sobota, 30 kwietnia 2011

Rzeźnik drzew - Andrzej Pilipiuk, czyli ten to ma lekkie pióro

Na zakończenie kwietnia - czwartego już miesiąca blogowania :) parę słów na temat zbiorku opowiadań Andrzeja Pilipiuka. Jedni zwą go największym grafomanem RP, inni pieją z zachwytu i kupują wszystko jak leci (od Pana Samochodzika aż po przygodowy Norweski dziennik) - jedno trzeba przyznać, że pisanie przychodzi mu wyjątkowo lekko (kilka książek w roku) i mimo pewnej wtórności pomysłów (wielu już Wędrowycz sie przejadł) wciąż potrafi zaciekawić, postraszyć czy rozśmieszyć. Ja od pierwszego opublikowanego tomu lubię go właśnie za krótkie formy - Rzeźnik drzew jest już trzecim takim zbiorem.
Pilipiuk często nazywany jest nie tyle pisarzem artystą czy mistrzem (jak choćby Dukaj czy Lem) co po prostu rzemieślnikiem, na podstawie bowiem luźnego pomysłu, jakiegoś bohatera czy faktów, tworzy własne wersje wydarzeń. I tak jest tutaj - od tych realnych choć pełnych tajemnicy, przez bardziej fantastyczne - niby zawsze w rzeczywistości nam znanej współcześnie lub historycznie - zapełniając je duchami, agentami z groźną bronią, wampirami, przybyszami z kosmosu itd. Po prostu bajarz tylko taki bardziej współczesny. Nie musi wymyślać obych światów skoro fajnie fantazjuje mu sie o tym, który zna (z wykształcenia gość jest archeologiem). 

piątek, 29 kwietnia 2011

Popiołki, czyli poprawianie biografii

Ciekawa rzecz - wiadomo, że książka czy film gdy opowiada o czyimś życiu będzie skażona pewną dawką subiektywności - nawet gdy opieramy się na wyznaniach bohatera nie wiadomo czy nie koloryzuje, nie fantazjuje. Kolejną sprawą jest wybór tego co dany reżyser czy pisarz uzna za najważniejsze i na jakich wątkach w życiu się skupi. Tym razem otrzymujemy film, którego twórcy jak twierdzą przedstawiają nam nieznane fakty z młodości Salvadora Dali oraz Federico Garcii Lorci. A więc przyjaźń, miłość, młodość, sztuka, zdrada a w tle jeszcze historia (wszak Hiszpania podzielona wojną domową).
18-letni Salvador Dali (gwiazdka nastolatek znana ze Zmierzchu Robert Pattinson) przyjeżdża na madrycki uniwersytet gdzie ekscentrycznością (bardzo nieporadną i momentami śmieszną) zrwaca na siebie uwagę studenckiej elity i światka bohemy artystycznej (m.in. poety Federico Garcíi Lorci (Javier Beltran) oraz późniejszego reżysera Luisa Buñuela (Matthew McNulty).

czwartek, 28 kwietnia 2011

Major, czyli o walce za ojczyznę i honor

"Major" to kontynuacja książki "www1939.com.pl" Marcina Ciszewskiego. Mówi o losach tych członków Pierwszego Samodzielnego Batalionu Rozpoznawczego, którzy po kampanii wrześniowej postanowili pozostać w kraju i walczyć przeciwko okupantowi u boku AK. Dowódcą oddziału zostaje porucznik Janusz Wojtyński, były GROM-owiec. Powiększa liczbę żołnierzy uszczuplonego batalionu organizując mordercze treningi na wzór tych, które sam kiedyś przeszedł. W okupowanej Warszawie organizuje centrum dowodzenia złożone z kompleksu kamienic, "podziemną" fabrykę broni i amunicji, którą też podkrada Niemcom. W ramach akcji sabotażu wywiera presję na Niemieckich dowódcach, szczególnie gdy zaostrzają prześladowania i represje Polaków.

środa, 27 kwietnia 2011

Wąż w kaplicy - Tomasz Piątek, czyli o tym czy Polska jest wyjątkowa

Dawno nie dałem się tak wciągnąć powieści. Ale Piątka lubię już od kilku lat więc może to kwestia też pewnego stylu, który mi sie spodobał? Gdyby próbować określić tę powieśc kilkoma słowami to najpierw przychodzą do głowy: spowiedź życia, specyficzna historiozofia, prowokacja i krzywe zwierciadło, w którym mamy okazję przyjrzeć się pojęciom narodu, mitów oraz marzeniom. A wszystko to dotyczy nas, Polaków, polskości, duszy narodowej, pragnień, zrywów, poświeceń, a opisywane z punktu widzenia obcokrajowca Andreas Issli - po troszę Niemca, Szwajcara, Włocha czy Austriaka.
Początek to dzieciństwo naszego bohatera jeszcze w czasach cesarstwa austro-węgierskiego w Krakowie - jego przyjaźń z jednym z Polaków i poznawanie świata wartości i ideałów zupełnie odmiennego dla siebie (matka pochodziła z Włoch, ale przyjęła zasady męża, dość surowego protestanta). Potem czas pierwszej wojny i podążanie za przyjacielem na front, narastająca fascynacja, ale i zdziwienie bo pojęcia ofiary, poświęcenia, bez specjalnych szans na to, że coś zmienią wydają się Andreasowi irracjonalne. Gdy przyjaciele ginie i nasz bohater wraca do domu rozpoczyna poszukiwania próby wyjaśnienia tego co leży u podstaw jego zdaniem chorej "duszy" tego narodu.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Flash Forward, czyli gdy serial umiera przedwcześnie

Tak mnie wciągnęła własnie czytana powieść (o niej za parę dni), że dziś tylko króciutko parę słów o serialu, który jakis czas temu mnie zainteresował. Flashforward (przetłumaczone u nas jako Przebłysk jutra) to produkcja z pogranicza Sci Fi i kina akcji. Jak u Hitchcoka - zaczyna sie od trzęsienia ziemi - tu jest nim niesamowite wydarzenie - wszyscy ludzie na Ziemi trącą przytomność, w tym samym momencie, na 2 minuty i 17 sekund. W tym czasie będą mieli okazje zobaczyć swoją przyszłość (za pół roku). Potem to tajemnicze wydarzenie próbuje wyjaśnic specjalnie w tym celu powołana komórka FBI, powoli opanowują chaos, zbieraja kolejne informacje, składają wizje różnych osób jak puzzle by przewidzieć co wydarzy się w przyszłości, jakie będzie miało konsekwencje i co najważniejsze próbują wyjaśnić co stało za tym zdarzeniem, aby się ono nie powtórzyło.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Lourdes, czyli czym jest cud w naszym życiu?

Bardzo ciekawy film, niesamowicie prosty i kameralny, ale mimo to intrygujący - może dlatego, że nie mówi niczego wprost. Jessica Hausner, zrobiła film, który skupia się głównie na ludziach - na ich emocjach, pragnieniach, rozczarowaniach, wierze, nadziei ale i wątpliwościach. To bardzo oszczędna w wykorzystanych środkach i sztuczkach wizualnych socjologiczna obserwacja fenomenu jakim jest francuskie sanktuarium w Lourdes (momentami ogląda sie to jak paradokument). Fabuła skupia się na zamkniętej w sobie, sparaliżowanej Christine, która jeździ na pielgrzymki przede wszystkim dlatego, że ma podczas nich towarzystow i opiekę. Jest jej wszystko jedno gdzie jedzie, nawet woli wyjazdy czysto turystyczne, ale z ciekawością obserwuje to wszystko co się w Lourdes, słucha rozmów o cudach i sama zastanawia sie czy jej - jako raczej niewierzącej w ogóle może się "przydarzyć cud". Gdy opiekująca się nią młodziutka wolontariuszka zaczyna coraz więcej czasu poświecać towarzyszącym ich grupie oficerom, Christine poddaje się ze spokojem opiece i różnym staraniom swojej współlokatorki (bardzo wierząca starsza pani), która głęboko wierzy w możliwość wymodlenia cudownego uzdrowienia. Gdy nagle paraliż ustąpi życie zarówno naszej bohaterki jak i całego jej otoczenia, całej grupy bardzo się zmieni.

Autor - Strachy na Lachy, czyli odkrywanie Kaczmarskiego wciąż na nowo

Jacek Kaczmarski to  człowiek legenda, poeta i symbol jednocześnie. Dziś już coraz mniej pamiętany, słuchany, ale dla tych, którzy mieli okazje słuchać jego tekstów i wykonań był i będzie niezapomniany - nie tylko przez teksty doczytywane wprost jako polityczne, ale również a może nawet bardziej za kapitalne teksty o polskiej historii oraz mądre i gorzkie refleksje na temat naszych przywar narodowych.
Sięgnąłem po wielu miesiącach do płyty kapeli Krzysztofa "Grabaża" Grabowskiego z kapelą Strachy na Lachy - piosenki Kaczmarskiego, niestety troszkę płyty okrojonej bo brak zgody Gintrowskiego (współautor kilku planowanych kawałków) spowodował, że kilka z nich się tu nie znalazło. Kapela raczej rockowa, bardzo bogate instrumentarium (sporo dęciaków, akordeon, flet itp.), które podstawowy skład zespołu ubogacają i na pewno nie jest to płyta wygłup gdzie teksty śpiewa się byle jak nie zważając uwagi ani na melodię ani na charakter utworu. Utwory Kaczmarskiego wybrano też te mniej znane, na dokładkę tylko zmiast tych wykreślonych dołożono "Mury" - kompletnie nie pasujące do reszty i chyba najsłabszy kawałek na płycie.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Zmartwychwstanie Adama, czyli o winie i odkupieniu

Czasem człowiek napotyka na film, który go drażni, nawet męczy, ale jednocześnie na pewno zapamieta go na długo. Dla mnie na pewno takim obrazem będzie "Zmartwychwstanie Adama", który upolowałem ostatnio w tv - film cholernie trudny, w swej wymowie niejednoznaczny i na pewno wstrząsający. O Holokauście widziałem już niemało, ale w taki sposób jeszcze chyba nie opowiadał nikt. Centrum wydarzeń jest ośrodek - gdzieś na pustyni w Izraelu, gdzie zgromadzono tych, którzy nie moga sobie poradzić sobie z przeżyciami z obozów koncentracyjnych. Już sama obserwacja tych postaci, które są przecież zaledwie tłem dla głównego wątku jest dość szokująca (mimo całej komediowości niektórych scen raczej nikomu do śmiechu nie będzie).

 Głównym bohaterem jest tytułowy Adam, ocalały z obozu żyd - kiedyś genialny komik estradowy, który przeżył tylko dlatego, że "zaopiekował się nim" komendant obozu.

Krzyżacka zawierucha - Jacek Komuda, czyli o nieopierzonym rycerzu w trudnych czasach

Ubiegłoroczna rocznica 600-lecia bitwy pod Grunwaldem, była wykorzystywana na różne sposoby, jednym z nich była również ta książeczka wydana przez Fabrykę Snów.  Autor - Jacek Komuda słynie z wykorzystania w swych powieściach  opowiadaniach wydarzeń historycznych, wiec i tym razem można by było spodziewać się sporej dawki rozrywki okraszonej niezłym językiem i dbałością o szczegóły miejsca i czasu gdzie umieszczona jest akcja. A jak wyszło? Opowieść zaczyna się od bitwy pod Chojnicami (1454), kiedy to przeważające siły polskie zostały rozgromione przez najemników służących Krzyżakom. Miał się powtórzyć Grunwald, ale pełni pychy możni i rycerze zlekceważyli przeciwnika. Kilku słynnych polskich rycerzy zostaje wziętych do niewoli i zabitych przez Krzyżaków w haniebnej parodii rycerskiego turnieju. Z życiem uchodzi tylko Bolko z Rożnowa, wnuk słynnego Zawiszy Czarnego. Wykupiony z niewoli przez biskupa Oleśnickiego i związany przysięgą Bolko musi podjąć się misji, która niekoniecznie współgra z rycerskim kodeksem.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Jezus z Montrealu, czyli współcześnie o Pasji

Jeden z filmów, który wbił mi się w pamięć i w serce bardzo głęboko. Może ze względu na jakiś specyficzny okres w moim życiu, ale wciąz wrcam do niego i wciąż robi wrażenie. Film z lat 80-tych więc pewne rzeczy dziś pewnie mogą śmieszyć, ale mimo wszystko wydaje się wciąż aktualny. Pozwala na nowo ujrzeć miejsce wiary i religi w życiu człowieka i we współczesnym świecie - zagonionym, skomercjalizowanym i traktującym wiarę jako niepotrzebny przeżytek lub jedynie tradycję.
Mlody, awangardowy reżyser teatralny Daniel Coulombe na zlecenie proboszcza kaplicy św. Józefa w Montrealu podejmuje się unowocześnić tradycyjne, doroczne misterium pasyjne. Bierze się do tego bardzo serio - nie tylko stara się odświeżyć dość anachroniczny tekst i dotychczasowe pomysły na spektakl, ale sięga do źródeł - tekstów hebrajskich, starogreckich, badań archeologicznych czy antropologicznych - stara sie pokazać wydarzenia z Ewangelii wg. św. Marka z punktu widzenia współcznesnego - z jego wątpliwościami i sceptycyzmem.

środa, 20 kwietnia 2011

Symfonia życia, czyli pan od muzyki

I kolejny wzruszający film w ciągu kilku dni - widać chyba w tym tygodniu wrażliwość ma większym wpływ na wybór tego co się ogląda. Ale w tym wypadku wzruszenie było przewidywalne bo amerykanie sa w tym mistrzami - może nie tak często obecnie, ale w klasyce na pewno.
Symfonia życia to historia pewnego muzyka i kompozytora (oscarowa rola Richarda Dreyfussa), który zmuszony do tego sytuacją finansową zmuszony jest niechętnie podjąc pracę nauczyciela w szkole średniej. No i domyślamy się co dalej - najpierw topornie, schematycznie, zniechęcony, a z czasem odkrywa, że zmieniając swoje podejście do uczniów może zmienić też to jak oni podchodzą do niego i do tego co chce im powiedzieć.

Żmija - Andrzej Sapkowski, czyli demony wojny

Oto mistrz polskiej fantasy zabrał sie za literaturę całkiem odmienną - bliską realizmowi, paradokumentowi, militarystyce czy książkom o tematyce geopolitycznej. Elementy fantastyczne są wprowadzone troszkę z boku - jak pewne siły niezrozumiałe, wydarzenia tajemniczne czy paranormalne , a przy dużej dawce sceptycyzmu moga być nawet intepretowane nawet jako choroba psychiczna i wynik stresu głównego bohatera. 
Akcja „Żmii” toczy się pod koniec sowieckiej interwencji w Afganistanie. Chorąży Paweł Lewart wraz z grupą rekrutów otrzymuje zadanie pilnowania umocnionego posterunku (blockpostu) na drodze z Kabulu do Asadabademu. Żołnierze zmagają się z niewidzialnym wrogiem (o talibach mój błąd chodziło o mudżahedinów często mówiono "duchy"), własną słabością, zmęczeniem i napięciem. Bohater odkrywa też, że ma możliwość spotkania z czymś nadnaturalnym, czymś, co od stuleci czeka na wszystkie armie próbujące zdobyć Afganistan. Uosobieniem tej tajemniczej mocy jest tytułowa żmija – demon z pradawnych czasów.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Wszystko będzie dobrze, czyli mały i duży w drodze

Prosty film, ba nawet można powiedzieć, że przewidywalny, że grający na emocjach (bo bieda, bo dziecko itd.) ale jak to się ogląda. Dawno się nie wzruszyłem na filmie a tym razem miałem łzy w oczach. To nie tylko zsługa samego filmu, ale i muzyki Michała Lorenca, który jak zwykle czaruje i buduje nastrój, który uzupełnia zdjęcia (że wciąż taki sam czy teraz czy w 300 mil do nieba to nieważne, ale porywa tak samo).
Nastoletni Paweł (Adam Werstak) wychowuje się w malutkim miasteczku na pomorzu, ojciec alkoholik już nie żyje, matka umiera na raka, w domu jest jeszcze starszy brat z upośledzeniem umysłowym. Nasz bohater radzi sobie w życiu jak umie - przyzwyczajony, że musi o wszystkim myśleć sam, trochę zarobi, trochę ukradnie, ale jest normalnym przeciętnym chłopakiem. To co go wyróżnia to talent do biegania - jest oczkiem w głowie trenera, który szykuje ekipę na zawody do Niemiec. Dla Pawła jednak najważniejszy jest dom i chora matka - kiedy lekarze nie dają już żadnych szans chłopak czepia się ostatniej nadziei - zawiera umowę z Matką Bożą - on pobiegnie do Częstochowy w intencji cudownego uzdrowienia mamy. I wyrusza nie zważając na przeciwności.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Czwarty stopień, czyli bardziej strasznie bo na faktach?

Od razu na początku otrzymujemy informację, że wszystko co zobaczymy w filmie miało miejsce w rzeczywistości - sceny "fabularne" są jakby odtworzeniem przez aktorów tych wydarzeń, a dodatkowo w film wplecione są zdjęcia dokumentalne z nagrań z sesji terapeutycznych. Czy to przekona Was do tego by uwierzyć w to wszystko co zobaczymy i żeby napędzić nam stracha? Czy tajemnicze wydarzenia w Nome - małym miasteczku na Alasce, potraktować mamy jako dowód na chorobę psychiczną głównej bohaterki czy na to iż jest to kolejna świetna sprawa do Archiwum X?

Pierścień rybaka - Jean Raspail, czyli historia ciekawsza niż konfabulacje

Wróciła w moje ręce książka, którą czytałem już jakiś czas temu. Wtedy akurat "na topie" był "Kod Leonarda" czyli sensacja okraszona wariacjami na temat Marii Magdaleny i tajnych stowarzyszeń + miliony wydane na reklamę (wliczając w to kontrowersje ze strony Kościoła). A tu? Zbeletryzowana historia tzw. schizmy zachodniej, czyli okresu, gdy w Kościele pojawiło się dwóch (a nawet 3) papieży. A więc okres, o którym malo wiemy bo i sam Kościół jako mało się chwali takimi wypadkami. Do tego fajny pomysł na opowiedzenie historii (połączenie wątków wspólczesnego śledztwa z historią) - czyta się jak kryminał (Umberto Eco, choć lepszy, jest też dużo "cięższy" tu jest leciutko).

sobota, 16 kwietnia 2011

Niewidzialne potwory - Chuck Palahniuk, czyli książką po głowie

Palahniuka lubię już od kilku lat odkąd trafiłem przypadkiem na Rozbitka, potem był Fight Club, a teraz kolejna jego książka - za każdym razem spotkanie z jego powieściami jest niczym walenie książką po głowie tak jest to inne, momentami budzące oburzenie, a jednocześnie cholernie świeże i prawdziwe. Bo u Palahniuka Ameryka i jej mieszkańcy nie są tylko piekni i dobrzy, ale równie często egoistyczni, zakłamani, zapatrzeni w siebie, z depresją, z uzależnieniem, z problemami, pokręceni... Czytamy i trochę nas momentami odrzuca, ale z drugiej strony przyciąga - bo jest też w tym jakiś mały kawałek prawdy o ludzkiej naturze - kawałek bardzo rzadko pokazywany.
Tym razem główną bohaterką powieści autor uczynił ex-modelkę - kiedyś wspaniałą olśniewającą gwiazdę teraz oszpeconą i załamaną. To studium cierpienia i nienawiści, upodlenia i tęsknoty za tym co utracone, pozbywania się złudzeń na temat tego co się miało i kim się było i pragnieniem by czegoś doświadczyć - czegoś naprawdę - choćby to miała być destrukcja.

Piekło pocztowe, czyli w krainę rodzinnego fantazjowania

Dziś parę słów o filmie telewizyjnym - ekranizacji książki Terry’ego Pratchetta (kultowy już pisarz łączący dość specyficzne poczucie humoru ze światem fantasy bardzo przypominającym naszą cywilizację). Dziełko może nie jakieś wyjątkowe - ot po prostu sympatyczna bajeczka, ale zainteresowała mnie jako przykład produktu "familijnego". Tak niewiele jest w tej chwili tego typu filmów, które można spokojnie obejrzeć z dzieciakami. Albo są to kreskówki a tam humor jest specyficzny i fabuła często się nie liczy, albo filmy, które niby są dla młodych ludzi, ale nagromadzeniem efektów specjalnych i akcji przypominają raczej produkty dla dorosłych. A produkcje typu Niani (dla młodszych) czy Piekła pocztowego (dla starszych) to przykład prostej historii fajnie opowiedzianej i co wydaje mi sie szczególnie cenne bardzo rozwijącej wyobraźnię. Pratchett łączy świat magiczny i fantastyczny z przedmiotami i technikami dla nas znanymi, bawi nas różnymi rozwiązaniami typu co by było gdyby... Snucie opowieści, bajek tak kiedyś przydające się na koloniach, obozach i w innych okolicznościach odchodzi trochę w przeszłość, a warto tę sztukę pielęgnować (przy okazji pozdrowienia dla mistrza w tworzeniu takich klimatów czyli Tomasza). Kto wie - może kiedyś znowu pojawią się filmy dla dzieci gdzie historia będzie równie ważna jak efekty i ludzie posiadający taką umiejętność będą bezcenni.

