środa, 28 czerwca 2023

Zanim wystygnie kawa - Toshikazu Kawaguchi, czyli czy mogę tam wrócić choćby na chwilę...

Na podróż jedna książka, ale coś tam jeszcze w komórce jakby co na zapas i w audio i w e-wersjach. Generalnie jednak znikam na cztery dni, wylogowując się trochę z wszelkich aktywności cyfrowych. Może potem napiszę coś o tym jak było :)
Niby góry czy inne wyjazdy bywały intensywne, zawsze jednak była taka pokusa, by choć na chwilę wejść do sieci, coś sprawdzić albo wrzucić. Zostawiam ostatnią notkę w tym miesiącu, zamykając czerwiec zgodnie z planem, a wracam pewnie w pierwszych dniach lipca. W planach m.in. Sydonia, na pewno coś filmowego, zaległości teatralne, coś SF, biografia Kory, może coś ze Skandynawii... No jest tego trochę na szczęście w szkicach.
Na długi urlop kolejny rok raczej nie ma szans, łapię więc choć kilka dni... Kierunek: Tyniec.

A na dziś klimaty japońskie i dość sympatyczne. Choć nie wiem czemu wokół kilku tytułów z tego kraju aż tyle robi się zamieszania, bo nie są aż tak zaskakujące jakby się mogło wydawać*, to przyznaję, że zostają w głowie dzięki odrobinie egzotyki i właśnie takiej ciepłej, pozytywnej energii jaka w nich jest. Nie są cukierkowe. Nie brak tam trudnych emocji. Nawet chwilami może drażnić pewnego rodzaju chłód emocjonalny (ale to raczej po prostu różnice kulturowe i temperamentalne) bohaterów, a mimo to zostajemy ze sporą kulą ciepła wypełniającą nasze serducha. Może w tym tkwi ich siła? Proste sprawy podane trochę w inny niż dotąd sprawy. Zmusić do refleksji, do zmiany, trochę terapią szokową. 

wtorek, 27 czerwca 2023

A planety szaleją..., czyli młodzi w hołdzie Korze

Sezon w większości teatrów powoli się kończy i przerwa wakacyjna sprawi, że nie będzie tak wielu tematów teatralnych, kilka jednak mam jeszcze w zanadrzu i nie zawaham się ich użyć :)
A na pierwszy plan Anna Sroka-Hryń i młodzi ludzie, którzy pod jej okiem pracowali nad spektaklem, który zdaje się miał być dla nich kolejną pracą w ramach studiów na Akademii Teatralnej. Potem jednak przyszły nagrody, dobre recenzje i na szczęście nadal możemy go oglądać, a nie zgasł jak meteor jak większość rzeczy wystawianych na tamtejszej scenie. Gościny udzielił Teatr Współczesny, a więc po raz drugi mogłem na małej scenie, czyli w tzw. Baraku oglądać jak młodzi ludzie mierzą się z klasycznymi wersjami piosenek, na których wychowało się przynajmniej jedno pokolenie. Po raz drugi, bo nie tylko reżyserka, ale i cześć aktorów powtarza się ze spektaklu z piosenkami Ewy Demarczyk (pisałem o nim nie tak dawno - możecie je znaleźć w spisie recenzji w zakładce na górze na pasku). A tym razem Kora i Maaanam, bo wybrano praktycznie numery z okresu jej pracy z zespołem. Legendarny głos, charyzma, energia... jak to przerobić na pracę zespołową, jak zmierzyć się z tym wokalnie, jak znaleźć pomysł...

On the wrong planet - Porter, Karczewska, czyli charakter i wrażliwość

W tym miesiącu nie może zabraknąć muzyki, choć niewiele miałem na nią czasu, a i wyjazd najbliższy szykuje się raczej pociągiem i z książką, a nie ze słuchawkami. Mam niby kilka krążków i artystów, z którymi w tym miesiącu eksperymentowałem, ale nie będzie notki zbiorczej, wybieram jeden konkretny tytuł, a reszta może jeszcze powróci w lipcu. Albo spadnie u mnie w otchłań zapomnienia - niestety jak się okazuje jedna notka dziennie to i tak mało, by pisać tak jak kiedyś sobie założyłem. Skoro nie napiszesz w miarę na świeżo, potem to już nie ma sensu...
A co wybieram? Gościa, którego kojarzę już od chyba 4 dekad :) A zaczynał jeszcze wcześniej, czyli w latach 70 gdy byłem za mały by samemu sobie szukać muzyki (a przynajmniej tego nie kojarzę). Sprowadził się do naszego kraju z Walii i tu został. Grywa w różnych składach, z różnymi artystami, ale co ciekawe zawsze jest w tym jakąś jego wyraźna, charakterystyczna nuta. Obojętnie czy z Anitą Lipnicką, czy z Nergalem, czy z Mazoleskim, Porter jest sobą, gościem którego korzenie tkwią w country, bluesie, w gitarowym graniu rodem z Ameryki. I to słychać również na tym krążku.

niedziela, 25 czerwca 2023

Jacek Janczarski. I tak dalej, i tak dalej... - Marianna Janczarska, czyli ile wspomnień, ile uśmiechu

Niby nie jest to jakoś wyjątkowo porywająca książka, powiedziałbym że raczej dość poprawna, mało zaskakująca, a jednocześnie oddająca wszystko to co najważniejsze. Uruchomiła jednak tyle pozytywnych wspomnień, że nie oglądając się na nic, natychmiast uruchomiłem polowanie na allegro na niewielkie książeczki jakie ukazały się w latach 90 (i później były wznawiane) autorstwa Pana Jacka. Wystarczyło bowiem kilka tytułów, czyli choćby "Rodzina Poszepszyńskich" czy "Kocham pana, panie Sułku", a od razu przypomniały się te godziny przy odbiorniku radiowym, gdy zasiadało się w dni powszednie po godzinie 13 a potem również w soboty po 22, by słuchać magazynów pełnych rozrywki.
Pewnie moje pokolenie podchodzi do tego inaczej, ktoś kto zna to wszystko jedynie z archiwalnych nagrań, pewnie nie doświadczał takiej frajdy jak my, czekając na kolejny odcinek ulubionego cyklu. Andrus, Friedmann, Kreczmar, Kofta, Stanisławski, Fedorowicz, Czubaszek, Zembaty, Janczarski i można by jeszcze wymienić kilka nazwisk tworzyło przecież radio gdy naprawdę było wybierane nawet częściej niż telewizja, gdy dostarczało nie tylko informacji, ale i rozrywki. Ja pamiętam to ze smutnych lat 80, gdy program III stanowił jedno z niewielu miejsc wolnych od szarości. Powtórka z rozrywki, niezależnie czy sięgała do archiwów, czy czasem podrzucała coś nowego, bawiła i uczyła poczucia humoru trochę innego niż ulica. Inteligentne, przewrotne, czasem absurdalne lub mroczne żarty, bez odniesień wprost do polityki, pozwalały jednak nie tylko na oddech, ale i budowały jakąś wrażliwość, poczucie estetyki. Ironia nie musi być chamska - każdy więc powtarzał za mistrzem Młynarskim: "Róbmy swoje"...

piątek, 23 czerwca 2023

Pod górkę - Jacek Galiński, czyli a tak się starałem...

Rany, jaki to pokręcony pomysł. Wszyscy przecież wiemy, że z ofiar przemocy, szczególnie przemocy seksualnej się nie żartuje, bo po prostu nie ma z czego, a tu gość tworzy historię, w której mężczyzna porywa i więzi w piwnicy kobietę, bo ma ją zamiar w sobie rozkochać. No chore po prostu. Tylko dlaczego jednocześnie tak zabawne - odwrócenie ról, czyli uczynienie ze sprawcy totalnego niedorajdy, którym tak naprawdę porwana manipuluje i się bawi, czyni tą fabułę absurdalną i jednocześnie komiczną. Fakt że to wszystko jest nierealne, więc przerysowanie wyczuwamy jako przyzwolenie na śmiech, a jednocześnie pokazywanie etapu planowania, czytania o tych wszystkich oprawcach jako o mentorach, nauczycielach, czyni całość trochę niesmaczną. Od razu więc ostrzegam, że możecie mieć dość mieszane uczucia, podobnie jak ja.
No dobra, przyznaję że sporo tu fragmentów zabawnych, wręcz błyskotliwych, np. gdy sprawca zmęczony kapryszeniem przez kobietę, którą porwał, idzie na grupę wsparcia dla ofiar przemocy i skarży się na swoje ciężkie życie. I uzyskuje współczucie...
Ta przewrotność może jednocześnie jednak trochę w naszych oczach umniejszać samą szkodliwość tego typu czynów, ciężar traumy, czy potrzebę pomocy. Skoro robimy sobie żarty, policja mówi że sprawy nie ma, a sama poszkodowana również ma dość mieszane odczucia wobec porwania i przetrzymywania, to jak będziemy patrzeć na realną przemoc wobec kobiet?

czwartek, 22 czerwca 2023

Pierwszy dzień mojego życia, czyli to co za Tobą, to co teraz, ale i to co przed Tobą

 Mając komfort wybierania tematów na notki, bo zapas na prawie miesiąc muszę tylko uważać by nie ulegać pokusie, by pisać wciąż o rzeczach które mam na świeżo. Ale dziś właśnie taka produkcja, bo film zdaje się że dopiero za miesiąc w kinach. Może szkoda, bo wakacje to zawsze trudny okres dla kin, a z drugiej strony fajnie, bo to kino bardzo pozytywne i niegłupie. Co prawda gdy przeczytacie info, że to o grupie ludzie, którzy chcą popełnić samobójstwo, będziecie pewnie przerażeni, ale uwierzcie - rzecz nie jest dołująca. To raczej próba spojrzenia na to, że jednak można odnaleźć powody i chęć do tego, by żyć dalej. Mimo wszystko, ale i bez naiwnego słodzenia. Na 7 dni są jakby w stanie zawieszenia, a tajemniczy mężczyzna próbuje dostarczyć im różnych doświadczeń, które mają skłonić ich do zmiany decyzji. Nie naciska, nie tłumaczy, nie prosi... Ba, on nawet chwilami jest dość obcesowy, bo nie owija w bawełnę, nie obiecuje, że wszystko się ułoży, a ból istnienia czy powody jakie popychały ich do samobójstwa znikną. On nie neguje ich uczuć, ale raczej pozwala się z nimi oswoić, by mogli na nowo postawić przed sobą pytanie, czy chcę ze sobą skończyć i nie przeżyć nic więcej.

środa, 21 czerwca 2023

Mężczyźni bez kobiet - Haruki Murakami, czyli czegoś mi zabrakło...

Murakami jednych zachwyca, innych totalnie nudzi. I choć "Mężczyźni bez kobiet" i tak mam wrażenie, że stanowi zbiór opowiadań dość równy poziomem, to i tak niejeden czytelnik pewnie zada pytanie o źródło fenomenu popularności tego pisarza. Pewnie problemem jest to, że to nie fabuła, czy jakaś intryga jest dla niego najbardziej istotna, czasem snuje swoją opowieść bardziej dla klimatu, czy pokazania jakiejś postawy, niż według oczekiwań czytelnika. Potrafi więc stawiać kropkę tam gdzie on chce i pozostawiać czytającego z otwartym zakończeniem i znakami zapytania albo robiąc na koniec woltę, której nikt nie przewidywał.
Gdzieś czytałem opinię, że ten zbiór opowiadań stanowi dobrą próbkę twórczości Murakamiego, ale kto czytał więcej, wie że za mało tu w takim razie elementów realizmu magicznego, dziwnego humoru. Niektóre są jak na tego autora wyjątkowo realistyczne, pozbawione jakichś dodatków, w których się on tak lubuje.
Kluczem tu wydaje się być pytanie o wyobrażenie idealnej relacji, związku między mężczyzną a kobietą oraz konfrontacja tego z rzeczywistością. Bohaterowie są w różnym wieku, sytuacji, mają różne doświadczenia, ale w pewnym momencie stają wobec sytuacji, która najbliższa jest chyba określeniom: samotności, pustki, braku. Kobiety w ich życiu może i były, ale ich już nie ma. A może u kogoś wcale ich nie było.

wtorek, 20 czerwca 2023

Pogo, czyli o brudach i o cudach

Pisząc o najnowszej premierze Teatru Polonia, chyba powinienem zacząć trochę nietypowo, bo od książki, która stała się kanwą scenariusza tego monodramu. "Pogo" Jakuba Sieczki, lekarza, który przez sześć lat pracował w stołecznym pogotowiu ratunkowym (pisałem o niej tu: Pogo, czyli ile jeszcze wytrzymasz) mimo niewielkich rozmiarów zebrało dobre recenzje, a nawet znalazło się w finale prestiżowej nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Tylko jak przenieść na scenę opowieść dość osobistą, pełną nie tylko opisów zdarzeń, jakie się zdarzają w trakcie tej pracy, ale i masy gorzkich przemyśleń. Byłem dość sceptyczny, ale tym większy mój zachwyt. Reżyserująca to przedstawienie Kinga Dębska i Marcin Hycnar, który przez dwie godziny skupia na sobie naszą uwagę, wydobyli z tego tekstu tyle emocji, że nawet w trakcie lektury pewnych rzeczy może się nie dostrzegło. A tu są. Jakże żywe i prawdziwe.
Zmęczenie. Frustracja. Bezradność. Mobilizacja. Złość. Ale i również satysfakcja, to przedziwne poczucie sprawczości, gdy raz na jakiś czas masz naprawdę poczucie, że w twoich rękach spoczywało ludzkie życie i dzięki tobie udało się je uratować...

poniedziałek, 19 czerwca 2023

Drelich. Nim braknie tchu - Jakub Ćwiek, czyli jak łatwo wejść, jak trudno wyjść

Miała być notka teatralna, ale może spróbujmy ją przesunąć na jakiś kolejny dzień, a ja sobie ułożę wszystko bardziej w głowie. Na dziś więc coś lekkiego, co nie znaczy przecież że bez wartości. Lubimy czasem się rozerwać, a książki tego typu wcale nie muszą być słabo napisane. Za tą ideą, by dostarczać czegoś co wielu ludziom kojarzy się z gorszym gatunkiem literatury, czyli przede wszystkim rozrywki, ale dobrze napisanej, bez pisania tego na kolanie, stoi pomysł założenia nowego wydawnictwa o nazwie Pulp Books. Podoba mi się to, że od razu zarzucają sieci na debiuty, że szukają nowych pomysłów, ale pierwszą książką jaką wydali jest kontynuacja przeboju sprzed kilku lat, czyli Drelicha. Za tym pomysłem stoi zresztą autor i założyciel wydawnictwa w jednym, czyli Jakub Ćwiek. Gdy wszyscy próbowali wejść w nurt kryminalny, bo podobno tylko to się teraz sprzedaje, on postawił na sensację w starym dobrym stylu. Potem zresztą w podobnym kierunki i też ze świetnym efektem poszedł Wojciech Chmielarz. Intrygujący bohater, wartka akcja, trochę mordobicia, "mięsa" i okazuje się, że to wciąga lepiej niż niejeden thriller kryminalny. Mówi się, iż to proza dla facetów, ale podoba się również paniom, bo zwykle bohater, choć może i działa na pograniczu prawa, ma własne zasady, a dla kobiet potrafi być naprawdę szarmancki. To już nie są tanie dranie, co to tylko potrafią dowyglądać, kuszą, a potem okazują się dużym rozczarowaniem. To raczej ludzie, którzy próbują oddzielać "pracę" od życia prywatnego, a że nie zawsze udaje się to zrobić, bywa do dla ich bliskich dość dotkliwe. Dla ich ochrony zrobią jednak wszystko. Nie prawie wszystko. Wszystko.

niedziela, 18 czerwca 2023

Sąsiednie kolory - Jakub Małecki, czyli nosisz w sobie ból

Jakub Małecki ma swój dość niepowtarzalny styl, jego powieści przenoszą nas w świat ludzkich pragnień, niespełnionych marzeń, zranień, czy różnych bolesnych tajemnic z przeszłości, które należy odkryć, by rozgonić mrok. Ludzie w jego powieściach potrafią być blisko, a jednak bardzo daleko, choć czasem również bywa odwrotnie. Interesują go niewielkie miasteczka, wsie, bo tam zawsze człowiek jakoś jest bliższy drugiemu człowiekowi. Czasem to bardzo pomocne, choć innym razem potrafi też nieść ze sobą jakieś przekleństwo, które ciągnie się nawet przez pokolenia.

I tak jest i w najnowszej powieści, czyli "Sąsiednich kolorach". Jedni pewnie będą zachwyceni, bo znajdziemy tu tą samą magię, wrażliwość, uważność na ludzkie uczucia. Inni, a i ja do nich należę, będą zastanawiali się czy można by tak trochę konkretniej albo żeby zaproponować coś nowego. Historia pojawia się w jego powieściach regularnie, czasem są to jakieś traumy wojenne, tym razem jednak to raczej sprawy niewielkiej społeczności są na pierwszym miejscu. Ludzkie tragedie, pragnienie zemsty, czy chęć odebrania sobie życia, wpływa nie tylko na tych, którzy je w sobie noszą, ale jak się okazuje potrafią też przenosić się na innych, wpływać również na ich życie.

sobota, 17 czerwca 2023

Kat - Anna Potyra, czyli jak rodzi się zło

Anna Potyra już kilka razy bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła swoimi klimatycznymi, mrocznymi kryminałami (możecie sprawdzić na liście przeczytanych w zakładce na górze), dlatego długo nie zastanawiałem się przed sięgnięciem po jej najnowszą powieść. Tym razem otwiera nową serię, z prywatnym detektywem Tomaszem Branickim w roli głównej. To człowiek, który robił karierę w wojsku, wyjeżdżał na misje, prorokowano mu awanse, ale w pewnym momencie doszło do nieszczęśliwego zdarzenia i całą winą obciążono właśnie jego, zwalniając go ze służby. Bierze więc różne fuchy, nadmiar zleceń i kasy jednak wciąż mu mocno doskwiera. I oto pojawia się nowe zadanie, nietypowe, ale jakże lukratywne. Żona znanego biznesmena Barbara Karpińska nawet po 14 latach nie pogodziła się ze zniknięciem syna i choć nie wierzy w to, że odnajdzie się on żywy, kobieta prosi by przynajmniej odnaleźć sprawców jego porwania. Policja nie wpadła na żaden trop, a sprawę miałby rozwiązać po tak długim czasie właśnie Branicki? Mało kto w to wierzy, ale on jednak podejmuje się tego zlecenia i dochodzi do mało ciekawych wniosków. Chłopak zniknął z przyjęcia swojego ojca wraz z młodziutką dziewczyną, nikt w tym czasie nie wjeżdżał na ten teren, ani nie wyjeżdżał, a mimo to oboje zniknęli. Jej ciało odnaleziono wkrótce, ale w dość odległym miejscu, jego nie odnaleziono nigdy. 

piątek, 16 czerwca 2023

Pamfir, czyli od przeszłości nie uciekniesz

Dziś premiera kinowa, więc spieszę z notką na temat filmu, który w Cannes zrobił dużo zamieszania. Debiut długometrażowy Dmytra Sukholytkyy'ego-Sobchuka to pełnokrwisty thriller, ale też film bardzo ciekawy ze względu na tło. To Ukraina, ale jakże inna od tego co znamy. Nawet dla wielu Ukraińców myślę, że pogranicze z Rumunią, teren Karpat, to jeszcze większa egzotyka niż dla nas Bieszczady. Tu raczej turyści rzadko się zapuszczają. Reżyser, by przygotować ekipę do wyzwania jakie ich czeka, wywiózł aktorów na długie miesiące w ten region, kazał pracować w lokalnych przedsiębiorstwach, uczyć się dialektu i wczuwać w atmosferę. W końcu nie na darmo pracował wcześniej przy dokumentach. Może dlatego jego obraz ogląda się po trosze jak film z naturszczykami, w którym perypetie bohaterów są również istotne jak i tło. Bieda tu aż piszczy, więc by jakoś przeżyć ludzie zajmują się przemytem i kombinowaniem. Tak było i jest. To co się zmieniło, to jednak fakt iż kiedyś można było zajmować się tym na własną rękę, a teraz nad wszystkim łapę trzyma miejscowa mafia, bo inaczej trudno nazwać dyrektora spółki leśnej, którego wszyscy się boją. Policja chodzi na jego pasku, a reszta boi się z nim zadzierać. 

Bolero i inne balety Bejarta, czyli erotyzm i zmysłowość

Upamiętniając 16. rocznicę śmierci (2007 r.) wybitnego choreografa Maurice Bejarta, Opera Paryska stworzyła składankę baletową złożoną z układów tanecznych, do której choreografię stworzył właśnie Bejart. To co zwraca przede wszystkim uwagę w tym spektaklu to brak scenografii. Przyznam, że bardzo mi to odpowiada. Natomiast gra światłem dodaje tańcom wymowy i potęguje emocje.

Pierwszą prezentowaną choreografią wieczoru był „Ognisty Ptak” do muzyki Igora Strawińskiego. Ten utwór inspirowany w pierwowzorze ludowymi baśniami, w choreografii Bejarta stał się dynamicznym, a jednocześnie symbolicznym tańcem o rewolucjonistach podążających za swoją ideą. Kiedy ta po jakimś czasie przestaje tak mocno fascynować i zamiera, kolejny impuls powoduje, że odradza się jak Fenix z popiołów. W tym grupowym tańcu jako gwiazda wystąpił Mathieu Ganio, czołowy i bardzo przystojny tancerz Opery Paryskiej. Jego taniec harmonijnie łączył muzykę i emocje. Widać w tym tancerzu wyczucie stylu i formy. Zaprzyjaźnione panie zgodnie twierdzą, że tak piękne męskie ciała wychodziły jedynie spod dłuta Michała Anioła. I przyznam, tak jest w istocie. 😊

czwartek, 15 czerwca 2023

Koniec drogi - Dmitry Glukhovsky, czyli no przecież musiało przetrwać coś więcej niż tylko to

Ściągnięty z półki cieniutki Glukhowsky - czekał na swoją kolej dość długo, ale poza czytaniem rzeczy nowych muszę też jakoś robić porządki w starszych tytułach. W większości wypadków po przeczytaniu, wypuszczam je w świat. Niewiele zostawiam, bo mam wrażenie że i tak niedługo książki mnie zasypią.
Glukhovsky mam wrażenie, że wciąż wraca do podobnych motywów postapokaliptycznych - cywilizacja cofnęła się w rozwoju, dawne osiągnięcia stają się legendami opowiadanymi przez najstarszych, przemoc i jakieś urządzanie małych społeczności według surowych rygorów, stają się sposobem na przeżycie dla ocalałych.

środa, 14 czerwca 2023

Baron Münchhausen dla dorosłych, czyli inkwizycja przychodzi po cichu

Powiem od razu – z tego spektaklu wyszłam zachwycona. Tak dobrego tekstu, tak wieloznacznego w swojej wymowie, tak misternie plecionego dawno nie słyszałam. W dodatku mądrego. Wielkie brawa dla autora, Macieja Wojtyszki.

Baron von Münchhausen, znany przede wszystkim jako wielki blagier i awanturnik z XVIII wieku, w przedstawieniu Wojtyszki jest już mocno starszym człowiekiem. Wprawdzie dalej broni się przed nudą codzienności wymyślając fantastyczne historyjki, ale jednocześnie co jakiś czas uchyla rąbka swoich przemyśleń i wówczas widzimy pod maską trefnisia człowieka, który przeżył wiele i ma nam coś ważnego do przekazania. Wie, że jest odmienny, nie pasuje do porządku świata jaki pragną mu narzucić inni, wie że może przyjdzie mu kiedyś zapłacić za tę irytację otoczenia, jednak nie zamierza wpisywać się w cudze oczekiwania. 

wtorek, 13 czerwca 2023

Na obcej ziemi. Nowe życie - Joanna Jax, czyli to o tym co było należy zapomnieć...

No i tak to u mnie bywa. Coś poważniejszego i potem wypad w kierunku literatury bardzo lekkiej, rozrywkowej. Do listy autorów, z których twórczością dane mi było się zapoznać dołączam więc kolejne, głośne nazwisko. Joanna Jax od dłuższego czasu pojawia się wśród pisarek, które potrafią wciągnąć czytelnika (czy raczej czytelniczki) w piękne, rozbudowane historie pełne uczuć, dramatów i westchnień. Potrafi też ciekawie wykorzystać tło historyczne. Miałem chyba jednak trochę pecha, bo liczyłem na to, że uda mi się wejść jej ostatnią książką w nową serię, poznać bohaterów i potem zdecydować czy chcę śledzić dalej ich losy. Tymczasem seria "Na obcej ziemi" jest kontynuacją innego cyklu, do którego autorka wciąż się odwołuje, losy bohaterów są mocno powikłane i przez to traci się sporo frajdy. Źle trafiłem, więc moje odczucia będą pewnie nie aż tak pozytywne, jak fanek które znają już te postacie i chcą dowiedzieć się co działo się z nimi dalej. Tą serią, do której "Nowe życie" się odwołuje jest Saga Wołyńska, pokazująca dramatyczne napięcia między Ukraińcami i Polakami w końcówce II wojny światowej. Śmierć przeplata się z miłością, zdrada z tęsknotą, nienawiść z pożądaniem. A co z tymi, którzy przeżyli? 

poniedziałek, 12 czerwca 2023

Doktor White i jego głowy - Brandy Schillace, czyli śmiałe eksperymenty w transplantologii

Jaka to frajda przejrzeć sobie całą listę notek do napisania i wybrać temat jaki ci akurat najbardziej pasuje. Zero przymusu, choć patrząc realnie z większością egzemplarzy jakie przychodzą do recenzji jakoś mniej lub bardziej spóźniam się w stosunku do premiery. Nie chcę robić jednak nic na siłę, pisać dyrdymałów o tym jakie to świetne - tego już sporo w sieci. Każda książka genialna, każda najlepsza, każdą musisz przeczytać. Nic dziwnego, że potem już mało kto wierzy w opinie, recenzje i królują na listach sprzedaży jakieś potworki, którym masowo wystawia się niebotycznie dobre opinie...
Róbmy swoje, więc jak zwykle u mnie znajdziecie kilka informacji i refleksji na temat książki, które mam nadzieję, że będą pomocne przy podejmowaniu decyzji. I zacznę tak: seria BoWiem od Wydawnictwa Uniwersyteu Jagiellońskiego już parę razy mnie zachwyciła, ale dawno nie czytałem nic tak dobrego, co tak naprawdę jest literaturą popularnonaukową, a nie tylko prostą biografią. O ile z książką o Tesli męczę się okrutnie i trochę bałem się i w tym przypadku, bo nie tylko z fizyki byłem noga, ale i biologii nie lubiłem, to "Doktor White i jego głowy" okazał się lekturą wręcz fascynującą. Tym bardziej jestem zdziwiony, że o samym naukowcu wcześniej nie wiedziałem nic, więc nawet ludzkiej ciekawości na początku nie było. No jak to - chirurg, który wymyślił sobie przeszczepienie ludzkiej głowy do innego ciała, jawi się niczym doktor Frankenstein. No jakiś chory eksperymentator, fantasta i hochsztapler, nie? 

niedziela, 11 czerwca 2023

Tori i Lokita, mam imię, twarz i swoją historię

Wczorajszy post o spektaklu był związany z tym, że weekend znowu teatralny, tematów do opisania więc przybywa. Na jutro odkładam pisanie o niesamowitej kawiarni w Tokio, a dziś film. Nagroda specjalna w Cannes, słynny duet reżyserski, czyli bracia Dardenne i wytrawni kinomaniacy już wiedzą, że tego nie mogą przegapić.
Jeżeli porusza Was los imigrantów, którzy wciąż przez niektórych są traktowani jako zagrożenie, jako bezimienna masa, jako odhumanizowane, które mają się trzymać z daleka od naszego dobrobytu i ciepełka, również nie powinniście przegapić tej historii.
Tori i Lokita to opowieść o determinacji i nadziei, w której zostajesz pozostawiony trochę samemu sobie, bo nikt się tobą nie interesuje. O tym czy przyznany zostanie ci status uchodźcy decyduje bezlitosny urzędnik, a ewentualne zagrożenie twojego życia zmierzą tabele i wzory. Przybyłeś tu jedynie celem polepszenia warunków materialnych rodziny? Nie masz tu czego szukać. I tak mały Tori może cieszyć się miejscem w specjalnym ośrodku, szkołą, legalnymi papierami, a starsza od niego Lokita, która się nim opiekuje, wciąż musi kombinować i chwytać się wszystkich możliwości zarobienia. Stoi pod ścianą, bo nie dość, że musi się jakoś utrzymać, pieniędzy oczekuje rodzina, żądają ich ludzie, którzy pomogli jej przedostać się do Europy, a na każdym kroku wciąż jest wykorzystywana, bo ludzie wiedzą, że mogą ją zgłosić jako łamiącą prawo pobytu i pracy. 

sobota, 10 czerwca 2023

Prawda, czyli kiedy bardziej boli

Pomysł na sukces w nowej rzeczywistości, gdy teatrom coraz trudniej wiązać koniec z końcem? Po pierwsze repertuar - musi być coś lekkiego, bo tego widzowie podobno szukają, a przy najmniej najbardziej tłumnie zjawiają się właśnie na te spektakle. Po drugie - ruszyć do widza, ruszyć w Polskę, do domów kultury, do hal widowiskowych i kin, bo tam przedstawienie wciąż jest wydarzeniem, w dużych miastach staje się rozrywką dla nielicznych (za dużo innych pokus). No i po trzecie - do obsady najlepiej znane z ekranów telewizorów nazwiska, bo bez tego ani rusz. Wszystkie te trzy pomysły wykorzystuje produkcja Adria Art, w reżyserii Wojciecha Malajkata, którą miałem okazję zobaczyć w warszawskim Garnizonie Sztuki. Po razu drugi sięga on po tekst francuskiego dramaturga Floriana Zellera, bo dekadę wstecz przygotowywał ten spektakl w Sosnowcu. Czy tym razem odkrył w nim coś innego?
Mam wrażenie, że jeżeli była tu jakaś głębia, materiał do refleksji, trochę on umknął i w rezultacie otrzymujemy leciutką komedię o niewierności i oszustwie.

piątek, 9 czerwca 2023

Opowiadania i wiersz - Zdeňek Svěrák, czyli humor jako lekarstwo na...

Dzień taki, że mimo iż nie miałem już takiego zamiaru, siadam ponownie do Notatnika. I chyba mogę dołożyć kolejną wersję odpowiedzi na pytanie: co mi daje to pisanie. Pomaga. Czasem zwyczajnie podzielić się czymś z innymi, co gdzieś w serduchu zadrgało, a innym razem po prostu to sposób na uspokojenie skołatanej głowy. Gdy czarne myśli się kłębią, ten "obowiązek" prowadzenia Notatnika, daje mi stabilny grunt, jest czymś stałym... I nawet jeżeli i o nim zdarza się pomyśleć: to nie ma sensu, jednak dorzucam kolejną notkę, odhaczam kolejny dzień w Notatniku.
Ech, jakoś dziwnie się zrobiło. Ale może i nie od rzeczy, bo na dziś nowa książka od kochanego przeze mnie Wydawnictwa Afera. Po opowiadaniach Petr Šabacha czy świetnego Jana Balabána pora na kolejne nazwisko. Zdeňek Svěrák pewnie bardziej kojarzony jest przez kinomaniaków, bo to nie tylko aktor, ale i scenarzysta wielu świetnych filmów (w tym kultowych Butelek zwrotnych wyreżyserowanych przez jego syna).

Komik i pisarz? W dodatku nie tyle pajac, ale raczej filozof, czyniący z humoru swoją broń przed absurdami rzeczywistości. Jakże to czeskie połączenie. I kto sięgnie po ten zbiór opowiadań pewnie odnajdzie tu ten specyficzny humor dla naszych południowych sąsiadów, przesiąknięty jakąś dziwną nostalgią, chwilami może i absurdem, ale i jakże życiową mądrością. 

Dom z papieru - Carlos Maria Dominguez, czyli jesteś czytelnikiem czy kolekcjonerem?

Cieniutka książeczka, która pewnie tych, którzy lubują się w smakowaniu zdań, zachwyci, a tych co raczej szukają spójnej fabuły, klucza, odpowiedzi, a nie tylko klimatu, raczej rozczaruje. I chyba niestety tym razem będę wśród tych drugich.
O miłości do książek, o pasji kolekcjonowania napisano już trochę i mam wrażenie, że zdarzało się to uchwycić lepiej, bardziej intrygująco. Tu jest ledwie namiastka tej magii, którą kocha każdy bibliofil. Jasne - pewnie będziecie się uśmiechać przy dyskusjach jak powinny być katalogowane zbiory, którzy autorzy nie lubią obok siebie stać albo przy polowaniach na wydanie, którego nikt inny nie ma. Tu nie liczy się ładny wygląd, sztywna okładka, ale na wagę złota może okazać się dopisek autora na marginesie, czy fakt że to pierwsze, unikatowe wydanie, które być może wtedy mało kogo zainteresowało.
Ale czy wciągnie Was ta historia?

czwartek, 8 czerwca 2023

Świnia, czyli rozstrzygnijmy o winie i karze

MaGa: Bardzo dobry spektakl, aż boję się zdradzić o co chodzi, bo warto by każdy zobaczył i ocenił we własnym sumieniu kto jest tą tytułową świnią.

Robert: Powiedzmy że mamy do czynienia z mieszanką dramatu i thrillera psychologicznego, bohaterowie prowadzą pewnego rodzaju grę, ale to czy uda im się uzyskać to czego pragną, będzie zależało od tego jak dużą będą potrafili zapłacić cenę za to zwycięstwo.

MaGa: Przychodzi piękna kobieta do uwodzicielskiego mężczyzny. Kiedyś się znali. Teraz ona musi się z nim dogadać co do wyroku kobiety oskarżonej o zabójstwo 8 mężczyzn. Ona jest prokuratorką a on sędzią. Mają rozbieżne zdania a od tego wyroku zależy wiele.

środa, 7 czerwca 2023

Opera na trzy śmierci - Sylwia Stano, czyli arie w Puszczy Białowieskiej

Piękna okładka, ciekawy pomysł, zawartość jednak mnie trochę rozczarowała. Zaciekawia tło, na jakim zbudowana jest fabuła - powojenna Warszawa, bieda, brak mieszkań, a mimo to ściągają tu ludzie i próbują budować nowe życie. Ba, nawet władze starają się stworzyć namiastkę dawnych instytucji, również tych kulturalnych. W końcu artyści mogą nieść pociechę i wytchnienie nie tylko ludowi pracującemu stolicy, ale i jeździć w Polskę, do miejsc gdzie dawniej kultura wyższa nie dojeżdżała. Tym, że na wsiach z repertuarem operowym to chyba nie do końca trafny pomysł, nikt się nie przejmuje, bo każdy taki występ i tak potem kończy się jakąś potańcówką, więc ludzie przyjdą na pewno. Tak, zdecydowanie te opisy warunków w jakich podróżowało się na takie "tournée", noclegów w wozach cygańskich, reakcje ludzi, emocje jakie przeżywało się przed koncertami, to warstwa która jest w "Operze na trzy śmierci" dla mnie najlepsza.
Autorka oparła się w niej na wspomnieniach swojej babki Niny Stano i aż żal, że nie udało się jakoś lepiej tego materiału wykorzystać.
W tym co ma ciągnąć fabułę, czyli dziwnych rozgrywkach personalnych i ambicjonalnych pomiędzy śpiewaczkami, ich opiekunkami oraz dziwne przypadki śmierci (tak, tak, mamy wątek kryminalny), jakoś jednak nie potrafiłem się odnaleźć.

wtorek, 6 czerwca 2023

Polacy na emigracji - Agnieszka Kołodziejska, czyli dlaczego i po co wyjeżdżamy

Kojarzycie program "Polacy za granicą"? To pewnie kojarzycie też jego prowadzącą, czyli Agnieszka Kołodziejska. Jeździ w różne miejsca świata, na zaproszenie rodaków tam mieszkających, by mogli trochę opowiedzieć jak się tam żyje. I trochę taki pomysł powiela jej książka, tyle że mniej tu wywiadów, oczywiście nie ma tych pięknych krajobrazów i ciekawych miejscówek, a więcej jej komentarza, który trochę te historie porządkuje. I niby nic super odkrywczego nie ma w stwierdzeniu: teraz nie jeździ się raczej na zarobek, po to by wrócić, młodzi przenoszą się najczęściej szukając po prostu dla siebie lepszych szans na życie, żegnając się z ojczyzną. Oczywiście nie wszyscy, bo i nie każdemu udaje się tak, żeby nie pomyślał że jednak może przy wsparciu rodziny i przyjaciół byłoby łatwiej. Różnorodność nie jest tu wadą, ale raczej zaletą, bo mamy pełen przekrój spojrzeń na np. na to czy za granicą jest bezpiecznie albo czy rodacy się wspierają na emigracji. Autorka postawiła kilka ważnych kwestii i według nich uporządkowała rozmowy ze swoimi bohaterami.

Londyńskie zasady - Mick Herron, czyli ktoś szykuje zamach

Kolejne spotkanie z Kulawymi końmi - poznaliście już ten cykl powieści lub może serial z Gary Oldmanem? Zdecydowanie warto! Szczególnie jeżeli lubicie powieści szpiegowsko-sensacyjne. Ale nie takie klasyczne, bo Herron stworzył dość niepowtarzalną historię. Wszystko tu niby jest dość serio, odtworzone są realia pracy służb specjalnych, atmosfera nacisków politycznych, manipulowanie opinią publiczną, gra teczkami. Tyle, że do tego w tej serii dochodzi jeszcze spora dawka czarnego humoru. Wszystko przez to, że w centrum fabuły jest grupa ludzi, którym delikatnie powiedzmy, średnio się wiedzie w życiu zawodowym (w prywatnym zresztą też). Odsunięto ich od służby, ale ze względu na tajemnice z którymi mieli do czynienia, wciąż przełożeni chcą mieć ich na oku - wysłano więc do Slough House. To dziwne miejsce, w którym wykonujesz żmudną i raczej nikomu nie potrzebną robotę, wciąż bardziej zdołowany, bo wiesz, że do tego co kochasz raczej nie masz powrotu. Marzysz o ratowaniu kraju, łapaniu wroga, zapobieganiu zamachom, a musisz przewracać papiery i pisać raporty, których nikt nie przeczyta. Żeby jeszcze panowała tu atmosfera pełna wsparcia, ale mało kto tu się lubi, a szef wręcz się nad nimi znęca psychicznie. I tu poznajemy jeden z mocniejszych punktów serii - twórca tego miejsca i jego opiekun, wcale nie przejmuje się tym co myślą o nim inni - człowieka tak bezpośredniego, chamskiego, niechlujnego, złośliwego, trudno by było znaleźć. Lamb jednak jedynie sprawia wrażenie nieczułego abnegata, który w ma wszystko w nosie - mimo wszystko dba o swoich ludzi i gdy coś im zagraża, nie pozostaje obojętny...

niedziela, 4 czerwca 2023

Sundown, czyli powiedz mi dlaczego

Meksykański kurort Acapulco, raj dla turystów, tym razem trochę od innej strony. Co prawda zaczyna się typowo - w świetnym hotelu, w luksusie, potem jednak rodzina dostaje telefon o śmierci kogoś bliskiego i szybko zbiera się na lotnisko. Tu jednak Neil (świetny Tim Roth) informuje siostrę i jej dzieciaki, że musi wrócić po paszport i doleci do nich jak szybko to będzie możliwe. Wychodzi, ale jedzie zupełnie gdzie indziej, do obskurnego hoteliku, nie odbiera telefonów, snuje się po mieście, przesiaduje na plaży. Daleko mu już do niedawnej elegancji, wydaje się jednak że jest mu wszystko jedno, nie ważny już jest luksus, wystarczy mu przesiadywanie na plaży i piwo. Snuje się jakby bez celu, sporadycznie wchodząc w kontakty z miejscowymi, choć pewnie człowiek o jego statusie dawniej raczej by tego unikał. Neil bowiem jest bogaty. I to cholernie bogaty. Właśnie wraz z siostrą odziedziczyli imperium mięsne i do końca życia mógłby sobie mieszkać nie w tej nędznej klitce jaką wybrał, ale w najlepszych hotelach. Tymczasem on nie chce tego majątku i nawet gdy odnajduje go siostra i prawnicy, robi wszystko by dali mu spokój, żeby zostawili go tu gdzie jest.

Mój mąż Żyd. Historie Polek w Izraelu - Sylwia Borowska, czyli i słodko i cierpko

Kto lepiej opowie o różnicach kulturowych, mentalnych, o wadach i zaletach życia w innym kraju, jak ktoś kto doświadcza tego na co dzień? Nie tylko jako ekspat czy emigrant, w warstwie zewnętrznych kontaktów z innymi ludźmi, ale w każdej chwili swojego życia, czyli dokonując wyboru by również życie rodzinne było strefą gdzie te różnice są obecne. Sylwia Borkowska w swojej książce przytacza nam historie Polek (ale i jednego Polaka), które miłość zaprowadziła do Izraela. Co ciekawe, jest to pełen przekrój przez różne doświadczenia, bo świadomie autorka dobrała te historie tak, by bohaterki (i bohater) były w różnym wieku, miały odmienny staż małżeński, ale i długość pobytu w tym kraju. Dzięki temu możemy wyłapać nie tylko to co być może jest aktualne teraz, ale i te zmiany, które przecież zachodzą również w samym Izraelu. Te doświadczenia są istotne również ze względu na postrzeganie wielu spraw: bezpieczeństwa, obowiązkowej służby wojskowej (gdy muszą iść do niej dzieci), zwyczajów, czy nawet patrzenia na historię. Różne fale emigracji zmieniały również rzeczywistość zastawaną przez tych, którzy przybywali po nich. Dziś mimo całej egzotyki i naszych skojarzeń z Izraelem, większość mieszkańców wcale nie jest jakoś mocno zaangażowana w praktyki religijne, a wielu z nich jest ateistami. Czemu więc postanowili tam zostać, mimo tego, że wiele sfer życia jednak wciąż mocno jest powiązana z konserwatywnymi rozwiązaniami rodem z nakazów religijnych?

piątek, 2 czerwca 2023

Życie pani Pomsel, czyli czy usprawiedliwisz ofiarę propagandy?

MaGa: Pierwsze co nasunęło mi się na myśl po obejrzeniu tego monodramu to nie historia życia pani Pomsel, ale sposób w jaki Anna Seniuk przedstawiła jej postać. To ty widzu, masz przemyśleć co w tej historii jest prawdą (a właściwie prawdą pani Pomsel), co mogło być prawdą, a o czym lepiej milczeć chowając się za niepamięcią. To spektakl, który stawia pytania, jednak żadna odpowiedź nie jest pewna do końca.

Robert: Debiut wspaniałej aktorki w monodramie i kapitalna, nieoczywista rola. Bohaterka ma życie za sobą, patrzy wstecz i opowiada bez skrępowania o swoim życiu, z naciskiem na wspaniałe jej lata młodości, które przypadły na czas dojścia nazistów do władzy oraz drugą wojnę światową.

Maga: Pani Pomsel była świetną stenotypistką. Ta umiejętność doprowadziła ją do pracy u ministra propagandy i oświecenia publicznego III Rzeszy Josepha Goebbelsa, gdzie pracowała do końca wojny. Po wojnie za to zapłaciła, w jej mniemaniu, wysoką cenę. Działała na rzecz państwa hitlerowskiego, ale czy wiedziała co się dzieje w obozach koncentracyjnych?

czwartek, 1 czerwca 2023

Butelka taty - Artur Gębka, Agata Dudek, czyli jak to widzi dziecko

I jeszcze w ramach dnia dziecka. Przecież nie wszystkie dzieci mają w domach wesoło. A jak zrozumieć to co dzieje się trudnego, gdy inni dorośli nie potrafią za bardzo o tym rozmawiać, wytłumaczyć, dać wsparcia? Ta książeczka może być pomocna w takich sytuacjach. Opowiada ona trochę w formie baśni, o rzeczach jak najbardziej przyziemnych, czyli o sytuacji uzależnienia od alkoholu. Powiecie - były już filmy, książki, wszystko już powiedziano na ten temat. Ale czy zastanawialiście się nad tym jak to widzi dziecko? Czemu nagle rodzina schodzi na drugi plan, skąd ta złość, drażliwość, skąd awantury, czemu nie może być jak dawniej? Czemu tata obiecuje i nie dotrzymuje słowa, czemu mama wciąż jest smutna i nie ma dla niego już tyle czasu? No i czy może być jak dawniej?
Prawda że niełatwo jest opowiedzieć o tym wszystkim tak, by dziecko mogło zrozumieć? I choć zwykle wzdrygam się na myśl o stereotypowym zamykaniu w butelce, kajdanach itp., ta symbolika w tym przypadku mnie przekonuje. Pojawiła się zupełnie dla rodziny niezauważalnie, ale potem nagle jej znaczenie zaczyna z każdym dniem rosnąć, aż w pewnym momencie to ona wydaje się zajmować centralne miejsce w ich domu. To opowieść o emocjach dziecka, z jego punktu widzenia, ale udało się uchwycić kilka ważnych spraw. Jak choćby niekoniecznie pomocne sposoby na rozwiązywanie tej sytuacji - prośby, groźby, wylewanie alkoholu... Zmienił się i jest zagubiony nie tylko tata, ale cała rodzina, co możemy obserwować ze strony na stronę, rejestrując powoli ogarniający ich coraz bardziej mrok.

Przed wyruszeniem w drogę - Marcin Mortka, czyli Drużyna dopiero się zbiera

Dzień dziecka, więc musi być coś dla młodszych. Ale nie ukrywam, że mam dużo fanu z lektury tej serii, więc czytam to nie tylko z ciekawości, a odkrywając w sobie tą cząstkę dziecka, które tęskni na przygodami w gronie kumpli, za wyprawami celem ratowania świata. Edmund zwany Kociołkiem kilka takich misji specjalnych już zaliczył, tyle że autor wrzucił nas od razu w środek akcji i nigdy nie dowiedzieliśmy się jak to się stało, że Drużyna się zebrała. Zaraz, powiedziałem nigdy? No to właśnie się dowiedzieliśmy, bo po kilku tomach ich awanturniczych przygód Marcin Mortka wypuszcza na światło dzienne prequel, w którym wreszcie się wszystkiego dowiemy. Jak to się stało, że bohater, który przecież miał być kuchcikiem w armii, nagle nie tylko został zwolniony ze służby, a w dodatku może jawnie oferować swoje usługi władcom i wszystkim możnym, by rozwiązywać ich problemy? No sam by tego nie dokonał. Ale przy wsparciu ekipy do której poza nim należą: błędny rycerz Doli, krasnolud, guślarz, gnom i elf, nie ma już rzeczy niemożliwych. No, prawie. Nigdy jednak tego nie przyznają, bo po prostu czasem trzeba stanąć do walki nawet z silniejszym przeciwnikiem. Usiądźcie więc wygodnie i przenieście się do czasów Waśni, czyli wojny między książętami i poczujcie zapachy potraw przyrządzanych przez Edmunda. Ten to nawet nie potrzebuje całego zaplecza swej karczmy, bo potrafi przyrządzić coś z niczego i prawie bez narzędzi. A przez żołądek...