niedziela, 10 listopada 2024

Prawdziwy ból, czyli jak dalej żyć

Dużo o tym filmie u nas się pisze, głównie chyba jednak z powodu podniecenia, że oto znany aktor kręci swój film w całości w Polsce i to nasz kraj odgrywa tu istotną rolę jako cel pewnej wyprawy tropem wspomnień. Jesse Eisenberg posiada polskie korzenie, często mówi o swoich żydowskich korzeniach, ale zaproponowana przez niego historia, choć może zawiera jakieś jego osobiste doświadczenia, to coś więcej niż sentymentalny powrót do kraju swoich przodków.


Postrzeganie Polski jedynie przez historię, przez odwiedzanie miejsc pamięci po Żydach, którzy kiedyś tu mieszkali, dla nas zawsze jest odbierane jako coś bolesnego. Nie ze względu na to, że sami chcemy zapomnieć, ale chcielibyśmy znaleźć jakąś platformę do porozumienia, by mówić nie tylko o przeszłości, ale i o teraźniejszości. W końcu my też jesteśmy potomkami tych, którzy przeżyli koszmar wojny i nie chodzi o licytowanie się czyj ból jest większy. Chodzi o pamięć, o szacunek, o to by trauma nie zaślepiała kolejnych pokoleń nienawiścią. 

I choć tu też podróż po naszym kraju to właśnie wycieczka śladem przeszłości, to jednak Eisenberg nie chce zatrzymać się jedynie na tym. 



Oto dwóch braci ciotecznych po śmierci swojej babci, postanawia wyruszyć do miejsca gdzie mieszkała, do Krasnegostawu. Trudno się oprzeć wrażeniu, że David (Jesse Eisenberg) robi to, by jakoś wyciągnąć Benjiego (Kieran Culkin) z dołka, martwi się o niego i ma nadzieję, że ten wspólny czas jakoś ich na nowo zbliży, pomoże się pozbierać. Są tak różni i tak odmienne są ich losy. David ma już żonę, synka, niezłą pracę i choć sporo wysiłku kosztuje go by wszystkie obowiązki spinać, nigdy nie odpuszcza. Nawet do tej wyprawy przygotował się punkt po punkcie. Benji to raczej typ człowieka, który nie wykazuje zbyt wiele odpowiedzialności i umiłowania do porządku. Pomieszkuje u swojej matki w piwnicy, popala trawę i wszyscy czekają chyba że się wreszcie "ogarnie". Czy to znaczy że nie czuje presji, nie przeżywa lęków, czy problemów? Wręcz odwrotnie, o czym świadczyła próba samobójcza, która przeraziła całą rodzinę. Chyba ten fakt zmobilizował właśnie Davida, by odnowić dawną relację. 

Ich wspólna wyprawa to w większości zorganizowana i dość luksusowa wycieczka i tu już pojawiają się ciekawe pytania - jak ci z tym, że pierwszą klasą podróżujesz do obozu zagłady, że objadając się smakołykami słuchasz o biedzie, cierpieniu, potwornościach i widzisz ich ślady? Dla jednego z braci to fakt z przeszłości, do sfotografowania, wysłuchania, drugi przeżywa to całym sobą, choć chwilami wydaje się duszą towarzystwa. Różnią ich charaktery, podejście do wielu spraw, coś jednak w tej podróży zadzieje się takiego, że mimo iskrzenia, znajdą też na nowo jakąś bliskość. 

Czy uświadomienie sobie ogromu czyjegoś cierpienia, powinno jakoś w szczególny sposób zmienić również nasze życie? To chyba najciekawsze pytanie jakie tu pada - czy można żyć dalej jakby nic się nie stało? A za nim pojawiają się kolejne. Jak znaleźć do tego w sobie siłę, nie tracąc jednocześnie wrażliwości, nie stając się obojętnym? Czy można mówić o własnym cierpieniu, skoro ono w porównaniu z tym co przeżyli ludzie dawniej, nie mamy powodów do narzekań?


Mądre kino. Kameralne. Mimo trudnych tematów nie pozbawione humoru i ciepła. Prezentujące Polskę w tak normalny, daleki od martyrologii, czy dziwienia się wszystkiemu sposób, że jak na Amerykanów to rzeczywiście dość wyjątkowe. 
Po seansie miałem trochę poczucie niedosytu, ale może to też jest wartość tego obrazu - pozostawić trochę niedopowiedzeń, pozwolić by widz wyszedł z kina z własnymi refleksjami, a nie czymś wyłożonym niczym na łopacie. Co zmieniła ta podróż? Co zmienił ten seans?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz