wtorek, 30 kwietnia 2013

Biutiful, czyli wcale nie piękny film o...

Za poprzednie filmy Alejandro Gonzalez Ińárritu jest u mnie w czołówce ulubionych reżyserów. To kino specyficzne, pewnie nie dla wszystkich, pełne emocji i prawdziwych ludzi, którzy postawieni są w okolicznościach, które ich przerastają. Tym razem jednak trochę mnie zmęczył tym obrazem - może po prostu nie byłem w nastroju, ale jakoś ciężar różnych wydarzeń i scen mnie przytłoczył, zabrakło też piękna, jakiejś chwili uniesienia, które zwykle przenikało różne ciemności u jego bohaterów. Tu wszystko jest tak ponure, mroczne, że naprawdę można nabawić się ciężkiej depresji.
Ale to nie znaczy, że film nie jest interesujący, albo że nie ma w nim kapitalnych fragmentów. Po prostu jest inny.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Uwikłanie, czyli co wy zrobiliście?

Pisałem już, że nadrabiam różne filmowe zaległości? W telewizorku w ramach przeprosin od NC+ za całe zamieszanie z umowami doszedł mi Canal+ i AleKino, więc sporo tytułów do upolowania... Jak się doliczyłem to już 466 film, któremu poświęcam notkę na blogu. Trochę tego jest... A jaka frajda wrócić do niektórych notatek :)
Co mam napisać o Uwikłaniu, żeby nie połamać klawiatury ze złości? Książkę Miłoszewskiego uważam za naprawdę niezły materiał, ale przecież tu wszystko jest na opak - zamiast faceta, mamy kobietę, zamiast dziennikarki - policjant, zamiast Warszawy - Kraków i tak by można ciągnąć - zostały nazwiska i ogólny zarys. Małopolska zaciera ręce, bo zyskała ładne obrazki miasta i okolic, a więc darmową reklamę (oczywiście policjanci i prokuratorzy są tak majętni w naszym kraju, że umawiają się w najlepszych kafejkach przy rynku, żeby mieć ładny widok), ci co czytali powieść wolą zapomnieć jak najszybciej o filmie, a ci co nie czytali zastanawiają się o co tu biega... No bo niby jest morderstwo, ale żeby poskładać elementy układanki i odgadnąć jaki związek ofiara miała z całą rozwijającą się potem intrygą, to już trzeba nie lada geniuszu. Ja rozumiem uproszczenia w filmie, ale zlitujcie się - nie da się robić czegoś byle jak, licząc, że widz przyjmie coś na wiarę, albo sobie doczyta...

Libertyn - Kompania teatralna Mamro, czyli odrobina kultury za darmochę

Mieszkać w okolicach Warszawy (albo innego dużego miasta z ofertą kulturalną) to jednak frajda. Ech, tylko mieć czas, czasem nawet kasy nie trzeba - jeżeli aż tak bardzo nie zależy nam na wielkich nazwiskach, to co proponują domy kultury to naprawdę ciekawa oferta. Nie wszędzie za darmo, czasem to opłata rzędu 20-30 złotych, wystarczy jedynie regularnie przeglądać oferty różnych dzielnic.
Gdy zobaczyłem w repertuarze "Porucznika z Inishmore", czyli sztuki
Martina McDonagha (o jego filmach już wspominałem), to tylko oczy mi się zaświeciły (bo Współczesny tego już nie wystawia). Wyprawa na drugi brzeg Wisły nie jest skomplikowana, bo dzięki autostradzie to 20 minut jazdy, potem trochę błądzenia po osiedlu (Białołęka średnio zadbała o oznakowania) i wreszcie jesteśmy! Zero sprawdzania rezerwacji, żadnych kontroli - wchodzisz na salę i siadasz. A gdy światła zgasły i zobaczyłem pierwszą scenę kopara mi opadła. Zaraz, zaraz...

sobota, 27 kwietnia 2013

Masłem do dołu - Peter Sabach, czyli sam wiem jak mam żyć

Na początek przypomnienie o konkursie czeskim, w którym ta książka jest do wygrania (i jeszcze jedna - "Zniknąć" Soukupovej) oraz o poprzednich notkach na temat książek Sabacha wydawanych w Polsce przez wydawnictwo Afera: Gówno się pali oraz Podróże konika morskiego (chyba moja ulubiona jak dotąd).
A gdy jesteśmy już po przypominajkach, możemy spokojnie przyjrzeć się kolejnej książce tego autora. Ironia, pewien dystans do świata, pokręcony humor i nutka goryczy (bo przecież życie słodkie nie jest) - to wszystko za co kochamy czeski humor jest tu obecne w 100%. Ten ich stoicki spokój, filozoficzne zatrzymanie się nad kuflem od piwa, nie poddawanie się żadnej tragedii, jest jednocześnie dla nas źródłem zdziwienia (no bo jak długo tak można?), ale czasem i zazdrości. Nie wiem jak Was, ale nieodmiennie ich produkcje filmowe bawią mnie dużo bardziej niż nasze (jakieś głupawe i najczęściej bez sensu). Niby to czasem zakręcone jak słoik, ale jest też w tym tyle jakiejś normalności (wystarczy popatrzeć na bohaterów tych produkcji), lekkości w opowiadaniu. Czemu wspominam o filmach? Ano nieprzypadkowo - proza Sabacha często wykorzystywana jest przez tamtejszych twórców, warto więc sięgnąć po jego książki, by odkryć ich klimat, humor i sprawdzić, czy to co podoba się Czechom, jest zrozumiałe u nas (ale chyba nie jestem wyjątkiem?). Dziś wiec humor czeski, a jutro dla odmiany (teatralnie) czarna komedia kryminalna rodem z Irlandii (kto zgadnie na co idę?)...

piątek, 26 kwietnia 2013

Wymyk, czyli no jak żyć bracie, jak żyć?

Książki w czytaniu, w słuchaniu, wciąż na stosy przy łóżku kładę kolejne pozycje, które pojawiają się w czarodziejski sposób (znaczy się pomimo moich postanowień: ograniczyć pojawianie się nowych tytułów), a nawet na wyjeździe nie ma czasu żeby czytać. Dobrze, że przyhamowałem trochę z filmami, bo niedługo zanim bym o czymś napisał, to zdążyłbym zapomnieć - tyle się tego uzbierało. Nadrabiam zaległości, oglądam to co mi gdzieś umknęło, albo było widziane jeszcze zanim założyłem bloga... 
Wymyk czekał i czekał, wszyscy chwalili, a ja się jakoś nie mogłem przełamać. Więckiewicza lubię coraz bardziej, ale jak czytałem recenzję, to myślałem sobie: co z tak prostej historii można wycisnąć ciekawego?
Dwaj bracia, niełatwe relacje i wydarzenie, które sprawia, że już nic nie będzie takie samo jak dotąd...

czwartek, 25 kwietnia 2013

Asian Dub Foundation - Enemy of the enemy, czyli mieszanka wybuchowa nie tylko na drogę

Na powrót już przygotowana inna płyta i mam nadzieję iż równie skutecznie pozwoli mi nie zasnąć za kółkiem, a na dziś słów kilka o kapeli, o której jeszcze chyba nie pisałem. Kocioł energii, buntu i zaangażowania. Tak jak w latach 80-tych walka o sprawy społeczne i wyrażenie gniewu to głównie muzyka punkowa, tak obecnie z tych źródeł to zaangażowanie przeszło do wielu innych gatunków, mamy czasy gdy miesza się różne wpływy i inspiracje. Asian Dub Foundation wykorzystuje i gitary rockowe i rytm, brzmienia reggae, teksty są rapowane, a to wszystko bazuje na elektronicznym bicie, samplowaniu i okraszone jest egzotyką arabską albo hinduską: a to wokaliza, a to bębny, a to jakieś instrumenty, które znamy z tamtej kultury. Całość jest taką dawką energii, że po włączeniu w aucie, powietrze natychmiast wypełnia drżenie i czysta adrenalina (nie muszę pić tyle kawy, albo ładować się napojami puszkowymi).

Zelig, czyli potrzeba akceptacji

Dziś totalnie zwariowany wieczór w Toruniu, jutro powrót, a że w aucie ratuję się i audiobookiem i muzyką, spodziewajcie się notek w najbliższym czasie właśnie wokół rzeczy do słuchania. 
A dziś? Chyba jeden z moich ulubionych filmów Woody Allena - uważam, że świetnie oddaje jego poczucie humoru i jednocześnie w formie żartobliwej pokazuje nam coś ważnego. Stylizowany na dokument film, okraszony wywiadami z różnymi ważnymi postaciami światka nauki i kultury, jest rzeczą, która wciąż bawi, ale i jednocześnie może dawać do myślenia.

środa, 24 kwietnia 2013

451stopni Farenheita - Ray Bradbury, czyli ludzkość niczym feniks...

No proszę - wczoraj miałem tak zakręcony dzień, że nawet przygotowanej notki nie miałem kiedy wrzucić. Pozdrawiam więc z sympatycznego ośrodka Caritas pod Toruniem i wrzucam. Następne notki wkrótce...
Ta powieść jak mało która nadaje się na notkę w dzisiejszym dniu. W Międzynarodowym Dniu Książki, wizja świata, w którym nie ma książek, władza i społeczeństwo je odrzuca, przyprawia o ciarki na plecach... 
To mój powrót do tej pozycji po latach i podobnie jak w przypadku Dicka - zachwyt, że to wciąż się dobrze czyta, że wciąż można znaleźć sporo ciekawych odniesień do współczesności. Jak na lekturę sprzed 60 lat - to wciąż kawał dobrej prozy, z pomysłem i w pewnym sensie rzecz wizjonerska. Przecież tu nie chodzi o wprost o zakaz czytania i posiadania książek, ale o szersze zjawisko, które legło u początku tych przepisów - dążenia do stworzenia przekazu jak najprostszego (streszczenia, omówienia książek), budzącego jak najmniej kontrowersji, dostarczanie jedynie rozrywki i eliminowanie wszystkiego co może budzić jakieś trudniejsze emocje, mogą dotknąć choćby malutką grupę ludzi. Powoli eliminując tego typu zagrożenia, pod pretekstem uszczęśliwiania społeczeństwa, władza wyeliminowała skutecznie wszystko to co mogło stanowić dla niej jakieś zagrożenie - inteligencję, wyższe uczelnie, wykładowców, pisarzy, dziennikarzy... Kultura masowa zmieniła jakąkolwiek wartość w jak najbardziej lekkostrawną papkę. Ludzie siedzą przed telewizorami (a raczej całymi ścianami, które zamienione są w odbiorniki) otrzymując codzienną porcję rozrywki (bardzo to bliskie naszym programom reality tv), coraz mniej ze sobą rozmawiają (bo nie mają o czym) i nie oszukujmy się, coraz łatwiej nimi manipulować. Ta cieniutka książka o lękach i zagrożeniach widzianych przez Bradbury'ego, dziś wcale nie jest mniej aktualna niż wtedy (nawet jeśli zagłada nuklearna wydaje się odleglejsza)...     

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Chory z urojenia, czyli NFZ ostrzega: masaż przepony na własną odpowiedzialność

Przyspieszam z notatkami, bo przede mną jeden z pierwszych wyjazdów, czasu i dostępu do sieci może nie być, ale na szczęście materiału do tego, by coś napisać zebrało się całkiem sporo. Dziś teatralnie :) Niestety, upodobania moich bliskich oscylują wokół komedii, chcąc nie chcąc wiec muszę to brać pod uwagę gdy organizuję wspólny wypad do teatru. Przyjąłem jednak zasadę, by przynajmniej sprawić za każdym razem (sobie również) przyjemność nie tylko śmiechem, ale i obsadą. Tegoroczny wypad z obiema mamami (zorganizowany wcześniej z powodu licznych delegacji w maju) z okazji Dnia Matki, tym razem organizowany był pod znakiem Teatru 6 Piętro. Wzorem innych scen prywatnych ściągają do siebie znane nazwiska, niestety ceny mają zaporowe, skorzystałem wiec z tego, że na wyjazdach w teren ceny biletów są tańsze, a przy okazji odwiedziliśmy Ośrodek Mazowsza w Otrębusach). Piękne, nowoczesne centrum na totalnym odludziu, aż żal, że to miejsce nie jest wykorzystane w pełni.
Trochę martwiłem się tym, czy ekipa 6 piętra nie przyjedzie przypadkiem w okrojonym składzie, ale zjawili się w komplecie (tym razem w zastępstwie za Wojciecha Pokorę - Henryk Talar). A sztuka?

niedziela, 21 kwietnia 2013

Miłość z kamienia, czyli ci, którzy zostają

Książka już powędrowała do pierwszej osoby, która się zgłosiła, ale wciąż jest szansa dla tych, którzy ją chcą przeczytać - zapraszam tutaj! 
O tej pozycji jest głośno, nie muszę więc chyba specjalnie jej przybliżać. Grażyna Jagielska, pisarka i tłumaczka napisała książkę o tym jak wyglądało jej życie gdy mąż zaczął robić karierę korespondenta wojennego. Każdy jego wyjazd, oczekiwanie na znak życia, przeżywanie jego opowieści - to wszystko wpędziło ją w stan, który wreszcie doprowadził ją do ośrodka terapeutycznego, specjalizującego się w leczeniu stresu bojowego.
Rzecz mocna, bardzo osobista, by nie powiedzieć intymna, napisana z pozycji osoby, która powoli traci swoje życie, żyje coraz bardziej życiem tego drugiego. Kto czytał reportaże Wojciecha Jagielskiego, kto zachwyca się pracą korespondenta wojennego, teraz ma możliwość zobaczenia tego od drugiej strony. Zobaczenia jak wielką cenę się płaci... 

sobota, 20 kwietnia 2013

Tabu, czyli pełna nostalgii Portugalia oraz pełna namiętności Afryka


Po kilku godzinach kopania w ogródku człowiek jakoś nie ma ochoty siedzieć przy kompie i pisać długie notki - wymyślę sobie milszy sposób na relaks, a na dziś w takim razie zaległa notka o drugim filmie obejrzanym w ramach Wiosny filmów. Obraz ciekawy, chwilami nawet urzekający, ale też niełatwy - we mnie pozostawił sporo znaków zapytania. Dla smakoszy pewnie spora przyjemność, dla przeciętnego widza raczej jako ciekawostka.
Do końca trudno odpowiedzieć mi było na pytanie co jest na serio, a co jest jakąś grą z widzem, co jest częścią fabuły, a co dołożone zostało, bo pasowało do wizji estetycznej reżysera. To właśnie oryginalność tego obrazu jest jego siłą - czarno białe wysmakowane zdjęcia, do tego w większości filmu nie słyszymy żadnych dialogów, a jedynie narrację kogoś kto całą historię wspomina. Te sceny gdy obserwujemy ludzi, słyszymy dźwięki z tła (przyroda afrykańska), a nie słyszymy słów, zaskakują, ale też przykuwają uwagę.

piątek, 19 kwietnia 2013

Chłopak rzeźnika, czyli indianie, procesje i kosmici

Ostrząc sobie zęby na dyskusję u Anki i zastanawiając się nad notką na temat tej lektury, na dziś coś krótszego i gdzieś troszkę w podobnych klimatach. Też jesteśmy gdzieś na Wyspach (choć Irlandczycy się obrażą, ale w końcu nie są kontynentem), też mamy opowieść o dzieciństwie, w obu przypadkach też religia odgrywa całkiem spora rolę. Kto nie zna filmu, zachęcam - bo jest warty zobaczenia. Troszkę fantazji dziecięcych, trochę obrazków obyczajowych z Irlandii lat 60-tych, no i ciekawie opowiedziana historia młodego chłopca, który tworząc sobie wyimaginowany świat, próbuje radzić sobie z niewesołą sytuacją w domu. 

Ojciec Franciego jest nałogowym alkoholikiem, matka udręczona życiem ma coraz większe zaburzenia psychiczne, a chłopak, choć bystry i pyskaty, żyje na ulicy robiąc co chce. Jego świat to mieszanka filmów, komiksów i fantazji, wraz z przyjacielem Joem całymi dniami uganiają się robiąc różne psikusy i wymyślając kolejne zabawy. Społeczność małego miasteczka w większości przymyka na to oko, jedynym zaciętym wrogiem Franciego i jego wybryków staje się pani Nugent. To ona i jej syn staną się początkiem kłopotów, które potem uruchomią kolejne, coraz bardziej dramatyczne wydarzenia.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan - Hey, czyli zaskakują i nie stoją w miejscu


Są takie płyty, które od pierwszego przesłuchania od razu trafiają do głowy i potem długo mamy chęć słuchać ich na okrągło, a są i takie, które za pierwszym razem powodują raczej zdziwienie niż zachwyt, które odkładamy "na jakiś czas", by potem je na nowo odkryć. Ta płyta dla mnie na pewno należy raczej do tych drugich. Już po pierwszych przeciekach, że muzycznie będzie bliżej solowych projektów Kasi Nosowskiej, trochę kręciłem nosem - jednak wolę Hey z pazurem rockowym. A tu - niby melodyjnie, ale rytmy połamane, dużo elektroniki, która przy pierwszym słuchaniu strasznie drażni, spokojniejsze, troszkę nostalgiczne klimaty i pazur został tylko w tekstach - nadal chyba najbardziej oryginalnych i ciekawych rzeczy jakie śpiewają nasi rodzimi artyści.

środa, 17 kwietnia 2013

Rezerwat, czyli tam czas płynie inaczej

Miało być o muzyce, ale to może przełożę na chwilę - ostatnio mniej słucham, za to filmów i lektur pod dostatkiem :) Z ciekawostek zachęcam Was do polskiej muzy - dwie ciekawe składanki do ściągania legalnie i za free - pierwsza od Tego słucham, a druga od wydawnictwa Thin Mac Records - jak znacie więcej takich miejsc dajcie znać. Warto słuchać krajowej muzy i wspierać/reklamować naszych rodzimych wykonawców.
A dziś - jak widać obok - będzie o "Rezerwacie".
Kto jeszcze filmu nie widział, polecam gorąco. A te kilka słów na temat filmu dedykuję wszystkim znajomym z tamtego brzegu Wisły, których poznałem m.in. poprzez Hattricka. Łażenie po nocy po Grochowie, imprezy w takim towarzystwie - bezcenne (za resztę możesz zapłacić kartą, albo i nie, bo tu liczy się gotówka i kumple)... 
Prawdę mówiąc chyba dopiero gdy się pozna trochę bliżej  to środowisko, jak zdobędzie akceptację i szacunek, dopiero wtedy człowiek odkrywa ile pod tą dziwną, czasem menelską otoczką jest serca, swojskości, życzliwości. I o tym też jest ten film.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Hitman, czyli krótkie szkice humorystyczne zamiast biografii

Juliusz Machulski - któż nie zna faceta. Dla mojego pokolenia mistrz  filmowy, który nas bawił i robił hiciory, do dziś wspominane z sentymentem (Vabank, Seksmisja). W latach 80-tych zaskakiwał pomysłami i mimo braku środków dokonywał cudów, potem jeszcze parę razy błysnął reżysersko, ale czuje się, że nie ma ochoty być wyrobnikiem, który tylko bawi i kręci kolejne amerykańsko-podobne obrazy. Ale widzowie nie tracą nadziei, że jeszcze potrafi zaskoczyć! 
Człowiek instytucja - przecież nie tylko reżyser, ale i producent, scenarzysta, na dodatek najpierw dzięki rodzicom, potem dzięki swym talentom, wciąż obracając się w kręgach sław sceny i ekranu. I tylko cieszyć się należy, że oto część różnych wspomnień, anegdotek trafia w nasze ręce w formie książkowej.
Nie jest to autobiografia, żaden dziennik, a raczej luźne teksty, które ukazywały się na łamach "Bluszczu". Pan Juliusz (albo Julek jak do niego mawiają znajomi) raczej nie zajmuje się publicystyką dotycząca bieżących wydarzeń, to krótkie, żartobliwe eseje oparte w większości na jego spotkaniach z innymi ludźmi, jakichś doświadczeniach z planu filmowego (lub produkcyjnego). 

Kochanek królowej, czyli ach cóż to za trójkąt

Dziś tylko krótka notka, bo i czasu jakby ostatnio mniej. A i o filmie nie za bardzo wiem co więcej napisać - niby ciekawa historia, ale ani to specjalnie widowiskowe (czego byśmy po kinie kostiumowym, historycznym oczekiwali), ani nie ma wciągającej intrygi - bliższe to dramatowi psychologicznemu niż stereotypowym melodramatom w pięknych kostiumach z jakimi ten film mógłby się kojarzyć. 
Sporo ciepłych słów słyszałem o książce, która opowiada o tej samej historii, czyli romansie duńskiej królowej Karoliny Matyldy Hanowerskiej (żony króla Christiana VII) z niemieckim lekarzem Johannem Friedrichem Struensee, ale sam film jakoś mnie nie powala. Na plus na pewno mogę mu zaliczyć to, że zdecydowanie odbiega klimatem od przeciętniaków tego typu - jest chłodno, chwilami brudno, ciemno, trudno oprócz kilku scen doszukać się tu piękna i kokietowania widza drobiazgami wizualnymi.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Pan Lazhar, czyli lekcja życia

Przemiłe popołudnie i wieczór zakończyło dla mnie tegoroczną edycję Wiosny Filmów w kinie Praha. Żal, że zobaczyłem tylko dwa filmy (jednak na drugi brzeg to cała wyprawa :)), ale za to wynotowałem sobie sporo tytułów i będę na nie polował. W każdym razie brawa za pomysł - dobry repertuar, tanie bilety i pełne sale na filmach, o których mawia się, że zbyt ambitne do dystrybucji. O Tabu jeszcze napiszę, a na dziś wczoraj obejrzany Pan Lazhar. 
Od razu uprzedzam, że chyba nie jestem obiektywny w ocenie, bo filmy o szkole i o wychowaniu uwielbiam (nawet te lekko przesłodzone). W edukacji oprócz wszystkich dyskusji o programach, o wieku w jakim trzeba dziecko posłać do szkoły, pomocy rodzica itd. najważniejsza jest osobowość nauczyciela. To bardzo często od niego zależy czy dziecko obudzi w sobie pasję, zainteresowanie danym przedmiotem, czy go polubi... Niezależnie od domu z jakiego wychodzisz, szkoła może dać motywację i podstawę do tego, abyś osiągnął sukces w życiu.
Zastanawiam się czy to przypadkiem nie jest pewien element kulturowego fenomenu amerykańskiego: mogę być kim chcę - sukces zależy ode mnie. Przecież to zaszczepia się im w szkole i taki przekaz nie raz zawarty jest też w ich filmach - choćby Młodzi gniewni, Stowarzyszenie umarłych poetów, Pan od muzyki, ale i wiele, wiele innych. Czemu u nas praktycznie nie ma tego typu kinowych przykładów pozytywnego wpływu nauczycieli na uczniów? Nie mówcie mi, że to nierealne. Po prostu jakoś nasi filmowcy wolą opowiadać o tragediach, przemocy i szkołę pokazywać jako źródło ogłupiania... 

sobota, 13 kwietnia 2013

Sesje, czyli wołając: O Boże!

Zdziwiony sukcesem różnych ubiegłorocznych obrazów, zachwytami nad "Poradnikiem pozytywnego myślenia", albo nad cukierkowym i pustym moim zdaniem "Życiem Pi", zastanawiam się czemu tak mało uwagi poświęcono "Sesjom". Że niby kontrowersyjne? Ma w sobie równie duży potencjał pozytywnej energii, jakiegoś optymizmu jak i "Poradnik", a przynajmniej pozwala na postawienie ciekawych pytań i przemyślenie własnych na nie odpowiedzi. Czy jest to przekraczanie tabu, czy raczej dotknięcie tematu, nad którym nie chcemy nawet się zastanawiać? Prawdziwa historia Marka O'Briena (scenariusz powstał na temat jego opowiadania) niby w lekki komediowy sposób, ale dotyka czegoś ważnego - prawa do miłości, do spełnienia, niezależnie od stopnia niepełnosprawności. To my sami gdzieś w głowie tworzymy bariery, które potem ograniczają również ich marzenia, pragnienia - skoro nam wydaje się to dziwne, "nieestetyczne", różni się od "normalności", to skreślamy taką możliwość już na starcie.

Baby są jakieś inne, czyli zamiast ryku lwa, raczej skomlenie szczeniaczka

Koterski od dawna kręci filmy, które mają jego charakterystyczny rys - pewien ekshibicjonizm, świetnie uchwycone scenki i urywki życia codziennego no i te dialogi - krwiste i jednocześnie często trafiające prosto w sedno. Wiele fragmentów jego produkcji to po prostu perełki, które natychmiast wchodzą do klasyki cytatów i są powtarzane przy różnych okazjach jakbyśmy sami w tym uczestniczyli: a pamiętasz? Pytanie tylko czy da się opowiedzieć jakąś historię z samych dowcipów, przekleństw i ostrych komentarzy rzeczywistości (tu stosunków męsko-damskich). Ano właśnie.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Nieobliczalni, czyli partnera podobno się nie zostawia

Dziś dzień dłuższy, może i męczący (konferencja), ale są i korzyści - dłuższa droga pozwala na przeczytanie większej ilości stron książki, a w Warszawie na tyle dużo hotspotów, że i notkę przygotowaną wcześniej uda się wrzucić. 
A dziś znowu będzie sensacyjnie. I znowu w innym stylu - po pierwsze to kino francuskie (a oni niespecjalnie lubują się w dublowaniu wzorców amerykańskich), a po  drugie komedia. Szkoda tylko, że dystrybutor, którego zawsze szanowałem stosuje dziwne sztuczki na zwrócenie na ten film uwagi, tak jakby sam w sobie nie był wart obejrzenia. Wykorzystanie w tytule popularności "Nietykalnych", podkreślanie, że gra tu "gwiazda" tamtego filmu - to wszystko mnie raczej drażni niż przekonuje. W każdym razie warto podkreślić, że nie są to tytuły w żaden sposób podobne, ich humor jest inny, a rola tym razem również nie aż tak porywająca (trochę to idzie w stronę Eddiego Murphy). Po prostu - lekkie kino z wątkiem sensacyjnym, pościgami, odrobiną akcji i humoru. Ja miałem skojarzenia z dawnymi filmami z Belmondo, "Zabójczą Bronią", albo właśnie z "Gliniarzem z Beverly Hills". 

środa, 10 kwietnia 2013

Muzyka końca lata - PKP Anielina, czyli wiosna tuż tuż

Muzyka końca lata? Jak to? Przecież to jest na muza na każdą chandrę pogodową, niezależnie czy właśnie sloneczko jest już za nami, czy dopiero go wyglądamy. Od wczoraj jakoś nie mogę się od tej płyty uwolnić, więc i Was postanowiłem tym radosnym graniem zarazić. Proste, lekko nostalgiczne i zabawne teksty, które nic nie udają (pamiętacie powietrze pachnie nonsensem?), proste dźwięki i melodie kojarzące się niektórym z bigbeatem, innym z piosenka harcerską, powodują uśmiech na twarzy i sprawiają, że pogoda staje się jakaś bardziej słoneczna...
Landrynki, oranżada w proszku, trzepak, ławka, rozmowa o dziewczynach, albo tęsknota za nimi (bo tak już jest z tymi chłopakami, że o miłości piszą), i trochę naszej rzeczywistości podanej swojsko, bez zadęcia. Ta muza po prostu rozbraja - te chórki, to la la la, niby proste, mało skomplikowane ale ile w tym świeżości i jakiejś bezpretensjonalności. Czy gdyby dotarła do nas kapela z zachodu z takim materiałem nie byłoby wielkiego WOW!? Moim zdaniem tak by się stało. A póki co cieszmy się, że możemy cieszyć się tą kapelą z Mińska Mazowieckiego, tą płytą i tymi klimatami...       

wtorek, 9 kwietnia 2013

Sęp, czyli produkt hollywoodopodobny

Obiecywałem, że dziś będzie o naszej krajowej produkcji sensacyjno-kryminalnej i widzę, że robi mi się z tego cykl - w kolejce jeszcze produkcja francuska, która wchodzi na ekrany w tym tygodniu. Ale jutro chyba dla odmiany jednak zrobię notkę na temat muzyki. 
O Sępie było głośno - oto po latach obwieszcza nam się wreszcie produkcję na światowym poziomie, która trzyma w napięciu, zapiera dech i wali po głowie. Cóż - można jedynie współczuć tym, którzy się dali nabrać na te reklamy, bo w sumie "Sęp" przy produkcjach zachodnich wypada raczej marnie. Głównie mam żal do scenariusza - nie tylko tylko chwilami śmieszy, ale też prawie przez cały film normalnie przynudza. Nie pomogą fajerwerki, bluzgi i znane twarze, jeżeli twórcy nie bardzo wiedzą jak co z czym skleić żeby się trzymało kupy i jak utrzymać uwagę widza.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Miasto złodziei, czyli i komu tu kibicować?


Przede mną dwie notki sensacyjne, jakoś mnie tak naszło by zestawić obok siebie produkcję krajową i coś zza Oceanu, co często było stawiane jako niedościgniony wzór. Ale zanim o filmie to mam do was pytanie: czy nie zapomnieliście o konkursach???


Pisałem już o tym jakie Ben Affleck zrobił na mnie wrażenie Operacją Argo, kusiło więc by przypomnieć sobie jego wcześniejsze produkcje - ten chyba jest drugi z kolei i w nim też jest reżyserem i sam gra główną rolę. I przyznam szczerze, że chyba jest nawet lepszym reżyserem niż aktorem - po prostu do ról kryminalistów bardziej pasowali mi jego koledzy niż on sam.
Film jest naprawdę trzymającą w napięciu (choć może ciut przewidywalną) historią o młodych chłopakach z Charlestown (obecnie dzielnica Bostonu), którzy żyją z napadów i kradzieży, oraz dramatycznym starciu z jednym z funkcjonariuszy FBI, który postanowił ich złapać. To z jednej strony fajna sensacyjna historia, ale ma też drugie dno - to opowieść o tym jak trudno wyrwać się z pewnego środowiska, przełamać pewne schematy i zasady, w których się wyrosło.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Który stawał na wysokości zadania - David Lodge, czyli różne oblicza pewnego niewysokiego człowieczka

Ta książka wpadła mi już w oko w ubiegłym roku na Targach Książki,  na szczęście jak widać cierpliwość popłaca i nawet w bibliotekach można czasem doczekać się w kolejce na nowości. Czemu się zainteresowałem tym tytułem? Nawet nie ze względu na Lodge'a choć ostatnio parę razy wpadły mi w ręce jego pozycje i miałem z nich sporo przyjemności, tym razem chodziło mi raczej o postać, która stała inspiracją do napisania tej książki. Chodzi o Herberta George'a Wellsa - pisarza kojarzonego z fantastyką, "człowieka, który wymyślił jutro", jak go czasem nazywano.
Lata temu czytałem jego niektóre książki, w tej chwili jest już trochę zapomniany, ale jednak nazwisko na stałe wpisało się do historii literatury podobnie jak Verne'a, czy Lema, jako człowieka, który snując różne fantastyczne wizje o przyszłości ludzkości potrafił nie tylko zainteresować, ale i przemycić jakieś przemyślenia. "Wehikuł czasu", "Wojna światów" to pozycje najbardziej znane, ale przecież było mnóstwo innych i Wells w tamtych czasach wcale nie miał łatki pisarza "popularnego" - był szanowanym pisarzem, autorytetem z którym spotykały się głowy różnych państw. Do tej fabularyzowanej biografii siadałem więc ze sporą ciekawością, aby dowiedzieć się trochę więcej o jego twórczości, poglądach, inspiracjach...

sobota, 6 kwietnia 2013

Zabić, zniknąć, zapomnieć - Jacek Skowroński, czyli z tej roboty trudno się wycofać

Książka otrzymana do recenzji od firmy EMPEMEDIA (podziękowania). Akcja reklamowa chyba dość szeroka, bo widziałem już sporo recenzji tej książki w sieci, ale w tym przypadku rzeczywiście warto o niej wspominać, aby gdzieś nie zniknęła przywalona nowościami z zagranicy (np. skandynawskimi). Jako maniak literatury sensacyjnej i kryminalnej z radością witam polskich autorów i ich pozycje. 
Powieść Skowrońskiego może nie rzuca na kolana, ale na pewno wciąga i daje sporo frajdy czytelnikowi, który kombinuje co tam będzie dalej - w każdym razie rzecz jest warta uwagi.
Przy reklamie książki sporo poświęcono uwagi temu, że głównym bohaterem jest zawodowy morderca - to niby to ma przyciągnąć naszą uwagę, to taka nowość, bo dowiemy się, że to ludzie którzy mają uczucia (sic!). Odkryjemy też to, że nie zawsze są psychopatami, a do tego co robią, przywodzą ich często jakieś dziwne ścieżki życiowe, które zmuszają ich na nowo do nauki i budowania systemu zasad i wartości. Cóż, dla mnie w tej historii nie było to specjalną nowością - motyw wciągania młodych ludzi, którzy są w dołku, zaopiekowanie się nimi by "wychować" ich na posłusznych i profesjonalnych morderców pojawiał się już zarówno w literaturze jak i w filmie. Patologiczne środowisko, (tu akurat mamy dzieciństwo w domu dziecka), brak perspektyw, umiejętności samodzielnego życia, jakiś kryzys, kłopoty z prawem i mamy świetny materiał do modelowania. Wystarczy podać rękę, coś obiecać, zarysować nowy podział świata na "swoich" i "obcych", a potem tylko stopniować kolejne przekraczane granice, by pustkę zapełnić nowym systemem wartości (posłuszeństwo, a w zamian wygodne życie).

piątek, 5 kwietnia 2013

Can, czyli piękne kino z Turcji

Wiosna filmów. Pod takim tytułem od poniedziałku rozpoczyna się festiwal w jednym z kin warszawskich, a nie dość że filmy ciekawe i bilety po 7 złotych, to mi jakimś głupim fartem udało się wygrać wejściówki. Zapowiada się okazja do nadrobienia paru zaległości. A ponieważ w nastroju jestem filmowym, to i notkę na temat książki odkładam na jutro, a dziś coś o jednej z rzeczy upolowanych na Cinemax. Z Turcji tak niewiele rzeczy do nas dociera, że już to mnie skłoniło do sięgnięcia, a w dodatku gwarantuję Wam, że to seans ciekawy i poruszający.

Dwie równoległe historie: młodego małżeństwa ze Stambułu, które nie może mieć dzieci, oraz historii kobiety samotnie wychowującej syna. Oglądam, kombinuję jak też reżyser je połączy i nagle jedno zdanie mojej żony i wszystko łączy się w całość. Eureka! Jakże byłem ślepy.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Święta czwórca, czyli takie eksperymenty się nie udają

hmmm. Zważywszy na swoje konserwatywne poglądy powinienem chyba rzucać gromy nad tym filmem, odsądzać go od jakiejkolwiek wartości, oskarżać o sianie zgorszenia i niszczenie małżeństwa i rodziny. Ale co ja na to poradzę, że mnie bawił i całkiem się podobał. Choć jest bezpruderyjny i pewnie jak na tradycyjne pojmowanie moralności bardzo odważny, to jednak moim zdaniem nie tyle "promuje" pewne wybory, ale raczej pokazuje ich konsekwencje. Miejscami zabawny, miejscami powiedziałbym nawet dość gorzki, wcale nie jest głupawym, frywolnym obrazkiem namawiającym ludzi do czegokolwiek. 

Dwie blisko zaprzyjaźnione pary - panowie pracują razem, rodziny mieszkają po sąsiedzku, nic więc dziwnego, że często spędzają razem czas. Zwłaszcza, że ciągną do tego też ich dzieci - w jednym domu dwie córki, a w drugim dwóch młodzieńców bardzo sobą nawzajem zainteresowani. Pełna harmonia - obiadki, imprezki, pogaduchy, również zwierzanie się z problemów. Dla ludzi po 40-tce często jedną z bolączek jest jakieś pragnienie zmiany, znudzenie, czy nawet frustracja z tego co jest. I dodajmy dotyczy to różnych aspektów życia, również seksualnego. Przyglądając się obrazkom z ich życia, trudno się nie uśmiechnąć, jest w tym pewnie trochę prawdy, choć oczywiście sporo rzeczy tu jest przerysowanych. Bardziej chyba interesują się życiem seksualnym (przypuszczalnym lub już rozpoczętym) swoich dzieci niż własnym. Ale oto los sprawia im niespodziankę.

środa, 3 kwietnia 2013

Wyjazd integracyjny, czyli notka zapchajdziura bo pisać nie ma o czym. Wieczór czeski i konkurs, czyli podívejte se na blog

Poziom komedii w naszej kinematografii schodzi na psy już od dłuższego czasu - scenariusze pisane na kolanie, żenujący humor, brak oryginalności (trudno nie zauważyć tym razem inspiracji Kac Vegas), wciąż te same twarze (jak nie Karolak to Kot, Szyc albo Adamczyk) i odrobina golizny żeby ściągnąć widza do kina (kto na to chodzi?). Zadziwiające jest to, że mimo tej głupoty, od której aż bolą oczy podobno te filmy na siebie zarabiają... Człowiek traci wiarę w ludzki rozsądek (albo w poczucie estetyki i poczucie humoru).

wtorek, 2 kwietnia 2013

Noi Albinoi, czyli ciepło-zimno

Pogoda taka, że chce się myśleć jedynie o ciepłych krajach, palmach i gorących piaskach. A mi jak na złość plącze się po głowie ostatnio film w tak chłodnych klimatach, że najlepiej go oglądać pod kocem i w czapce na głowie... Niby jest chwilami nawet zabawnie, jakoś tak lekko i nostalgicznie, ale całość. brrrr... No i w dodatku północne i odludne krańce Islandii, te mrozy, śnieg i góra, która wisi niczym nieustanna groźba nad ludźmi.
Inteligentny, ale troszkę zamknięty w sobie Noi ma dość swojego otoczenia, nie może znaleźć dla siebie w nim miejsca. Najchętniej by zwiał gdzieś do ciepłych krajów, zwłaszcza gdy poznał i polubił dziewczynę, która zdaje się go rozumieć i świetnie z nim dogadywać. Dotąd jakoś nikomu to zbyt dobrze nie szło - chłopak przez jednych uważany był za ograniczonego, przez innych za mruka, a jego zachowanie wynikało tylko i wyłącznie z tego, że on nie ma ochoty wpasować się w jakieś ładne ramki otoczenia. 

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Notka jeszcze w duchu Wielkiej Nocy, czyli szukając prawdziwego pokoju

No i po Świętach. 
Na blogu sporo spamu, poczta pełna (no jak się nie zaglądało od czwartku), za oknem mamy to co mamy, człowiek cieszy się, że ma prąd i szczęśliwie dotarł do domu, z tych wszystkich chwil z bliskimi bez pośpiechu, jak zwykle zastanawia się nad dietą i zrzuceniem dodatkowych złapanych kilogramów... Ale w tym roku Wielkanoc jakoś szczególnie dała mi dużo pokoju i wewnętrznej radości. Przeżywanie liturgii, olanie internetu przez te kilka dni, zwolnienie tempa - to wszystko pozwala na trochę inną perspektywę. Notka dzisiejsza jest więc taką moją kontynuacją tego przeżywania, tego nastroju w jakim jestem. Nie dotyczy ona kultury wprost, ale świadomie robię ten wyjątek, by napisać coś co jakoś mnie porusza, siedzi w głowie i w sercu. Kiedyś było to dla mnie coś ważnego, potem przez długie lata niewiele szukałem na ten temat informacji, a tu nagle wróciło z dużą siłą i chciałbym się tym podzielić. Kto wie, może ktoś również będzie chciał zaczerpnąć z tego źródła. Chodzi o Taize. Nie tylko o same Europejskie Spotkania Młodych (kolejne w Strasburgu - na zdjęciu), ale o co jest przesłaniem Wspólnoty, co daje możliwość zetknięcia się z tą prostotą, ciszą i szkołą braterstwa. To nie tylko lekcja medytacji, wyciszenia, okazja do spotkań z innymi, ale i możliwość postawienia sobie na nowo pytań o swoją wiarę.