niedziela, 30 czerwca 2013

Gwiazdozbiór psa - Peter Heller, czyli na nowo nazwać to co się zapomina

2,5 roku blogowania można by podsumować jakaś wyjątkową notką, ale jakoś nie mam na to specjalnie ani czasu ani ochoty. Może jutro będzie więcej czasu - pojawi się rozstrzygnięcie rozdawajki (jeszcze do północy macie szansę!), na dniach może skrobnę też jakieś małe zestawienie tego co najciekawsze w pierwszym półroczu. Szkiców notek porobionych mam całkiem sporo, więc materiału póki co nie zabraknie... Niektórzy się dziwią jak znajduję czas na książki, filmy i jeszcze codziennie wrzucam notkę, ale gdy już wejdzie się w pewien rytm, to czas znaleźć można. A samo pisanie? Cóż może nie są to profesjonalne recenzje, ale dla mnie są ważne - tak wiele wrażeń i myśli szybko ulatuje, więc ich notowanie jest najlepszym sposobem na to by je uchwycić. Tu jeszcze mam okazję się nimi dzielić z innymi :) 
Dziś o książce, która mnie mocno zaskoczyła. Z początku głównie używanym tu językiem, specyficznym stylem narracji. Pourywane myśli, zdania, dziwna ich budowa, interpunkcja, surowy, bardzo oszczędny sposób opisywania wydarzeń czy otoczenia. Trochę tak jakbyśmy weszli do czyjejś świadomości i musieli dostosować się do czyichś skojarzeń, wspomnień, bo dla niego są oczywiste, więc opowiada o nich hasłowo. Gdy już się człowiek przyzwyczai, to powieść zaskakuje też samą historią, rozłożeniem w niej punktów nacisku.

książka do kupienia m.in. tu

sobota, 29 czerwca 2013

Ballady i romanse - Zapomnij, czyli nie tylko na chandrę

Znowu wraca słoneczko, wszyscy siedzą pewnie na łonie natury, a ja wciąż przed kompem z ankietami. wrrr... Ale jest muza co ratuje. Dziś coś bardzo specyficznego. No bo jakże to: śpiewać takie teksty jak np.:
...dym z papierosa, koza z nosa
opary alkoholu, na 9 w przedszkolu...
i jeszcze czynić to przy radosnej, zwariowanej muzyce, która chwilami brzmi tak jakby właśnie przedszkolakom dać w dłonie instrumenty by sobie poplumkali. 
Pierwszą płytę siostry Wrońskie, które stworzyły ten projekt, nagrały w domu, wykorzystując m.in. sprzęt kuchenny jako instrumenty. Tu już mamy profesjonalne nagrania ze studia, ale czuje się, że radości i zabawy w nagrywaniu tej płyty również nie zabrakło.

Kurczak ze śliwkami, czyli danie dla smakoszy

Jak to czasem kilka ostatnich minut filmu może zmienić jego ocenę i nasze spojrzenie. Cieszę się, że
wytrwałem do końca. A nie ukrywam, że początek mnie jakoś męczył. Nie wiedziałem czy traktować to poważnie, czy jako żart, groteskę. 
Historia wirtuoza, który po stracie swoich skrzypiec postanawia umrzeć, bo odechciało mu się żyć snuje się powolnie i trudno połapać się co jest wspomnieniem, co realnością, a co snem. Do tego dochodzą jeszcze gorzkie i skrzywione historie przyszłości jego dzieci, które stają przy jego łóżku zaciekawione tym co się stało ojcu. Dziwaczne to wszystko, chwilami melancholijne, ale częściej po prostu ni to śmieszne, ni to żałosne...

czwartek, 27 czerwca 2013

Viramundo, czyli muzyk, polityk, idealista

Korzystając z tego, że jutro premiera tego filmu dziś choć kilka słów - może kogoś namówię do tego by wybrał się do kina na ten dokument. Mi na nim parę razy zakręciła się w oku łezka :) Opowieść o niesamowitym człowieku, o jego pasji, jego poszukiwaniach, spojrzenie na różne kultury i to co najważniejsze - muzyka.
Przed filmem zachęcam Was do pogrzebania w sieci i sprawdzenia kim jest Gilberto Gil. Artysta ten u nas pewnie jest znany nielicznym, a przecież miał spory wpływ na to jak wygląda muzyka współczesna, na to jak modne stały się rytmy z Ameryki Południowej. Ponieważ w Brazylii jest bardzo szanowany, uczyniono go kiedyś ministrem kultury, i choć nie zaprzestał koncertowania i spotkań z ludźmi i nie ma w nim nic ze sztywnego polityka, podjął się różnych zadań z wielkim zaangażowaniem. Jego oczkiem w głowie był dostęp do nowoczesnych technologii, szczególnie w regionach biedniejszych - ale nie po to by jedynie "wyrównywać szanse", ale po to by ratować tradycję i kulturę przodków, sprawić by młodzi się tego nie wstydzili, a nawet mogli być z tego dumni. Dziś Gilberto Gil porzucił już swoje stanowisko w ministerstwie. Ale nadal wykorzystuje różne kontakty i okazje by zapalać innych do swoich projektów. Jeździ więc po świecie, spotykając się m.in. z politykami (pamiętacie np. taką kapelę Midnight Oil i jej łysego wokalistę? Teraz jest ministrem kultury w Australii), ale też odwiedzając różne miejsca gdzie może dotknąć tradycji różnych kultur, plemion, ras. Wszędzie podkreśla ogromne bogactwo i potrzebę chronienia różnorodności, przestrzega przed zalewem papki muzycznej i masowości. W erze globalizacji nie musimy zatracić tego piękna różnorodności. Artysta spotyka się z ludźmi , rozmawia, słucha. No i...

