wtorek, 31 maja 2011

O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, czyli pierwsze spotkanie z Murakami

Jak w tytule - tyle się mówi dookoła o powieściach Murakami, że postanowiłem i ja spóbować. Ale, zacząłem od czegoś nietypowego - nie jest to bowiem powieść ale coś w rodzaju pamiętnika, notatnika. Ale też szczególnego - bo są to tylko notatki, które autor notował na jeden określony temat - czyli biegania. Zbiór esejów? Chyba najbliżej tego - bo pisząc o bieganiu Murakami pisze też o innych sprawach - troszkę o sobie i swoim życiu, o początkach kariery pisarza i o samym procesie tworzenia powieści.

...ta książka mówi o bieganiu i nie jest trak­tatem o tym, jak zachować zdrowie. Nie mam zamiaru dawać w niej rad w rodzaju: „Posłuchaj­cie mnie wszyscy – jeśli chcecie zachować zdrowie, biegaj­cie każ­dego dnia!”. Zamiast tego chcę przed­stawić w niej zebrane przeze mnie prze­myślenia, dotyczące tego, czym dla mnie, jako człowieka jest bieganie. To książka, w której tylko roz­ważam różne sprawy i głośno myślę.

poniedziałek, 30 maja 2011

Ja też, czyli jak patrzymy na inność

Zauroczył mnie ten film. Tak prosty, wcale nie powalający ani zdjęciami, ani super naziwskami aktorów ani wielką wartością artystyczną. No to czym? Ano tematem jaki podejmuje i sposobem w jaki zostało to zrobione.
34-letni Daniel (Pablo Pineda) ma zespół Downa, jednak jego choroba nie utrudnia mu kontaktów z innymi ludźmi. Rodzice od małego bardzo mocno w niego inwestowali, pracowali razem z nim, skończyl więc uniwersytet i oto podejmuje pracę w urzędzie miasta, w wydziale ds. opieki nad niepełnosprawnymi. Tam poznaje Laurę (Lola Dueñas), dość atrakcyjną, ale strasznię pogubioną, nieszczęśliwą kobietę - poprzez luźny styl życia (alkohol i seks) zagłusza ona swoje problemy. Powoli rodzi się między nimi przyjaźń - trudna, bo każde z nich czego innego poszukuje, a otoczenie też niezbyt przychylnie patrzy na takie związki.

niedziela, 29 maja 2011

Siostry Magdalenki, czyli na faktach o "zbrodniach" Kościoła

Mocna rzecz. Na początek dostajemy trzy historie młodych dziewczyn, żyjących w Irlandii - Margaret została zgwałcona przez kuzyna na jakimś weselu, Rose urodziła nieślubne dziecko, Bernadette często flirtuje i bawi się tym jak inni reaguja na jej urodę. Żadna nie popełnila żadnego przestępstwa, ale wg. rodzin lub jak w przypadku Bernadette władz domu dziecka - wszystkie są winne bo ich zdaniem grzeszą i trzeba je izolować od społeczeństwa. Wszystkie trafiają do domu opieki (coś w rodzaju poprawczaka) prowadzonego przez siostry zakonne. I tu zaczyna się główna część filmu, która ma pokazać nam na różne sposoby przemoc, surową dyscyplinę, wykorzystywanie do ciężkiej pracy w pralni i poniżanie ich i podobnych im dziewcząt.
Terror, reżim, który wydaje się podwójnie okrutny gdy stosują go osoby, które powołują się na piękne cele, mówią o miłości Boga i zachęcają do modlitwy. Pobyt tu to nawet gorzej niż kara więzienia - bo dziewczęta mają ogromne poczucie niesprawiedliwości - nie wiedzą za co mają pokutować, niewielkie mają też nadzieję, na wyjście czy na ucieczkę (bo nikt na nie czeka, wszyscy się od nich odwracają).

sobota, 28 maja 2011

Les Miserables, czyli co stanowi o sukcesie musicalu

W dniu kiedy do Polski przyleciał prezydent Obama troszkę miałem stracha czy uda się dotrzeć na czas (korki, ochrona itd.) bo teatr tuż przy hotelu gdzie miał mieszkać, no ale jak już się kupiło bilety z okazji dnia matki to jak tu teraz to odwołać... Udało się jednak dotrzeć do teatru Roma w Warszawie spokojnie. To moja pierwsza tam wizyta i trochę żałuję, bo ciekaw jestem też przedstawień, które grano jakiś czas temu, a zeszły już z plakatów (Piotruś Pan, Miss Sajgon, Upiór w operze itd. Ale miało być o Les Miserables. To podobno najchętniej oglądany musical na świecie. 
Fabuła spektaklu opiera się na powieści "Nędznicy", z góry jednak warto zauważyć, że sporo tu skrótów nie tylko w  porównaniu z powieścią, ale nawet z innymi wersjami tej samej sztuki (a pierwsza była chyba wystawiania w Gdyni).

piątek, 27 maja 2011

Głowa minotaura - Marek Krajewski, czyli nowy bohater i nowe miasto w kryminałach retro

Co prawda najnowsza książka Krajewskiego już przyszła w paczce ale czeka na swoją kolej - kusi ale parę innych rzeczy kusi do przeczytania jeszcze bardziej. Postanowiłem wiec krótką notkę poświecić książce, która wprowadziła trochę zmiany w powieści Krajewskiego. Całą serię o Eberhardzie Mocku - niemieckim policjancie łykałem z zachwytem, w tej książce także się on pojawia, ale po raz pierwszy wkracza na scenę śledztwa postać równorzędna dla niego - komisarz Edward Popielski. Akcja ropozczyna sie we Wrocławiu podobnie jak wcześniejsze powieści, ale potem przenosi się do przedwojennego Lwowa.
Na swój sposób obaj bohaterowie są do siebie podobni. Obaj pedantyczni, dobrze wykształceni, z zamiłowaniem do łaciny, lubią pojeść i się zabawić, a śledztwo potrafią rozwiązać korzystając nie tylko z klasycznych i zgodnych z prawem metod. Prowadzone częściowo wspólnie dochodzenie w sprawie zwyrodnialca, który gwałci i morduje kobiety na pewno będzie doprowadzone do końca. Ale jakim kosztem?

czwartek, 26 maja 2011

Władcy wojny, czyli co jest dla nas ważne w historii

Zawsze mam słabośc do takich widowisk. Z jednej strony draznia mnie uproszczenia i wplecione baśniowe elementy nawet w sceny walki. Z drugiej strony - Chińczycy robią to w taki urzekający sposób, że można im to wybaczyć. Sceny walk robią ogromne wrażenie przede wszystkim swoim rozmachem - przy tym natychmiast widać, że to bitwa, rzeź, rąbanka, zmaganie setek lub tysięcy ludzi (a nie potyczki kilku osób a żeby okazać ogrom bitwy to kadruje się 50 osób, lub jeźdżców którzy zasuwają w kółko). Tylko pozazdrościć takich możliwości... Bez efektów komputerowych uzyskuje się pożądane wrażenie widza.
Władcy wojny to połączenie melodramatu, widowiska historycznego i legendy. Osadzona w połowie XIX wieku akcja opowiada o losach trzech ludzi, którzy połączyli swoje losy, aby wywalczyć dla swego kraju pokój i jedność. Dwóch braci, którzy wcześniej byli złodziejami oraz generał (Jet Li), który po stracie swojej armii próbuje na nowo zebrac wokół siebie wojsko i wrócić do łask cesarza. 

środa, 25 maja 2011

W Teheranie nie rosną już granaty, czyli film muzyczny, historyczny, dokumentalny, eksperymentalny, komediowy itd.

Film, który trudno traktować serio, jest jednym wielkim wygłupem i eksperymentem. Pomysł pierwotny był taki aby zestawić archiwalne filmy pokazujące Teheran i jego historię z obrazami aktulanymi z życia miasta i jego mieszkańców. Miasta, które z małej wioski w XIX wieku stało się jedną z największych metropolii Bliskiego Wschodu. Sama Historia opowiedziana jest dość subiektywnie i raczej z humorem - najważniejszymi punktami przełomowymi są kolejne fale ludności napływające z prowincji do miasta i bieda (i brak reform), która zmusza ich do rewolucji. I tak władze się zmieniają, a miasto wciąż rośnie. Zdjęcia archiwalne pokazywane są troszkę w oderwaniu od żartobliwego komentarza, powtarzane wielokrotnie, puszczane do tyłu. A to wszystko obudowane jest jeszzcze dodatkowo fragmentami filmu dotyczącymi współczesności.

wtorek, 24 maja 2011

Toy story 3, czyli familia na kanapie

W ostatni weekend postanowiłem w ramach seansu familijnego obejrzeć coś z dzieciakami. Ostatnio mniej oglądamy razem - mają już swoje ulubione kanały i tylko zerkam na to, ale jakoś mało mnie pasjonują rzeczy w stylu "Czarodzieje z Waverly Place". Ale Toy Story 3 przegapić nie mogłem. Zwłaszcza, że niezrozumiałą dla mnie decyzją zakwalifikowano ten film do nagród Oscara nie tylko do puli filmów animowanych, ale na równi z dziełami fabularnymi (sic!) - czyżby dzieło miało by być wyjątkowe?.
Kto pamięta poprzednie części, ten wie czego sie spodziewać. Przy okazji pokazywania gadających zabawek otrzymujemy sporo całkiem niegłupiego przekazu na temat przyjaźni, poświęcenia, tęsknoty no i co szczególnie mocno zaakcentowanego w tej części tematu dorastania (i gotowości do rozstania).

poniedziałek, 23 maja 2011

Piraci z Karaibów - Na nieznanych wodach, czyli trochę zabawy w kinie

Seria Piratów z Karaibów zdobyła już rzesze swoich fanów więc gdy tylko wkracza do kin kolejna część nawiązująca do tego tytułu dystrybutorzy zacierają ręce. A, że rano prawie nic nie grają w kinach to i ja dołączyłem do tych co im dorzucają parę złotych. Niedługo wystarczy tylko Johny Depp w roli szalonego kapitana, a cała reszta bohaterów i fabuły nieważna, cały film może nawet dziać się na lądzie i tak ludzie to kupią.
Jest aż tak źle? Ano to zależy jakie kto ma oczekiwania. Lekkie kino akcji z niezbyt skomplikowaną fabułą? Przygodówka do tego by zaliczyć ją z nastoletnim kuzynem? To będzie jak znalazł. I pewnie niewiele więcej. Bo też i po trzech wcześniejszych filmach trudno czymkolwiek zaskoczyć widza - trochę walk, jakieś zombiaki, szalone ucieczki spod stryczka... to wszystko już widzieliśmy. Więc nawet dodanie efektów 3D niewiele pomoże - jeżeli spodziewamy się jakichś rewelacji - tu ich po prostu nie ma. Ale akcja jest w miarę szybka i jeżeli nie szukamy dziury w całym to spędzimy bezstresowe dwie godziny (pozostanie tylko stres czy warto było wydać kasę, ale na szczęście w tygodniu to zaledwie 16 zeta).

niedziela, 22 maja 2011

Lotnicy kosmonauci, czyli o zacieśnianiu przyjaźni między narodami

Ciekawa rzecz. Pamiętałem o tym, że był nasz Mirosław Hermaszewski, ale do głowy mi nie przyszło, że był on jednym z elementów szerszego planu zacieśniania przyjaźni między narodami czyli fundowania przedstawicielom wszystkim socjalistycznych i "bratnich" krajów lotów w kosmos. Pod koniec lat 70-tych przywódcy Związku Radzieckiego postanowili bowiem, iż aby troszkę odciągną uwagę społeczeństw tych krajów od różnych protestów należy dać im powód do dumy i nowych bohaterów. Jednocześnie takich, którzy będą może mierni ale wierni (wobec ZSRR) - wybierano więc synów rolników, pasterzy, robotników, biedaków, czyli takich ludzi, którzy docenią nagły przypływ sławy i będą dozgonnie za niego wdzięczni. Najczęściej byli to dość przypadkowi wybrańcy, jedni z wielu lotników, tylko Wietnamczyk miał wcześniej jako lotnik już status bohatera narodowego (bo zestrzelił w walce samolot amerykański).   
Zainicjowany w roku 1978 program „Interkosmos”, w wymiarze propagandowym miał cementować rysy pojawiające się na bloku państw socjalistycznych. Było ich jak dobrze policzyłem 10 - pierwszy poleciał Czech, potem Polak, byli też Niemiec, Rumun, Węgier, Bułgar, Mongoł, Wietnamczyk, Kubańczyk, na końcu Afgańczyk.

sobota, 21 maja 2011

Belle and Sebastian - Write about love, czyli oldschoolowo i wciąż świeżo


Ile można śpiewać o miłości? Ano chyba można skoro ludzie chcą tego słuchać. Wpadła w moje ręce jakiś czas temu płytka z ubiegłego roku, którą spokojnie mozna nazwać oldschoolową - momentami to brzmienia z lat 60 czy 70-tych i skojarzenia z Simon& Garfunkel czy z Jefferson Airplane. Niby instrumentarium jest troszkę nowocześniejsze, ale aranże bardzo proste, popowe, delikatne, sporo gitarek klasycznych, gdzieś w tle pomykają sobie stare klawisze, czasem piekne smyczki no i świetne duety wokalne - oprócz lidera Stuarta Murdocha i drugiej wokalistki Sarah Martin m.in. pojawia się aktorka Carey Mulligan czy Norah Jones. Można spokojnie posłuchać samemu, puścić mamie, ciotce czy nawet babci.

piątek, 20 maja 2011

Dzieci z Diyarbakir, czyli życie na ulicy

Jeden z filmów polecanych tu na blogu (dzięki Marcin) i naprawdę wart obejrzenia. Osadzona w realiach kurdyjskiego miasta Diyarbakir w Turcji fabuła, w większości przy wykorzystaniu też języka kurdyjskiego - chyba niełatwo opowiadać w Turcji takie historie. W sumie film prosty, a jednocześnie poruszający, to co najbardziej brutalne dzieje się na samym początku , a potem widzimy jedynie tego pewne konsekwencje. Oto dziesięcioletnia Gulistan wraz z braciszkiem, Firatem, dorastają pod skrzydłami opiekuńczych rodziców. Gdy rodzice zostają zamordowani przez bojówkę paramilitarną (ojciec był zaangażowany w ruch pomocy Kurdom), dzieci doświadczają coraz większej bezsilności - muszą najpierw sprzedawać rzeczy z domu, potem gdy zostaną z niego wyrzucone, trafiają na ulice i utrzymują się z żebrania, potem z kradzieży.

czwartek, 19 maja 2011

Home S.O.S. Ziemia, czyli manifest ekologa

Ekologia jest dziś modna. Wspólny projekt Luca Besson i fotografa Yanna Arthus-Bertranda  to rzeczywiście piękna rzecz - zapierające dech w piersiach zdjęcia (szczególnie jeżeli ktoś oglądał w HD) no i jakże piękna to agitacja za tym by dołączyć do partii zielonych. :) Wiem wiem trochę ironizuję, ale momentami film robi się poprzez komentarze troszkę niestrawny - to jak wykład, którym straszy się dzieci np. że alkohol, jest straszną trucizną. Straszyć zbliżającą się zagładą planety jednocześnie wybierając sobie na potwierdzenie swoich tez tylko wybrane dowody, ignorując inne (choćby wszystkie przyczyny globalnego ocieplenia, a nie tylko emisję CO2 przez człowieka). Obrazy, które widzimy są rzeczywiście zarówno piekne jak i przygnębiające - widzimy cuda natury, ale widzimy też jak szybko nasz świat je zmienia, jak mało czyni człowiek żeby je chronić... Rafy koralowe, amazońskie lasy, pustynie, oceany, lodowce i wreszcie to co jest dziełem człowieka - miasta, przemysł, nieograniczona zachłanność z jaką zużywamy to co nam oferuje planeta (nie tylko ropę, węgiel, ale np. wodę czy wycinka lasów).

środa, 18 maja 2011

Zrób sobie raj - Mariusz Szczygieł, czyli i Ty zostaniesz Czechofilem

Z góry musze przyznać, że 1. Gottland jakoś przegapiłem, 2. Szczygieł kojarzył mi się przede wszystkim z Talk show w Polsacie i z jakimiś felietonami w Dużym Formacie, no i 3. słabo znam Czechów. Ale tym bardziej po lekturze "Zrób sobie raj" muszę stwierdzić, że czyta się to świetnie, mnóstwo tu smakowitych fragmentów, do których chce się wracać, no i prawie od razu ma się ochotę na jeszcze! Jeszcze więcej tego typu ciekawostek, dobrze napisanych felietonów, nietuzinkowych bohaterów i ich wyznań. Aby uzyskać ciekawą wypowiedź trzeba umieć nawiązać kontakt z ludźmi i wiedzieć o co pytać - Szczygieł czuje się, że to potrafi.
"Zrób sobie raj" to zbiór reportaży o współczesnych Czechach, kilka rozdziałów poświęconych jest konkretnym postaciom literatury, sztuki, (m.in. fotograf Jana Saudek i artysta David Černy) reszta to pewne zestawienia wypowiedzi przeciętnych Czechów, na tle których autor snuje swoją opowieść często zestawiając opisywane cechy tak lubianego przez niego narodu z naszymi cechami narodowymi. Kluczem do książki miał być temat podejścia Czechów do religii i do Boga i rzeczywiście stanowi on dominującą część książki, ale mnóstwo też jest smaczków obyczajowych, kulturowych i psychologicznych.

wtorek, 17 maja 2011

Ballada o żołnierzu, czyli troszkę sentymentalnie o miłości w czasach wojny

Nie ma to jak dobry dzień. Parę fajnych zakupów książkowych (Szczygieł, biografia Kapuścińskiego i Terzani), tak, że mimo iż książka skończona w połowie dnia, na podróż w drugą stronę już człowiek ma nastepną lekturę :) I jeszcze płytka Sade upolowana za jakieś grosze. Małe rzeczy a jak cieszą.
Ale, że wieczór późny, a myśli na temat zakończonej powieści sporo, aby je zebrać potrzebuję czasu. A dziś kilka słów o filmie, który upolowałem na kanale "Wojna i pokój" - sam nie wiem co mnie podkusiło aby nagrać rzecz z 1959 roku, ale bynajmniej nie żałuję. Nie jest to kino wojenne, bo choć dzieje się w trakcie wojny to nie ma tu walk, frontu, okopów itd. To historia jednego żołnierza, który dostał kilka dni urlopu aby odwiedzić matkę. Alosza został doceniony za swoja odwagę, (tu wszyscy dowódcy są wyrozumiali, kochający i poklepujący po ramieniu), ale nie chce odznaczeń, woli jechac naprawić dach w domu. Podróżując przez zniszczony wojną kraj, spotyka na swojej drodze różnych ludzi, którym stara się pomóc, którzy pomagają jemu. Przesiadki, rozmowy, spotkania i ciągła pogoń z czasem by zdążyć dojechać na czas (bo przepustka to tylko 4 dni). Ot i cała fabuła.

