poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Koronacja, czyli kim ja właściwie jestem?

Na koniec kwietnia miała być inna notka, ale ponieważ Akademia Teatralna czeka jeszcze z jednym wpisem, więc niech przynajmniej jeden się pojawi jeszcze w kwietniu. Zaglądajcie tam bo warto!

***

MaGa: No właśnie. Kim ja właściwie jestem? Maciek snuje się po świecie opleciony własną niemocą. Jest układnym synem, spolegliwym mężem, uznanym lekarzem. A jednocześnie to słabeusz bez własnego zdania, uciekający przed przemocą psychiczną ludzi mu bliskich w świat seksu, bo tylko tu sprawdza się jako tako. Trzydziestolatek na progu dorosłego życia, pozwalający narzucać sobie cudze zdanie na temat własnego życia, nieumiejący stawiać barier. Ile młodych osób identyfikuje się z bohaterem, który w tym wieku zadaje to pytanie?

Robert: Ciekawie pokazano dwa oblicza głównego bohatera - wciąż mu towarzyszy niczym cień jego alter ego, dużo bardzie odważne, namawiające do radykalnych decyzji, a jednocześnie wciąż wytykające słabość. Jeden z aktorów jest elegancki, w miarę grzeczny, drugi w skórze, trochę upozowany na buntownika. Pierwszy, jak wspomniałaś nie bardzo radzi sobie ze stawianiem granic, ucieka przed konfliktami, drugi najchętniej waliłby wszystkim prosto w oczy to co myśli: „ Nie daj się! Postaw się!” Wciąż są obecni na scenie obaj, choć ten drugi raczej jako komentator i ten który popycha do działania. Równie ciekawe jest też to, że praktycznie cały czas wszystkie postacie są na scenie, choć zmieniają się lokalizacje, osoby w interakcji z Maćkiem, reszta wydaje się być wciąż obecna, niczym w poczekalni.

sobota, 27 kwietnia 2024

Problem trzech ciał - Cixin Liu, czyli w jakim kierunki zmierzamy (i serial na dokładkę)

Sobota i czas na fantastykę. I jeden z głośniejszych tytułów w ostatnich miesiącach, a wszystko za sprawą serialu Netflixa. Obejrzałem i ja, ale wiecie co? To jednak zupełnie różne rzeczy. I nie chodzi jedynie o zmiany fabularne, ale i o to, że nie daje się za bardzo pokazać tego co w książce Cixin Liu może sprawiać zarówno trudność jak i frajdę, czyli całej naukowej otoczki, wszystkich tych technicznych szczegółów. 

W powieści to dość istotny element, przecież od początku to właśnie środowisko naukowców jest tu w centrum fabuły, to oni mają zadanie rozwiązać postawioną przed nimi zagadkę, są też można powiedzieć na celowniku jeżeli nie współpracują tak jak sobie ktoś wyobraża. W serialu pozostaje głównie efekciarstwo, zgnębione miny bohaterów i trochę akcji, choć trzeba przyznać, że wizualnie jest bardzo dobrze i jeżeli tylko nie zna się powieści, zadowolenie z fabuły też pewnie będzie spore. Historia na pewno wciąga, a pomysł autora jest bardzo intrygujący.

piątek, 26 kwietnia 2024

One for sorrow, Two for joy - Zoe Sugg, Amy McCulloch, czyli Stowarzyszenie Srok

Młodsza córa wyprosiła mnie o tą serię (bo była fanką Girl Online), a ja przy okazji sam przeczytałem, skoro Wydawnictwo Insignis było tak miłe, że podrzuciło do recenzji nie tylko drugi, który niedawno miał premierę, ale i pierwszy.

Wyobraźcie sobie stare budynki szkoły na Wyspach Brytyjskich, te klimaty łączące elitarność, tajemnicę i mrok. Oczywiście szkoła z internatem, więc młodzież z jednej strony podlega dość surowym regułom, ale i dość szybko znajduje sposoby na to, by je omijać. W tych oto murach i w tej atmosferze, będziemy próbowali wraz z bohaterkami rozwiązać pewną zagadkę. 
Piszę notkę o obu tomach, bo nie za bardzo wyobrażam czytanie ich odrębnie. Choć pierwszy kończy się jakimś domknięciem, dopiero drugi przynosi wszystkie odpowiedzi.

środa, 24 kwietnia 2024

Szafarz - Grzegorz Budnik, czyli życie nie ma sensu, ale jeszcze ta jedna sprawa

Niby znamy te schematy, policjant z problemami, działający trochę poza ekipą, własnymi metodami, lekceważony, ale cholera, lepszy niż wszyscy pozostali razem wzięci. Budnik nie wymyśla nic nowego, ale wydusza z tych szablonów ile się da. W efekcie mamy naprawdę niezły kryminał, z dość skomplikowaną intrygą, ciekawymi wątkami pobocznymi i finałem, który pewnie niejednego czytelnika nieźle zaskoczy. Aglomeracja śląska, kopalnie i tereny kolejowe, osiedla gdzie mało kto chce mieszkać, tworzą dość ponury klimat, bardzo pasując do atmosfery jaką próbuje uzyskać autor. 


Tytułowy Szafarz to seryjny morderca, który podrzuca ciała od kilku lat, zawsze w noc sylwestrową. Mimo utworzenia specjalnej ekipy dochodzeniowej, ciszy medialnej wokół tej sprawy, sprawca wciąż jest nieuchwytny, a jego morderstwa wywołują ciarki na plecach. Nie chodzi bowiem o to że to nagie kobiety, ale każda z nich ma odciętą głowę, a w rękach trzyma ciało poprzedniej ofiary. 


Do ekipy postanowiono dołączyć Rafała Lichego, jednego z najlepszych śledczych przed laty, ale człowieka, który potem został zawieszony i stoczył się w picie, tak że wielu go przekreśliło. Co menel sypiający na ulicy może wymyślić sensownego, czego oni, doświadczeni gliniarze by nie dostrzegli?

wtorek, 23 kwietnia 2024

Kobieta z..., czyli czy byłem dobrym mężem

We wtorkowym kąciku dla wytrawnych kinomaniaków film Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Pokazywany nie tylko w kinach studyjnych, ale trudno go potraktować jako film czysto komercyjny, pewnie nie przyciągnie masowo widzów, uznałem więc że nadaje się to tego cyklu. 

