piątek, 25 kwietnia 2014

Co kryje prawda, czyli małżeństwo prawie idealne. I kolejna rozdawajka.

Michelle Pfeiffe, Harrison Ford, a za kamerą Robert Zemeckis. No, jeszcze jakiś czas temu taki zestaw nazwisk gwarantował by nie tylko przebój, ale i dobre widowisko. Dziś mam wrażenie, że coraz częściej jednak szukamy oryginalności scenariusza, jakichś zaskoczeń, bo po obejrzeniu wielu filmów, czujemy że możemy spokojnie przewidywać dalszy rozwój akcji w większości z nich, już po kilkunastu minutach seansu. I tu trochę tak niestety miałem. 

czwartek, 24 kwietnia 2014

Oh Boy, czyli sam w mieście

Pamiętacie sprzed roku film Frances Ha? Podobał się? To wybierzcie się na Oh Boy. Premiera w kinach studyjnych już jutro. Po raz kolejny powraca do nas obraz młodego pokolenia - zagubionego, korzystającego w pełni z różnych dobrodziejstw (np. kasy starych), ale nie bardzo potrafiącego znaleźć sobie miejsce. Jan Ole Gerster, który debiutuje jako reżyser tym filmem, sam jest niewiele starszy od głównego bohatera - trzydziestolatka, więc dobrze czuje to o czym opowiada. Efektem jest film i zabawny i do refleksji. 

środa, 23 kwietnia 2014

Opowieści o miłości i mroku - Amos Oz, czyli z narodu wybranego się wywodzisz

Gdy ujrzałem tę cegłę i usłyszałem, że mamy ją przeczytać na spotkanie DKK, to mnie trochę zmroziło - tyle innych rzeczy mam do lektury, a powieść Amosa Oza nie wyglądała na lekką i do szybkiego łyknięcia. Poszedłem więc trochę na łatwiznę - przecież minimum dwie godziny dziennie spędzam w drodze na przystanek, czekając, albo jadąc komunikacją - załadowałem więc tomiszcze na komórkę i postanowiłem w ten sposób przejść powieść. Bez dźwigania i pokusy by sięgnąć po coś innego (lżejszego nie tylko na ciężar).
O jak się bardzo myliłem...

Późny kwartet, czyli miłość, pasja, muzyka

Przeglądając szkice notek znalazłem jeszcze jedne film z nieodżałowanym Philipem Seymourem Hoffmanem. Co prawda pewnie jeszcze wejdą na nasze ekrany jakieś filmy z jego udziałem, w których zdążył zagrać, ale generalnie pozostaje powracanie do tego co widzieliśmy i szukanie ról mniej znanych. Dlatego cieszę się, że odkryłem ten bardzo kameralny, niskobudżetowy dramat  Warto go zobaczyć zarówno ze względu na obsadę (grają m.in. równie świetni Christopher Walken,  Mark Ivanir, Catherine Keener i Imogen Poots), ale i na cudowną muzykę. W końcu rzecz dotyczy kwartetu smyczkowego prawda?

wtorek, 22 kwietnia 2014

Mój rower, czyli powiedzieć słowo kocham


W poprzedniej notce żartowałem, że będzie o rowerach, ale tak naprawdę jest to gadżet, który pojawia się w tytule i gdzieś w tle, jako wspomnienie z przeszłości. O czym w takim razie jest ten film? O niełatwych, męskich relacjach w rodzinie. Jak wychowywani byliśmy my, jacy sami staramy się być wobec naszych dzieci, jak nieustanie poddawani jesteśmy ocenie i musimy udowadniać, że jesteśmy mężczyznami. Trochę w naszym kinie brakuje podjęcia na serio takich tematów.
I choćby dlatego warto ten kameralny i wyciszony film obejrzeć. 

Bez hamulców, czyli sezon pora rozpocząć

Co prawda pogoda pozwala szaleć na dwóch kółkach już ponad miesiąc, ale pora ogłosić to nawet leniuchom co rzadko wsiadają na rower: majówka to najlepszy czas by wreszcie się przełamać! Więc niech dziś będzie "rowerowo".
No tak, tylko rower rowerowi nie równy... No bo jak tu porównać sprzęt na którym jeździsz rekreacyjnie i wypasioną maszynę, na której śmigają np. kurierzy w większych miastach. Właśnie oni są głównymi bohaterami w tym filmie. Pal licho sensacyjną historię w jaką są wplątani (przesyłka, którą ktoś próbuje przechwycić), to co najciekawsze tu to właśnie szaleństwo jakie jest dziełem ludzi, dla których rower jest po prostu sposobem na życie.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Fronda, czyli pismo podobno poświęcone


No i po świętach... Pora wracać do notek, bo wkrótce kolejna przerwa -tym razem wyjazdowa, a przecież niewiele brakuje do zrealizowania kolejnego miesiąca według planu: ile dni, tyle zapisków. 
Tym razem notka trochę wyjątkowa, bo o czasopismach jeszcze u siebie nie pisałem. Ale Fronda, to prawie jak książka - blisko 300 stron lektury, zero reklam, ładne grube wydanie. Do recenzji otrzymałem 3 numery wydane już pod nowym kierownictwem, miałem więc sporo materiału do czytania. I wziąłem się za to nie bez ciekawości. Kiedyś zerkałem do Frondy, ale dość nieregularnie, byłem więc ciekaw na ile to co pamiętam ma wciąż odzwierciedlenie w nowym wizerunku. Zawsze było to pismo trochę niszowe, teksty wymagały dość dużego poziomu skupienia, zmuszały do myślenia, analizy, dyskusji - była to rzecz z gatunku: przeczytaj i podaj dalej, bo nie traciła raczej na aktualności jak większość tygodników, czy miesięczników. No i co ważne - pismo tworzone było przez ludzi raczej nie parających się wcześniej zawodowo dziennikarstwem, dla których to był trochę poligon doświadczalny. To zawsze nadawało takiego dziwnego ducha - niezależności, prowokacji, mieszanki garażowego zinu, biuletynu dla członków elitarnego klubu, forum wymiany myśli i twórczości.
Nowa redakcja Frondy, czyli młodzi konserwatyści, od początku stara się poszukiwać świeżych pomysłów, formy, dróg dotarcia do czytelników. Oskarżani, że to co robią jest mało poważne, hipsterskie, chaotyczne, zbyt nowoczesne, za mało analityczne i zbyt pobieżne, póki co nie mają łatwego zadania. W pierwszym numerze w artykule wstępnym napisali:
„Czego od Was chcemy? Żebyście chodzili do kościoła, płodzili dzieci, ginęli w powstaniach i czytali dobrą literaturę”. Prawda, że prowokacyjnie? A wybierając hasła na sztandar, wskazują nie tyle walkę o wiarę, czy o władzę, ale o kulturę. 
Sami przekonajcie się czy warto wydać 30 złotych. Czytania jest sporo - wiem to, bo tym razem przeszedłem "od deski do deski".

czwartek, 17 kwietnia 2014

7 km od Jerozolimy - Pino Farinotti, czyli spotkanie na drodze do Emaus




Dziś Wielki Czwartek, więc pora na zwolnienie tempa, chwilę refleksji. Życzę i Wam i Waszym bliskim dobrego czasu pełnego nadziei i bliskości. I na kilka dni znikam, zostawiając Was ze słowami papieża Franciszka i notką na temat jednej z książek, które można jeszcze przez kilka dni u mnie wygrać.
Niech radość wielkanocnego poranka będzie waszym udziałem, niech opromieni życie każdego z was nadzieją, ufnością i pokojem.
papież Franciszek

7 km od Jerozolimy to dobra powieść na te dni. Do refleksji.
Bohater nie jest żadnym świętym, ideałem, osobą głęboko wierzącą, bez pytań i wątpliwości. Prawdę mówiąc, to chyba już dawno stracił resztki wiary, wraz z kolejnymi zranieniami, cierpieniem, próbami. No i wokół przecież tyle dowodów na to, że ci którzy nazywają się wierzącymi, dalecy są od ideału. Tak prościej - zająć się swoim życiem, karierą, problemami i machnąć ręką na wszystko to co jakoś pozwalałoby wzmacniać życie duchowe. Strata czasu... Bo wiara wciąż przez nas traktowana jest trochę po dziecięcemu. Ma coś nam dawać, coś zapewniać, a jeżeli wydaje nam się, że tego nie dostajemy, to odchodzimy obrażeni, mamrocząc coś pod nosem. "Boga na pewno nie ma, bo nie pozwolił by na takie zło". "Prosiłem i nic". Albo "sam sobie poradzę, nie potrzebuję pośredników". Ileż razy słyszeliśmy takie teksty, lub nawet sami je powtarzaliśmy.

środa, 16 kwietnia 2014

Prawo ulicy, czyli jak wygląda praca stróża prawa

Obiecywałem serial trochę różniący się od całej masy rozrywkowych średniaków, taki bardziej "do myślenia" i oto jest. Wygląda jak dzieło z lat 80-tych, obraz Baltimore przygnębia szarością, marazmem i biedą, ale rzecz jest naprawdę całkiem świeża (pierwszy sezon już po 11 września). Również obraz pracy Policji odbiega od wszystkich wyidealizowanych obrazków CSI. Tu nie ma dostępu do super laboratoriów, a o głupi podsłuch musisz się użerać się z przełożonymi albo załatwiać to z sądem pod stołem. Sami możemy ocenić, który obraz jest bliższy rzeczywistości.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Banshee, czyli western i kotlety siekane

show-banshee_posterCo się dziś sprzedaje? Co ogląda? Seks i przemoc. Chyba z takiego założenie wychodzą twórcy różnych seriali prześcigając się w epatowaniu jednym i drugim. Żal, że coraz mnie oryginalnych pomysłów i tak naprawdę szkoda, że jedyną nowością i wyróżnikiem ma być to ile trupów padnie i ile gołych ciał się pojawi.
Na "Banshee" zerkam (to już drugi sezon) trochę z ciekawości, jak też wybrną twórcy ze wszystkich pogmatwanych konfliktów jakie zarysowali. Ale szczerze mówić do takiego "Deadwood" to on się nie umywa. Choć pewien rys westernowy jest również i w tej produkcji - mamy "sprawiedliwego", który przybywa do miasta jako samotny jeździec, to jednak potem wszystko idzie zbyt prosto i komiksowo.

Riverside - Shrine of New Generation Slaves, czyli naprawdę światowy poziom

Nie raz już pisałem u siebie, że z zachwytem wracam do muzyki lat 70-tych albo 80-tych. Podobno to kwestia wieku - podoba się jedynie to co już wcześniej znane :) Ale co ja na to poradzę, że dreszcze przechodzą mnie przy pięknych solówkach i "piosenkowość", zwartość dzisiejszych nagrań jakoś mnie wcale nie kręci. Fajne melodie i dobre teksty się zdarzają, ale często brak temu duszy. Stąd moje upodobanie do Led Zeppelin, Pink Floyd, Marillion i tylu innych starych formacji.
Z Riverside pamiętam zetknąłem się zupełnym przypadkiem chyba 3 lata temu na Przystanku Woodstock. Koncertowali na dużej scenie, gdy my sobie z żoną powolutku wracaliśmy na dół ze sceny folkowej. Zauroczyły mnie te rozbudowane klimaty jakie snuli chłopaki. Siedzieliśmy dość długo na wzgórzu zasłuchani, ja sobie gdzieś tam zanotowałem nazwę, ale niestety nie poszły za tym żadne zakupy krążków. I oto kilka dni temu na muzodajni wypatrzyłem ich ostatni krążek zatytułowane Shrine od New Generation Slaves. Gdy nazwę skrócimy do pierwszych liter wyjdzie nam SoNGS, ale mimo melodyjności, naprawdę nie są to sztampowe i gładkie "piosenki", które wypadają drugim uchem.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Morfina - Szczepan Twardoch, czyli ojczyzna zgwałcona

Długo się zbierałem do tej notki. Zwykle staram się pisać w miarę na gorąco, tym razem mieliśmy dość burzliwą dyskusję na DKK, a ja nadal zastanawiałem się jak ugryźć tę powieść, co o niej napisać. Być może lektura "Morfiny" za blisko była u mnie czytanych tuż przed "Łaskawych", ale zmęczyła mnie ta książka. Tyle sobie po niej obiecywałem, tak byłem bardzo ciekaw. Nie zniechęciły mnie nawet kontrowersje wokół wywiadu autora (p...l się Polsko). Ale im dalej brnąłem w to grube tomiszcze tym bardziej czułem się zmęczony i jakiś brudny.

Bank Lady, czyli wiele można zrobić dla realizacji marzenia

Festiwal Wiosna filmów już za mną. Żałuję, że nie udało się zobaczyć wszystkich wypatrzonych tytułów, ale może jeszcze kiedyś będzie okazja. Pozostały mi jeszcze 3 filmy do opisania i lista życzeń, czyli tytuły na które dalej będę polował. 
Na dziś kino niemieckie i historia jak z Bonnie i Clyde. Romans, kryminał, dramat, ale to wszystko podane raczej w lekkim tonie, niekoniecznie bardzo serio.
Lata 60 i Niemcy Zachodnie. Choć gdyby nie pewne detale, byłbym skłonny podejrzewać nawet iż ta siermiężna rzeczywistość to NRD. Bieda, ciężka harówa za grosze, marzenie by żyć tak pięknie jak na reklamach. Głowna bohaterka to Gisela, skromna dziewczyna, która wciąż mieszka z rodzicami i pracuje w fabryce tapet. Szara myszka, która żyje marzeniami.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Składam się z ciągłych powtórzeń - Artur Rojek, czyli szukając własnej drogi (ale i tak szkoda Myslovitz)


Singlem "Beksa" jesteśmy bombardowani już od dłuższego czasu. Numer wpada w ucho - to trzeba przyznać, ale byłem bardzo ciekaw całości materiału. Mam chyba wszystkie płyty Myslovitz, ciekaw byłem więc jaką drogą pójdzie Artur Rojek, gdy już trochę ochłonie po rozstaniu z zespołem. Po raz kolejny Deezer okazał się źródłem gdzie można spokojnie sprawdzić nowe płyty zanim dokonasz zakupu. I wiecie co?

Longford, czyli w ludziach widzę dobro

Początek Wielkiego Tygodnia, podrzucam więc film ku refleksji. W czasach gdy o duchownych, albo w ogóle osobach wierzących mówi się w mediach głównie źle, w atmosferze oskarżeń, wyśmiewania - warto przypominać o ludziach, których wiara inspiruje do czynienia dobra. Jest ich bardzo wielu, nie zawsze "pchają się na afisz", ale trudno przecenić jak wiele mogą zdziałać. 
Chrześcijaństwo to nie tylko gesty miłosierdzia wobec potrzebujących, ale to również wychodzenie do tych, którzy są odrzuceni, zepchnięci na margines. Bez wiary trudno czasem mówić o wybaczeniu, miłosierdziu. Ludzkim odruchem wobec zła jest pragnienie zemsty, złość, pragnienie sprawiedliwej kary. Jak często rodzi się w nas ewangeliczne pragnienie przebaczenie, kochania nieprzyjaciół, nadstawiania policzka? Pytania w sam raz na zbliżający się czas. Co dla nas oznacza wiara? Czy po naszych wyborach, postępowaniu inni mogą rozpoznać w nas chrześcijan?

sobota, 12 kwietnia 2014

Misterium Męki Pańskiej, czyli przeżycie nie tylko artystyczne

Jak co roku na Cytadeli w Poznaniu wystawiono Misterium Męki Pańskiej. Monumentalna inscenizacja, przygotowana przez blisko 1000 osobowy zespół to nie tylko spektakl, ale również przeżycie czegoś więcej. W tym roku po raz pierwszy nawet jeżeli nie dało się rady tam dotrzeć, pojawiła się możliwość oglądania internetowej transmisji z tego wydarzenia. Serwery siadały, tylu było chętnych, więc póki jest korzystajcie z możliwości obejrzenia retransmisji (link powyżej). 
Misterium - kliknij aby się zapisać
Trudno po obejrzeniu tego w komputerze ogarnąć to wszystko słowami. Dominująca jest myśl: szkoda, że nie było się tam by oglądać to na żywo. Bo przecież nie chodzi tylko o samo widowisko. To różnica podobna jak oglądanie koncertu na żywo i w telewizji. Skupiasz się na obrazie, na detalach, a ucieka ci na przykład muzyka, światła, które oświetlają poszczególne sceny.
Nie tylko Poznań szczyci się tym iż w okolicach Wielkiego Tygodnia odgrywana jest Pasja. Pewnie każde miejsce ma swoją atmosferę, ale tu rzeczywiście robi wrażenie rozmach z jakim to przygotowano. Blisko 1000 osób zaangażowanych w spektakl, statyści, chór śpiewający na żywo... Może kiedyś uda się tam pojechać.
Mogą drażnić jakieś drobiazgi np. to, że dialogi były wcześniej nagrane, że aktorzy nie mówią do mikrofonów, tylko próbują "podegrać" pod swoje kwestie jakieś teksty (wychodzi lepiej lub gorzej np. kapłani żydowscy jedynie machają rękoma), ale całość to naprawdę duże przeżycie.




Rzymska aureola, czyli trochę w innym tempie

Kolejna produkcja z Wiosny Filmów - zdobywca Złotego Lwa na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji w ubiegłym roku. Rzecz bardzo specyficzna, bo to dokument, raczej dla smakoszy, ale mimo to warto go zobaczyć, choćby z ciekawości, bo to chyba pierwszy raz w historii tego festiwalu, by nagroda trafiła do twórcy filmu dokumentalnego.
Grande Raccordo Anulare, czyli tytułowa GRA to 68-kilometrowa obwodnica wokół Rzymu. Olbrzymie miasto, które żyje swoim szybkim tempem, ogromny ruch (bo przecież również turyści), a jak to wygląda życie ludzi, którzy do miasta nie zaglądają, którzy większość czasu spędzają właśnie na obwodnicy i w jej pobliżu?

Demony da Vinci, czyli co oni jeszcze wymyślą?

Drugi serial z Foxa na który zerkam od czasu do czasu (właśnie ruszył drugi sezon)
to Demony da Vinci. Pomysł podobny jak w opisywanym dziś już Jeźdźcu - miesza się historię i postacie prawdziwe ze współczesnymi pomysłami, dosypuje się pieprzu, jakichś kontrowersji. Kto by się tam przejmował tym, że niewiele w tym prawdy. To ma się oglądać, a im więcej kontrowersji tym lepiej. Papież jako degenerat przewodzący jakiejś dziwnej sekcie, która nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem? Walka Rzymu z Florencją o władzę i pieniądze? Leonardo jako lowelas, któremu wszystko jedno czy obraca dziewczyny czy chłopaków, geniusz i wizjoner, narkoman i egocentryk? Weź i oddziel prawdę od fantazji. 
Żeby nie było nudno (bo kogo interesuje dziś historia) to oczywiście dołożono do scenariusza jakieś tajemnicze siły nadprzyrodzone, księgi zawierające wiedzę, która pozwoli panować nad światem. Da Vinci, który szczyci się racjonalnością swego umysłu, będzie musiał czasem pokornie poddać się wobec tego co tajemne. Choć każdy odcinek to trochę odrębna historia, pewne wątki prowadzą nas przez całą historię: próby odnalezienia swojej matki, poszukiwania legendarnej Księgi Liści, no i oczywiście obrona swego miasta przed zakusami wstrętnego Rzymu. W każdym znajdziemy jakieś wynalazki i nawiązania do odkryć lub twórczości słynnego Leonarda, sporą dawkę kina przygodowego i trochę scen "dla dorosłych". Bo takie oznaczenie nadano temu serialowi.

piątek, 11 kwietnia 2014

Jeździec bez głowy, czyli groza nie do końca poważnie

Chwila oddechu między poważniejszymi rzeczami, notki o produkcjach z Wiosny Filmów pewnie będę ciągnął jeszcze czas jakiś (zwłaszcza, że premiery części tych obrazów to dopiero jesień, albo nawet rok przyszły). A sam dla rozluźnienia zaproponuję Wam kilka notek serialowych. Wiem, wiem Gra o Tron i House of Cards rządzą, ale o nich już pisałem, nowe sezony już w trakcie oglądania, ale oprócz tego jest jeszcze kilka innych rzecz na które zerkam w ramach relaksu z myślą: no i co jeszcze da się wymyślić.
Jeździec bez głowy, którego polecił mi znajomy (stary wyjadacz wszystkiego co trąci Sci-Fi, fantasy) to czysta rozrywka. I na szczęście serial nie udaje, że jest czymś poważniejszym. Twórcy mieszają pomysły znane z innych produkcji, bawią się konwencją, mieszając nam magię, historię, rzeczywiste postacie, legendy i totalnie wykręcone fantazje. Groza, walka dobra ze złem, to wszystko w mrocznej atmosferze, ale poprzez nagromadzenie różnych fantastycznych elementów, traktuje się to po prostu jako fajną zabawę. Taka mieszanka Indiany Jonesa, współczesnego Sherlocka z horrorem i podrożą w czasie. Bohaterowie wychodzą oczywiście z wszystkiego obronną ręką, między nimi rodzi się dziwna chemia, a i humoru nie brakuje.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Małe cuda - Cheryl Strayed, czyli internetowa poradnia psychologiczna

Przyspieszam z notkami, bo zapowiada się w tym miesiącu przynajmniej dwie przerwy w pisaniu. Czas szybko leci i Wielkanoc tuż tuż. Przypominam o pakiecie książek do zdobycia w tym miesiącu, a dziś notka o książce, która już powędrowała do nowego właściciela. Niech się dobrze czyta! 
Tytuł mocno promowany przez Znak (podobno poprzednia książka tej autorki była hitem) i część ich większego projektu: książek "z przesłaniem" dla kobiet, rekomendowanych przez Dorotę Wellman. 