środa, 26 czerwca 2013

Gliniarz - Marcin Ciszewski&Krzysztof Liedel, czyli służba, czy praca jak każda inna

Ciąg dalszy porządków - tym razem pojawiła się notka o filmie Lecha Majewskiego "Angelus". A dziś jak się doliczyłem o 46 książce przeczytanej w tym roku. 
O innych pozycjach Marcina Ciszewskiego znajdziecie u mnie na blogu całkiem sporo, bo przeczytałem jak dotąd wszystko co napisał, nie mogłem więc przegapić Gliniarza. Wczoraj konferencja prasowa i oficjalna premiera, ale ponieważ kupiłem ją taniej w Znaku, miałem czas od poniedziałku by ją łyknąć. Czyta się szybko, ale niestety to nie jest to czego oczekiwałem. Spodziewałem się kontynuacji, albo czegoś w stylu Upału, albo Mrozu, czyli połączenia sensacji z thrillerem politycznym (albo policyjnym), a tu... 
No masz.

wtorek, 25 czerwca 2013

Korzenie niebios - Tullio Avoledo, czyli mroczna i mroźna Italia


Na początek warto wspomnieć o notce, która pojawiła się na miejsce zakończonego konkursu - o świetnej płycie Fismolla (polecam). Jutro kolejna takie wypełnienie różnych dziur na blogu, ale mam nadzieję, że znajdę też chwilę na normalną notkę - wszak limit czerwcowy trzeba wypełnić. Tym samym zbliżam się do 2,5 roku istnienia bloga, juuupi! Nie sądziłem, że wytrwam, że tak mnie to wciągnie. O świętowaniu na razie nie myślę, za dużo pracy, by kombinować fajerwerki, ale pamiętajcie o trwającym konkursie, w którym do wygrania trzypak niezłych książek (dziś o jednej z nich). Jak uzbieramy 100 chętnych to obiecałem kolejny pakiet i słowa dotrzymam, już Wam niedużo brakuje! 
A na dziś kolejna książka (i pierwsza napisana przez pisarza spoza Rosji) wpisująca się w świat Metra 2033. Książki te zwykle nie łączą się w żaden sposób ze sobą, ale wykorzystują zarysowane przez Gluchowskiego realia post apokaliptyczne. Ziemia po wybuchach bomb atomowych, ludzkość żyje w podziemiach, tworzy małe społeczności, które często walczą ze sobą, powierzchnia ziemi jest nie tylko skażona, ale pełna też zmutowanych stworzeń groźnych dla człowieka. I tak sytuacja trwa od kilkudziesięciu lat - ludzie coraz bardziej zapominają o dawnym życiu, nie wiedzą nic o tym jak jest w innych miastach i mogą tylko marzyć o tym, że gdzieś, kiedyś... Że ludzkość przetrwa.
Tym razem możemy z Moskwy, czy Petersburga przenieść się do... Watykanu.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Angelus, czyli nasz rodzimy realizm magiczny

Przedziwny film. Co prawda mamy naszych rodzimych twórców (choćby Kolski), którzy od dawna w swoich dziełach przyzwyczaili nas do troszkę innego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość, ale mam wrażenie, że oderwaniem od ziemi, połączeniem poetyki i surrealizmu Majewski tym filmem zakasował wszystkich. Trzeba albo bardzo lubić takie dziwne klimaty, albo mieć nastrój na eksperymenty, bo widz przyzwyczajony do tradycyjnego stylu opowiadania historii tego filmy po prostu nie zdzierży. Ktoś ładnie określił, że to takie nasze rodzime 100 lat samotności - magiczna opowieść mieszająca wydarzenia historyczne z poetyckim, filozoficznym czy nawet mistycznym spojrzeniem na świat, realne życie z obrazkami godnymi prymitywistów, dramat i humor.

niedziela, 23 czerwca 2013

Księżniczka z lodu - Camilla Lackberg, czyli początek słynnej sagi i jak na razie tyle mi starczy

Jako, że w tej chwili u mnie na blogu aż dwa konkursy, w których możecie wygrać jakieś kryminały (jeden tylko do północy), to notka jeszcze "w temacie". 
Wszyscy dookoła się tak zachwycają Camillą Lackberg, że aż mi było głupio, że dotąd po nic nie sięgnąłem. Nadarzyła się okazja na audiobook, łyknąłem dość szybko i...

sobota, 22 czerwca 2013

Misiaczek, czyli każdy ma prawo do szczęścia

Człowieka złość miota gdy siedzi od rana do wieczora nad ankietami i końca roboty nie widać. A tu tyle atrakcji, taki upał, tak chce się wyjść. Pozostaje ratowanie się jakimiś przerwami, no i filmy, na które można zerkać. Pewnie na dniach spróbuję ogarnąć sześć miesięcy tego roku, ale już dziś wiem, że dzisiejszy film na pewno znalazł by się w ścisłe czołówce rzeczy wartych polecenia. Myślę, że powinien spodobać się wszystkim, ale szczególnie dedykuję go wrażliwcom :) Myślę, że oni najbardziej docenią tą opowieść.
Nietypowo jest już z obsadą - kulturyści rzadko pojawiają się na ekranie, a jeżeli już to w zupełnie innych produkcjach. Kim Kold zagrał tak, że chwilami wierzymy, że to jakaś jego autobiografia... Olbrzym o złotym sercu szukający miłości.

piątek, 21 czerwca 2013

Roger Miret & The Disasters - Gotta Get Up Now, czyli punks not dead

Kilka dni na porządki na blogu :) Dużych zmian nie będzie, ale muszę zaktualizować spisy, bo jakiś czas tego już nie robiłam. Cholercia, to już ponad 900 notek? Uwaga - nie zdziwcie się, jak w rożnych miejscach na blogu pojawią się jakieś nowe notki - jedna z nich już jest: kto ciekaw filmu Brighton Rock niech zajrzy. I nie zapomnijcie o zakładce z konkursami!!!
A dziś krótka i energetyczna muzycznie notka zainspirowana ogłoszeniem pełnej listy kapel występujących na tegorocznym Woodstocku. Wszystko wygląda na to, że będę :) Może uda się choć trochę poskakać...Piszę o rożnych płytach - jak sami widzicie od łagodnych dźwięków, aż po coś co dla niektórych jest już tylko łomotem. Tak to już u mnie jest, że kręcą mnie różne rzeczy, zależnie od nastroju. Punka słucham stosunkowo niewiele, ale mam duży sentyment choćby do takich kapel jak The Clash (mniejszy do Pistolsów). I dziś właśnie coś w takim stylu. Ewidentnie miałem takie skojarzenia - te same rytmy, ten sam styl śpiewania (wykrzyczanych protest-songów), te same melodyjne chórki i również solówki gitarowe brzmią bardzo podobnie. Ha! Nawet dowcipny numer kowbojski na koniec spokojnie można by przypisać weteranom z lat 80-tych. Ktoś pewnie powie, że to plagiat i trzymanie się na siłę martwego stylu, ale moim zdaniem to bardziej radość grania i robienia mało skomplikowanej muzy, która nadal może być nośnikiem jakichś treści (nie tylko hasła No future!). Nie dziwcie się, ze skojarzyło mi się z koncertami i z Woodstockiem - nagrania ze studia nie oddadzą w pełni tej energii jaka jest na żywo w tej muzie. Roger Miret & The Distasters niedawno byli w Łodzi, więc może będzie jeszcze okazja by ich zobaczyć na żywo. 

czwartek, 20 czerwca 2013

Historie rodzinne, czyli każdy pragnie miłości i uwagi... i rozdawajka kryminalne wakacje

Przede mną seans "Take this waltz" tej reżyserki nagrany już jakiś czas temu, ale przy okazji konferencji prasowej przed Festiwalem Nowe Horyzonty, miałem okazję obejrzeć dokument w jej wykonaniu i dziś o nim słów kilka. 
Prawdę mówiąc zaskoczył mnie ten film totalnie i nie wiem co nim myśleć. Z jednej strony bardzo osobisty, szczery, nawet intymny obraz skupiony na własnej rodzinie, historii z przeszłości, która miała na nich wszystkich wpływ, a która jest odkrywana po kawałeczku przez reżyserkę. Z drugiej strony nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że sporo z tych scen jest wyreżyserowanych, że to wrażenie towarzyszenia Sarze Polley w jej poszukiwaniach jest złudne, że to historia już dawno się rozegrała, a teraz postanowiono nam ją odegrać raz jeszcze.

Sponsoring, czyli wybór czy konieczność, pułapka czy wyzwolenie?

Czego pragną kobiety, o czym marzą mężczyźni, a wstydzą się powiedzieć... Już choćby czytając to hasło reklamowe, powinniśmy domyślić się, czego się spodziewać. Jak ja kocham te wszystkie wmawiane nam analizy pseudo psychologiczne - znamy Cię lepiej niż Ty sam, powiemy Ci czego potrzebujesz, odkryjesz dzięki nam pełnię szczęścia, nie bój się swoich mrocznych pragnień, bo nie ma w nich nic złego itd.  Gdy połączysz to z tematyką filmu, czyli prostytucją - będziesz naprawdę mieć nad czym się zastanawiać.

środa, 19 czerwca 2013

Cristiada, czyli gdy niszczy się to co dla ciebie ważne

O ten film toczyły się całkiem niedawno niezłe boje w sieci - pojawiały się pytania o blokowanie dystrybucji, organizowano wielkie akcje namawiania się na seanse, bo oto "wreszcie" mamy film prawdziwy, wielki, wspaniały... I wiecie co? Daleki zwykle jestem od tego by dzielić filmy na dobre lub złe, tylko dlatego, że akurat poruszają temat wartości zgodnie z moim światopoglądem. Można spokojnie wskazać przykłady, które by taką postawę utwierdzały, jak i takie obrazy od których raczej bolą zęby. A tu mam dylemat. Historia na pewno jest ciekawa, więcej pewnie wiemy o wojnie domowej w Hiszpanii, niż o tym co działo się na drugiej półkuli. Jest to więc na pewno pewna wartość filmu - jest "na czasie", bo zaledwie kilka lat temu duża cześć bohaterów tych wydarzeń została beatyfikowana, możemy więc zastanowić się nad ich postawą, wyborami. Możemy choć trochę dowiedzieć się o tym co działo się w latach 1927-1929 w Meksyku i o prześladowaniu Kościoła. To na plus. Ale sam obraz niestety nie jest wolny od wad...

wtorek, 18 czerwca 2013

Malwina Kusior - Przeznaczenie, czyli próby zmian na blogu i muzyka w tle

1500 wejść w jeden dzień? Jakieś czary... Ani żadnej super ciekawej notki, ani żadnej reklamy... WTF? W dodatku w dzień, w którym postanowiłem poeksperymentować na blogspocie i pobawić się widokiem dynamicznym. No i masz- wszystko zaczęło mi się wieszać, tło nie wchodziło, potem poznikały komentarze... Ech - wracam do starego wyglądu, bo nie chcę się denerwować.
Z jednej strony kuszą jakieś zmiany, ale z drugiej żal pozbyć się jakiegokolwiek drobiazgu. Po raz kolejny przekonuję się, że nie zawsze warto pozbywać się tego co już znane. Dzięki za wszystkie wskazówki i opinie (jakby co zawsze można je zgłaszać). Przynajmniej na jakiś czas wraca stary szablon...
 
Jutro kolejna notka - zastanawiam się tylko czy pisać o kryminale Lackberg, czy o filmie Cristiada... 
A dziś o płytce jaką odpaliłem sobie dziś w pracy, trochę po linii Opola (oglądać nie oglądałem, ale jakieś nazwiska się obiły o uszy). Dawno nie było nic o muzyce, a że ostatnio dużo słucham (audiobooków albo muzy) to będzie niedługo więcej notek. Dziś o debiucie Malwiny Kusior, wokalistki, która wypłynęła w teatrze muzycznym Roma w "Tańcu wampirów" (potem śpiewała m.in. w Les Miserables).

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Oburzeni, czyli wstańcie z sofy i wyłączcie telewizor

No powiedzcie sami jak tu się nie wściec. Spodziewałem się dobrego dokumentu społeczno-politycznego, rzutu oka na to co w Europie się dzieje (a w naszych mediach jakoś mało o tym się mówi). A dostałem... 
No właśnie nie wiadomo co. Co prawda po Tonym Gatlifie (jego Exils kiedyś już opisywałem) można by się spodziewać czegoś oryginalnego, ale nie nazywajmy tego do diabła dokumentem. Nie dowiecie się nic albo prawie nic o przyczynach protestów, nie dowiecie się jakie dokładnie były postulaty tych tysięcy ludzi w Hiszpanii, ani co uzyskali swoim wyjściem na ulicę. Kim są, przeciw komu walczą, o co im chodzi? Przecież to ważne pytania, bo i u nas problemy są podobne - bezrobocie młodych, napływ imigrantów, a wyjeżdżanie Polaków za chlebem, rozpasanie i oderwanie od przeciętnego poziomu życia władzy, spółek i banków (za nasze podatki), rozgoryczenie na polityków, zaciskanie pasa kosztem przeciętnych ludzi itd. Ruch "oburzonych" w Hiszpanii wyszedł na ulice, u nas tak naprawdę młodzi kompletnie są obojętni na problemy społeczne - jedyny masowy protest był przeciw ACTA. Czym się różnimy, w czym jesteśmy podobni? Tyle pytań. Jak choćby to czy takie protesty w ogóle maja jakiś sens - czy przynoszą jakieś owoce? 
Ciekawy temat, ale to co możemy w filmie zobaczyć to niestety jak dla mnie jakaś wydmuszka - puste hasła, ogólniki, zero konkretów, manipulowanie obrazkami, czyli jednym słowem nie tyle obiektywny dokument, ale bezczelna agitka. Na szczęście dość toporna, więc wątpię by kogoś poruszyła na tyle, żeby w to uwierzył i wyszedł na ulicę, bo nie wiedziałby specjalnie nawet przeciw komu protestować. 

niedziela, 16 czerwca 2013

Igrzyska śmierci, czyli świat chce patrzeć

Na początku małe przypomnienie - trwają dwa konkursiki (wysiłek niewielki bo w jednym wystarczy zgłoszenie, a w drugim pytania są proste), w których do zdobycia 3 książki i audiobook Nesbo - sprawdźcie sami!
A na dziś szybka notka po obejrzeniu "Igrzysk śmierci". O książce już pisałem, a wczoraj zrobiliśmy sobie seans ze starszą córką. Trochę miałem dylemat, bo film przecież od krwi i przemocy nie stroni, ale gdzie teraz tego nie ma? 
Książka (a raczej cała trylogia) cieszyła się jakiś czas temu ogromna popularnością, nic więc dziwnego, że zabrano się za ekranizację. Filmów z nastolatkami i opowiadających jakieś ciekawe historie nie ma aż tak dużo, by zaspokoić potrzeby tej grupy. Obawiam się jednak, że film nie przyniósł tak dużych zysków jak się spodziewano, ciekawe więc czy będzie kontynuacja... Dotąd wychodzono z założenia, że jak jest dobry materiał na scenariusz, jakaś głośna książka, to wystarczy zatrudnić kilku przystojniaków, jakieś ładne dziewoje, a tłumy przyjdą, nawet jeśli porównanie obrazu z materiałem wyjściowym wypadnie słabo. Książka i tak zwykle jest lepsza niż film. Skoro tam miałem zarzut, że jakoś brakuje mi w tym życia, że nie wciąga (subiektywna opinia - pamiętajcie, że nie jestem targetem wiekowym tej historii), to tym bardziej będę miał podobne uwagi do filmu...

sobota, 15 czerwca 2013

Fismoll - At Glade, czyli oklaski za debiut, wdzięczność za wrażliwość

Kurcze 19-letni chłopak nagrywa u nas w kraju taką płytę, a tu nigdzie specjalnie o niej nic nie słychać. Moda jest tylko na to co zagraniczne? Sięgnijcie po to wydawnictwo i przekonajcie się, że nie odbiega ono poziomem w żaden sposób od tego co tam jest wydawane. Mogę się wkurzać na wszechobecne u nas amerykanizmy (czemu o chłopaku mówi się, że to wyjątkowy singer i songwriter? Tylko dlatego, że pisze i śpiewa po angielsku? Zlitujcie się.
Fismoll  ma ogromną wrażliwość, tworzy fajną muzę, ma ciekawy głos i wydał właśnie debiutancką płytę. Płytę piękną, nastrojową i bardzo intymną. Płytę, która pewnie nie zaistnieje w radiu, ale szukajcie tej muzy jak tylko macie możliwość! Ja znalazłem ją dzięki serwisowi Deezer i przymierzam się po kilkukrotnym przesłuchaniu do kupna. Nie zawsze mam klimat na takie spokojne rzeczy, ale nie da się zaprzeczyć, że gdy już ma się nastrój, to płyta potrafi przenieść naprawdę w zupełnie inne wymiary :) 10 kawałków. I czysta magia.

piątek, 14 czerwca 2013

Iron Sky, czyli nie tylko wielkie wytwórnie...

Pomysł zaiste absurdalny i genialny zarazem. Oto okazuje się iż Amerykanie zupełnie przypadkiem odkrywają na ciemnej stronie księzyca tajną bazę w której pod koniec II wojny światowej schronili się naziści. Nie przestali oni marzyć o triumfie idei III Rzeszy i szykują plan zemsty i ataku na ziemię. Przypadek sprawia, że ich plany nagle nabierają bardziej realnych kształtów. Powstrzymać ich może czarnoskóry model (który został wysłany na księżyc w celach propagandowych) oraz administracja amerykańska pod wodzą...  prezydent ubiegającej się o reelekcję Sarah-Palin.
Wiadomo, że jest to parodia różnych amerykańskich produkcji o zagrożeniu ziemi odpieranym przez dzielnych superbohaterów, ale mimo pewnych przerysowań, powtarzających się pomysłów, efektów, które na pewno nie powalają na ziemie, cała produkcja jest jak najbardziej warta obejrzenia. Oczywiście jeżeli lubicie zabawę konwencjami.

czwartek, 13 czerwca 2013

Ogród Afrodyty - Ewa Stachniak, czyli odmienić swój los

Zwykle wobec takich książek pozostaję raczej obojętny. Nie tylko dlatego, że jako faceta mniej  mnie kręci czytanie o porywach serca i dylematach zakochanych szczęśliwie/nieszczęśliwie, ale też dlatego że mam wrażenie iż takich tytułów jest cała masa, ciężko zorientować się do dobre i godne uwagi, a szkoda czasu na wszystko. Reklamy typu: bestseller, ileś milionów czytelniczek itd. nie przekonują mnie za grosz, no ale czemu czasem nie zaryzykować, zwłaszcza gdy książka oprócz warstwy obyczajowej obiecuje jeszcze historię (którą lubię w każdej postaci)... 
Przy okazji przypominam, że książka do zdobycia u mnie w rozdawajce (sporo chętnych, ale może to do Was się uśmiechnie szczęście - czas do końca czerwca).

wtorek, 11 czerwca 2013

Kacper Ryx i król przeklęty - Mariusz Wollny, czyli tradycja kontra zboczenia


O pierwszym tomie tej serii już pisałem, ale ponieważ wspominałem wtedy iż czytało się to całkiem
przyjemnie prędzej czy później było wiadome, że sięgnę i po tom drugi (czy zdradzę zbyt wiele jak już na początku dodam, że sięgnę i po następne?). "Kacper Ryx i król przeklęty" to zatem kontynuacja, choć pewnie można by i czytać to niezależnie - to co jest tu najważniejsze, czyli połączenie przygody, kryminału i historii smakuje niezależnie czy znamy wcześniejsze losy głównego bohatera. 

Zabić Irlandczyka, czyli gangster z krzyżykiem na piersi

Jak ja czasem lubię takie "mocniejsze" kino. Szczególnie gdy uda się ściągnąć do niego niezłych aktorów - pal licho wtedy sensację, pościgi, zagadki. Kino gangsterskie jest proste niczym cios w szczękę i bywa równie mocne.
Amerykanie zrobili już sporo filmów o mafii włoskiej, pojawiło się też trochę obrazów o nie mniej "familijnych" Irlandczykach. Tym razem sięgnięto do autentycznej historii Danny'ego Greena - gangstera z lat 70-tych. Życiorys ciekawy i pewnie trudno w ciągu niecałych 120 minut zmieścić wszystko to co ciekawe, aby postać była realistyczna, prawdziwa. Twórcy musieli więc trochę wybierać i upraszczać - z jednej strony widzimy porywczego cwaniaczka, który ma ciężką rękę, jest uparty niczym osioł, a potem nagle mamy uwierzyć w woltę o 180 stopni i przemianę duchową faceta (po założeniu krzyżyka). 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Play, czyli oto problem Europy. I 5 filmów w moim wieku

No i masz, złamałem się i po raz pierwszy na blogu przyłączam się do jakiejś zabawy - 5 filmów w moim wieku to fajny pomysł i z ciekawością zerkam do innych. Postanowiłem więc szybko i ja przegrzebać zasoby sieciowe, aby sprawdzić co ciekawego nakręcono w tym roku. Ale ponieważ jak wiecie nie mogę sobie darować "pustych" notek bez konkretnego tytułu, który jest bohaterem nr 1, na dziś więc kilka wrażeń z "Play". Filmu przedziwnego i drażniącego. Oto szwedzki reżyser Ruben Ostlund nakręcił coś co dla jednych jest potwierdzeniem ich zdaniem rosnącego problemu imigrantów łamiących prawo i coraz bardziej nam zagrażających, a dla innych jest mocnym atakiem na wszelki rasizm i dotychczasowy system zmuszający przybyszów do Europy, by za wszelką cenę musieli się "zintegrować". 

niedziela, 9 czerwca 2013

Tove Jansson. Mama Muminków - Boel Westin, czyli o książce i o tym jak ją czytałem

Tym razem w jednej notce dwie refleksje: jedna na temat lektury, a druga na temat sposobu jej przeczytania. A chodzi o wypróbowanie oferty Legimi - Czytaj bez limitu. W skrócie chodzi o korzystanie z oferty ebooków bez żadnych ograniczeń przez pewien określony czas w ramach opłaconego abonamentu. Było wokół tego sporo dyskusji i podobno część wydawnictw bała się ryzyka, ale patrząc na swoje doświadczenia to wcale nie jest dla nich tak nieopłacalne jak by się mogło wydawać.
- pakiet na 3 miechy to z tego z pamiętam około 30 złotych - to cena jednej książki, ale pamiętaj, że tu e-book nie jest ci przekazany na zawsze, a jedynie masz dostęp do katalogu w którym buszujesz, a nic nie dostajesz na własność;
- oczywiście są plusy i minusy - możesz po przeczytanie kawałka spokojnie coś zarzucić, nie żałując wydanej kasy i przerzucasz się na czytanie czegoś innego. Oferta nie jest jakoś przebogata, ale jest tu coraz więcej fajnych nowości, więc jest w czym wybierać. Ja na początek wrzuciłem na półki chyba z 5 pozycji, ale mimo że trochę czasu mi zostało to już widzę, że w ramach abonamentu drugiej raczej nie skończę. Sprawdzają się więc wyliczenia firmy - jedna, dwie pozycje w ramach tej kasy to maks co można przeczytać;
- no chyba, że ktoś czyta jedynie na tablecie i robi to non stop. Ja traktowałem to jako uzupełnienie różnych innych rzeczy i korzystałem z telefonu. Gdy zapomnisz książki, gdy nie ma miejsca na jej rozłożenie taki mały ekranik jak znalazł. Oczywiście czcionkę można do woli powiększać, przyciemniać (sprawdzały mi się białe litery na czarnym tle szczególnie wieczorami). Sama obsługa prosta i przyjazna - dostęp do sieci potrzebny był tylko do ściągnięcia książek, aktualizacji półek, potem można czytać bez dostępu, stronę zapamiętuje bez problemu, a przerzucanie kartek jest szybkie, prawie nigdy mi się nie zawieszało. No i w porównaniu do różnych e-booków tu masz frajdę z oglądania wszystkich zdjęć i ilustracji (a przy tej lekturze się to przydało). 
Podsumowując - dobry pomysł szczególnie na wyjazdy gdy nie możesz zabrać wielu książek. Pewnie jeszcze kiedyś z tego skorzystam. W przypadku tej książki czytanie szło mi bardzo wolno, ale w przypadku czegoś beletrystycznego, wciągającego można dać pochłonąć się bardziej...
A sama lektura?

