sobota, 31 maja 2014

Conan barbarzyńca i Królowa Czarnego Wybrzeża, czyli tego pana wszyscy znamy, ale czy w takim wykonaniu?


Conan. Któż na dźwięk tego imienia nie ma natychmiast jakichś skojarzeń. Najczęściej pojawia się w głowie olbrzymi mięśniak z dwoma mieczami, bezlitosny zabójca, który rzadko poddaje się procesom myślowym, ale rządzą nim instynkty, barbarzyńca ubrany w skóry, albo w jakąś przepaskę. Wciąż wpadający w kłopoty i cudem się z nich wydobywający. Zgadłem? Na dodatek ma twarz gubernatora jednego ze stanów amerykańskich? No popatrzcie, ja mam tak samo. 
I od razu się przyznam, że nigdy nie byłem fanem tego bohatera. Wolałem coś inteligentniejszego, z większym jajem, choć jak pamiętam kumpel, który jest Conana wielkim smakoszem, próbował mnie przekonać do tych klimatów. Bardzo liczyłem na to, że pomoże mi w tej notce, że będzie to dwugłos, ale biedakowi zalało mieszkanie, więc ma teraz większe problemy na głowie niż pisanie recenzji (np. rozpaczanie nad kolekcją książek). Ale dotarły do mnie wieści, że mu się podobało. I wiecie co? O dziwo mi też. To co w czytaniu wydawało się dość miałką mieszanką przygodówki i fantasy, magii i miecza, męskiego testosteronu i pięknych ciał kobiet, które bohaterowie podbijają, w wersji audio okazuje się wyśmienitym słuchowiskiem. Po raz kolejny to zasługa przede wszystkim...

Papusza - Angelika Kuźniak, czyli co to jest szczęście


Zastanawiałem się czy pisać jedną notkę wspólną na temat książki i filmu, ale postanowiłem jednak je rozdzielić. To jednak dwie trochę różne bajki.
Przy okazji obu premier napisano i powiedziano już sporo o Papuszy. Bronisława Wajs. Po cygańsku Papusza, czyli Lalka. Chyba jedyna znana poetka cygańska (a może po prostu zbyt mało się interesujemy tą kulturą?), odkryta, tłumaczona i z publikacjami, ale to co mogłoby się wydawać szczęściem i początkiem kariery, stało się również jej przekleństwem. Odrzucona przez swoich, przez całe życie musiała zmagać się i z biedą i z samotnością. Tęskniąc za światem, w którym się wychowała. Za tą wolnością. Przestrzenią. Lasami, polami, niebem nad głową. Wychowana w taborze, to właśnie takie życie kochała najbardziej i czuć to nawet w jej wierszach. 

czwartek, 29 maja 2014

Zasady śmiesznego zachowania - Emil Hakl, czyli między wolnością i depresją samotności


Ostatnie dni maja i ostatnia okazja by wybrać (i wygrać) którąś z książek na moim blogu. Przypominam - tym razem klimaty czeskie. I dziś o jednej z pozycji, którą możecie zdobyć.
Wydawnictwo Afera od kilku lat wyszukuje ciekawe pozycje na tamtejszym rynku wydawniczym i prezentuje je Polakom. Wydają mało, ale to rzeczy niebanalne.

Ale nie spodziewajcie się po tym tytule jakiejś porywające komedii. Czesi rzeczywiście potrafią śmiać się z samych siebie, ale też potrafią przyglądać się w lustrze, wtedy gdy wcale im nie do śmiechu. Potrafią trafnie oddać różne przedziwne stany naszej duszy/umysłu i szczerze analizować nawet najbardziej pokręcone przypadki swojego życia. Hakl jest tego dobrym przykładem.
To czasem rzeczywiście sceny dość zabawne, nie brakuje dowcipnych dialogów, ale też zawsze widać to drugie dno. Prawdę o życiu, o ludzkim zagubieniu, zagłuszaniu swoich lęków lub emocji. I już nie jest tak zabawnie.

