czwartek, 28 listopada 2024

Przeklęci - Marcel Moss, czyli cóż za diabelska historia

To już chyba szósty tom serii Echo, czyli książek o parze bohaterów, których los zbliżył ze sobą by poprowadzili agencję detektywistyczną. Przełamali swoje trudne przeżycia, a teraz chętnie biorą sprawy podobne do swoich - zaginięcia, porwania, jakieś tajemnice i niesprawiedliwe oskarżenia. Pisałem już u siebie o jednym z poprzednich tomów, ale mam wrażenie że spokojnie można czytać książki z cyklu bez jakieś napinki na kolejność. Każda z nich to oddzielna sprawa.

Sandra Milton tym razem trafiła na sprawę, która ją zaciekawiła, a ponieważ jakoś nie może się ostatnio dogadać z Igim, postanawia wyjechać z Warszawy , daleko na południe Polski.

Nie znam wszystkich książek cyklu, więc trudno mi je porównywać, mam jednak wrażenie, że ta mocno odbiega od poprzednich. Wydaje się bardziej zanurzona w historii z przeszłości, niż w teraźniejszym śledztwie. Takich powieści mamy już całkiem sporo - jakieś mroczne sekrety, próby ich ukrywania, a potem pojawia się obawa o to, że ktoś coś odkryje i trzeba kogoś zamordować lub porwać, by nic nie zdradził. I to właśnie to paradoksalnie na nowo pozwala ruszyć dawne sprawy, dokopać się do dawnych grzechów.



Mamy więc sierociniec prowadzony przez siostry zakonne, przemoc, jakieś tragiczne wydarzenia i ludzi, którzy nie chcieli by wyszło to na jaw. I dwie kobiety (bo Sandrze towarzyszy nowa pracownica Agencji o imieniu Velma), które drążą w poszukiwaniu jakichś śladów, nie zważając na to, że mogą same narazić się na jakieś niebezpieczeństwo. Nie jest im łatwo spokojnie angażować się w sprawę, bo dochodzą do nich sygnały że Igo pod ich nieobecność ma zamiar wycofać się z Agencji i sprzedać swoje udziały. Ta zdrada jest kompletnie niezrozumiała i bolesna, ale chyba oboje unikają bezpośredniej konfrontacji, czekając na jakiś lepszy moment. To może jeszcze kilka dni w górach i może w tym czasie uda się domknąć kolejne śledztwo...
 

Czytadełko, powiedziałbym dość schematyczne i bez dużych zaskoczeń, dość klasycznie poprowadzona fabuła, choć trzeba przyznać że to się jakoś klei w całość (a bywa że jest mocno na siłę). Mnie przyznam że trochę drażni sztuczność w dialogach, jakby na siłę próbowanie uczynić tych postaci wyjątkowymi. To bardziej pasuje do sensacyjek i kiepskiej literatury wydawanej po to by ją kupić za 9 złotych do pociągu, ale jak się pisze szybko, to może tak jest łatwiej... To co zaś może niektórych poruszać i wypada lepiej, to sama historia z przeszłości, dramat dziecka, które jest ofiarą okrutnej przemocy. I tej przeszłości tu całkiem sporo. Strach dziewczynki, jej trauma, pragnienie ucieczki, a potem już nawet pragnienie śmierci, są tak wstrząsające i bolesne, że może nawet bardziej pasują do jakiejś łzawej tragedii. Moss jak widać i tak potrafi wpływać na emocje czytelników, tym razem zgrabnie wplatając to w intrygę kryminalną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz