Postanowiłem sobie, że muszę przyspieszyć z zaległościami, więc chyba na przemian będę wrzucać raz jakiś temat świeżutki, a raz coś co czeka i miesiąc na napisanie.
Zacznijmy od kolejnego kryminału, czy tez thrillera. W ramach akcji Czytaj.pl wziąłem kilka tego typu rzeczy (w tym Mroza, o którym za czas jakiś), czyli była okazja wrócić do twórców o jakich dawno nie pisałem (choćby o Nesbo czy Puzyńskiej).
Przy Katarzynie Puzyńskiej spodziewałem się kolejnej mieszanki kryminału i obrazków niewielkiej społeczności, czyli Lipowa, a tu proszę - Stany, pełen high life i komisarz Klementyna Kopp, która pasuje tam jak kwiatek do kożucha. Dziwny pomysł. Emerytowana policjantka zrobiła sobie wakacje na Florydzie i po prostu miała pecha, ładując się w sytuację mało przyjemną, za to po raz kolejny mając okazję do pokazania swoich umiejętności do rozwiązywania zagadek.
Zupełnie inny klimat i początek serii, co do której nie do końca wiem czy będzie ona w moich klimatach. Niby jest chwilami dość klasycznie, czyli trochę poznajemy bohaterów, to co nimi kieruje, a potem gromadzi się ich w jednym miejscu i któreś z nich ginie. Rozgryzanie wszystkich połączeń, motywów, zbiegów okoliczności, przypomina układankę jak z Agathy Christie, tyle że tło na jakim kreśli autorka jest bardzo współczesne. Tu celebryta i youtuber, tu milioner, pisarz kryminałów, biegacze zarabiający kokosy na reklamach i współpracy z firmami. A w tym wszystkim emerytka z Polski, obcięta na krótko kobieta z tatuażami, która najpierw się będzie przyglądać, a potem oczekujemy że porozstawia ich po kątach...
Thriller ze skomplikowaną intrygą sięgającą mocno w przeszłość i jednocześnie dość klasyczny, nawet powiedziałbym wiktoriański pomysł na spędzenie wszystkich na odciętą od świata wyspę, bo inaczej zagadki nie dałoby się rozwiązać. Mało tu tego czym zachwycała Puzyńska osadzonymi w Polsce kryminałami, postacie wypadają jakoś płasko - to jakby Christie żenić z Cobenem, sięgać po pomysły innych autorów i powiedzieć czytelnikom, ja też tak potrafię. Mamy więc próby podkręcania tempa, napięcia, jak w amerykańskich thrillerach, psychopatów, skorumpowanych gliniarzy, tylko co z tego? Nie wystarczy mieć 20 pomysłów na to co się wydarzyło, ale trzeba sprawić, by czytelnik uwierzył w ich połączenie i czekał z ciekawością na kolejną stronę, a nie chciał pomijać całych fragmentów, szukając kontynuacji tego co go już zainteresowało, bo autorce zachciało się zrobić skok w bok, czy do tyłu...
No więc moim zdaniem wyszło średnio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz