wtorek, 30 lipca 2019

For Warsaw with love - Michał Urbaniak, czyli pamiętamy

Jutro o 5 rano wyjazd do Kostrzyna, a potem kilka dni niesamowitego festiwalu.
I notek w związku z tym nie będzie. Kompa nie biorę, a i z neta nie mam zamiaru za bardzo korzystać.
Ale wypełniam plan na lipiec - 31 notek. I zostawiam Was z czymś wyjątkowym. 1 sierpnia świętujemy z żoną co roku nie tylko dlatego, że to nasza rocznica ślubu (21), ale i wspominając wszystkich tych, którzy walczyli i ginęli w Powstaniu Warszawskim.
Będziemy pod sceną i wraz z innymi uczcimy ich pamięć minutą ciszy. W tym roku niestety nie byliśmy na koncercie pod Muzeum Powstania, ale za to muzycznie od kilku dni towarzyszy mi płyta Michała Urbaniaka, wydana właśnie w ramach obchodów 75 rocznicy Powstania. Ten świetny skrzypek i saksofonista zaprosił do nagrania krążka wielu znakomitych gości z USA (m.in. zagrali Marcus Miller, Lenny White czy David Gilmore) i ofiarował nam przedziwny koktajl, w którym to co polskie przeplata się z tym co amerykańskie.

poniedziałek, 29 lipca 2019

Dwa razy Escobar, czyli raz lepiej, raz gorzej

Jutro jeszcze jedna notka no i wyjazd na Festiwal Pol'and'Rock. Do 4 sierpnia więc notek nie będzie. W planach sporo, bo i nowy Allen, Pavarotii, parę książek... Urlopu na horyzoncie nie widać, więc lato coś czuję, że będzie wypełnione pracą, tym bardziej więc odrobina kultury i blog, by potem zrobić jakąś notkę, będą ratować umysł przed zagotowaniem.

A dziś dwa razy Escobar. Niestety nie serialowy Narcos, który wciąż przede mną, ale dwie produkcje kinowe. No i cóż. Raz lepiej, raz gorzej.

niedziela, 28 lipca 2019

Układ - Igor Brejdygant, czyli to może sięgać wyżej niż nam się wydaje


Ten kryminał to niezbyt częsty przykład, że kontynuacja może dorównywać albo nawet przebijać pierwszą część (pisałem o "Rysie" nie tak dawno). I nawet cieszę się, że czytałem to z niewielkim odstępem, bo dzięki temu całość jeszcze bardziej trzymała w napięciu.
Nie ma może tego zaskoczenia, które związane było ze stanem psychicznym Komisarz Moniki Brzozowskiej, jej przeszłością, której nie pamiętała i dziwnymi sytuacjami utraty świadomości, ale to nie znaczy że wszystko jest od razu klarowne i oczywiste. Co z tego, że już wie że była wykorzystywana i odurzana psychotropami, skoro nadal nie potrafi odpowiedzieć na pytanie kto za tym stał i po co to robił. Ci ludzie są jak nieuchwytne duchy, w dodatku zawsze o jeden krok przed policją.

Rodzina Addamsów, czyli kto tu jest normalny

Teatr Syrena był dla mnie odkryciem ubiegłego sezonu. Nadrabiałem zaległości, oglądałem premiery i mocno trzymam kciuki za tę scenę w przyszłości. Brakuje w Warszawie musicali, a tu nie dość że dyrektor dba o to, żeby wciąż czymś zaskakiwać (na jesień na rockowo), to i nie boi się eksperymentów ("Nogi Syreny"). "Rodzina Addamsów" to już ich klasyk, którym udowadniają, że mimo dość niewielkiej sceny potrafią stworzyć widowisko, które może podobać się wszystkim. No i muzyka na żywo! Jak ja ich kocham za to.
Tytuł kojarzy się pewnie wszystkim z filmem i bardzo słusznie, ale to nie jest tak, że tylko małolaty będzie bawił ten czarny humor.

Labirynt Fauna - Guillerno del Toro, Cornelia Funke, czyli czy potrafisz wyczuć zło

Czy pamiętacie film "Labirynt fauna", od którego zaczęła się na dobre sława Guillema del Toro? Oto reżyser postanowił wrócić do tej historii i wraz z Cornelią Funke, znaną autorkę książek dla młodzieży, wydać ją w wersji książkowej. Z jednej strony odezwą się pewnie głosy: ale jak to, przecież prawie nigdy nie udaje się napisać dobrej powieści na podstawie scenariusza. Z drugiej pewnie ci którzy nawet znają film, chętnie do niego powrócą. Zwłaszcza, że Cornelia Funke rozbudowała to co widzieliśmy w filmie o większą ilość legend, które pozwalają nam zrozumieć bieg wydarzeń w teraźniejszości. Wejdziemy do Podziemnego Królestwa, poznamy los poszczególnych artefaktów i to jak wpływały na ich posiadaczy. A więc moim zdaniem warto!

Duże brawa na początek dla wydawnictwa Zysk i S-ka za to, że nie poszły na łatwiznę i nie skorzystały na okładce ze zdjęcia z filmu. Chwała! Za samo wydanie (bardzo ładne) i klimatyczne ilustracje chwała po trzykroć.

piątek, 26 lipca 2019

Cienie imperium, czyli jak wrócić do domu gdy go już nie ma

cienie imperium
W kinach pojawia się ciekawy dokument dla tych, którzy interesują się naszymi wschodnimi sąsiadami, historią i geopolityką. Debiutujący w długim metrażu Karol Starnawski nie stara się jednak edukować, porządkować dat, czy zdarzeń. Pokazuje perspektywę zwykłych ludzi ich dramatów, a poprzez nie porusza nas bardziej niż gdyby pewnie miał zarzucić nas liczbami ofiar. Chyba jakoś niestety przyzwyczailiśmy się do widoku czołgów, wybuchów, ludzi w mundurach i informacji pełnych niepokoju co jakiś czas docierających do nas z obszaru byłych republik radzieckich. Imperium socjalistyczne rozpadło się na kawałki, ale to nie znaczy że Wielki Brat nie próbuje wciąż wtrącać się w różnych regionach i rozgrywać jakieś własne interesy. Od rozpadu Związku Radzieckiego kilkanaście razy wybuchały konflikty na mniejszym lub większym terenie, Rosja za każdym razem wkraczała tam mocno, a czasem zostawała na długie lata jako "rozjemca"... Tu rany nie zabliźniają się wcale tak łatwo, bo też nie ma sił międzynarodowych, które by pilnowały odbudowy, porządku społecznego, sprawiłyby że normalne życie może powrócić bez przeszkód.
Jak się żyje w cieniu imperium?

czwartek, 25 lipca 2019

Krople deszczu padają mi na głowę. Autobiografia, czyli… legenda muzyki - Burt Bacharach, opowiada o sobie

Kiedy w koszu w Tesco, daleko od Warszawy, „spojrzała” na mnie ta książka wiedziałam, że pochłonę ją w kilka chwil. Burt Bacharach, amerykański kompozytor, zdobywca Oscarów (3) , licznych nagród Grammy (6) i Emmy oraz wielu innych, towarzyszył mi od dzieciństwa aż do dorosłości; zawsze zadziwiający linią melodyczną swoich utworów, która natychmiast zapadała w pamięć. To zapewne dzięki niemu lubię filmy muzyczne i dzięki niemu (a właściwie jego piosenkom) zwróciłam uwagę na wielu wykonawców tamtego okresu: Dionne Warwick, Atlethę Franklin, Toma Jonesa czy Herba Alperta. Bo Burt Bacharach pisał utwory różnych gatunków: muzykę pop, muzykę filmową, współtworzył musicale. I na każdej niwie odnosił sukcesy.

Imię róży, czyli co wolno, a czego nie wolno czytać


Film z Seanem Connerym był genialny, ale zdaje się, że teraz coś co ma więcej niż 20 lat, nadaje się już do odświeżania (nie wiem po jaką cholerę). Dobrze, że przynajmniej wydłużono całość - serial jednak rządzi się trochę innymi prawami i daje szansę na rozłożenie akcentów ciut inaczej. Może i tempo jest wolniejsze, dzięki temu jednak bardziej chłonie się atmosferę miejsca, próbuje odgadywać powiązania pomiędzy postaciami. Rozbudowano wątek wcześniejszych wydarzeń, prześladowania różnych ruchów odwołujących się zarówno do Ewangelii, jak i nawołujących do odrzucenia bogactwa, co przecież miało stanowić też temat debaty, która była celem przybycia bohaterów do opactwa Benedyktynów. To nie wątek kryminalny jest najważniejszy, on pojawia się i znika, a na pierwszy plan wysuwa się starcie dwóch wizji Kościoła.

środa, 24 lipca 2019

Welcome Home Boys, czyli Mumio na żywo i na ekranie

W ramach festiwalu rocznicowego (Ktoś zapukał mi do buta, czyli 21 lat Mumio / 17-27 czerwca 2019) w Teatrze Ateneum udało nam się zobaczyć chyba najnowszy jak na razie program tej ekipy. Welcome Home Boys to ogromna dawka absurdalnego humoru i ciekawych pomysłów w wykonaniu Dariusza Basińskiego i Jacka Borusińskiego. Wspiera ich Tomasz Drozdek (nie tylko muzycznie), a Jadwiga Basińska tym razem jedynie na ekranie. Nie, nie przesłyszeliście się: na ekranie, bo spora cześć tego co widzimy to różne instalacje video, wcześniej nagrane i stanowiące sporą część materiału. Czasem ktoś z członków kabaretu staje na scenie wykorzystując to co dzieje się na ekranie, a czasem widzimy jedynie fragmenty filmów, przypominające jako żywo ich przedziwne pomysły na reklamy.


