Dawno nie było wtorkowego kącika dla kinomaniaków filmowych, to wracam do tego cyklu, choć film może nie tylko dla wytrawnych kinomaniaków, a propozycja bardziej uniwersalna. Choć kameralny, to w kinie historycznym i tak jest jedną z ciekawszych propozycji ostatnich lat. Nie tylko bowiem odtwarza jakieś realia, biografię czy wydarzenia, ale i dość śmiało przełamuje pewne schematy w opowiadania o polskiej historii. Paweł Maślona natychmiast zaczął być porównywany do Tarantino, ale przecież za tą jego wizualną i sprawiającą pozory rozrywki otoczką, ukryte jest jednak ważne przesłanie. Tu nie chodzi jedynie o pokazanie pojedynku na charaktery, czy uwypuklenie ciemnoskórego przyjaciela Tadeusza Kościuszki, który komentuje nasze dziwaczne dla niego polskie realia. Dużo ważniejszy jest wątek przepaści jaka jest między najniższymi warstwami i szlachtą, która traktuje ich nie jako ludzi, jako równorzędnych w walce o niepodległość towarzyszy, tylko jako swoją własność, która na niczym się nie zna i której trzeba jedynie wydawać polecenia. Nie godzi się nawet zakładać u nich istnienia wyższych uczuć takich jak honor, miłość do ojczyzny, wystarczy im by istniał strach przed batem...
Dziś też pewnie sporo wśród naszych rodaków jest takich, którzy widzieliby w naszym kraju dobrobyt i szczęście, ale najchętniej nie dla wszystkich, tylko dla tych "lepszych Polaków", a reszta ma się podporządkować albo wypierdalać.
I oto przychodzi ktoś kto chce to zmienić, uświadomić, że sami wobec zaborców nic nie zdziałają, ale z chłopami, z pospolitym ruszeniem, będą siłą, która przegna obce wojska. Czy ktoś mu zaufa? Czy łatwo będzie mu przekonać jedną i drugą stronę?
W tej historii jest trochę pesymizmu i tragizmu, bo czujemy od początku że ta jego misja nie skończy się dobrze. Są razem ze swoim przyjacielem niczym dwa błędni rycerze, w dodatku ze świadomością, że jeden z nich jest najbardziej poszukiwanym przez władze "przestępcą" bo stanowi potencjalny zapalnik walki o niepodległość.
Wszystko rozgrywa się głównie jedynie między pięcioma postaciami, wśród których Jacek Braciak (Kościuszko) i Robert Więckiewicz (rotmistrz Dunin) są najbardziej przykuwający uwagę. Najwięcej jednak - i to jest ciekawym rozwiązaniem - zależy od decyzji i wyborów postaci, którą wszyscy lekceważą, czyli od zbiegłego chłopa, szlacheckiego bękarta Ignaca (gra go Bartosz Bielenia). Jaki on ma interes w tym by słuchać czyichś próśb czy rozkazów, skoro już wie że musi dbać przede wszystkim o własną skórę?
Western, kino łotrzykowskie, dramat, czy tragifarsa pełna przemocy jak u wspominanego już Tarantino? Ano wszystkiego po trochu. Nie do końca wykorzystane wszystkie wątki, zaskakujące sceny i rysy postaci, jakby żywcem z kina współczesnego, a nie historycznego, ale powiem Wam, że seans bardzo ciekawy. Nie tyle o bohaterstwie, ale o poczuciu misji, nie tyle o patriotycznym rzucaniu się na wroga bo tak trzeba, a o tak brakującym często naszym politykom zmyśle myślenia perspektywicznego i szykowaniu walki nie na jedną potyczkę, a na całą wojnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz