niedziela, 31 maja 2020

Dwa razy Yorgos Lanhimos, czyli Lobster i Zabicie św. Jelenia

"Kieł" Lanthimosa mnie raczej wkurzył niż zachwycił, ale im więcej oglądam filmów tego reżysera, tym tego zachwytu we mnie jest więcej. Ma odwagę, wyobraźnię, nie idzie na łatwiznę, a jego projektom trudno odmówić oryginalności. Pisałem o "Faworycie", o "Kle", to dziś o kolejnych dwóch filmach.

"Lobster" - już lektura scenariusza (lub choćby opisów może rozłożyć na łopatki i sprawić, że się krzyczy: co to jest?!). Oto świat, w którym ludziom nie wolno być samotnym - każdy musi mieć parę, a dla tych, którym jest trudno (choćby wdowcom, ludziom porzuconym), przygotowano specjalne programy "resocjalizacyjne". Przez kilkadziesiąt dni pobytu w ośrodku przechodzą coś w rodzaju... hmmm terapii? Wszystko sprzyja temu, żeby ludzie się zaprzyjaźniali, żeby razem spędzali czas, ale odbywa się to nie w atmosferze jakiejś walki o zwycięstwo, o szczęście, tylko w atmosferze strachu. Jeśli bowiem w ramach określonego czasu - turnusu nie znajdziesz partnera/partnerki, zostaniesz zamieniony w zwierzę (tak jak brat głównego bohatera, który mu towarzyszy jako pies).

sobota, 30 maja 2020

Pomocnik kata - Marek Krajewski, czyli Łyssy jedzie do stolicy

Kolejne spotkanie z Edwardem "Łyssym" Popielskim. Krajewski niby pożegnał się ze swoimi bohaterami, ale wciąż i tak do nich wraca, dopisując po prostu wcześniejsze ich losy. I w sumie może i dobrze. Gdy się poznało kogoś tak jak Popielskiego i Mocka, to nawet jeżeli wiemy już jak potoczy się ich kariera (a więc nie zginą we tomach, które teraz się okazują!) i tak śledzi się te historie z wypiekami na twarzy. Po części - to właśnie te wydarzenia ich kształtowały, wpłynęły na to, jak potem prowadzili swoje śledztwa. Czyli - chronologia wydań mówi nam, że to z Popielskim tom 8, a naprawdę chyba dopiero 2.

Podobnie jak w niedawno wydanej "Dziewczynie o czterech palcach" tak i w "Pomocniku kata" mamy do czynienia nie tyle z kryminałem, co z historią szpiegowską, pogmatwaną grą wywiadów, podejrzeń, pomyłek, podwójnych agentów, prowokacji i mylnych tropów. Piętrowa budowa intryg wydaje się chwilami aż mało realna, potem jednak zgrabnie wszystko udaje się Krajewskiego połączyć, uzasadnić, nawet jeżeli nie perfidnym planem, to po prostu przypadkiem, który został odpowiednio wykorzystany.

piątek, 29 maja 2020

Trzypak wzruszający, czyli Chrzest Ognia, Pusta widownia i Dziewczyna

Kolejna wrzuta z filmami, które w kinach nawet nie gościły, ale gdy upolujecie je w tv, obejrzycie je z przyjemnością, szczególnie gdy lubicie trochę łzawe historie (np. na faktach).
"Pusta widownia" to opowieść o kobiecie, która obciążona jest genetyczną chorobą psychiczną i skłonnością do depresji. Choć stara się być dobrą matką dla swoich córeczek, zdarzają jej się często momenty zawieszenia, gdy zapada w swój świat, zaniedbując wszystko. Wspomina wtedy chorobę swojej matki, wszystkie trudne chwile dzieciństwa, swoje pierwsze próby gry na fortepianie. Chciałaby grać, występować, ale ewidentnie potrzebuje wsparcia innych. Potrzebuje, choć jednocześnie ono ją drażni. Gdy mąż zaczyna jej unikać, samopoczucie pogarsza się na tyle, że kobieta zmuszona udać się na leczenie. W tym czasie mąż odcina ją na kilkanaście lat od córek...

czwartek, 28 maja 2020

Osobisty przewodnik po Pradze - Mariusz Szczygieł (fotografie Filip Springer), czyli láska - najlepiej praska

Na dziś była zaplanowana zupełnie inna notka książkowa, ale w ciągu kilka godzin połknąłem najnowszą książkę Mariusza Szczygła i jakoś nie mogę się powstrzymać, by napisać o niej od razu.
Myślę, że na pewno będę do niej wracał. I nie tylko po to, by z mapą w ręku (świetnie, że wszystkie miejsca są pozaznaczane na mapach miasta!) szukać opisanych perełek, które zdaniem autora są godne uwagi. Będę wracał choćby po to, by na spokojnie szukać sobie jeszcze kolejnych ciekawostek w sieci, by porównywać wrażenia, może to jak te miejsca się zmieniają, zarysowane na stronach książki historie wyciągać po to, by ciągnąć je dalej, dowiadywać się kolejnych szczegółów. Szczygieł przecież nie tworzy przewodnika po historii Czech, te jego zdania o poszczególnych postaciach to jakieś zajawki, impresje zaledwie. Ale budzą ciekawość. I nie ukrywam - tak jak w przypadku Josefa Sudka - budzą też zachwyt. Za to jestem Szczygłowi wdzięczny. To nie tylko przewodnik po Pradze i miejscach, które on w tym mieście lubi, uznaje za ciekawe, ale i inspiracja do tego, by poznawać, studiować, kosztować tego co dla nas nowe, może czasem znane jedynie ze słyszenia. Literatura, muzyka, architektura, malarstwo, przewijają się tu w prawie każdym fragmencie książki poświęconym jednemu z 60 miejsc. Dodajmy miejsc nie zawsze oczywistych, bo najczęściej omijamy rejony najbardziej oblegane przez turystów. I to jest fajne, bo po kilku wyprawach do Pragi ja również doświadczyłem już frajdy z poruszania się czasem bez mapy, bez konkretnego celu, zdając się na to co czeka na mnie za rogiem. Ta książka może podsunąć parę pomysłów na konkretne miejsca, ale jest też lekcją bycia otwartym na takie właśnie okazje - masz ochotę gdzieś wejść, to zaglądaj, bo może coś tam ciekawego odkryjesz.