Szumowska potrafi zadawać w swoich filmach ciekawe pytania, choć niejednokrotnie kreowane przez nią diagnozy społecznych problemów są dość schematyczne i przerysowane. I tak mam wrażenie że jest trochę i tym razem. Pierwsza poważna produkcja fabularna poruszająca na pierwszym planie temat transpłciowości pokazuje problem, ale nie unika też uproszczeń i mielizn. 


Od strony psychologicznej - to zmaganie się z tym co Andrzej/Aniela czuje, a potem wyzwolenie gdy już uznał/a że nie musi udawać, że może o siebie zawalczyć - jest bardzo ciekawie. Od strony społecznej, tła, niestety mam wrażenie, że zabrakło tej samej uważności, wrażliwości i twórcy polecieli trochę po schematach. Mamy konserwatywne środowisko, Kościół w tle, szykany, zdziwienie, śmiech, odrzucenie przez rodziców, wyrzucenie z domu i niby to wszystko ma rację bytu, ale pokazane jest tak, że nie za bardzo możemy w realność tego wszystkiego uwierzyć. Całe miesiące mieszkania w żeńskim klasztorze w przebraniu kobiety mimo tego, że bohater nie dokonał przecież tranzycji? Niby taka społeczna nietolerancja, ale jak przychodzi do pożegnań, to nagle wszyscy są całym sercem, by wspierać Andrzeja/Anielę w jego/jej przemianie? To balansowanie między powagą, a żartami jest dziwne, niby chodzi o rozładowanie atmosfery, ale też przeszkadza trochę w tym, by uwierzyć w tą historię do końca. A przecież o to właśnie powinno chyba twórcom chodzić?

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Heartcore - Spięty, czyli nie ma know-how jak zmusić świat by na rączki brał

Poniedziałkowa porcja muzyki. Dziś Spięty. Gość którego szanuję od lat, który wciąż eksperymentuje, zmienia nastroje, nie odcina kuponów od sukcesów, a teksty pisze takie, że szkoda gadać.

Nie zawsze mi było muzycznie idealnie po drodze, niektóre rzeczy które robił z Lao Che, czy solo mi pasowały bardzo, inne mniej, ale przyznaję, że one zawsze miały w sobie to coś. Były o czymś, wpadały w ucho, drażniły, zmuszały do pokombinowania, bo te zabawy słowem nie zawsze były oczywiste. Humor, ironia, ostre spojrzenia, ale nie ocierające się nawet odrobinę o jakąś społeczną i polityczną jednoznaczność. To uderza do głowy niczym alkohol i potem zostaje tam już na długo jako skojarzenia i spojrzenie na różne sprawy tak trafne, że uznajemy je za własne.

niedziela, 21 kwietnia 2024

Lata - Annie Ernaux, czyli a po nas przyjdą kolejne pokolenia i będą mieli własne sprawy do załatwienia

Niedziela, czyli na Notatniku czas na odrobinę literatury mniej rozrywkowej :) W środę spotykamy się by pogadać o tym tytule na DKK w naszym miasteczku i jestem bardzo ciekawy tej rozmowy. Nie dyskutuję z nagrodą Nobla, bo przecież nie znam całej twórczości, ale nie mogę się powstrzymać od wyrażenia swojego zdania: jak dla mnie to nie jest proza wyjątkowa. Mam wrażenie, że podobne rzeczy już pisano, zdarzało mi się je również czytywać, a ich urok tkwi trochę w tym jak w tym strumieniu świadomości i pamięci, mogą odnaleźć się inni. To już nie tylko historia indywidualna, osobista, ale również życie człowieka żyjącego w pewnej wspólnocie doświadczeń, poglądów, nadziei, frustracji... I aż ciekaw byłbym jak to czytałoby się po przeniesieniu na nasz grunt. Od wojny aż po XXI wiek, od dzieciństwa, aż po dojrzałość. Wszystkie te zakręty, stracone złudzenia, ale i cudowne chwile, których raczej się nie żałuje. 

Tym właśnie jest powieść Annie Ernaux. Głosem pewnego pokolenia i co ważne głosem kobiety, więc mocno wybrzmiewa również lęk, wściekłość, ból, wynikające z tego jak czasem ignorowane są ich prawa, jak spychane są jedynie do roli matek, żon, kucharek, opiekunek. Powraca temat antykoncepcji, aborcji, bo jak rozumiem autorka jest jedną z tych, które upatrują w tym rozwiązania wszystkich problemów płci pięknej. Upraszczam? Może trochę, ale dziwnie mi czasem przechodziło się od pełnych nostalgii wspomnień, do pełnego wzburzenia tonu atakującego polityków konserwatywnych, Kościół, społeczeństwo, które jej zdaniem nie rozumie. Tak jakby właśnie ta sprawa naprawdę była przez te 6 czy 7 dekad najbardziej istotna. Na pewno to jedna z rzeczy, w których dokonała się wielka zmiana i wywalczyło ją m.in. to pokolenie, które studiowało w latach 60, ale czy naprawdę nie ma innych ważnych spraw, które się zmieniły na lepsze lub gorsze?

Bogobójczyni - Hannah Kaner, czyli magia, religia i żądza władzy

Jak czytam na okładce "olśniewający debiut fantasy, idealny dla fanów Wiedźmina", to potem oczekiwania naprawdę są spore, chyba sami to rozumiecie. Choć rozumiem więc chęć wyróżnienia swojej publikacji przez wydawcę, to czasem może to być po prostu strzał w kolano. Niewiele bowiem byłoby tu wspólnych cech ze sławną powieścią Sapkowskiego. Że niby opieka nad dzieckiem, które jest zagrożone? Albo fach mordercy na zlecenie, tylko nie tyle potworów, co w tym przypadku bogów? 