Czerwony i niebieski, czyli orka na ugorze

Kolejna produkcja obejrzana w ramach Wiosny Filmów i wracam do tematu edukacji. Tym razem jednak nie jest to nic tak wbijającego w fotel jak np. Z dystansu, Nasza klasa, czy ostatnio opisywane Lekcje harmonii. Produkcji włoskiej bliżej do Pana Lhazara. Owszem - opowiada o pewnych problemach z jakimi zmagają się nauczyciele (i uczniowie też) w dzisiejszej szkole, ale pozostawia nas w dziwnie optymistycznej, pełnej ciepła atmosferze. Paradoksalnie, bo nie pokazuje przecież gotowych rozwiązań, nie obiecuje, że wszystko da się załatwić. To takie: jakoś to będzie, bądźmy ludzcy, okazujmy serce i gdy uda się pomóc choć kilkorgu z naszych podopiecznych, powinno dać nam to nadzieję, że ta praca ma sens.

środa, 9 kwietnia 2014

Mighty Oaks - Howl, czyli sympatycznie zacząć dzień

Zdecydowanie płytka poprawiająca nastrój. Melodyjna, pogodna i nie inwazyjna. Ot w sama w raz do porannej kawy, żeby dobrze zacząć dzień, albo w trakcie bieganiny posłuchać czegoś odstresowującego. Takiej muzy coraz więcej, choć mam wrażenie, że niewiele jej w radiu. Ale gdy pogrzebiesz w sieci, natrafisz na istną kopalnię złota - możesz sobie ustawić jednego wykonawcę i tylko potem dodawać do playlisty kolejnych podobnych. Śmiesznie się robi gdy popatrzysz sobie na fotki tych wykonawców - najczęściej brodaci lub wąsaci panowie z gitarą klasyczną pod pachą :) Ale taka to już moda. Większość nazwisk i nazw niewiele mi mówi, ale to pewnie dlatego, że nie interesuję się zbyt mocno indie folkiem. 
Pewnie na koncert Mighty Oaks (już niedługo w Warszawie) się nie wybiorę, bo kasy trochę brakuje, ale muszę przyznać, że skoro na płycie słucha się tego przyjemnie, to na koncertach spodziewałbym się jeszcze fajniejszej atmosfery. To muzyka idealnie wpisująca się w małe sale, kluby...

wtorek, 8 kwietnia 2014

Witaj w klubie, czyli złapać byka za rogi

Była prośba o notkę na temat "Witaj w klubie", czuję się więc zobowiązany. Deszcz nagród w końcu też skłania do tego by coś skrobnąć. Trudno mi jeszcze w tej chwili wyrokować ostatecznie, bo nie widziałem wszystkich nominowanych (a o kilku widzianych jeszcze nie napisałem) - czy to rzeczywiście najlepszy film z tegorocznych nominacji do Oscara. Ale zgadzam się, że ciekawa. No i genialnie zagrana! Z duetu Matthew McConaughey-Jared Leto, szczególnie zachwycił mnie ten pierwszy, a ponieważ mam w zanadrzu jeszcze dwa obejrzane z nim filmy, szykuje się kolejny maraton z jednym aktorem.   
O czym jest "Witaj w klubie"? Można by to rozpatrywać przynajmniej w trzech płaszczyznach. Po pierwsze o polityce firm farmaceutycznych i robieniu ludzi w balona - chorzy na AIDS szukający ratunku lub choćby ulgi w cierpieniu, byli świetnym "materiałem" na to by na nich zarobić. Po drugie mamy walkę z systemem, z lekarzami, prawnikami i urzędnikami, którzy na wszelkie sposoby próbują ograniczyć poszukiwania leczenia na własną rękę, a narzucić chorym jeden sposób leczenia, z którego wszyscy mogą czerpać zyski (przecież wiadomo, że by uzyskać zatwierdzenie przez komisję leków, trzeba grubo smarować). Te dwie płaszczyzny to historia autentyczna, oparta na wspomnieniach Rona Woodroofa. Może i ciekawa, ale prawdę mówiąc nie ma w tym nic takiego co by trzymało za gardło. Brakuje jakoś napięcia i nawet humor, czy kolejne porażki w walce z systemem, nie powodują, że ta historia została by w nas na dłużej. 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Płynące wieżowce, czyli bądź modny i pochwal...

