poniedziałek, 16 grudnia 2024

The wyrding way - Believe, czyli każdy utwór to cudowna wyprawa

Nie ma za bardzo czasu na długą notkę, za oknem pogoda na pewno nie zimowa, choć paskudna na maksa, zapuszczam więc muzę przed snem, odpalam świeczkę i siadam by zaproponować Wam kolejną dawkę poniedziałkowej muzy.

Pisać będę krótko, ale muzyka jak najbardziej w słusznej dawce. Raptem pięć utworów, ale najkrótszy trwa ponad 7 minut, a pierwszy... minut 21. Reszta po 11. No to jest przestrzeń na budowanie nastroju, prawda?

W rocku progresywnym takie długości nie zaskakują, choć warto powiedzieć, że często budzą przerażenie w stacjach radiowych, szukających tego co łatwe, krótkie i wpadające w ucho.



Nie znaczy to bynajmniej, że w tym co funduje na najnowszym albumie Believe (tak, stoi za tym m.in. Marek Gil, który współtworzył Collage), nie ma ma melodyjności, że to w ucho nie wpada. Po prostu długie wstępy, rozbudowane pasaże i solówki, budowanie całej historii muzyką, to rzecz mało dziś popularna. A szkoda. Połączenie partii gitarowych, dużych fragmentów z kwartetem smyczkowym, rockowego pazura, tworzy piękną całość, a głos nowego wokalisty Jiniana Wilde'a fajnie się w to wpisuje. Nie jest ostro, dużo w tym nostalgii, ale jest i siła. Ileż w tym emocji! Każdy z muzyków uczestniczy w tworzeniu tej opowieści, choć to solówki na gitarze robią chyba największe wrażenie, to warto się wsłuchać jak fajnie budują dla nich miejsce choćby klawisze.

Warto się wsłuchać. Dać się ponieść tym suitom. Każda z nich bowiem niesie ze sobą jakieś obrazy, fantastyczne wizje i historie, wystarczy dać sobie czas i miejsce by one mogły się pojawić, by ta muzyka wybrzmiała bez rozpraszaczy.
Może i nie chwytliwe przeboje, ale to kapitalny materiał! Polecam nie tylko tym, którzy lubią progresywnego rocka i słuchają go często.

Z każdym przesłuchaniem mam wrażenie, że coraz bardziej mi się ten krążek podoba. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz