czwartek, 30 września 2021

Loving in stereo - Jungle, czyli na pewno się ruszysz

Ostatnia notka wrześniowa i wrzucam kilka zdań znowu na temat muzyki, na filmy i książki przyjdzie czas może w następnych dniach. Tym razem wybieram coś co z jednej strony jest jeszcze powiewem lata, pełnym słońca i tańca, a z drugiej strony, teraz jesienią może być fajnym tłem choćby do pracy. Muza pozytywna, nie za ciężka i wpadająca w ucho.
Duet producencki Jungle znalazłem kompletnie przypadkowo przeszukując sobie sieć i nie ukrywam, że przesłuchałem go z przyjemnością. Nie jest to pewnie muza, która sprawia, że chce się potem czekać na kolejny album tej formacji z wielkimi emocjami, ale teraz, gdy już nazwa nie jest mi obca, będę pewnie już z uśmiechem do nich wracać.

środa, 29 września 2021

Zagraj mi na drogę - Iva Procházkova, czyli zasłużyła sobie czy nie

Moje trzecie spotkanie z podinspektorem Marianem Holiną i tym razem szczególnie ważne, bo moje słowa wylądowały na skrzydełkach okładki książki - duma, ale i ciekawość, czy fakt iż chwaliłem poprzednie dwa tytuły nie okaże się przesadzony przy trzecim? Mogę już spokojnie powiedzieć - pochwały nie były na wyrost! Czeskie krymi jako seria wydawana przez Wydawnictwo Afera naprawdę trzyma poziom, a cykl autorstwa Procházkovej jest tego najlepszym dowodem.
Po raz kolejny autorka udowadnia, że nie trzeba wielkich fajerwerków, żeby wciągnąć czytelnika w intrygę. Kluczem raczej są u niej portrety psychologiczne postaci, skomplikowane relacje między nimi i dotyczy to zarówno tych, którzy znajdą się w szerokim kręgu podejrzanych, jak i tych, którzy prowadzą śledztwo.

Na faktach, czyli Projekt Larson, Pojedynek na głosy, Billie Holiday

Trzy filmy, żaden specjalnie nie rzucił na kolana, więc łączę je w pakiet - wszystkie opowiadają o prawdziwych postaciach, choć każdy jest trochę inny.

Morris "Moe" Berg to prawnik, wybitny bejsbolista, który na początku II wojny światowej zgłosił się do wywiadu, pragnąć pomagać swojemu krajowi - nieźle znał języki (w tym japoński), więc był całkiem niezłym nabytkiem. Tyle że on nie chciał być analitykiem, nie chciał siedzieć za biurkiem - ona chciał zrobić coś konkretnego, chciał działać. W końcu więc doczekał się wysłania na misję, choć chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co go czeka.

poniedziałek, 27 września 2021

Powrót do Legolandu, czyli tylko nie mów, że to przez nas

Kolejny powrót do lat 80, choć zupełnie w innym klimacie. Film Konrada Aksinowicza to historia dość osobista, intymna, czego on sam nie ukrywa. Oto dzieciństwo pełne zwykłych spraw, jakimi żyły setki tysięcy innych nastolatków: kasety video, ortalionowe dresy, klocki lego, pierwsze komputery, godziny spędzane z kumplami przed blokiem i pierwsze, równie fascynujące krótkie chwile spędzane sam na sam z dziewczyną w cztery oczy. Tyle że dzieciństwo Tomka naznaczone jest dodatkowo piętnem pijącego ojca.

niedziela, 26 września 2021

Kulawe konie - Mick Herron, czyli nie daj się wyrolować, narzuć własne zasady

Ależ to jest dobre! Od razu po zakończeniu jednego tomu, chwytam za kolejny i prawdę mówiąc zapowiedź serialu z Gary'm Oldmanem rajcuje mnie straszliwie. Może do tego czasu pojawi się już u nas również tom trzeci? Do czego by to porównać? Niby szpiegowskie więc może Le Carré, ale ten czarny humor i odrobina abnegacji są zupełnie z innej bajki. Jeżeli u nas Severskiego uważa się za mistrza powieści szpiegowskiej, to mam wrażenie że Mick Herron zrobił sporo dobrego, by wskrzesić ten gatunek na wyspach. Nie w tonie thrillera sensacyjnego jak to robią Amerykanie, nie kreśląc jakiejś super rozbudowanej siatki intryg między państwami - pokazuje pracę w służbie Jej Królewskiej Mości trochę od innej strony. Dziś ludzie tacy jak Bond są trochę przeżytkiem - operacje bowiem planuje się za biurkami, na wszystko musi być budżet, a praca agentów na ulicy podlega ścisłej kontroli przełożonych. Kto się nie sprawdza, kto popełnia błędy, kto nie pasuje, tego się usuwa na bok. Co to znaczy? Ano odsyła się do pracy, która jest dużo poniżej jego możliwości, aż z nudów i frustracji sam zrezygnuje. Takich ludźmi ze służb w ich slangu nazywa się kulawymi końmi.
I tu niespodzianka. Mick Herron właśnie ich stawia w centrum naszej uwagi, udowadniając, że mogą oni jeszcze nas zaskoczyć.

sobota, 25 września 2021

Najmro. Kocha, kradnie, szanuje, czyli złapać króliczka, który się z nas śmieje

No to kontynuujmy ten dziwny sentymentalny powrót do lat 80 (będzie ciąg dalszy - obiecuję). Tym razem komedia kryminalna, dodajmy całkiem udana i to żeby było śmieszniej dzieło debiutanta Mateusza Rakowicza. Oj, miło się to ogląda. Można by pewnie jeszcze wyciągnąć z tego więcej, ale i tak jest dobrze.
I nie marudźmy, że to gloryfikacja złodziejstwa, to po prostu film luźno oparty na biografii czlowieka, który rzeczywiście w PRL był legendą, bo uciekał z rąk sprawiedliwości kilkadziesiąt razy. Zdzisław Najmrodzki, bo o nim mowa, był złodziejem, lubił wystawne życie i nikt tu nic nie ukrywa, nie dorabia do tego ideologii. Tyle, że skoro władza była "zła", to i sympatia jakoś nasza kieruje się w stronę tych, którzy sobie z niej robili kpiny. Skoro oglądamy zagraniczne przekręty w stylu "Ocean's Eleven", to spróbujemy na tą produkcję spojrzeć w podobny sposób. Szalona zabawa w kotka i myszkę, próby przechytrzenia służb, duże pieniądze, no i miłość na dokładkę - chyba brakowało trochę nam tego typu produkcji. No to mamy. I tylko się cieszyć, bo to niezła rozrywka, fajne role, dobre pomysły realizatorskie.

piątek, 24 września 2021

Przypadkowy przechodzień, czyli bogatemu wolno więcej

Nie wiem czy też macie podobnie, ale po pierwszym zachłyśnięciu się ofertą Netflixa, mam wrażenie, że coraz mniej tam widzę ciekawych dla siebie rzeczy. Albo trafiam na takie, które może i ogląda się z przyjemnością, ale potem jeszcze szybciej zapomina. Jak choćby właśnie Przypadkowy przechodzień, rzecz może i z potencjałem, który jednak potem się jakoś rozmywa.
Co zrobisz jeżeli podczas włamania się do czyjegoś domu, natrafisz na coś niepokojącego, na dowód na to, że dochodzi tam do złamania prawa? Przecież nie pójdziesz na policję, bo sam dostałeś się tam bezprawnie. I nikt nie będzie Cię słuchał, że nic nie kradniesz, że to jedynie gest obywatelskiego sprzeciwu wobec nierówności społecznych i separowania się bogatych od reszty ludzi. Wpadasz, malujesz graffiti, żeby zagrać im na nosie, udowodnić że alarmy i zabezpieczenia ich nie chronią, a potem znikasz. Ale jak w takim razie udowodnić twoje podejrzenia? Może wejść tam jeszcze raz? Może anonimowo podrzucić jakiś donos?

czwartek, 23 września 2021

Zupa nic, czyli może i nie zawsze wesołe, ale to nasze wspomnienia

"Moje córki krowy" były komediodramatem, teraz Kinga Dębska postanowiła nam pokazać garść swoich wcześniejszych wspomnień i jest równie urokliwie, budzi to uśmiech, tyle że nie ma tej siły rażenia.Tam bowiem przy okazji udało się opowiedzieć bardziej serio o relacjach w rodzinie, chorobie rodziców, zmęczeniu, było prawdziwe życie i emocje. Tu powracamy sentymentalnie do PRL, do czasów dzieciństwa (również mojego) i owszem - nie zawsze jest łatwo, ale nawet kłótnie i problemy jednak nie budzą aż tak wielkich emocji. Są dawno za nami, a co ważne - udało się przejść przez nie suchą stopą.