Spośród dziesiątek i setek powieści fantasy na pewno przebić się do świadomości czytelników nie jest łatwo, ale raczej jednak warto stawiać na walory własnej wizji, niż szukać na siłę podobieństw. To co napisała Hannah Kaner ma pewien potencjał. Stworzyła uniwersum, w którym dotąd dość powszechna była wiara w różne bóstwa, bogowie różnych sił natury opiekowali się ludźmi i okazywali im swoje łaski, tyle że podobnie jak śmiertelnicy nie byli wolni od zazdrości, od ambicji, od żądzy władzy. I to właśnie doprowadziło do wielkiej wojny, w której bogowie starli się po obu stronach razem z ludźmi, co wyniszczyło mocno królestwo. Żeby tego uniknąć, władca postanowił zakazać wszelkiego rodzaju kultów, nakazał niszczyć świątynie, a tym samym odbiera moc siłom nadprzyrodzonym, bo bez kultu i ofiar, są słabe niczym dzieci. Tylko czy tak łatwo zmienić setki lat ludzkich przyzwyczajeń i czy da się zupełnie pokonać tych, którzy są podobno niezniszczalni? 

czwartek, 18 kwietnia 2024

Wieczór Trzech Króli czyli Co chcecie

MaGa: Myślę, że podtytuł mówi wszystko 😊. Chcecie zabawy – macie zabawę, chcecie iluzji – macie iluzję, chcecie liryki – macie lirykę, chcecie muzyki – macie muzykę. I ten tytuł z królami, których na scenie nie ma 😊. Od początku śmiesznie. Zawsze mnie to bawiło.

Robert: Faktycznie nie da się jakoś odnaleźć śladu nawiązań do tego święta w sztuce, może Szekspirowi chodziło o to, że to był dzień na zabawę, dzień wolny, a on chciał zaproponować coś lekkiego ku rozrywce tłumów. Komedia pomyłek, z miłością w tle, lekka, a w wykonaniu zespołu Teatru Narodowego dodatkowo... muzyczna. Toż to prawie wodewil albo operetka, tylko tu nie zawsze chodzi o profesjonalizm w śpiewaniu (choć niektórzy potrafią to i to jak!), a właśnie o jeszcze bardziej podkreślenie atmosfery żartu, luzu, nawet jeżeli słowa padające ze sceny radosne nie są. Choć wzdychanie do ukochanej/ukochanego, gdy nie ma się szans na wzajemność boli, przecież wszyscy wiemy, że los tak pokieruje wszystkim, by jednak główni bohaterowie odnaleźli szczęście.

środa, 17 kwietnia 2024

Dobra dziewczyna, zła dziewczyna - Michael Robotham, czyli tak trudno mówić prawdę

Czytając taką ilość kryminałów i thrillerów raczej trudno mnie zaskoczyć, a mimo to powieść Michaela Robothama, która zdaje się otwiera cykl z tym samym bohaterem, jakoś bardzo pozytywnie zapadła mi w pamięć. Może sprawiła to dodatkowa warstwa w fabule - nie dość że jest sprawa do rozwiązania, bo zamordowano młodą dziewczynę, to kilkoro z bohaterów ma na tyle dużo sekretów i traum z przeszłości, że spokojnie może stanowić to materiał na kilka książek. To czego doświadczyli, ukształtowało ich, nie tylko trochę odsunęło od innych ludzi, ale i dało pewne umiejętności, które mogą okazać się przydatne w śledztwie.

 
Evie od lat tuła się po różnych ośrodkach dla nieletnich, żadna rodzina zastępcza nie wytrzymywała z nią długo. Z jednej strony zbudowała ona wokół siebie barierę i nie chce nikogo do siebie za bardzo dopuści, zaufać, z drugiej jej dar stanowi tu niejednokrotnie sporą przeszkodę. Jak mało kto dziewczyna bowiem rozpoznaje każde, nawet najmniejsze kłamstwo i nie waha się go piętnować. Chciałaby już być samodzielna, ale sąd cały czas twierdzi, że musi pozostać pod czyjąś opieką.

I oto pojawiła się dla niej szansa. Cyrus Haven, współpracujący z policją jako psycholog, nie dość że potrafi z nią być szczery, nie oczekuje cudów, daje przestrzeń, to jeszcze wydaje jej się na swój sposób fascynujący. Przeżył traumę nie mniejszą niż ona - może to ich zbliża.

wtorek, 16 kwietnia 2024

Wypaleni na serio lub niby dowcipnie, czyli Pokój nauczycielski i Pieprzyć Mickiewicza

Może i nie bardzo można te filmy porównywać, ale pisząc o nich chcę uwypuklić przepaść jaka między nimi jest. Niemieckiego kandydata do Oscarów, Pokój Nauczycielski obejrzałem z zainteresowaniem i ściśniętym gardłem niczym najlepszy thriller. Może nie opowiada on dużo o samych dzieciakach, raczej uwypukla słabości systemu, który mówi nauczycielowi co wolno, a co nie, kompletnie nie dostarczając narzędzi praktycznych na sytuacje kryzysowe. Procedury - to słowo klucz, bo one mają pomagać, a tymczasem często okazują się bezduszne i zbyt sztywne. Tymczasem gdy brakuje umiejętności powraca to co podświadomie gdzieś wciąż tkwi w człowieku: wywieranie presji, manipulowanie, oskarżanie itp. 

Nie jest łatwo dziś być nauczycielem, gdy od rodziców czy nawet od kolegów nie zawsze możesz spodziewać się wsparcia, a od dziecka współpracy. Robisz co możesz, ale i tak niewiele za to otrzymujesz podziękowań - podobno to twoja praca. A gdy chcesz zrobić więcej niż minimum, czujesz że gdyby tak dotrzeć do jakiegoś ucznia i rozwiązać jego problemy, to możesz jeszcze narazić się na kłopoty. Uczniowie mówią o swoich prawach, walczą o swoje, oskarżają o nadużycia, przemoc czy łamanie przepisów, a nauczyciel...

Teściowe wiecznie żywe, czyli kochamy Was, ale dajcie nam odetchnąć

Dziś zapraszam do warszawskiego Teatru Kamienica, miejsca które lubię od lat, nawet jeżeli ostatnimi laty częściej wybieram zupełnie inny repertuar i inne sceny. Co kto lubi - ja po prostu nie zawsze dobrze odnajduje się w lekkim repertuarze, choć uważam, że jest potrzebny i zespoły, które starają się go realizować bez lekceważenia publiczności, warto doceniać i wspierać. 