poniedziałek, 16 maja 2011

Boy, czyli dziecięcy świat

Pierwsze wrażenie - dużo śmiechu i zabawy na początku filmu. Potem robi się nam coraz poważniej. Ale może tak ma być - wszak dobra komedia (czyli taka którą pamiętamy) to taka, która ma w sobie coś z melodramatu i porusza naszą wrażliwość. Wtedy jest śmiech, ale nie jest on pusty, śmiejemy się trochę z samych siebie, ze słabości czy złudzeń, jednocześnie odkrywając w sobie wrażliwość i głęboką tęsknotę czy marzenia by to co zabawne nie przekształciło sie w tragedię. Bo też jest to film i o tęsknocie i o marzeniach. Pełna ciepła i humoru opowieść o dojrzewaniu. Humoru nie jakiegoś ordynarnego - to raczej uśmiech sympatii, życzliwości.  
Boy (James Rolleston) ma jedenaście lat. Wraz z Rockym, swym młodszym bratem mieszka pod opieką babci i gromadką kuzynów. Mama zmarła podczas porodu Rocky'ego, obaj chłopcy więc wychowują się troszkę samopas. W prowincjonalnej dziurze nie ma ani pracy, ani zbyt wielu możliwości na spędzanie wolnego czasu. Dzieci włóczą się po okolicznych plażach, siedzą pod sklepem, czasem dorabiają (nielegalna uprawa konopii). Boy i jego młodszy brat uciekają więc w świat marzeń - idealizując ojca, który ma kiedyś do nich wrócić, marząc o karierze (Michael Jackson u szczytu sławy czyli z okresu "Thrillera") albo o supermocach.

niedziela, 15 maja 2011

Hugh Laurie - Sprzedawca broni, czyli przeciętny sensacyjny thriller znanego aktora

Parę dni temu obiecałem kilka słów o powieści Hugh Laurie'go (znanego z serialu Doktor House). A więc dotrzymuję słowa. "Sprzedawca broni" to powieść szpiegowska, sensacyjna, trochę w stylu Alistaira MacLeana (ktoś jeszcze pamięta te powieści?), z pewnym specyficznym humorem oraz językiem, który trochę drażni, a jednocześnie odróżnia tę powieść od innych.
Niby jest klasycznie - bohater, były żołnierz, który z niejednego pieca chleb jadł, wplątuje się w wydarzenia na które specjalnie nie ma ochoty, ale skoro przy okazji może trochę zarobić lub kogoś uratować to czemu nie. Tajne operacje rządowe, służby specjalne, terroryści, duże pieniądze, piękne kobiety  i sporo broni. Ale trochę ten klimat jest inny - narracja jest w pierwszej osobie, ale mnóstwo tu wtrętów, złośliwości i cynizmu, dialogów udowadniających, że facet jest pozbawiony złudzeń i akcji, które udowadniają, że supermanem też nie jest. Obrywa po nosie nie raz, a jednak jakoś wychodzi w miarę cało z różnych perypetii.

11.09.01, czyli różne spojrzenia na tragedię

I kolejna rzecz zrobiona trochę jak dokument. 11 nowelek filmowych, 11 reżyserów z całego świata którzy w rocznicę zamachów 11 września 2001 mieli nakręcić swoją wypowiedź na ten temat. Każdy film miał trwać 11 minut, 9 sekund i jedną klatkę filmową.
"Tamtego dnia świat zamarł. Dziś rozpoczyna dyskusję" - takie wymyślono hasło reklamowe. I postawiono na pełną swobodę wypowiedzi. Efekt jest ciekawy ale i dziwny. Do tego stopnia kontrowersyjny, że chyba film wogóle nie doczekał się premiery w USA. Pewnie pomysłodawcy mieli nadzieję, że wszystkie ediudy będą hołdem dla tamtych ofiar, apelem o pokój i tolerancję z podtekstem, że wszystko będzie idealnie jak zniszczymy terroryzm (a potem kolejne problemy jakie wskażą nam Amerykanie).  
Tymczasem to dość gorzka pigułka.

sobota, 14 maja 2011

Rude Boy, czyli dużo muzyki, mało treści

Zwróciłem uwagę na ten dokument bo lubię The Clash, w ogóle lubię te klimaty i muzycznie i chyba ideologicznie też mi jakiś sentyment z młodości pozostał. Dziwny to film - z jednej strony kapitalne fragmenty muzyczne - głównie z koncertów choć troszkę również w tle i np. ze studia nagraniowego. Do tego fabuła, która skupia się na życiu fikcyjnego fana, młodego chłopaka żyjącego z dnia na dzień. Zasiłek, kiepska praca, alkohol, panienki i gdy jest trzeźwy jego pasja czyli muzyka. Dołacza on do kapeli i jedzie z nią w trasę jako człowiek  do rozstawiania sprzętu choć pożytek z niego niewielki. Snuje się więc, trochę próbuje zagadywać muzyków (dziwne to pogawędki na temat komunizmu, czarnych i tego co on widzi jako najważniejsze społeczne problemy). Im dłużej to trwa tym większa wychodzi z tego degrengolada - tak jakby w któryms momencie już alkohol i tak styl życia sprawił, że młody chłopak zachowuje się jakby miał powyżej 50-tki... Wiecznie zmęczony i zgorzkniały.