piątek, 15 kwietnia 2011

Korpiklaani - Ukon Wacka, czyli i ludycznie i metalowo

Folk metal - kojarzy się Wam coś z takim określeniem? Pierwsze moje zetknięcie z tego typu muzyką było pamiętam w środowisku Hattricka - na różnych spotkaniach i oczywiście forach federacji. I mimo, że metalu słucham, ale fanatykiem nie jestem to tu natychmiast stwierdziłem, że "nóżka przy tym chodzi" :) Oj dobrze nastrajają te dźwięki - może też dlatego, że od początku do końca jest to trochę mruganie okiem do słuchacza - zabawa, ostra muza ale melodyjna w sam raz do wspólnego śpiewania (ew. ryczenia) czy tańca. Faceci przypominajacy wikingów na dodatek świetnie łączący metal i elementy muzyki folkowej - ludowe instrumenty naprawdę nie przeszkadzają ostrym gitarom i rytmom, a dzięki nim jest jeszcze bardziej "ludycznie" niż na koncercie metalowym. Przy tym może bawić się każdy (no prawie każdy), a zwykle integrację i zabawę dodatkowo nakręcają świetnie pasujące do tej muzyki procenty spożyte w gronie kumpli, którzy z każdym kawałkiem i z każdym litrem stają się naszymi najlepszymi przyjaciółmi.

środa, 13 kwietnia 2011

Dorian Gray, czyli między przyjemnością a szczęściem

Czasem można napisać nawet o filmie, który na pewno udany nie jest - mam nadzieję, że mi wybaczycie. A przecież materiał (czyli pomysł) jest bardzo interesujący - to powieść Oscara Wilde'a tu przerobiona na stylizowany horror. Czego zabrakło? Aktorsko nie jest źle - główny bohater to przystojniak Ben Barnes, a jego mentor i starszy przyjaciel grany jest przez Colina Firtha (tak taktym razem król jąkała gra raczej postać negatywną).
Oto młody chłopak, Dorian Gray przybywa do Londynu aby przejąć w spadku dom i majątek. Jest nad wyraz miłym, kulturalnym i raczej spokojnym czlowiekiem, zwraca uwagę kręgów towarzyskich swą młodzieńczą urodą i niewinnością. Wciągnąć go w świat zabawy i przyjemności postanawia Lord Henry Wotton (Colin Firth) - cyniczny oryginał i hedonista.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Baaba kulka, czyli zabawa z żelazną dziewicą

Jakoś nie mogę się oderwać od tej płyty, łazi za mną wszędzie. A przecież nie jestem jakimś zagorzałym fanem Iron Maiden, a i Gaba Kulka choć już parę razy mnie zaciekawiła to nigdy na tak długo i tak intensywnie. Oto totalnie zakręcone wersje wczesno metalowych klasyków - czasem aż trudno rozpoznać oryginał (no chyba, że ktoś zna świetnie teksty i po pierwszych taktach rozpoznaje tytuł).  
Zamiast nawały ostrych dźwięków i wrzasków wokalisty stajemy w obliczu muzyki wspaniale zaaranżownej, od jaazu, elektroniki, chillautu, przez funk, momentami wchodzącej na teatralne i rozbudowane brzmienia niczym Yes czy Procol Harum, innym razem z pokrętnym poczuciem humoru serwują nam mieszankę niczym z pły z muzyką latynoską. I do tego świetny wokal Gaby - od łagodnego nucenia (niczym Ania Dąbrowska), aż po ostre jazdy bliskie temu co wyprawiał Dickinson.

Storm Warriors, czyli bajeczka dla dzieci?


Bohaterów jest dwóch - Chmura i Wiatr. Stają oni do walki z Lordem Bezbożnym, który chce opanować Chiny. Każdy z nich podąża inną ścieżką do celu dobrą i złą aby łącząc swoje siły pokonać niezwyciężone jak dotąd zło.
Jest to niestety film który posiada wiele niedociągnięć. Pomimo tego ogląda się go przyjemnie. Przede wszystkim jest to zasługa efektów specjalnych które są na bardzo dobrym poziomie.

sobota, 9 kwietnia 2011

Aż poleje się krew, czyli gdy leje się ropa

Korzystając z tego, że tvp przypomina ten tytuł w najbliższym tygodniu i ja postanowiłem go sobie odświeżyć. A film budzi we mnie dość mieszane uczucia - podzielił też widzów na tych co byli zachwyceni aż po tych co wychodzili z kina w połowie. I dla mnie pierwszy raz był mało strawny - długie, wydawało się nudne, wiele rzeczy niepotrzebnie przedłużanych, celebrowanych, a przecież wydawało sie to niepotrzbne. Przy kolejnym seansie już inaczej do tego się podchodzi - nawet nie tyle zwraca się uwage na jakieś niuanse, które umknęły, ale raczej odwrotnie - dostrzega się w tym epickim obrazie pewną wiekszą całość. 
Historia z przełomu XIX i XX wieku umiejscowiona jest gdzieś w Teksasie. Oto Daniel Plainview (kapitalny Daniel Day-Lewis) odnajduje złoże ropy naftowej i powoli zaczyna na pierwszych zarobionych pieniądzach budować swoje imperium - zdobywając kolejne działki, inwestując i budując szyby.

piątek, 8 kwietnia 2011

Mały Nowy Jork, czyli mała dzielnica wielkiego miasta

Skromny filmik, który wpadl mi w tym tygodniu w oko - trochę klimaty zbliżone do czarnego humoru z kryminałów Guya Ritchiego i jemu podobnych. Ale jest dużo bardziej kameralnie i powiedziałbym nawet filozoficznie bo i zadumy w życiu naszych bohaterów nie mało. Trzech bohaterów i trzy historie, które w pewnym momencie dostrzegamy splatają się i wpływają wzajemnie na ich losy. Wszyscy mieszkają w troszkę zapomnianej dzielnicy NY Staten Island i każdy z nich marzy o tym by jego życie się zmieniło.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Co wiesz o Elly?, czyli życie irańskich 30-latków

Recenzja podwójna :)

Film ten warto obejrzeć nie tylko dlatego, że zdobył Srebrnego Niedźwiedzia i główne nagrody w cenionym przeze mnie festiwalu Fajr. Z jednej strony jest to opowieść o dylematach moralnych ludzi żyjących w nieco innej kulturze, z drugiej strony opowieść jest uniwersalna i ciekawa dla odbiorcy z Polski. Nie ma tu poetyki irańskich dłużyzn, co dla osób nienawykłych do statycznych obrazów znanych z filmów Kiarostamiego czy Payamiego będzie zaletą. Film opiera się na słowach i dzięki temu jest bardzo… francuski. Na szczęście, w odróżnieniu od twórców Nowej Fali, reżyser nie narzuca nam egzystencjalnego rozmemłania bohaterów.
Bohaterzy są młodzi, nie tak dawno ukończyli prawo i dopiero wspinają się po szczeblach kariery. Wyjechali razem nad morze, żeby spędzić razem kilka dni w towarzystwie rodzin, w dodatku z Niemiec przyjechał niedawno rozwiedziony Achmed i jedna z bohaterek ma pomysł, żeby zapoznać go ze swoją koleżanką Elly.

środa, 6 kwietnia 2011

Hurt Locker - W pułapce wojny, czyli saper myli się tylko raz

Jakoś umknął mi w roku ubiegłym ten film - może poddałem się negatywnym opiniom, że to nuda, że nie warto. A wcale nie jest taki zły, może za długi, może nie zasłużył na Oscara, ale mimo wszystko to dla mnie całkiem interesujący obraz. Akcja filmu dzieje się w Iraku - oto oddział saperów, który wzywany jest do różnych trudnych sytuacji w mieście. Bo nawet po zakończeniu oficjalnych działań wojennych, bomby podkładane są często nawet przez małe grupki, które chcą zdestablizowac sytuację, pozbyć się "okupanta". Każda kupka gruzu, każdy samochód może okazać się pułapką. A ty masz ratować nie tylko skórę kolegów ale chronić cywilną ludność, która często cię nienawidzi.

wtorek, 5 kwietnia 2011

R.U.T.A. - Gore, czyli czysta anarchia sprzed wieków

Dziś mini recenzja ze specjalną dedykacją - dla Marcina, który dopingował mnie z tym blogiem od samego początku :) Już on będzie wiedział czemu wybrałem akurat taką muzyke i z takimi tekstami... O płycie już głośno bo i projekt diabelnie oryginalny - oby odniósł sukces to może będzie tego typu rzeczy wiecej. O zawartości mogą świadczyć: rozwinięcie nazwy zespołu czyli Ruch Utopii, Transcendencji, Anarchii oraz podtytuł płyty czyli Pieśni buntu i niedoli XV-XX w.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Spartakus - bogowie areny, czyli co się sprzedaje?