Teatr świętujący swoje 15-lecie, nie zwalnia tempa - niedawno robili premierę książki o Emilianie Kamińskim, który przecież był twórcą tego miejsca, a nie tak dawno zaprezentowali widzom swoją najnowszą premierę. Teściowe wiecznie żywe to spektakl komediowy, ze sporą dawką muzyki, w ciekawy sposób łączący młodzieżową energię i talent komediowy aktorek z doświadczeniem. Ponieważ sztukę napisał Jakub Zindulka, polska wersja łączy trochę dwa światy - w cudownie lekki nastrój wprowadzają nas utwory z czeskich list przebojów (np. w przerwach), bohaterowie noszą imiona i nazwiska z pierwowzoru scenariusza, ale zdecydowano się na wprowadzenie pewnych akcentów bardziej znajomych dla polskich widzów. Reżyserii podjął się Olaf Lubaszenko, a w obsadzie mamy zarówno teatralną świeżą krew, jak i twarze lubiane i rozpoznawane od lat. 

niedziela, 14 kwietnia 2024

Strefa interesów - Martin Amis, czyli to ja wybieram film

Gdy najpierw obejrzysz film inspirowany jakąś powieścią (pisałem o nim tu: Strefa interesów, czyli gdzie pojedziemy w tym roku na wakacje) a potem dopiero sięgasz po książkę, czasem możesz się bardzo zdziwić. Doceniam to że udało się twórcom obrazu wyciągnąć to co najważniejsze, odsiać całą resztę, bo szczerze mówiąc powieść Martina Amisa dość mocno mnie rozczarowała. Może gdybym nie wiedział filmu... Sam pomysł, by bohaterem uczynić człowieka zarządzającego obozem koncentracyjnym, budzi kontrowersje, ale i na pewno daje okazję by pokazać to co robili Niemcy od jeszcze bardziej szokującej strony. Dla nich to praca jak każda inna, polegająca na wypełnianiu rozkazów, życzeń przełożonych, ustawieniu mechanizmu tak by było jak najmniej problemów i jeszcze można przy okazji coś dla siebie uszczknąć. Przecież Żydzi nie przyjeżdżają z pustymi rękoma i nie zabiorą tego ze sobą, choć im to obiecywano, mówiąc o przesiedleniu w inne miejsce. To szokuje, ale w filmie, tak chłodnym, jest jeszcze bardziej wstrząsające, bo nie widzimy tak naprawdę tego co za murem. W książce obrazów brutalnych nie brakuje, a jedną z ważnych postaci jest człowiek, który zarządza oddziałem ludzi "sprzątających" ciała z komór gazowych. To jednak nie "dosłowność" wielu scen tak bardzo przeszkadza w lekturze Strefy interesów, ale chłód i obojętność z jaką przechodzą obok nich oficerowie, wszyscy pracujący przy organizacji obozu. Jeżeli chcą uniknąć kontaktu z przemocą to raczej ze względu na poczucie smaku, niechęć do krzyku i płaczu, a nie jakieś współczucie dla ofiar. 
 

Kruk z Tower czyli uważaj w co grasz

Naburmuszone, złe na świat, niegrzeczne, niekiedy agresywne. Gniewne miny, gniewne gesty. Nastolatki. Już nie dzieci a jeszcze nie dorośli. Ich przedstawicielem jest tu Kostia, który w sieci jest tytułowym Krukiem z Tower. Jakim widzi świat Kostia? Czy też sądzi, że podcinane są mu skrzydła jak tym krukom z Tower, żeby nie odleciały?

Ojciec Kostii nie żyje. Nie wiemy jak to się stało, jednak była to śmierć nieprzewidziana, tragiczna i ma ogromny wpływ na syna i matkę. Wygląda na to, że ta dwójka nigdy nie nadawała na podobnych falach, a ojciec był tym, który potrafił rozładowywać atmosferę nim nastąpił konflikt. Teraz go nie ma. Kostia zamyka się na całe dni w pokoju z komputerem. Nie chce kontaktu z matką. Bunt syna eskaluje w stronę zobojętnienia, a może i pogardy dla niej. A matka? Usiłuje zrozumieć, usiłuje otoczyć go troską i miłością. Zabiegając o jego uwagę posuwa się do drobnego oszustwa. Uczy się świata internetu, w którym żyje jej syn i nawiązuje z nim kontakt jako tajemnicza Gotka, Toffi. Poznaje jego myśli, tajemnice… nie przeczuwa jedynie jak niebezpieczną podjęła grę.

Spektakl poświęcony rodzinnej komunikacji i problemom dorastania młodych ludzi, którzy pod maską gniewu, zobojętnienia kryją często wrażliwość mimozy i odsłoniętą na ciosy psychikę. Z drugiej strony czy kochająca nawet matka ma prawo w ten sposób odkrywać tajemnice dziecka dla swojego spokoju? Czy to co nawiązało się w szczerych rozmowach Toffi z Krukiem ma szansę przerodzić się w silną więź matki i syna, dwóch samotnych osób tęskniących do normalności?

sobota, 13 kwietnia 2024

Mnich i Robot - Becky Chambers, czyli Psalm dla zbudowanych w dziczy oraz Modlitwa za nieśmiałe korony drzew

Sobota i czas na fantastykę, tym razem mocno nietypowo. Pozornie bowiem seria wygląda na coś mało poważnego i młodzieżowego. Oryginalne tytuły (prawda że piękne?), ciekawy pomysł, spora dawka pytań filozoficznych pojawiających się w trakcie lektury, humor, klimat tych opowieści - wszystko to zachwyciło mnie, urzekło i dostarczyło masę przyjemności. Piszę jedną notkę o obu tomach, bo raczej nie wyobrażam sobie czytania ich w oderwaniu od siebie.
A zdecydowanie gorąco polecam oba, bo to jedna z lektur która w tym roku zapadła mi głęboko do serducha. 

Są pewne rzeczy, które może i trochę uwierały, ale o nich za moment. Najpierw o zachwytach. A może jeszcze na początki dwa cytaty ze zdań otwierających oba tomy cyklu :) One trochę pokażą Wam dość specyficzną atmosferę tego co napisała Becky Chambers.

Problem z wypierdalaniem z lasu polega na tym, że jeśli nie jesteś bardzo szczególnym lub bardzo rzadkim typem człowieka, wkrótce zaczynasz rozumieć , dlaczego ludzie opuścili te tereny.

Czasem człowiek dochodzi do takiego punktu, kiedy po prostu trzeba spierdolić z miasta.

To bynajmniej nie jest tak, że to będzie stek bluzgów, rzecz prosta i głupawa. Te zdania raczej pokazują pewien kierunek - wyprowadzić trochę czytelnika ze strefy komfortu, wybić go z jego przyzwyczajeń. Z jednej strony pokazują tęsknotę jaka jest w jednym z dwóch głównych bohaterów - szuka swojego miejsca, odpowiedzi na swoje pytania, czasem idąc tam, gdzie nikt by nie poszedł. Z drugiej pokazują też, że nie ma on w sobie natury buntownika, raczej zwykle wybiera wygodne życie, bycie z ludźmi, ale jego wewnętrzna potrzeba szukania czegoś więcej, jest silniejsza niż wszystko inne. 

piątek, 12 kwietnia 2024

Casting, czyli wszyscy jesteśmy Hamletami

MaGa: Bardzo dobry spektakl dyplomowy tegorocznych absolwentów Akademii Teatralnej w Warszawie: „Casting” – zarówno pomysł jak i wykonanie bardzo ciekawe. Takie fajne balansowanie jak na linie – raz przechylimy się w stronę: „to jest casting do roli”, a potem w drugą stronę: „życie to wieczny casting”. Przyznam, że nigdy nie pomyślałabym w ten sposób słysząc to słowo. A im to wyszło mądrze i było świetnie zagrane.


Robert: Gdy ktoś wybiera ten zawód, pewnie szykuje się trochę na to, że będzie musiał starać się udowodnić, że nadaje się do jakiejś roli, ale to nie znaczy, że rzeczywiście musi godzić się na branie udziału w wyścigu szczurów, gdy o jedno miejsce walczy setka albo i więcej ludzi. Czy to musi tak wyglądać? Czy rzeczywiście świat coraz bardziej głupieje, a z telewizyjnych show gdzie ocenia się "talent", tak samo muszą wysilać się aktorzy, którzy ukończyli szkołę teatralną? Jeszcze chwila i będą musieli konkurować z amatorami, bo ktoś powie, że ich twarze/historia/jakaś umiejętność jest istotniejsza niż nauka zawodu. Ten spektakl jest głosem młodych, trochę ironicznym i na pewno dość mocnym. Nie traktujcie nas jak małpy, które na zawołanie mają robić wszystko co byście chcieli, zaskakiwać nas, wzruszać albo rozśmieszać. Nie chcą tego po zejściu ze sceny czy z planu, ale i nie chcą tego nawet w pracy.

czwartek, 11 kwietnia 2024

Perfect days, czyli potem znaczy potem, teraz znaczy teraz

Wytrawni kinomaniacy będą zachwyceni. Wim Wenders powraca w świetnym stylu. I choć gdyby spróbować o tym filmie opowiedzieć albo zdradzić kulisy jego powstawania, przeciętny Polak postukałby się w głowę, jest w tym więcej magii, niż zobaczycie w ciągu miesiąca w tym co można obejrzeć w telewizji.

Oficjalna premiera jutro, więc postanowiłem przesunąć wszystkie inne notki i oto parę zdań o Perfect Days.
Kulisy: Wenders pojechał do Tokio (które zawsze bardzo lubił), by nakręcić reklamówkę tamtejszych toalet. Cóż Japończycy zawsze byli trochę zakręceni, ale oglądając te przybytki, naprawdę jest się pod wrażeniem tego jak bardzo są różnorodne, jak w ciekawy sposób wpisuje się ich architekturę w otoczenie. Ale przyznajcie brzmi to dziwnie, nie? I dalej. Słynny reżyser oglądając te toalety stwierdził, że chciałby na ich tle opowiedzieć dłuższą historię. Do współpracy zaprosił bardzo popularnego tam aktora Kōji Yakusho i oto efekt zgarnia nagrody i pochwały. Spytacie co może być ciekawego w oglądaniu monotonnych, codziennych czynności, podejmowanych przez pracownika miejskiego czyszczącego kibelki? I tu jest klucz do tego fenomenu. 

środa, 10 kwietnia 2024

Confessio - Natalia Kruzer, czyli czy jesteśmy przygotowani do bycia rodzicem?

Kryminalna środa na Notatniku w trochę innej odsłonie. Tym razem nie żaden detektyw, nie policjantka, ale prokuratorka. I co ważne napisane to jest przez osobę, która zna tą pracę od podszewki, więc nie będzie jak np. u Miłoszewskiego wiele biegania po mieście, przesłuchiwania ludzi w domach, czyli mieszania zadań i kompetencji. Papierologia, współpraca ze służbami, wyznaczanie kierunków śledztwa - to właśnie nas czeka. I choć w centrum jest tylko jedna sprawa, a przecież na biurku równolegle dziesiątki innych, wcale nie oznacza to, że będzie nudno.

Confessio wprowadza nas w realia pracy prokuratorów, którzy obok spraw dość banalnych, mają do czynienia nie tylko z zawikłanymi śledztwami, ale i pytaniami natury moralnej. Ich zadaniem jest zebranie dowodów, przygotowanie wniosku, a decyzję podejmować będzie sąd. Czy to jednak oznacza, że nie ma czasem wątpliwości i rozterek? Jak łatwo społeczeństwo wydaje wyrok i rzuca ocenami, ale wcześniej było obojętne wobec cierpienia, niechętne do pomocy. Przemoc, uzależnienia, zdrady, konflikty rodzinne, trud opieki nad chorym czy niepełnosprawnym... Człowiek, który doprowadzony jest na skraj wytrzymałości, robi wreszcie krok ku temu co w jego oczach ma przynieść ulgę i spokój. Czy przynosi?

wtorek, 9 kwietnia 2024

Różne oblicza miłości, czyli Imperium światła i Pewnego dnia powiemy sobie wszystko

Kącik filmowy dla wytrawnego widza i dwa filmy z miłością w tle. Ciut odmienną od typowych pomysłów rodem z komedii romantycznych, nie zawsze szczęśliwą, ale mocno ogarniającą i zmieniającą życie. 

