poniedziałek, 7 kwietnia 2025
40-latek, czyli publiczność się bawi, a my marudzimy
Robert: Ja będę bronił trochę tego spektaklu, choć faktycznie z nagłośnieniem jest kiepsko i nie wszystkie fragmenty przedstawienia są równie dobre. Na pewno jest tu jakiś pomysł i nie jest to tylko próba budowania popularności na wspomnieniach tych, którzy oglądali serial - w różnych postaciach i wątkach można rozpoznawać niby podobieństwa, ale to też zabawa formułą, mruganie okiem do widza, śmiech z PRL, z premedytacją budowanie pewnych rzeczy nie do końca idealnie.
poniedziałek, 10 marca 2025
Para nasycona, czyli nie będziemy wiecznie młodzi
Marian Opania mimo wieku nie traci energii i do repertuaru Teatru Ateneum, to kilku monodramów, w tym również śpiewanych, do kilku wybornych swoich rol (Cesarz!) dokłada kolejną rzecz, w której macza palce. Można by rzec, że to taki jego wieczór autorski, tyle że zaprosił do udziału w projekcie również gości. Pomiędzy piosenki wplata jakieś krótkie wprowadzenie, jakąś anegdotę, każdy spektakl może więc być trochę inny.
Znajdzie się tu miejsce i na uśmiech i na refleksję. Na bardzo ciekawym plakacie (obraz p. Grażyny Lubaszki) mamy człowieka ciągnącego na wózku anioła i diabła - oto ciekawy obraz ludzkiego żywota, w którym pokusy i chwile słabości przeplatają się z tym co wzniosłe i wspaniałe. I tak też miłości i ludzkim wyborom przyglądamy się poprzez teksty utworów dobranych na ten wieczór. Wszystkie piosenki są autorstwa Jana Wołka, a za kompozycje większości odpowiada Jerzy Satanowski (ale są również autorstwa np. Zbigniewa Wodeckiego). Co ciekawe, choć Pan Jan miał na koncie sporo znanych tekstów, Marian Opania zdecydował się na wybór mniej oczywisty. Chyba tylko "Szparka sekretarka" to jeden z tych utworów tego wieczoru, które znają wszyscy. Reszta, może być miłą niespodzianką. A jest tego materiału sporo, bo to łącznie aż 22 utwory (choć jeden deklamowany, a nie śpiewany)!
poniedziałek, 10 lutego 2025
Idź pod prąd, ale film to sobie odpuść
Poniedziałek to dzień na muzykę, ale dziś o filmie. Dlaczego? Bo odgrywa ona tu ważną rolę no i szczerze mówiąc jest chyba najlepszą częścią filmu. Porwanie się na próbę opowiedzenia o kultowym punkrockowym zespole KSU, prostych chłopakach z Bieszczad, najwyraźniej przerosło reżysera ale przede wszystkim scenarzystę. Już pal licho sztuczność, jednowymiarowość postaci o których on opowiada, ale zbudowanie całej fabuły wokół pewnego esbeka, który pracował nad ich sprawą, w dodatku czyniąc go w sumie niegroźnym facetem, dzięki któremu rozwinęła się kariera "Siczki" to jakieś kuriozum. Prawdę mówiąc nie rozumiem jak ów mógł w ogóle dać swoją twarz dla takiego gówna - sceny gdy bohater bo przymusowej służbie wojskowej i zgnojeniu go, dziękuje esbekowi, że niby tyle dobrych tekstów nigdy nie napisał, jest obrazą dla wszystkich tych, których władza wcielała w mundur na siłę. Niejeden chłopak popełnił samobójstwo po takim "prezencie", a był to sposób na radzenie sobie z buntowniczymi jednostkami - dostawali nie tylko od dowódców, ale i od kolegów z sali, prostych chłopaków, którzy nie przepadali za "innymi". Pacyfista, punk, kleryk, wegetarianin, student wyrzucony za brak pokory mieli przechlapane. A tu? Wzrusza się nad tym ramionami i funduje hasło "Wolność jest w nas".
poniedziałek, 27 stycznia 2025
Kompletnie nieznany, czyli co w tej głowie siedzi
James Mangold kiedyś opowiadał już na ekranie biografię muzyka i żeby było zabawniej, powraca on tutaj na drugim planie (chodzi o Casha). Tym razem wziął się za Dylana i wyszło ciekawie, choć chyba nie do końca tego by chcieli ci, którzy pieśniarza, poety, muzyka nie znają. Bo o samym Dylanie niewiele się z filmu dowiecie, nie poznacie go jako człowieka albo będziecie mieli dość mylne wyobrażenie. To raczej próba uchwycenia pewnego fenomenu jakim stał się mało znany chłopak z gitarą, opowieść o tym jak inni reagowali na jego twórczość. Dylan zawsze fascynował przede wszystkim tekstami, one niosły jego muzykę, bo przecież ani wokalistą nie był/nie jest jakimś fenomenalnym ani nie miał w sobie takiej charyzmy i parcia na popularność. Potrafił jednak jak mało kto zawrzeć w słowach ważne przesłanie i to właśnie próbują nam pokazać na ekranie twórcy "Kompletnie nieznanego".
Oto artysta, który cały czas szuka jakiegoś sposoby wyrażenia siebie, w nosie ma prozę życia, obowiązki, innych ludzi... To nawet nie egoizm, ale po prostu jakby chodzenie głową w chmurach, na ekranie jednak wychodzi po prostu na buca, który rani innych, nie liczy się z ich uczuciami. Trudno go lubić. Ale...
poniedziałek, 23 grudnia 2024
Kneecap, czyli każde słowo jak kula
Poniedziałek to dzień na muzykę, ale dziś film. Z dużą ilością muzyki.
Rany, jakie to jest odjechane. Tak bezczelnego filmu już dawno nie widziałem i porównania do Trainspotting nie są wcale od czapy.
Jest w tym jakaś anarchistyczna energia, ale i jak na wątki biograficzne (panowie grają samych siebie), dużo autoironii i kpiny. Zespół Kneecap powstał w roku 2017, wydał dotąd dwie płyty i choć ma jakąś grupę fanów, to może dziwić skąd pomysł na to, żeby zrobić o nich film. Na pewno budzą kontrowersję, bo śpiewając o narkotykach, imprezowaniu, pełne wulgarności, raczej mało nadają się na wzorce młodzieżowe :) Stali się jednak pewnym symbolem dla wielu Irlandczyków, bo śpiewają właśnie po irlandzku. W Irlandii Północnej, gdzie pewnie mówi nim raptem kilka tysięcy osób, a walka polityczna o uznanie go jako języka urzędowego była raczej działką wąskiej grupy działaczy, byli niczym podłożenie bomby z bronią biologiczną, szerząc tą ideę na masową skalę.
Młodzi śpiewają o tym czym żyją i o czym myślą - możemy kręcić nosem na dragi, alkohol, bluzgi i wyzywanie policji i władz, ale to ich rzeczywistość, tak to postrzegają. Ale to że przyszło im do głowy by śpiewać w języku, który znają chyba głównie dzięki uporowi rodziców, którzy im go wpajali w domu, to spore zaskoczenie. A skoro języka się używa, to na pewno nie zginie!
środa, 11 grudnia 2024
Thrill me. Historia Leopolda i Loeba, czyli czy na pewno to urodzeni mordercy?
Miała być druga kryminalna notka z dreszczykiem i oto jest. Ale nietypowo, bo to musical.
A takich nietypowych emocji jest tu więcej. Musicale z poważną treścią już u nas można upolować, zwykle jednak jest to bardziej rozbudowany zespół, jakaś dramaturgia, choreografia. Tu jedynie dwóch facetów. I fortepian. Ale powiem Wam, że to robi wrażenie większe niż niejeden musical jaki możecie oglądać na scenach warszawskich teatrów.
poniedziałek, 2 grudnia 2024
Alicji nie bedzie, czyli musisz dojrzeć do roli i poczuć co przez nią chcesz opowiedzieć
Robert: Tak, tu warto docenić i pomysł i wykonanie. Jednocześnie jesteśmy w jakiejś historii, ale też wciąż widzimy jej inny wymiar, jakby analityczny, próbę odnalezienia swojego pomysłu na jej opowiedzenie. Postać nie jest tylko rolą, a problemy z życia młodych aktorów nagle okazują się mieć całkiem niezłe odbicie w tym o czym opowiadamy. Bajka? Już nie tylko.
