poniedziałek, 31 października 2022

Silent twins, czyli to co mogłoby drażnić, najbardziej tu zachwyca

Nic tylko życzyć polskim twórcom takiej dojrzałości jaką pokazała Agnieszka Smoczyńska swoim pierwszym "międzynarodowym" filmem. Zawsze miała ciągoty, żeby tworzyć "coś innego" i na szczęście nie traci wrażliwości, wyobraźni. Silent twins zachwycają nie tylko świetną grą aktorską (Letitia Wright i Tamara Lawrence), ale i pomysłami na to jak zabrać widza w świat bohaterek tego filmu, do ich głów i serc. Gdybyśmy pozostali jedynie na poziomie realności, byłaby to zdecydowanie pełna bólu historia o tym jak społeczeństwo nie potrafiło pomóc, wolało skazać na izolację i zamknąć za kratami, zamiast podejmować kolejne starania. Smoczyńska jednak nie chciała pozostać jedynie na tym poziomie i dlatego ten obraz może tak fascynować i poruszać, mimo wszystkich niedopowiedzeń i braku napięcia.

Najgorszy człowiek na świecie, czyli czego tak naprawdę chcę

Mam trochę problem z tytułami chwalonymi przez krytyków, nagradzanymi i takimi o których bardzo głośno - jak tu potem napisać że coś się nie podoba, skoro cały tłum mówi ci że ma się spodobać?
Październik skończę na Notatniku dwoma filmami, ale jak zwykle będzie to coś od siebie, a nie próba wpisania się w chór innych głosów. Najgorszy człowiek na świecie chyba bardziej czytelny jest dla młodych ludzi i tych w średnim wieku, bo to o problemach, które rozumie ich pokolenie - starszym pewnie wydać się to może trochę naciągane i raczej niedojrzałe, nie zrozumieją tego, że ktoś naprawdę może czuć się tak długo źle sam ze sobą. Czy jednak kilka dekad temu nie mieliśmy wokół siebie takich wolnych duchów, które skakały z kwiatka na kwiatek, nie mogąc znaleźć sobie miejsca? Wtedy jednak szybko ściągano ich na ziemię - jeżeli nie byli silni, nie mieli wymówki, że są artystami, społeczeństwo szybko wymuszało na nich jakąś rolę. Dziś to nie jest takie oczywiste, bo też nic nie jest już taką mocną normą jak dawniej - rodzina, stała praca, własne mieszkanie, związek... Po co pytają trzydziestolatkowie i chcą żyć po swojemu - mieszkanie można wynająć, dzieci nie chcą, pracę można zmienić i nawet wizyty u rodziców i ich odwieczne pytania, spływają po nich jak woda po kaczce.

niedziela, 30 października 2022

Żona, czyli nie niszcz tego co budowaliśmy tyle lat

Przyzwyczajony do tego, że Adam Sajnuk swoim nazwiskiem rzeczy niebanalne, z ciekawością poszedłem na najnowszą premierę Spektaklove w Małej Warszawie. No i cóż... Nie jest to raczej spektakl, do których przyzwyczaił nas Teatr WARSawy, a rzecz z rodzaju tych lżejszych, które mają bawić, a jednocześnie skłaniać do refleksji. Na szczęście nie jest to też głupiutka farsa, choć chwilami wchodzimy w takie rejestry. Fabuła może wydawać się z początku ciut absurdalna, sprawy jakich dotyka jednak sztuka autorstwa Jade-Rose Parker, są całkiem poważne. Przy całej poprawności politycznej, tak popularnych hasłach o tolerancji, akceptacji i wspieraniu, siedzi w nas jeszcze całkiem dużo hipokryzji. Co ważne jednak - nie chodzi tylko o zmierzenie się z tym: co byś zrobił osobiście, gdybyś usłyszał, że ktoś bliski, ktoś kogo znasz jest transpłciowy, nie chodzi tylko o twoje obawy co na to otoczenie. Dotykamy bowiem również bardzo delikatnych kwestii zaufania (nie tylko tego deklarowanego), potrzeby bliskości, która niestety często przeradza się w bycie obok siebie, a także narzucania własnych wizji bliskim. Jeżeli się zmieniasz, robisz coś nie po mojej myśli, to co dzieje się z moimi uczuciami? Kocham za coś, czy jednak wbrew wszystkiemu?
Sporo refleksji jak na sztukę, która pozornie może wydawać się pełna przerysowań.

sobota, 29 października 2022

Którędy na K2 - Marta Zima, czyli droga równie ważna jak i sam szczyt

Pisanie o tej książce powinienem zacząć od tego jak poznałem Martę. Otóż razem szliśmy na Camino i od słowa do słowa okazało się, że wraz z mężem prowadzą gospodarstwo agroturystyczne w górach, tuż przy Głównym Szlaku Beskidzkim, który jest moim kolejnym wyzwaniem/marzeniem. Mam więc już przynajmniej jeden nocleg pewny :) Może łatwiej będzie mi się zmobilizować. A potem wchodząc na ich profil znalazłem również informację o książce i z ciekawością zacząłem o nią podpytywać. Marta oczywiście krygowała się, że to nic takiego, ot po prostu zapiski, które były dla niej istotne, a które zebrała razem. Ale powiedzcie - czyż to mogłem przegapić, skoro to tak bliskie też mojemu podejściu do prowadzenia notatnika. U mnie to podporządkowane recenzjom, choć pewne refleksje osobiste nie raz przemycam, u niej dużo za to spotkań z ludźmi, szczególnie z gośćmi jacy do nich zaglądali w drodze po GSB. Za każdym takim spotkaniem kryje się przecież jakaś historia, jakieś wspomnienie, a niektóre są na tyle ważne i poruszające, że człowiek chce się nimi podzielić. I tak właśnie powstawało "Którędy na K2". Będzie o górach, ale również o wędrowaniu przez życie pokonując szczyty nie mniejsze niż Himalaje. Przecież każdy czasem staje przed takim wyzwaniem. Ci zdrowi, pełni sił, porywają się na to co wydaje się niemożliwe, ale czasem spotkają na swojej drodze kogoś przed kim i oni z podziwem muszą westchnąć, że walczą z nie mniejszym uporem i to latami z czymś dużo trudniejszym niż zdobyte przez nich szczyty czy pobite rekordy.

piątek, 28 października 2022

Tove, czyli Muminki zna każdy

No właśnie: Muminki zna każdy. Ale w sumie o ich twórczyni, czyli fińskiej artystce Tove Jansson wiemy chyba dużo mniej. A to postać na pewno ciekawa, niebanalna. Córka znanego rzeźbiarza, artystka, która jakoś nie mogła przebić się ze swoją twórczością, pisarka (nie tylko bajek), a tu kojarzona jest jedynie z serią, która początkowo była dla niej kreśleniem bazgrołków, zabawą, potem sposobem na zarabianie na życie. Czy to spełniało jej ambicje artystyczne? Nie bardzo. Czy wyrażała w ten sposób swoją wrażliwość? Jak najbardziej. Każdy kto czytał Muminki wie, że tam pełno spraw, które są nie tylko dziecięce. Warto więc pogrzebać więcej i zainteresować się postacią Tove Jansson, co zamierzam w niedługim czasie nadrobić (nawet gdzieś na horyzoncie miałem jej biografię i jakąś pozycję niedawno u nad wydano, ale stosy do czytania takie, że ciężko czasem nadążyć z tym wszystkim co by się chciało pomiędzy tym co czasem trzeba szybko przeczytać).
A na razie film Tove. Melancholijny. Skupiony na jej życiu uczuciowym (delikatnie powiedzmy, że skomplikowane), na niespełnionych ambicjach artystycznych. Nie znajdziemy za to tu...

środa, 26 października 2022

Golem - Maciej Płaza, czyli tęsknota, przeczucie, pogodzenie się z losem

 Poprzednia książka Maciej Płazy wciąż na półce, ale chyba teraz już nie będę jej dłużej odkładał. To jak on pisze, jakim językiem się posługuje, jak wciąż mnie kompletnie w świat o którym opowiada, ma w sobie coś magicznego. I choć to nie jest na pewno lektura łatwa, można się początkowo zniechęcić, to potem już pozostaje tylko zachwyt. Nawet nie zwykła ciekawość - co będzie dalej - bo to się jakoś przeczuwa, a raczej fascynacja tym, jak bardzo żywy stał się dla nas świat, którego tak naprawdę już namacalnie nie ma. 
Opowiadanie o świecie żydowskich miasteczek i wspólnot, jakich na początku XX wieku na terenach Europy Wschodniej nie brakowało, budzi dziś ciekawość jako możliwość dotykania historii, po której pozostało w Polsce niewiele śladów. Można przypomnieć z ostatniej dekady przynajmniej kilka książek, które podążały w tym kierunku. Powieść Macieja Płazy nie jest, jak wiele innych, jedynie próbą odtworzenia jakichś zewnętrznych dekoracji, czy wykorzystaniem postaci cadyków, rabinów i ludzi, którzy uważają ich za swoich przewodników, niczym tła w wymyślonej przez siebie historii. To nie stylizacja, a raczej zaproszenie do wejścia w ten świat, również od strony duchowej, psychologicznej, całym sobą, do zanurzenia się w zwyczajach, języku, ale i codziennych sprawach społeczności. Bliżej tej książce do twórczości Isaaca Singera, niż do współczesności. I to jest tu najciekawsze.

Dziewczyny z tylnych ławek, czyli cokolwiek w twoim życiu się wydarzy

Polecone przez znajomą i choć to na pewno serial, który na pewno lepiej będzie odbierany przez kobiety, to oglądam go z ciekawością. Czy da się utrzymać więzi ze szkoły, mimo że nasze drogi się rozchodzą? Czy można być dla siebie wsparciem, nawet jeżeli widzimy się jedynie raz na jakiś czas, np. raz do roku wyjeżdżamy na kilka dni razem? Więzi budowane przez lata mogą okazać się nawet cenniejsze niż bycie z kimś razem dzień w dzień - przyjaciółki w końcu wiedzą nie tylko o tym kim jestem teraz, ale znają mnie taką jaką byłam, widzą zmiany, mogą szczerze czasem potrząsnąć i powiedzieć: zmieniasz się ale to nie jest dla ciebie naszym zdaniem dobre. Albo przeżywasz coś trudnego, ale choćby wszystko się waliło, nie jesteś sama, bo chcemy ci towarzyszyć. Piękna więź i to jest tu najciekawsze. 
Bywa chwilami zabawnie bo bohaterki potrafią być szalone i wzajemnie się nakręcać, każda jest trochę inna, ale gdy są razem trochę zapominają o swoich barierach, kompleksach, problemach i rzucają się w wir zabawy. A potem bywa kolejny poranek dość trudny. Pogaduchy i śmiech z tego co się wydarzyło też ustawia wszystko trochę w innym świetle, nie musimy się wpędzać w poczucie winy lub wstydu.

Wilkołaki, czyli jeżeli pamiętasz Mafię...

I jeszcze jeden nowy tytuł, którego wczoraj spróbowaliśmy. Rzecz idealna przy okazji Haloween, imprezowa, dość prosta, ale może się spodobać szczególnie w większym gronie. Czemu akurat tak? Ano gry typu Mafia, a ta właśnie do nich należy sprawdzają się najlepiej gdy graczy jest więcej i kolejne postacie i ich funkcje można włączyć do mechaniki gry. I chyba twórcy i producenci Wilkołaków to czują, bo z góry zaplanowali kilka wersji dodatkowych z dodatkami, czyli postaciami ożywiającymi rozgrywkę.
Nowością jest tu na pewno aplikacja, dzięki której nawet bez mistrza gry znającego dobrze zasady, spokojnie można sobie poradzić. Szkoda tylko, że nie wykorzystano jeszcze bardziej możliwości zbudowania klimatu gdy, rozbudowania opowieści. Dzieciaki lubią dreszczyk strachu, więc mogłoby to być ciekawe. Oto wioska, gdzieś na odludziu, w której pojawiło się ogromne zagrożenie - wilkołaki. Mieszkańcy mogą zażegnać niebezpieczeństwo jeżeli w porę będą potrafili odnaleźć zarażone osobniki i je odizolować. Jeżeli tego nie zrobią, wkrótce ofiar będzie więcej.

Gra w zielone, czyli no z czym ci się to kojarzy

 Ostatnie dni dość intensywne, bo próbuję połączyć udział w konferencji, równoległe pilnowanie pracowych zadań i jeszcze złapanie choć kilku chwil nad morzem. Łatwo nie jest, ale mimo zmęczenia, lubię takie wyjazdy, bo potem jest sporo miłych wspomnień. Siedzenie w hotelu nawet z książką, nie zastąpi tych wyrywanych z dnia by pospacerować lub posiedzieć ze znajomymi. Albo pograć w planszówki, co stało się tradycją na tych konferencjach - nawet jak czasem trwa to od 22 do 24, to i tak nie zrezygnuję. A przy okazji można zawsze poznać nowe tytuły. Jak choćby i dziś.
Gra w zielone spodobała nam się nie tylko ze względu na to, że to kooperacja (a jak wiadomo im mniej rywalizacji w pracy z dziećmi z grup ryzyka tym lepiej), ale i prostotę w mechanice, przy jednoczesnym zmuszeniu do wysiłku intelektualnego.
Jak jednym słowem połączyć dwa zupełnie inne, tak by pozostali gracze to odgadli? Banalne, prawda? No to utrudnijmy.

Rumble of Thunder - The Hu, czyli metal z domieszką egzotyki

Jako wstęp do tej notki powinienem napisać chyba o ostatnich poszukiwaniach muzycznych mojej starszej córki - po serialach o wikingach, różnych fascynacjach, zaczęła poszukiwania muzy, która by pasowała do filmów, gier, sprawdzać różnych wykonawców. I tak trochę zaczęliśmy wzajemnie podrzucać sobie różnych wykonawców: a sprawdź to. Męskie głosy i klimat, to jej punkt wyjścia, a mnie zaprowadziło to nie tylko do Skandynawii, ale też skojarzyło się z jednym z najbardziej niesamowitych sposobów śpiewania, czyli mongolskim śpiewem gardłowym. I tak właśnie przypomniałem sobie The Hu, które kiedyś mi się spodobało, a które jak się okazuje właśnie wydało kolejny krążek. Ich oryginalność to właśnie między innymi wokal, ale i elementy folku, egzotyki, które potrafią wpleść w to co grają w ciekawy sposób.

niedziela, 23 października 2022

Wielka woda, czyli tu przecież od lat był spokój...

Produkcja Netflixu osnuta wokół powodzi z roku 1997 na Dolnym Śląsku od strony wizualnej robi duże wrażenie. I brawa za to ogromne! Nie chodzi jedynie o same zdjęcia z kolejnymi zalewanymi fragmentami Wrocławia, ale również o atmosferę, ubrania, detale. Lata 90 jak nic. I pewnie wiele osób, które pamiętają tamte dni, oglądały ten obraz z wielkimi emocjami. Bo tu nie o samą fabułę przecież chodzi. Darujmy sobie więc spory na temat tego, że niby zasługi hydrolożki wyolbrzymione, a fachowcy ze sztabu pokazani jako idioci. To film, który musiał pewne postacie wypchnąć na pierwszy plan, żeby była większa dramaturgia, ale przecież tu bohaterami są przede wszystkim wszyscy ci zwyczajni ludzie, którzy musieli skonfrontować się z nieoczekiwaną i groźną sytuacją, którzy pomagali innym. Jak ci lekarze i pielęgniarki, jak ci żołnierze pływający z pieczywem, czy sąsiedzi pomagający potrzebującym.

sobota, 22 października 2022

The Cure, czyli to ile już lat minęło?

Nawet nie pamiętam kiedy usłyszałem pierwszy raz The Cure i zainteresowałem się ich twórczością. Pewnie jeszcze w podstawówce, może przy audycjach Beksińskiego w dwójce? W każdym razie pamiętam, że te albumy wywoływały masę emocji i choć później zdarzało im się zaskakiwać słuchaczy radosnymi rockowymi brzmieniami, to jednak zawsze dla mnie będą przede wszystkim kapelą, która wniosła do postpunkowej rzeczywistości coś troszkę depresyjnego, mrocznego, ale jakże klimatycznego.
Z tamtego okresu została mi fascynacja kilkoma kapelami (m.in. Dead Can Dance), ale z The Cure jakoś się rozstałem bez żalu, od czasu do czasu coś tam sobie puszczając, ale w swojej kolekcji mam może raptem ze dwa krążki. Żona trochę mnie zaskoczyła, gdy w prezencie ofiarowała mi bilety na ich polski koncert, ale pomyślałem sobie: może to ostatnia okazja, żeby zobaczyć ich na żywo? W końcu grają ponad 40 lat i nie wiadomo co im strzeli do głowy.
I wiecie co? Choć Atlas Arena nie zrobił na mnie jakiego wyjątkowego wrażenia od strony organizacyjnej i nagłośnienia, to koncert był świetny!

czwartek, 20 października 2022

Nie ma tego złego - Marcin Mortka, czyli jak nie piąchą to sposobem

Ależ to była fajna zabawa to spotkanie z kompanią Edmunda zwanego Kociołka i chyba jeszcze niedługo wrócę do nich, bo przecież mam jeszcze kilka tomów do wyboru. Dla tych co lubią przygodowe fantasy, z humorem, ale i z żywą akcją, z barwnymi postaciami i odrobiną pieprzu, powieść Marcina Mortki zapewni doskonały wieczór albo jak pracujecie to ze dwa (bo nie można wtedy specjalnie nocy zarwać, nie?). Lekkie, zabawne, ale i wciągające.
Może i o samej krainie w której działają bohaterowie nie dowiemy się wiele, kilka nazw i imion królów, fragment historii zmagań o władzę, to ciut mało, za to bohaterowie są tak sympatyczni, że wybaczam autorowi ten brak. Chciał napisać coś lekkiego, a nie tomiszcze miary Tolkiena.

Mayerling czyli baletowa śmierć Arcyksięcia Rudolfa


To niebywała okazja zobaczyć jedną z najciekawszych choreografii XX wieku, w rewelacyjnym wykonaniu tancerzy Royal Opera House z Londynu.

Główny bohater spektaklu, Rudolf – arcyksiążę Austro-Węgier, syn cesarza Franciszka Józefa i cesarzowej Elżbiety, bierze ślub z narzuconą mu księżniczką belgijską – Stefanią. Jawnie okazuje jej swoją niechęć co nie podoba się rodzicom. Wprawdzie nowo poślubiona żona robi co może by zwrócić na siebie jego uwagę, jednak Rudolf ostentacyjnie ją lekceważy. Złośliwie kokietuje siostrę swojej żony – Luizę, obok niego nieustannie krąży była kochanka, hrabina Larish, która „podsuwa” mu swoją następczynię – młodziutką baronównę Mary Vetserę, na zapleczu czeka stała kochanka, ekskluzywna prostytutka Mitzi Caspar. Sam Rudolf, to jednocześnie człowiek rozchwiany emocjonalnie, narkoman i człowiek szalony, zafiksowany na śmierci. Zapatrzona w niego młodziutka Mary podziela jego fascynacje, co w finale doprowadzi do ich śmierci w pałacu Mayerling.

środa, 19 października 2022

Bohater, czyli a co ci mówi sumienie

Premiera najnowszego filmu Asghara Farhadiego dopiero za dwa tygodnie, ale ponieważ miałem okazję zobaczyć go na pokazie prasowym, więc notkę zostawiam Wam na zachętę. Kto zna i lubi filmy tego reżysera, dwukrotnego zdobywcy Oscara, ten wie czego się spodziewać - skomplikowane relacje międzyludzkie i w wydawałoby się prostej historii, masa emocji i dylematów. Powracając do Iranu z planem zdjęciowym najnowsza produkcja zyskuje jeszcze trochę czegoś dodatkowego, czyli lokalnego kontekstu, obrazu dla nas trochę mniej znanych rozwiązań kulturowych i społecznych. System w którym dłużnik zostaje wsadzony do więzienia, gdzie tym bardziej nie jest w stanie pracować i oddać długu, wydaje się absurdalny, ale już pokazana tu sieć wsparcia rodzinnego i środowiskowego, jaką można uruchomić, by poprzez zobowiązania dać drugą szansę, choć jakby rodem sprzed wieków, ma w sobie coś intrygującego.

wtorek, 18 października 2022

Słońca bez końca. Biografia Kory - Beata Biały, czyli co pozą, a co poza sceną

Czy da się napisać biografię, która wszystkich, niezależnie czy znali jej bohatera, czy nie, usatysfakcjonuje i można powiedzieć o niej, że oddało się uchwycić całą postać z jej wadami i zaletami? Pewnie nie jest to proste i można by w przypadku biografii Kory również sporo wytoczyć dział, że czegoś tu brakuje. Zaangażowania społecznego, politycznego, licznych wywiadów, opinii krytyków na temat jej twórczości, czy najważniejszego - wspomnień najbliższych jej ludzi. Rodziny zabrakło. To nie znaczy, że to książka zła, że nie udało się uchwycić sylwetki Kory takiej jaką była w kontakcie z ludźmi. Beata Biały zbudowała swoją książkę z niewielkich okruchów wspomnień masy ludzi, którzy z Korą się przyjaźnili w jakimś okresie jej życia, współpracowali (choć nie ma tu ludzi z jej zespołów), którzy ją poznali, którzy byli nią zafascynowani. Rzadko się zdarza, by np. fani byli proszeni o opowieść o tym jak poznali swoją idolkę, co dała im ta znajomość. 

I choć pytania wciąż powtarzają się podobne, to jednak czyta się to z ciekawością, mimo że przyjęta konstrukcja czasem okazuje się trochę groteskowa (przedstawianie po kilka razy tych samych rozmówców, rozmowy jakby ucięte, dużo powtórzeń tych samych scen). Jaka więc Kora była?

poniedziałek, 17 października 2022

El author, czyli życie najlepszym materiałem na powieść

Film polecony, więc długo go nie odkładałem, zresztą po powrocie z różnych wyjazdów trochę nadrabiam i lekturowo i filmowo. No i ponieważ produkcja hiszpańska, to wciąż jeszcze gdzieś myślami mogę być w tym kraju, w ciepełku, przy dobrej kawie i smacznych posiłkach. 

Historia urzędnika z kancelarii notarialnej, który marzy o tym by napisać książkę, jest tak naprawdę opowieścią o obsesji. Skoro uważam, że moje życie nie jest specjalnie interesujące i wciąż nie znajduje w nim materiały na powieść, która by zachwyciła innych, to może trzeba zacząć przyglądać się życiu innych ludzi? I tak dokonuje się w dotąd raczej nudnym życiu rewolucja. Zdradzony przez żonę, której zazdrości sukcesu (jej powieść choć pretensjonalna odniosła spory sukces), Álvaro postanawia wykorzystać propozycję szefa by zrobić sobie dłuższy urlop i wynajmuje mieszkanie, by zmienić otoczenie. I próbuje pisać...

niedziela, 16 października 2022

Baśniowa opowieść - Stephen King, czyli by pomagać innym trzeba mieć wielkie serce

Jak ja dawno nie sięgałem po Kinga i to takiego z odrobiną fantastyki (mniej tu grozy). Po kryminałach można by mieć nawet obawę czy wróci jeszcze do takich bardziej klasycznych historii, ale oto jest! Długa, rozbudowana, pełna fantazji baśń. Nawet morał się znajdzie. I choć można być zaskoczonym jak udaje się przechodzić płynnie od rzeczy, które są raczej rodem z bajek dla dzieci, do scen raczej z koszmarów dorosłych, King robi to jak zwykle od niechcenia i człowiek i tak nie odrzuca książki w kąt.
Po pierwszych rozdziałach zastanawiałem się: kiedy to się rozkręci, ale cholera, nawet ta historia o chłopcu, który w zamian za to żeby ojciec przestał pić, obiecał w modlitwie Bogu jakiś wyjątkowy czyn, wciąga i zaciekawia. Niby mało się tam dzieje, ale czujemy, że to przydługi wstęp do jakiejś dalszej części. Charlie przypadkiem znajduje się przy posesji sąsiada, gdy ten potrzebuje pomocy z powodu złamanej paskudnie nogi. Dotąd pan Bowditch raczej stronił od towarzystwa i zniechęcał do bliższej znajomości, ale teraz chłopak przełamuje tą barierę, bo ujrzał w tym szansę wypełnienia swojego "zobowiązania" wobec siły wyższej. Ten dobry uczynek okazuje się jednak obciążony dość dużym ryzykiem, a potem popycha chłopaka do jeszcze bardziej niebezpiecznych kroków. 

Johny, czyli ksiądz też człowiek

Długo odkładałem napisanie notki o tym filmie, bo nie jest mi wcale łatwo o nim napisać. Postać księdza Kaczkowskiego jest dla mnie osobiście ważna, czytałem jego książki, obserwowałem jego poczynania, oglądałem wywiady i uważam, że jak mało kto zasługuje na to by o nim powiedzieć: owoce zostawił po sobie dobre. Nie był na pewno ideałem, ale potrafił pociągnąć za sobą innych do tego by czynić dobro, fascynował, a jego doświadczenie choroby i cierpienia jest ogromną lekcją dla nas wszystkich - znaleźć sens nawet w tym co trudne i przekuć to na coś dobrego... Dlatego film również jest dla mnie ważny i cieszyłem się na niego bardzo. Nie uważam jednak go za arcydzieło, dlatego tak trudno mi było zebrać się do napisania różnych refleksji po jego obejrzeniu. Na pewno zasługuje na duże brawa kolejna świetna rola Dawida Ogrodnika - to co wyczynia ten facet przeobrażając się w kolejne postacie jest fenomenalne. Udało się też...

sobota, 15 października 2022

Pinokio - Vincent Paronnaud Winshluss, czyli mrocznie ale jakże klimatycznie

Niech Was nie zmyli tytuł. Klasyczna opowieść została tu podana w dużo bardziej współczesny, mroczny i pełen czarnego humoru sposób. O ile tam można powiedzieć, że los bywa okrutny i czasem karze za błędy, to tu ta kara spotyka większość postaci, można by powiedzieć nawet, że po prostu nieszczęście nie wybiera, ale równo obdarza wszystkich napotkanych. Znajdziecie tu oczywiście motywy z pierwotnej wersji - od stwórcy/wynalazcy, przez różne przygody i postacie (np. świerszcza zastąpił karaluch), ale całość jest dużo bardziej rozbudowana, wielowątkowa. To widać nawet w przejściach pomiędzy kolejnymi planszami, bo różnią się one stylem, trzeba więc trochę skupienia, by połączyć sobie wszystkie historie w spójną całość. A robi ona wrażenie!

Oskar i Pani Róża, czyli z nikim innym nie chce gadać

Pewnie gdyby nie wcześniejsza lektura powieści Erica Emmanuela Schmitta (pisałem o niej tu) i zachwyty czytelników, porównujących ją do Małego Księcia, pewnie ten film bym sobie odpuścił. Nie przepadam za kinem familijnym, bo rzadko ono robione jest na dobrym poziomie, zbaczając albo ku żenującemu humorowi lub znowu ku klimatom bardziej dla dorosłych niż ich dzieci. Z Oskarem jestem jednak trochę inaczej, bo nie jest to banalna bajeczka, ale rzecz, która ma pomóc w rozmawianiu o sprawach najtrudniejszych. Po pierwsze: temat stanowi taki kaliber, że trudno tu dowcipkować (choć trochę tego jest i tu i w książce), po drugie: powieść i film chwilami wkraczają w poetykę dziecięcej fantazji, ale to nadaje im ciekawego rysu, nie wpychają bynajmniej w banał. Gdy ma się 10 lat przecież często się fantazjuje. A mimo tego, że Oskar musi szybko dojrzeć, to nadal jest przecież zwykłym chłopcem.
Jak to jest mieć 10 lat i dowiedzieć się, że zostało ci kilka tygodni życia?

Bush - The art of survival, czyli gitarowe, trochę mroczne granie

Jak zaczyna się dzień od kawałka Zenka (Kupatasy, a nie tego od disco polo), to potem chce się nadal jakichś ostrzejszych riffów posłuchać. Mam więc coś z nowości wydawniczych - kapela, która największą sławę miała chyba dwie dekady temu albo i dawniej, nadal jednak mają pazura i grają nieźle. Jeżeli lubicie rzeczy typu dawna Nirvana, mieszankę grung'a, metalu i rocka, to Bush powinien fajnie wejść Wam w głowę. Wokal nie za ostry, ale gitary tworzą chwilami fajną ścianę dźwięku!

środa, 12 października 2022

Ucieczka z Chinatown - Charles Yu, czyli grasz rolę w jakiej cię chcą widzieć

Z lekturami trochę przyhamowałem tempo, bo przez blisko dwa tygodnie nie czytałem wiele, ale pora wrócić do rzeczy pozostawionych na stoliku nocnym. Na początek rzecz od ArtRage, powieść nagrodzona w 2020 roku National Book Award napisana przez gościa, który jest współscenarzystą serialu Westworld.
Czy macie czasem tak, że mimo iż nie ma jakiejś wciągającej fabuły, książka wciąga Was samym pomysłem i formą? To właśnie ten przypadek. Zbudowana w dość ciekawy sposób narracja, stylizowana na scenariusz filmowy, w którym przeplata się to co rzeczywiste i to co jest marzeniem lub po prostu planem filmowym produkcji, w której bohater się pojawia, książka na pewno intryguje. Czy zachwyca? W moim przypadku nie, ale to tytuł interesujący, po który warto sięgnąć. Rzadko bowiem zastanawiamy się nad tym jak w Ameryce czują się kolejne pokolenia imigrantów z Azji, wciąż traktowane jako obcy, choć czasem siedzą tam dłużej niż atakujący ich "prawdziwi obywatele". Gdzieś pomiędzy historyczną i nagłośnioną traumą społeczności ciemnoskórych i marzeniami o tym, by zostać zaakceptowanym, chęcią udowodnienia że jest się tego godnym, Azjaci wciąż napotykają na brak zrozumienia, bariery, czy nawet przemoc.

wtorek, 11 października 2022

Wilki - Wszyscy marzą o miłości, czyli po co jestem gdy ciebie nie ma

 I jeszcze jedna notka na szybko - tym razem Wilki, czyli kapela, która ma wielu fanów, choć pewnie większość kojarzy ją głównie z "Baśką". Tymczasem zespół obchodzi w tym roku 30 rocznicę pierwszego krążka i wypuszcza album, który wcale nie jest odcinaniem kuponów do popularności. Niby grają tak samo, ale Robert Gawliński tym razem postawił chyba na bardziej pozytywny i emocjonalny przekaz - może po pandemii postanowił pokazać co jest najważniejsze? A więc motywem przewodnim jest... miłość i bliskość, potrzeba jaką każdy chyba nosi w sobie. A reszta? Mniej ważna. Trochę jest więc i romantycznie i nostalgicznie i tak jak już to mający swoje lata rockmen potrafi, czyli piłem, ćpałem, bawiłem się, a teraz potrafię dostrzec że sens jest gdzie indziej. A to wszystko w takim jego niepowtarzalnym stylu, czyli rockowych balladach, nie za wolnych, ale takich trochę rozkołysanych. I śpiewanych tak to on już potrafi jakby od niechcenia. 

Sprawa 1569 - Jørn Lier Horst, czyli przecież dowody były mocne

Ach jak ja lubię powracać do Williama Wistinga, czyli do serii kryminałów norweskiego pisarza Jørna Liera Horsta. Od pierwszego tomu złapałem jakąś fajną energię i kolejne tomy cyklu zwykle nie czekają długo na swoja kolej - z tym miałem wyjątkowo długą przerwę, ale ponieważ wiem, że wyszedł już kolejny, to postanowiłem nadrabiać zaległości. Czemu tak bardzo podobają mi się te kryminały? Ano były policjant nie opowiada bajek, tylko pokazuje normalną, codzienną robotę, sprawdzanie hipotez, śladów, przesłuchania. Tu jeżeli nawet akcja gdzieś pod koniec powieści trochę przyspiesza, to wcześniej wiemy że czeka nas dość żmudne śledztwo. Czy to sprawia, że jest nudno? Ano właśnie co ciekawe to nie. Horst tak zgrabnie prowadzi nas w detale dotyczące dochodzenia, że idziemy za nim z ciekawością, zbierając niczym okruchy kolejne ślady. Czy będzie łatwo odgadnąć sprawcę? Czasem tak, czasem nie. Bo rzecz nie tylko w samym wskazaniu mordercy, ale udowodnieniu mu winy. Albo uniknięciu błędu, tak jak w przypadku sprawy opisanej w tym tomie.

poniedziałek, 10 października 2022

Nic bardziej mylnego - Radek Kotarski, czyli wiedziałeś, że...

Kilka osób opowiadało mi o tej książce, zachwalając ją, że lekka i całkiem interesująca, mimo więc stosów innych tytułów postanowiłem ją szybciutko połknąć jako coś dla odmiany. Ale szczerze? Niewiele tu dla mnie rzeczy i informacji nowych, a nawet jeżeli takowe znalazłem to nie do końca przekonuje mnie ten styl - niby żartobliwy, bez mądrzenia się, ale i bez pogłębienia wiedzy. To nawet nie tyle wiedza, a raczej ciekawostki z zakresu historii, przyrody, nauki. Kotarski, który wcześniej prowadził kanał na YT o podobnej tematyce wychodzi od jakiegoś mitu, błędnego przekonania, a potem dostarcza dowodów na to, że nie ma on nic wspólnego z prawdą. Chcecie przykładów?

Stratovarius - Survive, czyli melodia ale i mocne brzmienie

Nadrabiam trochę ilość notek na blogu, nie dziwcie się więc, że będą wpisy krótkie i trochę o rzeczach może mniej interesujących, czy głośnych. Czasu braknie :) Ale czasem wpadnie chwila na jakąś fizyczną pracę i choćby tak jak dziś gdy zapomniałem telefony gdzie mam audiobooka z najnowszym Kingiem, można odpalić jakąś płytę.
Padło na coś energetycznego i gatunek, którego słucham raczej mało. Metal. Ale nie bardzo ciężki, żaden tam death, tylko coś bardziej melodyjnego, co pewnie niejednemu wpadnie w ucho. Kiedyś popularność zdobył choćby Europe, ale kolesie ze Stratovarius nie są kapelą jednego przeboju - od lat nagrywają coś co chyba najlepiej będzie zdefiniować jako metal symfoniczny i mają sporo fanów. Teraz po po kilku latach milczenia kolesie ze Skandynawii powracają z nowym albumem.

niedziela, 9 października 2022

Buen Camino, czyli bo życie jest drogą

Ostatnie 10 dni nie było na Notatniku żadnych wpisów, teraz wrzuciłem dwa, które czekały od M., wykorzystującej m.in. zaproszenia do Multikina pod moją nieobecność, ale pewnie jeszcze kilka dni nie będzie mi łatwo wrócić na dawne tory i pisać z taką regularnością jak wcześniej. Gdzie mnie nosiło? Po Koronie Gór Polski kolejne marzenie zrealizowane, czyli jeszcze przed moimi 50 urodzinami poszedłem na Camino, czyli pielgrzymkę do Santiago de Compostella. A poniżej znajdziecie pewien skrót z relacji jakie zamieszczałem na swoim prywatnym profilu na FB i garść zdjęć.

Łamię zwyczaj by na Notatniku były tylko recenzje, bo jednak to doświadczenie jest na tyle ważne, że musi się tu znaleźć, a skoro było już kilka wpisów krajoznawczo-podróżnicznych to niech będzie również taki bardziej duchowo-refleksyjny. Gdyby ktoś potrzebował detali, bo wiadomo że to pewien skrót i to dość subiektywny, bez szczegółów, to proszę pisać na maila przynadziei@wp.pl lub w komentarzu. Trasa portugalska wybrzeżem, wyszło trochę ponad 130 km i mieliśmy pełne 3 dni w Santiago w tym wypad do Muxii i Fisterry + wodospady Ezaro. Pełna trasa: Baiona - Vigo-Redondela-Pontevedra - Caldas de Reis - Pedron - O Miladoro - Santiago. Samolot do Porto i dalej autobus na start i potem z mety.

Madame Butterfly, czyli trofeum z motyla

Kilka lat temu byłam na „Madame Butterfly” w Teatrze Wielkim. Piękna inscenizacja, wspaniale pomyślana scenografia, piękne kostiumy – efekt wow! Spodziewałam się, że retransmisja tej opery z The Royal Opera w Londynie przyćmi przepychem nasze, warszawskie przedstawienie. I ogromne zaskoczenie – scenografia iście spartańska: kilka przesuwny drzwi, kilka rekwizytów na scenie, ascetyczne kostiumy. Czy miało to jakiś wpływ na odbiór tej opery? Jeżeli – to na plus. Nic nie rozpraszało uwagi, była tylko historia pewnej miłości opisana cudowną muzyką Pucciniego.

Przełom XIX i XX wieku. Japonia otwiera się na świat. Przybywają do niej kupcy i turyści, każdy chce poznać ten inny, egzotyczny kraj. Kraj o diametralnie innej niż zachodnia kulturze, obyczajowości, religii, można wykorzystać możliwości jakie ten oferuje, zdobyć znajomości, rozwijać wspólne interesy.

Czkawka, czyli bez wódki nie rozbieriosz

Czy można połączyć w jedno świat rzeczywisty i nierealny? Wydawać by się mogło, że nie, ale czy na pewno. W teatrze wszystko jest możliwe. Wprawdzie trochę mnie przeraża wizja takiej dwoistości, choć z jednej strony dobrze się czuję mając pod stopami ziemię, z drugiej strony – magia kusi.

Tragikomedia Vladimira Zujeva wprowadza nas w świat realizmu magicznego. Jego istotą jest współdziałanie dwóch elementów – realności i magii. Dla mnie to dwa różne bieguny, ale w świecie Zujeva są one jednością. Spotkanie tych dwóch światów jest o tyle niezrozumiałe co pociągające. Bo co by było gdybym to ja miała taką magiczną czkawkę?

sobota, 1 października 2022

Minuta ciszy, czyli branża jak każda inna?

Ależ się cieszę z powstania tego serialu i jak mi żal, że to tylko 6 odcinków. Świetna obsada, scenariusz, pomysł! Ta mieszanka polskich realiów, smaczków z branży funeralnej, dramatu i czarnej komedii. Tego, że Więckiewicz będzie świetny byłem pewien, ale zaskoczył mnie bardzo miło Piotr Rogucki, po raz pierwszy doceniłem go mocniej jako aktora.
Krótko o fabule:
Głównym bohaterem serialu jest Mietek Zasada, listonosz z prowincjonalnego miasteczka. Właśnie przechodzi na emeryturę, ale zostaje postawiony w dziwnej sytuacji - jego przyjaciel, gliniarz też na emeryturze popełnił samobójstwo i proboszcz postawił veto na jego pogrzeb. Żadna firma nie chce się więc tego podjąć, a jednym wyjściem dla Mietka pozostaje pochować go samemu. Okazuje się, że założenie firmy pogrzebowej nie jest wcale takie trudne. A skoro powiedziało się A...