poniedziałek, 22 lipca 2019

Fin de..., czyli człowiek człowiekowi

Spektakl dziwny, intrygujący, zmuszający do refleksji. Składający się z kilku scenek, z których jedne oparte są wyłącznie na ruchu, geście, mimice, ale nie jest to pantomima; inne zawierają teksty wykonywane w językach obcych, a niektóry mówione są po polsku. Każda z nich opowiada jakąś mini historię, ale żadna z nich nie wywołuje uśmiechu. Każda z nich zawiera w sobie jakąś zadrę współczesnego świata, jakieś nieszczęście, niesprawiedliwość czy krzywdę, którą - my ludzie - wyrządzamy sobie nawzajem lub w swojej bezduszności pozwalamy by działa się sama z siebie. Nie jestem pewna czy wszystkie odczytałam zgodnie z założeniem autora (Sylwester Biraga – autor, choreograf, reżyser, aktor), ale każda z nich powodowała, że kąciki ust opadały na dół. Było w nich coś tak przejmującego, że skóra mi cierpła na plecach, a myśli nie były wesołe. To naprawdę straszna wizja tego co nas czeka jeśli telefon zastąpi nam drugiego człowieka albo pozwolimy by jeden człowiek mógł krzywdzić drugiego bezkarnie w imię władzy, pieniędzy, widzimisię…

niedziela, 21 lipca 2019

You - Caroline Kepnes, czyli jego zdaniem zaiskrzyło od razu

Książka ukazuje się na naszym rynku zdaje się powtórnie, bo sporo hałasu narobił wokół tego tytułu serial Netflix. Ekranizacji nie widziałem więc się nie wypowiem, ale szczerze mówiąc nawet nie wiem czy mam ochotę. W literackiej wersji mam wrażenie, że dużo ciekawiej wejść w głowę psychopaty, a nie jedynie obserwować jego czyny. Ty opowiada bowiem o miłości, obsesyjnej, urojonej. Kochać kogoś tak bardzo, że chciałoby się jego na własność - niby nic nowego, ale tu interesująca jest nie tylko fabuła, pomysł, ale i język powieści.
Tyle że pewnie nie dla wszystkich będzie on strawny. Joe Goldberg nie jest grzecznym chłopcem, choć marzy o miłości idealnej, w różnych jego, podejrzeniach, różnych wizjach jest dość obleśnie. Wulgaryzmy, sceny niczym z porno, obsceniczne zachowania - ta powieść ma być okazją do wejścia w psychikę kogoś zaburzonego, kochającego władzę, planującego wszystkie szczegóły i pilnującego by działo się dokładnie tak jak on tego chce.

sobota, 20 lipca 2019

Goście z Galaktyki Arkana, czyli coś wymyślę


 Dawno nie byłem gościem Kina Iluzjon, ale widzę że po okresie chudych lat wróciło ono do łask Warszawiaków i nabiera statusu miejsca kultowego. Gdzieżby indziej można trafić na fajne retrospekcje, filmy czasem już zapomniane, a warte odświeżenia. Pokazy z muzyką na żywo, filmy których nigdzie indziej raczej się nie obejrzy przyciągają czasem nawet większą publikę niż normalny repertuar. Zastanawialiśmy się ile osób będzie zainteresowanych cyklem czeskich retro horrorów, które powstawały w latach 80. I zdziwienie, bo salę trzeba było zmienić na większą niż planowano. I skończyło się oklaskami.
Gdyby ktoś był zainteresowano to za tydzień jeszcze jeden wyjątkowy pokaz w ramach tego cyklu (tu info), choć jeżeli ktoś mieszka w Warszawie po prostu zachęcam do śledzenia profilu kina (bilety tanie, a na Wałbrzyskiej chyba nawet za darmo). A teraz o filmie.

czwartek, 18 lipca 2019

Nie tylko w kolorze, czyli Ja OlgaHepnarova i Listopad


Jutro wypad do Kina Iluzjon, które od lat w Warszawie organizuje pokazy klasyki kina, retrospekcje, cykle tematyczne (jutro czeskie S-F). Przyszło mi do głowy, że to dobra okazja by napisać o dwóch filmach, które są niby nowe, ale poprzez to że są czarno białe, podobnie jak Zimna wojna, wywołują zupełnie inne emocje niż to do czego jesteśmy przyzwyczajeni.

Na początek coś o czym już kiedyś pisałem. Pamiętacie reportaż Ja, Olga Hepnarova? 
To co tam było dla nas pewną zagadką, w filmie również ma podobny charakter. I może dobrze? Nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie czemu ktoś postanawia zabić ileś osób i nie ma z tego powodów wyrzutów sumienia. Dla socjalistycznych społeczeństwa był to tym większy szok, bo przecież władza twierdziła, że taka patologia to jedynie na zgniłym zachodzie. Film stara się pokazać skomplikowaną osobowość bohaterki, ani specjalnie jej nie broniąc, nie tłumacząc, a jednocześnie nie jest jawnym oskarżeniem o jakieś zaburzenia psychiczne. Czujemy samotność tej dziewczyny, tragizm jej sytuacji, tym bardziej że jej otoczenie uważa jej skargi za jakieś fanaberie.

środa, 17 lipca 2019

Pamiętnik księgarza - Shaun Bythell, czyli jak oni to robią

Mam trochę kłopot z tą książką. Reklamy obiecują bestseller, zrywanie boków ze śmiechu, rewelacyjną zabawę. Szczerze mówiąc humoru tu wcale nie tak dużo, książka niestety chwilami jest nawet nudna (np. sporo odwołań do autorów i tytułów, które były mi kompletnie obce), denerwująca (powtórzenia i niewielkie błędy np. najpierw telefon, że książka już jest do odbioru, a potem informowanie ile dni jeszcze trzeba na nią czekać) i nie porywa. A mimo tego, przeczytałem ją z przyjemnością. I z zazdrością.

I pewnie długo mógłbym pisać o swoim marzeniu, by kiedyś pracować w miejscu pełnym książek, czymś w rodzaju klubokawiarni, z koncertami, wystawami, spotkaniami. Rynek w Polsce jest jednak jaki jest - trzeba cieszyć się z istnienia takich miejsc, wspierać je, ale nieustannie są one raczej domeną szaleńców, którym chyba nie zależy na kasie, bo utrzymać się z takiej pracy jest ciężko. Może jeszcze w dużym mieście jest to bardziej realne... A tu proszę. W niewielkim miasteczku działa nie jedna księgarnia, ale kilkanaście, żadna nie plajtuje, a społeczność lokalna cieszy się z ich obecności i sławy jaką im przynoszą. U nas na gwałt samorządy próbują budować, kombinować atrakcje, a tam proszę: mieli kilka sklepów zajmujących się książkami, pozwolili otworzyć kolejne, wspierają festiwale literackie i przyciągają tłumy turystów. Czyżby Szkocja była tak różna od Polski?
Przecież tam też mają podobne problemy jak u nas - ludzie szukają najtańszych ofert, kupują w sieci, przechodzą na e-booki, a księgarnie cienko przędą. A jednak się udało.

wtorek, 16 lipca 2019

Obsesje, czyli o paniach, ale nie tylko dla pań

MaGa: Kiedy zobaczyłam Annę Smołowik w spektaklu „Kompleks Portnoya” od razu zwróciłam uwagę na jej głos, dlatego na „Obsesje” nie trzeba mnie było namawiać.

R.: Zdaje się, że ten projekt już parę lat krąży po warszawskich scenach i aż by się chciało życzyć i sobie i artystom, by mogli go grać gdzieś bardziej regularnie. Może właśnie na deskach teatru WARSawy? Jest zabawnie, ale i poważnie, chwilami ostro, ale i bardziej nostalgicznie, na luzie, z fajnym kontaktem z publicznością. Piosenka i stand-up w jednym, a wszystko to wokół babskich obsesji.


MaGa: Smołowik weszła na scenę z taką miną, że kiedy oznajmiła iż jest aktorką z chorobą dwubiegunową, to mi się jej zrobiło autentycznie żal. Dobra jest! Kłamczucha jedna 😊. Mnie Pani Anna uwiodła głosem, więc pewnie jako uwiedziona nie będę wiarygodnym głosem w dyskusji, ale mnie się ten spektakl bardzo podobał. Trochę ironii, trochę groteski i te współczesne obsesje współczesnej kobiety. Przedstawione z wdziękiem, z przymrużeniem oka. Trudno jest opisać spektakl muzyczny, bo cała jego wartość leży w tekstach, muzyce i interpretacji, a tego słowami tak łatwo się nie opisze. A teksty Julii Holewińskiej stanowiące przekrój kobiecych fobii naprawdę w tym spektaklu były fajne, bawiły bądź wzruszały.

poniedziałek, 15 lipca 2019

Riese - Robert J. Szmidt, czyli jeszcze raz zobaczyć niebo

Dawno nie sięgałem po tytuły z uniwersum Metro 2033, a teraz wpadła mi w ręce książka autora, którego już lubię, wiem że gwarantuje dobrą rozrywkę. No i zrobiłem błąd. Rzuciłem się na Riese, zapominając o tym, że przecież mam lukę w tej historii. Najpierw była Otchłań, potem Wieża, którą niestety gdzieś w różnych planach czytelniczych dziwnie pominąłem i teraz mam tom trzeci. Cóż, skoro już się za to zabrałem, to przerywać nie chciałem, a do drugiej części wrócę niebawem. Przecież wiedza o tym iż bohaterowie przeżyli, nie jest taką wielką tragedią, bo można było się tego spodziewać. Metro 2033 to przede wszystkim klimat, dobrze oddane warunki życia w świecie po wybuchu bomby atomowej, akcja pełna niebezpieczeństw, nie zawsze tu wszystko kończy się happy endem (a raczej rzadko), natomiast główni bohaterowie zwykle jednak przeżywają. Czasem jedynie po to by wpaść w jeszcze większe gówno...

sobota, 13 lipca 2019

Król, czyli burdele, gangsterzy i stolica

MaGa: Bardzo lubię prozę Twardocha za jej pełnokrwistość, nerw, opisy, które zapadają w pamięć. Miałam niejakie obawy co do tego spektaklu wystawionego przez Teatr Polski w adaptacji Pawła Demirskiego i w reżyserii Moniki Strzępki. Od razu powiem – niepotrzebnie.

R.: To powieść głośna, ciekawy portret Warszawy z okresu dwudziestolecia międzywojennego, dość kontrowersyjny, bo w bardzo negatywnym świetle pokazujący sytuację środowisk żydowskich. Pewne mniejszości i fala antysemityzmu urasta tu do jakichś ogólnonarodowych fobii, ba nawet politycznych planów, które miałyby zostać zrealizowane, by oczyścić kraj z tego co "brudne". Fajnie, że to co szeroko dyskutowane udało się tak szybko przenieść na deski teatralne. I muszę przyznać, że dość udanie, bo powieść która nie jest wcale prosta w warstwie fabularnej, pełna wizji, snów, fatalizmu, na scenie Teatru Polskiego wcale nie wydaje się z czegoś okrojona.

M.: To opowieść o Kaplicy, „królu” Warszawy, gangsterze, który ma w ręku policję, polityków, dziennikarzy i jego pupilu - Jakubie Szapiro, bokserze, prawej ręce, który marzy, by stać się kiedyś takim „królem”.

R.: Dodajmy jeszcze nie tylko o nich, ale i o młodziutkim chłopaku, którego ojca zabili i który się do nich "przykleja". Wspomniałaś: gangsterzy i rzeczywiście to Warszawa o jakiej mało się pisze. Ale przewrotne to trochę, by jako ofiarę prześladowań, niesprawiedliwego losu ukazać człowieka, który sam krzywdzi innych, jest nieczuły na nieszczęścia jakie dotykają ludzi, myśląc jedynie o sobie, swojej wygodzie. Pomaga, troszczy się, ale jedynie po to, by pokazać swoją moc, swoją łaskawość. A sam trwoni kasę na przyjemności. Pieniądze rządzą światem - świat Kaplicy to zaułki, burdele, spelunki, targowiska.

piątek, 12 lipca 2019

Bitamina - Kwiaty i korzenie, czyli taki kraj sroga zima ale będzie wiosna

Ależ miłe muzyczne zaskoczenie. Jak tak dalej pójdzie to zacznę więcej słuchać hip hopu i rapowania, choć dotąd omijałem taką muzykę. A tu proszę, najpierw zachwycił Igo z albumu Albo Inaczej 2, a teraz nowe odkrycie: Bitamina.
Rany, jakie to jest pokręcone. Na pewno nie jest to klasyczny hip hop, z jakimś bitem, niby jest nawijka, ale muzyka raczej eksperymentalna, jazzowa, zabawa nie tylko słowem, ale i melodią, jakimiś wstawkami, które mają budować atmosferę (jakieś dialogi, opowiadanie). Jest w tym coś oryginalnego, przykuwającego uwagę, jeszcze bardziej podkreślającego tekst. A ten też jest niebanalny. Zwierzenie prezydenta, miłość mrówki do słonia? A czemu nie. O sprawach codziennych, zwyczajnych, ale i z humorem, ironią, inteligentną zabawą rymami, przenośniami, a czasem z mocniejszym słowem.

czwartek, 11 lipca 2019

I znowu zgrzeszyliśmy dobry Boże, czyli swoi czy jednak obcy?

Lada chwila premiera drugiej części bardzo popularnej jakiś czas temu komedii francuskiej "Za jakie grzechy dobry Boże", najwyższa pora powiedzieć więc czy jest tak dobrze jak za pierwszym razem.
Jak się pewnie spodziewacie: nie. Większość komediowego potencjały tych postaci wykorzystano w pierwszej części, a teraz po prostu warto potraktować to jako kolejne spotkanie z dobrymi znajomymi. Przyjemnie spędzimy z nimi czas, niczym nas jednak nie zaskoczą. Skoro wszystkie córki wyszły już za mąż i to za cudzoziemców, to większej tragedii dla rodziców, którzy są konserwatywni chyba być nie może. Przypomnijmy: w rodzinie są już zięciowie z Chin, Algierii, Izraela oraz z Afryki (z Konga o ile dobrze pamiętam). Claude i Marie Verneuilowie (Christian Clavier, Chantal Lauby) oswoili się już z wyborami córek, przeżyli nawet odwiedziny u wszystkich teściów, cieszą się wnukami, czasem który jest przed nimi, gdy już na zasłużonej emeryturze będą mogli odpoczywać otoczeni pociechami.

środa, 10 lipca 2019

Morderstwo w winnicy, czyli chciałoby się tam pojechać...

I kolejna wakacyjna lektura. Tym razem Prowansja, słońce, dobre jedzenie, wino... Ech... W takich warunkach to i śledztwo chyba przyjemniej prowadzić. Zwłaszcza, że sędzia Verlaque nie pozwoli sobie zapomnieć o potrzebach ciała - przecież umysł pracuje lepiej, gdy pozwolić sobie na troszkę przyjemności.
To już trzeci tom z serii „Verlaque i Bonnet na tropie” jaki ukazuje się w Polsce - o dwóch poprzednich  pisałem tu:
Śmierć w Chateau Bremont - M.L Longworth, czyli tam wino smakuje inaczej
i tu:
Morderstwo przy Rue Dumas - M.L. Longworth, czyli urlop drodzy Państwo
Jakoś tak kojarzą mi się te powieści z okresem urlopowym, nawet jeżeli tam jest jesień, a nie lato. I z tomu na tom, mam wrażenie że więcej jest kolorów, smaków, zapachów, które sprawiają, iż te kryminały czyta się z ogromną przyjemnością. Najlepiej mając pod ręką coś do chrupania i może kieliszek :)

wtorek, 9 lipca 2019

Stowarzyszenie Umarłych Poetów, czyli tradycja, honor, dyscyplina i...

Dziś dwugłos w sprawie majowej premiery Och-Teatru.

Jest mi niezmiernie miło donieść, że OCH-Teatr zrobił udany spektakl dla młodzieży starszej (i nie tylko dla młodzieży) „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” w oparciu o film Petera Weira o tym samym tytule. Spektakl o dorastaniu, szukaniu swojej drogi życiowej, kształtowaniu charakterów, przyjaźni, tolerancji, akceptacji i tych wszystkich cech, które chcemy widzieć w dzieciach, naiwnie wierząc, że tylko wykształcenie zapewni im szczęście. Przeniesienia scenariusza kultowego już filmu na deski teatru podjął się Piotr Ratajczak i wyszło mu to całkiem zgrabnie, biorąc pod uwagę specyficzną scenę OCH-Teatru i jej możliwości. Dlatego uważam za godne pochwały rozwiązania, które zastosowano na scenie jeśli chodzi o choreografię (Arkadiusz Buszko), dramaturgię (Maria Marcinkiewicz-Górna) i scenografię (Marcin Chlanda).
Akcja dzieje się w 1959 roku. W męskiej szkole średniej w Vermont obowiązują cztery zasady: tradycja, honor, dyscyplina, doskonałość. Zasady piękne jak się je czyta, ale w Akademii Weltona, która kształciła chłopców, aby stanowili późniejszą elitę kraju, dla utrzymania prestiżu uczelni metody nauczania jakie stosowano ocierały się już o bezduszność. Bezwzględne posłuszeństwo, surowa dyscyplina, wymuszany szacunek do kadry nauczycielskiej były podporządkowane jedynie wykształceniu (wspaniała rola Mirosława Kropielnickiego w roli dyrektora). Rodzice, w oczekiwaniu na sukces synów popierali je nie bacząc na to, że tym samym niszczą zainteresowania i marzenia własnych dzieci, że niejednokrotnie ta szkoła nie była wyborem uczniów, a realizacją ambicji rodziców (bardzo dobry Paweł Pabisiak). Od tamtej pory realia szkolne się zmieniły, nauczyciel nie ma prawa policzkować uczniów, do szkoły nie chodzi się już w mundurkach, nie ma także takiej ilości dyskusji w bezpośrednich kontaktach. To historia elitarnej szkoły sprzed czasów telefonów komórkowych, smartfonów i innych osiągnięć cywilizacyjnych. Pozostaje jednak temat opowiedzianej na scenie historii: o relacjach uczniów z nauczycielami, rodzicami, o wzajemnym zrozumieniu, o kształcie szkoły, o samodzielności myślenia, o kształtowaniu postaw nonkonformistycznych (świetna scena spacerowania po klasie) i co najważniejsze – to lekcja prawdziwego życia, gdzie za dokonane wybory odpowiadasz ty sam. Ponosisz konsekwencje swoich czynów i postaw. I to zarówno każdy uczeń osobno, jak również nauczyciel.

poniedziałek, 8 lipca 2019

Bułgaria. Złoto i Rakija - Magdalena Genow, czyli oj pojechałoby się, oj zasiadło się do stołu...

Lato, wakacje, to i tęskni się za wyjazdami. I przyjemnie sięgnąć po jakąś lekturę, dzięki której choćby na chwilę przeniesiemy się gdzie indziej. Nie musimy szukać egzotyki, skoro możemy ze zdziwieniem odkryć, że ciekawe miejsca znajdziemy nawet całkiem niedaleko. Choćby w Bułgarii.
Z czym kojarzy się Bułgaria? Z demoludami, Złotymi Piaskami i arbuzami... Dzięki tej książce tych skojarzeń mam ciut więcej.
Magdalena Genow stara się nam przybliżyć historię, kulturę, ciekawe miejsca, często odwołując się do pewnych stereotypów jakie mają Polacy lub różnic jakie można dostrzec w naszych zwyczajach (nie sądziłem że kanapki mogą być dla kogoś takim szokiem). Sama pochodzi z rodziny polsko-bułgarskiej, więc to opowieść nie tylko turysty, mieszkańca, ale kogoś kogo serce podzielone jest zarówno na Bułgarię i na Polskę.
Chwilami jest intymnie, dużo tu wspomnień osobistych, ale to raczej zaleta, a nie wada, dzięki temu książka zawiera nie tylko sporo informacji, ale i trochę nostalgii, humoru i wzruszeń. Autorka zaprasza nas do swojej Bułgarii, pragnąc aby stała się ona na chwilę troszkę i nasza.

Wątpliwość, czyli komu uwierzyć

MaGa: Bardzo dobry spektakl. Taki, który jest mocno niejednoznaczny i do końca pozostawia zarówno bohaterki jak i widzów z… wątpliwością właśnie. Lubię takie spektakle, bo zapadają w pamięć.
R.: Dla kogoś, kto jak ja widział już film i zna fabułę, można by powiedzieć, że nie będzie tu wielkich emocji. A jednak to nieprawda. Ta psychologiczna rozgrywka pomiędzy siostrą przełożoną i podejrzewanym przez nią o molestowanie jednego z uczniów księdza, daje okazję do pokazania bardzo wielu odcieni uczuć. Tu liczą się nie tylko słowa, ale również to czego się nie wypowiada, co gdzieś czasem zawisa w powietrzu pomiędzy nimi. Wyraz twarzy, spojrzenie, gest... Wszystko może być dowodem niewinności lub właśnie winy. Tytułowa wątpliwość nie dotyczy jedynie samego oskarżenia, choć ono przecież i nas podzieliło.
MaGa: Mam wrażenie, że siostra dyrektorka, mogła jednak skrzywdzić posądzeniami księdza. Nie była to siostra ciepła, współczująca. To raczej typ dyktatorki. Stąd może to moje nastawienie. A cała jej postawa mówiła, że nowy ksiądz w tej parafii jest na cenzurowanym. Już na wstępie dostał punkty ujemne. Jak kogoś nie lubimy łatwiej przypisujemy mu złe intencje.

niedziela, 7 lipca 2019

Kobieta idzie na wojnę, czyli walcząc z globalnym ociepleniem

Spodziewałem się chyba czegoś w tonach komediowych, tak przynajmniej postrzegałem zwiastun. Tymczasem mimo dość surrealistycznych fragmentów (jakież siły mobilizowane są do walki z jedną ekoterrorystką), historia wcale nie jest bardzo do śmiechy. Kino islandzkie już parę razy zaskakiwało w pozytywny sposób, bo też ich sposób patrzenia na świat, życie tak wielu osób w samotności, dla nas jest czymś ciekawym, po prostu innym. Tu też bohaterką jest kobieta żyjąca samotnie, choć w mieście i zaangażowana w różne interakcje międzyludzkie (m.in. prowadzi chór). Halla ma swoje przekonania i jest gotowa o nie walczyć. Jako najważniejszego wroga postrzega przemysł ciężki, który szuka nowych inwestorów i dróg rozwoju. Ona najchętniej pozamykałaby wszystkie huty i zakłady trujące środowisko, więc tak jak potrafi stara się utrudniać im życie.

Miejsce i imię - Maciej Siembieda, czyli krwawe diamenty

Najnowsza książka Macieja Siembiedy podobała mi się na tyle, że postanowiłem odgrzebać na stosach jego jakiś starszy tytuł. Niestety nie mam pierwszej z cyklu z prokuratorem Jakubem Kanią, więc na razie druga. I chyba nawet podoba mi się bardziej niż "Gambit". Jest mocniejsza intryga, a i wątki z przeszłości są ciekawiej zarysowane, postacie jakieś bardziej żywe.
Wszystko kręci się wokół diamentów, które od wieków budzą pożądanie zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Współcześnie Jakub Kania został poproszony o pomoc w odszukaniu grobów żydów pomordowanych w obozie pracy przymusowej na Górze Świętej Anny na Opolszczyźnie. Okazuje się jednak nie tylko Izrael zainteresowany jest odnalezieniem ich ciał. Z jakichś powodów własne poszukiwania prowadzą też holenderscy przedsiębiorcy i potomkini jednego ze znanych hitlerowców. Wokół bohatera jest aż gęsto od gry różnych grup i agentów, a on nie do końca zdaje sobie tego sprawę, próbując prowadzić spokojne historyczne dochodzenie. 

piątek, 5 lipca 2019

Kobieta, która wpadała na drzwi, czyli wstrząsnęła Pani widownią

MaGa: Poruszająca historia kobiety-ofiary. Spektakl oparty na tekście Roddy Doyle opowiada straszną historię; historię Pauli Spencer - sprzątaczki, matki czwórki dzieci, alkoholiczki, wdowy, żony alkoholika, damskiego boksera… do wyboru, do koloru.


R.: Gdy początkowo słyszymy opowieść pyskatej irlandzkiej dziewczyny, która w dość wulgarny sposób opowiada o swojej młodości, chyba nie spodziewamy się tego co usłyszymy później. Ona wydaje nam się silna, może z czasem, coraz częściej w jej słowach wyłapujemy alkohol, czyli dowód słabości, wciąż jednak nie znamy przyczyny dlaczego jest właśnie taka. Jej miłość, ukochany został zastrzelony przez policję. I znowu nasze kombinowanie: pewnie jakiś bandzior, totalna patologia, razem ćpają, bawią się, robią kolejne dzieci, którymi się nie zajmują. Jedyne chwile gdy słyszymy jakieś słowa pełne emocji, to gdy mówi o nim...

czwartek, 4 lipca 2019

Midsommar. W biały dzień, czyli zrozumcie: to nasza kultura

Jutro do kin wchodzi kolejny film Ariego Astera, a po tym jak poprzedni, czyli "Dziedzictwo. Hereditary" zebrał masę zachwytów, to i oczekiwania są spore. Przyznam się, że ja przy tamtym wcale aż tak bardzo nie piałem z zachwytu - podobał mi się klimat, ale na pewno nie zakończenie, a całość traktuję raczej jako zabawę z horrorem, niż jakieś odświeżenie w gatunku.
I choć "Midsommar" również reklamowany jest jako film grozy (w dodatku jako jeden z nielicznych, którego akcja dzieje się w całości w świetle dnia), to znowu chyba ci co lubią się bać, będą rozczarowani. Ten film raczej nie straszy, różne rzeczy są dość przewidywalne, ale i tak trzyma za gardło. Dlaczego?

środa, 3 lipca 2019

Cesarz, czyli to się jakoś tak odwróciło, że przyzwoitością było brać, a dyshonorem nie brać

M. mobilizuje mnie, by wreszcie napisać zaległe teksty teatralne, więc biorę się za pracę. Dziś ostatni chyba spektakl w tym sezonie, więc jeszcze w lipcu może uda się wybrać to co najciekawsze z tego półrocza. A ten spektakl chyba znajdzie się na podium

MaGa: Zastanawiam się, czy Ryszard Kapuściński pisząc „Cesarza” podejrzewał, że powstanie utwór ponadczasowy; że zmieniając kostiumy, scenografię, czasy, ten quasi reportaż może opowiadać o przeszłości i przeszłości każdej kasty u władzy, przywódców, których deprawuje osiągnięta władza, relacjach członków kamaryli. To, że opisuje dwór cesarza Etiopii Haile Selassje niczego tu nie zmienia. Chciałoby się żyć w innym świecie, ale rzeczywistość skrzeczy.


R.: Cóż, od lat mechanizmy pozostały te same: dwór od wieków rządzi się własnymi zasadami, w których donoszenie, podlizywanie się, intrygi, są na porządku dziennym. Nie możesz funkcjonować poza systemem, bo zginiesz marnie, ale gdy już raz zakosztujesz władzy, zaszczytów, pieniędzy, będziesz chciał więcej i więcej, coraz bardziej oswajając się z tym, że "tak trzeba, bo wszyscy…", coraz bardziej oddalając się od normalnego życia i swoich dawnych zasad moralnych.


MaGa: Swoją drogą trzeba przyznać Kapuścińskiemu, że umiał obserwować świat. Jego „Cesarz” nie jest reportażem, to nie są fakty, to raczej dodatkowe obserwacje do wynurzeń urzędników, którzy po upadku reżimu starają się wyspowiadać, zrzucić z siebie winę, wybielić się przed innymi, jednocześnie opisując jak do tego doszło, jak mogło trwać niemal 40 lat, jak zrodził się bunt i jak wyglądał upadek. Wybór tekstu to zasługa Mikołaja Grabowskiego – reżysera spektaklu, to dzięki niemu mamy niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w tak dobrym, mądrym i świetnie zagranym spektaklu. Mistrzowsko wydobył z tekstu mechanizmy, które niejako wspierają, współtworzą ten chory system.

Na zachodzie bez zmian, czyli koszmar wojny, teatralne przekombinowanie


Są lektury, których lepiej nie zmieniać w adaptacjach teatralnych, bo ich wymowa jest tak jasna i klarowna, że nieudana adaptacja wydaje się być barbarzyństwem. Powieść Ericha Remarque’a „Na zachodzie bez zmian” do takich należy. Ta książka to jeden wielki manifest antywojenny, porażający obraz młodych Niemców dorastających w czasie I wojny światowej, którzy zwabieni ideologicznymi hasłami, młodzieńczym entuzjazmem trafiają do okopów na froncie, przeżywają swoje pierwsze rozczarowania, załamania aż po rozpacz. Wraz z kolejnymi dniami, kolejnymi potyczkami pryska iluzja „żelaznej młodzieży”, pada niewinność uczniów dopiero co zabranych ze szkoły, a ich młodzieńcza ciekawość wojny staje się ich przekleństwem.

wtorek, 2 lipca 2019

Ostra jazda - Ryszard Ćwirlej, czyli trotyl, wóda, handel żywym towarem i polityka

Ryszard Ćwirlej najpierw zdobył wielu fanów kryminałami milicyjnymi, potem udowodnił że retro też nie jest mu obce, ale cały czas bawi się tym, że łączy swoich bohaterów przez różne koligacje, przyjaźnie i pracę. Ktoś służył jeszcze w policji pruskiej, ktoś budował podwaliny tej służby w nowej Polsce, potem mamy PRL, a teraz znowu Policję, a nazwiska, historie, ba, pewne legendy wciąż powracają. W Poznaniu ludzie charakterni, ale potrafią docenić czyjeś umiejętności i doświadczenie. Postaci, które poznaliśmy w różnych milicyjnych książkach tego autora powracają w roku 2015, choć niektórzy już nie noszą mundurów i są dużo starsi, pazura jednak nie stracili.
Na okładce młode siły, czyli nowa bohaterka: młoda, zdolna i ładna. Studiuje prawo, uwielbia motocykle, jest ciut narwana, ale i cholernie inteligentna - sierżant Aneta Nowak siedzi przy biurku gdzie kiedyś pracował Teofil Olkiewicz, a podlega Marcinkowskiemu, który zarządza całym wydziałem dochodzeniowo śledczym komendy wojewódzkiej. I choć Aneta robi tu sporo zamieszania, ciągnie duży kawałek śledztwa, to nie ukrywam że największą frajdę miałem przy każdym pojawieniu się "starej gwardii". Jakoś i dialogi miały wtedy więcej życia i akcja się robiła ciekawsza.

poniedziałek, 1 lipca 2019

Jutro albo pojutrze, czyli boję się tego co będzie gdy dorosnę

Przez jakiś czas nie miałem okazji wpadać do Multikina na pokazy w ramach cyklu Mistrzowie Kina (wyselekcjonowane tytuły przez Grażynę Torbicką i Michała Walkiewicza), ale wreszcie trafił się tytuł, którego postanowiłem nie przepuścić.
I piszę od razu, na świeżo.
Dokumenty przyciągają dużo mniej widzów niż fabuły, więc tym bardziej trzeba docenić Multikino za odważną decyzję repertuarową. Na moim seansie było nas raptem kilkanaście osób. A szkoda, bo to film warto zobaczenia. Na pierwszy rzut oka, to po prostu zmontowane scenki nagrywane podczas wygłupów na deskorolkach oraz fragmenty rozmów z różnymi postaciami. Młodziutki reżyser zebrał jakiś materiał z 12 lat na temat swoich przyjaciół, ich rodzin, zmontował, a na dokładkę opowiedział trochę o sobie. Nie ukrywa, że dla niego to było doświadczenie bliskie terapii. Co w tym wyjątkowego?