Gonienie króliczka i kolejne przygody, mają czegoś nauczyć, zmusić do wyciągania wniosków. Jakich? Na tym polega zabawa by je odkrywać.
poniedziałek, 15 lipca 2024
Kombinat, czyli świetny spektakl z moimi dwoma "ale"
Uświadomiłem sobie niedawno, że zalega mi gdzieś w szkicach nie jeden ale dwa spektakle, a ponieważ poniedziałek to dzień na muzykę, Kombinat, który ma w sobie jej mnóstwo, pasuje tu idealnie.
Wyprawa do Poznania do Teatru Muzycznego była prezentem dla żony i okazała się strzałem w dziesiątkę, choć oboje bylibyśmy pewnie jeszcze bardziej szczęśliwi gdyby...
...ale o tym na koniec.
Muzyka Grzegorza Ciechowskiego i jego kolegów z Republiki na scenie teatralnej? Dość odważny, zaskakujący pomysł, ale Wojciech Kościelniak udowadnia że można i robi z tego nie tylko spektakl dobry od strony choreograficznej i muzycznej, ale spójny i interesujący od strony opowiadanej historii. Sami przyznajcie, że w musicalach to nie zawsze idzie w parze.
To wizja świata przyszłości, w której jednostka mocno została wprzęgnięta w system nakazów i zakazów. Jeżeli nie pasujesz, zostajesz wysyłany na coś w rodzaju "resocjalizacji". Musisz zrozumieć swoje błędy, dostosować się, być kolejnym trybikiem wielkiej maszyny. Do tego motywu pasuje jak ulał kilka numerów wczesnej Republiki, co jednak ciekawe udało się całkiem zgrabnie wpleść tu zupełnie inne klimaty, piosenki o potencjale nie mniej dramatycznym, ale i bardziej nostalgiczne. Muzycznie - ciary na plecach.
czwartek, 13 czerwca 2024
Instrukcje, czyli powiedzcie nam jak żyć albo lepiej tego nie róbcie
Robert: Mam wrażenie że to nie tylko przytyk do naszych czasów, gdy poradniki, tutoriale, filmiki, zapytania w wyszukiwarce mogą dotyczyć prawie wszystkiego, od wbicia gwoździa aż po "czy mam rzucić faceta"? W schematy, ramki, instrukcje, porządek, wpycha się nas od dziecka przez edukację, religię, wychowanie, rozumiane często jako system nakazów i zakazów.
MaGa: Zaskoczenie totalne już od wyśpiewanego dekalogu. A potem zaskoczeń coraz więcej. Niby się bawimy śpiewanymi ze sceny instrukcjami obsługi prodiża czy przepisem pieczenia tortu, ale już wyłania się z tego głębszy sens, już widzimy, że to nie jest prosta zabawa z przekazami postępowania.
czwartek, 16 maja 2024
w.a.s.o.w.s.k.i. FOTOPLASTYKON, czyli koncert na sześć głosów, ciał i dusz
Maga: Zaskakujący spektakl. Niby muzyczny a początkowo, przez całkiem długą chwilę trwa w zupełnej ciszy. Widzowie czekają na pierwszy akord, dźwięk, głos… a cisza trwa dalej. Napięcie rośnie, a żaden głos, dźwięk się nie pojawia. Jest tylko ruch wykonawców na scenie.
Robert: Kto oglądał przedstawienia reżyserowane przez Anne Srokę-Hryń ze studentami, pewnie nie będzie zaskoczony, bo tam było podobnie, ale tu jeszcze więcej jest elementów choreografii, pokazania umiejętności grania ciałem, no i brak muzyki na żywo, co trochę zmienia klimat. Chociaż nie, muzyka jest ale robiona a capella, czasem w bardzo zaskakujący sposób (ach te buty).