sobota, 8 czerwca 2013

Elektryczne dzieci, czyli mój świat, twój świat

Kolejna rzecz, na którą zerkałem podczas wpisywania ankiet. I chyba dobrze, bo bez tego uznałbym te 90 minut raczej za czas stracony. Są czasem takie filmy, które niby mają jakiś ciekawy pomysł, kilka niezłych scen, ale jako całość są tak dziwaczne, przekombinowane, że trudno uznać je za warte polecenie. O dziwo czasem takie produkcje zbierają sporo nagród, bo przecież "to co inne" jest najbardziej godne zauważenia... 
Punkt wyjścia: jakaś mormońska wioska w Utah, izolowana społeczność kierująca się własnymi zasadami. Wśród nich 15 letnia Rachel, która właśnie przechodzi we wspólnocie na "doroślejszy" etap. Bardzo wierząca i dość prostolinijna dziewczyna ma swoją małą jednak swoją małą tajemnicę - odkryła w piwnicy magnetofon i kasetę z muzyką, która ją zafascynowała. Jak twierdzi - przy słuchaniu tej kasety Bóg zasiał w niej nowe życie. Wspólnota oczywiście podejrzewa ją o grzech, dziewczyna więc ucieka do miasta, by odszukać autora muzyki i jak jej się wydaje - ojca dziecka, wskazanego jej przez Pana. 

piątek, 7 czerwca 2013

Please the trees, czyli bynajmniej nie do kotleta - Kraków ciąg dalszy i pytania

Notka będzie ciut zakręcona, ale co ja na to poradzę - o pierwszej w nocy trudno sensownie coś stukać w klawiaturę, szczególnie gdy dziś jeszcze czekają na mnie normalne zajęcia na konferencji rano i trasa powrotna za kółkiem... Chciałbym się więc podzielić tylko szybko emocjami z kolejnego kawałka kulturalnego Krakowa i kilkoma pytaniami... Jak będzie chaotycznie to wybaczcie.  

W Warszawie niby pod nosem, a w Czułym Barbarzyńcy jeszcze nie byłem, za to teraz mam za sobą wizytę w krakowskiej odnodze tej klubokawiarni (a raczej klubo księgarni). Oni właśnie są gospodarzami organizowanego w czerwcu mini festiwalu - cyklu darmowych czterech koncertów z muzyką alternatywną pod auspicjami Borówka Music. Mi udało się załapać na pierwszy, Wy jak macie możliwość nie przegapcie kolejnych...

Miały być pytania. Ano owszem cały wieczór zadaje sobie przynajmniej dwa. Please the trees to naprawdę ciekawa kapela z ... Czech. Pierwsze pytanie brzmi: czemu tak mało wiemy co dzieje się muzycznie u naszych sąsiadów? Czy naprawdę możemy żyć w przekonaniu, że wszystko co ciekawe na scenie muzycznej jest zza Oceanu, z wysp, albo z naszego poletka? Już nawet nie o to chodzi, że w radiu tego nie ma, ale gdzie koncerty, prasa, płyty? Trochę się zawstydziłem swojej ignorancji... Ech to nie tylko kwestia apelu do wydawnictw i agencji by przyglądały się temu co na wschodzie, zachodzie, południu od nas, ale i do nas byśmy chodzili na koncerty, słuchali tej muzy i byli otwarci. Nie wszystko co dobre musi być z daleka...

czwartek, 6 czerwca 2013

Janusz Radek - Koncert na głos i ręce, czyli zwierzę sceniczne. PS Z ust do ust

Nawet nie sądziłem, że po recenzji jego ostatniej płyty tak szybko nadarzy się okazja by zobaczyć tego artystę na żywo. Ci co zaglądają na profil Notatnika na FB wiedzą gdzie przez kilka dni się znajduję  (można sprawdzić na dole bloga w moim kanale na youtube), a przecież to miasto jak mało które kojarzy się z wydarzeniami kulturalnymi. Już trzeci raz będąc tu udało się połączyć pracę z jakimś koncertem w godzinach wieczornych - namówiłem znajomych z pracy, aby zaraz po skończeniu zajęć na konferencji i kolacji wsiadać szybko w taksówki i udało się! Klub Alchemia, a dokładniej jego piwnica zapewnił kameralną atmosferę (oj partyzanckie warunki i lepiej by kontrola p. poż. tam nie zaglądała), a Janusz Radek z Tomaszem Filipczakiem jako akompaniatorem zapewnili kapitalny wieczór.

środa, 5 czerwca 2013

Siewca wiatru - Maja Lidia Kossakowska, czyli zamiast recenzji

Przyglądając różne szkice notatek, które porobiłem sobie wcześniej odnalazłem też pewien ciekawy zwój, który zdaje się, że kiedyś odnalazłem, bo sam na pewno go nie pisałem. A że dotyczy on książki którą znam i słuchałem jej ponad miesiąc temu - dzielę się więc z Wami tymi słowami. Na zwoju były dziwne pieczęcie, a zamiast podpisu odcisk jakiegoś kopyta. Początek jakby oderwany, stąd też nie wiem do kogo treść była adresowana i kto go napisał (podyktował). Może Wy podpowiecie mi któż może być autorem tego tekstu? ;)

...
i o tych sprawach także chcę Wam opowiedzieć więcej.
Wiele razy w historii tego świata Pan przekazywał przez swoich posłańców Słowo o swojej miłości to człowieka, do dzieła stworzenia. Tej miłości nie zniszczyły nawet pycha, zaślepienie, głupota i sięgnięcie przez te dwunożne istoty po wiedzę, która przynależna jest jedynie samemu Stwórcy. Być jak Pan - nawet najwyższe chóry anielskie nie śmieją nawet wyrazić takiej myśli, cieszą się z każdej chwili gdy mogą cieszyć się przebywaniem w Jego świetle, a człowiek mogąc przebywać z Panem w Jego ogrodach cały czas wzgardził tym i wciąż chciał więcej. Och jakże marny i głupi ten twór, nie świadom tego co jest mu oferowane. Wygnany z raju, z każdym pokoleniem coraz bardziej skupiony jest na sobie i zapomina o niebie. Pomyśleć tylko, że kiedyś to była jego rzeczywistość. Teraz nie dość, że żyje na ziemi obarczony chorobą, cierpieniem i kresem krótkiego żywota, to nawet nie wyobraża sobie tego życia jakie toczy się w światach nad nim - ileż istot niebieskich obserwuje jego życie niczym interesującego i zabawnego robaka. Wielu z aniołów, którzy zawsze zazdrośni byli o miłość Pana do człowieka, cieszyło się z takiego biegu wydarzeń, kto wie, czy nawet któryś z nich nie maczał palców w kuszeniu głupiego człowieka. Ale nawet gdy teraz obserwują go z góry, czerpiąc satysfakcję z jego poniżenia, czasem zgrzytają zębami, obserwując jak to człowiek potrafi przeinaczyć całą historię i obraz nieba.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

400 batów, czyli szczerze i niewesoło o własnym dzieciństwie

Zwykle gdy zamykam jakiś miesiąc staram się pozapychać różne dziury, czyli notki z konkursami, które się skończyły, ogłoszenia wyników itd. Zapraszam więc do kolejnych dwóch notek: 
Rosencrantz i Guildenstern powstają z martwych
Marillion - Clutching At Straws
A dziś o filmie, o którym jako laik nic pewnie bym nie wiedział, gdyby nie przeczytana jakiś czas temu książka Gilmoura "Klub filmowy". Kto czytał notkę ten wie o co chodzi: ojciec w ramach swoistego programu resocjalizującego zafundował wspólne oglądanie wybranych filmów. Ten był chyba jako pierwszy.

niedziela, 2 czerwca 2013

Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć, czyli lepiej już takich powrotów nie organizujcie

O jednych filmach aż chce się sporo pisać, o innych za to nie bardzo wiadomo co. Jakoś przy tym "powrocie legendy" mam raczej trochę poczucie niesmaku, niż radość i satysfakcję, że powstało coś żywego (a przecież takich filmów mamy jak na lekarstwo) i z jajem. Może dlatego, że tego życia i jaj, jest tu tyle i na takim poziomie jak w szmirowatych filmach akcji sprzed lat kilkudziesięciu (Indiana Jones jest wciąż niedoścignionym wzorem połączeni przygody i humoru). Nie tłumaczy twórców przeniesienie części akcji w lata 70-te, nadal będę się upierał, że czasem lepiej zostawić dawne tytuły w spokoju i do nich nie wracać, bo można tylko przegrać z kretesem i zostawić niesmak. Gdyby nie próbowano na siłę wskrzeszać agenta J-23, może nie mielibyśmy tak wielkich oczekiwań od tego filmu?

sobota, 1 czerwca 2013

Niezwyciężony - Stanisław Lem, czyli nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas

Rynek audiobooków się nie tylko rozwija jeżeli chodzi o ilość pozycji, ale i o ich jakość. To już nie tylko dbałość, by jak najwięcej rzeczy było dopracowanych, czytanych przez najlepszych, poszukiwanie głosów i osobowości, który by oddały klimat tekstu; to również staranie by premiery ukazywały się prawie równolegle z nowościami i prace nad tego typu produkcjami. Bo trudno tego audiobooka nazwać normalną czytaną książką, jak często o tym myślimy - to świetnie pomyślane słuchowisko, które przenosi nas nie jednym zmysłem, ale całą naszą wyobraźnią w świat planety Regis III. Nie mogę porównać tego z hitami na rynku takimi jak audiobooki z Sapkowskim, Dickiem, czy Martinem - to wszystko przede mną. Ale "Niezwycieżony" przygotowany przez Audioteka.pl naprawdę robi wrażenie i pomaga wyczarować na nowo klimat tej mini powieści. Nie ukrywajmy - trochę chyba zapomnianej. Lema w ogóle chyba więcej czyta się na świecie niż u nas - zachwycamy się nowościami, a po klasykę gatunku, na której wzorowały się kolejne szeregi reżyserów, pisarzy, scenarzystów, sięgamy w Polsce dużo rzadziej. A zdecydowanie warto.