środa, 27 maja 2020

Kalifat, czyli bo to jest wojna

Nadal szaleję na Netflixie, na razie głównie rzeczy krótsze, ale i na pewno będę nadrabiał zaległości z tasiemcami po kilka sezonów. Dziś o "Kalifacie". I wiecie co?
Trzyma w napięciu, ale jakoś rozczarował mnie ten serial - zbyt wiele w nim uproszczeń. Sprawdza się jako kryminał, czy też thriller, w którym dwie kobiety są coraz bardziej osaczone i bezradne, choć zupełnie w innych sytuacjach, miejscach, z innych powodów. Jedna jest policjantką, która ostatnio podpadła przełożonym i próbuje udowodnić, że ma nosa i mimo wybuchowego temperamentu, potrafi wykryć zagrożenie terrorystyczne. Druga mieszka w Rakkce, stolicy Państwa Islamskiego, przerażona tym co wokół się dzieje, za wszelką cenę chciałaby stamtąd uciec. Fatima w Szwecji sama wpędza się w kłopoty, jest chaotyczna, podejrzliwa, impulsywna, popełnia błędy. I zmuszając Pervin do dostarczenia jakichś dowodów na zamach organizowany w Europie, każe tamtej, przecież w dużo gorszej sytuacji, coraz bardziej ryzykować. Nie wyciągnę cię, jeżeli mi nie dasz tego - mówi, a gdy to już dostaje żąda jeszcze więcej.

wtorek, 26 maja 2020

Buntowniczki. Niezwykłe życie Mary Wollstonecraft i jej córki Mary Shelley - Charlotte Gordon, czyli wołanie o godność


Czytałem sobie małymi kawałeczkami przez parę tygodni, ale to nie znaczy, że lektura jest nudna. Po prostu przekopywanie się przez masę nazwisk, dat, cytatów, wolałem sobie dawkować. Nie znając praktycznie wcale twórczości pierwszej z bohaterek, słabo znają twórczość drugiej, a nic nie wiedząc o ich biografiach, nie miałem łatwo. A mimo to cieszę się z przeczytania tej książki. Dwa niebanalne życiorysy kobiet, które w swojej epoce czuły się tłamszone, nie mogły w pełni rozwinąć skrzydeł, ale jeszcze ciekawsze dla mnie było to, jak zmieniało się ich postrzeganie w trakcie ich życia, a jak zmieniało się po śmierci. Ktoś kto był postacią kontrowersyjną, odrzucaną przez społeczeństwo, nagle w oczach kolejnego pokolenia, mediów, krytyków, zyskuje status statecznej małżonki, pani domu, opiekunki domowego ogniska. Zważywszy na to, że sama zainteresowana raczej parsknęła by śmiechem, to fascynujące jak można poprzez jakiś dobór wspomnień, tekstów, biografię pisaną po śmierci, zupełnie zmienić czyjś obraz. Do tego stopnia, że twórczość i przesłanie się rozmywa, przestaje być ważne. Woolstonecraft swoją twórczością przecierała drogę nie tylko kobietom-pisarkom, ale wszystkim przyszłym ruchom feministycznym walczącym o równe prawa, a mimo to przez długi czas była odrzucana przez środowiska lewicowe jako hipokrytka. Czy dlatego, że ulegała uczuciom i otwarcie o nich pisała? Małżeństwo lub jakieś emocjonalne załamania i dopominanie się odwzajemniania miłości, miałoby przekreślać wartość jej tekstów, w których uznawała małżeństwo za jedną z form opresji. Sporo tu takich ciekawostek. Ale też i ich życie nie było banalne.

Noughts & Crosses, czyli zamiast ciekawej dystopii, młodzieżowe romansidło

Iksy i zera. Chyba tak lepiej to brzmi niż Krzyżyki i Kółka. Przewrotny pomysł, by opowiedzieć o nierównościach poprzez zamianę kolorów skóry niestety irytuje zbyt wieloma uproszczeniami i prawdę mówiąc zmuszam się do tego, by ciągnąć dalej oglądanie (pocieszam się tym, że odcinków niewiele i chcę zobaczyć dokąd to zmierza). Nie tylko tym, że dla twórców zdaje się, że najważniejszy jest wątek romansu białego chłopaka z nizin społecznych i czarnoskórej córki ministra spraw wewnętrznych - to taka Romeo i Julia trochę w innych realiach, bo nikt nie akceptuje ich uczucia.
Irytują wszystkie te obrazy, które w sposób jaskrawy mają przełożyć nam różne stereotypowe obrazy jeden do jednego - oto lud z Afryki, który podbił Anglię opala się na basenami i zamieszkuje piękne wille, a biali, podbici Anglicy pracują u nich jako służba, a zamieszkują slamsy, to o nich opowiada się: lepiej nie wchodzić w te dzielnice. Serio? Czarne - białe, bez żadnych szarości? A gdzie klasa średnia, której powodzi się mniej więcej podobnie? Ile to dekad upłynęło od podbicia Wysp Brytyjskich, że tak zdominowała ją kultura afrykańska? Okupant przecież zwykle musi się natrudzić, by udowodnić swoją wyższość (nie tylko militarną). 

poniedziałek, 25 maja 2020

Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady żeby dostać Nobla - Janina Bąk

Autorka sama wymyśliła świetny podtytuł, więc tym razem nie musiałem nic kombinować od siebie w tytule notki. Choć tym razem pomysłów byłoby pewnie całkiem sporo, bo też i fajnych (i celnych) porównań, określeń, anegdot w tej książce jest cała masa.
A ponieważ ani nie dostałem jej do recenzji, ani też nie jestem częścią dużej wspólnoty blogerskiej (w sensie formalnym tak, ale towarzyskim stety/niestety nie), moich zachwytów nie musicie brać w cudzysłów i zastanawiać się nad tym czemu kit Wam wciskam. Staram się nigdy tego nie robić (nawet jak egzemplarz jest nadesłany przez wydawcę), choć zdarza mi się łagodzić szczególnie negatywne zdania. Tym razem na szczęście nie muszę.
To dobra pozycja jest. Nie wiem na ile wartościowa, bo nie ukrywam, że oczekiwanie od pozycji popularnonaukowych mam zawsze takie, by coś po lekturze zostało w głowie albo człowiek miał ochotę sięgać natychmiast po coś więcej z tej tematyki. W moim przypadku "Statystycznie rzecz biorąc" w tym zakresie się nie sprawdziło - nie mam ochoty czytać nic więcej o statystyce (chyba, że będzie napisane to w podobny sposób), a i w głowie poza paroma casusami z badań niewiele zostało. Większość z nich i tak znałem wcześniej, ale mimo to akurat te części mnie nie nudziły - faktycznie Janina Bąk potrafi o nich ciekawie opowiadać.

sobota, 23 maja 2020

After life, czyli czy uda się poskładać na nowo

Dawno już nie pokochałem tak bardzo żadnego serialu. Może po prostu trącił jakąś czułą strunę we mnie, dzięki której w trakcie oglądania nie tylko się rechocze (kocham ten czarny humor), ale i świetnie rozumie bohatera. Jak sobie poradzić z tym gdy życie ci się rozpada, to wszystko co dawało ci radość znika, podobnie jak cały sens istnienia? Tony bez ogródek przyznaje się do tego, że od odebrania sobie życia uratował go jedynie pies, którego mu się zrobiło szkoda. Po śmierci żony nie może się pozbierać i o ile to tylko możliwe staje się jeszcze bardziej chamski i cyniczny wobec innych.
Neguje i krytykuje wszystko, począwszy od swojej pracy (lokalna darmowa gazeta dostarczana do domów), aż po wszystkie odruchy ciepła i serdeczności, jakie inni próbują mu okazywać.

piątek, 22 maja 2020

Krok trzeci - Bartosz Szczygielski, czyli to jak poruszanie się po labiryncie

Co prawda nie domknąłem sobie jeszcze trylogii pruszkowskiej i czeka mnie jeszcze jeden tom, to Bartosz Szczygielski ma u mnie kartę zaufania, bo niewielu jest autorów kryminałów, którzy tak mocno by mnie poruszyli tym co piszą. Czuje się, że tworząc fabułę, stara się przekazać emocje, prawdziwe problemy i nawet jeżeli bohaterowie dalecy są od tego, żebyśmy ich mogli polubić, wchodzimy w ich skórę i z dużą intensywnością doświadczamy tego co oni.
Podobny zabieg można zaobserwować w najnowszej powieści Szczygielskiego - tym razem to thriller psychologiczny, zagadkowy i niepokojący. I przyznam się, że choć pewne domysły pojawiły mi się dość wcześnie, spotkałem się już gdzieś z podobnymi rozwiązaniami fabularnymi, nie odebrało to frajdy z kontynuowania lektury. Przypomina ona trochę poruszanie się po labiryncie, gdzie chwilami idziemy na oślep, a chwilami zapala się światło i nawet widzimy jakieś strzałki prowadzące ku wyjściu. Podobnie czuje, a może nawet jeszcze gorzej czuje się bohaterka - ona bowiem nawet nie wie, że w takim labiryncie jest. Tak jakby budziła się z nieświadomości, czasem rozpoznawała miejsce, innym razem nie, coś robiła, a potem znowu jej film się urywa.

czwartek, 21 maja 2020

Skąd Dokąd - Raz Dwa Trzy, czyli tylko we mgle człowiek

Ze zdziwieniem stwierdziłem, że wśród wielu muzycznych notek, nie ma jeszcze tam wielu zespołów, które lubię, krążków, które na półkach przecież leżą. Dziś więc powrót do roku 2010.
Wtedy ukazał się właśnie ten album, a ja po raz kolejny pokochałem ten zespół, tym razem nie tyle za radość grania, ale również za przekaz, za tę chwilę refleksji jakiej potrafią dostarczyć. I oczywiście za to co dotąd, czyli za harmonię, ładne melodie, odrobinę melancholii.
Choć zdarzają się im szybsze numery, to nawet w nich pobrzmiewa ta ciekawa nuta, wokal, który choć ciepły, serdeczny, nie jest wcale tak radosny, jak by się mogło wydawać. To nie jest knajpiane granie do podrygiwania, choć chwilami muzyka może takie sprawiać wrażenie. To połączenie ciekawe i Raz Dwa Trzy zwykle dość szybko się rozpoznaje. A gdy zabrzmi głos Adam Nowaka, już wszystko staje się jasne.

środa, 20 maja 2020

Paczka sensacyjna i z jajem, czyli Nie wysiadaj, Stuber, Jak upolować faceta

Kończę oglądanie Kalifatu, ale chyba zasłuży na oddzielną notkę, a dziś kolejny trzypak filmowy. Produkcja niemiecka trochę bardziej na poważnie, a dwie pozostałe bardziej z humorem.

"Nie wysiadaj" najlepiej sprawdza się w zwiastunie. To niestety częste w przypadku thrillerów, gdy im dalej w fabule, tym więcej schematów i przewidywalności. Oto bogaty facet wsiada do samochodu, by odwieźć do szkoły swoje dzieci, a tu dzwoni do niego ktoś i mówi mu, że siedzi na bombie i jeżeli nie wykona tego co u mówi, to wszyscy zginą.
Do czego można się posunąć, gdy jest się zdeterminowanym?
Po jakimś czasie gdy jeździ po mieście łamiąc przepisy, to jego policja bierze za porywacza, który chce wysadzić dzieci, bo ma problemy w małżeństwie.

wtorek, 19 maja 2020

Normalni ludzie - Sally Rooney, czyli łączy ich sekret

normalni ludzie Sally Rooney
Obraz pokolenia? To zdaje się, że ja już rzeczywiście nic nie ogarniam. Owszem - znajduję w powieści Sally Rooney ciekawe obserwacje, ale daleki byłbym od generalizowania, że tak właśnie wygląda życie młodych dzisiaj. Czy wszyscy są tak niepewni siebie, znerwicowani, skłonni do depresji?
Tytuł "Normalni ludzie" miał sugerować, że to wszystko z czym się zmagają jest normalne i częste, czy raczej (ku temu bym się skłaniał), że na zewnątrz ktoś może wyglądać normalnie a zmagać się z poważnymi problemami.
Obserwujemy dwoje młodych Irlandczyków, Connella i Marianne, od końca ich szkoły średniej aż po koniec studiów, to jak zbliżają się do siebie, to znów oddalają, wciąż szukając czegoś, szukając siebie, może nie mając po prostu odwagi do tego by się przyznać, że bez tego drugiego nie potrafią sobie wyobrazić życia.
Ich zbliżenie miało być - no właśnie czym? Zabawą, chwilowym zapomnieniem, odreagowaniem - co im dawało? Do końca pewnie przy lekturze będziemy się dziwić temu, jak każdy powrót do siebie ich uszczęśliwia, daje im spokój, ale i tak wciąż powtarzają, że to nie na serio, że to nie jest uczucie. W takim razie co? Czy naprawdę dla młodych dziś seks jest czymś kompletnie oderwanym od życia uczuciowego, co nie musi oznaczać związku na stałe? Jak można być tak ślepym, by nie rozpoznawać własnych uczuć, uciekać od nich, w coraz dziwniejsze związki, tak jakby samemu sobie wmawiało się, że potrzebuję zupełnie czegoś innego.

poniedziałek, 18 maja 2020

Trzypak dla wytrwałych, czyli Dzika grusza, Zimowi bracia i Wszyscy bogowie w niebie


Wciąż odkopuję się z zaległych notek filmowych, a tu wciąż dochodzą nowe tytuły, bo też jak mniej się wychodzi z domu, więcej jest okazji do polowania na coś w tv. Dziś pakiet filmowy dla wytrawnych smakoszy. A choć ja często z przyjemnością sięgam po kino studyjne, nie ukrywam, że tym razem każdy z nich po prostu mnie przerósł. Może nie trafił w mój nastrój? Nie odradzam, ale o każdym z nich kilka zdań.

Najbardziej z nich dziwny, ale moim zdaniem też najciekawszy to dzieło filmowca, który ukrywa się pod pseudonimem Quarxx. Dramat? Fantastyka? Thriller? A wymieszajcie sobie to wszystko w sosie zemsty, psychozy, dziwacznych relacji rodzinnych.
Wszyscy bogowie w niebie z tytułu tego filmu to kosmici, których przybycia oczekuje główny bohater. Mają uwolnić go od egzystencji na ziemi, która nie daje mu żadnej satysfakcji. Chodzi do pracy, do psychiatry, do którego go wysłali, stara się wykonywać jakieś prace przy domu, ale to wszystko jakby z przymusu i ledwie sobie z tym radzi. Czas dzieli między swoją obsesję, przygotowywanie się na wizytę obcych, szukanie znaków co do daty ich przybycia, a opiekę nad siostrą. Dla niej rzeczywiście jest gotów zrobić wiele.

niedziela, 17 maja 2020

Wyrwa. I Historia Ułana - Wojciech Chmielarz, czyli znajdziesz ukojenie lub jeszcze większy ból


Ze stosu do czytania wskoczył Szczygielski, ale na razie łapcie Chmielarza i to w podwójnej dawce. No dobra, może nie w podwójnej, bo audiobook a raczej słuchowisko nagrane przez EmpikGo to raczej przystawka niż danie główne, ale nie ukrywam, że słuchałem go z ciekawością (w rolach głównych Nikodem Rozbicki, Adam Woronowicz, Katarzyna Warnke i Jacek Beler). Różnią się te historie trochę klimatem, ta pierwsza jest dramatem rodzinnym, w którym sekret i próby jego ukrycia są coraz bardziej obciążające dla wszystkich.
Wyrzuty sumienia nie dają spokoju, ale ważniejsze jest jak się okazuje to, żeby nikt nie dokopał się "do trupa", dokłada się więc w to miejsce kolejne kamyczki, nie patrząc na to, że sterta prędzej czy później musi runąć.
Wojciech Chmielarz nie łączy tych dwóch historii w sposób idealny, można je czytać (słuchać) niezależnie. Ta pierwsza stanowi raczej zarys realiów lokalnych, tak byśmy potem lepiej rozumieli strach mieszkańców, by pewnych spraw i pewnych ludzi po prostu nie tykać.

Za to powieść jest thrillerem psychologicznym, w którym poza próbą rozwiązania pewnej zagadki, przez długi czas nie widzimy żadnego wątku kryminalnego. Ale spokojnie - do czasu.

sobota, 16 maja 2020

Ślepnąc od świateł, czyli zatopić to miasto

Jutro może kolejny thriller kryminalny (chyba muszę robić dłuższe przerwy i jakiś detoks pomiędzy, żeby mieć większą frajdę, ale Chmielarz mnie zachwycił), a dziś - z dużym opóźnieniem - o "Ślepnąc od świateł". Rany! jakie to jest dobre! Gęste, psychodeliczne, bolesne...
Co z tego, że bluzgi, że niby nie ma takiej Warszawy (nie ma? czy po prostu ją mijamy, niewiele wiedząc jak różne ma oblicza), że brutalność. To wszystko co może być odbierane jako wada, jest też siłą tego serialu, stanowi o jego oryginalności. Opowieść o dilerze, zimnym, wydawałoby się bez empatii, a jednak ludzkim gdy już pęknie bańka jego sterylnej doskonałości i bezpieczeństwa, wciąga bardziej niż niejeden kryminał czy film gangsterski. Choć bohater pracuje dla ludzi bez sumienia, sprzedaje narkotyki nie przejmując się tym co one ludziom robią, sam jest po prostu człowiekiem głęboko samotnym, z rzadka wychodzącym ze swojej skorupy i pokazującym swoje prawdziwe oblicze. Cyniczny, dbający tylko o siebie, uciekający przed deklaracjami bliskości, czy przyjaźni, Kuba nie jest przecież bez serca. Nie robi tego dla władzy, kariery, nawet dla pieniędzy, choć lubi luksus, w odróżnieniu od swojego otoczenia wcale nie chce więcej i więcej, doszedł chyba do jakiejś granicy i szuka możliwości zmiany. Wytrzymać jeszcze kilka dni i wyjedzie na wymarzone wakacje do Ameryki Południowej...

piątek, 15 maja 2020

Czerń. Kolory zła 2 - Małgorzata Oliwia Sobczak, czyli niekochani

Nie tak dawno pisałem o "Czerwieni", którą debiutowała Sobczak i od razu zastrzegłem, że kontynuacji nie będę odkładał na tak długo. I oto jest - drugi tom, czyli "Czerń" podobała mi się chyba nawet bardziej. Może dlatego, że zawsze zło, które dotyka dzieci, wywołuje w nas większe emocje. Mam też wrażenie, że małe środowiska dają większą okazję do stworzenia ciekawych portretów psychologicznych, powiązań między ludźmi - to warunki jakie dobrze zna większość Polaków (bo przecież nie wszyscy żyją w wielkich miastach, a nawet ci, którzy teraz tam mieszkają, zwykle pochodzą z małych miasteczek). Skoro cykl rozpoczął się w Sopocie, to skąd ta zmiana klimatu, spytacie. Ano zakończenie poprzedniej sprawy nie spodobało się przełożonym prokuratora Bilskiego i niestety wylądował na "zesłaniu" w Kartuzach. On - zajmujący się dotąd sprawami kryminalnymi, teraz ma przewracać nudne papiery i nudzić się, czekając na cud? Jakiś koszmar. Nic dziwnego, że facet powoli zapada się w siebie, nic mu się nie chce, nie ma zamiaru nawet zawierać jakichś nowych znajomości, wchodzić w jakieś lokalne układy. Poziom zdegustowania, nudy, frustracji osiągnął prawie apogeum. Zdaje się, że nawet relacja z Anną Górską, kiedyś pod jego opieką, a obecnie już pełną gębą panią prokurator, zakończył się nawet szybciej niż zaczął...

czwartek, 14 maja 2020

Trzypak z lekka makabryczny, czyli Ma, Cztery pokoje i Ostatni Serb w Chorwacji


Niedługo kilka notek serialowych i znowu wrócę do klimatów kryminalnych, ale na razie jeszcze mieszanka filmowa, trochę starszych, trochę nowszych, a dziś połączy je odrobina makabry.

Najpierw coś z klasyki. Rok 1995, noc sylwestrowa, a gospodarzami będą Quentin Tarantino i Tim Roth. Ten drugi w roli szalonego boya hotelowego, który marzył o spokojnej nocy. Z początku może i on był spokojny, ale wydarzenia tej nocy nawet świętego by wyprowadziły z równowagi. Cztery pokoje i co ciekawe, każdy rozdział tej filmowej opowieści Tarantino oddał pod opiekę innemu reżyserowi. W efekcie jedynie Roth łączy całość, totalnie zakręconą, zabawną i przerysowaną, a dla siebie mistrz zostawił sobie finał, w swoim stylu, pełnym przekleństw i przemocy, sam grając jedną z ról.

środa, 13 maja 2020

How to. Jak? - Randall Munroe, czyli czy nauka może być zabawna?


Sporo już wody upłynęło od czasu, gdy zachwycałem się na blogu książką "What if?", a tu proszę - autor powraca z kolejnym tytułem opartym na podobnym pomyśle. Cóż to za pomysł? Ano dość prosty - spróbować znaleźć naukowe odpowiedzi, na nawet najbardziej absurdalne pytania. Przecież głupich pytań nie ma, może po prostu nikt jeszcze ich nie zadań i nie znalazł na nie odpowiedzi. Nawet coś co wydaje się oczywiste może okazać się dobrą lekcją, by lepiej zrozumieć mechanizmy jakimi rządzi się świat.
Munroe udowadnia, że potrafi bawić się nauką, choć wcale jej nie trywializuje. Z humorem pokazuje jak różne wzory i znajomość matematyki i fizyki, może przydać się w ocenie zjawisk i sytuacji z dnia codziennego. Może i chwilami jest absurdalnie, doceńmy jednak kreatywność autora i czytelników, którzy zadawali mu pytania, by nawet na te najgłupsze, całkiem poważnie odpowiedzieć.

Unorthodox, czyli nie wolno ci być głośną, nieskromną, posiadającą własne zdanie

Wreszcie i ja przestaję się opierać, pal licho finanse - za dużo rzeczy fajnych na Netflixie, żeby go ignorować i nie posiadać. Złamałem się...
Ale na początek zafundowałem sobie nie jakieś wielkie ich hity, o których wszyscy, a rzecz w miarę nową, krótką i która być może nie będzie dla wszystkich. Zdaje się, że pojawiło się wznowienie książki Debory Feldman, która stała się inspiracją dla tego miniserialu, więc można sobie zafundować spotkanie nawet intensywniejsze niż te kilka godzin przed ekranem.
W skrócie: młoda kobieta ucieka z zaaranżowanego małżeństwa i z religijnej społeczności, w której ją wychowano. I nie jest to historia z kraju, który byśmy podejrzewali o ograniczanie praw jednostki, ale z Nowego Jorku. I nie sprzed iluś dekad, ale jak najbardziej współczesna.
Obserwujemy ucieczkę 19-letniej Esther Shapiro (kapitalna Shira Haas), próbę stworzenia sobie nowego życia w Berlinie, a jednocześnie cofamy się do momentu gdy do ślubu dopiero się przygotowywała. Dzięki temu pewnych rzeczy najpierw się jedynie domyślamy, potem odsłania się przed nami w całej rozciągłości sytuacja w jakiej tkwiła. Nie zmuszano jej do małżeństwa, ale czy rzeczywiście dało jej to upragnione szczęście, jak cały czas jej to wmawiano?

wtorek, 12 maja 2020

Szlam - Andrzej Mathiasz, czyli polowanie na ptaszki

Mimo, że czytam w tej chwili kilka grubszych "cegieł", które idą mi powolutku, nie zamierzam zrezygnować z szybkich i wciągających czytadeł typu kryminały i thrillery. Sam nie wiem co mnie tak wciąga w mroczne klimaty zbrodni i analizowania postępowania sprawcy, ale nieodmiennie mam z takich lektur sporo frajdy. Nie ukrywam też, że mam też coraz wyższe oczekiwania - nie wystarczy trup i policjant, jeżeli wszystko jest nudne, nijakie, nie zaciekawia, musi być trochę życia, napięcia, mylnych tropów, ciekawe postacie.
I niby mam swoich ulubieńców (z Lublina to przede wszystkim Wroński), ale i po autorów jeszcze dla siebie nieznanych, też sięgam chętnie. Andrzej Mathiasz co prawda nie jest debiutantem, jakoś jednak nic wcześniej nie trafiłem i znajomość zawieram dopiero "Szlamem". To kryminał współczesny, nieźle napisany, wciągający, z bohaterami, których chyba nawet miałbym ochotę spotkać raz jeszcze. Chwilami zabawny, choć przecież tematy jakich dotyka są jak najbardziej poważne. No i Lublin - dla wielu nudna prowincja, a ja jakoś mam sentyment do tego miasta, choć byłem w nim jedynie kilka razy i to na krótko. Dla głównego bohatera - prokuratora, który dzięki "dobrej zmianie" wylądował tu na zesłaniu, to jakiś koszmar, wciąż żyje nadzieją, że władza się zmieni i będzie mógł wrócić do poprzedniego życia.

poniedziałek, 11 maja 2020

Szukając zmiany, szukając odpowiedzi, czyli filmowy trzypak: Girlhood, Ojciec i W proch się obrócisz

Filmów nagromadziło mi się tyle, że jeszcze przez czas jakiś będę Was obdarowywał paczkami po kilka. Nie zawsze łączą się one w sposób oczywisty, ale niech przynajmniej po kilka zdań o każdym się na blogu pojawi.

Na początek rzecz chyba najbardziej stereotypowa: młoda dziewczyna, szukając akceptacji wybiera grupę, która z punktu widzenia dorosłych, do pozytywnych raczej nie należy. Bez większego szokowania, ale pewne mechanizmy pokazane ciekawie - pierwszy sztach, pierwsze zadanie, a potem już próbujesz udowodnić, że nie jesteś gorsza, że możesz nawet mocniej niż inni. Gangi pożerają kolejne dzieciaki i niewiele z nich potrafi potem wrócić na jakąś sensowną drogę, będą potrafiły zbudować jakąś przyszłość.
Siłą takich filmów są młodzi aktorzy, ich autentyczność, jakaś dziwna energia, która fascynuje.

Nocny Kochanek Alkustycznie, czyli to już nie to samo

Wiemy już, że w tym roku o zabawie na Pol'and'rock możemy niestety zapomnieć. Choćby nie wiem jak ktoś się starał, online tej atmosfery się nie odtworzy. Podobnie jak średnio udają się próby robienia nowych wersji swoich przebojów w domu - szczególnie jeżeli ktoś bazuje na ostrych riffach i ciężkim graniu. Tak właśnie mam z Nocnym Kochankiem - jedną z kapel jakie zrobiły w ostatnich latach duże show właśnie w Kostrzynie. Widziałem ich na żywo i wcale się nie dziwię, że zostali dobrze przyjęci, bo choć zespół odbierany jest raczej jako muzyczny wygłup, na żywo wypadają świetnie. Duża w tym zasługa Krzyśka Sokołowskiego - wokalisty, który drze ryja i potrafi utrzymać świetny kontakt z publiką. Jego charakterystyczny wokal nie wszyscy lubią, ale nie da się zaprzeczyć, że pasuje głównie do metalowych numerów, gdzie może rozwinąć pełną skalę. I to mój największy problem z ich najnowszym krążkiem.

niedziela, 10 maja 2020

Mała księga dawnych Islandczyków. O zwyczajach, tradycjach i przesądach - Alda Sigmundsdóttir, czyli czy historia zostawia ślady?

I oto kolejna weekendowa książka, która wciąga i za szybko się kończy. Podpasował mi styl autorki, krótkie eseje, żartobliwe, ale i nie pozbawione sporej ilości ciekawostek - muszę poszukać jej wcześniej wydanej u nas "Małej księgi Islandczyków" na temat współczesnej mentalności wyspiarzy. Ten zbiór różnych ciekawostek na temat zwyczajów, przesądów i tradycji daje też całkiem ciekawe odniesienie do tego co dziś stanowi specyfikę życia przeciętnego Islandczyka - co przetrwało w języku, w jadłospisie lub podejściu do otoczenia? Aż by się chciało w ten sam sposób móc dowiedzieć się więcej o innych kulturach - ta mieszanka etnografii, kulturoznawstwa, czy językoznawstwa, gdy się ją poda w ciekawy sposób, naprawdę może być fascynująca.
A tym bardziej jeżeli ktoś - jak ja - lubi Islandię i z ciekawością chłonie te historie.

sobota, 9 maja 2020

Korea Północna. Dziennik Podróży - Michael Palin, czyli czy "diabeł" taki straszny?

Dzisiejszy wywiad Nogasia z Michaelem Palinem w Wyborczej zainspirował mnie, by ze stosu wyciągnąć najnowszą książkę tego autora - reportaż z podróży do Korei Północnej. Miałem zamiast tylko zerknąć i przeczytać kilka stron...

Gdy już odłożyłem ją po kilku godzinach stwierdzam, że mam ochotę na więcej. Oczywiście znam już to podróżnicze oblicze członka legendarnej ekipy Monty Pythona - czytałem już jego reportaż z Brazylii, powieść, w której wątki podróżnicze też były istotne (Prawda), oglądałem jakieś filmy z jego podróży. Nie jest to więc dla mnie jakieś zaskoczenie. Może nim być co najwyżej kierunek podróży, bo jednak Korea Północna niechętnie wpuszcza do siebie dziennikarzy, a nawet jeżeli to robi, pozwala na pokazywanie jedynie tego co ich władze sobie życzą.
Rozumiem jednak jak bardzo kusząca musiała być dla Palina taka propozycja - mając już na koncie 88 krajów, dołączyć do nich kolejny i jeszcze mu za to zapłacą :) W sumie jedzie z ekipą filmową, więc chyba też nie musi się obawiać jakichś represji i kłopotów ze strony władz.
Wykorzystując chwilową poprawę stosunków KRLD ze światem (tuż przed spotkaniem Trumpa i Kim Dzong Una) pojechali na dwa tygodnie, wcześniej przez długi czas negocjując warunki, miejsca, ustalając szczegóły (w posłowiu opowiada o tym reżyser filmu, w którym Michael Palin był w roli zwiedzającego Koreę i naszego przewodnika).

czwartek, 7 maja 2020

Maraton kryminalny cz.2, czyli Hierro, Cardinal i M - miasto szuka mordercy

Druga porcja serialowa ze zbrodnią w tle. Kolejne seriale już szykuję z notkami, ale już nie będą to kryminały, podrzucę Wam jeszcze jednak przynajmniej dwie książki z tego gatunku w najbliższych dniach.

Cardinal. Kanadyjska produkcja ze świetnymi krajobrazami i charyzmatycznym głównym bohaterem (grany przez Billy'ego Campbella z "The Killing") - ja już po trzech sezonach, więc chyba nie muszę przekonywać, że mnie wciągnęło, choć początki były trudne. Wrzuceni bowiem jesteśmy od razu w dziwną sytuację - jest trup, ale do prowadzącego śledztwo jakoś nikt nie ma zaufania, tak jakby czymś podpadł, podejrzewa się go o jakąś obsesję na punkcie sprawy sprzed lat. Dostaje jako partnerkę policjantkę, która mu nie do końca ufa, ale i on ją ciągle sprawdza, wyczuwając, że więcej czasu schodzi jej na śledzeniu jego, niż na prowadzeniu sprawy. On spokojnie by chciał działać sam.

środa, 6 maja 2020

Maraton kryminalny, czyli Wisting, Archiwista, Motyw i Wyznanie

Kryminały uwielbiam, nie dziwne więc, że obietnica dobrego serialu to zawsze dla mnie haczyk na który się łapię. Odrobina tajemnicy, zbrodnia, śledztwo... Czasem się udaje, a czasem wychodzi... nie chcę kląć. Zerkam bowiem na drugi sezon Znaków i łapię się za głowę - szkoda, że jeszcze ufoludków tam nie dołożyli. Zostawmy jednak żenadę i zajmijmy się tym co ciekawsze.

Jeden z moich ulubionych autorów -  Jørn Lier Horst i seria o detektywie Wistingu i jego córce Linie. Każda z książek to gotowy scenariusz na dobry film i dobrze to wykorzystano. 10 odcinków pierwszego sezonu opartych na kanwie dwóch książek (zaczynałem od Jaskiniowca, więc to jedna z moich ulubionych) to dobry początek, a mimo, że można wiele rzeczy rozpoznać, to są i zmiany w fabule, tak żeby nie było za nudno. Co prawda jakoś aktor grający głównego bohatera średnio pasuje, ale to już kwestia drugorzędna - ważne że zachowano ducha tych powieści, czyli pracę zespołu, a nie tylko jednego gościa, sprawdzanie tropów, masa przesłuchań, poszukiwań, czasem błędów i prędzej czy później wyjdzie jakiś ślad, który doprowadzi do rozwiązania sprawy.


wtorek, 5 maja 2020

Persepolis, czyli tęskniąc za wolnością


Od jutra chyba kilka dni na maraton kryminalny, ale dziś jeszcze coś innego - niech będzie to takie małe post scriptum do serii notek: animowane i nie dla dzieci. Persepolis jak najbardziej wpisuje się w ten cykl. Wizualnie - dość prosta rzecz, bo też adaptacje komiksu często próbują zachować prostotę i klimat. Ale fabularnie - bardzo ciekawa. Na pewno warto zapoznać się też z pierwowzorem, czyli historią stworzoną przez Marjane Satrapi. Po części pewnie autobiograficzną, może ciut egzotyczną dla nas, bo to przecież Iran, kojarzony z Islamem i mocnymi zakazami i na tych dwóch płaszczyznach można go oglądać: jako historię mieszkanki kraju, który dotykają radykalne zmiany oraz jako nie pozbawioną humoru i ironii opowieścią o dojrzewaniu.
Marjane poznajemy jako dziewczynkę, zafascynowaną tym co opowiadają jej rodzice, ich znajomi, wśród których nie brakuje komunistów i ludzi, próbujących obalić szacha. Chyba jednak mało kto z nich spodziewał się do czego doprowadzi jego obalenie - kraj, który jak na państwo islamskie był kulturalnie i obyczajowo bardzo wyzwolony, nagle zaczął coraz bardziej zmierzać ku fundamentalizmowi, gdzie o tym co wolno, a czego nie decydują duchowni oraz ci, którzy się na nich powołują. Jak się żyje młodej dziewczynie, która nagle zmuszana jest do zakładania chusty, cały czas słyszy nakazy o moralnym prowadzeniu i unikaniu zgorszenia, a jej przestrzeń wolności coraz bardziej się kurczy?

niedziela, 3 maja 2020

Fucking Bornholm, czyli jak spieprzyć majówkę

Epidemia wiele rzeczy nam pozamykała, ale też sprawiła, że wciąż poszukiwane są nowe formy docierania do widza/czytelnika za swoimi produkcjami. Chwalę EMPIK za obdarowanie darmowo ludzi ich apką (na krótko, ale mam wrażenie, że EmpikGO naprawdę się opłaca), a teraz pomiędzy audiobookami testuję ich najnowszą produkcję nazwaną przez nich pierwszym serialem audio. Przesady w tym niemało, bo jak na serial to raptem pięć odcinków i chyba niewiele ponad godzina słuchania, po drugie - chyba wolę tradycyjne audiobooki lub słuchowiska, gdy ktoś jednak popracuje nad specyficzną formą dotarcia do czytelnika/słuchacza. Nie da się przerobić scenariusza filmu na serial audio bez poważnej pracy, a tu tak jakby ktoś właśnie uznał, że nic nie trzeba zmieniać. Po prostu jedziemy z dialogami filmowymi, a resztę słuchacz ma sobie "dośpiewać" na podstawie skromnego tła, czyli szumu fal, trzaskania drzwiczek, czy imprezy w klubie. Zamiast budować klimat, często to próby podsunięcia wskazówek typu: "jesteśmy pod prysznicem", raczej drażnią. A przynajmniej ja tak miałem. Ale chyba największe rozczarowanie z tą produkcją to jej długość - jak to? To już? To ledwie szkic historii, w której niby coś się dzieje, wiele rzeczy miałem jednak wsadzone były trochę "na siłę"...

Czerwień - Małgorzata Oliwia Sobczak, czyli miasto się zmieniło, ale w ludziach coś zostało

"Czerwień" czekała u mnie pół roku na stosie, ale może i dobrze, że sięgnąłem do niej teraz. Mogłaby wydawać się kryminałem dość przeciętnym, gdyby nie tło jakie autorka postanowiła nam pokazać. Tło podwójne, bo to nie tylko obraz współczesnego Trójmiasta, ale przede wszystkim przeniesienie nas w czasy lat 90, w których możemy śledzić bardzo istotne dla fabuły fragmenty historii. Zadaniem prokuratora Bilskiego będzie nie tylko rozwiązanie sprawy okaleczonych zwłok dziewczyny wyłowionych na jednej z plaż, ale i odpowiedź na pytanie czy podobieństwa ze sprawą sprzed prawie 20 lat naprawdę są jedynie przypadkowe.
Czemu napisałem, że cieszę się z tego, że czytałem to dopiero teraz? Bo pół roku temu nie wiem czy by "zażarło" tak jak teraz a pomógł w tym przypadek - serial "Motyw", który oglądam sobie na TVN. Pomysł na to, by tajemnice sprzed lat, połączyć ze współczesnym śledztwem, przeplatanie wątków powiedzmy natury obyczajowej i kryminalnych - tych podobieństw można by trochę jeszcze wskazać, przecież wątki gdy młode dziewczyny ulegają pokusie łatwych pieniędzy i blichtru, w modnych wówczas klubach flirtując z mafiosami, też w książce i serialu są podobne.
To co w przypadku ekranizacji mogłoby zniechęcać, w tym przypadku podkręciło moją ciekawość, sprawiło, że wsiąkłem w ten klimat. Miasto się zmieniło. A jednak w ludziach pewne rzeczy zostały. Wtedy jako młodzi mieli marzenia, wchodzili w dorosłe życie, popełniali błędy - a kim są dziś? Sędziami? Prokuratorami? Politykami? Biznesmenami? A może przeciętniakami w szarych blokowiskach i nudną pracą oraz rodziną, która ich męczy?

piątek, 1 maja 2020

Drach - Szczepan Twardoch, czyli... Śląsk

W czasach wymuszonej izolacji czyta się bez wytchnienia. Jednak mimo pięknych recenzji przedstawionych na okładkach książek i szumnej reklamy ciężko było mi znaleźć książkę, która by mnie zachwyciła. Aż do tej pozycji.

Od pierwszej jego książki („Król”) jaką przeczytałam pokochałam autora, Szczepana Twardocha. Pociąga mnie jego stylistyka oparta na powtórzeniach (początkowo mnie drażniła, pod koniec – zauroczyła), lubię to jego zagłębianie się w ludzką psychikę, często poranioną przeżyciami, mylnymi tezami, niekiedy wręcz chorą, lubię jego bohaterów rozdartych pomiędzy kulturami, które z konieczności zamieszkują wspólny teren, ale podskórnie patrzą na siebie bez przyjaźni.


„Dracha” można by nazwać sagą rodzinną, ale taką specyficzną, bo autor nie zachowuje chronologii wydarzeń. Każdy bohater przedstawiony jest poprzez wybrane lata z jego życia i wprzęgnięty w historię Śląska i Polski. Losy bohaterów zazębiają się jak tryby w maszynie, ich losy rozchodzą się i schodzą, by stworzyć szereg rodzinnych opowieści brutalnie wprzęgniętych w wojny światowe, czasy stalinowskie i niełatwą historię ziem odzyskanych, do czasów nam współczesnych. To opowieść o rodzinach, ale nie znajdziecie w niej słów o miłości, nie znajdziecie w niej sentymentalizmu i uczuciowości. Prędzej obowiązek. Osiągnąłeś wiek męski, to zakładasz rodzinę. Żony nie musisz kochać, żona musi być odpowiednia – to jedyne kryterium. I już jest rodzina. Tak powstała rodzina Josefa Magnora i jego żony Valeski, pradziadka Nikodema Gmandera. Miedzy młodością Josefa i dojrzałością Nikodema przędzie się wielopokoleniowa historia tej rodziny i historia postaci pobocznych. Sposób narracji powodujący przeskoki w czasie, załamuje opowieść, zawiesza ciąg przyczyn i skutków tworząc napięcie i dramatyzm opowieści.


Twardoch bez sentymentalizmu odsłania przed nami losy tych ludzi. Ta ich ciągła walka o przetrwanie, ich dramaty i wieczna samotność wśród ludzi, chwilowe radości, zauroczenia, które bez wytchnienia każą walczyć, odpuszczać, udawać, kłamać… i nic się nie zmienia z pokolenia na pokolenie. Od ciągłej pracy twardnieją ręce, od historii – twardnieją serca. Pierwsza wojna światowa poturbowała psychikę Josefa, kolejne pokolenia uczestniczą w trudnej historii Śląska. Wiele podjętych tematów, wiele wątków, a każdy zmusza do refleksji, do chwili zastanowienia. To smutna choć piękna książka o ludziach Śląska. I o tamtych ziemiach, które historia rozdzierała historycznie i geograficznie.


Co to jest „drach”? Jak mówi Pindur – rdzenny Ślązak: „wszystko jest jednym, wszystko jest drach”.


Dobrze zrobiłam decydując się na wysłuchanie tej książki (audiobook) w pięknej interpretacji Andrzeja Mastalerza. I w takiej formie polecam.

To książka, która pozostawia ślad w duszy na długo. Przynajmniej w mojej.


MaGa