Wczoraj wspominałem o rozpoczynającej się Wiośnie filmów, ale nie napisałem, że to nie tylko okazja do obejrzenia perełek ze świata, ale i możliwość nadrobienia zaległości w tym co ciekawego działo się w naszej kinematografii. Tytuły nawet bardziej dyskutowane niż te zagraniczne :) I wiele naprawdę świetnych filmów, których nie ma się co wstydzić, bo nie odstają od tego co w innych krajach...
Pisałem już o Idzie, o Chce się żyć, czy o Wałęsie, dziś kolejna rzecz o której głośno. Chwalona i nagradzana. A mi jakoś z tym filmem wybitnie nie po drodze. Zwykle namawiam Was abyście sami spróbowali, zapraszam do dyskusji, ale przy obrazie Wasilewskiego naprawdę mam duże opory by to napisać, abyście później nie wyklinali mnie, że straciliście kasę na bilet. 
Nie mam zamiaru chwalić czegoś tylko dlatego, że jest kontrowersyjne, odważne (?), że niby to pierwszy film poruszający u nas temat miłości homoseksualnej. Jeżeli film jest słaby, przekombinowany i mało strawny, to trzeba to powiedzieć, nie przejmując się, że nazwą cię od razu homofobem. Nie rozumiem pochwał, nagród ani zachwytów.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Lekcje harmonii, czyli kino z Kazachstanu, Wiosna Filmów i mały remanent

W tym miesiącu będzie sporo notek filmowych, po raz kolejny więc łapię się za głowę, że właśnie ten temat dominuje na blogu. Na początku wcale nie miałem takich planów, ale jakoś samo tak wyszło. Ile ze 1192 notek dotyczy filmów? Pewnie z połowa (patrz zakładka obejrzane), do niektórych nawet już zaczynam wracać, oglądając coś po raz kolejny i czytając swoje wypociny. :) Dorzucam kolejne - na miejscu różnych zakończonych konkursów znalazły swoje miejsce notki o:
czymś lekkim, czyli Honey, czymś serialowym, czyli Bez wytchnienia.
Aha, do notki o Wiele hałasu o nic, dopisałem kilka zdań po obejrzeniu najnowszej ekranizacji.  
A dziś coś wyjątkowego. No bo ile filmów z Kazachstanu widzieliście w swoim życiu? A ten naprawdę jest seansem, który pozostaje w głowie na długo! Jednocześnie notka jest zaproszeniem na Festiwal Wiosna Filmów gdzie możecie go zobaczyć (w kinach studyjnych chyba dopiero od maja). Gorąco zachęcam, bo to okazja, by zobaczyć naprawdę sporo świetnych filmów, często przed premierą w Polsce. Zwycięzcy różnych festiwali, dzieła docenione przez krytyków, możliwość zetknięcia się z kinem, które rzadko u nas gości (np. z Niemiec, Rumunii). O kilku filmach, które w tym roku pojawiają się na festiwalu już pisałem (Matterhorn, Ojciec Szpiler, Wielki Liberace, Mężczyzna prawie idealny, Życie Adeli,. Rozdział 1 i 2, Vincent chce nad morze, Pozycja dziecka), o innych pewnie wkrótce.

sobota, 5 kwietnia 2014

Czerwony golem - Peter Higgins, czyli nad Rosją walczą anioły

Oj ciężko się zebrać do pisania notki po całym dniu pracy fizycznej (jak człowiek nie przyzwyczajony to i męczy się szybko). Ale jutro tym bardziej ciężko będzie się zebrać, bo człowiek będzie chciał leniuchować. To może jednak napiszę dziś.
Kolejna zaległa notka książki nadesłanej do recenzji. Okładka kusiła bardzo, streszczenie zapowiadało ciekawą i szybką lekturę, a mimo to jakoś ciężko mi było wgryźć się w tę historię. Może dlatego, że jak czytam w zapowiedziach: thriller, science fiction, to spodziewam się szybkiej akcji i fabuły, w której łatwo się będzie odnaleźć. Tymczasem tu autor raczej nie ułatwia nam lektury, wrzucając nas dość szybko w dziwny świat alternatywny i nie wyjaśniając nam specjalnie żadnych reguł nim rządzących.

piątek, 4 kwietnia 2014

Budda z przedmieścia - Hanif Kureishi, czyli dojrzewanie nigdy nie było bezproblemowe

Zrobiło się kilka zaległości książkowych, próbuję więc ogarnąć to wszystko w notki. W ciągu najbliższego tygodnia pewnie będą dominować filmy - zaczyna się Wiosna filmów, będzie więc o czym pisać. Może Wy mi pomożecie ustawić kolejność notek zaległych - może jakiegoś tytułu jesteście ciekawi - Tajemnica Filomeny, Witaj w klubie, Mój biegun, Jack Strong, Zniewolony, może VonTrier, a może kino z Kazachstanu? To ostatnie kusi, bo filmy zahaczające o temat szkoły, wychowania to mój konik.   
A na dziś Budda z przedmieścia, czyli zabawna, choć i z nutką refleksji książka o dojrzewaniu w latach 70-tych w Wielkiej Brytanii. Ponieważ główny bohater pochodzi z rodziny imigrantów z Indii, oprócz muzyki, typowego szaleństwa i poszukiwań młodzieńczych, swobody seksualnej, mamy też wątki dotyczące tożsamości, stereotypów, kompleksów i prób odnalezienia się w wielokulturowym społeczeństwie.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Grobowce Atuanu - Ursula LeGuin, czyli błgosławieństwo i przekleństwo

Jakiś miesiąc temu zacząłem przypominać sobie cykl Ziemiomorza, więc po pierwszym tomie pora na kontynuację. Szkoda tylko, że już bez tak ładnej okładki. No i teraz tylko pytanie kiedy znajdę czas na kolejne tomy. 
Z czym Wam się kojarzy literatura fantasy? Z krasnoludami, elfami, smokami albo z facetami latającymi z mieczami/toporami? To chyba nie czytaliście LeGuin. To raczej baśń, w której autorka próbuje przemycać pewne poważniejsze treści, a nie przygodówka w wymyślonym świecie, dla dorosłych, którzy wciąż czują się dziećmi (tak często charakteryzuje się ten nurt). Drugi tom cyklu możecie spokojnie przeczytać nawet nie znając pierwszego, choć pojawia się tu główny bohater z "Czarnoksiężnika..." - dojrzalszy, poważniejszy i teraz to on będzie wyciągał rękę i pomagał komuś młodszemu w tym, by odważył się na krok w nieznane. Kiedyś ktoś pomógł jemu... Teraz los sprawi, że będzie się mógł odwdzięczyć. 

środa, 2 kwietnia 2014

Honey, czyli wytańczyć sobie przyszłość. I roztrzygnięcie rozdawajki


Nie przepadam za filmami gdzie taniec i muzyka hip hop stanowią centrum fabuły, mam wrażenie, że tyle już tego było, iż zmienia się jedynie gwiazdka obsadzona w roli głównej i ciut choreografii. Ale cóż - moje córy uwielbiają takie historie i taniec ich zdaniem to świetny sposób na zrobienie kariery (po co szkoła?). Czasem więc warto zerknąć, choćby po to, by potem o tym pogadać.
Na szczęście Honey jest nie tylko o tym jak kręceniem pupą można dojść do dużych pieniędzy, a raczej o tym by nie zaprzedać siebie i cały czas robić to co ważne dla Ciebie. A w roli głównej Jessica Alba, która rzeczywiście pasuje do takiej roli i wypada bardzo autentycznie.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Pod mocnym aniołem, czyli po seansie traci się komfort picia

Zainspirowany notką Leszka o spotkaniu z Więckiewiczem (zazdroszczę jak cholera) wygrzebuję z archiwów szkic notki o najnowszym filmie Smarzowskiego. Obrazie, na który wybraliśmy się z pracy poniekąd "zawodowo" i potem długo jeszcze do niego wracaliśmy w dyskusjach.
Nikt nie zaprzeczy, że to kolejna ciekawa rola pana Roberta.-Oto aktor, który wkłada całego siebie w grane postacie. Ale całość... Niby Smarzowski przyzwyczaił nas już do podobnych obrazków - picia, brudu, upodlenia, ale tym razem miało się to stać głównym ciężarem historii. Czy to można znieść w takiej dawce?
Kto oglądał zwiastuny, ten może nawet się uśmiechnął - teatr absurdu i gorzka prawda o nas samych. Jeszcze z taką obsadą... Ale w dużym stężeniu, niestety to jest trudne do zniesienia.