piątek, 13 maja 2011

Alicja w krainie czarów, czyli wariacje na temat ale to jednak nie to

Kolejny reżyser-oryginał, który raczej każdy film naznacza swoim niepowtarzalnym piętnem. I parę razy potrafił pozytywnie zaskoczyć. Ale na "Alicję" mimo ciekawości do kina nie poszedłem, dla mnie trochę strata czasu (i kasy), a stwierdziłem, że chyba dla moich córek będzie to dzieło średnio strawne (ze względu na specyficzny humor i estetykę filmów Tima Burtona). No to nadrabiam na małym ekranie, ale z dubbingiem i lodami (zamiast popcornu).
Warto podkreślić (dla tych, którzy jszcze nie widzieli), że to nie tyle adaptacja co wariacje na temat Alicji. Główna bohaterka nie jest małą dziewczynką, ma 19 lat i musi zdecydować, czy zgodnie z oczekiwaniami rodziny wyjść za mąż za dość odpychającego lorda. Gdy pojawia się biały królik biegnie za nim - to okazja by odwlec chwilę odpowiedzi na oświadczyny. Gdy wpada do dziury trafia do świata, który już znamy. Ona go jednak nie pamięta, a przecież wszyscy w magicznym Podziemiu wiążą z "tą Alicją" duże nadzieje. To ona ma pokonać okrutnego potwora Żaberzwłoka i zakończyć okrutne rządy Czerwonej Królowej zwanej Krwawym Czerepem.

środa, 11 maja 2011

Floodland - Sisters of Mercy, czyli mrocznie, fascynująco, a tak niewiele trzeba

Ponieważ teraz przez kilka dni mam trochę jeżdżenia samochodem w ramach pracy byla więc okazja by z zasobów CD wybrać coś "do jazdy". Koło skrzyni biegów wylądowały zatem: Kult i ostatnie "Hurra", składanka Led zeppelin "Mothership", Asian Doub Foundation oraz Sisters of Mercy. I właśnie o tej ostatniej mam ochotę parę słów napisać. Płytka ma już blisko 25 lat, a słucham jej nadal z dużą przyjemnością (szczególnie gdy można posłuchać jej głośno). I pamiętam dobrze gdy słuchałem jej pierwszy raz - w jednej z audycji nocnych niezapomnianego Beksińskiego. Najczęściej przy zgaszonym świetle, przy nikłych światełkach sprzętu, ze słuchawkami na uszach... Może dzieki tym wspomnieniom muzyka z tych audycji nadal budzi we mnie silne poztywne emocje, nadal gdy jej słucham mam ciarki na plecach.

wtorek, 10 maja 2011

Incepcja, czyli w świecie snu i wyobraźni

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...Kolejna powtórka - tym razem strasznie żałuję, że już nie w kinie bo film widowiskowy, ale co zrobić - nie dorobiłem się prywatnej sali kinowej. O Incepcję stoczono już wiele bitew - dla jednych efekty, trochę akcji i niewiele więcej, a dla innych wizjonerskie dzieło wykraczające poza SF. A ja mimo, że doceniam pomysł i pewne nowatorstwo jakoś nie mogę powiedzieć, że film jest wyjątkowy, że zasługiwał na Oscara albo że stanie się klasykiem (jak np. Matrix).
Dom Cobb (Leonardo DiCaprio) jest specyficznym złodziejem, specjalistą w dziedzinie ekstrakcji – wydobywania informacji wprost z ludzkich snów. Ma kasę, ale wciąż tuła się po świecie, nie mogąc wrócić do dzieci w USA - jest podejrzewany o popełnienie morderstwa. Kiedy zatem kontaktuje się z nim pewien japoński biznesmen i obiecuje czystą kartotekę w zamian za wykonanie zlecenia, Cobb zbiera zespół i podejmuje się wzywania jeszcze trudniejszego niż dotychczas. Tym razem będzie chodziło nie o kradzież, ale o podrzucenie do podświadomości swego celu pewnej idei tak by uznał ją za własny pomysł.

poniedziałek, 9 maja 2011

Dziewczyna z Jersey, czyli gdy reżyser prowokator dojrzewa

Jakoś ostatnio tak mam, że poza nowościami dużo ciekawsze wydają się dla mnie rzeczy sprzed przynajmniej lat kilku. Ten film otrzymałem z rekomendacją od Joli (dziękuję) i pewnie szybko bym o nim zapomniał gdyby nie nazwisko reżysera. To ono sprawiło, że postanowiłem poświecić mu osobną notkę. "Dziewczyna z Jersey" to komedia obyczajowo-romantyczna podobna do wielu innych. Sympatyczni bohaterowie, troszkę humoru, wielkie uczucie, a nawet dwa wielkie uczucia. Bohaterem jest przebojowy i nastawiony na karierę Ollie (Ben Affleck), manager zajmujący sie światem reklamy i muzycznego showbiznesu. Jego świat wali się na głowę po śmierci żony (przy porodzie) - mało interesuje się małą córeczką - wciąż rozpamiętuje to co stracił i szuka zapomnienia w pracy. Jego ojciec próbuje wstrząsnąć nim by stanął na nogi i zaczął żyć choćby dla córki. Wreszcie gdy przez przypadek Ollie traci pracę wyprowadza się z Nowego Jorku do rodzinnego New Jersey do ojca. Po  kilku latach widzimy faceta, który uczy się odpowiedzialności i ojcostwa, jego świat kręci się wokół domu i córki Gertie, której nieba by przychylił, zadowala się tym co ma i nie myśli o własnej karierze (pracuje w służbach oczyszczania miasta).

