piątek, 30 września 2011

Ojciec chrzestny, czyli wracam do klasyki

Kiedy ten film wchodził na ekrany to ja akurat pojawiłem sie na świecie, ale pamiętam, że jego emisja u nas budziła emocje nawet jeszcze w latach 80-tych - pamiętam opowiadania brata, jak to umawiali się z kumplami gdzieś w parku na spotkania  dwóch "rodzin" poprzebierani niczym mafiosi. Ile w tym prawdy - nie wiem. Ale film na pewno budził emocje. Czy nadal tak jest? Mówi się, że przywrócił (albo rozpoczął)  modę na filmy o tematyce gangsterskiej, przestępczej - tak go się najczęściej postrzega. Czy słusznie? Młody Coppola (pewnie dostał tę fuchę bo sam był Włochem) zbiera różne obrazy, które o mafii już wcześniej mieliśmy w głowach, ale też tworzy z tego coś nowego, co przebija wszystko co stworzono dotąd, co stanie się esencją opowieści o mafii włoskiej w Stanach tamtych czasów. Oczywiście potem będą np. Chłopcy z ferajny, ale to już trochę inne lata i inny styl opowiadania. Tu bardziej liczy się opowieść o świecie, który powoli odchodzi w przeszłość, świecie zasad, którym wierni są już tylko nieliczni... Spokojnie można by to nazwać świetnym dramatem i w ten sposób to oglądać, otoczkę gangsetrską potraktować jedynie jako świetne, ale jednak tło do opowieści o ludziach.

czwartek, 29 września 2011

Stosik nr 4 i parę wspomnień muzycznych, czyli małe świętowanie

O konkursie będzie tym razem w środku notki, a nie na koniec jak dotąd. A cała notka znowu będzie trochę chaotyczna, bo też i jakoś trudno ogarnąć wszystkie rzeczy obejrzane ostatnio, przeczytane, a o płytach to nawet wspominać nie będę. Czasu mało na pisanie, gonitwa pomysłów, czytać nie za bardzo jest kiedy - może trochę zwolnić tempo muszę? Z egzemplarzami do recenzji powoli już się wyrabiam, ale patrząc na różne stosy z bibliotek, zakupionych, czekających na swoją kolej nie ustaję w kombinowaniu ile miesięcy zajmie mi przeczytanie tego wszystkiego i w jakiej kolejności to robić. Ale przecież ten blog to nie tylko kłopot i trudność by się zorganizować z notkami, ale też spora satysfakcja - nie tylko z pisania u siebie, ale i z poznawania nowych osób, poszerzania swoich "horyzontów" kulturalnych :) Wciąż pojawiają sie nowe ciekawe recenzje, jakieś dobre tytuły warte tego by się z nimi zapoznać, czytam, szukam, poznaję, a to zawsze frajda! Szczególnie gdy się tym mozna z kimś podzielić. Pojawiła się nawet szansa by w moim miasteczku rozpoczął działalność klub dyskusyjny (trzymajcie kciuki!)... No i jest mała okazja do świętowania.

Słyszeliście o Morganach?, czyli wieczny chłopiec

Kolejny raz przeciętny filmik jednak jakiś drobiazg sprawia, że ma sie ochotę o nim napisać. A tym drobiazgiem jest... pewnie się domyślacie - no właśnie aktor, który tego typu role dopracował do perfekcji i gdyby tylko się nie starzał to chciałby je grać kolejne 20 lat. W tym przypadku to chyba nawet nie jego zaszufladkowano, on sam chyba takie rzeczy wybiera... Znowu jest czarujący, po angielsku flegmatyczny i jeszcze te jego miny i maślane spojrzenia. Hugh Grant mimo, że wciąż gra tak samo i scenariusze najczęściej ma sztampowe to i tak mam do niego jakąś słabość - wiadomo czego sie spodziewać, jest lekko, momentami zabawnie, dla pań czasem refleksyjnie czy wzruszajaco (bo panów w ten sposób to nie rusza)... Ostatni film z nim jaki widziałem to chyba staroć "O Angliku, który wszedł na wzgórze, a zszedł z góry", to czemu nie obejrzeć jego ostatniej produkcji?

środa, 28 września 2011

Klub dyskusyjny, czyli Yes, you can

Znowu w biegu mimo, że planowałem dziś trochę wiecej czasu poświecić i poukładać rózne rzeczy na blogu, wpaść do klubu dyskusyjnego Ani... I znów nic z tego. A na temat notki wybrałem coś może niezbyt odkrywczego, sentymentalnego, ale jednocześnie dającego do myślenia. Amerykanie takich historii wyprodukowali mnóstwo, jednę głębsze, inne proste i schematyczne, ale wszystkie niosą w sobie pewna wartość - otóż opowiadaja poprzez biografię jakichś ludzi o pewnych problemach i o tym, że można je pokonać. Możemy się śmiać z ich filozofii, ale  to przekonanie, że każdy może zostać prezydentem (albo geniuszem, albo milionerem) na starcie ustawia ich na lepszych pozycjach. Potem może przyjść rozczarowanie, ale tu też oczywiście setki filmów opowiedzą nam o tym, iż nawet bezdomny z ulicy może dokonać czegoś wielkiego (choć na małą skalę, ale film o nim ogląda cały kraj). "Klub dyskusyjny" to coś z tego nurtu - niby film o rasizmie w Stanach Zjednoczonych, ale przede wszystkim historia, która na przykładzie trójki studentów pokazuje nam czego mimo trudności można dokonać.

wtorek, 27 września 2011

Pierwsi na księżycu, czyli jakie cuda leżą w archiwach

W robocie wciąż urwanie głowy, więc muszę ograniczyć nie tylko moje kontakty z kulturą ale i pisanie tych notek. Po raz pierwszy zaczynam sie obawiać, że wrzesień będzie pierwszym misiacem gdy nie uda sie "wyrobić" normy... Ale próbować przecież mogę, nie? Dziś wiec będzie krótka notka o szalonym filmiku dokumentalnym znalezionym na kanale Wojna i Pokój.
A projekt to iście zaskakujący - oto w archiwach (mimo różnych prób niszczenia i zacierania śladów) twórcy filmu znaleźli dowody na to, iż Związek Radziecki już przed wojną przygotowywał się do lotu w kosmos, przygotowania były dość daleko posunięte i nawet odbyła sie próba wystrzelenia załogowej rakiety. Ponieważ jednak uznano próbe za nieudaną wszystkie ślady po tym programie zostały zatarte.

poniedziałek, 26 września 2011

Millennium. Dziewczyna, która igrała z ogniem, czyli już mniej ciekawie

Niedawno pisałem o filmowej części pierwszej, która zrobiła na mnie całkiem miłe wrażenie (przede wszystkim fajnym klimatem), no to pewnie nie będzie zdziwienia, że i druga część przy okazji została obejrzana. No i jednak roczarowanie. Twórcy tym razem postawili w dużo większym stopniu na zapętlenie wątków, przyspieszenie tempa i przejście od klasycznego kryminału jednak w stronę filmu sensacyjnego. Może komuś to przypasuje, dla mnie jednak było troche wtórne.

sobota, 24 września 2011

Dziewczyny z kalendarza, czyli kobieta jest jak kwiat

Różnych filmów i innych rzeczy do opisania nazbierało się tyle, że brakuje już czasu by to wszystko ogarnąć - spokojnie by starczyło i na dwie notki dziennie, ale kto to by czytał? A na dziś - niby w tv Forrest Gump, którego bardzo lubię, ale ja o innej historii - niby nic szczególnego, ot komedia jakich wiele z pewną nutką optymizmu i łezką wzruszenia. Anglicy wyspecjalizowali sie w tego typu produkcjach wykorzystujących często prawdziwe historie. A ta ma w sobie jeszcze oprócz humoru parę "mądrości zyciowych" na temat przyjaźni i tego co w życiu najważniejsze. Za czas jakiś pewnie sam film uleci z głowy choć sama historia ze względu na swą wyjątkowość pewnie jeszcze czas jakiś pozostanie w głowie i będzie budziła uśmiech na twarzy.

Stworzył nas jazz, czyli muzyka biednych

Ciąg dalszy spotkań z kinematografią radzieckią i rosyjskią, kolejne też spotkanie filmowo-muzyczne. Było już o hipisach, bitnikach to teraz jeszcze wczęsniejsze czasy i jazz. A wszystko w starym stylu, przypominającym lekko absurdalne czarno białe komedie, które powstawały choćby w latach 50-tych (a to przecież rok 1983). Sympatyczne, duzo muzyki, humor może nie najprzedniejszy, ale uśmiechnąć się można. To historia lekko sentymentalna o miłości do muzyki i pasji by ją grać, mimo, że czasy wcale takiej muzyce nie sprzyjają.

czwartek, 22 września 2011

Pani Bovary - Flaubert, czyli miłość niespełniona

Jako, że od jutra startuje omawianie tej lektury w czytelniczym klubie dyskusyjnym wrzucam parę słów od siebie i zapraszam tych którzy czytali do przyłączenia sie do dyskusji. Dawno już nie czytałem nic z tego typu klasyki  - nie chodzi nawet o samą epokę historyczną, ale raczej o język, rozbudowane opisy i pewną mentalność. Ale czytało się całkiem dobrze. Rozumiem, że ta powieść mogła budzić w tamtych czasach pewne kontrowersje (pewnie łatwiej było opowiadać o zdradach mężczyzn niż kobiet), ale obecnie nie ma w niej nic specjalnie wstrząsającego. Ot romansidło, z rozbudowaną warstwą psychologiczną i obraz pewnej epoki, życia w małych miasteczkach, w warstach ziemiaństwa i mieszczan.

środa, 21 września 2011

Wojna Restrepo, czyli kamera i żołnierze

Od dawna już interesował mnie ten film, gdy zobaczyłem go w programie tvp oczy natychmiast sie zaśmiały. Ale dziwna rzecz - pod tym samym tytułem co nagradzany 90 minutowy film tu zafundowano nam 50 minutowy dokument tych samych twórców (Restrepo: Outpost Afghanistan). Trudno powiedzieć nawet jak ma się on do oryginału. Ale to i tak ciekawa rzecz. Wywiady z żołnierzami przeplatane są zdjęciami kręconymi w ogniu ostrzału, na patrolach, spotkaniach w wioskach z ich mieszkańcami - operator jest wszędzie i dlatego materiał mimo, że trochę bez ładu i składu jest bardzo żywy i ciekawy. Reagowanie na zagrożenie, napięcie, słowa wypowiedziane zaraz po jakiejś akcji na pewno wyglądają inaczej niż gdyby były już poukładane i odgrywane. Filmowiec staje się częścią drużyny i można mu powiedzieć wszystko.

Millennium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, czyli skandynawskie kryminały teraz na ekrany

Aż dziwne, jestem chyba jedną z niewielu osób, które Larssona jeszcze nie przeczytały w całości i nie poddały się zachwytom, mimo, że kryminały bardzo lubię. Ot - nie złożyło się, bo zawsze coś innego kusiło bardziej niż te cegiełki. Ale czekają na swoją kolej i pewnie kiedyś przeczytam. A na fali różnych zachwytów sięgnąłem po film. Wiem, wiem to nie to samo. Ale ciekawość zwyciężyła, a ja przynajmniej nie jestem skazany na porównania z książką. Film "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" jest pierwszą częścią trylogii - to całkiem niezły kryminał w starym stylu, więcej tu budowania nastroju, dokładania kolejnych elementów układanki niż akcji, na co zwykle kładą nacisk nowsze filmy.  

wtorek, 20 września 2011

Igraszki z diabłem, czyli zabawa z Teatrem Telewizji

Niegdyś Teatr Telewizji był poniedziałkowym przysmakiem dla wielu tysięcy widzów. Niestety, ostatnio z tego cyklu pozostała w publicznej tv tylko nazwa i niszowe spektakle z dawnych lat, często nadawane w późnych godzinach wieczornych. Kiedyś gromadziły wokół telewizorów liczne rzesze fanów, aktualnie nieregularne spektakle sprawiły, że ich znaczna część "odpłynęła" ku rozrywce oferowanej przez inne kanały.Czy powrócą? Miejmy nadzieję, że tak. Ostatnie tygodnie skłaniają do ryzykownego stwierdzenia, że Teatr Telewizji odzyskuje swoją stałą pozycję w poniedziałkowej ramówce. Czy na dłużej? Zobaczymy.

Igraszki z diabłem to znakomity spektakl z 1979 r. oparty na sztuce czeskiego dramaturga Jana Drdy napisanej w okresie II wojny światowej (I wyd. czeskie - 1946, w Polsce - 1949).
Jego reżyserem był Tadeusz Lis. Wcześniej twórca takich spektakli jak chociażby "Jubileusz" wg D. Storey'a, "Urodziny" (J. Whiting), czy "Piknik" (L. Smoček).

poniedziałek, 19 września 2011

Żywot Mateusza, czyli baśń o dużym dziecku

Notka miała być zupełnie na inny temat, ale ten film, mnie jakoś ujął na tyle, że nie chcę odkładać okazji by parę słów na jego temat napisać. Takich filmów dziś już ze świecą szukać. Czarno biały obraz Witolda Leszczyńskiego jest magią kina w dawnym stylu, chwila zatrzymania, zadumy nad pięknem i harmonią człowieka z naturą. To prawie jak poezja na małym ekranie -  obrazy dopełnione świetnie muzyką Corellego, urokliwe zdjęcia, symbolika a do tego niesamowity Franciszek Pieczka...

sobota, 17 września 2011

Czerwona apokalipsa - Vladimir Wolff, czyli wcale nie takie fiction

Info o konkursie na samym dole!
Kolejna książka z serii Warbook i trzeci autor po Gawędzie i Ciszewskim, który bierze się za bary z tematyką. Jedni nazywają takie powieści patriot-fiction, inni literaturą jedynie dla pasjonatów militariów. Dla mnie to po prostu niezły thriller polityczny, a la Clancy czy Forsyth. No dobra - jest tu sporo militariów, szczegółów, które dla przeciętnego czytelnika są  zbędne (co mnie obchodzą dane techniczne tego czy innego wozu albo wyrzutni rakiet?), ale dużo ważniejsza jest dla mnie intryga sensacyjna, gra wywiadów, decyzje polityków i to jak łatwo manipulować ludźmi... A to wszystko naprawdę jest na dobrym poziomie. Ba, w którymś momencie człowiek łapie się na tym, iż to nie wcale nie jest takie "fiction" jak by się to wydawało. Większość tych wydarzeń naprawdę mogłaby się zdarzyć - wcale dużo nie trzeba by jakieś jedno nawet całkiem niewielkie zdarzenie, mogło za sobą pociągnąć cały szereg innych. Ze śnieżnej kuli, którą ktoś postanowił zepchnąć nagle zrodziła się prawdziwa lawina.

piątek, 16 września 2011

Dobre serce, czyli walczyć czy się poddać

Ostatnio jakoś dużo notek filmowych się uzbierało, ale tak to trochę jest - na film łatwiej znaleźć dwie godzinki przed snem, książki czytam jedynie w autobusach, a płyt nie ma kiedy słuchać. No nic - taki widać czas, nawet choroba, sprzyjała głównie filmom (trochę się za odświeżanie klasyki wziąłem). Jutro jednak obiecuję recenzję książkową i kolejny konkurs.
A na dziś filmik z całkiem fajnym klimatem i dobrą historią, szkoda tylko, że w którymś momencie zabrakło chyba odwagi twórcom i zaproponowali zbyt schematyczne i przewidywalne rozwiązania. A mogło być tak dobrze. Historia prosta, a mimo do pełna uroku, zabawna i poruszająca jednocześnie. Opowieść o przyjaźni i o poszukiwaniu szczęścia. A to wszystko od twórcy Noi Albinoi i Zakochani widzą słonie czyli Dagura Káriego.

czwartek, 15 września 2011

Rodzina Borgiów, czyli dziwne kontrowersje

Ten serial wyprzedzała fama kontrowersyjności, potem jakoś specjalnie nie poruszył jako obraz, ale nadal widzę, że niektóre środowiska o nim dyskutują - stał się bowiem frajdą dla wszelkiego rodzaju antyklerykałów, którzy zacierają ręce i twierdzą, że oto dowód na to jaki jest Kościół. A ja niespecjalnie rozumiem, skąd te dziwne kontrowersje. Po pierwsze taka już teraz moda i robi to zarówno HBO jak i inne stacje, producenci by opowiadając pewną historię sprawić by była jak najbardziej krwawa i przepełniona seksem - to ich zdaniem przyciągnie widza. Nieważne są już prawdziwe wydarzenia i ich bohaterowie - ważne jak je sobie wyobrażają ich twórcy filmów. Dla niektórych widzów jak widać to co na ekranie jest prawda objawioną i wierzą, że tak na pewno było. A przecież sami twórcy filmu nie ukrywali, że opierają się nie tyle na wydarzeniach historycznych co na powieści, która jakoś tam do realnych wydarzeń jedynie nawiązuje (Mario Puzo). Po drugie - ludzie wtedy żyli inaczej, inne wartości, cele stawiali sobie w życiu - to, że Papież czy kardynałowie są tu przedstawieni jako pełni ludzkich żądz, pychy, chciwości czy pragnienia władzy jakoś mnie nie dziwi - takie były czasy i tacy ludzie (a przecież księża nie spadają z nieba)...

Shameless, czyli ale rodzinka

Ponieważ nazbierało się kilka seriali, które udało się obejrzeć i miały w sobie to coś co sprawia, że sie je zapamiętało, dziś wiec dzień serialowy. Coraz więcej pojawia się produkcji amerykańskich, które kopiują oryginalne pomysły np. z Wielkiej Brytanii - do takich należy właśnie Shameless. Pal licho czemu amerykanie to robią, ale ponieważ nie widziałem oryginału, a jedynie wersję zza oceanu, będę odnosił się tylko do niej. A rzecz jest dość ciekawa, głównie za sprawą bohaterów - pewnej rodzinki, a dokładniej dość specyficznego ojca i jego 6 dzieci.

środa, 14 września 2011

Skowyt, czyli poezja na ekranie

Allen Grinsberg. Mówi Wam to coś? Ja przyznam się, że wielkim znawcą poezji nie jestem, więc jego twórczości nie znałem. Z tym większą ciekawością obejrzałem film, który jest jednocześnie pewnego rodzaju połączeniem relacji z procesu jaki toczył się w roku 1957 przeciw wydawcy jego tomiku (zakaz rozpowszechnainia), odgrywanego wywiadu - spowiedzi poety oraz fragmentów, w których słyszymy kawałki jego twórczości. Połączenie trochę zaskakujące, wątki przeplatają się, ale jednocześnie też całość raczej się uzupełnia, a nie rwie na części. Chyba sam wywiad lub proces, szczególnie gdy nie znałem jego poezji - pewnie by nie zainteresował, a tak - wiemy o co idzie walka. To walka o wolność wypowiedzi i prawo do twórczości nawet jeżeli burzy ona np. pewne nasze normy dotyczące języka poezji czy szokuje wulgarnością w kwestiach obyczajowych...

wtorek, 13 września 2011

Sposób na teściową, czyli notka złośliwa, nieobiektywna i w ogóle lepiej nie czytać

Czasem zastanawiam się czy w ogóle warto pisać o tego typu produkcjach - sztampowych, średnio zabawnych i nic nie wnoszących (co roku nowa jest ogłaszana najlepszą komedią sezonu albo jeszcze lepiej dekady). Ale coś mnie podkusiło by tym razem napisać choć wszystko pewnie można by zamknąć jedynie jednym zdaniem, opisem fabuły i spuścić kurtynę milczenia. To trochę jak ze seryjnie wypuszczanymi książkami o wampirach, wykorzystaniu sukcesu jednego produktu by sprzedać po nim na fali popularności setkę innych "czekoladopodobnych" (skandynawskie kryminały)... No dobra - to co przeważyło by jednak napisać?
Obsada. 

niedziela, 11 września 2011

Stosik nr 3, czyli kiedy ja to przeczytam i kilka wspomnień muzycznych

Kolejny raz postanawiam wrzucić notkę tzw. stosikową. Trochę też po żeby samemu zacząć ogarniać te ilości książek, które na różne sposoby wpadają mi w ręce. Jaki tu klucz przyjąć i jaką kolejność? Czasem zdarza się, że coś z biblioteki znajduje się nawet po dłuższym czasie, bo akurat zostało przygniecione jakimiś zakupami... Ale zakupy przynajmniej trochę ograniczyłem. Kluby dyskusyjne kuszą, bo często są tam lektury po które sam by nie sięgnął. Biblioteki (już trzy) sprawiają, że do domu zawsze przynosi się więcej niż się chciało (tu przynajmniej nie płacę). Egzeplarzy recenzenckich już mniej więc przynajmniej nie będzie zaległości...
Ale muszę się przyznać, że ostatnie zdobycze kuszą, by zapoczątkować własne prywatne wyzwania - wybrać kilku autorów (może na razie nie będę zdradzał których) i przeczytać wszystko co dostępne na naszym rynku. Ot tak - trochę z ciekawości, a trochę by złożyć w ten sposób pewien rodzaj hołdu pisarzom, którzy są tego warci.

sobota, 10 września 2011

Jedz, módl się i kochaj, czyli ładne obrazki, które podobno mają moc terapeutyczną

I jeszcze jedna notka fimowa. Do różnych dziwnych rzeczy, które zwykle wybieram do oglądania ja, moja druga połówka dorzuca często tytuły tzw. popularne, kobiece, komediowe, lekkie łatwe i przyjemne. A ja z ciekawości, bo do kina na tego typu repertuar chodzimy rzadko oglądam to z ciekawością. Tym razem "Jedz, módl się i kochaj" czyli pokłosie sukcesu książki (pewnie dużo lepszej niż film). Bo mimo kampanii reklamowej i zatrudnienia Julii Roberts ten film nie stanie się niczym więcej niż jest czyli zbiorem ładnych obrazków i komunałów, które udają mądrości życiowe. No i dość banalnym romansidłem.

W kosmosie nie ma uczuć, czyli świat jest zbyt skomplikowany

Jakieś choróbsko mnie dopadło, więc mam trochę czasu na różne zaległości filmowe ponagrywane z tv i czekające na swój czas. Na początek rzecz troszkę nietypowa - niby komedia romantyczna, ale poprzez ciekawe postacie nie ma mowy o jakiejś wtórności czy nudzie. 18-latek Simon cierpi na zespół Aspergera. Żeby móc funkcjonowac w codziennym życiu musi sztywno trzymać się swoich rutynowych zwyczajów - stałe pory posiłków, te same potrawy, ten sam zestaw ubrań... Przy jakichkolwiek zmianach reaguje agresją. Mało kto to rozumie, ale jego starszy brat Sam ma z nim dobry kontakt. Gdy Simon oznajmia, że musi zamieszkać z bratem i chce wyprowadzić się od rodziców, życie Sama, który właśnie wyremotnował sobie ze swoją dziewczyną mieszkanko, musi się zmienić radykalnie. Dostosowanie do rutynowych zwyczajów powoli niszczy ich związek. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem wciąż ma być tak samo. Kto by to wytrzymał?

czwartek, 8 września 2011

Władcy świata, czyli czy w polityce jest miejsce na przyjaźń

Ciekawy filmik choć na pewno jeżeli ktoś trochę interesował sie polityką to będzie musiał uzbroić się w cierpliwość i przymknąć oczy na pewne uproszczenia jakie fundują nam twórcy. Jeżeli podejdziemy do niego nie jak do biografii, która musi się trzymać prawdy w 100%, ale jak do pewnej wariacji na temat fragmentów biografii i związku pomiędzy dwoma politykami - to można oglądać spokojnie. Tytułowi władcy świata do dwaj przywódcy wielkich mocarstw politycznych czyli Stanów Zjednoczonych - Bill Clinton (Dennis Quaid) i Wielkiej Brytanii - Tony Blair (Michael Sheen). To opowieść o tym co ich łaczyło (a film sugeruje, że dużo więcej niż stosunki polityczne) skupiająca się prawie tylko i wyłącznie na ich relacjach, ich bliskich. No może oprócz tego otrzymujemy jeszcze trochę zakulisowych migawek na temat tworzenia wielkiej polityki. 

środa, 7 września 2011

Narzeczone z łapanki, czyli z punktu widzenia naszej kultury

W cyklu dokumentów na tvn24 kolejna rzecz produkacji BBC, która przyciągnęła moją uwagę. Oryginalny tytuł gdyby ktoś szukał to Stolen Brides i zdaje się, że jest do odnalezienia w całości w sieci. Dokument w zamyśle miał dotyczyć głównie pewnego zwyczaju, który panuje w Czeczenii - porywania kobiet by je potem poślubić. Ale ewidentnie dziennikarka i jej ekipa z góry postanowili opowiedzieć w tak krótkim dokumencie ile się da zakładając, że widz niewiele o Czeczenii wie. Mamy wiec tu wszystko - wspomnienia po wojnie i rany, które zostawiła (i fizyczne i psychiczne), odrobinę historii najnowszej, czyli opowiadanie o nowym prezydencie (sprzyjający Rosjanom) i jego polityce, o atmosferze panującej w kraju (ciągłe zagrożenie jak nie ze strony Rosjan to ze strony demonizowanych służb specjalnych) i wreszcie różne wydarzenia, zwyczaje i zarządzenia prawne, ktore miały potwierdzać tezę dziennikarki czyli to, iż to to dziki kraj, gdzie kobiety nie mają żadnych praw. Bo nawet prezydentowi mam wrażenie autorka tego dokumentu ma bardziej za złe nie to, iż dogaduje się z Rosjanami, ale to, iż wprowadza do kraju odgórnymi przepisami radykalną odmianę Islamu (pod pozorami dbania o tradycje i kulturę narodu).

wtorek, 6 września 2011

I wszystko lśni, czyli siła afirmacji

Kolejna notka skracana - zmusza mnie do tego i brak internetu w domu i czas, którego ostatniuo jakoś zaczyna brakować. Na szczęście rzeczy do opisywania nazbierało się tyle, że spokojnie można tylko uporzadkować myśli i notka gotowa. Tym razem filmik, w którym trochę urzekł mnie niebanalny pomysł i dość sympatyczni bohaterowie. Dramat to tylko czy już komedia? Bohaterkami filmu są dwie siostry, które w dzieciństwie straciły matkę. Obie kobiety w swoim życiu dorosłym też nie bardzo potrafią sie odnaleźć. Starsza Rose (Amy Adams) sama wychowuje synka, łapie się różnych zajęć i ma cholerne kompleksy wobec swoich koleżanek ze szkoły, które porobiły kariery. Na dodatek władowała sie w romans z żonatym facetem, policjantem, który niby jej pomaga, ale na poważny zwiazek nie ma wcale ochoty. Patrzy w lustro i wciąż powtarza sobie, że jest siłna i że da radę... Młodsza Norah (Emily Blunt) jest raczej niespokojnym duchem, nie potrafi utrzymać się w żadnej pracy na dłużej, jest bardzo wrażliwa, ale przyjęła pozę buntowniczki i wybiera życie bez specjalnej odpowiedzialności.

poniedziałek, 5 września 2011

Dzieci z Timpelbach, czyli kino familijne

W ramach wytchnienia, bo ostatnio mam wrażenie, że piszę coraz wiecej przegadując notki - dziś będzie krótko. A w weekend często jest więcej czasu by oglądać coś z dzieciakami... A więc może coś z kina familijnego? Dzieci z Timbelpach to opowiastka w stylu "Władcy much", czyli co by było gdyby dzieci rządziły się same -  tyle, że podane to w bajkowym i bardzo łagodnym sosie. Mała, europejska wioska w górach (pasują mi Alpy, w każdym razie widoczki stylizowane w tę stronę) wydawałaby się normalna, gdyby nie... A może w obecnych czasach już jest normalna bo wszędzie znamy te same historie - dzieci są nieposłuszne, robią co chcą, nie słuchają się, robią psikusy, uczyć się nie chcą... No po prostu same problemy. Dorośli doprowadzeni do krańca wytrzymałości postanawiają opuścić wioskę. I oto nadchodzi dzień gdy dzieci budzą się i ze zdumieniem orientują sie, że zostały same.Dorośli oczywiście planowali, że ta "nauczka" będzie trwała tylko jeden dzień, ale los sprawił, że potrwało to trochę dłużej. A w wiosce dzieciaki na własnej skórze najpierw będą chciały zakosztować "radości dorosłego życia" tak jak je pojmują czyli zabawy i beztroski, a potem będą uczyć się odpowiedzialności za siebie i innych. Na własnych błędach oczywiście.

niedziela, 4 września 2011

Misja Wallenberga - Alex Kershaw, czyli mówią ci, których uratował

Nie tak dawno zostałem obdarowany książka o polowaniu na Eichmanna (muszę wreszcie przeczytać bo podobno nieźle napisane), a tu wpada mi w ręce kolejna ciekawa pozycja, w której ten jeden z największych zbrodniarzy, odpowiedzialny za masową likwidację Żydów jest jednym z głównych bohaterów. Jego nazwisko jest znane. Ale kto znał wcześniej nazwisko tytułowe i wiedział kim był Wallenberg i czego dokonał? Raoul Wallenberg - szwedzkidyplomata, który otrzymał misję by zorganizować w Budapeszcie akcję ratowania Żydów od wywózki do obozów koncentracyjnych jest tu głównym bohaterem. Choć właściwie powinienem napisać głównym bohaterem jest jego dzieło, albowiem książka w dużej mierze oparta jest o zeznania i wspomnienia osób, które przeżyły te wydarzenia, współpracowały z Wallenbergiem, lub był przez niego uratowane. Ta książka jest pewnego rodzaju świadectwem i hołdem. W takich to kolicznościach przychodzi działać Wallenbergowi. Możemy się jedynie domyślać jego pobudek z jakimi przybywa do Budapesztu. Zadanie od Komisji do Spraw Uchodźców Wojennych jest następujące - dostaje pieniądze na ratowanie najbardziej prominentnych i znaczących postaci żydowskiego pochodzenia. Gdy po przybyciu zorientował się w skali tego co się dzieje i skali zagrożenia, wbrew woli swoich przełożonych zaczął organizować pomoc na dużo wiekszą skalę.

sobota, 3 września 2011

Krew królów - Jorgen Thorwald, czyli rzecz o hemofilii

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Thorwalda i po tym co o jego książkach słyszałem i po przeczytaniu "Krwi królów" aż ciekaw jestem pozostałych pozycji wydawanych przez ZNAK. I czemu odkrywa się go u nas dopiero teraz skoro jego ksiązki pochodzą sprzed ponad 40 lat, a były wydawane w Polsce już chyba w latach 80-tych? Ale trzeba przyznać, że facet pisze świetnie i miał bardzo dobry pomysł na to by przykuć uwagę do swoich powieści. A kluczem jest pomysł - znaleźć ciekawy temat (a takich przecież w historii mnóstwo), przegrzebać archiwa i potem dokonać pewnej fabularyzacji uzyskanych danych. I oto uzyskujemy fascynująca lekturę. Tym razem na podstawie 3 życiorysów z różnych dynastii królewskich otrzymujemy rozprawę o hemofilii.

piątek, 2 września 2011

Hamlet 2, czyli parodia tragedii

Dziś sporo dłubania i porządkowania na blogu, wreszcie udało się nadrobić zaległości i uporządkować spisy - 8 miesięcy bloga i trochę tego się zebrało:
161 filmów, 39 książek, 34 płytki... 

A dziś więc tylko bardzo króciutko o filmie, który mnie trochę zaskoczył - Hamlet 2 czyli opowieść o niespełnionym aktorze Danie Marschzu (Steve Coogan), który wylądował w jednej ze szkół średnich aby prowadzić tam warsztaty aktorskie. Możemy się domyślać - kasy z tego nie ma, na dodatek kolejne jego szkolne przedstawienia maja fatalne recenzje, dyrektor szkoły chce zlikwidować jego przedmiot, z żoną Dan się coraz mniej dogaduje, czego by się nie dotknął wychodzi mu nie tak... Dramat czy komedia?

czwartek, 1 września 2011

Kobieta na motocyklu - Anna Jackowska, czyli o pozytywnym szaleństwie

Kobieta, która samotnie wyprawia się na motocyklu w wielodniową podróż do Syrii i Jordanii? Brzmi lekko szalenie i chyba rozumiem tych wszystkich, którzy jej to odradzali i dawali jej różne przestrogi. Na dodatek założenie było, aby na tę podróż nie wydać wszystkich swoich oszczędności, autorka nocuje więc po różnych tańszych hostelach, plącze się po dziwnych dzielnicach z daleka omijając miejsca dla turystów i bogaczy. Ale za to przeżyć, kontaktów z ludźmi i obcowania z realnym życiem ma co niemiara :) Normalnie pozazdrościć tego pozytywnego szaleństwa. Rzucić niezłą pracę w korporacji, realizować swoje marzenia wymagało na pewno trochę odwagi. A tu okazuje się, że opisując to można jeszcze zarobić na kolejne wyprawy