W sumie całkiem realne zagrożenie jakim jest brak wody, której mnóstwo marnujemy i nie szanujemy, u Mastertona jak zwykle to jedynie pretekst do tego, by stworzyć sensacyjną historię o walce o bliskich. Czytadełko, które być może kogoś nawet wciągnie, niestety nie oferuje zbyt wiele - słabe dialogi, brak prawdopodobieństwa, a wszelkie fajerwerki bez żadnych konsekwencji mają wyjaśniać wyjątkowe okoliczności.
Skoro z powodu braku wody, gubernator postanawia zakręcać dopływ wody, nic dziwnego że ludzie zaczynają protestować. Zwłaszcza że te wyłączenia wcale nie są przypadkowe - woda przestaje płynąć do dzielnic zamieszkanych przez biedniejszych, odcinane są od niej placówki socjalne, szpitale a nawet areszty w tym obszarach. Ale tam gdzie mieszkają bogaci i potencjalni wyborcy - woda wciąż płynie i nawet trawniki podlewa się tak jak dawniej.
Atmosfera sprzyja radykalizacji więc nic dziwnego, że szybko na miasto wychodzą nie tylko protestujący, ale zwykłe bandy, które korzystają z tego, że policja jest zajęta, więc można robić co się chce.
Władze mają dość radykalny pomysł na rozwiązanie sytuacji - oddają kontrolę najemnikom, którzy mają siłą i kulami zaprowadzić porządek. I to właśnie z nimi zadziera główny bohater - pracownik socjalny opiekujący się rodzinami w kryzysie, ale też były żołnierz marines. Chcąc uratować syna przed więzieniem musi uciekać z miasta, a celem dla niego i jego rodziny stanie się miejsce o którym usłyszy od jednego ze swoich podopiecznych. Legenda Indian z tamtejszych terenów mówi bowiem o jeziorze z czystą wodą ukrytym gdzieś w jaskini. Konwój ich trzech aut szybko zostanie jednak namierzony i ruszy za nimi pościg...
Sensacyjka dość toporna, choć trzeba przyznać, że w rysowaniu wizji katastroficznych i straszeniu czytelnika różnymi okropieństwami jakie mogą przydarzyć się zwykłemu zjadaczowi chleba, Masterton jest całkiem sprawny. To właśnie stawianie ludzi przed trudnymi wyborami, zmuszanie do ekstremalnych zachowań, stanowi tu klucz do budowania napięcia. Robisz coś i nie masz już odwrotu...
Dość brutalne i prawdę mówiąc chyba już mnie nie kręcą kolejne powieści tego autora. O ile King trzyma jakiś poziom, o tyle Masterton raczej odcina kupony od swojej popularności i nawet nie próbuje dbać o realizm, czy wprowadzać do swoich powieści jakiejś głębi. A jego upodobanie do wrzucania scen gwałtów, opisy aktów seksualnych zamiast podniecenia raczej budzi zażenowanie albo obrzydzenie. O ile w "Głodzie" (pisałem tu) było chociaż szersze tło, to tu skupienie się jedynie na kilku postaciach jeszcze bardziej wepchnęło tą opowieść w tory schematu.
Podsumowując: chyba tylko dla fanów literatury pulpowej.
A na podobny temat dużo wcześniej i chyba nawet ciekawiej i bardziej wstrząsająco pisał Harrison w "Przestrzeni! Przestrzeni!" - tu notka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz