przyjmuje postawę szacunku, z uwagą słucha, choć częściowo wyczuwamy, że to tylko gra, a w myślach być może już układa sobie kolejne listy wrogów. <br /><br />Rozmawiają o teatrze, ale przecież wciąż w tle jest polityka i zmiany zachodzące w kraju po rewolucji. Kto wyczuwa wiatr zmian, kogo władza nosi na rękach, a komu odbiera prawo wystawiania. To przecież nie jest kwestia poglądów, czy wypowiadanych zdań, ale nieostrożnie rzuconego gdzieś zdania. A władza słucha. I wie kto chwali Stalina, a kto kiedyś nieopatrznie coś dedykował Trockiemu, który teraz stał się wrogiem nr 1. Nie jest łatwo być artystą i tworzyć w nowym ustroju. <br />Erdman, Bułhakow, Meyerhold - nazwisk pojawi się więcej, ale to tylko kilka przykładów tych, którzy w pewnym momencie popadli w niełaskę. W sztuce Słobodzianka to właśnie za nimi wstawiać się będzie Stanisławski. <table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6iWARjwo7xZLSWRZ3VjzW7Q-6s94U3YxqyD2kSgRUvvOGmMzxFddInxAP32f_4HKDzbZpUW9YzN9QaXuoHqZNxSJnvMgPu69dGMZBTt2NyIJ1YJZMtita6aS8rXCdVXQVshzXjscZAH5lm_ZiqdptW33LKWAxoQLdXvmP0eHqYWkhBgiwuArfwpTlciSD/s1200/s-1200-900.webp" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6iWARjwo7xZLSWRZ3VjzW7Q-6s94U3YxqyD2kSgRUvvOGmMzxFddInxAP32f_4HKDzbZpUW9YzN9QaXuoHqZNxSJnvMgPu69dGMZBTt2NyIJ1YJZMtita6aS8rXCdVXQVshzXjscZAH5lm_ZiqdptW33LKWAxoQLdXvmP0eHqYWkhBgiwuArfwpTlciSD/s320/s-1200-900.webp" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fot. ze strony teatru<br /></td></tr></tbody></table><br /><p></p><p> </p><p>"Geniusz" to przedstawienie dość klasyczne w formie, bez wielkich eksperymentów, tym bardziej jednak docenia się grę aktorską, sposób budowania napięcia, pauzy. </p><p>Co tu dużo gadać - czysta przyjemność! Wybierzcie się koniecznie, choćby po to by zobaczyć raz jeszcze Pana Jerzego na scenie. <br /> </p><p> </p><p>Więcej o spektaklu i bilety tu: <a href="https://www.teatrpolonia.pl/event-data/4653/geniusz-2023-12-20">https://www.teatrpolonia.pl/event-data/4653/geniusz-2023-12-20</a></p><p>Geniusz - Teatr Polonia<br />Tekst: Tadeusz Słobodzianek<br /><b>Reżyseria:</b> Jerzy Stuhr<br /><b>Scenografia:</b> Natalia Kitamikado<br /><b>Kostiumy:</b> Małgorzata Domańska<br /><b>Reżyseria światła:</b> Waldemar Zatorski<br /><b>Realizacja dźwięku:</b> Tatiana Czabańska-La Naia<br /><b>Asystent reżysera:</b> Adam Kasjaniuk<br /><b>Asystentka scenografki:</b> Julia Grabowska<br /><b>Producent wykonawczy:</b> Rafał Rossa</p> <b>Obsada:<br /> </b>
<div>STANISŁAWSKI, artysta – Jerzy Stuhr<br /></div><div>STALIN, dyktator – Jacek Braciak<br /></div><div>KIERŻAWCEW, krytyk – Łukasz Garlicki<br /></div>POSKRIOBYSZEW, sekretarz – Paweł Ciołkosz<p> </p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-8418727260350400242024-03-14T09:51:00.002+01:002024-03-14T09:51:55.788+01:00Pójdę sama - Chisako Wakatake, czyli coś się skończyło, ale to nie musi być koniec<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwkc8Su9E6TGIPxddpKHIYTLqc4aWwzUgKirOZYFrWO2nxoNKTFjYJB5Q1I7BNrhSX-2QIAowV681nm01LvUaW4IzawI_fB9hcvW7s-d6_DdjzAMwwPMOxC5_sMrJ71Yp2eCMmthwv2jLfLFBh90X9E5T19xWI_xZaoMtldWIXlFpGNXWrBwt82MKuW3od/s720/1104972-352x500.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="480" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwkc8Su9E6TGIPxddpKHIYTLqc4aWwzUgKirOZYFrWO2nxoNKTFjYJB5Q1I7BNrhSX-2QIAowV681nm01LvUaW4IzawI_fB9hcvW7s-d6_DdjzAMwwPMOxC5_sMrJ71Yp2eCMmthwv2jLfLFBh90X9E5T19xWI_xZaoMtldWIXlFpGNXWrBwt82MKuW3od/s320/1104972-352x500.jpg" width="213" /></a></div><p>Cieniutka książka, która jednak sprawia spory kłopot w lekturze i wiele osób być może uzna ją za mało strawną. Bohaterka powieści - 74 letnia kobieta, wspomina i analizuje swoje życie, spogląda wstecz, jednocześnie prowadząc samotne i dość biedne życie. W Japonii ta powieść okazała się przebojem literackim i pewnego rodzaju fenomenem, trudno jednak odpowiedzieć na ile wpływ miała sama treść książki, a na ile rozbudowana wokół niej otoczka. Autorka debiutowała bowiem już na emeryturze, co raczej nie jest zbyt częste, nic więc dziwnego, że tematyka którą porusza w "Pójdę sama" była odczytywana bardziej uniwersalnie jako głos pokolenia, które przepracowało ciężko życie, a teraz odczuwa trochę pustkę. <br /><br />U nas pewnie też znalazło by się sporo takich historii - dzieciństwo w biedzie, na wsi, potem praca, może małżeństwo, dzieci i całe życie przepracowane, by coś osiągnąć, by zapewnić im jak najlepszy start, edukację. Nie zawsze jednak potem one to doceniają, czasem brak czasu dla pociech, czy też szorstkość wobec nich, odbija się na późniejszych relacjach. I tak jest trochę w przypadku głównej bohaterki. Mąż zmarł, z synem kontakt żaden, z córką jest słaby, żyje więc samotnie, nie mając zbyt wiele środków na utrzymanie. Przecież w większości krajów kobiety pracują mniej, zarabiają słabiej, emerytura bywa więc bardzo trudna. Dużo jej niby nie potrzeba, czujemy jednak, że to dość odległe od naszych wyobrażeń o jednym z najbogatszych krajów świata. <span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><br />Wspomniałem, że nie jest to lektura łatwa, a wynika to z pewnego rozwiązania przyjętego przez bohaterkę. Mamoko pochodzi bowiem z regionu gdzie mówiło się dialektem i choć wyjechała w młodości z mężem i prawie całe dorosłe życie spędziła w Tokio, w jej głowie wciąż tkwią słowa z dzieciństwa i to one stanowią tu klucz do poznania jej myśli. Całe życie tłamsiła w sobie tą tożsamość, wstydziła się jej. W tym właśnie języku rozmawia z głosami w swojej głowie, demonami, które podsuwają jej różne mroczne myśli, oskarżenia i wyrzuty. Czy mogłam inaczej ułożyć swoje życie? Czy musiałam rezygnować z marzeń dla rodziny? I czemu oczekiwałam tego samego od córki? Dopiero gdy jest sama, nie ma się kim opiekować, dostrzega pustkę wokół siebie, to że nie potrafi czerpać radości z przyjemności tylko dla siebie, nigdy się tego nie nauczyła. <br /></p><p>Tłumacz Dariusz Latoś, chcąc zachować oryginalny zamysł autorki, zdecydował się na zapisanie wszystkich słów w dialekcie w przedziwnej formule, która przypomina trochę naszą wschodnią gwarę, ale mocną przerysowaną. Nie jest łatwo przebijać się przez całe fragmenty zdań typu: „Po swojzgu zie gada, bo za domem zie ckni, ot i dyle”, „Hola, to chyba nie tagie prozde?", „tylgo tkać dyle”, „a dy to jo” itp. I to stanowi trudność. Kolejną na pewno jest to, że nie ma tu jakiejś spektakularnej fabuły - bohaterka podejmuje codzienne czynności i rozmawia sama ze sobą. Szczególnie dla młodszych czytelników te rozważania pewnie nie okażą się pasjonujące. Starsi dostrzegą więcej, choćby w stwierdzeniach, że samotność i brak samodzielności jest straszniejszy niż śmierć. Bohaterka całe życie trochę żyła w cieniu oczekiwań innych. Teraz, u progu życia, nagle odkrywa, że wcale nie musi tak być. Jej tożsamość wewnętrzna, ten głos "jo", dopomina się by "ja", które wzięło nad nim górę, wreszcie wyluzowało i znalazło spokój. Szkoda że tak późno. <br /><br />Trochę w tej całej melancholii, filozoficznym rozważaniu nad życiem, jak dla mnie za dużo metafor i na siłę szukania głębi, jakby niewiele miejsca na wyobraźnię czytelnika. Na pewno jednak lektura niebanalna. <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-53150438608436216762024-03-13T22:31:00.005+01:002024-03-13T22:31:59.041+01:00Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję, czyli czy można pokazać cierpienie<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmG1ica4dTGKi4dkkvfSH612y6wGBhg-xC-l0FG5tKC6FB8ie-Susbu8rED3IcCLELjRNAYw3UdAV3GQ0M8gVD5HXjHiQMD9WyizHkhcYWR47Sbbjwgo06lkTLExqwoJWPmByu3vFMNsqv6OW6tCqrHxr8fk08DHsYIvm7x84HtSuINWN6r4xm258RAGi2/s1676/1047395-352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1676" data-original-width="1181" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmG1ica4dTGKi4dkkvfSH612y6wGBhg-xC-l0FG5tKC6FB8ie-Susbu8rED3IcCLELjRNAYw3UdAV3GQ0M8gVD5HXjHiQMD9WyizHkhcYWR47Sbbjwgo06lkTLExqwoJWPmByu3vFMNsqv6OW6tCqrHxr8fk08DHsYIvm7x84HtSuINWN6r4xm258RAGi2/s320/1047395-352x500.jpg" width="225" /></a></div>MaGa: Jeśli o mnie chodzi to jest to spektakl, który rozłożył mnie na
czynniki pierwsze. Z pełnym przekonaniem mówię, że to najlepszy spektakl
jaki widziałam, choć temat ogromnie ciężki, przejmujący i z tych, który
oddalamy od siebie tak długo jak się da. <br /><br />Robert: Masz rację. Rozumiem wszystkie nagrody dla twórców i jestem wdzięczny organizatorom <a href="https://noweepifanie.pl/">Festiwalu Nowe Epifanie</a>
za ściągnięcie spektaklu na ten jeden wieczór do stolicy. To chyba
jedno z najbardziej poruszających przedstawień jakie widziałem w
ostatnich latach. I to bym podkreślił. Gdybym miał oceniać to co
widziałem w kryteriach artystycznych, pomysłów reżysera, gry aktorskiej,
pewnie bym marudził. Odebrałem go przede wszystkim na poziomie
emocjonalnym i z tej perspektywy chciałbym o nim opowiadać jako o
spektaklu cholernie ważnym, poruszającym, zostawiającym ślad.<br /><br /> <p></p><p>MaGa:
Spotykam się z coraz częstszymi opiniami psychologów, że to uciekanie
przed tematem śmierci wcale nie wychodzi nam na dobre. Śmierć jest
wpisana w ludzkie życie i udawanie, że nas nie dotknie prowadzi jedynie
do traum i takich działań względem umierających bliskich, których sami
nie chcielibyśmy doświadczyć. <br /><br />Robert: Nie chcemy żeby była
blisko, próbujemy nie dostrzegać cierpienia, oddawać je w ręce
specjalistów, żyjemy jednak w kraju, gdzie niejednokrotnie ta opieka
specjalistyczna niedomaga, a po drugie towarzyszenie bliskich w chorobie
i odchodzeniu, jest bardzo ważnych dla osoby która przez to przechodzi.
Być blisko. W sprawach codziennych. Nie dawać odczuć samotności.
Sprawiać, żeby ten ból był mniejszy nie tylko samymi lekami. Ale czy to
łatwe? Czy jesteśmy do tego przygotowani? To właśnie pytania, które
m.in. stawia przed nami Mateusz Pakuła w "Jak nie zabiłem...", zarówno w
książce, jak i w przedstawieniu, które zrobił na jej podstawie. <span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><br /></p><p>MaGa: Nie mam pojęcia czy to ten wszechobecny kult młodości
prowadzi do zapominania o tym, że śmierć nas dosięgnie? Mało tego, że
możemy być poważnie chorzy i cierpieć niewyobrażalne katusze przed
śmiercią, że nasz ból będą oglądać i współodczuwać ci, którzy nas
kochają. To oni będą się borykać z polską służbą zdrowia, to oni często
spotykać się będą z bezdusznością urzędników, którzy powinni pomagać. W
tym również kleru. <br /><br />Robert: Nie wiem czy to problem kultu
młodości jak to określasz. Staliśmy się chyba jako społeczeństwo po
prostu bardziej egoistyczni, mniej związani z rodziną, często szukając
poczucia wspólnoty i wsparcia poza nią. A śmierć i choroba? Ponieważ
niosą zniszczenie złudzeń o tym, że możemy żyć w spokoju, cieszyć się z
owoców naszej pracy, odpoczywać, myśleć tylko o sprawach przyjemnych,
tak bardzo nas właśnie przerażają. Gdy się pojawiają, zostawiają po
sobie pustkę i niejednokrotnie zmuszają do przewartościowania wielu
spraw. Może po jakimś czasie przychodzi spokój, ale przecież wcześniej
trzeba przejść przez tyle bólu, wyczerpania, bezradności, krótkich chwil
radości i nadziei, a potem jeszcze mocniejszej rozpaczy. Chory cierpi, a
my ponieważ często nie potrafimy mu pomóc, cierpimy sami, nie mogą
jednocześnie tego okazać. Przecież to obowiązek, to wyraz miłości,
przecież to krzyż który trzeba nieść, przecież tak trzeba. Ale jak
mówisz - wsparcia i zrozumienia w tym wszystkim bliscy dostają niewiele.
<br />I choć może to szokować, właśnie dlatego taki głos, który
wybrzmiewa w "Jak nie zabiłem..." jest tak ważny. Wściekłość, zmęczenie,
czarny humor, zwątpienie, chęć ucieczki - masz do tego prawo, choćby
otoczenie cię potępiało. Oni tego nie rozumieją, wciąż jest w nich tyle
obłudy, udawania, masek i pustych frazesów. <br /></p><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgToaAtGTc-6zW51tLTPmBGHF6YM0ODxCKVvC5uY1Glrc2AQaYJoDfkzSwytt4O_ePnASjewxXh4yyMoHnygh3wwwZjiSbRunuLj-hc5Ymuc0ohLTRIrcU1JyFioiOjqXRK_ZaL72GYih4xtbPgzvmZvknDT5vH31Wry91KA1wa00k38WmXMecL4eGzuCd5/s1280/1047395-352x500.jpg" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgToaAtGTc-6zW51tLTPmBGHF6YM0ODxCKVvC5uY1Glrc2AQaYJoDfkzSwytt4O_ePnASjewxXh4yyMoHnygh3wwwZjiSbRunuLj-hc5Ymuc0ohLTRIrcU1JyFioiOjqXRK_ZaL72GYih4xtbPgzvmZvknDT5vH31Wry91KA1wa00k38WmXMecL4eGzuCd5/s320/1047395-352x500.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">źródło fot.: https://www.laznianowa.pl<br /></td></tr></tbody></table><br /><br />MaGa:
Ten spektakl jest szczery do bólu. Wiem, bo sama przeszłam przez długą i
ciężką chorobę osoby bliskiej i towarzyszyłam jej przy śmierci. W tym
spektaklu każda emocja jest prawdziwa, każdy etap odchodzenia, próśb o
zakończenie cierpienia, próśb o śmierć z obu stron i trauma, że nie
można było zrobić tego o co nas proszono… to niewyobrażalny smutek,
który często prowadzi do depresji. <br /><br /><br /><br /> <br /> <div>Robert:
Nawet te chwile, gdy pojawia się jakaś forma odreagowania, komizm, było
we mnie zdziwienie, że sala wybucha śmiechem. Ja już byłem cały tak
bardzo w tej historii, że ten humor nie przynosił ulgi, nie bawił.
Rozumiem jego potrzebę, podobnie jak wściekłości, tych wszystkich
inwektyw na tych, którzy zawiedli, którzy nie mówią tego co chcesz
usłyszeń, na lekarzy, którzy nie rozumieją, na Kościół, nie akceptujący
jakiejś formy przerwania cierpienia na życzenie chorego. Nie musisz się z
tym zgadzać, żeby czuć w tym szczery ból, żeby dać prawo, by taki głos
wybrzmiał, by nie wchodzić w dyskusję.<br /><br />Dziś w przypadkowej
rozmowie zwrócono mi uwagę na to, że to spektakl, który nie daje prawa
do wejścia w dyskusję. Ponieważ jest tak właśnie osobisty, emocjonalny,
odbiera trochę prawo widzowi dokonywania ocen. Może i tak trochę jest,
ale czyż książka również nie niesie ze sobą podobnego ryzyka? To nie
jest forma manipulacji autora, jakiegoś szantażu, a raczej jego
wewnętrzna potrzeba, by podzielić się tym co siedzi mu w środku. Może
jakaś forma autoterapii. Jak poradzić sobie z tym smutkiem, który w
tobie jest? Może o nim opowiedzieć... A może jednak również forma walki w
sprawie prawa do tego, by to chory mógł decydować o tym czy chce za
wszelką cenę dalej cierpieć. <br /><br /> </div><div>MaGa: Kiedy opowiadam
znajomym o tym genialnym spektaklu, że trzeba go obejrzeć, że najlepszy
jaki widziałam, a jednocześnie mówię co jest jego treścią – to każdy
mówi: NIE. Nie chce oglądać nic takiego. I mówią to ludzie w mocno
zaawansowanym wieku. Oni też uciekają od myśli, że mogą umrzeć, a
jeszcze nim umrą – mogą cierpieć. To co dopiero dziwić się młodym
ludziom, że odsuwają ten temat na boczny tor? <br /> <br />Robert: Pozostaje
mimo wszystko rozmawiać, powoli może to tabu będzie znikać. Filmy takie
jak choćby Lęk, również mogą wnieść do przestrzeni publicznej ten temat
i przyczynić się do tego, że zrozumiemy, że lepiej mówić, nie dusić
tego w sobie. Będzie lżej. <br /><br /> </div><div>MaGa: Nie wiem czy
zdołamy namówić tą rozmową innych do pójścia na ten spektakl. Czy ktoś
nam uwierzy, że jest on przyczynkiem do poważnej rozmowy o dobrej
śmierci, o eutanazji, o emocjach, które odczuwają najbliżsi, o potrzebie
pomocy psychologicznej dla ludzi w takich traumach w jakich byli
bohaterowie tej sztuki. Cieszę się jedynie, że trwają rozmowy, by nagrać
ten spektakl dla Teatru Telewizji, bo wówczas (w zaciszu domowym, w
bezpiecznej przestrzeni) może więcej osób zdecyduje się zmierzyć z tym
tematem. Przecież nie za darmo ten spektakl zgarnia wszelkie znaczące
nagrody w kraju i za granicą – wszędzie tam gdzie jest wystawiany.<br /><br />
Robert: Usłyszeliśmy to od reżysera, a właśnie na dniach pojawiła się
już nawet data emisji - od maja Teatr Telewizji pokaże 5 nowych
spektakli i m.in. właśnie ten. <br />Dużo powiedzieliśmy o naszych
emocjach, a niewiele o samym przedstawieniu. W tym przypadku
zdecydowanie jednak to tekst i ciekawy pomysł na jego pokazanie
(niewielkie przerywniki na inne postacie, ale to przede wszystkim
wspomnienia głównego bohatera, czyli syna opiekującego się chorym na
raka ojcem), tak bardzo porusza. Tym razem więc nie mówmy o scenografii,
czy nawet aktorstwie (choć zasługuje na brawa, szczególnie zachwycają
możliwości brawurowo grającego Szymona Mysłakowskiego), doceńmy jednak
rolę muzyki w spektaklu i pomysł na wizualną obecność ojca na scenie
(przynajmniej dla mnie to bardzo mocne). Po prostu jeszcze raz
podkreślmy: to spektakl ważny, poruszający i jeden z tych, które
zapamiętuje się na długo. Intymny, osobisty i tak też pewnie odbierany
przez wiele osób, które odnajdują się w tych emocjach, doświadczeniach,
czują ulgę, że nie są dziwne czując i myśląc właśnie tak. <br />Jak
pokazać i opowiedzieć o cierpieniu. Bez wielkich słów i udawania, z całą
jego fizycznością i odarciem z człowieczeństwa, a jednocześnie właśnie
przypominając o tym, że o człowieczeństwie i szacunku musimy w tym
wszystkim pamiętać. <br />Dla mnie: spektakl wybitny. <br /><br />Więcej o spektaklu i bilety: <br /><a href="https://teatrzeromskiego.pl/spektakle/jak-nie-zabilem-swojego-ojca-i-jak-bardzo-tego-z-2/">https://teatrzeromskiego.pl/spektakle/jak-nie-zabilem-swojego-ojca-i-jak-bardzo-tego-z-2/</a> <br /><a href="https://www.laznianowa.pl/spektakl/jak-nie-zabilem-swojego-ojca-i-jak-bardzo-tego-zaluje">https://www.laznianowa.pl/spektakl/jak-nie-zabilem-swojego-ojca-i-jak-bardzo-tego-zaluje</a> <br /><br /> Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję<br />Teatr im. Stefana Żeromskiego, Teatr Łaźnia Nowa <br /> <br />Autor sztuki i reżyseria: Mateusz Pakuła <br /> Scenografia: Justyna Elminowska <br /> Kostiumy: Justyna Elminowska <br /> Muzyka: Zuzanna Skolias, Antonis Skolias, Marcin Pakuła <br /> Video: Olga Balowska <br /> Reżyseria światła: Paulina Góral <br /> Adaptacja: Mateusz Pakuła <br /> <br />Obsada: <br />Andrzej Plata<br /> Wojciech Niemczyk<br /> Jan Jurkowski<br /> Szymon Mysłakowski<br /> Marcin Pakuła</div>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-66769229097418696242024-03-13T08:27:00.001+01:002024-03-13T08:27:00.142+01:00Spirala zła - Bernard Minier, czyli to jak wejście w kolejny krąg piekła<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9tchr_nXAwqzJgU4poW3zAsNler-su52SgbDrrUq4YhffkhF6XGjA5udznAlA_agDDO6zIpsrl8dhW81UVipuk9rvcC5pUL1dU97HcqvM-rFwEnth5y-uyT8m3n8pAaHTYIgoovPBB8Yj-KhtAHOezAAQXnmUdWFEP1qBRYCnAVojywhblK43hOagQWeW/s500/1047395-352x500.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9tchr_nXAwqzJgU4poW3zAsNler-su52SgbDrrUq4YhffkhF6XGjA5udznAlA_agDDO6zIpsrl8dhW81UVipuk9rvcC5pUL1dU97HcqvM-rFwEnth5y-uyT8m3n8pAaHTYIgoovPBB8Yj-KhtAHOezAAQXnmUdWFEP1qBRYCnAVojywhblK43hOagQWeW/s320/1047395-352x500.jpg" /></a></div><p>W środowym kąciku kryminalnym dziś tylko jeden tytuł, ale za tydzień może kolejne dwa, bo wciąż coś w czytaniu. Może nawet jakaś humoreska się trafi? <br /></p><p>A dziś Bernard Minier. O ile z jego powieściami poza cyklem o Marinie Servezie miałem wrażenie różne, o tyle ta seria zawsze moim zdaniem dostarcza wiele satysfakcji dla każdego miłośnika kryminałów. Jest zagadka, jest napięcie, świetna atmosfera, zwroty akcji, czyli wszystko to co tygrysy lubią najbardziej. I tak jest też z ósmym tomem cyklu. <br />Dodatkowo tym razem jest jeszcze ciekawy smaczek, nazwijmy go paranormalnym, czyli to zło, z którym mierzy się nasz bohater ma naprawdę przerażające i zaskakujące oblicze. Diabeł to, czy może ktoś kto uwierzył, że jest jego narzędziem? Ale skąd te moce, które wydają się tak przedziwne, skąd ta nieuchwytność...<span></span></p><a name='more'></a><br />Zaczyna się od dziwnego przypadku morderstwa w zakładzie psychiatrycznym - jeden pacjent uciekł, a drugi został znaleziony martwy, a zginął uduszony przez użądlenia pszczół w jego gardle. Tyle że kamery nie wykazały, by ktokolwiek poza obsługą wchodził do sali, a drugi pacjent też zniknął nie wiadomo kiedy. Ekipa Serveza powoli wgryza się w tą sprawę, a czytelnik równolegle śledzi kilka innych wątków, które policjanci dopiero z czasem powiążą ze sobą jako część większej sprawy. <p></p><p><br />Oto członkowie ekipy filmowej, kiedyś współpracującej z kontrowersyjnym reżyserem horrorów Morbusem Delacroix, zaczynają ginąć w dziwnych okolicznościach. Gdzieś w tle wciąż powraca wątek zła jakie dokonywało się na planie, okropieństw, które doprowadzały ludzi do szaleństwa, a za to wszystko prędzej czy później wszystkich ma dosięgnąć kara. Wszystkich poza samym twórcą, który żyje sobie na odludziu w całkiem wygodnych warunkach, za nic mając wszelkie krytyczne głosy wobec niego. Gdy nie pozwolono mu na dystrybucję jego ostatniego obrazu, który podobnie jak każdy poprzedni, miał przesuwać granice w pokazywaniu brutalności, cierpienia i rzeczy potwornych, wycofał się on z przemysłu, pozostając wciąż dla niektórych środowisk legendą. Za fotosy z planu ludzie chętnie by płacili olbrzymie pieniądze, a za samą kopię filmu pewnie oddaliby majątek. Minier opowiada o ludziach, którzy nie tylko lubują się w horrorach, kinie grozy, ale po prostu zafascynowanych okrucieństwem, eksperymentujących na sobie lub na innych w zamkniętych klubach i na spotkaniach dla wybranych. Jak ma wejść w to środowisko policja, gdy w dodatku wiele tych osób ma nie tylko duże pieniądze, ale i plecy tak szerokie, że wystarczyłby jeden telefon, a śledczy mieliby problemy w pracy. <br /><br />Czyta się naprawdę jednym tchem, czyli Martin Servaz po raz kolejny nie zawodzi. I niby łączenie tych wszystkich wątków już podpowiada nam jakieś tropy, to i tak finał może trochę zaskoczyć. To będzie walka, w której trzeba poświęcić bardzo wiele. Nie będzie przyjemnie - ta historia jest mocna i brutalna, pełna krwi, spermy, niepokoju i prawie namacalnego zła. <br />Polecam fanom thrillerów kryminalnych, ale również miłośnikom kina grozy. Bernard Minier do końca zachowuję powagę bawiąc się z czytelnikami i nawet w spisie obrazów, które uznał za najbardziej przerażające horrory, dopisał twórczość reżysera, którego przecież stworzył na potrzeby książki. A gdy czyta się o jego filmach, naprawdę człowiek czuje dreszczyk niepokoju na plecach. </p><p></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-10667483085045609302024-03-12T19:50:00.001+01:002024-03-12T19:50:14.807+01:00Nieporadni w kąciku filmowym dla kinomaniaków, czyli Czerwone niebo i Falcon Lake <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsPG0snrWaO3XtqqibrzqPjhzShpbOGv1U6nxVdPlfOBqrwpLoSxizF8DWk1Ul7isozDe1v8fr0Slo2aVSdfkt88rGDZo5_V7AkKBQDCubfz9IFOOp-xsvizlTUaQM4Wav2A0gWkuJytgoZ43WgFeILZLaKXi6v-HGYK4dLZlD1QlClnfdBUylbxM_8-Rx/s285/417391727_803449335154096_3882915148024738292_n.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="285" data-original-width="200" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsPG0snrWaO3XtqqibrzqPjhzShpbOGv1U6nxVdPlfOBqrwpLoSxizF8DWk1Ul7isozDe1v8fr0Slo2aVSdfkt88rGDZo5_V7AkKBQDCubfz9IFOOp-xsvizlTUaQM4Wav2A0gWkuJytgoZ43WgFeILZLaKXi6v-HGYK4dLZlD1QlClnfdBUylbxM_8-Rx/s1600/417391727_803449335154096_3882915148024738292_n.jpg" width="200" /></a></div><p>Wtorek więc wpis dla wytrawnych kinomaniaków i dziś coś o facetach/chłopakach, którzy mają trochę problem w relacjach męsko damskich, czyli o dojrzewaniu, o tym jak trudno czasem zacząć i jak łatwo spieprzyć. Takie słodko-gorzkie historie, w których niby niewiele się dzieje, ale psychologicznie bywa całkiem interesująco. W pierwszym przypadku jest bardziej obyczajowo, w drugim może nawet odrobinkę atmosfery thrillera się można doszukać. <br /><br />Czerwone niebo to film mistrza melodramatów, Christiana Petzolda. Opowiada on historię o młodym mężczyźnie, który szuka dobrego miejsca, by w skupieniu popracować nad swoją drugą książką. Niestety zamiast cieszyć się pobytem w miłym miejscu nad morzem, dokąd zaprosił go przyjaciel, chodzi cały czas nabzdyczony, wszystko go wkurza i ma ewidentnie jakąś blokadę twórczą. Wokół pożary lasów, ale ludzie wciąż chodzą na plażę, wypoczywają, kąpią się, toczy się wydawałoby beztroskie życie. I on mógłby trochę wyluzować, szczególnie że wpadła mu w oko, znajoma rodziców jego przyjaciela, która również mieszka w tym samym domu. Czy coś z tego będzie?<span></span></p><a name='more'></a><br />Nadja jest starsza, wydaje się lubić życie i korzystać z jego uroków - taką łatkę chętnie przyczepił jej Leon i choć kobieta go fascynuje, skrywa to, jakby chcąc żeby to ona na niego zwróciła uwagę. Z czasem będzie musiał trochę przemyśleć swoją postawę, skonfrontować się z tym co myślą o nim inni. Dotąd, skupiony na kreowanym w swej książce świecie, wydawał się kompletnie nie zwracać uwagi na innych, oceniając ich i szufladkując. Czy to co przeżyje czegoś się nauczy?<p></p><p> <br /> Cały czas towarzyszy nam jakiś niepokój i oczekiwanie, że coś się wydarzy, co wpłynie na losy bohaterów. I rzeczywiście tak jest, choć to funduje nam reżyser dopiero pod koniec, potem znowu trochę zawieszając swoje postacie w dziwnym emocjonalnym zawieszeniu. <br />Jak dla mnie trochę niedopowiedziane, mało konkretne. Ale postać głównego bohatera i jego relacji z Nadią, zarysowana bardzo ciekawie. <br /><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhS2O_uIyDVI5IogvuaXPN-dC-wduIXRyjw_-jrbOgTKYqMGwc4HTv6ulAG6vklFzxs9dHOQYI4Bk6vtJmg5Jrr4MUk0bTZ80yH1SrVys3K1yF8Xb4etQxA-csbh3hg3xUJ9tVpDKFaz2wKO3zjopm_GuuP7tJp7_jpO_id2dtDtjfOZlcoRbNCM9liPSfI/s285/8083387.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="285" data-original-width="200" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhS2O_uIyDVI5IogvuaXPN-dC-wduIXRyjw_-jrbOgTKYqMGwc4HTv6ulAG6vklFzxs9dHOQYI4Bk6vtJmg5Jrr4MUk0bTZ80yH1SrVys3K1yF8Xb4etQxA-csbh3hg3xUJ9tVpDKFaz2wKO3zjopm_GuuP7tJp7_jpO_id2dtDtjfOZlcoRbNCM9liPSfI/s1600/8083387.jpg" width="200" /></a></div><br />Dużo większą frajdę miałem z oglądania Falcon Lake. Niby już dawno mam za sobą nastoletnie porywy uczuć, ale zawsze z ciekawością oglądam takie obrazy, zastanawiając się czy dziś młodym ludziom one pomagają lepiej radzić sobie z tym co przeżywają, czy też raczej kreują bardziej pewne mody, popychają ku zadawaniu pewnych pytań, do dylematów i poszukiwań. A teraz młodzi częściej zadają je internetowi niż rodzicom (niestety). <br /><br /> Falcon Lake na pewno może zaskoczyć dorosłego widza tym jak szybko dwójka bohaterów przełamuje wszystkie granice i z jaką lekkością to robi. 14 letni chłopak, który przybył z rodzicami nad jezioro do domku ich znajomych, mieszka w pokoju z młodszym bratem i 16 letnią córką gospodarzy. Ona początkowo traktuje go jak wrzód na tyłku, on jest wyraźnie zafascynowany, ale jest strasznie nieśmiały. I nagle, jak za pstryknięciem palcami, rozmawiają ze sobą na takie tematy, że niejeden dorosły by się zaczerwienił, razem piją alkohol, palą papierosy i spędzają całe dnie. Dziewczyna wyraźnie marzy o czymś więcej, emocje w niej buzują, ale chciałaby to przeżyć z kimś starszym, dlatego czasem Bastien idzie trochę w odstawkę i czuje się jak piąte koło u wozu. <br /><p></p><p><br />Oboje, choć starają się grać pewnych siebie, widać że mają trochę problem z tym, by się naprawdę otworzyć. Może dlatego właśnie tak dobrze się dogadują, gdy choć napięcie seksualne jest wyczuwalne, nigdy nie przekraczają żadnych granic, choć przecież gadają o wszystkim. O jego lękach, o wymyślanych przez nią historiach, o tym co ich boli, a co wkurza. <br /><br />Pierwsze zauroczenie, sielankowe, letnie obrazki, ale wciąż czujemy że coś wisi w powietrzu - jakieś napięcie, wyczuwalna tragedia. Pewnym tropem mogą być wciąż powracające opowieści o duchach z jeziora, wywołujący pewien dreszczyk niepokoju - niby to takie opowiastki i wzajemne straszenie się, coś jednak czujemy że jest na rzeczy... <br />Jeszcze dzieci, ale tak spragnione bycia uznanym za bardziej dojrzałego, za kogoś wartego zainteresowania, bojące się samotności, że zdolne do niejednego błędu. I tak balansują. Bawią się razem przy rodzicach, a potem w nocy urywają się, by razem się włóczyć. Takie to właśnie bywa to dzieciństwo.<br /><br />Jeżeli mam wybierać, zdecydowanie wybieram Falcon Lake, ale to dwie zupełnie różne produkcje. I choć ja je połączyłem, to nie traktujcie tego jako znaku równości. <br /></p><p></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-46546730518048338492024-03-11T09:28:00.002+01:002024-03-11T09:28:28.550+01:00Klub Niepokornych, czyli zamiast recenzji kilka zaskoczeń<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKEwcX6tFSxPOkeqa3tjrQe7jMLq2MgxD50bXzCxEbXmtAanKJw3rI9S_KrIgMsGSf1CYeSeoi3KzxRsJsFDFutvYbGN1T8BrWxaX1dJrt7xhAJfwxRdy3-WTKkgj-tKSCt3XldcOqOPAtTqPpZu4_Yj6QfLYB8uoxt2SawQMLafhduwojBi-gBlTLKnlu/s850/330286210_515845350710440_209997701028354956_n.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="850" data-original-width="600" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKEwcX6tFSxPOkeqa3tjrQe7jMLq2MgxD50bXzCxEbXmtAanKJw3rI9S_KrIgMsGSf1CYeSeoi3KzxRsJsFDFutvYbGN1T8BrWxaX1dJrt7xhAJfwxRdy3-WTKkgj-tKSCt3XldcOqOPAtTqPpZu4_Yj6QfLYB8uoxt2SawQMLafhduwojBi-gBlTLKnlu/s320/330286210_515845350710440_209997701028354956_n.jpg" width="226" /></a></div><i>Zaskoczenie 1. <br /><br /><br />To moja trzecia odsłona „Klubu…” jaką obejrzałam. Pierwsza to film z 1985r., którego twórcą był John Hughes zatytułowany „Klub winowajców”, druga to spektakl o tym samym tytule zaprezentowany w ramach Sceny Debiutów w Teatrze WARSawy w reżyserii Agnieszki Czekierdy z roku 2019 i trzecia, obecnie obejrzany w Garnizonie Sztuki „Klub niepokornych” w reżyserii Piotra Ratajczaka. Wszystkie wersje poruszają problemy z jakimi borykają się nastolatkowie i choć od premiery filmu do najnowszej wersji jaką obejrzałam minęło niemal 40 lat, to ten problem dalej gorzko wybrzmiewa. Zmieniają się czasy, następuje rozwój cywilizacji, a im więcej wiemy i mamy, tym bardziej czujemy się samotni i wyizolowani. Każda wersja położyła akcenty na coś innego i każda wersja przyprawia o dreszcz niedowierzania: jak to możliwe, że tego nie widzimy… <span><a name='more'></a></span><br /><br />Zaskoczenie 2. <br /><br />Byliśmy na spektaklu o godz. 12.oo. Spektakl zorganizowany dla młodzieży szkolnej. Wiek widowni 13-16 lat… i twarze wpatrzone w aktorów, cisza na sali, wulgaryzmy padające ze sceny nie wywołują śmiechu. Widzowie czują to co czują bohaterowie, emocje są odczytywane prawidłowo. Oni widzą odzwierciedlenie w bohaterach sztuki swoich kumpli i kumpelek, które siedzą obok. Zresztą i my, dinozaury między nimi, znający treść sztuki, przed spektaklem widzieliśmy dziewczynę stylizowaną na gotkę, ślicznotkę z wianuszkiem psiapiół, okularnika pod ścianą, sportowca skaczącego po trzy schodki, chłopaka w opadających luźno spodniach i chłopaka w dresach. Oni jeszcze nie wiedzieli, że ta sztuka zdejmie niedługo z nich maski, pod którymi kryje się choć część nich, że to przedstawienie pokaże im, że może warto spróbować odłożyć telefon i znaleźć przyjaciela w realnym świecie. Obserwowaliśmy też tę młodzież w szatni i przy wyjściu – widać było, że ten spektakl dał im do myślenia. Co bardziej żywiołowi, przytulali kumpla mówiąc do niego tekstem ze sztuki. Czy trzeba lepszej rekomendacji spektaklu? <br /><br />Zaskoczenie 3. <br /><br />Bardzo dobra adaptacja tekstu do warunków polskich. Polskie imiona bohaterów spektaklu czynią z nich dla młodych widzów bardziej kumpli niż wytwory czyjejś wyobraźni. Zamknięta w sobie Marta, do tej pory uważana za dziwaczkę, szkolna znakomitość Klaudia, piękna i pożądana, Eliasz – geniusz nauki, przystojny super-men i w dodatku sportowiec - Łukasz oraz Mati – najbardziej niepokorny, zbuntowany rozrabiaka szkolny. Zamknięci na długie godziny obserwują siebie i przykładają sobie znajome kalki i stereotypy. Początkowo nieufni, schowani w swoich problemach ani nie chcą się otworzyć na innych ani nie chcą opowiadać o sobie. Początkowe zaczepki to konfrontacja ze stereotypami przyklejonymi do każdego z nich. Potem przychodzi wzajemne „obwąchiwanie”, poznawanie, zrozumienie, przyjaźń. Pomocna jest tu postać nieprzystępnej nauczycielki, której tajemnica zmieni relacje między nimi. Odnosiło się wrażenie, że młodzi aktorzy jeszcze nie zapomnieli o rozterkach jakie niosła „gimbaza”, że grają samych siebie z tamtych lat. Cała obsada otrzymuje ode mnie duże brawa. <br /><br />Zaskoczenie 4. <br /><br />Dzięki ciekawości, dlaczego Garnizon Sztuki zrobił spektakl w samo południe, miałam możliwość obserwowania młodzieży w teatrze. I jestem zachwycona. Jeśli teatry chcą mieć widzów to muszą robić spektakle w godzinach lekcyjnych, bo młody człowiek przemęczony nauką nie pójdzie do teatru na 19:00; natomiast jeśli zaproponuje mu się spektakle w godzinach lekcyjnych – to zdecydowanie chętniej z tego skorzysta. Otrzaskają się z teatrem, zobaczą aktorów na żywo, z odległości kilku metrów i może złapią bakcyla teatralnego. I nie będą się w przyszłości zachowywać jak obecni 30-40-latkowie, którzy każdy wulgaryzm na scenie traktują jak powód do śmiechu, nie patrząc, że ten wulgaryzm podkreśla skrajne emocje. I śmiech w tym miejscu jest – nie na miejscu. Rodzice młodych ludzi z Walentynkowego spektaklu w samo południe w Garnizonie Sztuki – możecie być dumni z dzieci. <br /><br />Zaskoczenie 5. <br /><br />Zupełnie inaczej odbiera się spektakl o młodzieży w towarzystwie dorosłych, a inaczej odbiera się spektakl siedząc na widowni z młodzieżą. Recenzje z tego samego spektaklu będą niekiedy skrajnie różne – po prostu panuje inna energia. Doświadczyłam tego po raz pierwszy. I o ile w recenzjach ze spektaklu oglądanych między dorosłymi karci się Magdalenę Kumorek za przerysowanie, to ja – po obejrzeniu spektaklu z młodymi widzami chciałabym jej bohaterce powiedzieć: dobrze, że jesteś taka. <br /><br />Polecam. <br /><br />MaGa <br /><br />Garnizon Sztuki – Klub Niepokornych <br />Scenariusz: Joanna Kowalska <br />Reżyseria: Piotr Ratajczak <br />OBSADA: Magdalena Kumorek (nauczycielka); Kornelia Strzelecka (Klaudia); Iga Krefft (Marta); Jan Wieteska (Łukasz); Adam Zdrójkowski (Mati), Patryk Cebulski (Eliasz) <br />Scenografia: Marcin Chlanda <br />Kostiumy: Katarzyna Sobolewska <br />Muzyka: Piotr Aleksandrowicz <br />Choreografia: Aneta Jankowska</i><p></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-28008973687386765992024-03-10T17:25:00.000+01:002024-03-10T17:25:06.592+01:00Biedne istoty, czyli ten twórca jest szalony<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwGbDI4jIHRc2pP9dWdsuHjpL2vqtvauZWWQ5MKEGjYg1TttdJjAE7ft29Q-91B2bbyNxK4LWMD8E_WoU4GZEqoB-TbkK7JC27m0ixWLm-MiAaLCNAR4u-SQIrcBxoVixzannBrNnflvbDi2eqDu4rHd3rETUTlEqubq6voUaIcsQ1tHfMgz-nGJuOnhMi/s285/8108221.6.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwGbDI4jIHRc2pP9dWdsuHjpL2vqtvauZWWQ5MKEGjYg1TttdJjAE7ft29Q-91B2bbyNxK4LWMD8E_WoU4GZEqoB-TbkK7JC27m0ixWLm-MiAaLCNAR4u-SQIrcBxoVixzannBrNnflvbDi2eqDu4rHd3rETUTlEqubq6voUaIcsQ1tHfMgz-nGJuOnhMi/s1600/8108221.6.jpg" /></a></div><p>Nie zdążyłem z filmami oscarowymi jak planowałem, będzie więc pewnie za jakiś czas uzupełnienie, może zbiorcze, bo notek gromadzi się całkiem sporo. O jednym filmie jednak chcę napisać już dziś, bo jak czuję będzie to nagroda dla Emmy Stone za główną rolę kobiecą. <br />Zagrała perfekcyjnie, wykorzystując ten scenariusz do maksimum. Wokół postaci przez nią graną utworzyło się już całkiem sporo interpretacji, a pewnie to ile włożyła w nią życia i emocji, trochę pomogło w tym, by nie była ona jednoznaczna. Obiekt eksperymentu, żywa lalka, zabawka, obiekt pożądania, z czasem zmienia się w istotę niezależną, podejmującą własne decyzje. Wciąż trochę naiwną, w nosie mającą jakiekolwiek normy i zasady, zdolną jednak do emocji i działania już nie zawsze zgodnie z życzeniem innych. Czy to film feministyczny, jak by chcieli niektórzy, o tym że nie da się z kobiety uczynić jedynie bezwolnego obiektu uwielbienia, że prędzej czy później nawet mózg dziecka nauczy się niezależności i wybierze wolność, odrzucając wdzięczność dla swojego opiekuna... Moim zdaniem niekoniecznie i wciąż jest we mnie jakiś niepokój. Niby Yorgos Lanthimos fundował mi go często, tym razem jednak to nie jest kwestia jedynie wyborów etycznych, tak jakby opowiadając o chorych postawach wykorzystujących kobiety mężczyzn sam spełniał jakieś swoje fantazje. <span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><br /><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFJ46WGnmaZpk6ANxzWJ-UJ8jT9pfKTPsPtp00inlvzR2J6riSJgL0pu0-QfxmUUYWuePq4NJ1sMNIkMQY6tSsW1Nvfh-tG2iFm9hZU67mgGgopOgLaEEvcLaCVUsfYePsBNuBgmcW9tkjO2Uy2qWj1Yus5n8JbhsuKZTkGTaFfcexoZhGOSRgNrjj2XWv/s285/8107832.6.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFJ46WGnmaZpk6ANxzWJ-UJ8jT9pfKTPsPtp00inlvzR2J6riSJgL0pu0-QfxmUUYWuePq4NJ1sMNIkMQY6tSsW1Nvfh-tG2iFm9hZU67mgGgopOgLaEEvcLaCVUsfYePsBNuBgmcW9tkjO2Uy2qWj1Yus5n8JbhsuKZTkGTaFfcexoZhGOSRgNrjj2XWv/s1600/8107832.6.jpg" /></a>Stworzył bajkę o dojrzewaniu, nie pozbawioną scen malarskich, cudownych, pełnych humoru, ale i takich, przy których raczej czujemy się zniesmaczeni. Krew, dziwne eksperymenty, traktowany dość instrumentalnie seks, a co najciekawsze w tym wszystkim - bohaterka o ciele dorosłej kobiety i umyśle dziecka. Dziewczyna jest niczym czysta tablica, co fascynuje, ale i niejednokrotnie budzi chęć do tego, by ją kształtować według własnych pomysłów. <br /><br />Nie zna ograniczeń, norm, ani zasad, nie wie co to wstyd, do wszystkiego podchodzi z ciekawością, nic więc dziwnego, że coś co ona traktuje jako przygodę i interesujące doświadczenie, widz odbiera jako manipulację, wykorzystanie o charakterze podobnym jak w przypadku pedofilii. I to jest dziwne, powiedziałbym nawet chore, by czynić z tego jakiś pozytywny fundament drogi do wolności dla Belli. Uczy się ona filozofii, relacji międzyludzkich, rozpoznawania hipokryzji i kłamstw, ale przecież wciąż musi zarabiać na utrzymanie swoim ciałem i jest postrzegana przez większość ludzi właśnie przez wygląd, a nie przez umysł i wnętrze. <br /><br />Dziwny to film, chwilami zachwycający, innym razem wkurzający. I finalnie prawdę mówiąc jestem daleki od uznania go za arcydzieło, zbyt wiele rzeczy mi tu przeszkadza.<br />Ciekawe, ale i bardzo przewrotne. Szalony chaos wizualny i również scenariuszowy. <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-28376248479046449322024-03-09T19:45:00.007+01:002024-03-14T08:41:42.224+01:00Napis, czyli bo my tu żyjemy jak w rodzinie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUuHsaaDGrQXF-l1VojmwreSkKyal_OJGvA_NCqzlPGBpCfdHJNYi6ghXQMlyxfBy-8EDzGvzIo3XlmFHlJfTiDkPG4V0gyawYYAhtkqeNsB_LmfSu9DMfD_61WCWoijDRKxb7X0OLsBuJcJCgP-Ai7sOz3Gjmil7P0dxn7CFVv8jXq_Vp3rI-2KJTJRZp/s3428/1047395-352x500.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="3428" data-original-width="2399" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUuHsaaDGrQXF-l1VojmwreSkKyal_OJGvA_NCqzlPGBpCfdHJNYi6ghXQMlyxfBy-8EDzGvzIo3XlmFHlJfTiDkPG4V0gyawYYAhtkqeNsB_LmfSu9DMfD_61WCWoijDRKxb7X0OLsBuJcJCgP-Ai7sOz3Gjmil7P0dxn7CFVv8jXq_Vp3rI-2KJTJRZp/s320/1047395-352x500.jpg" width="224" /></a></div><p>MaGa: Zasiedziałych w apartamentowcu mieszkańców podobno nie interesuje napis w windzie, przyrównujący nowego lokatora, pana Lebrun, do – grzecznie rzecz ujmując - fallusa. Nikt się do napisu nie przyznaje, każdy twierdzi, że jest mało istotny, że nikt go nie widzi. Trochę inaczej uważa sam zainteresowany. On pragnie dowiedzieć się, który z sąsiadów, nie znając go, bez podstaw usiłuje go szkalować. <br /><br />Robert: Gérald Sibleyras niby opowiada o Francji, ale w sumie fajnie, że podjęto decyzję, by przenieść to po raz kolejny na deski teatru w Polsce, bo to również opowieść i o naszym społeczeństwie. O tym jak potrafimy zamykać się w naszych komfortowych bańkach i mało otwarci jesteśmy na innych, na nowych w swoim sąsiedztwie, oczekując że to oni się dostosują. O tym jak czasem trudno oddzielić twoje przekonania i postawy od tego czego od ciebie oczekują inni żebyś myślał i mówił. Nawet jak nie masz ochoty - rób to, bo tak trzeba, bo inni robią. Nawet jak myślisz inaczej, nie wolno ci mówić tego na głos, bo nie wypada. I największa zbrodnia: nie pytaj innych dlaczego, bo okażesz się ignorantem i będziesz skreślony w towarzystwie. Pewnie trochę dlatego, że nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć na to pytanie, ludzie się go zwyczajnie boją. <span></span></p><a name='more'></a><br /><br />MaGa: Dociekanie prawdy u sąsiadów wprawdzie niewiele wnosi w sprawie napisu, ale pozwala nam po troszeczku poznawać bohaterów sztuki i podejrzewać, co mogło być potencjalną przyczyną jego powstania. Tylko czy brak uczestnictwa w święcie ulicy kwalifikuje się do takich porównań? A może to pamięć za poprzednimi lokatorami go wywołał? A może to, że są tak bardziej zwyczajni, szarzy, inni (czytaj: gorsi)? Tylko czy tak jest? <br /><br />Robert: W oryginalne jak zwróciła mi uwagę koleżanka, nie chodzi o napis ch.j tylko ma to wydźwięk bardziej jako: idiota, prostak. Może więc coś jest w tym co mówisz? Ciekawy jest upór pana Lebruna, żeby nie usuwać napisu, żeby zrobił to jego autor, ale ciekawa jest też postawa sąsiadów - im dłużej trwa dochodzenie, tym bardziej oburzeni są nie na autora wyzwiska lecz na jego adresata. A może jest coś na rzeczy? Może ktoś go zna? Może on coś ukrywa? I tak sprawa urasta do jakiegoś problemu, którego chętnie by się pozbyto, by odzyskać święty spokój. Nie usuwają napis, ale Lebruna.<p></p><p><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkeTGkeNXGca-QfTnJ12slf7XQJZRomsZSlyIztd99ntPRS4bpXpHm4rm0EVb5fBRuVWeFflE6dE9hDK2WFCzbYC3LCY6YofS4dU7_qCr-ZOo1L8Dp6Pd4fGFlVrEGjWuinJjE4i3mtMS7UW-6EzVwFLKdevTrfVP6yf_PMfzvrSygv8QsCYklJDQXac6u/s852/Unplugged-logotyp-1536x1226.png" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="568" data-original-width="852" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkeTGkeNXGca-QfTnJ12slf7XQJZRomsZSlyIztd99ntPRS4bpXpHm4rm0EVb5fBRuVWeFflE6dE9hDK2WFCzbYC3LCY6YofS4dU7_qCr-ZOo1L8Dp6Pd4fGFlVrEGjWuinJjE4i3mtMS7UW-6EzVwFLKdevTrfVP6yf_PMfzvrSygv8QsCYklJDQXac6u/s320/Unplugged-logotyp-1536x1226.png" width="320" /></a><br /><br />MaGa: Spokój i dociekliwość pana Lebruna, w pewnym momencie burzy dobre samopoczucie zasiedziałych mieszkańców, obnaża ich ułudną pewność siebie, nijakość, brak własnego zdania. „Starzy” lokatorzy przyjmując zaproszenie na spotkanie w mieszkaniu pomówionego w celu lepszego poznania się, nie podejrzewają czym się to skończy. <br /><br />Robert: Coś co mieli nadzieję, okaże się kulturalną rozmową o niczym, zmienia się w konfrontację. Problem jednak polega na tym, że ich jest więcej, a żona Lebruna najchętniej zaprzyjaźniłaby się z nimi, dla świętego spokoju przyjmując ich zasady, zwyczaje i nawet poglądy. <br /><br />MaGa: Mam nadzieję, że ten spektakl to satyra (a może już tragikomedia) – póki co - na społeczeństwo francuskie, a nie na nasze rodzime. Choć jak słucham polityków, którzy za nic w świecie nie odpowiedzą wprost na proste pytanie, czy jak słucham wywodów celebrytów „znikąd” to zaczynam się zastanawiać. <br /><br />Robert: No właśnie moim zdaniem nie - jak najbardziej duże miasta pełne już są takich "elit", mieszkających w "lepszych" dzielnicach i warunkach, pouczających chętnie innych na temat tego jak mają rozwiązać swoje problemy życiowe, socjalne, no bo przecież oni ich nie mają (albo przynajmniej tak twierdzą). No i co mają myśleć i mówić, bo przecież pewnych rzeczy w towarzystwie nie wypada. Na pokaz ma być idealnie. Uśmiechy, winko, przekąski, elegancja. <br /><br />MaGa: Świetnie dobrane duety scenicznych małżeństw: Marzena Trybała i Krzysztof Tyniec oraz Emilia Komarnicka-Klynstra i Grzegorz Damięcki wspaniale pokazują dobre mniemanie o sobie, przykrywające nijakość i bryndzę umysłową bohaterów, opartą na wyuczonych sloganach, zasłyszanych hasłach. Kiedy na koniec Barłomiej Nowosielski jako pan Lebrun zostaje sam, ja mu sekunduję, choć żal mi człowieka, którego żona (Paulina Gałązka) chce zadziałać w myśl przysłowia: „Jeśli wszedłeś między wrony – musisz krakać tak jak one”. <br /><br />Robert: Tak, finał jak i całość, choć przecież nie brakuje tu scen zabawnych, wcale nie jest do śmiechu. Raczej ku refleksji. I w sumie może to dobrze, że nie mamy do czynienia z prostą farsą. Tu jest lekko, ale i niegłupio. I moim zdaniem dość aktualnie. Jest szansa na to, by w tych scenkach przy winie, obserwując co mówią postacie sobie w oczy, a co za plecami, uchwycić jakąś prawdę o nas samych. Może coś zmienić? <br /><br />Polecamy. <br /><br /> Teatr Ateneum – Napis - <a href="https://teatrateneum.pl/?p=52400&gad_source=1&gclid=Cj0KCQiArrCvBhCNARIsAOkAGcVipbwjMmZH9onkyewAypiXEkMu6jUXyWIWTHAwb53TbYhqz8IPGdUaAhePEALw_wcB">po bilety i więcej informacji kliknij tu</a><br />AUTOR TEKSTU Gérald Sibleyras <br /> PRZEKŁAD Barbara Grzegorzewska <br /> REŻYSERIA Artur Tyszkiewicz <br /> SCENOGRAFIA Jagna Janicka <br /> KOSTIUMY Anna Adamek <br />REŻYSERIA ŚWIATŁA Katarzyna Łuszczyk <br /> OBSADA <br /> Grzegorz Damięcki <br /> Paulina Gałązka <br /> Emilia Komarnicka – Klynstra <br /> Bartłomiej Nowosielski <br /> Marzena Trybała <br /> Krzysztof Tyniec<br /></p><p></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-46090166028206110572024-03-09T19:18:00.005+01:002024-03-09T20:10:45.539+01:00Czego dusza pragnie, czyli trochę humoru, trochę pytań o to co ważne<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0twEruTDwBkbzz5KPOcYG69tIatRHC_JziNsyIj1-awNEj3ZELpQAisnoPUIT-UsuIMffS6Jbe8Kp2Z-T9hfPTE0WHkXOjYreVq0WC-3uKilsCeFC8KQk14a8uWO8uWoiHmvaBnrUPu3fWmwMClxstRnepOjSXPiNE1X8fvvypJ2XX_kpXMl-yiK4Pf-Y/s500/1047395-352x500.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0twEruTDwBkbzz5KPOcYG69tIatRHC_JziNsyIj1-awNEj3ZELpQAisnoPUIT-UsuIMffS6Jbe8Kp2Z-T9hfPTE0WHkXOjYreVq0WC-3uKilsCeFC8KQk14a8uWO8uWoiHmvaBnrUPu3fWmwMClxstRnepOjSXPiNE1X8fvvypJ2XX_kpXMl-yiK4Pf-Y/s320/1047395-352x500.jpg" width="225" /></a></div><p>Mały przerywnik na blogu. Uzbierało się już ponad 20 tematów i wcale nie jest łatwo ustalać kolejność pisania o spektaklach, książkach czy filmach. Tylko żeby nic z głowy nie uciekło. Nie mam takiego komfortu, by pisać na bieżąco o wszystkim, zwykle po prostu jak mam kwadrans, to siadam i piszę akurat o czymś co albo jest świeże albo długo czeka w kolejce. Nie pytajcie jak się to udaje dzień w dzień. Jakoś się udaje :)</p><p>Na pewno z obiecywanych rzeczy do końca miesiąca pojawią się Biedne istoty, dwie książki z Azji, jedna z Ukrainy, coś z fantastyki, kolejny kącik dla smakoszy kinowych, kryminalna środa, pewnie serial, coś muzycznego i uff chyba 5 spektakli teatralnych. <br /><br /> A dziś zbiorek opowiadań. Dość wyjątkowy, bo SQN od kilku lat wypuszcza go na przełomie grudnia i stycznia, przeznaczając cały dochód na WOŚP, a potem kończy jego dystrybucję. Ach, co ważne jest tylko e-book. Co roku zapraszani są różni autorzy, którzy piszą albo specjalny tekst albo dają coś z szuflady. Niestety nie ma jakiegoś motywu przewodniego (a szkoda), czyli teksty są dość przypadkowe i jak to bywa ze zbiorami opowiadań, nie zawsze równe. <br />Ponieważ jednak mam zasadę, by pisać o wszystkim (a przynajmniej się staram), to oto notka tomu z ubiegłego roku, który czekał w komórce na przeczytanie.<span></span></p><a name='more'></a><br /><p></p><p>O każdym można by króciutko, choć subiektywnie, bo wiadomo, że co jednemu podejdzie, innemu niekoniecznie i w drugą stronę tak samo. <br />Jakub Małecki ciut filozoficznie, jakoś jednak mało konkretnie i mnie nie przekonał. Marcin Mortka kontynuuje opowieść ze świata Głodnej Puszczy i o tyle fajnie, że tym razem to nie Kociołek, jest na pierwszym miejscu, a jego żona. Aneta Jadowska i Magdalena Kubasiewicz również w swoim stylu, w swoim uniwersum i całkiem fajnie. </p><p>Mniej znana od poprzedniczek Joanna Gajzler, może niedługo im dorównać jeżeli będzie snuła równie fajne historie. Nieumarła jako weterynarz? Tu jest i humor, ale i fajnie wymieszano nasz świat i świat magii. <br /></p><p>Milena Wójtowicz, Jakub Ćwiek - odrobina czarnego humoru, jak nie pogrzeb, to zaświaty. Jest pomysł, choć i niedosyt. Jacek Łukawski również, choć ubrał to w realia jak najbardziej realistyczne. <br /></p><p>Grzegorz Gajek całkiem ciekawie w klimatach słowiańskich wierzeń i legend (a wydawało się, że to w większości pisarki poszły w tą stronę). <br />Tomasz Żak bardziej w tonie publicystycznym, interwencyjnym, jak dla mnie to uproszczone, ale może i tak trzeba. <br />Przemek Corso dość brutalnie i ponuro o świecie policjantów. <br />Podobało mi się opowiadanie Magdaleny Świerczek-Gryboś, bo temat neuroróżnorodności wciąż chyba wybrzmiewa u nas zbyt rzadko, częściej w kontekście dzieci, a co z dorosłymi? <br /><br />Paweł Radziszewski. No proszę - jak pokazać historię ostatniego stulecia w skondensowanej formie i poruszyć serducho? Dla wszelkiego rodzaju nacjonalistów niezła lekcja. <br />Dabuta Awolusi na koniec dość wzruszająco o miłości. Nietypowe, ale ciekawe. <br /><br />Całość? Całkiem fajna. 14 tekstów, z których może niewiele najczęściej zostaje w głowie, ale dla fanów autorów to uzupełnienie lubianych przez nich światów, a czasem i nowi autorzy jak się okazuje potrafią stworzyć ciekawą historię. Wada? Za krótko. Bo jeżeli coś się spodoba to i tak zaraz się skończy. Ale tak to już jest z opowiadaniami. <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-48649286919356355912024-03-08T19:05:00.005+01:002024-03-08T19:05:53.048+01:00Lęk, czyli ja już dłużej tak nie mogę<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX4H_jrxQD4ZVoqgwMXO2dHwUI3p05ulUnb0pIUn3D74HC9mA-3OKGPMiETYBjCfxyQEL9lC1ZqH-ANOrJ1v3MSeyH4jw9Jt0cBOFPlxI9mKm75rX0qIKzvF-hNpJAgZIIklGO-nIrIm8_to2reDW-ZLdcRqzWjAguovzIryceC_0FrL5l6aEmbjZxshV-/s285/406894322_746199317542796_4620985699458644769_n.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="285" data-original-width="200" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX4H_jrxQD4ZVoqgwMXO2dHwUI3p05ulUnb0pIUn3D74HC9mA-3OKGPMiETYBjCfxyQEL9lC1ZqH-ANOrJ1v3MSeyH4jw9Jt0cBOFPlxI9mKm75rX0qIKzvF-hNpJAgZIIklGO-nIrIm8_to2reDW-ZLdcRqzWjAguovzIryceC_0FrL5l6aEmbjZxshV-/s1600/406894322_746199317542796_4620985699458644769_n.jpg" width="200" /></a></div><p>Dwa dni z festiwalem Epifanie (klikajcie tu <a href="https://noweepifanie.pl/">https://noweepifanie.pl/</a>), a ja mam w głowie tyle refleksji i emocji w sercu, jak nie miałem od dawna. Ktoś powie po zerknięciu - ale przecież program jest budowany z rzeczy, które są zwykle już znane. Po pierwsze jednak nie wszyscy czasem zdążą coś zobaczyć, przegapią, nie wszystkie były wcześniej w Warszawie pokazywane. Po drugie jest też wartość dodana, bo spektaklom czy pokazom towarzyszą ciekawe spotkania i rozmowy. </p><p><br />"Lęk" miałem w planach do nadrobienia, nie tylko ze względu na zbierane nagrody, czułem że to będzie coś ciekawego. I odczucia się potwierdziły. Film jest dość surowy, skromny, ale porusza jakże ciekawy i ważny temat. <br />Oto dwie siostry jadą autem. Nie znamy ich celu, choć wiemy że jest dość daleko i muszą nocować po drodze. Obserwujemy napięcie jakie między nimi jest i powoli domyślamy się wszystkiego, bo tu prawie nic nie jest powiedziane wprost. Choroba starszej nie da się ukryć, widać że to stadium, w którym naprawdę ból może pojawić się w każdej chwili i trudno funkcjonować normalnie, nawet mimo leków. A mimo to nie jest to temat ich rozmów, chyba że coś wymknie się młodszej w złości. Ona wciąż szuka jakiejś nadziei, choćby małej szansy, próbując do tego samego przekonać siostrę, która wszystko zbywa milczeniem. Jest zmęczona, wciąż jednak szuka w sobie energii do działania, stara się nią zarazić siostrę.<br /><span></span></p><a name='more'></a> <p></p><p>Małgorzata (Magdalena Cielecka) podjęła już decyzję - nie chce dłużej cierpieć. Porządkuje swoje sprawy, jak zawsze perfekcyjna i próbuje ze spokojem przekonać do tego Łucję (Marta Nieradkiewicz), nie zważając jednak na jej uczucia. Czy ma prawo, dlatego że to ona jest umierająca? Przyjęła trochę maskę cynizmu, o chorobie nie mówi, choć przygotowuje się na finał. <br />Jest między nimi napięcie, duże pokłady emocji, które nie są okazywane. I to jest równie ciekawe, jak i sama decyzja głównej bohaterki o celu podróży. Czy potrafimy rozmawiać o cierpieniu, o prawie do godnego odejścia na własnych warunkach, o uczuciach jakie są w chorym, ale i w tych, którzy się nim opiekują lub mu towarzyszą. W równym stopniu to film o wolności, jak i o miłości, ze wszystkimi jej odcieniami. Kto powiedział, że nie ma w niej miejsca również na rozżalenie, czy wręcz wściekłość. A jej prawdziwość rozpoznaje się dopiero wtedy gdy potrafimy pogodzić się z odejściem, choć to przecież tak bardzo boli. </p><p> </p><p></p><p>Relacja między siostrami ma w sobie trochę szorstkości, ale i czułość i to jest pięknie pokazane. W ramach historii wpisanej w schemat kina drogi, wyruszamy tak naprawdę w głąb skrywanych lęków, emocji i słów, które czasami boimy się wypowiadać lub nawet do nich przyznać. Wbrew pozorom nie jest to jednak film, który by jakoś bardzo dołował. To trochę jak z "Moje córki krowy", tu też jest trochę miejsca na oddech, nawet na humor. Końcówka nie jest lekka, to jednak dobrze, że towarzyszymy Łucji dłużej, że możemy poczuć jej ból pomieszany z ulgą. Nowy początek? Choć pewnie nie będzie łatwy. <br /><br />Kapitalne role i ważny, mądry film. Czy piękny i wyjątkowy? Dla mnie wystarczy że bardzo prawdziwy i zmuszający do refleksji. <br /><br />Rozmowa z dr Agatą Malendą, związaną zarówno zawodowo z hospicjum, jak i emocjonalnie z Instytutem Dobrej Śmierci, otworzyła kolejne okna do wyjrzenia przez nie w poszukiwaniu odpowiedzi i próby radzenia sobie z własnym lękiem, bezradnością. Kolejny dowód na to, że przygotowując program Festiwalu, Centrum Myśli Jana Pawła II, sięga odważnie po tematy trudne, nie boi się kontrowersji. Rozmawiając nawet o jakimś temacie który jest tabu, możemy oddzielić prawdę od kłamstw, znaleźć jakąś własną postawę wobec spraw istotnych, o których nie wiadomo czemu tak mało się rozmawia. I może dzięki temu będzie nam też łatwiej gdy sami staniemy w trudnej sytuacji, rozumiejąc co się może dziać z naszymi emocjami, ale też pamiętając o innych wokół. <br /> <br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/2g5Gbfh0m_A" width="320" youtube-src-id="2g5Gbfh0m_A"></iframe></div><br />przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-1891551018293343542024-03-06T22:46:00.000+01:002024-03-06T22:46:19.465+01:00Ależ rollercoaster, czyli Reina Roja i Cherub<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX_EgcEIu_W05NO7pQufRS76EC73jPZNAmE2pCbNJ6qxRj_OSgkLzS9HOM_suoP3Xuo10IMD6l8GN703CIxksixJ3hnZoBnZgnn54BISZ72BBw-xeJCOuSnWXfycJGvEU9ZD34nR4ArKJ7O_1MM9Sy2Lh0_lyp3nnnLc1j0ebXAgMJZVSj0vF8eB5x48Kl/s500/417391727_803449335154096_3882915148024738292_n.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX_EgcEIu_W05NO7pQufRS76EC73jPZNAmE2pCbNJ6qxRj_OSgkLzS9HOM_suoP3Xuo10IMD6l8GN703CIxksixJ3hnZoBnZgnn54BISZ72BBw-xeJCOuSnWXfycJGvEU9ZD34nR4ArKJ7O_1MM9Sy2Lh0_lyp3nnnLc1j0ebXAgMJZVSj0vF8eB5x48Kl/s320/417391727_803449335154096_3882915148024738292_n.jpg" width="225" /></a></div><p>W głowie sporo niełatwych emocji po seansie filmu, poczekajcie jednak do czwartku lub piątku, żebym sobie to poukładał w głowie. Chyba szykują się dwie ciekawe notki plus trzecie zaległa, która trochę wiąże się tematycznie. O czym to będzie? A nie powiem na razie. <br /><br />Środę wyznaczyłem wstępnie na kącik kryminalny więc dziś jego kolejna odsłona. I dwa mocne tytuły. Ach jak ja lubię takie książki, w których świetnie zbudowane jest napięcie, ze zwrotami akcji, niespodziankami i ciekawymi bohaterami. </p><p>Zacznijmy od Juana Gómeza-Jurado, który ni stąd ni zowąd w ciągu roku stał się jednym z bardziej rozchwytywanych autorów thrillerów kryminalnych. Po Ciszy Białego Miasta czy cyklu Redondo, polscy czytelnicy wiedzą, że Hiszpanie potrafią grać w tą grę. A potem wystarczy już dobra strategia reklamy i tzw. marketing szeptany, który odgrywa na naszym rynku chyba coraz większą rolę. Sam też zostałem namówiony przez czytelniczkę tego cyklu, więc wiem o czym piszę :)<br /><br />Czerwona królowa Reina Roja. Pierwsze wrażenie? Świetna zabawa. Ale warto trochę wyłączyć myślenie, bo czuje się, że autor to raczej szkoła Dana Browna, czyli stawia na atmosferę, a nie na szczegóły. Gdyby się człowiek trochę zastanawiał nad logiką podsuwanych rozwiązań (choćby punkt wyjścia, czyli ponad narodowa policja, która w każdym kraju ma raptem po kilka osób, proces naboru) i niektórych scen, to trochę by się uśmiał, ale jak już wejdzie w ten klimat, nie będzie chciał odkładać lektury. <span></span></p><a name='more'></a><br /><p></p><p><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjERrXczXgvvFzRQWighLplX59UcnEeRUMBgwUmkocdXkXIRSK9ZtqVTQ20rtb3L7pLveE9FMTW7_y36nU3cEVvpfepmz1l9Ne5UPsBXOa0ea1U3p6UOfSO0zm65EaRC65sYmCJ9HO5mT6bBZlSnAjdNtwbxDXm2citOJVwazuU_IX9nSXtX4r6zus7ui9O/s500/406894322_746199317542796_4620985699458644769_n.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><br /></a>Główną bohaterką tego thrillera, jest Antonia Scott, tajna broń policji, genialny umysł, który jest w stanie zobaczyć więcej niż inni, rozwiązać każdą zagadkę i znaleźć sprawcę każdej zbrodni bez zaangażowania wielkich środków i armii ludzi. Każdy by taką chciał mieć w swoich służbach, nie? Niepozorna, drobna, nawet nie nosi munduru, a jednak jej przełożeni są w stanie spełnić jej każde życzenie, byle dalej chcieli dla niej pracować. Genialna pamięć, kojarzenie faktów, instynkt nie zawsze idący w parze z wyczuciem norm społecznych i z wrażliwością na uczucia innych. Skądś to znamy, prawda? Poznajemy ją w trudnym momencie, gdy zamknęła się w sobie, obwiniając o sprowadzenie nieszczęścia na swojego męża i odmawia jakiegokolwiek zaangażowania. Tymczasem pojawia się sprawa, która jest wyjątkowo delikatna, w której jej pomoc mogłaby okazać się ważna. Chodzi o porwania dzieci bardzo bogatych ludzi, a sprawcy wydaje się wcale nie zależeń na okupie, gdyż jedno z ciał podrzuca bezczelnie do domu, po spuszczeniu z niego krwi. Fanatyk? Szaleniec? Jedno wiadomo na pewno - to ktoś kto bardzo dobrze przemyślał każdy swój ruch i bardzo trudno go będzie złapać. <br /><br />Jest i drugi bohater. Policjant, który właśnie wpadł w spore kłopoty z powodu swojej porywczości i naiwności. W tej pracy trzeba mieć twardą dupę, a on okazał słabość, chcąc komuś pomóc. Jedynym jego wyjściem jest więc przyjęcie oferty - sprawa będzie zapomniana, jeżeli przekona Antonię do przyjęcia sprawy i będzie jej pomagał. <br /><br />I tak wkraczamy w fabułę, w której nie będzie brakować napięcia, wspomnień rozjaśniających nam różne sprawy i zwalniających na chwilę tempo, by potem znowu wszystko ruszyło z kopyta. Czyta się naprawdę dobrze, choć finał może ciut rozczarować - wydaje się zbyt prosty i szybki. Całość jednak - palce lizać! Między Antonią i Jonem Gutiérrezem jest fajne napięcie, choć nie bardzo z początku się trawią, stali się świetnym teamem. Początek trylogii na czwórkę z plusem i moje "ale" pojawiały się dopiero po lekturze, gdy trochę ochłonąłem. <br />I aż by się chciało sięgnąć po kontynuację, ale zrobiłem mały błąd z tym cyklem, o tym jednak napiszę za tydzień :)<br /><br /><br /><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjERrXczXgvvFzRQWighLplX59UcnEeRUMBgwUmkocdXkXIRSK9ZtqVTQ20rtb3L7pLveE9FMTW7_y36nU3cEVvpfepmz1l9Ne5UPsBXOa0ea1U3p6UOfSO0zm65EaRC65sYmCJ9HO5mT6bBZlSnAjdNtwbxDXm2citOJVwazuU_IX9nSXtX4r6zus7ui9O/s500/406894322_746199317542796_4620985699458644769_n.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjERrXczXgvvFzRQWighLplX59UcnEeRUMBgwUmkocdXkXIRSK9ZtqVTQ20rtb3L7pLveE9FMTW7_y36nU3cEVvpfepmz1l9Ne5UPsBXOa0ea1U3p6UOfSO0zm65EaRC65sYmCJ9HO5mT6bBZlSnAjdNtwbxDXm2citOJVwazuU_IX9nSXtX4r6zus7ui9O/s320/406894322_746199317542796_4620985699458644769_n.jpg" width="225" /></a>Cherub w mojej ocenie chyba nawet wygrywa z hiszpańskim bestsellerem. Kurcze, przez trzy tomy utrzymać uwagę czytelnika i sprawić, by natychmiast chciał szukać kontynuacji, to nie każdy potrafi, Mróz już zwykle przy trzecim tomie robił się co najwyżej letni. <br /> <br />A więc Przemysław Piotrowski drodzy Państwo i jego bohater, czyli Igor Brudny. Przy drugim tomie już zastanawiałem się: ile można wokół jego przeszłości i demonów jakie go gnębiły, budować kolejnych zbrodni, przecież to się robi mało realne? A tu okazuje się, że można i cholera, wszystko się ładnie łączy. Jedna sprawa, uruchamia kolejne, bo im głośniej o sukcesach Brudnego i o samym sierocińcu gdzie się wychował, a gdzie dochodziło do okropnych rzeczy, tym głośniej też te rany wzywają do działania innych, równie skrzywdzonych. On jakoś się pozbierał. Losy innych niestety nie potoczyły się tak szczęśliwie, a zbierany latami ból, w którymś momencie musi znaleźć ujście. <br /><br />Pierwszą ofiarą staje się prokurator z Zielonej Góry, najpierw więc cała ekipa miejscowa zabiera się do sprawy, która coraz bardziej ich przeraża, potem dołącza do nich również Brudny, bo w stolicy zaczyna mu się niestety palić ziemia pod nogami. Jak ktoś nie chce iść na układy, ulec presji, to ma przechlapane. <br /><br />Wybaczam Piotrowskiemu nawet to, że w pewnym momencie można dość szybko domyśleć się tożsamości sprawcy i denerwuje nas, iż ekipa jest tak ślepa. To że uczynił ich wszystkim celem dla mordercy, to pomysł iście diaboliczny i wprowadzający tu sporo napięcia. Za to duże brawa! Potem znowu całe śledztwo zamienia się w walkę Brudnego, który wie że podążając za swoją intuicją, najprędzej odkryje o co chodzi mordercy. Nie chcą narażać innych, sam będzie wolał oddać się w ofierze, licząc na to, że jakimś sposobem jednak uratuje tyłek i wygra ten pojedynek. Finał jak w poprzednich tomach, podnosi ciśnienie!<br /><br />Czy przeszłość uda się wreszcie domknąć na dobre? Ano czytajcie. Trzeci tom trzyma świetny poziom, podobnie jak poprzednie nie brakuje tu mocnych, brutalnych fragmentów, więc być może będzie to lektura dla niektórych mało strawna. Ja mogę jedynie polecić. <br />O ile Czerwona królowa dostarczyła emocji, a potem jak ochłonąłem to pomyślałem: w sumie nic rewelacyjnego, to Cherub jest taką lekturą, która trochę osiada w człowieku i emocje zostają na długo, nawet po przeczytaniu. Już myślę o kolejnym tomie, ale chcę sobie zrobić chwilę przerwy, żeby smakowało jeszcze lepiej. <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-3655577733041390212024-03-05T20:07:00.000+01:002024-03-05T20:07:06.599+01:00Her story, czyli filmowy wtorek z Coco Chanel i z Nyad<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibyM-UCAGw1W5OYsBrJ-pyHnWEy_YAxZXUBb1mvjihOIAYos8dsQXY3_echJZdY-gXiX_R-Rlgd-kUtkQzYZmB-gt33StKm3t0RQwSG9FabOUrrekrkQWYjylibz1aB9fPm0m-_exqjD2hOzDS8Z3aHW4lPVJS2HJ4jf_Mg05WtJ-r1sF7uoRY7XozPMFZ/s285/406894322_746199317542796_4620985699458644769_n.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="285" data-original-width="200" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibyM-UCAGw1W5OYsBrJ-pyHnWEy_YAxZXUBb1mvjihOIAYos8dsQXY3_echJZdY-gXiX_R-Rlgd-kUtkQzYZmB-gt33StKm3t0RQwSG9FabOUrrekrkQWYjylibz1aB9fPm0m-_exqjD2hOzDS8Z3aHW4lPVJS2HJ4jf_Mg05WtJ-r1sF7uoRY7XozPMFZ/s1600/406894322_746199317542796_4620985699458644769_n.jpg" width="200" /></a></div><p>Za tydzień może znów dwupak mniej komercyjny, ale tym razem z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet, dwa filmy do obejrzenia bez marudzenia drugiej połowy obok, że nudne, że za dziwne i zbyt przekombinowane. <br /><br />Coco Chanel. Wszyscy chyba znają ją jako ikonę mody, która zrewolucjonizowała podejście kobiet do ubrań, można by więc spodziewać się, że jej filmowa biografia będzie historią dochodzenia do sławy i budowy sukcesu. Tymczasem więcej jest tu jej jako utrzymanki, kochanki, kobiety która za wszelką cenę próbuje zwrócić na siebie uwagę. Rzeczywiście wychodzi z nędzy, próbuje więc powtórzyć drogę swojej siostry, która znalazła bogatego mężczyznę. W końcu śpiewanie w kabaretach nie daje szansy na zdobycie czegoś więcej niż grosze na przetrwanie do jutra. <br />Trudno tą ekranizacją do końca wyjaśnić fenomen jej pomysłów, filozofii życia, która wzywa do zrzucenia ograniczeń (i gorsetów), połączenia ambicji i talentu. <span></span></p><a name='more'></a><br />Nie mówię o tym, że chciałbym przez dwie godziny oglądać jak projektuje, kroi i zszywa, ale tu nie dość że tych scen pokazujących jak pracuje było dość mało, to i w innych sytuacjach nie czuło się w niej tego drzemiącego potencjału. Może upór i pewne zamiłowanie do kontrowersji - przebieranki w stroje męskie, wybieranie tego co ma być wygodne, bez podkreślania swojej kobiecości. Ale czy talent? <br /><p></p><p><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihGbaj_VGeFXAzbVRKg1M9EqY116QNxx8HkSbDm3C1nh8jFCob3KOo3d4TgzYotXQOCUDKRc7CCoh0LNhIZmaxAl4MK5Q4D6JbBhyZ_kZphnQ41mxuYeuTM3xKEYSQjTH2vO_uF5ndlKD8TEF4EpJTXKd850Ql4Zj8C-kaBHoZ06RaCEAP5Y_5fciDXqVV/s285/417391727_803449335154096_3882915148024738292_n.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><br /></a><br />Patrząc na Audrey Tautou (chyba jedynie ona ratuje ten obraz, który jest dość nudny), po prostu zastanawiamy się o kim jest ten film, czy o kimś wyjątkowym? Sprawia bowiem wrażenie, jakby mógł być prawie o każdej zdeterminowanej pannie, która ma już swoje lata i nie ma za bardzo perspektyw na wygodne życie o którym marzy. <br />Udaje się pokazać motywację, ale nie wyjątkowość osobowości, a przecież od biografii oczekujemy zwykle, żeby nam pokazała bohaterkę/bohatera w jakiś fascynujący sposób, żebyśmy go polubili, podziwiali. Zamiast tego dostajemy średniej jakości melodramat, co prawda ze świetną kreacją aktorską, nawet ona jednak nie uratuje nas przed ziewaniem. <br /><br /><br /></p><p><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihGbaj_VGeFXAzbVRKg1M9EqY116QNxx8HkSbDm3C1nh8jFCob3KOo3d4TgzYotXQOCUDKRc7CCoh0LNhIZmaxAl4MK5Q4D6JbBhyZ_kZphnQ41mxuYeuTM3xKEYSQjTH2vO_uF5ndlKD8TEF4EpJTXKd850Ql4Zj8C-kaBHoZ06RaCEAP5Y_5fciDXqVV/s285/417391727_803449335154096_3882915148024738292_n.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="285" data-original-width="200" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihGbaj_VGeFXAzbVRKg1M9EqY116QNxx8HkSbDm3C1nh8jFCob3KOo3d4TgzYotXQOCUDKRc7CCoh0LNhIZmaxAl4MK5Q4D6JbBhyZ_kZphnQ41mxuYeuTM3xKEYSQjTH2vO_uF5ndlKD8TEF4EpJTXKd850Ql4Zj8C-kaBHoZ06RaCEAP5Y_5fciDXqVV/s1600/417391727_803449335154096_3882915148024738292_n.jpg" width="200" /></a>Nyad to zupełnie inna bajka. Amerykanie jednak potrafią stworzyć trzymającą w napięciu historię, nawet jeżeli opowiada ona o wydarzeniach, których zakończenie jednym kliknięciem można sprawdzić w sieci. Mamy więc nie tylko świetny duet aktorski Annette Bening i Jodie Foster, ale i dobry scenariusz, dramaturgię i w efekcie obraz, który ogląda się z przyjemnością. To opowieść o marzeniach i o sile jaką człowiek nosi w sobie. Jeżeli w coś wierzysz, wiek nie musi być przeszkodą w tym, by coś zrealizować. <br />Tak było z bohaterką tej historii - kapitalną pływaczką, która porwała się w młodym wieku na czyn zdumiewający, czyli przepłynięcie z Kuby do Stanów (ok 180 km), bez wychodzenia z wody i odpoczynku. Pogoda, fale, rekiny, meduzy, prądy - tyle rzeczy może pójść nie tak...<br /> <br /> </p><p>Wtedy doznała porażki i oto widzimy ją w wieku emerytalnym, gdy postanawia do tego marzenia powrócić. Zmierzyć się ze swoimi ograniczeniami, ale przede wszystkim lękami i przeszłością. Ona chce udowodnić sobie i światu, że wszystko jest możliwe. <br /><br />I próbuje. Raz. Drugi. Trzeci. Nie powiem Wam za którym razem się udaje. Po prostu zerknijcie na tą historię. Na pewno inspirującą, ale i z ciekawym wątkiem walki z własnymi traumami i demonami. To co przeżyła bohaterka w dzieciństwie wpłynęło na to jaka jest w życiu dorosłym. Uparta, pozamykana, nie potrafiąca słuchać, z dystansem wobec facetów. Tymczasem by wygrać, musi bardziej zaufać, otworzyć się na innych, myśleć nie tylko o sobie. <br />Fajne wykorzystanie zdjęć dokumentalnych, świetny pierwszy plan, dużo słabiej na drugim - po prostu twórcy jedynie tych ludzi zarysowali poprzez zadania do wykonania. Ja i tak jednak oglądałem z ciekawością.<br /><br />PS No i niestety twórcy nie wspominają o kontrowersjach, których nie brakuje. Wyczyn Diany Nyad bowiem oficjalnie nie został uznany przez World Open Water Swimming Association (WOWSA) i wciąż pojawiają się pytania czy na pewno przez ponad 53 godziny na pewno nie odpoczywała, co jej niektórzy zarzucają. Co nie umniejsza w moich oczach jej osiągnięcia - chciałbym mieć po 60 choćby połowę jej kondycji. <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-36056949609461260642024-03-04T19:10:00.001+01:002024-03-04T19:30:14.507+01:00Przy drzwiach zamkniętych, czyli życie to nie niebo<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdXy1g9SgLuTdYBuVyFoaLN8fgA5OaKZVeRy_fhbOyYsi2UVu3WxReHAh3hiyMvYqZ6a6b3KemwV6T_KOP-eXW3Q1ZOqujwR0SeygbtqVZIUvVMqIhykXtQ9UkSKi3srAEWW9AUMFf1B6bVWkl-_sBYBp-qzaKwuVr4OxjkTx-B0fxS92QSffJr8VmI-4X/s800/Druga%20Strefa_premiera.png" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="800" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdXy1g9SgLuTdYBuVyFoaLN8fgA5OaKZVeRy_fhbOyYsi2UVu3WxReHAh3hiyMvYqZ6a6b3KemwV6T_KOP-eXW3Q1ZOqujwR0SeygbtqVZIUvVMqIhykXtQ9UkSKi3srAEWW9AUMFf1B6bVWkl-_sBYBp-qzaKwuVr4OxjkTx-B0fxS92QSffJr8VmI-4X/s320/Druga%20Strefa_premiera.png" width="320" /></a></div>MaGa: Przyznam szczerze, że to spektakl wymagający, ocierający się o filozofię egzystencjalizmu a może i będący jakąś odmianą moralitetu. Gdzieś tam pod skórą czujemy, że poruszane przez autora zagadnienia sensu i wartości życia ludzkiego prowadzą nas bardziej w stronę jego beznadziejności.<br /> <br /><br />Robert: Scenografia sugerowałaby raczej raj, relaks na plaży w cudownym hotelu, ale co to za raj, jeżeli jesteś sam ze swoimi myślami. Wystarczy, że nie ma wyjścia, możliwości zmiany i nawet luksus może zmienić się w więzienie. <br />Nie trzeba kotłów ze smołą i diabłów popychających cię widłami, skoro sami sobie fundujemy oskarżenia, cierpienie i frustrację. Czy da się przeżyć życie, by niczego nie żałować, o nic się nie obwiniać? A jeżeli tam, w zaświatach nie będzie nikogo kto był nam bliski, kto był ważny i znowu będziemy sami lub w otoczeniu ludzi, którzy nas drażnią, nie rozumieją? <span><a name='more'></a></span><br /> <br /><br />MaGa: Bohaterowie poddani przymusowi wzajemnej obecności stają się względem siebie kawałkami lustra, które rani ich samych za winy jakich się dopuścili za życia, ale także powoduje, że muszą zajrzeć w siebie, dotrzeć do jądra ciemności jakie jest w każdym z nas. Oni nie szukają porozumienia, oni szukają samych siebie. A jednocześnie toczy się między nimi gra jak w trójkącie miłosnym, pełna podtekstów seksualnych, pożądania… <br /><br />Robert: Owszem, można zauważyć tu taki wątek, ale pytanie czy to rzeczywiście pożądanie, czy po prostu pragnienie wypełnienia pustki, doświadczenia bycia z kimś blisko. Tu jednak okazuje się, że nawiązanie relacji jest równie trudne jak i w realnym życiu - przecież "do tanga trzeba dwojga". <br /> <br /><br />MaGa: Według Sartra „piekło to inni”. Dla trójki bohaterek piekło jest w nich samych i piekłem jest druga osoba. Piekłem są ich wspomnienia i myśli. I myślenie o tym co na mój temat myślą pozostali uwięzieni. Każda z nich jest zarówno ofiarą jak i katem. Każda z nich jest martwa, ale jednocześnie żyje – wraz z ich śmiercią przeszłość nie umarła, mało tego mają wgląd w teraźniejszość, choć już w niej nie uczestniczą. <br /><br />Robert: Dla nas "piekło to inni", dla nich to my jesteśmy częścią tego piekła. I mimo zrozumienia tego, żadne z nas nie potrafi tego zmienić. Odruch życzliwości odepchnięty ze złością, boli podwójnie i wywołuje chęć odwetu. I tak w kółko. Niczym w zamkniętym kręgu. <br /> <br /><br />MaGa: Myślę, że ta sztuka dziś już „trąci myszką”, choć z drugiej strony mimo upływu lat i dużo większej wiedzy dalej ludzie w imię egoizmu nie potrafią wyrzec się tego wszystkiego co powoduje, że świat staje się nam nieprzyjazny. Zupełnie jakby „zarządzający” pokojami w tej sztuce nie pozwalał nam wyjść z egzystencjalizmu i być lepszymi wersjami siebie. <br /><br />Robert: Niby już po śmierci, nie mając już wpływu na nic, ale wciąż każda z bohaterek zachowuje się tak, jak i za życia - próbuje się tłumaczyć, pokazać w lepszym świetle, usprawiedliwić, uzyskać współczucie lub podziw. I choć może rzeczywiście nie jest to spektakl łatwy, trzeba go sobie go trochę przemyśleć, poukładać refleksje, to myślę że jednak warto. Nawet jeżeli nie czytało się Sartre'a i niewiele się wie o egzystencjalizmie. <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRfUWvyvCjRQSAHa9PLFCtDnE1qauHrt6Klg-zerWRsp8Y9SomY-RgEp3UiC8Brpv-UErqUn9SQGxkHBH1C884Ae2TJe-97blVzfmE8kx_tQ8lvfReXGIIOsAO9QMgGAxw_j_sVw2fN2ZvE98meGSTaf4H8GrDowF40d8GRevbAPnW4nTxxLWPzU41qHCh/s1440/biznezodkuchni-teatrxl-Rafa___.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="959" data-original-width="1440" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRfUWvyvCjRQSAHa9PLFCtDnE1qauHrt6Klg-zerWRsp8Y9SomY-RgEp3UiC8Brpv-UErqUn9SQGxkHBH1C884Ae2TJe-97blVzfmE8kx_tQ8lvfReXGIIOsAO9QMgGAxw_j_sVw2fN2ZvE98meGSTaf4H8GrDowF40d8GRevbAPnW4nTxxLWPzU41qHCh/s320/biznezodkuchni-teatrxl-Rafa___.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span class="x193iq5w xeuugli x13faqbe x1vvkbs x1xmvt09 x1lliihq x1s928wv xhkezso x1gmr53x x1cpjm7i x1fgarty x1943h6x xudqn12 x3x7a5m x6prxxf xvq8zen xo1l8bm xzsf02u" dir="auto">Fot. Karpati&Zarewicz za stroną Teatru Druga Strefa<br />https://www.facebook.com/teatrdrugastrefa<br /></span></td></tr></tbody></table><p><br /><br /> <br />MaGa: Nie wiem jak ty, ale ja zachwyciłam się grą aktorską i scenografią. Już dawno nie widziałam spektaklu, gdzie dykcja każdego aktora z każdej pozycji na scenie byłaby tak dobrze słyszalna, tak pięknie wypowiedziana, niosła taki ładunek emocjonalny. Cudownie się to oglądało. I scenografia… taka prosta, a taka „niebiańsko” przemyślana. Zresztą, scenograficznie Teatr Druga Strefa jest zdecydowanie w czołówce teatrów warszawskich. I jeszcze ta oprawa dźwiękowa, która przenosiła widzów w świat pozaziemski.<br /><br />Robert: Aktorsko jest naprawdę ciekawie - każda z pań, czyli Halina Chrobak, Joanna Górniak i Katarzyna Łochowska wnosi tu trochę inne emocje, ale to one sprawiają, że człowiek czeka na kolejne zdanie, kolejną scenę. Sylwester Biraga tym razem trochę w tle, w bardziej komediowych, przerysowanych tonach, raczej oddał scenę paniom i jak się okazało, pomysł ten sprawdził się świetnie. <br />Jest ciekawie, choć to pewnie spektakl raczej dla wytrawnych widzów. </p>Więcej informacji tu: https://www.teatr2strefa.pl/<br /><br />Przy zamkniętych drzwiach - Teatr Druga Strefa<br /> Autor sztuki: Jean Paul Sartre <br /> Tłumaczenie: Jan Kott <br /> Scenografia: Sylwester Biraga <br /> Muzyka: Michał Górczyński <br /> Realizacja techniczna: Stanisław Czerwiński <br />Obsada: Michał Górczyński (Kelner)<br /> Sylwester Biraga (Kelner)<br /> Joanna Górniak (Garcin)<br /> Halina Chrobak (Inez)<br /> Katarzyna Łochowska (Stella)<br /><br /> przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-34136018934566491132024-03-03T19:01:00.001+01:002024-03-03T19:01:00.127+01:00Porwani - Marcel Moss, czyli wydostać się z klatki, to dopiero początek drogi<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhI1bWoQyk_kHUdbAev0XxHtYHB7YNj5Ld5sGmyyBFljIVQZ3Moigi09a8RCHES9JKVlbvUt0Tt8JAYt9c7jcBhyphenhyphenntnYECFHCm-_K6SkEQowbSVsS-P4W24d66rWYOFvKmhVUwXgUmYgfUa3z6uMXPJEv8AwSUevL5iwxpLvYAFvjFxUeP0PDaLG9nGYfFX/s500/biznezodkuchni-teatr.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhI1bWoQyk_kHUdbAev0XxHtYHB7YNj5Ld5sGmyyBFljIVQZ3Moigi09a8RCHES9JKVlbvUt0Tt8JAYt9c7jcBhyphenhyphenntnYECFHCm-_K6SkEQowbSVsS-P4W24d66rWYOFvKmhVUwXgUmYgfUa3z6uMXPJEv8AwSUevL5iwxpLvYAFvjFxUeP0PDaLG9nGYfFX/s320/biznezodkuchni-teatr.jpg" width="225" /></a></div><p>Rano gościnnie Marta o Bednarku, to ja trochę w nawiązaniu do jej wpisu o nowym dla siebie, ale przecież bardzo popularnym innym autorze kryminałów. <br />Może i są pewne różnice, bo jednemu bliżej do thrillerów, drugi ma więcej elementów sensacyjnych (ach te sceny akcji), łączy ich jednak na pewno to, że nie unikają brutalności i pisania o przemocy (choć pierwszy z wymienionych w mojej ocenie jest dużo bliższy granicy, której czytelnik już nie jest w stanie znieść). <br /><br />Bednarek często pisze z punktu widzenia sprawcy, Moss przygląda się, choćby w Porwanych, psychice tych, którzy stali się ofiarami. Ile trzeba mieć w sobie silnej psychiki by przetrwać, by się nie poddać jeżeli każdego dnia jesteś poniżany, traktowany jak więzień, jeżeli nie daje ci się nadziei na to, że wyjdziesz na wolność? <span></span></p><a name='more'></a><br /><p></p><p><br /> Książka stanowi kolejny tom cyklu o ludziach tworzących Agencję Poszukiwań Osób Zaginionych "ECHO" i to może być trochę kłopot, dla nie znających wcześniejszych części serii. Niby tworzy pewną historię z początkiem i zakończeniem, sporo tu jednak połączeń z wcześniejszymi wydarzeniami, o których wiemy niewiele, no i zakończenie otwiera nas na ciąg dalszy przeżyć bohaterów. <br /><br /> </p><p>Praca prywatnego detektywa, nawet jeżeli ma zgodę rodziny i bliskich na dostęp do szczegółów śledztwa, nie jest prosta. U Mossa mam wrażenie, że współpraca przebiega dość dobrze, ale tylko dlatego, że i policja chce coś na tym ugrać, trochę zatrzeć złe wrażenie własnej wcześniejszej nieudolności. Gdy przed kilku laty zginęło dwoje młodych ludzi mniej więcej w tym samym czasie, nawet nie próbowano łączyć tych spraw. A teraz oboje pojawili się w swoich domach, w tych samych ubraniach, ale nie bardzo potrafią opowiedzieć o tym co z nimi się działo, kto ich porwał, ani gdzie przetrzymywał. <br /> Ignacy „Igi” Sznyder z Agencji ma szczególnie trudno, bo jedną z tych osób był jego własny brat, który tuż po tym jak się odnalazł, znowu znika. Sandra Milton postanawia mu pomóc w wyjaśnieniu sprawy i sprawdzaniu różnych tropów, podejrzeń kierowanych w kierunku syna kontrowersyjnego biznesmena. <br />Równolegle prowadzony jest inny wątek, powiązany z wcześniejszymi książkami - siostry Sandry o imieniu Lena, która kiedyś znalazła się na celowniku złych ludzi i musi się wciąż ukrywać. Jak widać jedną z motywacji do podejmowania takiej działalności jaką prowadzi Agencja, są jakieś własne przeżycia lub doświadczenia kogoś bliskiego. Samo odnalezienie to często dopiero początek drogi do uzdrowienia i życia bez lęku. I nie chodzi jedynie o powracające koszmary. Jeżeli oprawcy nie zostali ukarani lub stał za tym zleceniem ktoś wyżej, kto będzie próbował wyeliminować wszystkich świadków, zagrożenie nie znika, a traumy potrafią paraliżować wszelkie działania. </p><p><br /><br />Moss najpierw buduje pewną intrygę, tajemnicę, wciąga nas w śledztwo, myli tropy, a potem funduje iście sensacyjny finał. To taka mieszanka kryminału, thrillera psychologicznego i akcji niczym z amerykańskich filmów. Chyba najlepiej czytać tomy po kolei, jeszcze lepiej poznając również postacie bohaterów, wtedy będzie się miało najwięcej frajdy. <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-65527082161605439252024-03-03T11:15:00.003+01:002024-03-03T11:15:33.933+01:00Pamiętnik diabła - Adrian Bednarek, czyli jak bardzo zły może być człowiek<p><i></i></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYhL5_fP1f8SBVtaeeI-aO5e50a_TxkRzQKhG5nao6t9exElEejAwGYZ-MnvvG9XfzF5WNvtV2Lpv12aFeP4tSyEaf3sAZQ4Mv9MDicxs32nuT3KV3tcxz-rZd46zxVk0MjeVClRX9K2rQdE0WBIYfhGauiliyzQJvLbVqc8H49_FylZfJZw077MTfDJt2/s544/biznezodkuchni-teatrxl-Rafa___.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="544" data-original-width="340" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYhL5_fP1f8SBVtaeeI-aO5e50a_TxkRzQKhG5nao6t9exElEejAwGYZ-MnvvG9XfzF5WNvtV2Lpv12aFeP4tSyEaf3sAZQ4Mv9MDicxs32nuT3KV3tcxz-rZd46zxVk0MjeVClRX9K2rQdE0WBIYfhGauiliyzQJvLbVqc8H49_FylZfJZw077MTfDJt2/s320/biznezodkuchni-teatrxl-Rafa___.jpg" width="200" /></a></i></div><i>Są autorzy, których książki budzą we mnie zdecydowanie sprzeczne uczucia – z jednej strony chcę po nie sięgnąć, a z drugiej boję się, co znajdę w środku. Takim autorem jest dla mnie Adrian Bednarek. I nie zrozumcie mnie źle – kreacje bohaterów, język, sposób opowiadania historii – to wszystko jest na bardzo wysokim poziomie i sprawia, że już od pierwszych stron chcemy więcej. Jednak bohaterowie stworzeni przez Bednarka są tak źli, zagmatwani i robią tak złe rzeczy, że po przeczytaniu każdej kolejnej jego książki czuję się wręcz brudna, czuję jak to zło wylewa się z kart książki i mnie oplata. Każdą historię stworzoną w wyobraźni Adriana Bednarka przypłacam kilkutygodniowym przymusowym odwykiem od jego twórczości. Nie inaczej było po lekturze „Pamiętnika Diabła”, czyli pierwszego tomu serii o Kubie Sobańskim. <span><a name='more'></a></span><br /><br />Tytułowy Diabeł – czyli Kuba Sobański – jest z pozoru normalnym, młodym człowiekiem. Aspirujący student prawa, który jest duszą towarzystwa, spotyka się z piękną dziewczyną i nie musi martwić się o pieniądze, niczym nie wyróżnia się spośród znajomych, w kręgu których się obraca. Jednak już od pierwszych stron książki dowiadujemy się, że Kuba skrywa mroczny sekret – lubi zabijać. I pisząc „lubi” naprawdę mam to na myśli. Kuba to nie jest człowiek, który przez przypadek znalazł się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. Nie jest to człowiek, który działa w amoku, pędzony impulsem. Kuba jest bezwzględnym mordercą, który doskonale planuje swoje zbrodnie i dokładnie wybiera swoje przyszłe ofiary. Ponieważ książka pisana jest w formie pamiętnika, to dokładnie poznajemy motywy, myśli i żądze, które wpływają na jego życie i wybory. <br /></i><p></p><p><i><br />Przyznam szczerze, że sięgając po tę pozycję miałam mgliste przeczucie czego mogę się spodziewać, jestem przecież po lekturze kilku książek autora. Jednak nawarstwienie zła, bezwzględności i wyrachowania głównego bohatera (ale nie tylko!) sprawiły, że muszę zrobić sobie dłuższą przerwę zanim sięgnę po kolejny tom (a jest ich 7 i autor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa). <br /><br />„Pamiętnik Diabła” to na pewno bardzo dobra książka z gatunku kryminał/sensacja/thriller, ale zdecydowanie odradzam lekturę osobom, które są wrażliwe i mają bujną wyobraźnię. </i></p><p><i>Marta <br /></i></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-12973546741343042392024-03-02T18:56:00.001+01:002024-03-02T18:56:15.834+01:00Rama II - Arthur C. Clarke, Gentry Lee, czyli gdy lęk przysłania możliwość poznania<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaiHG8Rd8FbS9qC_Ossn5XZoBt9oL6gPpGCkZoW4Z7UMcquhvBN9oNG914KZuUrJyvNJT6ewzE7WtTdoHiILaLkLKb_DSPLtSiIXEtk5So_J0DVMi1eJ9S4o-DZycFeWKXXx6CS8A4A5eAJFutUUQ6-ugymu4s8Wyn7MJFL3lBVEnu_P_uocOZXXFjwYx9/s500/apetyt%201.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaiHG8Rd8FbS9qC_Ossn5XZoBt9oL6gPpGCkZoW4Z7UMcquhvBN9oNG914KZuUrJyvNJT6ewzE7WtTdoHiILaLkLKb_DSPLtSiIXEtk5So_J0DVMi1eJ9S4o-DZycFeWKXXx6CS8A4A5eAJFutUUQ6-ugymu4s8Wyn7MJFL3lBVEnu_P_uocOZXXFjwYx9/s320/apetyt%201.jpg" width="225" /></a></div><p>Chyba od razu trzeba zastrzec, że jak sugeruje tytuł, jest to kontynuacja wcześniej rozpoczętej opowieści (jeżeli interesuje Was początek kliknijcie tu: <a href="https://notatnikkulturalny.blogspot.com/2023/11/spotkanie-z-rama-arthur-c-clarke-czyli.html">Spotkanie z Ramą</a>)<br /><br />Koncept spotkania z obcą cywilizacją właśnie w taki sposób: nadlatuje tajemniczy obiekt, a my próbujemy go poznać, czegoś się nauczyć, oczywiście jest kuszący (a może był kilka dekad temu, gdy wydawał się jeszcze w miarę świeży), stąd może próba kontynuowania tej historii. Nie są istotni tu bohaterowie poprzedniej książki. Ważny jest obiekt. Od poprzedniej wizyty minęło zresztą sporo czasu i na ziemi doszło do dość gwałtownych przemian. Ludzkość jeszcze raz jednak postanowiła wysłać ekspedycję na spotkanie z Ramą. Wydaje im się, że są lepiej przygotowani, już nie tak bardzo zaskoczeni. Czy to znaczy jednak, że wyciągną więcej wniosków? <span></span></p><a name='more'></a><br />Powieść można by podzielić na kilka części i każda z nich trochę inaczej się czyta. Wstęp opisujący to co wydarzyło się na ziemi od poprzedniej wizyty obiektu - w miarę ciekawy, ale skrótowy. Aż by się chciało, by takie socjologiczno-psychologiczne rozważania na temat reakcji rządów, społeczeństw na trudne czasy, stały się podstawą do innej książki, może bardziej przypominające dystopię niż naukowe S-F. <br />Potem poznajemy powoli członków kolejnej wyprawy - rauty, wywiady, próby rozgryzienia sekretów prywatnych, jakieś animozje i napięcia między nimi - jest ciut nudno, ale jak rozumiem uznano, że to konieczne, by załoga nie była dla nas anonimowa.<p></p><p><br />No i wreszcie część trzecia, czyli wszystko to co przypomina pierwszą powieść, ale ma dużo bardziej dramatyczny przebieg. Z jednej strony obserwujemy podobne jak wtedy napięcie między ekipą badawczą i ludźmi z centrali, którzy przekazują im dyspozycje, znowu dochodzi lęk, jakieś dziwne pomysły wojskowych, że skoro coś jest nie do ogarnięcia, to najlepiej to zniszczyć, bo może być zagrożeniem.<br />Z drugiej strony, na pewno nie pomaga w spokojnym prowadzeniu badań w Ramie, czyli wielkiej tubie, w której jest ukryty jakby miniaturowy świat, z morzem, miastem, ukrytym życiem, fakt iż od początku wyprawie towarzyszą dziwne wypadki. Nie do końca wiemy, czy wśród członków załogi skrył się ktoś, kto próbuje eliminować niewygodnych dla siebie ludzi, by zgarnąć cały splendor i pieniądze np. za nagrania, czy też jednak to Rama w dziwny sposób oddziałuje na ich psychikę i chce się ich stamtąd pozbyć. <br /></p><p><br />Konflikt między wojskowymi i naukowcami, którzy nawet ryzykując własnym życiem chcą sprawdzać pewne miejsca i swoje hipotezy, stanowi centrum fabuły. Od razu powiedzmy też, że dużo więcej się dzieje, jest nie tylko wątek kryminalny (zagrożenie dla poszczególnych osób), ale wreszcie okazuje się, że poza dziwnymi automatami, istnieje tu prawdziwe życie, choć zupełnie inne od naszych wyobrażeń. To wciąż jednak jedynie dotknięcie tajemnic ukrytych w tym obiekcie i nie daje bynajmniej też odpowiedzi po co został wysłany. Czy jest zagrożeniem, czy darem, próbą kontaktu, czy też sygnałem wysłanym przez umierającą cywilizację. </p><p><br />Książka kończy się stwierdzeniem: Ramowie robią wszystko potrójnie, więc jak się domyślacie jest ciąg dalszy, ja chyba jednak na jakiś czas zrobię sobie przerwę. Nie porywa mnie ten cykl ani jeżeli chodzi o rozbudowaną wizję, ani też fabułę. Clarke i Lee tym razem postanowili trochę przybliżyć nam bohaterów, jest tu i romans, jest jakieś napięcie, nie udało się jednak sprawić, byśmy mocniej się do nich zbliżyli, nadal jest trochę sztywno i chłodno. <br />A to co najciekawsze, czyli odkrywanie tajemnic Ramy, mam wrażenie że wciąż jest cząstkowe, bez szerszej wizji, autorzy wikłają się w jakieś detale i sceny, które ich zdaniem mają nas przerazić, zafascynować, czy też oczarować. Efekt - niestety nie rzuca na kolana. Chyba w pierwszej części, mimo braku sygnałów życia, te wszystkie opisy wypadały ciekawiej. W Rama II pojawia się więcej napięcia, realnego zagrożenia, co niektórym może się podobać, jednocześnie dotknięcie tajemnicy nie przynosi moim zdaniem satysfakcji. <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-50143990521706745512024-03-02T07:20:00.001+01:002024-03-03T11:22:45.524+01:00Manon, czyli ucieczka od nędzy<p><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnJaI9yIaiHQpZ4AvQ-TWcCn-mCRBZmhw1g3z0Cx5m7xwTpcYHjxKKD_67i_TCfsEn9kkQ5v-L2OW8R-n9mJ4janExd9AbrQZq43Fid0p6cwLdltIH5PH5tK44RWiySApbx2iqz_et_Un2p5K4xArGdGjPEzAwhpCalOc2e4K3KZLi1R3tXKuL_WTY7aC9/s1024/biznezodkuchni-teatr.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1024" data-original-width="690" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnJaI9yIaiHQpZ4AvQ-TWcCn-mCRBZmhw1g3z0Cx5m7xwTpcYHjxKKD_67i_TCfsEn9kkQ5v-L2OW8R-n9mJ4janExd9AbrQZq43Fid0p6cwLdltIH5PH5tK44RWiySApbx2iqz_et_Un2p5K4xArGdGjPEzAwhpCalOc2e4K3KZLi1R3tXKuL_WTY7aC9/s320/biznezodkuchni-teatr.jpg" width="216" /></a>W scenografii przepychu, gdzie w bogatych szatach przechadzają się możni tego świata, karoce wożą arystokratów, a bokami przemykają żebracy ubrani na szaro, toczy się akcja baletu o młodej dziewczynie, Manon, która za wszelką cenę pragnie uciec od biedy. Jeszcze jest młoda i nieśmiała, roztacza wokół siebie świeżość i niewinność, jednak jej uroda zwraca uwagę tych co mogą sowicie zapłacić żeby tylko zechciała być ich „podopieczną”. Wprawdzie ona zamierzała wstąpić do klasztoru jednak jej brat Lescaut widzi dla niej zgoła inną ścieżkę „kariery” w Paryżu i jak rasowy rajfur usiłuje wepchnąć ją w ręce zamożnego mężczyzny, nie zwracając uwagi na to, że ona właśnie zakochuje się w młodym studencie Des Grieux i to z nim ucieka. Jednak jej bratu składa propozycję bogaty Monsieur G.M. a jemu trudno odmówić. Lescaut odnajduje Manon i pod nieobecność jej ukochanego wkracza tam z Monsiur’em G.M. Mamiona luksusami jakie jej oferują, kobieta ulega namowie brata. Widmo bogactwa jest bardziej kuszące niż widmo biedy. <span></span></p><a name='more'></a><br /> <p></p><p><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJsNlNzK3t1f1wVs6Fc5nqnUvdxF9ZMq-x9amXpt5bFROb0RyaFnsOhhjMYnVQg7tabQEkceTdToXB51qFX_rWRfmDhbPUR3gE1g44Lidqt16jEIlzsi-dBhCvV-UoBkEubcHUiOKby7b-YP1mgfBeki5yGmGk9CvurWQ3lcseXb0GAg3wdcMccCNAmgXC/s875/biznezodkuchni-teatrxl-Rafa___.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><br /></a>Kiedy kończy się akt I widzowie są pod niebywałym wrażeniem pas de deux; miłosnego duetu Manon i studenta Des Grieux w sypialni, ale również pod wrażeniem kuszenia dziewczyny bogactwem przez Monsieur G.M. i brata. Miłośnicy choreografii MacMillana wiedzą, że jego spuścizna wyróżnia się wyjątkową różnorodnością i mamy tu tego przykłady. Miłosny duet w sypialni do ścieżki dźwiękowej skomponowanej w oparciu o pieśń „Otwórz swoje niebieskie oczy” jest pełen pożądania, jednocześnie namiętny i gwałtowny. Zarówno w tym tańcu jak i w kuszeniu Manon widać, że taniec klasyczny dla Kennetha MacMillana musi wyrażać więcej niż się uważa, musi oddawać dramatyzm sytuacji, ale jednocześnie w jego choreografiach taniec staje się bardziej filmowy a mniej konwencjonalny. Trudno opisać to słowami, ale patrząc na te tańce miało się momentami wrażenie, że figury taneczne widzieliśmy chyba w tańcach na lodzie i to przy parach sportowych; innym razem, że w tańcu użyto efektów specjalnych. Nic dziwnego, że odnosi się wrażenie, że twórca choreografii tworzy swoją własną, niepowtarzalną frazę taneczną. Jakby tego nie nazwać widz siedzi zachwycony i oniemiały efektami. <br /><br /> <br />Kiedy w akcie II poprzez splot niesprzyjających okoliczności ginie brat dziewczyny, jej ukochany Des Grieux zostaje przyłapany na oszustwie, a Manon oskarżona zostaje o złe prowadzenie i skazana na deportację do kolonii karnej w Ameryce, wiemy, że tam czeka ją tam jedynie śmierć. I tu w tańcach, gestach, pozach widać, że MacMillan cały czas szukał sposobu na odświeżenie klasyki, że przyginał język tańca tak, aby odsłaniał prawdę o człowieku. <br /> <br /> <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJsNlNzK3t1f1wVs6Fc5nqnUvdxF9ZMq-x9amXpt5bFROb0RyaFnsOhhjMYnVQg7tabQEkceTdToXB51qFX_rWRfmDhbPUR3gE1g44Lidqt16jEIlzsi-dBhCvV-UoBkEubcHUiOKby7b-YP1mgfBeki5yGmGk9CvurWQ3lcseXb0GAg3wdcMccCNAmgXC/s875/biznezodkuchni-teatrxl-Rafa___.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJsNlNzK3t1f1wVs6Fc5nqnUvdxF9ZMq-x9amXpt5bFROb0RyaFnsOhhjMYnVQg7tabQEkceTdToXB51qFX_rWRfmDhbPUR3gE1g44Lidqt16jEIlzsi-dBhCvV-UoBkEubcHUiOKby7b-YP1mgfBeki5yGmGk9CvurWQ3lcseXb0GAg3wdcMccCNAmgXC/s320/biznezodkuchni-teatrxl-Rafa___.jpg" /></a><br />Gdy w akcie III statek przybija ze skazanymi do Ameryki, uroda Manon dalej jest jej przekleństwem. Chora i wycieńczona podróżą, trafia na strażnika, który nie bacząc na towarzyszącego kobiecie ukochanego, który podaje się za jej męża, składa jej propozycję nie do odrzucenia i zamyka z nią w pokoju. Des Grieux wyłamuje drzwi, zabija oprawcę i razem z Manon muszą uciekać do błotnistej Luizjany uchodząc przed karą. Ona nie chce już bogactwa i splendoru, pragnie spokoju i miłości w ramionach ukochanego. Dotychczasowe życie wyciska jednak piętno na jej zdrowiu i kobieta umiera. <br /><br />Przepiękna scenografia do ostatnich chwil życia Manon dopełnia całości tego baletu. Widać, że w tym balecie wszystko jest dopracowanie i tworzy spójną całość. Malarskie spojrzenie Nicholasa Georgiadisa wydobywa światłocienie z niebanalnej scenografii, a śmiałe wybory artystyczne MacMillana na tym tle wprawiają widzów w zachwyt. <br /><br /><br /> I taki jest ten balet – zachwycający. Dodatkowym i niezaprzeczalnym atutem jest tu para głównych bohaterów, których kreują: filigranowa Natalia Osipowa jako Manon oraz Rece Clarke jako Des Grieux – tancerz wysoki, pięknie zbudowany i przy tym urodziwy. Ich mistrzowskie duety przejdą zapewne do historii baletu, widać w nich ogień pożądania, miłość i na koniec rozpacz. Zresztą sami mówili, że od 6 lat często tańczą razem i są z tego bardzo zadowoleni, bo dobrze się rozumieją w tańcu, a efekty tego możemy podziwiać na scenie. Zresztą piękne kreacje stworzyli również Alexander Campbell jako Lescaut i Gary Avis jako Monsieur G.M. oraz Mayara Magri jako kochanka Lescauta. Doprawdy obsada mistrzowska. <br /><br />Piękny balet. <br /><br />Polecam. <br /><br />MaGa <br /><br />Pełen repertuar wydarzeń - transmisji przedstawień teatralnych, operowych, baletowych w Multikinie: kliknij tu: <a href="https://multikino.pl/wydarzenia">https://multikino.pl/wydarzenia</a><br /><br />Multikino Złote Tarasy – Manon z Royal Opera House (balet w trzech aktach) <br />Choreografia: Kenneth MacMillan <br />Muzyka: Jules Massenet <br />Scenografia: Nicholas Georgiadis <br />Oświetlenie: Jacopo Pantani <br />Dyrygent: Koen Kessels <br />Obsada: Natalia Osipowa (Manon); Reece Clarke (Des Grieux); Alexander Campbell (Lescaut); Gary Avis (Monsieur G.M) oraz Mayara Margi (kochanka Lescauta) i inni.</p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-41385613173268543202024-03-01T21:35:00.004+01:002024-03-01T21:35:44.672+01:00Barbie, czyli różowo, plastikowo i w sumie nic nowego<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvskr7jEBJNEme1JZguCL0RWSs51sZmjqLPLzetRpzb8yZrl_05U88kNd9PU_VTmsFTuoX4hp_cAkENFta4eufozPod61RuOGt-bEgJZu_cOJjjw4AAEGddG06GT73sOl-xmWHB5YgDe2dgA21SRhyKIM-T3VcFDjeIlNeJbM3oPDABzrVWFdgq6aApnYp/s285/1115596-352x500.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="285" data-original-width="200" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvskr7jEBJNEme1JZguCL0RWSs51sZmjqLPLzetRpzb8yZrl_05U88kNd9PU_VTmsFTuoX4hp_cAkENFta4eufozPod61RuOGt-bEgJZu_cOJjjw4AAEGddG06GT73sOl-xmWHB5YgDe2dgA21SRhyKIM-T3VcFDjeIlNeJbM3oPDABzrVWFdgq6aApnYp/s1600/1115596-352x500.jpg" width="200" /></a></div><p>W głośnikach Mùlk więc trochę psychodelicznie, ale zaciekawił mnie ten krążek, więc pewnie będzie pisane. A ja siadam do obiecanej notki o Barbie. Notki odkładanej i w sumie najchętniej to bym napisał jak najkrócej. Nie bardzo rozumiem zamieszanie wokół tego filmu, dla mnie jego kiczowatość mogłaby być nawet i zabawna, gdyby jeszcze stała za tym jakaś historia, jakaś treść. Tu moim zdaniem nie ma nic ciekawego. <br />Oto Barbie, która w swoim plastikowym raju, zaczyna mieć jakieś rozterki, jej ciało przestaje być doskonałe i kończy się czas beztroski i zabawy, tylko dlatego, że jakieś dziecko w świecie realnym ją odrzuciło. Próbując to wyjaśnić musi przedostać się do naszego świata i ze zdziwieniem stwierdza, że choć ona ma symbolizować (podobno) możliwość realizacji marzeń wszystkich dziewcząt i przyszłych kobiet, to jakoś nie przekłada się to na rzeczywistość. Tu marzenia kobiet często są rozbijane o mury ustawione przez lata przez mężczyzn, którzy nadal najchętniej widzieliby je w roli pięknych ozdób swoich domów, ale niekoniecznie przywódczyń czy szefowych. Może gdyby rozwinąć wątki tego co symbolizuje Barbie, jak jest postrzegana, ile kompleksów przez nią przeżywają młode dziewczyny - byłoby ciekawiej. Zamiast tego dostajemy jakieś idiotyczne scenki z firmy, w której siedzą sami mężczyźni i zachowują się bardziej idiotycznie niż gdyby to była kolejna odsłona Głupi i głupszy. <span></span></p><a name='more'></a><br /><p></p><p>Rozumiem że to taka konwencja, te wszystkie śpiewające Keny, te puste lalki, które im usługują, bo chcą im się podobać, ale zdaje się, że Greta Gerwig obiecywała nam jakieś nowe spojrzenie na feminizm i rozprawę z patriarchatem. Serio? No to ktoś chyba nas traktuje jak kretynów, do których nie dość że trzeba drukowanymi literami, to jeszcze na dodatek z obrazkami, żeby lepiej zrozumieć. <br /> Nie kupuję tego, niewiele nawet mnie to bawi, raczej wydaje się dość żenujące, że ktoś czuł się zmuszony wciskać w dekoracje za miliony kilka prostych komunałów typu: nie musicie być idealne. A już wciskanie na miejsce jednych stereotypów kolejnych (domy Kenów) to gruba przesada.<br /> <br />Na plus może historia matki i córki, ale to właśnie bym rozwinął, a nie zamienił na kolejne kino akcji dla dzieci, w którym na koniec przybijamy sobie piątki i nagle wszystkie wcześniejsze problemy zniknęły i już rozumiemy się jak najlepsze przyjaciółki. <br /></p><p><br />Chyba najciekawsze z tego były próby spojrzenia na projekty lalek, które się "nie sprzedały", ale nawet nie ze względu na pytanie czemu się nie udało, tylko co skłoniło projektantów do wniosku, że to się sprzeda. Film nie jest oczywiście tylko komercyjnym potworkiem tak jak sam produkt nastawiony jedynie na wyciągnięcie kasy, wierzę w to, że reżyserka miała dobre zamiary i chciała coś ważnego przekazać. Może kobiety odbierają go zresztą inaczej (może nawet terapeutycznie), dla mnie jednak ten film to wydmuszka i niewiele więcej. Kosztowny żart. Nawet jeżeli opowiadany z dobrymi intencjami. Dziwne jeżeli satyra jest reklamowana tak, że za chwilę można spodziewać w sklepach kolejnych lalek, sukienek, bucików... Niby miało być odwrotnie, a producenci i tak potrafią na tym zarobić, nawet na krytyce własnej polityki.<br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-69450790506834521722024-03-01T18:00:00.001+01:002024-03-02T18:03:32.000+01:00American Dream, czyli co jest warte takie życie<p> <i><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEPDj0ZdqT_U0vxRokGFG3-RbBSp4H-xZYxXOthiB7vRndJqKwbehFPbG6krXymzjWe9quTZmyBtOflXyquGLrR7jEBF-wLJTlG3b_Ru69pEBWRqR4V8-YLzapOPJfOCTtHoIvA9EWRweX0I_58rUDpnvv27BsEzVqm8_9Qhun2oena9vZIkLbOmw1HRZq/s720/American%20dreams_PLAKAT.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="501" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEPDj0ZdqT_U0vxRokGFG3-RbBSp4H-xZYxXOthiB7vRndJqKwbehFPbG6krXymzjWe9quTZmyBtOflXyquGLrR7jEBF-wLJTlG3b_Ru69pEBWRqR4V8-YLzapOPJfOCTtHoIvA9EWRweX0I_58rUDpnvv27BsEzVqm8_9Qhun2oena9vZIkLbOmw1HRZq/s320/American%20dreams_PLAKAT.jpg" width="223" /></a></i>Amerykański sen. Czy jeszcze ktoś wierzy, że na amerykańskiej ziemi
trawa jest bardziej zielona niż u nas? Czy ktoś wierzy, że wystarczy
stanąć na ziemi w Kalifornii, by zaraz podjechała limuzyna i przeniosła
nas w świat Carringtonów z serialu „Dynastia”? Wydawać by się mogło, że w
tym wszystkowiedzącym i chaotycznym świecie w ten sen niewielu już
wierzy, a jednak XX wiek podtrzymywał ten mit wolności i możliwości
jakie niesie ze sobą Ameryka. Zimna wojna, a potem stan wojenny dla
wielu ludzi stawało się przyczynkiem do opuszczenia Polski. Z różnych
powodów. Byli wśród nich uciekinierzy polityczni i ekonomiczni, byli
naukowcy i artyści. O tych ostatnich będzie mowa w spektaklu. <span></span></i></p><a name='more'></a><p></p><p><i> <br /></i></p><div><i><i>W
obskurnych kulisach małego studia spotykają się Matka i Córka, bo
właśnie tu wyznaczył spotkanie znany reżyser, u którego Matka wyprosiła
przesłuchanie dla Córki. Obie są aktorkami przybyłymi z Polski po stanie
wojennym. Starsza była uznaną w Polsce aktorką, wykładowczynią w szkole
teatralnej; młodsza zaczynała właśnie swoją karierę sceniczną. Nie
wiemy co było powodem ich wyjazdu z kraju. W trakcie ich słownych
utarczek trudno dociec co jest prawdą a co pomówieniem, czy ich postawy
były zawsze bez zarzutu? Matka zdaje się być aktorką wręcz wygnaną z
teatru, a córka? Jaką rolę w ich ucieczce z kraju ma mąż i ojciec?
Dlaczego czekają na telefon od niego i jednocześnie się go obawiają?
Wszystko okrywa mgła tajemnicy. </i></i><br /><i> </i></div><div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEie1f0xsy96-XYzOXZ-e-WmSUEnsaHWWQ7rx1V1FF2lumFWsqr-WH-I4MMDr4HND3ha9krzxsq76GNZdnbhrKUmAUHX7dGuxpFxFAuuia7o2Gmt_FWvvm0lw2flOOsh3d5qLU4f4159kljss__MwiOEHoBx6j7k0ovEukZfZQ3Qw0AWQzP953hc9iFQUkrU/s1600/402148110_940700894157232_4935241288936878882_n.jpg" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEie1f0xsy96-XYzOXZ-e-WmSUEnsaHWWQ7rx1V1FF2lumFWsqr-WH-I4MMDr4HND3ha9krzxsq76GNZdnbhrKUmAUHX7dGuxpFxFAuuia7o2Gmt_FWvvm0lw2flOOsh3d5qLU4f4159kljss__MwiOEHoBx6j7k0ovEukZfZQ3Qw0AWQzP953hc9iFQUkrU/s320/402148110_940700894157232_4935241288936878882_n.jpg" /></a></i></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>fot: za stroną<br />https://www.facebook.com/teatrdrugastrefa</i></td></tr></tbody></table><i>Ostre
słowa odpychają, by po chwili przejść w czułość i chęć pomocy. Z jednej
strony typowe żale emigrantek, że nic nie idzie po ich myśli, że jedno
rozczarowanie goni następne, z drugiej – ciągła nadzieja, że może
właśnie dziś los się odwróci i splendor sławy zapuka do ich drzwi. A nad
tym wszystkim unosi się tęsknota za tym krajem, z którego emigrowały i –
odnosi się wrażenie – do którego boją się wrócić, choć jako aktorkom
tak łatwo w rodzimym języku przychodzi wypowiadać teksty z wielkich
dramatów. <br /><br /><br /><br /> </i></div><div><i>Skupione na przygotowaniach
do castingu, poddenerwowane i rozdrażnione w oczekiwaniu na przyjście
reżysera, pełne raz nadziei, raz rozczarowania, toczą ze sobą jakąś
dziwną grę, w której animozje mieszają się z czułością, a gorycz z
nadzieją. Jaki będzie finał tej gry – nie powiem. <br /><br />Na scenie dwie
świetne aktorki: Katarzyna Kozak w roli Matki oraz Aleksandra Kowalczyk
w roli Córki. Dwie mocne osobowości, które na naszych oczach prowadzą
wyrównaną grę, a ich teksty ociekają smutną prawdą, zakłamują życiowe
zakręty, duszą błagają o nadzieję, rozsypują się na pył. <br /><br />Polecam. <br /><br />MaGa <br /><br />Teatr Druga Strefa – American Dream <br />Autor: Kazimierz Braun <br />Reżyseria, scenografia i opracowanie muzyczne: Sylwester Biraga <br />Obsada: Aleksandra Kowalczyk (Córka) i Katarzyna Kozak (Matka)</i></div>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-42838457264391605322024-02-28T19:31:00.001+01:002024-02-28T22:14:20.760+01:00Czym jest prawda, czyli Oszustka i Dobra żona w środowym kąciku kryminalnym<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRZoDtIFTdCpgMDXMd0L4iFG4sOqDpdKUVxjLEslAL4P1HsktIlf9XMYR5k-VVc4TB4qnzUb1G2Rz5mQYEaWSLldR2Xo3PGOHMDNxRTfybsW_vTE6rnEWc0LTuMD1cmzMKYYlDQn1VkiNBGI7JkbCxJsOj-2vv_sZJNCz0sjELyVYU203hVRVtRr23fuCT/s500/8084185.6.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRZoDtIFTdCpgMDXMd0L4iFG4sOqDpdKUVxjLEslAL4P1HsktIlf9XMYR5k-VVc4TB4qnzUb1G2Rz5mQYEaWSLldR2Xo3PGOHMDNxRTfybsW_vTE6rnEWc0LTuMD1cmzMKYYlDQn1VkiNBGI7JkbCxJsOj-2vv_sZJNCz0sjELyVYU203hVRVtRr23fuCT/s320/8084185.6.jpg" width="225" /></a></div><p>Wszyscy wydają kryminały, bo podobno na tym się zarabia, a najlepiej jeszcze przekonać czytelników do zbierania spójnej koncepcyjnie serii wydawniczej. No to dziś dwie powieści od Wydawnictwa Znak ze znaczkiem Crime. Nie do końca jestem przekonany co do tego, że seria jest rozpoznawalna, ale będę na pewno z ciekawością obserwował. Co prawda liczyłem raczej na rodzimych pisarzy, a tu już pojawiają się również zagraniczne tytuły, jeżeli miałyby trzymać jakiś poziom, to czemu nie. <br /><br />Najpierw jednak rodzimy debiut. Aleksandra Śmigielska wcześniej chyba pisała raczej krótką formę, zbierała jakieś nagrody na festiwalach kryminalnych, przyszła jednak pora również na powieść. Od razu uprzedzam, że bliższą raczej thrillerowi psychologicznemu niż kryminałowi. Choć po drodze pojawiają się trupy, nie jest najbardziej istotne to by wykryć sprawcę, a raczej rozwiązać pewną zagadkę i zyskać święty spokój. Bohaterce wydawało się, że przeszłość ma za sobą, że zbudowała sobie lepsze życie, tamto raczej wypierając i obudowując kłamstwami. Mąż, dzieci, wspaniały dom, praca, wszystko prawie idealne, więc co by się stało, gdyby ktoś zaczął wyciągać na jaw jakieś sprawy z przeszłości, np. to że to nieprawda że matka nie żyje od wielu lat albo że jest jakieś rodzeństwo, które chętnie mogłoby opowiedzieć o jakichś sprawach z przeszłości. <span></span></p><a name='more'></a><br /> <p></p><p>Marta tak bardzo boi się tamtych spraw, tego przed czym uciekła, że zrobi prawie wszystko, by to nie wyszło na jaw. Ktoś jednak uparcie wciąga ją w jakąś dziwną intrygę, grożąc nie tylko ujawnieniem jej kłamstw, ale i podkładając dowody na to, że i dziś ma coś na sumieniu. Gdyby bliscy się dowiedzieli... Przecież nie może ich stracić. W desperacji można zrobić wszystko, licząc na to, że nic się nie wyda - każdy czyn, kolejne kłamstwo, każda suma pieniędzy, wydają się jej usprawiedliwione. <br /> Bohaterka wydaje się wykreowana dość przekonująco, nie ma w niej sztuczności - jej lęk, wkurzenie, nakręcanie do kolejnych działań, rozumie się dość dobrze. <br />Szkoda jedynie że w tej obyczajowo-kryminalnej intrydze brakuje trochę napięcia, niby elementy pasują do siebie, ale czyta się to bez większych emocji, a niektóre pomysły mogą wkurzać trochę brakiem realizmu (sugerowanie jakoby ciało mogłoby tak łatwo wędrować bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi). Rozczarowujący trochę jest też finał, bo choć na pewno trochę przyspiesza tempo wydarzeń, to ich przebieg jest mocno naciągany.<br /><br />Jest potencjał, autorka jednak mam wrażenie nie potrafiła do końca wykorzystać tego jak połączyć obawy przed wykryciem kłamstw, z realnym zagrożeniem wiszącym nad bohaterką, tak jakby te wątku się trochę rozjeżdżały. Nieźle wypadają opisy stanów emocjonalnych Marty, ale już działania jakie z nich wynikały były chwilami od czapy i miało się wrażenie, że autorkę ponosi fantazja. Niby czyta się nieźle, jednak to nie jest coś co by się na długo zapamiętało lub kończyło z poczuciem dużej satysfakcji. <br /><br /><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ5S3gz3uxRBIUV5eHkNJzgrQtgwaIJ04vhuDPXB3iR6mqMgNfRuVmKR7wQJD2pixSTqV0GvCDpEG2uF4vW5y9mBGBCXLHJyNpbVwLcDRZQYKhPA9AYF-RdfJCKUzWFys5FqZiIbSe1FbaruYZSQf-VaokgtSZueO5vpVNNUCb1cYMYO8qJAwmq1fSbQDQ/s500/proxy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ5S3gz3uxRBIUV5eHkNJzgrQtgwaIJ04vhuDPXB3iR6mqMgNfRuVmKR7wQJD2pixSTqV0GvCDpEG2uF4vW5y9mBGBCXLHJyNpbVwLcDRZQYKhPA9AYF-RdfJCKUzWFys5FqZiIbSe1FbaruYZSQf-VaokgtSZueO5vpVNNUCb1cYMYO8qJAwmq1fSbQDQ/s320/proxy.jpg" width="225" /></a></div><br />W przypadku Dobrej żony mam trochę inny problem. Jest bardziej przewidywalna, chwilami wkurza pewną sztucznością jaką wyczuwam szczególnie w dialogach, jakby zawieszaniem różnych spraw w niedopowiedzeniu, a jednocześnie jednak zaciekawia dużo bardziej niż opisywana wyżej Oszustka. <br /><br />Znika mężczyzna, lubiany nauczyciel i trener, facet towarzyski i szanowany, jednak my od początku znamy jego drugą twarz - człowieka, który potrafił być apodyktyczny, stosować przemoc, który nie ma w sobie za grosz wyrozumiałości i nie znosi sprzeciwu. A wiemy to wszystko od jego żony, która zwierza się nam od razu, że go zabiła. Znalezienie ciała nie byłoby dla niej szokiem, jest nim to, że ono zniknęło. Może więc przeżył i teraz będzie się mścił? <br />Jak rozmawiać z policją, żeby nie zdradzić siebie, a jednocześnie przygotowywać się na to co może jej grozić? <p></p><p>Rozdziały są niczym migawki, raz przyglądamy się Lili, raz policjantce prowadzącej dochodzenie, która ją zaczyna podejrzewać. Rozgrywanie akcji w ten sposób fajnie buduje napięcie, zamienia to w pewnego rodzaju grę między nimi. Ile powiedzieć, ile zatrzymać dla siebie? Jak się tłumaczyć jeżeli coś znajdą. Bo znajdą na pewno. Między małżonkami już od dawna się nie układało i nawet na zewnątrz to było widać. On chciał mieć żonę którą może się chwalić, która się piękna i posłuszna. Ona czuła że w tym związku się dusi. Jak to widzieli ludzie z zewnątrz i na czyją winę wskazywali? Jak łatwo w opinii publicznej możesz stać się potencjalnym podejrzanym, a potem szybko zmienić się w ofiarę? <br />Czemu lekko wkurzało? To nawet nie jest kwestia jakiegoś chłodu emocjonalnego, ale prowadzenia dialogów lub opisów w dość dziwny sposób, jakby czytelnik miał się domyślać, co tam jeszcze jest w tle, schowane, ukryte. Dziwna uwaga rzucona nie wiadomo dlaczego, zdanie i czynność jakby z niczego nie wynikająca? Tak to właśnie ten styl. <br /><br />Choć w mojej ocenie, trochę przewidywalne i powielające dość utarte schematy domestic noir, niezła zabawa. Zgrabnie wykorzystany motyw kłamstw i zatajania prawdy widziany poprzez interpretację prawniczą. A finał? Ciut naciągnięty, ale to powiedziałbym dość klasyczne rozwiązania gatunkowe (stety lub niestety). <br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-14195372215243107372024-02-27T09:30:00.045+01:002024-02-27T09:30:00.137+01:00Neuroróżnorodni, czyli Cicha dziewczyna oraz Czasem myślę o umieraniu<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLtGZHP3zS1yR_-yFhf7EPByBUNQ5SxBD9UnCTtahArnpaS6q8wpVzB3JfD5PyNQEjRwOq2hDINeP9lzYgS08K5bK2I8VNYNnK5qAQ8iu90diFzDMR7UK2JFbRRuvkWk8Nw_9mGPqpWILE5ttag-GCAh9bajXNUKNiT-BfSVlxAkPvCeevPuAVQqkdlXt8/s1200/proxy.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="833" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLtGZHP3zS1yR_-yFhf7EPByBUNQ5SxBD9UnCTtahArnpaS6q8wpVzB3JfD5PyNQEjRwOq2hDINeP9lzYgS08K5bK2I8VNYNnK5qAQ8iu90diFzDMR7UK2JFbRRuvkWk8Nw_9mGPqpWILE5ttag-GCAh9bajXNUKNiT-BfSVlxAkPvCeevPuAVQqkdlXt8/s320/proxy.jpg" width="222" /></a></div><p>Pakiet wtorkowy dla wytrawnych kinomaniaków tym razem z przewodnim motywem neuroróżnorodności. Jak łatwo przypinamy etykiety: on nie zachowuje się normalnie, ona jest jakaś dziwna. Dziś coraz większa co prawda w społeczeństwie wiedza na temat tego, że jest coś takiego jak autyzm, że są różne zaburzenia rozwojowe, że nie wszyscy muszą być neurotypowi, ale czy idzie za tym zrozumienie i akceptacja?<br /><br />Czasem myślę o umieraniu to film przedziwny. To opowieść o pokonywaniu jakichś swoich fobii i lęków, ale bez początku i tak naprawdę bez końca. Nie znamy przeszłości bohaterki, nie wiemy czemu zachowuje się w tak dziwny sposób, jakby wciąż na uboczu, wycofana, żyjąca tak jakby nic jej nie cieszyło i nic nie potrzebowała. Nie wyraża żadnych emocji, nie angażuje się w relacje, w czasie prywatnym po prostu wegetuje, by przyjść do pracy i przeżyć kolejny dzień. Rutyna. Pustka. Nuda. Niby spełnia wszystkie swoje obowiązki, ale czy to wystarczy żeby być szczęśliwą. Wciąż powracają do niej myśli o tym jakby to było...<span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><br />no właśnie... Jakby to było gdyby nie żyła. I tu też nie ma innych ludzi. To raczej przejście w inny stan egzystencji. Ulga? Koniec?</p><p>Koledzy i koleżanki może i są dziwakami, zajmują się głupotami, może jest w tym trochę udawania, ale też rozumiemy to staranie, bo to pewnego rodzaju społeczna gra - okaż innym zainteresowanie, by móc liczyć na to samo. A ona tego nie chce.<br /> To wszystko się zmienia, gdy w biurze gdzie pracuje Fran, pojawia się nowy pracownik. Otwarty na innych, szczerze mówiący nawet o własnych słabościach, zagadujący... Dotąd życie toczyło się obok kobiety, teraz nagle zaczyna mieć chęć wziąć w nim udział. Ale czy będzie to łatwy proces?<br /> </p><p>Nie miejcie pretensji, że opowiadam tak licznymi niedopowiedzeniami i znakami zapytania. Trzeba to obejrzeć, by zrozumieć ten klimat, by docenić tą dziwną mieszankę humoru i scen, które przecież wcale śmieszne nie są. Towarzyszenie Fran w jej próbach wyjścia ze skorupy to proces naprawdę ciekawy. <br />Dla kogoś zachętą może będzie chęć zobaczenia Daisy Ridley (tak, tak to ta od Gwiezdnych wojen), ale szykujcie się raczej na seans dla wytrawnych kinomaniaków. Wbrew pozorom ten film wcale nie jest dołujący, jest w nim dużo empatii i kto wie, może nadziei... Zresztą skoro nie tylko główna bohaterka jest dziwna, ale prawie każdy w tej historii, to jest to niezła lekcja wrażliwości. Jesteśmy po prostu różni. <br /><br /><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJgpX5xU-Tc37z_FaATYa2Hy33RCtBqHkMxCCdFNilKNyiqK9AgEBnnOru05nmc3Yugd10yP6aaR5Nq24_F0T0CADhfufvd_p3o466ZQLowqyCn4PuSMGUxbcTTGZjpY4DhND-MDSHVxBHmYcsgLB1-JqmpilJ4yYA-pjEUoqBpnCW2pLi1f7uqmxlxZKU/s285/8084185.6.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="285" data-original-width="200" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJgpX5xU-Tc37z_FaATYa2Hy33RCtBqHkMxCCdFNilKNyiqK9AgEBnnOru05nmc3Yugd10yP6aaR5Nq24_F0T0CADhfufvd_p3o466ZQLowqyCn4PuSMGUxbcTTGZjpY4DhND-MDSHVxBHmYcsgLB1-JqmpilJ4yYA-pjEUoqBpnCW2pLi1f7uqmxlxZKU/s1600/8084185.6.jpg" width="200" /></a></div><br />Cicha dziewczyna jest filmem dużo bardziej komercyjnym, pozornie prostym i wywołującym naturalne wzruszenie. Jest w nim jednak również jakaś tajemnica, niedopowiedzenie, a otwarte zakończenie wolę dużo bardziej od zwyczajowych happy endów. <br />Poznajcie Cáit, dziewczynkę z wielodzietnej, dysfunkcyjnej rodziny, nie najstarszą, bo ten już uważają się za samodzielne, ale i nie najmłodszą, choć za dziecko jest przez siostry i rodziców uważana. Znacie to: wieczne utrapienie, ucieka w jakiś swój świat, nie zawsze rozumie co się do niej mówi, trudno od niej wyegzekwować realizację poleceń, nie odpowiada na pytania, nie mówi generalnie wiele, chowa się, a w dodatku zdarza jej się zsikać. I zamiast wsparcia, ciepła, zrozumienia, dziewczynka otrzymuje wiecznie narzekanie, krzyk, śmiechy, politowanie. Wstydzi się w grupie rówieśników tego że jest gorzej ubrana, że nie jest tak śmiała i w efekcie i tam staje się odrzucana. <br />I oto pojawia się dla niej szansa, choć pozornie może wydawać nam się ona kompletnie abstrakcyjna. No bo jak to: oddać własne dziecko? Jedna gęba do wyżywienia mniej, kłopot z głowy, a matka, która spodziewa się kolejnego maleństwa powtarza siostrze, że jak tylko się da, to ją odbierze, że to tylko na jakiś czas. <br /><br />Małżeństwo do którego trafia Cáit to ludzie bogaci, ale czujemy że naznaczeni jakąś tragedią. Samotnie prowadzą sporą farmę, ale zawsze też wspierają sąsiadów, są otwarci na innych. Nie mają doświadczenia w opiekowaniu się małymi dziewczynkami więc mogą wydawać się ciut szorstcy, szczególnie małomówny wujek, powoli jednak zaczyna się coś między nimi przełamywać. I dziecko rozkwita - pokazuje jak wiele potrafi, jak się stara, dużo mówi, jest otwarta i szczera. Dotąd po prostu wszyscy ją lekceważyli, nikt się nie interesował tym co by chciała, tym że coś ją boli, że się wstydzi, że cierpi. Dostając uwagę, stara się odwdzięczyć. Przecież każdy tęskni za miłością, a dzieci pragną jej szczególnie mocno. <br />A my zaczynamy się obawiać co to będzie jeżeli przyjdzie czas powrotu do poprzednich warunków, do ojca pijaka, matki która ma tyle na głowie, do tej biedy.<br /> <br />Proste życie na irlandzkiej prowincji, proste czynności i równie proste emocje, a ile w tym prawdy i wzruszenia. Może i ckliwe, ale ja to kupuję. Ktoś napisał, że to film o Kopciuszku, ale to duże uproszczenie. Ciotka i wujek opiekujący się dziewczynką nie są idealną wróżką spełniającą wszystkie zachcianki. Oni po prostu się starają. A to czasem wystarczy. <br /><p></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-53026801106254408182024-02-25T12:58:00.000+01:002024-02-25T12:58:14.701+01:00Rodzina, czyli telenowela, która przełamuje schematy<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgw_fx_EjzuEf-jjRbr6rd322Ky0YqqS2GXhuijIjzlDU7P04ZSbRGHQQggmr7uhJ_NgVM-TWIx59cMAE-kNTZQLFCmFiLLEipF2hbASeXhArd82X957hnXNHp63RLnB8gFF4UKWcVG126OC68Y8tYjkAcFsiOIqGuEZmGwJSbyrzUIzNp08QokUkHEqmm_/s894/rodzina-trwaeszawa.png" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="894" data-original-width="625" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgw_fx_EjzuEf-jjRbr6rd322Ky0YqqS2GXhuijIjzlDU7P04ZSbRGHQQggmr7uhJ_NgVM-TWIx59cMAE-kNTZQLFCmFiLLEipF2hbASeXhArd82X957hnXNHp63RLnB8gFF4UKWcVG126OC68Y8tYjkAcFsiOIqGuEZmGwJSbyrzUIzNp08QokUkHEqmm_/s320/rodzina-trwaeszawa.png" width="224" /></a></div><p>Dziś kolejne wyjście teatralne, więc i notka niech będzie właśnie o teatrze. A najwyżej wieczorem dorzucę coś jeszcze jak będzie natchnienie. W planach na najbliższe dni: wreszcie o Barbie, Pięknych istotach, kącik filmowy dla wytrawnych kinomaniaków, dwupak kryminalny i pewnie dwie książki z serii z żurawiem. I może jeszcze SF dorzucę. Wciąż szkiców jest ok 20 do przodu więc jest o czym pisać.<br /> <br />Wizyta w TR poniekąd wpisuje się trochę we wczorajszą notkę i moje dywagacje na temat tego, że mamy jeszcze wiele do zrobienia by oswoić się z obecnością osób z różnymi ograniczeniami, by sprawić że będą czuły się przy nas w pełni wartościowe. Inny nie znaczy gorszy. <br />I tak do współpracy przy spektaklu "Rodzina" zaproszono grupę ludzi z niepełnosprawnością intelektualną, tworzących Teatr 21. Razem są na scenie i odgrywają przed nami scenki na temat rodziny, żeby jednak było ciekawiej, zamieniają się rolami, więc wybijają nas trochę ze strefy komfortu, przełamują schematy.<span></span></p><a name='more'></a><br /><p></p><p>O czym jest spektakl Rodzina? To pytanie o nasze wyobrażenia na temat rodziny, a potem zderzenie ich z rzeczywistością. To co dla kogoś może być ideałem, czasem zmusza inne osoby do wpisania się w role, w których wcale nie jest im wygodnie. Kobieta w kuchni, posłuszne dziecko, mężczyzna z pilotem na kanapie, surowy i oceniający. Kto kim się opiekuje, kto ma być bardziej troskliwy, dbać o ciepło domowego ogniska, a kto starać się o to, by niczego w domu nie brakowało? Jak wygląda wyrażanie sobie uczuć, czy spędzamy ze sobą wspólnie czas, czy potrafimy rozmawiać o wszystkim? Każdy pewnie żyje też jakimiś oczekiwaniami np. wobec dzieci, ich sympatii. A co jeżeli one są inne niż sobie wyobrażaliśmy? <br />Osoby z zespołem Downa, z czy różnymi zaburzeniami, które wpływają na ich możliwości społeczne, czy intelektualne, nie tylko mają swoje wyobrażenia na temat rodziny, ale i niestety z góry często są wpisywane w role wiecznych dzieci, wymagających opieki, niesamodzielnych. Czy tak musi naprawdę być? Prawo zakazuje im zakładnia rodzin, uważa ich za niedojrzałych, ale kompletnie ignoruje ich uczucia i pragnienia. Rodzice, którzy mogliby być wzorem, wsparciem, w tym przypadku stoją niestety nie tylko naprzeciwko przepisów, ale i własnych obaw...<br /><br />To sztuka o potrzebie bezpieczeństwa, miłości, akceptacji, ale też o pragnieniu przestrzeni dla siebie, wolności, podkreślania własnych wyborów. Proste pozornie scenki kierują nasze myślenie w kierunku relacji rodzice-dzieci, ale i zwracają uwagę na to, jak różne sprawy mogą być odbierane przez osoby z jakimiś ograniczeniami intelektualnymi czy rozwojowymi - czy potrafimy rozmawiać, tłumaczyć różne emocje, niuanse, problemy, pokazywać drogi wyjścia? Tu kłótnia, konflikt, mogą być odbierane jako koniec świata, tym samym niszcząc tak ważne poczucie stabilności. <br /> Mama, Tata, Siostra, Chłopak, Sąsiadka, Dostawca Pizzy... I wreszcie Maciek. On się nie zmienia, niezależnie od tego jak inni wymieniają się rolami. Żyje trochę we własnym świecie, ale to nie znaczy, że nie rozumie, że nie czuje, że nie jest uważnym obserwatorem. Rodzinne role sprowadzone zostają trochę do stereotypowych, uproszczonych zestawów cech, a pytanie o to co "normalne" i "akceptowalne" przez normy społeczne stają się tym wyraźniejsze. <br /> <br /> W tym kontekście chyba warto patrzeć na finał przedstawienia, gdy widzimy Maćka (Piotr Swend) w zupełnie innym kontekście, jakby wyzwolonego, spełniającego swoje marzenia. Gdyby urodził się w innym kraju w innym miejscu, być może mógłby nawet założyć rodzinę, żyć inaczej. </p><p>Dzięki obecności aktorów z trisomią 21 może i chwilami spektakl sprawia wrażenie trochę improwizowanego, ale też dzięki temu pojawiające się refleksje są bardziej żywe. <br /><br />Więcej o spektaklu tu: https://trwarszawa.pl/program/rodzina/<br /><br />Teatr TR & Teatr 21 - Rodzina<br /></p><div class="block-creators ">reżyseria: Justyna Sobczyk <div class="block-creators__col">scenariusz na podstawie improwizacji aktorskich: Natalia Fiedorczuk <br />dramaturgia: Jakub Drzewiecki, Natalia Fiedorczuk, Justyna Sobczyk <br />scenografia: Barbara Hanicka <br />kostiumy: Wisła Nicieja <br />muzyka: Krzysztof Kaliski <br />choreografia: Aleksandra Bożek-Muszyńska <br />wideo: Agata Rucińska <br />reżyseria światła: Aleksandr Prowaliński <br />kierowniczka produkcji: Anna Czerniawska <br />producentka Teatru 21: Paulina Uryszek <br />asystentka reżyserki: Katarzyna Gawryś <br />inspicjentka: Patrycja Węglarz <br />asystentka scenografki/asystentka produkcji: Monika Zielińska <br />kierownik techniczny: Michał Golasa<br />zastępca kierownika technicznego: Kacper Stykowski <br />warsztat/budowa scenografii: Tomasz Ciężarek, Tadeusz Tomaszewski <br />rekwizytor: Tomasz Trojanowski <br />montażyści: Łukasz Winkowski, Piotr Gromek, Tomasz Trojanowski, Grzegorz Zielski, Mariusz Puanecki, Mariusz Basiak <br />dźwięk: Miłosz Pawłowski, Jakub Sapka <br />wideo: Maciej Kaszyński, Marcin Metelski <br />światło: Daniel Sanjuan-Ciepielewski, Jędrzej Jęcikowski <br />garderobiane: Teresa Rutkowska, Elżbieta Kołtonowicz <br />charakteryzatorki: Dominika Zatońska-Mosior, Milena Jura</div><div class="block-creators__col">Obsada: Izabela Dudziak, Monika Frajczyk, Daniel Krajewski, Sebastian Pawlak, Magdalena Świątkowska, Piotr Szwend, Michał Pęszyński <br /></div>
</div>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-684101085250650540.post-55001545694737818122024-02-24T20:33:00.003+01:002024-02-24T20:41:27.067+01:00Skołowani, czyli co to znaczy kochać życie<div class="separator"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiF7jPK2mb1BP6omH0WP6Edkq6vWS6AKmylEvcYvCtdxniAaEjfTqaTzD-vXzY8BqeTnUle_4PgBdktMfXCQLNOC1VOX9p_b1uLjyr3OcVCD6G9HGQJA_hpaaAw6cHb3nQmLRUFajbeEWTk5NJekVlufQIPbCy53NJZgRATSiTpiFSaRHmfFzanAFtc3cQg/s285/dz03NTA=_src_141988-Myrath.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="285" data-original-width="200" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiF7jPK2mb1BP6omH0WP6Edkq6vWS6AKmylEvcYvCtdxniAaEjfTqaTzD-vXzY8BqeTnUle_4PgBdktMfXCQLNOC1VOX9p_b1uLjyr3OcVCD6G9HGQJA_hpaaAw6cHb3nQmLRUFajbeEWTk5NJekVlufQIPbCy53NJZgRATSiTpiFSaRHmfFzanAFtc3cQg/s1600/dz03NTA=_src_141988-Myrath.jpg" width="200" /></a></div><p>Codzienny rytuał pisania czegoś na Notatnik czasem jest przyjemnością, a czasem muszę jakoś do niego ciut się przymusić - wtedy ten rytm jednej notki dziennie jest bardzo pomocny. Gdy nie ma chęci, to jedna rzecz mnie ratuje - wybieranie tego co może okazać się przyjemne w pisaniu. No to dziś zatem film. <br /><br />Gdy patrzysz na plakat, myślisz sobie, rany kolejna komedia romantyczna, ile razy można te same schematy. A jednak tym razem, zapewniam Was, że wcale nie jest ani tak bardzo żenująco, ani nudno jak to czasem bywa. Choć scenariusz nie jest oryginalny, to w tym przypadku może i nawet okazało się to pomocne - najwyraźniej to w pisaniu albo nasi rodzimy twórcy nie są mocni albo producenci wybierają gnioty. Jest jeszcze możliwość, że to potem, na etapie produkcji wszystko staje na głowie, bo product placement, bo muszą być obrazki Warszawy z drona itp. <br />Wróćmy do Skołowanych - o ile Michał Czernecki już grywał podobne role, to mam wrażenie, że dzięki partnerującej mu Agnieszce Grochowskiej, wypada dużo ciekawiej, mniej sztywno. Co prawda to jej obecność sprawia, że jest tam więcej jakiejś magii, uśmiechu i ciepła, ale to też kwestia jego roli - z założenia ma być trochę zapatrzonym w siebie bucem. </p><p><span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><br />Mamy więc niepoprawnego kobieciarza, notorycznego kłamcę, nieźle ustawionego cwaniaczka, który niespecjalnie liczy się z innymi ludźmi. Nawet śmierć matki specjalnie go nie obeszła, wszystkich traktuje instrumentalnie. Nie zdziwi Was pewnie jego pomysł na kolejny podryw - na współczucie, by udawać człowieka poruszającego się na wózku i udowodnić światu i sobie, że skoro nawet tak się prezentując upoluję upatrzoną, dużo młodszą i atrakcyjną kobietę, to już jest mistrzem świata i tyle. <br /><br />Domyślacie się pewnie, że niekoniecznie idzie zgodnie z jego planem. A skoro zaczął udawanie, nie bardzo mógł się potem z tego wycofać, gdy zaczyna się interesować siostrą swojej potencjalnej ofiary. Julia porusza się od wypadku samochodowego na wózku, ale wydaje się że już pogodziła się z tą sytuacją, potrafi czerpać radość z życia pomimo pewnych ograniczeń. Zresztą, jakie ograniczenia, skoro jest ona bardziej aktywna niż duża ilość pełnosprawnych ludzi. Maks jest coraz bardziej nią zafascynowany, jednocześnie jednak nie potrafi przyznać się do kłamstwa, brnie więc wciąż w coraz większe absurdy. Piotruś Pan po czterdziestce dostaje prztyczka w nos i zaczyna wreszcie trochę inaczej patrzeć na życie. <br /><br />Jak na komedię romantyczną mamy więc trochę nietypową historię, nie pozbawioną pewnych schematów gatunkowych, ale i z mocnym przesłaniem - ograniczenie jest głównie w głowie, a wózek nie musi oznaczać rezygnacji z aktywności, nie powinien być powodem do wstydu. To raczej społeczeństwo ma z tym problem, wciąż nie potrafiąc się zachować, zadając głupie pytania i poruszając się niczym słoń w składzie porcelany w świecie relacji. Zbliżenie się tych środowisk, pokazanie osób z różnymi trudnościami, zaburzeniami, jako pełnowartościowych ludzi, którzy czują tak samo, może pragną tych samych rzeczy, to lekcja dla nas wszystkich do odrobienia. I dlatego może ten film mnie tak rusza. <br />Jest trochę humoru (przyjaciele Maksa), ale raczej nie przekraczającego dobrego smaku. <br /><br />Ciepły, nie pozbawiony wzruszeń, może i schematyczny, ale mądrze pokazujący ważne sprawy. Zostaje w serduchu i oby to był sygnał dla producentów by nie bać się w kinie popularnym podejmować takich tematów jak życie z różnymi ograniczeniami, zaburzeniami, pokazywać ludzi w całej jej różnorodności. <br />A Agnieszka Grochowska przecudowna. Krucha, a jednocześnie tak silna i pełna życia. <br /><img height="180" src="https://wtonacjikultury.pl/wp-content/uploads/2023/03/Skolowani_M.Czernecki-A.-Grochowska_fot.-Anna-Gostkowska-1024x576.jpg" width="320" /><a href="https://fwcdn.pl/fph/51/19/10025119/1138258_1.1.jpg"> </a><br /></p>przynadzieihttp://www.blogger.com/profile/07380111168322328237noreply@blogger.com0