Warszawskie Spotkania Teatralne powoli dobiegają końca i strasznie żałuję, że paru rzeczy nie udało się zobaczyć, trzeba się jednak cieszyć z tego co się widziało, zwłaszcza, że np. o wypadach do Lublina do teatru na razie mogę zapomnieć. A miałbym ochotę. W końcu obejrzany przeze mnie spektakl "Punkt Zero: Łaskawe" to dla teatru Provisiorium już trzecie podejście do wielkich dzieł literatury i pytań o kondycję człowieka. Chciałoby się zobaczyć zarówno Dostojewskiego jak i Dukaja... Zwłaszcza, że to co pokazali na scenie Teatru Dramatycznego to naprawdę rzecz bardzo mocna i poruszająca.
Sam tekst, który był inspiracją dla reżysera: Janusza Opryńskiego już może budzić ciekawość i kontrowersje. Historia opowiadana przez esesmana, homoseksualistę, człowieka wydawałoby się wypranego z empatii, jest tak pełna potworności jakich jest świadkiem, pośrednim sprawcą, pełna wulgarności, ludzkiego brudu, słabości i degeneracji (łącznie z kazirodztwem), że wciąż trwają spory, że to już nie jest literatura, a po prostu grafomaństwo i pornografia. Moją notkę o książce
możecie przeczytać tu. Coś mi się wydaje, że cześć publiki z wejściówkami przyszła licząc tylko na jakieś sceny, skoro np. pan przede mną przyniósł ze sobą koc, by przykryć aparat, którym chciał robić zdjęcia ze swoich kolan. Absurd, ale jak widać fama o niektórych przedstawieniach mocno je wyprzedza. Czyżby ktoś chciał wokół tego zrobić sensację, podobnie jak w przypadku "Klątwy"? Szkoda, jeżeli ktoś zwraca uwagę jedynie na takie rzeczy. Wszelkie wulgaryzmy, nagość, mocne sceny są tu przecież jak najbardziej uzasadnione, wzmacniają przekaz spektaklu i w żaden sposób nie rażą, można tylko dziwić się temu, że dla kogoś to było zbyt dużo (bo jednak kilka osób wyszło).