środa, 22 września 2021

Runforrest, czyli zanurzam się w sieć, zanurzam się w muzykę

Po koncercie Bass Astral x Igo wzięło mnie na poszukiwania nowej muzy. Zacząłem od Runforresta, czyli Grzegorza Wardęgi, który od czasu do czasu współpracuje z Kubą i Igo. Ciekawy głos, duża wrażliwość, ale z nimi wiadomo, że jednak trochę idzie w ich kierunku, a sam? Byłem bardzo ciekaw i choć niewiele jest solowych numerów, bo to raptem 9 kawałków, czyli Epka Romance i mini album z 2017 roku, postanowiłem jednak poświęcić im notkę. Okazja jest, bo lada dzień parę koncertów tego artysty na horyzoncie (jak zwykle polecam profil Borówka music bo robią świetne rzeczy na naszym rynku).
Może ktoś się skusi? A może po prostu polubicie profil tego artysty i razem będziemy wypatrywać kolejnych numerów?

Pierwsze zlecenie, czyli największą siłę mają marzenia

Wydaje mi się, że wyjątkowo ciężko jest zrobić spektakl kryminalny w teatrze. Taki, który w niewielkiej przestrzeni musi zbudować intrygę, zaciekawić, trzymać w napięciu, a przy okazji opowiedzieć ciekawą historię. W Teatrze Druga Strefa to się udało. W dodatku spektakl ten można śmiało nazwać czarną komedią, a takie lubię bardzo.

wtorek, 21 września 2021

Pola krwi, czyli przeszłość wciąż jest żywa

Spod koca wystawiam tylko nos i z przyjemnością zanurzam się na kilka godzin w kryminalną intrygę. Ale żeby Wam nie spoilerować, napiszę kilka słów już po pierwszym odcinku (są 4), najwyżej jak zmienią mi się emocje po finale, to lekko zmodyfikuję notkę, żeby wyrazić swoje zniesmaczenie. Póki co jest jednak nieźle. Nawet nie tyle tempo, czy samo śledztwo, ale ciekawe tło, czyli przeszłość sprzed kilku dekad. Czy napięcie między katolikami i protestantami w Irlandii po latach wciąż może dla kogoś coś znaczyć?

poniedziałek, 20 września 2021

Efekt pandy - Marta Kisiel, czyli babski wyjazd to podobno czas relaksu

Po Dywanie z wkładką (pisałem tu), czyli udanej zmianie gatunku u Marty Kisiel, wcale nie tak długo czekaliśmy na kontynuację. Może tyle pomysłów gromadziło się od dłuższego czasu, że biorą one górę nawet nad chęcią pisania o postaciach, które już czytelnicy pokochali? Licho podobno jednak wróci i to całkiem niedługo, a na razie wraca Tereska. I to nie sama. O ile w poprzednim tomie można rzec, że sporo miejsca zajmowała cała rodzinka Trawnych, o tyle teraz prawie całkowicie akcję zawłaszczają dla siebie panie, a dokładniej trzy pokolenia, czyli Tereska, jej córka, jej teściowa, które już poznaliśmy, ale i matka, która przybywszy z Francji, postanowiła zrobić im wszystkim niespodziankę i zabrać je na tydzień do ośrodka w górach ze wszelkimi wygodami.

Satellite - Bass Astral x Igo, czyli koncert, pożegnanie i pytanie co dalej

Półtora roku czekania na koncert i kompletnie inna rzeczywistość. Zespół przez ten czas nagrał kolejny krążek, ale i zdążył ogłosić koniec działalności. Smutne, choć jednocześnie wciąż mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec, może to tylko na jakiś czas. No i z dużą ciekawością spoglądam na to co panowie wymyślą solo. O projekcie Kuby napiszę może już za kilka dni, a Igor, przez którego tak naprawdę pokochałem ten projekt? Cóż. Się okaże. Zapowiada coś po polsku...
Dzisiejsza notka będzie więc trochę o koncercie i trochę o najnowszym krążku.

niedziela, 19 września 2021

Cząstki elementarne - Michel Houellebecq, czyli indywidualizm i wyzwolenie jako najlepsza droga?

Lektura na DKK, rzeczywiście na tyle kontrowersyjna, że może być niezłym obiektem do dyskusji. Tytuł dość znany, omawiany po wielokroć, więc ja nie będę się wiele rozpisywał, zresztą jakoś nie mam ochoty, bo byłem tą powieścią trochę zdegustowany. Czytałem już różne rzeczy, mam jednak wrażenie, że tu pewna granica tego co niesmaczne została przekroczona i nie widzę specjalnie do tego uzasadnienia. To trochę tak, jakby ktoś specjalnie rozbudowywał pewne wątki, rozpisując jakieś swoje fantazje i wizje, o których głośno pewnie by nie powiedział, a ponieważ tu może zwalić na bohatera i jego poglądy, czy też doświadczenia, uważa, że wszystko mu wolno.
Namęczyłem się więc trochę z tą książką i prawdę mówiąc jakoś nie powaliła mnie ona intelektualną głębią, choć przecież o Houellebecqu często mówi się jako o wizjonerze, jako o pisarzu, który potrafi jątrzyć, ale jednocześnie dokonywać trafnych ocen.
Czy ta "diagnoza" ideałów pokolenia lat 60 i moralnego "wyzwolenia" naprawdę ma być tak odkrywcza i bezlitosna - dla mnie taką nie jest.

Parę dni oddechu, czyli w góry!

Notka znowu trochę specyficzna, bo też pisząc o wyjazdach rzadko kiedy robię szczegółowe relacje, to nie przewodnik, ale raczej coś w rodzaju uchwycenia emocji. Będzie trochę zdjęć (i pewnie też nie idealnych) i trochę słów, żeby za kilka lat było do czego wrócić. A może kogoś też to zainspiruje do wyjazdu?
Po raz kolejny pojawia się ten sam region, czyli Dolny Śląsk i to nawet trochę węziej: Kotlina Kłodzka. Oj pewnie będziemy tu jeszcze wracać, bo do niektórych miejsc chcemy wrócić, a kilku jeszcze nie zaliczyliśmy. Tym razem wróciłem tam sam, nastawiony na wędrowanie, więc te wszystkie atrakcje: zamki, podziemia, trochę były z boku, ale miło było mijać te, które już znam (Walim, Kłodzko). Do tego dochodziły nowe, bo tu aż roi się od ciekawostek historycznych i po prostu krajoznawczych. Dla człowieka spoza regionu wiele dziwi - np. stacje kolejowe na żądanie, taka ciekawa mieszanka tego co sprzed lat i współczesnych inwestycji (tunele, wiadukty, budynki czy te drogi przyprawiające o zawał). Tu widok człowieka wsypującego węgiel przez okienko z ulicy nie jest rzadkością. A wszystko co się mija spowite jest niesamowitą aurą, na którą składa się odrobina tajemnicy, masa zieleni, gór w tle, no i zmieniającej się pogody - mgieł, chmur, słońca...

środa, 15 września 2021

Patriotów 41 - Marek Ławrynowicz, czyli Hrabal pod Warszawą

Mała podmianka na blogu - jako, że do książki Marka Ławrynowicza dopisuję kilka zdań od siebie, na miejsce tekstu M. wskakuje film "Syndrom Baumbachera", a tu macie dwugłos w sprawie "Patriotów 41.

Historia pewnej kamienicy, a właściwie historia mieszkańców kamienicy w Miedzeszynie przy ul. Patriotów 41. Wybudowana przez kilku warszawskich, bogatych Żydów w 1933r. miała im służyć jako dom spokojnej starości. Zatrudnili opiekunów, pielęgniarki i pragnęli tam spędzić ostatnie lata życia. Koło historii zniweczyło te plany, getto przyszło do nich z Warszawy i zabrało ze sobą na zagładę. W czasie wojny kamienicę zagarnęli niemieccy oficerowie, folksdojcze i ich poplecznicy, a kiedy losy wojny przechyliły się na ich niekorzyść – wynieśli się z domu po cichu i na zawsze. Przez chwilę stał pusty, ale z czasem zasiedlali go ludzie szukający dachu nad głową i swojego miejsca na ziemi. I właśnie to oni stają się bohaterami opowieści. Narratorem jest jeden z powojennych mieszkańców kamienicy, wówczas mały chłopiec.

Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry - Reni Eddo-Lodge, czyli dla was to takie naturalne

Niby nie dowiedziałem się z tej książki wiele nowych rzeczy, a mimo wszystko zmusza ona do pewnych przemyśleń. Może to właśnie w niej tak cenne - to nie tyle dyskurs z przerzucaniem się argumentami, rozmowa o obawach, stereotypach, ale wyraźne postawienie oczekiwań: nie możesz zaprzeczyć faktom i moim odczuciom, więc dopóki ich nie zrozumiesz, nie ma o czym rozmawiać.
Choć książka mocno poświęcona jest temu jak rasizm obecny jest w Wielkiej Brytanii i dla nas może to być ciekawa lektura, pokazująca różne nasze sposoby na obronę własnych pozycji, myślenie o sprawiedliwości i wyrównywaniu szans. To nie jest przecież kwestia jedynie rasy, koloru skóry, ale po prostu inności, tego na ile społeczeństwo widzi bariery i potrafi im przeciwdziałać, zarówno w rozwiązaniach systemowych, jak i własnych postawach.

poniedziałek, 13 września 2021

Siedem śmierci Evelyn Hardcastle - Stuart Turton, czyli dopóki nie rozwiążesz zagadki

Notka numer 3909 i choć w głowie miałem już notkę krajoznawczą, podsumowującą mój mały wypad w góry, napiszę ją już po powrocie, porządkując trochę zdjęcia i wrażenia.
A dziś kolejny kryminał. Książka, o której było bardzo głośno, zachwytów co nie miara, a ja jestem raczej sceptyczny. Retro uwielbiam i nawet nie potrzebuję specjalnie wielkiej akcji, byle intryga była ciekawa, tu jednak mocno przekombinowano z wątkiem, który nazwijmy na nasze potrzeby "paranormalnym".
Niczym w powieści szkatułkowej mamy różne fragmenciki, masę opowieści, które musimy złożyć, próbując oddzielić prawdę od kłamstwa. Tyle że to wszystko przeżywa jedna osoba, przechodząc przez różne wcielenia, krążąc niczym w zamkniętym kręgu i to niejeden raz.

niedziela, 12 września 2021

Co robimy w ukryciu, czyli z kamerą wśród wampirów

Z dala od telewizora i na detoksie przymusowym (no dobra, mam tu telewizor, ale nie mam siły ani chęci go odpalać), piszę notkę o jednej z rzeczy, którą odkryłem dopiero niedawno i choć głupawa, bawi mnie jednak na tyle, że nie zamierzam przestać nagrywać kolejnych odcinków z powtórek.
O co chodzi? O "Co robimy w ukryciu" o nieśmiertelnych (znowu ten Pilipiuk się przypomina) z Nowego Jorku. To jednak wampiry dość odległe od serialu typu Zmierzch - powiedziałbym, że ta trójka po prostu się nie zasymilowała - żyją sobie w swej willi, rzadko wychodzą, a jeżeli to robią to ktoś musi doradzać im jak mają zrozumieć dzisiejszy świat. Czasem będzie to ich służący, czasem mieszkający z nimi "wampir energetyczny", czyli bardziej nam współczesny i przez to nie do końca akceptowany. I w sumie na tym polega śmieszność tego serialu - oto ludzie przyzwyczajeni do tego, że przez kilkaset lat wiele uchodziło im na sucho, a teraz rzadko się wychylają, wolą gdy ofiary same im wpadną w łapy (np. pod pozorem imprezy larpowej).

sobota, 11 września 2021

Zaginiona - Andrzej Pilipiuk, czyli autor i gadający szczaw

Kończę przygodę z serią o kuzynkach Kruszewskich. Książka napisana spory czas po trylogii trochę zaskakuje, mam wrażenie, że jest trochę nierówna - należy oceniać po prostu oba opowiadania, które ją tworzą osobno. O ile pierwszy tekst ma ciekawy pomysł, to w drugim choć mamy typowy dla Pilipiuka miszmasz (hitlerowcy, alchemia, historia, muzyka, duchy), to już połączenie tego jest trochę na siłę. Nie ukrywam tego, że gdyby całość dotyczyła zaginionego lądu, który skrywany przed oczami niepowołanych był schronieniem dla bogatej cywilizacji, moja ocena byłaby wyższa, a tak w dwóch trzecich przeżyłem rozczarowanie, że ciekawa historia została przerwana.
Zaznaczmy kilka różnic: nie ma Moniki, nie ma dużych wątków pobocznych, czyli tego co w serii dominowało, najpierw co prawda pojawia się trochę postaci, które szukają drogi na wyspę i proszą o pomoc kuzynki, ale w drugim opowiadaniu skupieni jesteśmy tylko na obu paniach i próbach wykonania dziwnego zadania, czyli odczarowania młodej dziewczyny, która znalazła skrzypce sprzed lat.

piątek, 10 września 2021

Dziedzictwo zbrodni - Adrian Bednarek, czyli zemsta czy syndrom sztokholmski?

Książka zabrana do pociągu i jakoś tak szybko ten czas zleciał :) Bednarek na pewno pisać potrafi nieźle, choć po kilku jego książkach po pierwsze zaczynam go podejrzewać o jakieś mroczne, mordercze skłonności, które może i nie popychają go do zbrodni, ale wyłażą na wierzch ile razy zabierze się za pisanie. Oj jak on lubuje się w okrucieństwie realizowanym na zimno, jeszcze z jakimiś dziwnymi odchyłami. Co tam ćwiartowanie, czy strzelanie z kuszy, tu trzeba się pobawić :) Po drugie, niestety dla atmosfery i tempa, Bednarek czasem zapomina o czymś takim jak psychologia i to mi trochę zgrzytało przy Dziedzictwie zbrodni. To nie jest zła książka - jeżeli ktoś lubi thrillery sensacyjne z niezłym tempem, zależy mu na akcji, a nie na detalach, będzie zadowolony. Dla mnie było to trochę naciągane, życie pewnie jednak pisze nie mniej absurdalne historie.

czwartek, 9 września 2021

Kierunek zwiedzania - Marcin Wicha, czyli skoro o awangardzie, to nie mogło być typowo

Piękna, oryginalna okładka i równie oryginalna, choć chyba mniej piękna treść. Minimalizm w narracji, dawkowanie informacji w krótkich zdaniach, chwilami przypominających bardziej suche sprawozdanie niż coś co mogłoby wzbudzić emocje, wymaga na pewno od czytelnika trochę skupienia. Ten styl drażni, ale jednocześnie zaciekawia. Składamy sobie życiorys Malewicza (tak, tego słynnego malarza od kwadratów) z fragmencików, jakby z eksponatów muzealnych i pamiątek po nim. Czasem budzą one jakieś wspomnienie "przewodnika" i wywołuje to dłuższy komentarz, wyobrażenie tego jak to mogło być, a czasem są zdawkowo jedynie skomentowane jednym słowem czy zdaniem.

Kult, czyli mieszkam w Polsce

Tak niewiele koncertów w ostatnim czasie mieliśmy, że ich wysyp w ramach różnych "dni miasta" miło zaskoczył. I mimo zmęczenia po wyprawie rowerowej tego jednego nie mogłem przegapić. Niby na Kulcie byłem już kilkukrotnie, niby nie ma jakichś większych zaskoczeń, zmiany repertuaru (tak jak np. robi to Lao Che) czy wielkich rewolucji w składzie, ich występy wciąż kręcą. Wraca się do domu ze zdartym gardłem, czasem bolącymi od skakania nogami, czy poobijanymi ramionami.
Tym razem w pogo się nie rzucaliśmy, zresztą ochrona była tak beznadziejna, że lepiej było trzymać się trochę z boku, bo zamiast dbać o bezpieczeństwo ludzi, te głąby potrafiły wrzucać z powrotem pomiędzy nogi ludzi tych, którzy frunęli do barierek. A sam koncert?

środa, 8 września 2021

Głos kobiet – Teatr WARSawy, czyli ja chcę więcej

W ostatni weekend intensywnie nie tylko rowerowo, ale i dwa koncerty. O jednym napiszę może krótko jutro, a dziś oddaję głos M. Teatr WARSawy na otwarcie sezonu wraz z zapowiedziami kolejnych premier zaprosił widzów na koncert trzech kobiet, ciekawe, energetyczne spotkanie ze wspaniałymi głosami. Część tych piosenek można usłyszeć zresztą raz na jakiś czas w repertuarze na tej scenie (polecam gorąco szczególnie Kobietę, która wpadała na drzwi, ale i Ninę). A jak się okazało mogliśmy też spróbować trochę tego co jeszcze jest na ten sezon szykowane :)
Ja szczególnie ucieszyłem się z okazji zobaczenia i usłyszenia Katarzyny Groniec, bo na żywo nie miałem okazji wcześniej jej widzieć, Mariotti kolejny raz pokazała ogromną rozpiętość swoich umiejętności, a i Agnieszka Bogdan stworzyła ciekawy, dość spójny mini recital. Długo potem jeszcze sobie gadaliśmy z M. i stwierdzam, że tym razem chyba jej oddam pole w notce całkowicie - ja tak ładnie o emocjach chyba nie napiszę. Zapraszam więc do spotkania z głosem kobiet :) które zrecenzuje kolejna kobieta.

Trzy kobiety na scenie, a każda inna. Każdy głos mocny, choć interpretacje różne. Kiedy w notce do spektaklu Teatr WARSawy pisze: „Niezwykle charyzmatyczne, nietuzinkowe i wyraziste (…)” to jest to prawda. Trzy mini recitale piosenki aktorskiej w wykonaniu Agnieszki Bogdan, Katarzyny Groniec i Moniki Mariotti. Jak ja to lubię! Nie jestem znawczynią muzyczną, na mnie muzyka się „rzuca” i jak emocje są zgodne, to ze mną zostaje. A interpretacja tekstu zawsze zależy od śpiewającego. Każdy tekst można zaśpiewać w różny sposób (czego dowiodła M. Mariotti śpiewając „Felicita”) i dlatego zdecydowanie wolę piosenkę aktorską na żywo od oglądania nawet najlepszych teledysków.

wtorek, 7 września 2021

Aleja Zasłużonych – Teatr Polonia, czyli rozterki wielkich - nietransparentnych

Są spektakle, które powinno się obejrzeć i ten do takich należy. Jest współczesny, aktualny i bliski sprawom wszystkich ludzi. Zawiera wiele pytań i choć nie udziela na wszystko odpowiedzi, to jednak potrafi nimi zaskoczyć. Przewrotnie, niby nie każdego dotyczy, ale jednak dotyczy. W dodatku tekst jest świetny.

I Ta Janda! Jakże ona potrafi zdumieć i zachwycić grą, znaleźć zawsze sposób by publiczność zaakceptowała graną przez nią bohaterkę. A grać cały spektakl kobietę w stanie podwyższonej irytacji, która bawi i za chwilę wzrusza tak, że sala wstrzymuje oddech – to jest mistrzostwo gry aktorskiej. Ten wyrazisty stan emocjonalny jest usprawiedliwieniem dla języka jakim się posługuje, a często bywa on wulgarny. Jednak go rozumiemy, bo sami w sobie często nosimy podobny stan emocjonalnego wzburzenia, to cóż dopiero poeta, pisarz czy inny twórca kultury: muzyk, malarz itp., którzy tworzą w oparciu o emocje.

Najszczęśliwszy człowiek na Ziemi - Addie Jaku, czyli opowiem wam jak odnalazłem szczęście

Dość wyjątkowa książka i nie wiem czy właśnie takie lektury nie powinny w pierwszej kolejności trafić do kanonu lektur dla młodych ludzi. Nie chodzi nawet o sam ciężar historii, życiorysu naznaczonego cierpieniem człowieka, który przeżył obóz w Auschwitz. Chodzi raczej o to jaką lekcję życia wyciągnął z tego doświadczenia i próbuje ją od lat przekazywać ludziom na całym świecie. Najpierw były to kameralne spotkania, potem nagrania trafiły do sieci, pojawiło się zaproszenie na TED, no i wreszcie jest książka.
Co jest wyjątkowego w świadectwie Eddiego Jaku? To, że nie mówi jedynie o bólu, o trudnych doświadczeniach, ale również o tym że potrafił uwolnić się od ciemności i żalu w swoim sercu.

poniedziałek, 6 września 2021

Połączenie oczekujące, czyli zamknij oczy, nie patrz w ekran

Skoro podcasty stały się tak popularne, nic dziwnego, że ktoś spróbował wykorzystać ten format również w telewizji. Efekt trochę dziwny, bo jednak pojawia się myśl: po co włączałem telewizor, skoro na obrazie nic poza napisami się nie dzieje. Zadrżała mi więc ręka przy etykiecie film.

Dziwny format, ale treść również może zaskoczyć. Czy to thriller, czy S-F? Niby nie ma jakichś detali, wszystkie historie poznajemy przez rozmowy telefoniczne pojedynczych ludzi i dotyczą spraw raczej prywatnych, a nie namacalnego zagrożenie. To co groźne, tajemnicze, jest raczej wyczuwalne, gdzieś się czai z boku. Może to być zaburzenie czasoprzestrzeni, coś niespodziewanego co nawet trudno opisać. I rozmówca nie bardzo wie co zrobić z taką sytuacją - nagle jeden telefon może wywołać dreszcz niepokoju, lęk, czy wręcz panikę.

niedziela, 5 września 2021

Północna zmiana - Hanna Greń, czyli zrobię coś ze swoim życiem

Przez kilka ostatnich dni dość intensywnie, a na notki brakło czasu. I niestety w najbliższym czasie nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej. Korzystam więc z chwili, by chociaż parę zdań napisać. I tym razem wybór pada na kolejny tytuł Hanny Greń - jak już złapię jakiegoś autora, a biblioteka ma zapas jego książek, to eksploatuję jego dorobek intensywniej niż innych. A może w tym przypadku pomogło też to, że to takie pozycje, które nie wymagają wiele skupienia, czytadła w sam raz na dorwanie się choćby w autobusie.
Tym razem jednak nie jest to seria (bo dwie już spróbowałem), a tytuł niezależny (no chyba, że powstanie coś kolejnego). Niby zbrodnia jest, ale to raczej obyczaj z historią w tle, niż kryminał. Zresztą pewne uwagi, które pisałem przy innych powieściach Pani Hanny i tu mógłbym powtórzyć. Choć "Północna zmiana" mogłaby wydawać się podobna do powieści Ewy Cielesz, które tak bardzo polecam innym, to niestety pewne ciekawe wątki nie są do końca wykorzystywane, nie ma jakiegoś większego napięcia, tajemnicy (albo jest zbyt łatwa do odgadnięcia), a inne pomysły są zupełnie od czapy i mało realne (cały wątek rodziny kanadyjskiej), a w sumie niewiele do fabuły wnoszą.

czwartek, 2 września 2021

Piąte przykazanie - Hanna Greń, czyli nie chcemy o nim rozmawiać

Książka Piąte przykazaniePisanie o tytułach poważniejszych wciąż odkładam, bo wymaga sporo czasu i skupienia, a te kilka zdań na temat lżejszych lektur właściwie idzie równie łatwo, jak i ich czytanie. Ot, rozrywka w sam raz do autobusu, trochę zabawy przy kombinowaniu czy dałoby się daną historię opowiedzieć ciekawiej, lepiej. Jak czasem dorwę się do jakiegoś bohatera, czy autora, to ciągnę z ciekawości, zaliczając kolejne tomy cyklu i to nawet w sytuacji gdy jakoś nie rzucają one na kolana. W tym przypadku chyba i tak trzeci tom o detektyw Dionizy (nie mogę się przyzwyczaić do tego imienia) Remańskiej i tak wypada na tle wcześniejszych w miarę dobrze.
I różni się trochę stylem. Nadal zdarzają się sceny gdy zachowanie bohaterki wydaje się strasznie lekkomyślne i mało sensowne, ale już nie ma tak idiotycznych dialogów jak choćby w części drugiej. Widać, że autorka postanowiła trochę podkręcić język, dokładają bluzgów, ale przy opisie różnych decyzji postaci w książce zdarza jej się mocno zaplątać w jakieś mało realne sfery.
Znowu trafiamy do małej społeczności (jakoś sporo afer jak na takie niewielkie wioski w krótkim czasie), ale tym razem pomysł jest naprawdę ciekawy - oto matka zgłasza się w sprawie zaginięcia syna, który zniknął kilka miesięcy temu. Z domu nic nie zabrał, ale przedziwne jest to, że o młodym mężczyźnie nikt we wsi nie chce rozmawiać, tak jakby mieli do niego jakiś żal. Matka to właśnie mieszkańców Osin oskarża o to, że zamordowali jej dziecko.

środa, 1 września 2021

Legendarne kradzieże - Soledad Romero Mariño, Julio Antonio Blasco, czyli z dzieciakami na tropie największych złodziei w historii świata

Pierwszy dzień szkoły, więc coś dla młodszych czytelników. Może i niekoniecznie super edukacyjnie, ale czego się nie robi, by zainteresować czytaniem, zdobywaniem wiedzy. Czemu więc nie podsunąć czegoś co ekscytuje, wywołuje emocje, czyli wielkich pieniędzy, planów ich kradzieży i pościgów za sprawcami?
Wydawnictwo ZNAK od tego roku rozpoczęło wydawanie albumów, w których ciekawa treść zbudowana jest w atrakcyjnej formie plastycznej - to ciekawe połączenie komiksu, gazety i treści dotyczących danego tematu. Picturebooki non-fiction to tematy z pogranicza historii, geografii, masa ciekawostek, sprzedana trochę w sensacyjnym tonie, by jeszcze bardziej rozbudzać zainteresowanie. Zdobywanie wiedzy może przecież stać się przygodą. A kto będzie chciał więcej - poszuka dalej, choćby przy pomocy rodzica lub nauczyciela.