MaGa: A potem było coraz lepiej. Każda piosenka to nowa aranżacja, taki mini-teatrzyk, stop-klatka, teatralny fotoplastykon. Nie tworzyły jednej historii, były odrębnymi bytami, każda była opowieścią o czymś innym, a każda miała coś do powiedzenia.
piątek, 1 marca 2024
Barbie, czyli różowo, plastikowo i w sumie nic nowego
W głośnikach Mùlk więc trochę psychodelicznie, ale zaciekawił mnie ten krążek, więc pewnie będzie pisane. A ja siadam do obiecanej notki o Barbie. Notki odkładanej i w sumie najchętniej to bym napisał jak najkrócej. Nie bardzo rozumiem zamieszanie wokół tego filmu, dla mnie jego kiczowatość mogłaby być nawet i zabawna, gdyby jeszcze stała za tym jakaś historia, jakaś treść. Tu moim zdaniem nie ma nic ciekawego.
Oto Barbie, która w swoim plastikowym raju, zaczyna mieć jakieś rozterki, jej ciało przestaje być doskonałe i kończy się czas beztroski i zabawy, tylko dlatego, że jakieś dziecko w świecie realnym ją odrzuciło. Próbując to wyjaśnić musi przedostać się do naszego świata i ze zdziwieniem stwierdza, że choć ona ma symbolizować (podobno) możliwość realizacji marzeń wszystkich dziewcząt i przyszłych kobiet, to jakoś nie przekłada się to na rzeczywistość. Tu marzenia kobiet często są rozbijane o mury ustawione przez lata przez mężczyzn, którzy nadal najchętniej widzieliby je w roli pięknych ozdób swoich domów, ale niekoniecznie przywódczyń czy szefowych. Może gdyby rozwinąć wątki tego co symbolizuje Barbie, jak jest postrzegana, ile kompleksów przez nią przeżywają młode dziewczyny - byłoby ciekawiej. Zamiast tego dostajemy jakieś idiotyczne scenki z firmy, w której siedzą sami mężczyźni i zachowują się bardziej idiotycznie niż gdyby to była kolejna odsłona Głupi i głupszy.
środa, 14 lutego 2024
Apetyt na czereśnie, czyli kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach
R: Wciąż w klimatach Walentynkowych. Co prawda M twierdzi, że zabrakło ducha Agnieszki Osieckiej, mimo że to jej teksty, ale może komuś podpasuje taki pomysł na wieczór we dwoje... Chyba raczej starsi, którzy pamiętają urok i nostalgię tej poetki, bo mam wrażenie że młodzi już żyją dziś trochę inną estetyką, nie zawsze doceniając dowcip, ironię i piękno słowa.
Jak Tobie się podobało?
MaGa: Trudno uznać ten spektakl za dobry. A szkoda. Nie zawsze dobry tekst sam się obroni. Szczególnie kiedy jest śpiewany. Potrzeba do tego kilku elementów dodatkowych, żeby wybrzmiał w całej swojej urodzie. Tu mi tego zabrakło. Mikroporty zabiły emocje a głośny fortepian przyćmił głosy wykonawców.
Robert: Jesteś surowa, ale mi też czegoś zabrakło w tej adaptacji. Może problem polega na tym, że postawiono tym razem na dwójkę ludzi, którzy są dość młodzi, a jednak teksty Osieckiej mają w sobie zwykle już jakąś historię, trudne doświadczenia, jakiś bagaż życiowy. Niklińska wystylizowana na młodziutką dziewczynę raczej nie wygląda na swoje lata i chwilami mogło to zgrzytać. Podobnie i z Rafałem Olbrychskim, który już przekroczył 50, ale na scenie wyglądał dużo młodziej.
Bardziej czuło się lekkość i humor, niż nostalgię i refleksję, choć przecież teksty niosą ze sobą i to i to.
Paradoksalnie to jednak wcale nie doświadczenie muzyczne tym razem wygrywało wokalnie.
niedziela, 26 listopada 2023
Sprzedawcy marzeń, czyli kim jesteśmy, co czujemy albo po prostu długość dźwięku samotności
Zachwycony tym co widziałem w dwóch spektaklach wyreżyserowanych przez Annę Srokę-Hryń we Współczesnym, z ciekawością szedłem do Romy. To miał być prezent w ramach urodzin i sam go sobie zrobiłem, zabierając żonę. Oczekiwania były duże, a wrażenia?
Na pewno inne. Choć aranżacja muzyczna była podobna jak w poprzednich spektaklach, to jednak mocno tu chyba jednak na odbiór wpływa trochę depresyjno-melancholijny nastrój kawałków komponowanych i pisanych przez Artura Rojka i Myslovitz. To opowieść dużo bardziej spójna, przynajmniej w warstwie wizualnej, nie tyle szereg utworów w luźny sposób połączonych, ale jakaś próba stworzenia z tego manifestu pokolenia. Trochę zagubieni w społeczeństwie i współczesnym świecie wrażliwcy, raz bardziej ironiczni, innym razem pełni wściekłości, czy żalu - tak właśnie postrzegamy młodych aktorów, którzy stają przed nami na scenie.
sobota, 14 października 2023
We will rock you, czyli współczesna pieśń wolności
piątek, 21 lipca 2023
Cafe Luna, czyli świat widziany z obu stron
MaGa: Cafe Luna - tu wszystko może się zdarzyć. Jest jak sama Barcelona, trochę niegrzeczna, trochę zwariowana, pełna dziwek i ludzi innych niż ci „normalni”. Tu można się upić i zabawić, tu można zapłakać i powzruszać się. W Cafe Luna jest też jej swoista gwiazda, były on, obecnie ona.
Robert: Zdecydowanie klimat jak z filmów Almodovara, chwilami rzewnie, nostalgicznie, bo przecież życie potrafi dać w kość, a chwilami jest żywiołowo, energetycznie, bo przecież tylko wtedy gdy żyje się kolorowo, czerpiąc pełnymi garściami z tego co przynosi los, możemy powiedzieć, że naprawdę żyliśmy.
MaGa: Gwiazda Cafe Luna kochała i była kochana, zdradzała i była zdradzana, jej życie to pasmo wzlotów i upadków, ale mimo tego stara się patrzeć w przód, choć niekiedy przeszłość ją dopada. W ten nostalgiczny wieczór opowie nam i wyśpiewa to co jej w duszy zalega. Może i prawdą jest, że jej przeżycia dają jej ogromną wiedzę o ludziach, bo miała tę możliwość, że oglądała ją od strony kobiety, jak i mężczyzny.
niedziela, 9 lipca 2023
Cwaniary, chuligańska ballada z kobietami na pierwszym planie
Zastanawiałem się jak uda się przerobić dość specyficzną powieść Chutnik na język sceny - wszak tam rozwiązania prawie komiksowe, przerysowane, to trochę tak jakby udawać, że filmy Tarantino to gotowy dramat do wystawienia. A jednak. Agnieszce Glińskiej udało się zrobić scenariusz, który zachowuje ducha oryginału, a może nawet bardziej dosadnie akcentuje pewne rzeczy. Choć prosta scenografia nie daje możliwości poszalenia, to ekran z projekcją, który jest w tle daje na finał dość wstrząsający efekt. Słabo wykorzystana za to jest rola "narratora", choć jego obecność na pewno daje fajny punkt rozpoczęcia, a potem mniej lub bardziej wyraźnie pojawia się on w różnych rolach męskich. Na pierwszym planie jednak są one.
O czym są Cwaniary? O sile kobieciej przyjaźni i o tym jak czasem pojedynczo są bezradne wobec przemocy, bólu, problemów. A razem? Razem mogą zmienić to miasto, bo Warszawa jest w takim samym stopniu ich jak łysych karków, egoistycznych typków w garniakach i wszystkich, którzy uważają, że ma być tak jak oni chcą. Stając w obronie słabszych, nagle nabierają pewności siebie, zadziorności, a wszystkie ich frustracje zamieniają na siłę.
poniedziałek, 3 lipca 2023
Tuwim dla dorosłych, czyli z dystansem, bo inaczej się nie da

Robert: Któż nie zna jego twórczości, kto się z nią nie zetknął. Rzeczywiście była dość bogata i różnorodna, co też dało się uchwycić w tym spektaklu. Od próbek młodzieńczych zabaw prasowych, ogłoszeń, żartów, felietoników, przez piosenki, wiersze dla dzieci, aż po teksty, które były odbierane jako narzędzie walki politycznej.
MaGa: Na potrzeby spektaklu z dorobku Tuwima wybrano poza ogólnie znanymi, szereg mniejszych i mniej znanych utworów z całej jego twórczości. Uwzględniono za to cały niemal wachlarz jego umiejętności i możliwości twórczych. Bowiem Julian Tuwim był twórcą niespotykanym, błyskotliwym, z ogromną giętkością języka, umiejętnie stosowaną grą słów. Umiał słowami opisywać cechy rzeczywistości – choćby „Ptasie radio” - tu w mistrzowskim wykonaniu Anny Sroki-Hryń, które charakteryzowało ptasi jazgot.
wtorek, 27 czerwca 2023
A planety szaleją..., czyli młodzi w hołdzie Korze
Sezon w większości teatrów powoli się kończy i przerwa wakacyjna sprawi, że nie będzie tak wielu tematów teatralnych, kilka jednak mam jeszcze w zanadrzu i nie zawaham się ich użyć :)
A na pierwszy plan Anna Sroka-Hryń i młodzi ludzie, którzy pod jej okiem pracowali nad spektaklem, który zdaje się miał być dla nich kolejną pracą w ramach studiów na Akademii Teatralnej. Potem jednak przyszły nagrody, dobre recenzje i na szczęście nadal możemy go oglądać, a nie zgasł jak meteor jak większość rzeczy wystawianych na tamtejszej scenie. Gościny udzielił Teatr Współczesny, a więc po raz drugi mogłem na małej scenie, czyli w tzw. Baraku oglądać jak młodzi ludzie mierzą się z klasycznymi wersjami piosenek, na których wychowało się przynajmniej jedno pokolenie. Po raz drugi, bo nie tylko reżyserka, ale i cześć aktorów powtarza się ze spektaklu z piosenkami Ewy Demarczyk (pisałem o nim nie tak dawno - możecie je znaleźć w spisie recenzji w zakładce na górze na pasku). A tym razem Kora i Maaanam, bo wybrano praktycznie numery z okresu jej pracy z zespołem. Legendarny głos, charyzma, energia... jak to przerobić na pracę zespołową, jak zmierzyć się z tym wokalnie, jak znaleźć pomysł...
piątek, 14 kwietnia 2023
Z ręką na gardle, czyli wieczór z czarnymi aniołami
MaGa: Bałam się, że z tego spektaklu wyjdę niezadowolona. Wychowałam się na piosenkach Ewy Demarczyk, dla mnie to diament nie do podrobienia. Jej głos (porównywany do Juliette Greco czy Edith Piaf), jej wizerunek (zawsze na czarno – Czarny Anioł) i interpretacje utworów, które wykonywała - to wszystko składało się na osobowość sceniczną tak inną, tak niepowtarzalną. A tu ludzie młodzi, aktorzy…
Robert: Na szczęście nie chodzi tu o próbę zmierzenia się solowo z jej niepowtarzalnymi interpretacjami. To raczej opowieść osnuta na podstawie jej twórczości, pewnej wrażliwości (bo jednak dokonywała świadomego wyboru tekstów) i co ważne, zbudowana na pracy zespołu, zarówno na głosach, jak i przemyślanej choreografii. I tu duże ukłony należą się dla reżyserki i autorki scenariusza - Anna Sroka-Hryń zrobiła fenomenalną pracę. Jest w tym pomysł, jest serce, są emocje.
wtorek, 21 lutego 2023
Babylon, czyli droga na szczyt i upadek
Początek wbija w fotel, potem jeszcze mniej więcej przez pół godziny utrzymuje się dobre tempo, dowcip, pomysły, ale im dalej robi się coraz bardziej przewidywalnie i mniej w tym frajdy. Hollywood jako imperium budowane z dykty, przez zapaleńców i szaleńców, było niczym oaza na pustyni, zupełnie inny świat, który zaskakiwał i zachwycał. Zrobić karierę w kilka dni? To tylko tu. Ale musisz być gotowy na wszystko i zaryzykować wiele.