niedziela, 8 maja 2011

Hugh Laurie - Let Them Talk, czyli biały co czuje bluesa

Znacie to spojrzenie? Taaak ja też kiedyś zostałem zahipnotyzowany przez postać dr Housa i lubię ten serial. Dlatego gdy dowiedziałem się, że aktor nagrał płytę długogrającą to trudno bym przeszedł obok tego obojętnie. Ot ciekawość (bo wczęsniej wiedziałem, że facet muzykuje i to nieźle). Laurie na swojej płycie nie tylko śpiewa, ale też gra na fortepianie i gitarze, a robi to całkiem nieźle - wszyscy, którzy widzieli go muzykującego w serialu teraz ze spokojem mogą odetchnąć - to nei była ściema.
"Nie urodziłem się w Alabamie w 1890 roku. Jestem białym Anglikiem klasy średniej, który nielegalnie wtargnął na teren amerykańskiej muzyki i amerykańskiej duszy" mawia o sobie aktor. Ale gdy słucha się tej płyty (gdy już trochę przyzwyczaimy się do znanego wokalu, który tym razem nikogo nie obraża, nie gada ale śpiewa) to trudno się oprzec wrażeniu, że facet naprawdę czuje bluesa!!! Muzykę, która ma w sobie i żywioł i nostalgię, muzykę szczerą aż do bólu, muzykę wymagającą włożenia w to serca (i improwizacji) i uwierzcie - czuje bluesa i my możemy też go tutaj poczuć...

sobota, 7 maja 2011

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona, czyli zegar, który chodzi do tyłu

Kolejna rzecz "odświeżana". Tym razem film, który wzbudził sporo skrajnych reakcji - od znudzenia aż po zachwyty. Już sama osoba reżysera czyli Davida Finchera narobiła smaku, scenariusz i pomysł ciekawy, duże zainteresowanie jak sobie twórcy poradzą z pokazaniem niełatwego procesu "odmładzania", parę gwiazdek w obsadzie, czego więcej trzeba by stworzyć coś ciekawego? A wyszło troszkę nijako. Przy drugim obejrzeniu przyznaję, że ta powolna opowieść coś w sobie ma, ogląda sie to dobrze, ale kurcze wciąż mi czegoś brakuje (podobnie jak przy recenzowanym już "Social Network" czy wcześniejszym "Zodiaku"). Fincher robił kiedyś filmy, które miały jakiś pazur, charakter, a tu jest nijako, te ostatnie filmy mógłby nakręcić byle kto. Fabuła pewnie znana wszystkim - oto historia człowieka, który zamiast sie starzeć młodnieje. Śledzimy losy Benjamina Buttona od urodzenia (w 1918 roku w Nowym Orleanie), gdy przy porodzie umiera jego matka, a ojciec porzuca go widząc jego wygląd (choroba, która sprawiła, że miał organizm staruszka), aż po wiek XXI.

Victor, czyli kto przygarnie staruszka

Wczoraj jakaś awaria prądu więc może dziś uda się wrzucić dwie propozycje. Pierwsza to obyczajowa komedyjka francuska "Victor". Niby nic szczególnego, rozegrane to zostało nawet bez wyjaśnienia wszystkich wątków, ale sam pomysł wydał mi się interesujący więc postanowiłem o tym napisać. 85-letniemu Victorowi (dość zabawny Pierre Richard) grozi eksmisja - twierdzi, że nie ma żadnej rodziny którą mógłby poprosić o pomoc. Sprawą zainteresowuje się jego sąsiadka Alice. Pracuje na stażu w jednym z brukowców i trochę mam dość swojej pracy - szef podrywacz, praca mało ciekawa, no bo ile można zajmować się głupotami w stylu fryzury gwiazd. Ponieważ jednym z tematów gazety mają być modne ostatnio adopcje dzieci przez "sławne gwiazdy", dziewczyna wymyśla szalony konkurs - kto chce adoptować staruszka, zapewnić mu dom i nową rodzinę ten otrzyma sporą nagrode finansową (a gazeta ma świetny temat na wiele miesięcy reportaży). 

czwartek, 5 maja 2011

Pozdrowienia z Paryża, czyli amerykańska masakra 9

Po obejrzeniu tego filmu stwierdzam z żalem, że chyba to co dla wielu reżyserów jest humorem i akcją bardzo rozmija się z moim widzeniem tych pojęć. "Sale kinowe wybuchną śmiechem, a ekrany rozerwie eksplozja akcji". Tak oto reklamowane jest to "dzieło". A ja po 90 minutach stwierdzam, że takie żenującej papki, bez ładu i składu już dawno nie widziałem (no chyba, że w latach 90-tych na magnetowidach kino klasy B). I nie specjalnie pomagają tu znani aktorzy, no chyba, że mają tylko przyciągnąć widza, bo fabuły nie ratują.
James (Jonathan Rhys Meyers) to przeciętniak pracujący w ambasadzie amerykańskiej w Paryżu marzący o tym by zostac prawdziwym agentem. I oto los daje mu szansę - ma partnerować i opiekować się specjalnym wysłannikiem CIA Charliem Waxem, który przybywa z misją do Paryża (tu ogolony na łyso John Travolta). Wax nie uznaje żadnych zasad oprócz własnych i wszystkie problemy rozwiązuje za pomocą spluwy lub pięści.

środa, 4 maja 2011

Proste życie, czyli w zgodzie z naturą, w zgodzie sobą

Skromny filmik dokumentalny, na który trafiłem na tvn24 (okazuje sie, że regularnie pokazują dokumenty). Pierwsze minuty i kilka scen z dziećmi - beztroskimi, żyjącymi blisko natury, od małego bawiącymi się np. z końmi i już wiedziałem, że z przyjemnością obejrzę to do końca. Film podobno powstawał przez kilka lat - śledzimy losy rodziny Petera i Colleen Karenów, obserwujemy ich codzienne życie, słuchamy zwierzeń i poglądów na życie... Małżeństwo i szóstka dzieci. To bardzo intymny portret rodzinny - dużo w tym uczuć, emocji, czasem rozrachunku z samym sobą - widać, że materiał był bardzo duży, a twórcy z ogromną wrażliwością wybrali tylko to co uznali za najważniejsze (np. strata ciąży, konflikt Petera z ojcem, który wyrzuca ich z domu, czy kradzież ich koni).

wtorek, 3 maja 2011

Pokuta, czyli grzech, poczucie winy i co dalej?

Bywa przecież, że mimo zachwytów krytyków, nagród i dobrych recenzji innych widzów, coś nas nijak nie zachwyca. Tak było w przypadku np. Angielskiego pacjenta, tak jest i teraz. Pokuta Joe Wrighta wydaje się chłodna, może i wizualnie momentami ciekawa, ale nudna, za długa i cholernie przewidywalna. Pierwsza odsłona filmu to wydarzenia rozgrywające się jeszcze przed wojną, latem w posiadłości należącej do bogatej rodziny. Bohaterka - 13-letnia Briony jest świadkiem wybuchu namiętności między starszą siostrą Cecilią  i zaprzyjaźnionym z rodziną synem służących Robbie'em. Dziewczyna z bujną wyobraźnią (pisuje już sztuki teatralne) doprowadzi do tragedii, gdy przez jej zeznania chłopak zostanie oskarżony o gwałt i wsadzony do więzienia.
Druga część fabuły - Briony próbuje pogodzić się ze starszą siostrą (bo ta wciąż ma żal), natomiast Robbie po zwolnieniu warunkowym zostaje wysłany w szeregach brytyjskiej armii do Francji. Trzecią cześcią i epilogiem jest wyznanie głównej bohaterki - teraz już starszej damy, która postanawia rozliczyć się z przeszłością pisząc ostatnią powieść.

poniedziałek, 2 maja 2011

Walc z Baszirem, czyli rozliczenie z własną pamięcią

Po raz kolejny dzięki tvp kultura okazja do odkrycia niesamowitego obrazu. Tak wiele odczuć, że nawet trudno to wszystko ogarnąć zaraz po zakończeniu seansu... Po pierwsze to co zaskakuje to wykorzystanie animacji do fabuły, która jest paradokumentalna, występują tu rzeczywiste postacie, które opowiadają swoje relacje z różnych wydarzeń. Główny bohater, reżyser Ari Folman (a więc scenarzysta i reżyser realnego dzieła), spotyka się ze swoim byłym przyjacielem z jednostki, Boazem. Przyjaciela dręczą wspomnienia z wojny w Libanie (sprzed blisko 20 lat), natomiast Ari nie potrafi sobie przypomnieć nic z tego okresu. Przy pomocy dawnych towarzyszy broni reżyser próbuje odkryć przebieg tamtych wydarzeń oraz tajemnicę swojej psychiki, która wyparła te obrazy ze świadomości. 
Obrazy wspomnień z wojny przeplatają się z typowymi dla filmów dokumentalnych scenami rozmów ze świadkami i ekspertami, którzy mają pomóc Ariemu w dojściu do prawdy.

niedziela, 1 maja 2011

Defilada, czyli z okazji Święta Pracy

Dla mojego pokolenia 1 maja będzie jednak nieodmiennie kojarzył się z defiladami organizowanymi przez władzę. Choć już nie byliśmy zmuszani do udziału w nich tak ostro jak pewnie nasi rodzice to jednak stanowiły pewien fragment naszej rzeczywistości. Postanowiłem z tej okazji wspomnieć o filmie, który u jednych budzi nieodmiennie śmiech, u innych zgrozę a u jeszcze innych - podobnie jak u mnie sporo refleksji. To film dokumentalny Andrzeja Fidyka z roku 1988 ukazujący Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną w momencie obchodów 40-tej rocznicy jej istnienia. Władze KRLD postawiły sobie za cel zorganizować święto, które miało przyćmić swą widowiskowością organizowaną w ym samym czasie olimpiadę w Seulu (Korea Płd.). Tytułowa defilada to rzeczywiście zapierające dech (z różnych powodów) wydarzenie - to migawki z niej są osią filmu.