No nie będę specjalnie oryginalny - sprzedaje się od lata to samo - przemoc i seks. I widać to nie tylko na jakichś "wybranych" kanałach czy w kinach, ale wkracza to pełnym frontem do tv - przecież w dobie internetu dla młodzieży raczej śmieszne jest przesuwanie godzin emisji. I chyba właśnie nastolatki i młodzi pasjonaci dość niskiej rozrywki są głównie sympatykami tego typu produkcji. Tak jak obejrzałem pierwszy sezon "Spartakus - Krew i piach" do końca (choć już z pewnym niesmakiem) mając nadzieję, że choć odrobinę dorówna "Rzymowi" to teraz pozostaje już tylko coraz większe zdumienie, że producentom się opłaca wydać kupę forsy na takie bzdety.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Czerwony tulipan - koncert, czyli wieczór pod znakiem gitar

Niedziela jakoś nie sprzyjała temu by siedzieć przy kompie a więc króciutko o koncercie, a raczej o spotkaniu - już drugim z kolei Saloniku z Kulturą w Pruszkowie. Tym razem prowadzący czyli Antoni Muracki zaśpiewał tylko dwie piosenki za to zaprosił też gości więc wieczór i tak potrwał ponad 2 godziny. Tomasz Kordeusz - świetny głos, niezłe teksty, nastrojowo i poetycko - do tego świetny gitarzysta towarzyszący (duży szacun dla Pana Piotra!). Muszę więcej poszukać o Kordeuszu informacji bo okazuje sie, że mimo iż nazwisko jest mało znane to facet pisuje dla najlepszych...

Druga część to występ Czerwonego Tulipana i prawdę mówiąc dla mnie zaskoczenie - może dlatego, że znałem ich z pojedyńczych numerów nigdy nie widząc na koncercie, a to istne show - od poezji śpiewanej przez kawałki energetyczne (lider ma iście hiszpański temperament) i rytmy żydowskie czy hiszpańskie aż po kabaret (lokomotywa po czesku :) - majstersztyk). No i gitara!!! 

sobota, 2 kwietnia 2011

Dzikie pole, czyli tam gdzie ludzie nie umierają

W filmach rosyjskich jest jakiś specyficzny klimat, jakaś zaduma i filozoficzne podejście do zycia nawet gdy na ekranach widzimy postacie, po których nigdy bysmy się tego nie spodziewali. I jakoś łatwo to aktorom pokazać, reżyserom uchwycić - bez żadnych chwil patrzenia bohatera w dal, w szklankę czy jego medytacji. Ot tak po prostu. Tu otrzymujemy opowieść o młodym lekarzu Mitii, który pracuje w miejscu, które kiedyś było szpitalem - na totalnym odludziu pośrodku kazachskiego stepu. Wszystko się psuje, zawala, nie ma ani lekarstw, ani nawet opatrunków, ale skromnymi, trochę chałupniczymi metodami nasz bohater stara się udzielać pomocy. A okoliczni mieszkańcy przyjeżdżają do niego z przeróżnymi problemami, nie raz są to przypadki po ludzku już "po tamtej stronie" (np. człowiek, którego trafił piorun).

piątek, 1 kwietnia 2011

Rocky Horror Show, czyli na granicy kiczu

Ha! W sam raz temat na Prima Aprilis. Podkusiło mnie aby wybrać sie do teatru... i to nie jakąś klasykę, ale na musical... i to nie na jakiś tam musical, ale na dość specyficzny, kontrowersyjny a już na pewno nie grzeczny. 
Moda na adaptację tego co na świecie się podobało jest u nas od dawna - to jednak zawsze trochę ryzyko, bo musical to dość drogie przedsięwzięcie. Tym razem możemy spróbować tego co zostało wymyślone jeszcze w latach 70-tych - czy będzie dla nas czytelne, zabawne i świeże? Mimo, że jest tu dużo muzyki i śpiewu (głównie świetne rock'n'rolle, reszta to kawałki niczym z lat 70-80) to wszystko jest raczej grą z konwencją, trochę antymusicalem. To produkt ciut podobny do adaptacji filmowej klasy B jakiegoś komiksu - cały czas wiemy, że wszystko jest wygłupem i tak mamy to traktować.
Zagubiona w lesie młoda para narzeczonych trafia do zamku szalonego naukowca i transwestyty o dość wybujałym libido.