czwartek, 31 stycznia 2019

Dyjak/Gintrowski, czyli nie tędy droga


Jakoś mam problem spory z tą płytą. Marka Dyjaka lubię mimo pewnej maniery, którą coraz częściej czuje się w jego nagraniach, już nie tak oryginalnej jak kiedyś, ciągnięcia większości utworów w podobnych aranżacjach i stylu. Gdy słyszę, że zabiera się za repertuar Gintrowskiego, to ciekawość rośnie. Mistrza nie jest jednak łatwo przebić, trzeba mieć na to dobry pomysł, który nie jest kopiowaniem, dokłada jakąś nową energię, nowego ducha. Na rockowo? Na pewno niektóre z tych piosenek zabrzmiałyby świetnie. Jazzowo i balladowo, nawet jeżeli śpiewa się z charakterystyczną chrypą, okazuje się, że tracą siłę wyrazu. W tych tekstach jest czasem wściekłość, emocje, które znikają przy takim podejściu. Niektórych z tych piosenek po prostu nie da się słuchać, bo mimo że pamiętamy słowa, moc jaka była w oryginale, tu nagle jest nostalgicznie, melancholijnie i bez wyrazu. Ballada o obozie koncentracyjnym?
Z 10 piosenek jest jednak kilka, które spodobały mi się bardzo.

Piękna i bestie, czyli to jak to było naprawdę


Ostatni dzień stycznia, a mi zostały dwie notki. Plan będzie jednak wykonany. Najpierw film, potem płyta, książki czekają na luty. Nie tracę nadziei, że mimo pojawiania się tak blisko siebie różnych tytułów, jakoś je odnajdujecie, nie giną one zupełnie Waszej uwadze.
Najpierw film. I tu dwa słowa wstępu. Czasem jest tak, że sama warstwa wizualna, czy nawet scenariusz, ogólnie sam sama produkcja, nie wyróżnia się jakoś szczególnie spośród innych, ale temat trzyma tak za gardło, że na długo zapamiętujecie. I właśnie tak jest z "Piękna i bestie".

wtorek, 29 stycznia 2019

Cyjanek o piątej, czyli wykrzyczeć ból

Nie wiem czy lepiej się Wam czyta moje dywagacje teatralne, czy dialogowanie z M., faktem jest jednak, że dla mnie to zawsze miło odmiana pisać z kimś, a nie tylko samemu. Trochę te nasze wspólne notki oddają klimat naszych powrotów, gdzie czasem więcej rozmawiamy o treści sztuki niż o detalach tego co widzieliśmy. W notce nie chcemy rozbierać na części każdej sceny, czasem więc krążymy trochę dookoła, żeby za wiele nie zdradzić. Oto przed Wami notka na temat sztuki "Cyjanek o piątej".

 
MaGa: Udany mamy styczeń. Co spektakl – to zachwyt.
R: Mamy szczęście ostatnio. Ale może też nauczyliśmy się szukać tego co ciekawe, nie ograniczając się jedynie do dużych scen i tego co głośno reklamowane? Warto zaglądać w miejsca mniej znane, iść za marketingiem szeptanym. Jak choćby teraz. Ile osób wie o Scenie w Domu Literata, prawie przy samym Placu Zamkowym w Warszawie? Sala jest dość kameralna, a i tak nie jest wypełniona do ostatniego miejsca. Szkoda.
MaGa: A spektakl świetny. Choć trudno jest opisywać takie spektakle, bo żeby innych zachęcić obejrzenia nie można zdradzić zbyt wiele, a jednocześnie cały jego urok i dramatyczny wydźwięk leży właśnie w umiejętnym prowadzeniu akcji, stopniowaniu napięcia i zaskakującym zakończeniu i chciałoby się o tym pisać. Zacznijmy może od tego, że tytuł choć o wydźwięku kryminalnym – nie jest kryminałem.
R: Choć mamy do czynienia z pewną tajemnicą z przeszłości, której rozwiązanie stanowi klucz do wszystkiego. Wychodzimy i tak z pewnymi pytaniami, potem jeszcze rozmawiając długo o motywacjach, argumentach, pojedynczych zdaniach wypowiedzianych przez bohaterki i o tym jak je odebraliśmy.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Powrót Bena, czyli daj mi kolejną szansę

Ze szkiców notek wybieram to o czym najłatwiej mi napisać. Do Gretkowskiej zbieram wciąż myśli, Murakami długo czeka na swoją kolej, bo tam znowu napisałem już sporo przy pierwszym tomie... A więc kolejny film. Pewnie napisałbym więcej, gdyby był tego wart. Niestety. Choć aktorsko Julia Roberts wreszcie miała co zagrać, a nie tylko się słodko uśmiechać, "Powrót Bena" wypada dość słabo. Szczególnie gdy zestawimy go sobie z "Moim pięknym synem" (notka do odnalezienie w ostatnich tygodniach - w spisie obejrzanych jeszcze nie ma aktualizacji ze stycznia). Oba dotykają tego samego problemu: narkomanii młodych ludzi i cierpienia rodziców, którzy muszą się z tym zmagać. Niestety tu nie dostaniemy wiele więcej poza pewne schematy i przewidywalne rozwiązania w scenariuszu, a i
Lucas Hedges nie ma okazji, by pogłębić trochę psychologicznie portret zagubionego chłopaka.

niedziela, 27 stycznia 2019

Piknik pod wiszącą skałą, czyli co się z nimi stało

Chyba muszę powrócić do filmu Petera Weira sprzed lat, bo mam wrażenie, że jakoś inaczej zapamiętałem tą historię. I nie chodzi jedynie o klimat, czy muzykę. Tam było jakoś onirycznie, tajemniczo, a tu... Czy ja wiem. Twórcy bawią się ni to w horror, ni to kryminał, podsuwają masę sugestii, ale ten miniserial nie robi tak wielkiego wrażenia. Zdziwienie budził wygląd, wiek dziewczyn z pensji, seksualność, która u Weira raczej była sugerowana, a tu wybujała (bo pewnie uważano, że współcześnie nikt by tego inaczej nie oglądał).
Tajemnicze zaginięcie kilku dziewcząt podczas pikniku pod skałę, której tubylcy raczej unikają, niby następuje tu już na początku serialu, ale potem więcej miejsca zajmują raczej sprawy i sprawki dyrektorki, wychowawczyń i poszczególnych dziewcząt, niż śledztwu i próbom dojścia do tego co się stało.

sobota, 26 stycznia 2019

Bajadera, czyli Rosjanie tańczą muzykę jak nikt inny

Razem z M. zbieramy się do napisania kolejnej notki dialogowanej z teatru (i odkrycia nowego miejsca na mapie miasta), ale póki co jeszcze jej tekst z oglądania Teatru Bolshoi.

Niemcy i Francuzi są stworzeni do komponowania muzyki; Włosi, by ją śpiewać; Polacy, by ją zagrać; Rosjanie, by ją zatańczyć; Anglicy, by jej słuchać; Amerykanie zaś, by za nią zapłacić./  
Enrico Caruso
I coś w tym jest.
W ramach akcji nazywowkinach.pl miałam możliwość obejrzenia kolejnego spektaklu baletowego „Bajadera” w wykonaniu najlepszego na świecie baletu klasycznego tj. baletu Teatru Balszoj z Moskwy. I po raz kolejny wyszłam zachwycona.

piątek, 25 stycznia 2019

Czarna Pantera, czyli król lew z domieszką S-F


Nigdy nie byłem jakimś fanem komiksowych uniwersów, nie znam wszystkich filmów, więc nie mam zamiaru się wypowiadać na temat tego, czy "Czarna Pantera" wnosi coś nowego i daje nowego ducha Marvelowskim produkcjom. Ale uważam, że mam prawo powiedzieć swoje zdanie na temat tego, że coś takiego nominuje się do Oscara. Cholera, już samo stawianie obok siebie tak różnych jakościowo filmów umniejsza rangę tej nagrody, jest obelgą dla wielkich reżyserów, dla kina autorskiego. Rozrywkowe filmy, nawet choćby i najlepsze pozostają w pamięci widza, stają się kultowe, ale do cholery - Oscar? Za co? Co w tym wyjątkowego?
Siedzisz, zajadasz popcorn, obrazki migają, ale nie ma w tym odrobiny czegoś do refleksji, do przeżycia, sztampa, mordobicie i fajerwerki. Ja rozumiem, że to jest kasa i tłum głosuje nogami. To ja poproszę o utworzenie odrębnej kategorii: najlepszy odmóżdżacz i tyle. Nie omijam tego typu filmów, czasem dobrze się na nich bawię (Bondy uwielbiam), ale nie zestawiajmy tego z czymś zupełnie z innej jakościowej półki.

czwartek, 24 stycznia 2019

Okrutne pragnienie - Araminta Hall, czyli kto sprawcą a kto ofiarą

Przedpremierowo.
Rany jak ja dawno nie pisałem o niczym przed premierą. Trochę zadziałał przypadek, bo stosy do recenzji ogromne, ale akurat niczym nie przygniotłem, leżało na wierzchu i swoim zwyczajem jeden kryminał/thriller skończyłem i sięgnąłem po kolejny. Zanurzyłem się w mroczny świat obsesji.
Cała fabuła opowiadana jest z punktu widzenia mężczyzny, choć tak naprawdę bohaterów jest dwoje. Verity jest nie tylko obecną miłością Mike'a, ale tą jedyną, która go stworzyła, ukształtowała, dała mu życie, bez której nie chce żyć. Udało się w tej historii wywołać we mnie ciarki przerażenia, niechęć, ciekawość, ale mimo tego, że wszystko wydaje się w posłowiu dla autorki oczywiste, udało się też pozostawić trochę z wątpliwościami. Kto tak naprawdę jest winny temu co stało się w finale? Ten kto ewidentnie ma problemy emocjonalne, nie radzi sobie ze sobą, czy może jednak ktoś kto zdawał sobie z tego sprawę, a mimo wszystko próbował manipulować, bawić się tą drugą osobą?

środa, 23 stycznia 2019

Roma, czyli będzie Oscar?



Po ogłoszeniu nominacji do Oscarów nie ma co dłużej zwlekać i czas nadganiać zaległości w pisaniu o filmach. "Roma" była pewniakiem już od dawna, więc nawet nie ma dużego zaskoczenia, że potraktowano ten film wyjątkowo i walczy w bardziej prestiżowej nagrodzie za film anglojęzyczny, a nie razem z "Zimną wojną". I nie zdziwi też nagroda, bo w tegorocznym zestawie dominuje kino rozrywkowe, które raczej nie jest niczym wyjątkowym. A "Roma" na pewno wygrywa z nimi właśnie swoim urokiem, wyjątkowością. Co prawda w mojej opinii produkcja Pawlikowskiego jest jeszcze lepsza, widać jednak dla Amerykanów Meksyk jest bliższy nie tylko geograficznie, ale i w sercach.
Siłą obu są zdjęcia, nie tylko sam pomysł, by opowiadać w czarno-białej tonacji, ale i drobiazgowość, by odtworzyć wygląd i klimat tamtych czasów. To kino spokojne, raczej do smakowania, niż do zaskakiwania widza jakąś intrygą. Duże brawa dla Netflixa za to, że zainwestował w coś artystycznego, a nie jedynie w komercję.

wtorek, 22 stycznia 2019

Akompaniator, czyli drodzy Państwo: to jest WYDARZENIE


MaGa: Już dawno nie wyszłam z teatru z takim efektem „wow!” w głowie…
R.: Oboje byliśmy pod dużym wrażeniem. I tylko można się cieszyć, że mieliśmy to szczęście, bo przecież w Warszawie "Akompaniator" w tym wykonaniu nie jest grany często - spektakl został przygotowany w Teatrze Muzycznym w Toruniu i w teatrze WARSawy pojawia się na gościnnych występach.
MaGa: Wszystko mi się w tym spektaklu podobało. Wszystko. A ta dwójka aktorów na scenie to nadzwyczajny popis gry aktorskiej.
R.: I mnie oboje zachwycili. Piotr Polk w tak zupełnie innej roli, niż to z czym go kojarzymy, trochę safanduły, człowieka, który wszystko przeżywa wewnątrz, tworzy jakiś swój świat. I ona, śpiewaczka, rozchwytywana i uwielbiana, a jednocześnie nie zwracająca uwagi na swojego akompaniatora - szarego człowieczka, który przecież na tle jej licznych kochanków jest nikim. 
MaGa: Pełna zgoda. Każdy wie, że kocham Edytę Olszówkę. Za wszystko. To świetna aktorka, ale żeby Piotr Polk tak mnie wbił w krzesło… to coś niebywałego. Tak pięknie pokazywał i dobre emocje i obłęd, że zaczynam podejrzewać, że w ogólnym rozrachunku ta rola może okazać się jedną z ważniejszych w dorobku aktorskim tego aktora.
R.: Prawda? Gra na fortepianie, potrafi wzbudzić w nas współczucie, ale i chwilami ciarki nas przechodzą... Nie musi nawet wybuchać, wystarczy dotknąć tego szaleństwa jakie w nim jest, ujrzeć je na chwilę, by nas zmroziło.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Underdog, czyli podobno to nie przemoc, a sport


Choć mamy do czynienia z debiutem reżyserskim, to "Underdog" wcale nie okazuje się taką wtopą, jak niektórzy mu wróżyli. Tak niewiele u nas kina bazującego na emocjach sportowych, sprawnie opowiedzianych historii o tym jak się podnosić po porażce do zwycięstwa, że wiele można temu obrazowi wybaczyć i trzymać kciuki, żeby za nim poszły kolejne, jeszcze lepsze produkcje. Wśród autentycznych biografii naszych zawodników można znaleźć niejeden kapitalny materiał na scenariuszy.

Tym razem postawiono na KSW, ale to obraz nie tylko dla fanów mordobicia. Tak naprawdę podobnie jak choćby w przypadku Rocky'ego to film, w którym walki w klatce są jedynie tłem, jakąś osią do zarysowania fabuły, czyli upadku i dążenia do powrotu na ring. Ile kosztuje sukces i jak bardzo boli porażka, jak żyć po tym gdy kończy się kariera i zwycięstwa - to wszystko porusza "Underdog". Oczywiście w scenariuszu, który nie jest jakoś bardzo skomplikowany, on ma po prostu budzić emocje, pokazywać kolejne ważne etapy i w tym się sprawdza.

niedziela, 20 stycznia 2019

Koreańczycy. W pułapce doskonałości - Frank Ahrens, czyli między technologią a tradycją

Kolejny tytuł ze serii Mundus od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale po raz pierwszy chyba w przypadku tytułów z tym znakiem, niewielkie rozczarowanie. Wiadomo, że gdy mamy do czynienia z reportażem, możemy spodziewać się jakiejś dawki informacji nie tylko subiektywnych, ale i takich po prostu osobistych. To kwestia naszych oczekiwań i obietnicy wydawcy na ile równowaga pomiędzy informacjami na temat np. kraju, a tymi na temat samego zwiedzającego ten kraj, będzie przechylać się w jedną lub drugą stronę, dając nam pełną satysfakcję.
Przyznam, że tym razem może nie tyle zabrakło mi jakichś informacji o Korei i jej mieszkańcach, co po prostu trochę zmęczyła mnie ilość spraw dotyczących samego autora. Ja rozumiem, że praca dla Hyundaia również wiąże się z tematem książki, pozwala na pokazanie nam pewnych mechanizmów funkcjonowania wielkich koncernów, które zbudowały potęgę Korei, jak również podejścia do pracy samych Koreańczyków. Ale już kolejne modele wypuszczanych aut, różnic między nimi i wielokrotne powracanie do strategii firmy na kolejne lata, dla mnie było trochę nudne.

Wonder Woman, czyli Amazonka na wojnie

Moja młodsza córka jest fanką wszystkich superbohaterów, siłą rzeczy więc i ja oglądam trochę takich produkcji. Co prawda na Aquamena zabrała nie mnie tylko żonę, ale przed telewizorem zdarza się nadrabiać zaległości (moje oczywiście, bo ona ogląda i po 4 razy). Tym razem Wonder Woman, czyli tytuł, który dla wielu fanów uratował honor serii DC. A w ferie pewnie kolejne tytuły.
Pomysł, by wykorzystać historię świata równoległego, gdzie króluje cywilizacja Amazonek, z naszą I wojną światową trzeba przyznać, że jest dość oryginalny. Większość superbohaterów walczy przecież w świecie nam znanym, a tu mamy okazję zakosztować czegoś innego.

sobota, 19 stycznia 2019

Taśma, czyli co się wtedy wydarzyło

Pomyślałem że zrobię niewielką przerwę na notki książkowe, ale obiecuję szybko powrót i to do dwóch tytułów, które wiążą się ze wczorajszą notką o "Płomieniach". Są też jednak inne tematy. Dla rozluźnienia wieczorem coś filmowego ze świata superbohaterów, a na razie teatr. I jedna z moich ulubionych scen ostatnimi czasy, czyli Teatr WARSawy. Nie tylko dlatego, że bywam tam często, raczej dlatego, że każda wizyta daje sporą satysfakcję, nie ma rozczarowania, jak to bywa gdzie indzie. Może to szczęście, a może znak że teatr stara się szukać dobrych tekstów, nie idzie na łatwiznę. I dodajmy, że stara się powiedzieć coś ciekawego za każdym razem o ludziach, o tym co w nas siedzi. Nie zawsze są to rzeczy przyjemne, za każdym razem jednak interesujące.

A poniżej dopisuję też drugą recenzję od M.


Tym razem przyciągnęło mnie nazwisko Magdaleny Popławskiej, która tak brawurowo zagrała w "53 wojny". I tu też gra tak, że szczęka opada. W trójkącie, który widzimy na scenie nie tylko ona wypada jednak dobrze, to nie jest sztuka jednej osoby, gdzie reszta jest w tle. Napięcie jakie umiejętnie jest zbudowane, jest zasługą całej trójki, choć jak dla mnie to Adam Sajnuk (również dyrektor teatru) skupia najwięcej naszej uwagi. Jest w nim jakieś szaleństwo, destrukcyjna energia, która nas zaciekawia i to dzięki niemu przecież różne sprawy z przeszłości wychodzą na światło dzienne, bohaterowie mogą raz jeszcze im się przyjrzeć.

czwartek, 17 stycznia 2019

Płomienie, czyli rzecz o obsesji

Do listy nowości filmowych do opisania dołączają kolejne filmy: Powrót Bena i Underdog, ale dziś coś mniej komercyjnego. Krytycy zachwyceni, typują koreański film jako jednego z mocnych kandydatów do Oscarów. A widz? Może być trochę zagubiony. To kino dla smakoszy, pełne niedopowiedzeń, przestrzeni na nasze domysły, wyobrażenia. Proza Murakamiego ma swoich fanów i każda jej ekranizacja natychmiast przykuwa ich uwagę, pewnie więc i tym razem znajdzie się spora grupa, który nie tylko uda się na seans do kina, ale będzie też zachwycona tym w jaki sposób udaje się uchwycić klimat jaki tworzy ten pisarz. Chodzi nie tylko o skomplikowane relacje między autorami, jakieś ich sekrety lecz również o pewnego rodzaju nieprzystawalność do świata, rodzaj niepokoju, który nie pozwala im do końca być takim jak wszyscy.

środa, 16 stycznia 2019

Zdrada scenarzystów - Wojciech Nerkowski, czyli weźcie mi to poprawcie do cholery

Wciąż jest spora grupa autorów kryminałów, o których słyszałem wiele dobrego, a ich książki wciąż są przede mną. W tym roku będę starał się nadrabiać zaległości. A Wojciecha Nerkowskiego akurat mam okazję dzięki życzliwości samego autora, który przekazał kilka egzemplarzy swoich publikacji na nasze lokalne wymianki książkowe. Tyle że przez nieuwagę zacząłem od tomu drugiego. Mówi się trudno, ale doceniam sam koncept, dość ciekawy i zabawny. Cała sprawa kryminalna z tomu pierwszego teraz staje się podstawą do scenariusza filmu, który napisali bohaterowie książki, rodzeństwo Kuba i Sylwia. Coś co wydaje im się już wytchnieniem po emocjach jakie przeżywali, czyli wyjazd z ekipą filmową na Teneryfę, niestety okazuje się po raz kolejny dla nich dość niebezpieczną przygodą.

wtorek, 15 stycznia 2019

Zabawa, zabawa, czyli ile jeszcze musi się wydarzyć

Kinga Dębska po tym jak podbiła serca widzów filmem "Moje córki krowy", bierze na warsztat ciekawy i ważny temat społeczny. Wszyscy wiemy, że Polacy z alkoholem mają trochę problem, bo nie ma u nas jakichś tradycji kultury picia, za to niestety jest spora akceptacja dla picia sporych ilości. Ba, to nawet powód do domu. Co ciekawe, jednak tak postrzegani są głównie mężczyźni, im się więcej wybacza, tłumaczy się ich, a gdy już są na dnie, wspiera w leczeniu uzależnienia. Kobietom jednak jest dużo trudniej - tu przyzwolenie na picie jest, ale nie daj Boże, gdy któraś zaczyna głośno mówić o problemie, nagle wokół niej robi się jakoś pusto. Jej nie wolno.
I tym bardziej więc problem narasta, bo się go umiejętnie ukrywa. O ile Smarzowski w "Pod mocnym aniołem" trochę tego dotknął, pokazał tam już ten ostatni etap. Dębska zrobiła coś ważnego, bo pokazuje kobiety z klasą, dobrze ubrane, potrafiące o siebie zadbać i alkohol w ich życiu. Co im daje, a co im odbiera. 

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Kilka dziewczyn, czyli on i one


W tym tygodniu dwa teatry, w zapasie mam do opisania jeszcze jedne, ale na razie łapcie tekst od M.

On i „KILKA DZIEWCZYN” w Teatrze Narodowym



On. Mężczyzna. Pisarz i wykładowca. Napisał książkę: „Rachunek pożądania”. O kobietach, których pożądał. Teraz po latach wraca do nich, by przeprosić za to jak z nimi postąpił lata temu.

One. Kobiety. W sumie cztery, a każda inna. Spotkane przez Mężczyznę w różnych okresach czasu. Każda przez niego zraniona, każda ciekawa co ma im do powiedzenia teraz. Jak usprawiedliwi swoje postępowanie, swoje ucieczki od związku i zobowiązań, zdeptane uczucia, poranioną duszę.

On. Za uśmiechami, rzekomo dobrymi słowami, przedziera się co chwila jakieś kłamstwo, jakaś niechęć do mówienia o swoich przemyśleniach. Biegną nijakie w wyrazie przeprosiny, które nie końca nimi są. Przyciśnięty prostymi pytaniami zaczyna się miotać w pseudo bełkocie, kłamstwa wypływają na wierzch, mimika zaczyna obnażać podłość.

One. Młodzieńcza miłość zostawiona bez słowa dla innej. Kobieta o wolnej artystycznej duszy, wiecznie na haju, dobra tylko do nowych doznań. Żona mentora, uwiedziona w celach komercyjnych, oraz jedna z bliźniaczek, bo może fajnie ich nie rozpoznać … Każda z nich, z perspektywy lat jest jak kolejne doświadczenie erotyczne, wykorzystane i pod byle pretekstem odstawione na boczny tor.

On. Jeden z tych mężczyzn, który egzystuje dla siebie samego. Egoista i narcyz. Wykorzystuje innych dla własnych potrzeb, a gdy może podejrzewać, że w jakiś sposób są w stanie mu zagrozić usiłuje bronić swojego wizerunku kłamstwami, wcielając się a to w czarusia a to w ambitnego pisarza. Z czasem jego prostacki plan zostanie odkryty, ale to nie zmieni jego postępowania. Nic nie zmieni jego sposobu postrzegania świata. Dalej w swoim życiu będzie kierował się nieszczerymi intencjami dla osiągnięcia własnych celów. I najlepiej jeśli schodami do kolejnych sukcesów, będą kobiety – delikatne, zdruzgotane, złamane, ale mimo wszystko ciche, cierpiące w samotności.

niedziela, 13 stycznia 2019

Zacieralia, czyli wyjmij kołek z dupy

Dzięki mojej szalonej żonie mimo zmęczenia i pracowitej niedzieli zaliczyłem pierwszy koncert w tym roku.
Co prawda jedynie jeden dzień z festiwalu Zacieralia i to niepełny, ale to i tak blisko 6 godzin zabawy i 7 kapel.
Pisałem już o Festiwalu chyba dwa lata temu, jak wbijecie w zakładkę muzyka, tam są również koncerty. I nie zmieniam zdania o imprezie - czegoś tak kopniętego to długo by szukać w Polsce i Europie. Wyobraźcie sobie Festiwal, w którym wykonawcy witani są okrzykiem: wypierdalać!, w którym okrzyk pokaż dupę, wywołuje natychmiastową reakcję na scenie, w którym cały czas prowadzi się urocze pogawędki z publiką i z każdej strony padają spore ilości chujów, kurw i równie miłych komplementów, w którym im dziwniej się ubierzesz tym lepiej (dotyczy to i publiki i wykonawców), a furorę robią najprzedziwniejsze nakrycia głowy (durszlak i nocnik już nikogo nie dziwią), grać nawet nie trzeba specjalnie umieć, choć na pewno warto mieć sporo tupetu, by o tym głośno ze sceny mówić (że się nie potrafi)... Długo by tak można ciągnąć... Festiwal doczekał się swoich wiernych fanów i nawet żenującego hymnu, który wyśpiewywany jest gdy kapele się zmieniają.
A to wszystko podlane sporą ilością alko (bez krępacji również na scenie), robi niepowtarzalny klimat. Sami twórcy festiwalu nazywają to najbardziej żenującą imprezą muzyczną, czy też paramuzyczną. W tych oparach groteski czasem można się pogubić, dlatego na pewno to nie jest festiwal dla wszystkich. Ale jak lubisz takie poczucie humoru, potrafisz pozbyć się sztywności (choćby i po alko)... Na pewno można też to potraktować jako badania - socjolog znajdzie tam bardzo ciekawy materiał do obserwacji. No bo jak to: publika najczęściej dość młoda, uwielbiająca rocka, metal, punka, przyjmuje z ogromnym aplauzem kogoś takiego jak Teściowa Śpiewa, czyli chłopaka z gitarką klasyczną i proste melodie wyśpiewane lepiej lub gorzej przez jego teściową. Skoro jednak zaakceptowała zaproszenie i nawet potrafiła odnaleźć się w tej atmosferze, została gorąco przyjęta - tu wszyscy uwielbiają poczucie humoru, a jej teksty mają w sobie tego na pewno szczyptę. Dla tej publiki wszystko może być zabawą i wygłupem. Im dziwniej tym lepiej. To trochę jak na Woodstocku gdy punki i metale bawiły się na Arce Noego. No i czemu by nie?

sobota, 12 stycznia 2019

Muza, czyli no weź pomyśl

Chyba jeszcze się nie zdarzało na Notatniku bym pisał o grach przedpremierowo, ale kiedyś w końcu musiała przyjść taka chwila. Gra dostępna już w przedsprzedaży, a dzięki Tomkowi z BoardGamesAddiction mogliśmy wczoraj w nocy trochę ją wypróbować. Znowu powraca fakt, że o wielu grach, które bardzo lubię, nigdy nie napisałem, bo nie chciałem powtarzać oczywistości. Chodzi mi w tym przypadku o klasyk, czyli o Dixit.

A podobieństw trochę tu jest. Przede wszystkim kolorowe karty z rysunkami pełnymi fantazji, kolorów, dziwnych stworów, ale również to, że wśród kilku z nich musimy za każdym razem znaleźć poprzez różne skojarzenia i podpowiedzi tę jedną, wybraną.
Muza jednak nie bazuje jedynie na słowach jak Dixit, ale karty zadań obejmują szereg różnych bardziej kreatywnych działań, bliższych choćby kalamburom: pokaż gestem, wydaj dźwięk itp.
Nie ma też dowolności w wyborze skojarzenia - wybiera się nie tylko kartę do odgadnięcia, ale i charakter podpowiedzi, co mocno czasem komplikuje jej sformułowanie. Może się zdarzyć, że niektóre będą trudne do przejścia (bo jeżeli gramy z nowicjuszami planszówkowymi, a dostaną kartę podaj tytuł gry planszowej?). Na pewno urozmaica to jednak rozgrywkę. Mam wrażenie, że jest szybsza i nie będzie w niej chyba tej trudności jak we wspominanym Dixicie, że gdy już znasz karty, bazujesz na tych samych podpowiedziach. Tu mieszanie kart i zadań pobudza nieustannie kreatywność.

Władca Paryża, czyli prawo łamał sam, teraz potrzebuje współpracowników

Wczoraj wróciłem do domu po 20 godzinach od wyjścia z niego, więc wybaczcie, że plany na poważne notki idą w łeb. Dorzucam do kolejki Romę, Nerkowskiego, teatr, a dziś przed koncertem i trochę w biegu (przygotowania do jutrzejszego zbierania na Orkiestrę) dwie notki powiedziałbym bardziej na luzie.
Nie wiem bowiem ile osób na przykład zainteresuje francuski obraz Władca Paryża. Ani to kino sensacyjne, ani amerykańskiej, nie stoi za nim potężna reklama. Przyznaję się, że ja też wybierałem je z repertuaru Kina Atlantic tylko dlatego, że miałem wolne popołudnie, a inne rzeczy już widziałem.
No, może trochę z ciekawości jak też opowiedzą historię Vidocqa, słynnego złodzieja i awanturnika, który potem... zrobił karierę w policji. Postać znałem i nie ukrywam, że gdyby nie fascynujące książki Łysiaka o epoce Bonapartego, nic o niej nie wiedząc, też bym sobie tą produkcję darował. Znając życiorys bohatera, wiedziałem że może być podstawą do dobrego scenariusza.

czwartek, 10 stycznia 2019

Pochyłe niebo - Ewa Cielesz, czyli wciąż pod górkę

Niewiele czytuję literatury obyczajowej, ale od kilku lat, gdy spróbowałem jej książek, do jednej z autorek mam słabość i czytuję z przyjemnością. Chodzi o Ewę Cielesz, która na jesieni podarowała czytelnikom pierwszy tom nowego cyklu pt. "Ćma".
Tym razem nie sięgamy aż tak głęboko w przeszłość, jak to bywało w innych książkach tej autorki, ale fabuła osadzona jest w okresie, który dla młodszych i tak będzie już historią, której nie znają. Przełom lat 70 i 80, siermiężność PRL, gdy niewiele rzeczy było, wszystko trzeba było "załatwiać", wystać i wywalczyć, nie oczarują nas pięknymi krajobrazami, wygodnym życiem w luksusie, obietnicami wielkiej kariery i życia u boku księcia z bajki. Bohaterka tej książki - Anita - zresztą pewnie by nawet odrzuciła takie dary od losu, jeżeli nie czułaby, że jej serce daje na to zgodę. Młoda dziewczyna (poznajemy ją gdy ma lat 17) może i chwilami jest zagubiona w tym co wokół niej się dzieje, ale ma jakiś wewnętrzny radar, którym się kieruje, decydując komu ufać, a komu nie. Życie jej nie rozpieszcza, a ci na których teoretycznie powinna móc liczyć, czasem zadają jej najbardziej bolesne rany.

środa, 9 stycznia 2019

Mój piękny syn, czyli stałeś się kimś obcym, ale mi wciąż jesteś bliski

Na początku trzeba chyba wspomnieć, że były dwie książki: „Mój piękny syn” Davida Sheffa oraz „Na głodzie” Nica Sheffa. Szczere i dość intymne wspomnienia ojca i syna o tym samym okresie ich życia. To one stały się podstawą scenariusza i chyba lada chwila obydwie pojawią się również u nas po polsku. 
Film, choć opowiada o nich obu, skupia się raczej na ich niełatwej relacji, na wspomnieniach z przeszłości i tym co zostało utracone. Z czyjego powodu? Czy dało się tego uniknąć? Pewnie zarówno ojciec, jak i syn zadają sobie takie pytania.

wtorek, 8 stycznia 2019

Sapiens. Od zwierząt do bogów - Yuval Noah Harari, czyli marzę o tym, żeby w szkołach...

Krótka historia ludzkości. Ba, że skrócona to raczej wada, a nie zaleta, bo takich opowiadaczy to by się chciało słuchać i słuchać. A potem z nimi dyskutować. I to jest właśnie siła moim zdaniem tej książki: w sposób fantastyczny (i po łebkach, czyli skrótowo) autor potrafi opowiadać, jednocześnie zmuszając do pracy nasze umysły, wyobraźnię, krytyczne myślenie.
Rzadko kiedy książki popularno-naukowe zajmują szczyty list bestsellerów, w dodatku mamy przecież do czynienia ze wznowieniem tego tytułu. Zasługuje jednak na różne pochwały. Nie dlatego, że coś nowego wnosi do nauki, jest odkrywczy, ale za pasję z jaką to jest napisane, styl oraz ogromną wszechstronność. Opowiadać o historii, łącząc jednocześnie ją z ekonomią, filozofią, biologią, naukami społecznymi, pewnie nie każdy potrafi. Za to brawa ogromne. A zawartość?

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Narodziny gwiazdy, czyli między artystą, a produktem

Dziś w nocy Złoty Glob za piosenkę, pora więc napisać notkę o "Narodzinach gwiazdy". Przyznam się do tego, że łezka mi się na tym filmie zakręciła. Niby dość banalna historia, ni to romans, ni to melodramat, ma w sobie jednak sporo elementów, które wyróżniają tą produkcję z masy innych.
Najjaśniejszym z nich jest... Lady Gaga. Cholera, przeszło mi to przez gardło. Niby słyszałem sporo informacji, że zagrała świetnie, że nie ma co jej postrzegać jedynie przez to co ukazuje się o niej w mass mediach (a lubiła szokować), nie spodziewałem się jednak, że zobaczę w niej tyle naturalności i szczerości. Może odnalazła w tym scenariuszu kawałek siebie?

niedziela, 6 stycznia 2019

Bette & Joan, czyli boginie i wiedźmy

Konflikt dwóch gwiazd Hollywood: Bette Davis i Joan Crawford jest obrośnięty taką legendą, że stał się inspiracją do powstania książek, serialu, sztuki teatralnej. Tekst Antona Burge przetłumaczony przez Michała Ignara, postanowił wyreżyserować na deskach Teatru Druga Strefa Sylwester Biraga. O tej najnowszej grudniowej premierze dla Notatnika w dialogowanej recenzji z M.

MaGa: Kiedy naprzeciw siebie stają dwie silne osobowości na łączach między nimi zapewne dojdzie do iskrzenia. Łatwo sobie wyobrazić co się dziać może gdy tymi osobowościami są dwie gwiazdy pierwszej wielkości z dwóch największych wytwórni amerykańskich, które całe swoje życie zawodowe walczyły ze sobą o palmę pierwszeństwa w hollywoodzkich rankingach… Bette Davis (Warner Bros.) i Joan Crawford (MGM).

sobota, 5 stycznia 2019

Purpurowe rzeki, czyli niby francuski, a niemiecki

Ciekawostka. Najpierw były powieści Jeana-Christophe'a Grangé, potem był film kinowy z Jeanem Reno, a teraz mimo, że akcja osadzona jest we Francji, wszyscy mówią po francusku, otrzymujemy serial niemiecki. To akurat zaliczam jednak na plus. Bo gdyby na siłę robić z detektywa Pierre'a Niémansa robić Niemca, było dziwnie. Nie znam powieści, więc nie wiem, która produkcja bliższa jest oryginałowi, zmieniła się płeć pomocnika, nawet jego umocowanie prawne (teraz to specjalna jednostka unijna do spraw zbrodni), a to co zostało, to chyba jedynie obawa przed psami, jakiś uraz, który wychodzi w jednym z odcinków.
Każdy z nich to inna sprawa, a to co je łączy to jakieś prywatne relacje między detektywem i pomagającą mu panią porucznik. No i tematyka: sprawy wyjątkowo tajemnicze, w których za każdym razem pojawia się wątek religijny, jakichś rytuałów, sekretów z przeszłości.

Macocha - Petra Hůlová, czyli szczere i ekshibicjonistyczne

Petra Hulowa, Macocha
Gdy pisałem jakiś miesiąc temu o książce "Krótka wymiana ognia" Rudzkiej
napisałem, że miałem kłopot z jej odbiorem, jej stylem i treścią. I oto trafiło w moje ręce coś podobnego, tym razem jednak czytało mi się dużo lepiej, pozostawia też dużo więcej przemyśleń. Może to kwestia młodszej bohaterki, trochę innych problemów jakie powieść porusza. Ale to ciekawe, że rzecz napisana po polsku, czyta się gorzej niż tłumaczenie. Widać jak wielką rolę może mieć praca tłumacza. Julia Różewicz (Wydawnictwo Afera) już nie raz zachwyciła mnie swoim profesjonalizmem. Przy Hůlovej (a przecież to nie pierwszy tytuł wydany u nas i przez nią tłumaczony), bardzo mocno wychodzi jak mocno trzeba się napracować i włożyć w to własne serce, by oddać wszystkie zabawy językowe autorki, słowa przekręcane, piętrowe porównania i surrealistyczne obserwacje. Jak klikniecie link powyżej znajdziecie recenzję książki "Plastikowe M3", gdzie sporo sformułowań kręciło się wokół seksu i narządów. Tym razem nie jest tego aż tak dużo, ale to nie znaczy, że "Macocha" jest książką grzeczną i poukładaną. Wręcz odwrotnie, szaleństwa tu nie zabraknie.

piątek, 4 stycznia 2019

Sekretne życie pszczół, czyli ciekawe czy książka lepsza


O książce było głośny chyba dwa lata temu, ale jakoś nie załapałem się wtedy na lekturę i nie mam jej na półce. Teraz trochę żałuję, bo po obejrzeniu filmu, pewnie nie będę miał już takiej frajdy. Wszystko co mogło być jakąś zagadką, tajemnicą, jest już odkryte, może kiedyś jednak będę miał okazję sprawdzić czy powieść jest tak uproszczona jak film. Pewnie nie, bo to na ekranie starając się wydobyć z widza emocje, twórcy mają taką tendencję. Szczególnie gdy to kino amerykański. Dobrzy, źli, a jeżeli fabuła ma dotyczyć m.in. segregacji rasowej, to od razu będzie wiadomo kto ma być tym dobrym, a kto złym. Powiedziałem złym? Potworem najgorszym... Ech, gdyby to wszystko było takie proste i oczywiste.

czwartek, 3 stycznia 2019

Morderstwo na święta - Francis Duncan, czyli trup pod choinką

Nie spotkałem się dotąd z cyklem powieści detektywistycznych o Mordecaiu Tremaine, czytają "Morderstwo na święta" miałem jednak nieodparte wrażenie, że to nie jest pierwsza powieść tego autora, że musi być jakiś rozbudowany cykl, w którym rozwiązuje on różne sprawy. Za sprawienie takiego wrażenia, chciałem nawet za sugerowanie, że to nie pierwsza sprawa, dać prztyczka w nos, bo gdy widzisz potem, iż nic więcej nie ma na rynku, zawód jest spory. To jednak nie jest kwestia autora, a wydawcy, który mam nadzieję, że postara się udostępnić nam kolejne tomy cyklu. Mordecai Tremaine przedstawiony tu jest jako detektyw amator, którego od czasu do czasu o pomoc prosi policja, a głośne sprawy przyniosły mu sporą popularność. A tu okazuje się, że na wcześniejsze/późniejsze sprawy trzeba czekać. 
Zabawne, że sam bohater jest jakby troszkę niedookreślony, ni to starszy już pan, zachowuje jednak sporą energię, a monokl jest chyba bardziej rekwizytem niż koniecznością. Nie sądzę, żeby takie drobiazgi jak jego spostrzegawczość, przy niby słabym wzroku były niedopatrzeniem autora. Kolejną ciekawostką jest moja trudność w umieszczeniu w czasie akcji powieści. Chwilami wydawało się to dość współczesne, a różne sygnały świadczące, że może niekoniecznie, można tłumaczyć upodobaniem pewnych środowisk w Wielkiej Brytanii do tradycji i konwenansów. Ostatecznie jednak stwierdzam, że to znowu pewnego rodzaju zmyłka. Historia jest jak najbardziej klasyczna, w duchu kryminałów Agaty Christie i właśnie w czasach przedwojennych lub tuż po wojnie autor (urodzony zresztą w roku 1914) ją osadził.

środa, 2 stycznia 2019

Czarny Mag. Pierwszy rok, czyli wzdycha i walczy

Dziewiąty rok Notatnika czas rozpocząć. A skoro w ubiegłym roku nie wszystko się zmieściło, to pora na zaległości: najpierw książkowe, ale w tym tygodniu też jeden teatr i pewnie również film. Zaczynam nietypowo, bo od młodzieżówki. Córka zabudowała sobie już kilka słupków z IKEI książkami, a na widok co ładniejszej okładki, ciekawych zapowiedzi, za każdym razem próbuje naciągnąć mnie na kolejne zakupy. I nie chce ich w odróżnieniu ode mnie oddawać. Ciekawe kiedy ją te tomy zasypią.
To właśnie od niej z półek ściągnąłem pierwszy tom Czarnego Maga. Uroboros ma niezłą rękę do różnych serii, więc czemu nie spróbować? Young Adult jest troszkę schematyczne, obojętnie czy wykorzystuje scenerię w stylu fantasy, czy współczesną. Ale czyż uwielbiany przeze mnie Harry Potter nie był podobny? Tyle, że teraz z powodu tego, że czyta głównie płeć piękna, bohater musi być kobietą, a dla nastolatków oczywiście ich rówieśniczką. Co dalej. Fajnie jest rozegrać jakiś motyw związany z odkrywaniem swojej przeszłości/siły/umiejętności, droga do tego powinna być usiana wybojami, ale charakter/upór/pomoc przyjaciół pomagają wszystko przetrzymać. Liczy się cel, a nim może być w zależności od fantazji autora/autorki ratowanie miasta/kraju/świata przed wrogiem z zewnątrz/wstrętnym dyktatorem/złem wcielonym itd. Do tego dodajcie koniecznie sporą ilość dylematów sercowych, zmiany w postrzeganiu kogoś kto wydawał się wrogiem/przyjacielem, jakiś element prześladowań przez rówieśników... I oto możesz ruszać na podbój list przebojów czytelniczych. Wymądrzam się tak jakby to było takie proste. Ale przecież nielicznym udaje się przejść drogę od fanfików w sieci i opowiadań w zeszytach, do swojej powieści i zachwytów młodych ludzi. Trzeba jednak umieć wykorzystać te wszystkie elementy, by stworzyć z nich coś co wciąga czytelnika, zaciekawia na tyle, że ma się ochotę kupić kolejne tomy.
No więc Rachel E. Carter potrafi w te klocki.