Na początek Imperium światła i Olivia Colman, którą tak lubię. Mam wrażenie, że dzięki niej postacie grane mają w sobie jakąś głębię, ciekawe rozdarcie. Jak choćby tu. Kobieta pracująca w kinie, choć sama raczej filmów nie ogląda. Świetnie ogarniająca zespół, sprawna organizatorka, choć gdzieś w tle dowiadujemy się, że jest po załamaniu nerwowym i trzeba z nią ostrożnie. Samotna, ale wykorzystywana przez szefa, któremu oddaje się tak jakby to była część jej pracy. Niewiele ma w życiu radości, ale stara się przez niej przejść z podniesioną głową. I oto do ich zespołu dołącza nowy człowiek, młody, przystojny, ciemnoskóry i kochający filmy (Micheal Ward). Początkowo będzie go opieprzać za obijanie się, za zbytni luz, ale potem sama spróbuje poddać się jego urokowi, dać się wciągnąć w świat, którego dawno nie zaznała.

poniedziałek, 8 kwietnia 2024

Ptakova - Wesoła dziewczyna z sercem często smutnym, czyli i takie odkrycia uwielbiam

Poniedziałki niech będą na Notatniku muzyczne :) I choć planowałem pisać o zupełnie innej płycie artysty, którego znam i cenię, zmieniam plany. Dziś o dość przypadkowym odkryciu i lokalnym projekcie. Grupa pasjonatów z okolicy dość regularnie urządza tzw. sąsiedzkie granie, czyli zaprasza do jakiegoś domu artystę i można wbić się na koncert, kupić płytę, pogadać, a to wszystko niesamowicie domowej, intymnej atmosferze. To już nawet nie klub, nie kawiarnia ze sceną, ale niewielki kącik, a słuchacze siedzą na czym się da, przynoszą jedzonko, kaska dla artystów jest do kapelusza i wcale nikomu się nigdzie nie spieszy... 

Gospodarze mają pewnie trochę sprzątania, ale za to wspomnienia nie do przecenienia. I tak przejdźmy do artystki o której dziś. Wydarzenia w Michałowicach i okolicy obserwuję od dawna, a w ostatni weekend zobaczyłem zaproszenie a potem filmiki z dziewczyną, której kompletnie nie znałem. Z ciekawości odpaliłem Spotify i przyznam, że urzekła mnie ta płyta. Niby na co dzień nie słucham dużo popu i elektroniki, ale tu jest jakaś czułość w tym wszystkim, wrażliwość, coś oryginalnego. 

niedziela, 7 kwietnia 2024

Drabina - Eugenia Kuzniecowa, czyli nie uciekniesz, nie zapomnisz...

Niedziela z dobrą literaturą? No to zajrzyjmy co czytają sąsiedzi. Co ciekawe, to powieść współczesna, mocno dotykająca wojny w Ukrainie, a mimo to dziejąca się poza nią. Czy da się jednak żyć nie myśląc o tym co dzieje się w kraju, nawet jak udało ci się nie tylko wyjechać samemu, ale i ściągnąć bliskich? 

 

Kuzniecowa pisze o imigrantach, którzy nie zapomnieli, ale i nie chcą zapomnieć, wciąż psychicznie tkwiąc w ojczyźnie. Jedni nasłuchują wiadomości, wciąż czekają na wieści od tych, którzy zostali, może nawet walczą. Inni starają się unikać informacji, ale i tak nie mogą się uwolnić od myślenia. Co zostawili, czy kiedyś wrócą, czy będzie do czego, jak skończy się ta cholerna wojna, czy jest szansa ją wygrać. Ze zdziwieniem obserwują toczące się wokół nich życie, tak beztroskie i sielankowe. Tam spadają bomby, burzą domy, zabijają ludzie, a tu nikt o tym nie myśli?

To wszystko może brzmi dość depresyjnie, ale uwierzcie że ta powieść nie jest dołująca. Wręcz odwrotnie, Kuzniecowa zawarła tam sporo humoru, od obrazków życia codziennego, różnych absurdów wynikających z innej mentalności, ale i z charakteru głównego bohatera. Tolik spełnił swoje marzenie o domu w Hiszpanii, od kontrolującej go rodziny, zamiast cieszyć się samotnością i nowym życiem, musiał zrobić im tu miejsce. Sam dość nieśmiały, zamknięty w sobie, teraz będzie musiał znowu szykować się na to, że będą próbowali go swatać i urządzać mu życie.

Getto płonie - Tomasz Bereźnicki, czyli kto zrezygnuje z obrony, ten od razu przegrał

Komiks w ciągu ostatnich kilku dekad w Polsce wywalczył sobie nie tylko grono dorosłych fanów, uznanie krytyków, ale i traktowanie go jako jeden ze sposobów na przekazywanie treści edukacyjnych. Już nie tylko zabawa, humor, ale i nauka, historia. Szczególnie modne stało się w tym ostatnim obszarze zapraszanie różnych twórców by poprzez ich kreskę, pokazać postacie i zdarzenia tak jak nam tym zależy zamawiającym. Mieliśmy więc serię zeszytów np. o żołnierzach wyklętych od IPN, mniej lub bardziej udane produkcje lokalne od różnych muzeów i finansowane np. przez urzędy miast. Dobrze i niedobrze. Wiadomo, że artysta ma prawo opowiedzieć coś po swojemu, więc pewnie jest ta chęć kontrolowania, prowadzenia go za rękę. A jeżeli dostanie wszystko na tacy, czy będzie potrafił przełożyć to na ciekawe ilustracje, na fabułę, która wciąga czytelnika? 


To wprowadzenie i przemyślenia nad tym jak urzędnicy, politycy, czy historycy z nimi współpracujący chcą prowadzić jakąś narrację, na co chcą kłaść nacisk, a gdzie jest miejsce na swobodną wypowiedź artystyczną, wydaje mi się ważne przy dzisiejszej notce. Oto bowiem przede mną zeszyt autorstwa Tomasza Bereźnickiego, który powstał na zlecenie Muzeum Getta Warszawskiego. I mimo wprowadzenia "historycznego", jakie ta Instytucja umieściła w środku, dużo we mnie jest pytań, które nie bardzo wiem w którą stronę kierować? Czy do Muzeum, że narzuciło pewien pomysł, który potem było trudno zrealizować i wyszło trochę sztucznie? Czy do autora, że poniosła go wizja kreacyjna, nie zbudował spójnej historii, tylko ciąg porwanych scen, które czytelnikowi trudno poskładać w jakąś sensowną całość. 

sobota, 6 kwietnia 2024

Stacja - Jakub Szamałek, czyli gdy procedury zawiodą

Nich to będzie kolejny w miarę uporządkowany schemat: soboty na notatniku to czas na fantastykę. A niedzielę na poważniejszą literaturę piękną. Jeszcze tylko teatr gdzieś ustawię i może postanowię sobie, żeby co tydzień starać się pisać również o muzyce. I prawie cały tydzień będzie już wtedy w jakimś układzie, a Wy będziecie mogli spodziewać się w miarę stałych bloków w każdym z dni tygodnia. To bowiem się nie zmieni: od ponad 13 lat jednak - każdy dzień to jedna notka. Uzbierało się tego już trochę.

Dziś więc S-F. Dość klasyczne, choć po Jakubie Szamałku spodziewałem się jednak większego zaskoczenia, w końcu jego techno-thrillery, to naprawdę była niezła jazda bez trzymanki. W Stacji powiedziałbym, że fabularnie przenosimy się trochę do atmosfery jak z czasów zimnej wojny. To nie obcy będą tu zagrożeniem, ale my sami, zamiast współpracować, raczej wciąż szukamy okazji do podejrzliwości, do konkurowania, do okazania się kimś lepszym. Stany kontra byłe ZSRR oraz stojący z boku Chińczycy, którym na rękę jest osłabienie albo jednych albo drugich. Co ma do tego kosmos? Ano nawet tam te konflikty się przenoszą. To miała być strefa współpracy, badań, nauki i postępu, ale przecież ludzie są tylko ludźmi, no i co ważne, podlegają różnym naciskom swoich przełożonych. 

Saltburn, czyli przyjaźń, pożądanie, czy już obsesja

Gdybym napisał o tej produkcji gdy było o niej tak głośno ileś tygodni temu, pewnie poddałbym się chórowi zachwytów. Gdy trochę emocje opadły, stwierdzam że mimo kilku dobrych scen, klimatu i ciekawej roli Barry'ego Keoghana, sam scenariusz nie jest jakoś zaskakujący ani nowy. Choć w trakcie seansu czuje się to napięcie, kierunek w jakim potoczy się ta historia jest dość przewidywalny. A finał nawet zbyt przerysowany i dosłowny, jakby miała to być nie tyle opowieść o ambicjach, zazdrości i żądzy, ale jakiś diaboliczny plan, który od początku miał na celu wymordowanie wszystkich niczym w Zagładzie domu Usherów.


Saltburn pewnie niektórych będzie szokować scenami niczym z thrillera erotycznego i to jest chyba tu najciekawsze - nie wiesz do końca czy zainteresowanie Oliviera Felixem, czyli przystojnym i bogatym młodzieńcem z wyższych sfer jest szczere, czy jednak od początku podszyte interesownością.

piątek, 5 kwietnia 2024

Kuba - Jacek Ostrowski, czyli co tu się wydarzyło, ma tu pozostać

Klucz, jeden tytuł świeżo obejrzany, przeczytany, a potem coś co czeka jakiś czas na wpis i już zapominam treść, chyba pora wdrożyć w życie. A że teatrów zapowiada się na przyszły tydzień aż 4, notek w najbliższych dniach pojawi się kilka więcej, do przodu...

Dziś Jacek Ostrowski i jego cykl o Zuzie Lewandowskiej. Od początku byłem fanem i mimo tego, że poziom już trochę nierówny ostatnio, wciąż zamierzam pozostać wierny serii. Ale z nadzieją na powrót do Płocka, bo mam wrażenie że wycieczki poza to miasto, źle wpływają na charakter Zuzy i nagle jakby jej ostre poglądy znikają niczym pod wpływem rozpuszczalnika. Tymczasem to właśnie za jej bezkompromisowość i ostry język, za dopieprzanie systemowi PRL i władzy, pokochaliśmy wszyscy tą bohaterkę. Samotna, otoczona zwierzyńcem, lubująca się w koniaku, papierosach i wygodzie, nie bardzo pasuje do ramek w jakie ludzie chętnie wciskają wszystkich - ona zaprzyjaźni się i z milicjantem i z proboszczem, mimo że nienawidzi jednych i drugich, ale potrafi rozpoznać człowieka z którym idzie się dogadać. 
I oto spełnia się jej marzenie - otrzymuje paszport, którego tyle lat jej odmawiano. Choć przecież nie leci na zachód, tylko na bratnią Kubę, na której czeka jej przyrodni brat, zapraszający ją na wesele, ale przecież to też inny świat. Tu szaro, buro, tam słońce, cygara, muzyka i zabawa.

czwartek, 4 kwietnia 2024

Wyjątkowy prezent, czyli ma szczęśliwe życie i nic go nie zaskoczy...

Czy jedno wydarzenie, kilka zdań rzuconych być może bez głębszej refleksji albo prezent, który uznany zostanie za nietrafiony, może zmienić czyjeś życie? Wbrew pozorom tak.
I możemy się przekonać o tym oglądają najnowszą komedię wyreżyserowaną przez Tomasza Sapryka, która zdaje się że rusza w Polskę w trasę po różnych domach kultury i salach teatralnych. Skoro widzowie pragną komedii, lubią oglądać na scenie na żywo znanych i lubianych, to czemu im tego nie dać? W Wyjątkowym prezencie będą mogli zobaczyć: Aleksandrę Popławską, Marcina Bosaka i Jana Wieczorkowskiego.

Tomasz Sapryk sam przecież kojarzony jest z komediami, czuje ten gatunek, ale mam wrażenie że nie poszedł na łatwiznę fundując nam coś farsowego. Tekst Didiera Carona ma w sobie więcej z tragikomedii, duże znaczenie odgrywają tu emocje. Im bardziej bowiem nakręca się bohater, tym zmniejsza się odporność na jego humory jego żony i najlepszego przyjaciela, a tym samym, na jaw wychodzi coraz więcej skrywanych dotąd przed nim faktów.

środa, 3 kwietnia 2024

Ścigając zło - Małgorzata i Michał Kuźmińscy, czyli rozmowy o zbrodni, śledztwie i karze

Kryminalna środa, ale trochę mniej typowo. Bo mimo że to autorzy kryminałów, to ten tytuł nie jest fabułą. Kuźmińscy podobnie jak wielu dobrych autorów, podkreśla z jaką dbałością podchodzą do dobrego researchu, sprawdzają różne swoje pomysły. I z tego zainteresowanie zbrodnią od strony powiedziałbym podbudowy teoretycznej wzięła się właśnie ta pozycja. 


Pewnie wielu czytelników nie zwraca na detale uwagi, trzeba jednak przyznać, że warto doceniać dbałość o nie, o to żeby nawet jak coś wyda nam się mało prawdopodobne, po sprawdzeniu będziemy musieli przyznać rację autorom. Ma to znaczenie nie tylko w prowadzonym śledztwie, przy analizie dowodów, ale również w opisywaniu procedur prawnych albo co byś może najciekawsze, przy próbach opisania psychiki sprawcy, tego co nim kieruje.

wtorek, 2 kwietnia 2024

Old Oak, czyli gdy jesz razem, trzymasz się razem

Materiału na miesiąc, więc nic tylko sobie teraz to rozplanować, ale ponieważ wciąż dochodzą rzeczy świeże, to będzie trudno to pomieścić... Może będę przeplatał rzeczy starsze i nowsze, żeby o niczym nie zapomnieć? Do końca tygodnia miałem uporać się z zaległościami teatralnymi ale w tym tygodniu kolejne dwa spektakle :)

Na dziś o filmie, o którym chciałem pisać w święta. Choć jego premiera dopiero za około miesiąc, już pewnie można go gdzieś upolować na pokazach specjalnych. I moim zdaniem zdecydowanie warto. Jak większość filmów Kena Loacha. Gość mimo wieku (choć teraz zapowiada pożegnanie) nie traci serca, które ma zdecydowanie po lewej stronie. W swoich filmach opowiada zwykle o ludziach prostych, których system ma trochę w nosie, o tych najbardziej poszkodowanych przez różne zmiany społeczno-polityczne. I tak jest i tym razem. Ponieważ jednak czuje zmiany jakie zachodzą w Europie, tym razem przygląda się również imigrantom, którzy wciąż szukają tu lepszej przyszłości, a napotykają niejednokrotnie na niechęć i zarzuty, że rządy bardziej pomagają im niż własnym obywatelom. 

Czy w czasach gdy więcej w nas nieufności, strachu o przyszłość, wrogości i frustracji, jest jeszcze możliwa przyjaźń, życzliwość i solidarność?
Nie ukrywam, że takich historii szukam i potrzebuję, bo mam wrażenie że niczym kropla drążą skałę naszej obojętności. Nie zawsze dobrze się kończą, nie obiecują powszechnego szczęścia, ale pokazują że mimo wszystko można robić coś dobrego, a to dobro zwykle w jakiś sposób powraca, zaraża innych. W moich ostatnimi czasy dość depresyjnych stanach, to taka łyżka miodu do herbaty...

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Nic na siłę, czyli uroki Podlasia

Planowałem na dziś zupełnie inną notkę, ale przekładam ją na jutro, a dziś coś na luzie, pasującego do Prima Aprilis. 

 
Netflixowe Nic na siłę pewnie dla wielu okazało się sympatycznym pomysłem na seans świąteczny, niestety mimo udziału aktorów tej klasy jak Anna Seniuk czy Artur Barciś, nie wnosi on zbyt wiele świeżości w to co dotąd produkowało się u nas w nurcie komedii romantycznych. Zmiana Warszawy czy innego dużego miasta sponsorującego film, na Podlasie nie spowodowała tego, ze wciąż więcej tu ładnych obrazków i stereotypów niż prawdy. A szkoda. Ten region naprawdę ma swój urok, ludzie żyją innym tempem, wmawianie jednak że to takie zatrzymanie w czasie i mentalności, łażenie w strojach regionalnych na co dzień, epatowanie gwarą, zacierem i zwierzakami ganiającymi po domu, to tak jakby dziś ktoś nakręcił w Europie obraz że w Polsce prąd nosi się wiadrami, a niedźwiedzie biegają po ulicach. 

Owszem, chwilami jest sympatycznie, scenariusz jednak pełen jest mielizn, uproszczeń i niczym nie zaskakuje.

Noc Henny, czyli to nie tylko drogeria

Bardzo ładna miniaturka teatralna zagrana w Teatrze Druga Strefa. Godzinny spektakl rozpisany na dwie aktorki, w kameralnej scenerii, niesie ogromny ładunek emocjonalny i dużą dozę przemyśleń.


Desperacka wiadomość Judith nagrana na telefonie w mieszkaniu byłego partnera staje się początkiem akcji spektaklu. Jednak to nie Jack na nią zareaguje. Do mieszkania Judith zapuka jego obecna dziewczyna – Ros. Staną naprzeciw siebie dwie kobiety zakochane w jednym mężczyźnie, konkurentki do jednego serca. Która wygra? No właśnie… pierwsze co się nasuwa na myśl to pojedynek dwóch rywalek o mężczyznę. Ta jest lepsza, która wygra walkę o niego. Takie patrzenie na inną kobietę powoduje, że stajemy się dla siebie wrogami, zwycięsko podnosimy głowy nad przegraną nie bacząc na to, że za chwilę same możemy być w podobnej sytuacji. Czy tak poranione będziemy w stanie wspomóc inną kobietę? A może po raz kolejny będziemy patrzeć jak na zagrożenie?