Łukasz Grzegorzek znany już z "Córki trenera", czy "Mojego wspaniałego życia" znowu udowadnia, że ma jakiś swój oryginalny styl, że potrafi zaskoczyć, nawet jeżeli wpisuje się w schematy przewidywalne. Na myśl o thrillerze erotycznym raczej nie mamy dobrych skojarzeń z rodzimymi produkcjami i obawiam się, że "Trzy miłości" też tego nie zmienią. Warto jednak na ten film spojrzeć nie tylko jako na opowieść o trójkącie, ale o obsesji,
uczuciu tam mocnym, że budzi odruch sprzeciwu.
Pewnie znajdą się tacy, którzy będą się krzywić na zbyt prosty scenariusz, przewidywalność. To film trochę o ludziach pokręconych emocjonalnie, ale czy poprzednio też trochę tak nie było? Wciskani w ramki, źle się w nich czuli i szukali sposobu na wyrwanie się z tego schematu. Rozumiem zarzut, że to nie jest film o przeciętnym Kowalskim, jednocześnie jednak to historia o ludziach, których można gdzieś dostrzec wokół nas. Trochę pogubionych, ale udających pewność siebie, niby w relacjach, ale wciąż zapatrzonych przede wszystkim w siebie.
Czego byśmy oczekiwali od thrillera erotycznego? Nagich ciał, pożądania, uczuć, może zazdrości. To wszystko tu mamy, a jednocześnie reżyser trochę mruga do nas okiem, przerysowując pewne sytuacje, jakby kpiąc sobie z formuły w którą wchodzi. Może tylko napięcia trochę brakuje, mimo podkreślania determinacji postaci, są oni raczej dość nieporadni w swoich działaniach.