wtorek, 27 maja 2014

Kontener - Katarzyna Boni, Wojciech Tochman, czyli to też ofiary wojny

Książka wygląda bardzo niepozornie - niecałe dwieście stron, malutki format, ale treść niesie ze sobą naprawdę gruby kaliber, którym dostajemy prosto w głowę. 
Czy jesteśmy bowiem świadomi tego jaka jest skala cierpienia, w różnych punktach świata? Czy nie jest tak, że oglądając dzienniki informacyjne, coraz mniejszą uwagę poświęcamy jakimś odległym miejscom, które doświadczają wojny, konfliktów, kataklizmów, głodu? Czasem mam wrażenie, że więcej zainteresowania w mediach wzbudza to w czym pokazała się jakaś gwiazdka, kto z kim się rozwodzi, albo filmik z kotem, który odgonił od dziecka gryzącego je psa. Jakże trudno wzbudzić nasze zainteresowanie, przykuć uwagę, poruszyć wrażliwość i skłonić do jakiejś pomocy. Takich rzeczy nie wrzuca się na FB, na różne wykopy i inne portale, nie dzielisz się tym ze znajomymi.
Jeżeli anonimowe zdjęcia, filmy, liczby i raporty nie robią już wrażenia, są zbyt suche i zimne, to może konkretny człowiek i jego historia wstrząśnie na tyle, by nie być obojętnym. Katarzyna Boni i Wojciech Tochman właśnie w ten sposób, próbują nam uświadomić co dzieje się w Syrii. Nie oglądają osobiście, ani nie pokazują nam walk, trupów, bombardowań, ruin. Stawiają przed nami tych, którzy przeżyli i o tym wszystkim opowiadają. I nie wiem co jest trudniejsze.

Cała Góra Barwinków - Beat 2 Meet U, czyli co ja tutaj robię?


Ta notka powstała pod wpływem impulsu już jakiś czas temu, ale dopiero teraz znajduję na nią miejsce. Ciasno się po prostu robi w szkicach różnych rzeczy przeczytanych i obejrzanych, a na płyty to już w ogóle brakuje miejsca. A jeszcze rok temu chwilami brakowało mi tematów do pisania. W jakiś nałóg chyba wpadłem...

Co takiego wydarzyło się, że postanowiłem napisać o CGB? Ano zobaczyłem ich w X-Factor. Po Bednarku chyba teraz każdy ma nadzieję na to, że telewizja zapewni mu karierę jakiej świat nie widział (a przynajmniej kraj). Do cholery. Czy wy wszyscy poszaleliście? Zostawcie miejsce w takich programach dla debiutantów, dla amatorów, dla ludzi, którzy dopiero zaczynają swoją drogę. Kapela, która tyle koncertuje, gra już chyba z 10 lat, ma za sobą 3 niezłe krążki, robi z siebie pajaców wystawiając się na ocenę "celebrytów"? Przepraszam bardzo w czym np. Ewa Farna ma być lepsza od muzyków, którzy mają więcej doświadczenia od niej? Że niby jest bardziej "znana", to ma ją uprawniać do tego by kogoś oceniać? Zostawcie to żenujące widowisko, naprawdę szkoda się wygłupiać. I dotyczy to większości tego typu programów - obok ludzi z dorobkiem, w jury zasiadają tak naprawdę goście, którzy sami powinni schować się ze wstydu, bo na żywo wypadają gorzej niż ci, których oceniają.
Ulało mi się. To teraz mogę spokojnie napisać o płycie i Wam ją polecić uwadze. A CGB i tak odpadło z programu. Może i dobrze... Życzę Wam chłopaki jak najlepiej, ale nie tędy droga. Czemu stacje radiowe nie są otwarte bardziej na krajowe nagrania, na promocję świeżych płyt, a nie jedynie odgrzewane kotlety?

poniedziałek, 26 maja 2014

Teoria wszystkiego. Sens życia według Terry'ego Gilliama, czyli a wszystko i tak pochłonie czarna dziura

Zdaje się, że dziś oficjalna premiera tego dzieła, więc wrzucam notkę, a nuż zainteresują się najnowszym dziełem Terry'ego Gilliama (tak, tak to ten od Monthy Pythona, ale bardziej znany ze swych wizjonerskich wizji filmowych) nie tylko jego fani. Sam niedawno przypominałem sobie Brazil i bardzo byłem ciekaw jego najnowszego projektu, zwłaszcza, że dochodziły słuchy, że odrzuciwszy wielką kasę, będzie miał za to możliwość kreowania filmu zgodnie ze swymi pomysłami, a nie wizją producentów.   
A jak wyszło? Wizualnie jest ciekawie. Nawet bardzo. Prawdę mówiąc w ogóle nie przeszkadzała mi lekka siermiężność i brak efektów - u tego reżysera często bez dużej kasy udawało się uzyskać wizję przyszłości, która zaciekawiała bardziej niż fajerwerki za grubą kasę. Tym razem jest cyberpunkowo (a może raczej steampunkowo, bo maszyny są mało nowoczesne), ale dziwnie lateksowo, kolorowo i nawet cukierkowo. To świat, w którym wszechobecna reklama obiecuje ci wszystko, wieczną szczęśliwość i wszystkie odpowiedzi. Tylko jakoś dziwnie puste wydaje się to wszystko - udawane i oszukane niczym wizja narkotyczna. Jakże łatwo się temu poddać, dać ogłupić, porwać się rytmowi nieustannej zabawy. Ten kto zadaje pytania, szuka odpowiedzi nie pasuje do społeczeństwa i najlepiej byłoby go usunąć.

Tempero, muzyka klezmerska, krakowski wieczór i załamka frekwencją wyborczą. Czyli czy ja muszę coś dodawać?

Notka trochę wyjątkowa, bo choć i tak moja pisanina jest odległa od klasycznych recenzji, to dziś jeszcze bardziej będzie to próba uchwycenia jakiejś chwili, niż merytoryczna relacja z jakiegoś wydarzenia. Ale kulturalny bohater notki będzie. Nie martwcie się. O polityce też nie będę pisał, wystarczy to co napisałem w tytule. Załamka po prostu. Jeżeli ludzie psioczą na wyniki, na ludzi którzy są wybierani, nich się wreszcie obudzą, bo ignorowaniem wyborów nic nie zmieniają, sprawiają jedynie, że wygrać je (np. idiotom) jest jeszcze łatwiej - przy niskiej frekwencji różne cuda są możliwe.
Wolę pisać o Krakowie. Mam nadzieję, że oprócz dzisiejszego wieczoru uda się jeszcze trochę zakosztować kultury w jakiś wieczór, ale póki co, już się cieszę! W biegu, bo ledwie w hotelu zostawiliśmy walizy, a trzeba było lecieć zaraz na koncert, ale warto było. I nawet nie będę marudził już tak bardzo na cenę (a mówią, że to Warszawa jest droga?!?). Choć moim zdaniem koncerty odbywające się w kościołach, czy synagogach regularnie, z powtarzanym programem nie powinny kosztować za wstęp po 60 zł. Płyta za 80? No chyba kogoś pogięło. Ja rozumiem - macie turystów z całego świata, ale chyba nie tylko dla nich są takie wydarzenia organizowane?
Ale miałem nie marudzić.
Przy różnych wyjazdach na konferencję zwykle udaje się choć jeden wieczór wygospodarować na jakieś wyjście. W ub. roku był Janusz Radek, w tym roku minęliśmy się o włos z Kroke, a po długich wahaniach zrezygnowaliśmy z Cezika i poszliśmy na koncert muzyki klezmerskiej w synagodze Izaaka. I wszyscy uważamy, że to był dobry wybór. 

sobota, 24 maja 2014

Wasza wysokość, czyli mało heroiczne fantasy. I rozdawajka Czarnej Serii



Przezabawna i sensacyjna komedia... Tego typu reklamy zawsze przyprawiają mnie o dziwny niepokój, że będę świadkiem kolejnej żenady i humoru najniższych lotów. Cóż, podobno rodzaje poczucia humoru są różne, a trzeba dogodzić gustom większości. W związku z tym gatunku "komedia" raczej unikam, chyba że mogę sięgać po rzeczy starsze. No ale co mi szkodzi spróbować?
W tym przypadku zwiastun zawiera większość dobrych scen i nie oczekujcie jakichś wielkich fajerwerków. Wasza wysokość to całkiem niezła parodia, pod warunkiem że wcześniej poznaliście trochę kino fantasy, przygodowo-historyczne. No i jeżeli nie przeszkadzają Wam żarty z gatunku tych sprośnych.

piątek, 23 maja 2014

Powiem ci wszystko, czyli dziewczyna czy chłopak


Zanim o dzisiejszej premierze kinowej jeszcze jedna zaległość - na blogu w miejsce zakończonego konkursu pojawiła się notka o genialnej "Gorączce".
A teraz przyjrzyjcie się zdjęciu na plakacie obok. To kobieta czy mężczyzna? I w zależności od tego jak odpowiemy sobie na to pytanie, co nam to robi? Ma to dla nas znaczenie czy nie? Dla osób transseksualnych na pewno ma to znaczenie, jak będziemy ich traktować. I nie mówię o wygłupach i prowokacjach typu facet z brodą przebierający się za kobietę. Mówię o tych, którzy zmagają się w swej psychice z dramatem swej niezgody na ciało, na swój wygląd, przez wiele lat.

czwartek, 22 maja 2014

Jak się kochają w niższych sferach, czyli kłamstwo ma krótkie nogi


Kolejna notka teatralna. Może po tygodniach posuchy wreszcie będzie czas by się trochę bardziej zmobilizować. Udało się zobaczyć Boską, a w ramach realizowanego co roku wyjścia z obiema mamami tym razem wybraliśmy teatr Kamienica. Tak się jakoś śmiesznie układa, że w przeddzień ich święta zawsze szukam czegoś lekkiego i interesującego, a trafiamy w nowe miejsce. Mamy więc walor dodany - łapanie klimatu i porównywanie różnych teatrów. Kamienica wiem, że się spodobała bardzo. I nie tylko ze względu na miejsca tuż pod sceną :) Po prostu miejsce ma w sobie dużo uroku - te wystylizowane wnętrza, makieta dawnej Warszawy (cudeńko!), duże przestrzenie, w których można pospacerować, usiąść, a nie tak jak to czasem bywa ciasny korytarz i koniec. Co prawda tym razem nie powitał nas p. Emilian, ale jestem świadkiem, że bywa tam często i zagaduje nie tylko do vipów.
A sama sztuka?

środa, 21 maja 2014

Dotknij wiatru, dotknij wody, czyli odkryć formułę nieskończoności



Po lekturze powieści Amosa Oza nawet nie sądziłem, że tak szybko będę miał okazję wrócić do jego twórczości. Tym razem dzięki Teatrowi Żydowskiemu, który przygotował premierę sztuki opartej na jego powieści "Dotknij wiatru, dotknij wody". Taką prozę na pewno niełatwo przenieść na deski teatru - jest pełna historii ludzkich, małych i dużych, czasem miesza rzeczywistość realną z magiczną. Trudno to odegrać, a przecież trudno postawić na scenie aktorów, którzy mają tekst jedynie recytować.

wtorek, 20 maja 2014

Dziewczyna na moście, czyli w pogoni za szczęściem

Po raz kolejny robię zmianę planów i piszę około północy notkę troszkę archiwalną, czyli na temat czegoś widzianego kilka tygodni temu. Ale tym razem na szczęście powodem nie jest jest jedynie zaganianie i brak czasu. Po prostu po pracy pojechałem jeszcze do Muzeum Powstania na spotkanie promocyjne książki-albumu "Rozpoznani". Niesamowity czas - ale zanim wróciłem do domu minęła godzina 22. W domu czekała przesyłka od Agory właśnie z tą pozycją do recenzji, więc kolejną godzinę spędziłem na przeglądaniu... Wciąż w pamięci na świeżo mam film, a ta książka i to spotkanie stanowią niesamowite uzupełnienie, rozwinięcie...
Napiszę o tym jeszcze.
A dziś jak wspominałem - coś ze szkiców notek porobionych już jakiś czas temu. Film, który ma w sobie jakiś dziwny nastrój, urok, choć nie każdemu to będzie pasowało. W czasach gdy nawet dawne filmy czarno-białe się koloryzuje, decyzja by kręcić właśnie w takiej technice i to historię dziejącą się współcześnie, już może zaciekawić.

poniedziałek, 19 maja 2014

Gorączka, czyli nawet w westernach nie znajdziecie takiego pojedynku

Bilety na koncert rozdane, więc mogę notkę poświęcić czemuś innemu. Przeglądam listę niedawno obejrzanych filmów i wybieram...
No tak, jak mógłbym nie napisać o jednej z najlepszych sensacji w historii? Ten cholernie długi (174 minuty) film Michaela Manna oglądałem już chyba z 5 razy i za każdym razem z ogromną przyjemnością. Jak najbardziej zasługuje na własną notkę i trafienie na wydłużającą się listę obejrzanych.
Ileż to było obrazów o pojedynku policjantów i złodziei. Ale ten naprawdę jest wyjątkowy. I to nie tylko ze względu na obsadę i kapitalny pojedynek aktorski Roberta DeNiro i Ala Pacino.

Duża ryba, czyli życie jest pełne magii

Kolejne dni spędzane godzinami przy wpisywaniu ankiet. Uff. Głupawe seriale by coś tam w tle leciało, a od czasu do czasu tylko coś fajniejszego z tv.  Choćby odświeżony film Burtona. Ach, no i niewielka przerwa na Noc Muzeów. Szkoda tylko, że pogoda nie dopisała (zmoczyło nas równo) i nie przewidzieliśmy aż takich kolejek :) Ostatecznie skończyło się w Polsko Japońskiej Szkole Technik Komputerowych. Córka z góry zapowiedziała, że nie interesuje jej ani historia ani galerie. A tu znalazła coś dla siebie. Tworzone przez studentów własne instalacje, prezentacje pokazujące różne rzeczy związane z kulturą kraju wiśni, ale i to czego się uczą. Było ciekawie!
W najbliższych dniach dwie notki teatralne, coś z lektur, ale dziś kolejne dzieło filmowe. Jak wspominałem odświeżane, ale dziś chyba zrobiło na mnie lepsze wrażenie niż wtedy. Może trzeba mieć nastrój na takie klimaty? Burton zawsze był trochę odjechany, jego wizje nie wszystkim pasują, ale ja bardzo lubię jego dziwaczne pomysły i wyobraźnie. 
Może powinienem zacząć od skojarzenia z filmem, który bardzo lubię - z Forrestem Gumpem. O ile jednak tam mieliśmy opowieść o przygodach prostaczka o wielkim sercu, tak tu niesamowite historie niosą jeszcze ze sobą coś jeszcze.

sobota, 17 maja 2014

Dziewczynka w trampkach, czyli znaj swoje miejsce

Chyba pierwszy film długometrażowy nakręcony przez reżysera - kobietę z Arabii Saudyjskiej. Choćby dlatego jest wart uwagi. Haifaa’y Al-Mansour robi pewien wyłom w kulturze, która zabrania kobietom tak wielu rzeczy (nawet prowadzenia samochodu), naraża się w swoim kraju na krytykę, choć przecież jej film nie jest jakimś antyreligijnym manifestem. Gdzieś delikatnie, podskórnie opowiada on o problemach z jakimi zmagają się w krajach Islamu kobiety, pokazuje ich dylematy, ale nie namawia przecież do odrzucenia wiary i tradycji. Z delikatnością, z humorem i poprzez uczynienie z głównej bohaterki rezolutnej dziesięciolatki, przekazuje nam coś ważnego, mówi o potrzebie zmian, mając nadzieję, że będą one możliwe w ramach dialogu.

piątek, 16 maja 2014

Pancernik Potiomkin, czyli kino w służbie propagandy


Dziś na ekranach kin studyjnych pojawia się odświeżona cyfrowo wersja legendarnego już filmu
„Pancernik Potiomkin”. Dzieło sprzed blisko 100 lat (rok 1925) od razu zostało uznane za arcydzieło, analizowano je i uczono na jego przykładzie kolejne grupy filmowców. Chodziło o nowoczesny montaż, ale i sposób opowiadania tej historii. Nawet dziś trzeba przyznać, że młodziutki Siergiej Eisenstein stworzył coś, co nawet dziś wydaje się spójne i poruszające. Niby bohater jest jedynie zbiorowy, ale to w niczym nie umniejsza naszej uwagi.
Film miał poruszać emocje i dlatego okazał się świetnym materiałem do propagandy, do tego by wysławiać dzieło rewolucji i tych, którzy przeciwstawili się okrutnemu reżimowi, niesprawiedliwości. Pod tym względem drażni jak cholera. Chwilami nawet śmieszy. Odzwyczailiśmy się też np. od teatralnej, przerysowanej gry aktorskiej, długich przemów, które potem załatwia plansza z jakimś zdaniem. Ale wszystkim tym, którzy film znają jedynie ze słyszenia, lub widzieli w telewizorze, polecam zobaczyć to na dużym ekranie. I tylko żal, że już nie ma szans by zobaczyć to z muzyką na żywo (dopiero by robiło wrażenie).

czwartek, 15 maja 2014

Co czytali sobie kiedy byli mali? Czyli urok wspomnień

Ewa Świerżewska i Jarosław Mikołajewski postanowili wypytać znane osoby o ich pierwsze czytelnicze wspomnienia. Dobór rozmówców jest dość specyficzny i znajdziemy tu zarówno ludzi sztuki, jak i nauki, młodszych i tych, których wspomnienia sięgają czasów wojny. Każdy ma zaledwie kilka stron na to by podzielić się swoimi refleksjami na temat swych pierwszych lektur oraz wpływu jaki książki miały na jego życie. I uwierzcie: nawet jeżeli to brzmi na razie mało zachęcająco - wywiadów ze sławnymi ludźmi mam mnóstwo każdego dnia - książka okazała się ogromną przyjemnością!

środa, 14 maja 2014

Obywatel roku, czyli zimne nerwy w zimnym klimacie


Trzy filmy w kinie jednego dnia? Toż to szaleństwo dla maniaków (jakieś nocne maratony?), ale gdy zdarzy się dzień z urlopem zaplanowany właśnie na kulturę, to warto go wykorzystać w pełni. Największe wrażenie zrobiło oczywiście Powstanie, ale muszę chyba trochę ochłonąć i pozbierać się by o tym napisać.
Jako temat dzisiejszej notki wybieram więc inny obraz - wchodzi na ekrany w piątek, więc rzecz świeżutka i naprawdę ciekawa. Szczególnie polecam to fanom czarnych komedii, klimatów skandynawskich, kryminałów. Jeżeli podobało się Wam Fargo, to polecam Wam właśnie "Obywatela roku".
Aha, no i macie przyjemność zobaczenia Stellana Skarsgaarda w trochę innej roli niż filmy vonTriera.

wtorek, 13 maja 2014

Na dachu świata, czyli sam na sam z górami

Coraz mniej czasu na pisanie, więc tym bardziej cieszą różne szkice jakie sobie porobiłem jakiś czas temu na temat obejrzanych filmów. Dziś coś dla miłośników pięknych krajobrazów :)
Trudno bowiem zaprzeczyć, że siłą tego filmu jest nie tylko sama historia (prawdziwa), ale właśnie zdjęcia z Tybetu. Ta egzotyka, piękno, w połączeniu z muzyką, tworzą coś ciekawego. Jak wspomniałem historia jest autentyczna: młody Tajwańczyk, po śmierci swego brata, postanawia wyruszyć jego śladami i spełnić jego marzenie - przejechać z Chin do stolicy Tybetu - Lhasy na rowerze. Ponad dwa miesiące, kilka tysięcy metrów różnicy w wysokości i młody chłopak, który jak się nam zdaje jest kompletnie nie przygotowany do zadania jakiego się podjął.

poniedziałek, 12 maja 2014

Dopóki piłka w grze, czyli człowiek niczym wino

Clint Eastwood - jak dla mnie im starszy tym ciekawszy. I nawet do filmu, który zahacza o temat jaki kompletnie mnie nie kręci (czyli baseball) potrafi mnie przyciągnąć. Dla Amerykanów to można by rzec narodowa religia, a dla nas coś kompletnie niezrozumiałego. Na szczęście tu nie sama gra i zawodnicy są na pierwszym planie, dlatego spokojnie można to potraktować jako niezłe kino obyczajowe. Starzejący się łowca sportowych talentów, próbuje udowodnić całemu światu, że wciąż jeszcze jest coś wart, że ma nosa. W dobie nowoczesności wielu chętnie by go odsunęło na rzecz komputerów, analiz, oglądania meczu na zwolnionych obrotach. Czy jest jeszcze sens wysłania skauta drużyny na drugi koniec kraju, by zerknął swoim okiem i ocenił zawodnika?

niedziela, 11 maja 2014

Niebo dla średnio zaawansowanych - Szymon Hołownia & ks. Grzegorz Strzelczyk, czyli pukając do bram


Książka przeczytana już jakiś czas temu, powędrowała już jako nagroda w konkursie do nowego właściciela, a ja wciąż jakoś nie bardzo potrafię o niej sensownie napisać. Ci co zaglądają do mnie wiedzą, że nie lubię pisać tradycyjnych recenzji - ze wstępem, streszczeniem lub zarysowaniem akcji, notką o autorze... Wolę pisać o tym czy książka/film/muzyka wzbudziły jakieś emocje.
Ta pozycja była przyjemną intelektualną zabawą, ale jakoś niestety tym razem trochę mi w tym zabrakło emocji. Może dlatego, że obaj rozmówcy mają zbliżone poglądy na wiele spraw, są wierzący, a całość chwilami przypomina katechizm w pytaniach i odpowiedziach. Jeden udaje, że nie wie, albo jest zdziwiony, a drugi wykłada mu naukę Kościoła korzystając z barwnych i prostych przykładów. Nie, nie, nie zrozumcie mnie źle - to nie jest zła książka, ale po prostu chyba trzeba trafić z jej lekturą w odpowiedni nastrój u siebie. Wtedy będzie nie tylko bawić, ale może i skłoni do jakichś refleksji.

360. Połączeni, czyli wielki świat wcale nie jest taki duży

Tegoroczna Eurowizja zdecydowanie nie nadaje się na notkę - to już nie jest wydarzenie kulturalne (od lat to już nie jest festiwal piosenki), a mimo tego, że Duńczycy zrobili kilka fajnych rzeczy, to w sumie i tak to jeden wielki obciach. Znajdźmy więc inny temat na notkę. Sięgając do archiwalnych szkiców wybieram rzecz może nie super poruszającą, ale jednak na swój sposób ciekawą. 
Wiedeń, Paryż, Londyn, Rio i chyba jeszcze kilka miast. Tuzin postaci wydawałoby się zupełnie od siebie oderwanych i oto opowieść o tym jak dziś przeżywamy miłość, szczęście. Panorama ludzkich losów, przeplatających się ze sobą, krzyżujących i czasem oddziaływających na siebie. Ludzkie wybory i ich konsekwencje, przypadek, los, fatum... Skądś to znamy, prawda? Uwielbiam tego typu historie, ale do mistrza takich klimatów jakim jest moim zdaniem Alejandro Gonzaleza Inarritu (choćby dla przykładu Babel) bardzo trudno doskoczyć. I tym razem się nie udało.

piątek, 9 maja 2014

Seks narkotyki i podatki, czyli hipisowski duch w kapitalizmie


Co prawda dziś w mediach głośno o premierze "Powstania", ale seans jeszcze przede mną. Dziś wiec o innej premierze, która dziś wchodzi na ekrany. Chodzi o nazywany europejskim "Wilkiem z Wall Street", nagradzany nie tylko w Danii, ale i na międzynarodowych festiwalach film Spies&Gilstrup u nas przetłumaczony jako "Seks, narkotyki i podatki". Po prostu nazwiska, które dla Duńczyków są znane, u nas mówią niewiele. Postawiono więc na streszczenie zawartości filmu :)

czwartek, 8 maja 2014

Tajny raport Millingtona - Martin ZeLenay, czyli a bomba tyka

Lubię czasem w ramach rozrywki sięgnąć po coś bardzo lekkiego, rozrywkowego do czytania - bywa więc, że na raz czytam i cztery książki. Ta okazała się całkiem fajnym przerywnikiem między czymś trudniejszym. Dwa dni w pociągach i autobusach i już :) Co prawda jako wychowany na takich autorach McLean, Follett, Forsyth jestem dość wybrednym czytelnikiem, ale cóż - nie będę tym razem specjalnie marudził.
Kiedyś głównym tematem była zimna wojna i gra wywiadów, obecnie (nie tylko w Stanach) thrillery sensacyjne czy polityczne walą głównie w bęben walki z terroryzmem. Cóż - najlepiej sprzedaje się to co jakoś wyrosło na naszych lękach. Każda książka przecież tekstem z okładki krzyczy do nas: to mogło wydarzyć się naprawdę! Mogę więc pobawić się w proroka i zapowiedzieć wkrótce wysyp nowych tytułów, które poświęcone będą świeżo obudzonym apetytom mocarstwowym Rosji.

środa, 7 maja 2014

Magic Mike, czyli chyba tylko dla kobiet

Mam z tym filmem zdecydowany kłopot. Ale nie tylko dlatego, że nie kręcą mnie nagie (lub półnagie) męskie ciała. Choć jak najbardziej kręcą mnie nagie kobiece ciała, chyba tak samo ocenił bym film, który by opowiadał o striptizerkach, gdyby był podobny do Magic Mike. Podstawowym zarzutem jest to, że ten film jest o niczym - blisko 30 % jego zawartości to sceny tańca z klubów i wydaje się, że cała reszta jest jedynie banalną historyjką i pretekstem by  pokazać show "jakiego świat w kinie nie widział". Ani to dramat, ani komedia, a balansuje jakoś tak zbyt blisko ckliwego romansidła. Dobrze, że chociaż jakiś morał do tej historii dopisano, bo inaczej to już w ogóle byłoby dziwacznie - tak mamy przynajmniej jakieś dylematy i cały ten biznes nie jest przedstawiony tak słodko jakby się mogło wydawać.

wtorek, 6 maja 2014

5 rozbitych kamer, czyli dlaczego warto oglądać dokumenty

Zanim przejdę do pisania notki, chciałbym podzielić się z Wami szkicem różnych wydarzeń z jednego tygodnia (a dokładnie 5 dni) - po przejrzeniu różnych zaproszeń wpływających na skrzynkę pocztową lub na profil na FB (to dla mnie argument dla wszystkich krytyków, którzy twierdzą, że Facebook to samo zło), spróbowałem je spisać i uporządkować. Pewnie i Wy otrzymujecie masę zaproszeń, propozycji egzemplarzy do recenzji (te muszę coraz bardziej selekcjonować), więc ciekaw jestem na ile udaje się Wam z różnych rzeczy korzystać, jak sobie radzicie z kalendarzem. Niestety coraz częściej stwierdzam, że doba jest zdecydowanie za krótka, albo powinienem przejść na jakiś inny tryb pracy (np. w domu, by rodzina mnie od czasu do czasu widywała za dnia). Oto przegląd najciekawszych zdarzeń z Warszawy, o których dostałem informacje (bo inne pomijam będąc realistą). Jak tu się rozdwoić, by skorzystać choć z części?

poniedziałek, 5 maja 2014

Być jak Kazimierz Deyna, czyli sprostać oczekiwaniom

Kolejny dowód na to, że Polacy nauczyli się czegoś od Amerykanów. 
A konkretnie to nauczyli się robić dobre zwiastuny. Bo dobry trailer ma zachęcać, zaciekawiać, bawić i popychać do tego by natychmiast biec do kina. A że potem na seansie wynudzimy się jak mopsy, to już inna sprawa. Następnym razem pewnie i tak damy się nabrać na dobry zwiastun. W tym przypadku zawiera on tak ładnie dobrane i zmontowane sceny, że szykujemy się na kapitalną, zwariowaną komedię. A co dostajemy?

niedziela, 4 maja 2014

Mój biegun, czyli coś mi tu nie gra

Na początek kolejny link do recenzji zamieszczonej na miejsce zakończonego konkursu: muzyczna komedia Szalona kapela
A dziś kontynuujmy klimaty familijne, czy też wyciskacze łez. Bo tak chyba powinno się zakwalifikować produkcję TVN. Po kilku filmach zrobionych w ramach cyklu "życiowe historie" (raz lepiej, raz gorzej to wychodziło), producenci postanowili wprowadzić też film do kin, by trochę więcej na nim zarobić. Historia Jaśka Meli - najmłodszego zdobywcy dwóch biegunów i pierwszej osoby niepełnosprawnej, która tego dokonała, na pewno nadaje się na filmidło pokrzepiające, podnoszące na duchu i inspirujące. Oto po nieszczęśliwym wypadku młody człowiek zbiera się do kupy i udowadnia, że niepełnosprawność nie oznacza zamknięcia w czterech ścianach i depresji. Ba, przy wsparciu innych ludzi, ćwiczeniach i silnej woli, można osiągnąć nawet więcej niż udaje się większości zdrowych i silnych ludzi.

sobota, 3 maja 2014

Ratując pana Banksa, czyli jedna aktorka to za mało

W zapasie całkiem sporo notek filmowych, więc wybaczcie, że pewnie przez czas jakiś wciąż będą one dominować na blogu. Pojawią się też we wszystkich wolnych miejscach o zakończonych konkursach (patrz nowa notka o "Dyktatorze").

A na dziś ciepłe, wręcz familijne kino. Jedni takie produkcje uwielbiają (np. za optymistyczne przesłania, wartości), inni wręcz ich nie cierpią (choćby za schematyczność i cukierkowatość). Sami musicie zdecydować do której grupy należycie. Jako "wartość dodaną" na pewno dorzucam Wam przed podjęciem decyzji ciekawą kreację Emmy Thompson.

piątek, 2 maja 2014

Szalona kapela, czyli trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny. I wyniki rozdawajki

Do filmów muzycznych mam zdecydowaną słabość. Choć sam nie muzykuję, ale na koncerty jeździło się sporo i nawet przed telewizorem czasem ciarki mnie przechodzą jak jest fajna muza. Dlatego też tej komedyjki nie mogłem przegapić.
Podstarzali muzycy, którzy postanawiają wskrzesić kapelę i na nowo wyruszyć w trasę? Temat bardzo na czasie. Mało kto potrafi odejść na emeryturę i czasem to robi się aż żenujące gdy kapela jedynie odcina kupony od dawnej sławy. Ale widać takie czasy - szczególnie w Polsce trudno było kiedyś zarobić na graniu, a tryb życia raczej nie sprzyja oszczędzaniu :) Z drugiej strony przecież istnieją zespoły, które dla fanów są żywą legendą, wciąż potrafią coś tworzyć i słychać w tym co robią serce. 

czwartek, 1 maja 2014

Twarzą w twarz. Świadkowie koronni zmartwychwstania - Paul Badde, czyli co oznacza pusty grób

Wracam do bloga :) Po przerwie związanej z pielgrzymką jest to trudniejsze niż kiedykolwiek. Ale może znowu uda wejść się "w rytm". O tym co udało się przeżyć pisać nie będę, zamknijmy więc to kilkoma zdaniami. Rzym, Watykan, Florencja. Niesamowite doświadczenie. Być w tych wszystkich miejscach, o których dotąd się tylko czytało. I to jeszcze przy takiej wyjątkowej okazji. Pięknie...
A w podróży towarzyszyła mi właśnie ta książka. Potem żałowałem, że wziąłem tylko jedną, ale pewnie żadna inna by tak dobrze się nie czytała. I jadąc przez Italię, marzyłem tylko żeby było mi dane powrócić tam znowu - tym razem by pielgrzymować do Turynu, Manopello. Może do Asyżu.