Gdy zima tuż tuż, jesień już nie grzeje słoneczkiem tak mocno i człowiek ma ochotę na kocyk i jakąś ciepłą lekturę, wiele osób sięga po obyczajówki. W ramach urozmaicenia emocji dostarczanych sobie przez masowo czytane thrillery i kryminały, sięgnąłem więc po nowy cykl autorstwa Magdaleny Kordel. Zanurzona w I połowie XIX wieku historia przenosi nas w klimat polskich dworków, utraconych nadziei po klęsce powstania listopadowego, obowiązków związanych z gospodarowaniem dużym majątkiem. To opowieść o kobietach, które mimo trudnej sytuacji osobistej, różnych ciężarów jakie na nie spadają, muszą być silne, by bronić rodziny, majątku i wszystkich tych, którzy dla niej pracują. I niby można powiedzieć: służbie i chłopom wszystko jedno dla kogo pracują, ale jeżeli czują się związani z jakąś rodziną, czują że się o nich dba, można też liczyć na to, że staną za tobą, nie tyle z obowiązku, ale i ze względu na lojalność.
Książki tego typu kojarzą się najczęściej z romansami, z jakimiś porywami uczuć, tymczasem cykl Wilczy dwór niesie trochę ze sobą coś innego. Więcej tu tęsknoty, żałoby, przyjaźni, a to co stoi na pierwszym planie to poczucie obowiązku i determinacja - nie mogę myśleć tylko o sobie, muszę żyć sprawami majątku, troszczyć się o sprawy moich ludzi, żeby tego wszystkiego nie stracić. To oznaczałoby nie tylko wstyd przed przodkami, przed zmarłym mężem, ale i skazanie dziecka na biedę i tułaczkę. Majątek od zawsze miał szczęście do silnych kobiet i niejeden portret wisi w domu o tym przypominający. Trochę więc właśnie z przeszłości Konstancja bierze siłę i energię.
Tom pierwszy dość szybko wrzuca nas w jakieś sprawy życia codziennego, problemy do rozwiązania, konflikt z jednym sąsiadów, który jest najemcą na części majątku, ale ma dużo większe ambicje. Bohaterka musi nauczyć się podejmować decyzje, przewidywać kłopoty i przede wszystkim nauczyć się słuchać ludzi, rozmawiać z nimi, bo choć zwykle oczekuje się od właścicielki rozkazów i dyspozycji, trzeba czasem polegać na dobrym zarządcy, na zaufaniu do tych, którzy są blisko ludzi. Wyczuwanie nastrojów, opiekowanie się rodzinami, słuchanie plotek i umiejętne balansowanie między wsparciem a skarceniem, może być kluczem do sukcesu.
Może nie ma jakiejś wielkiej dramatyczności w fabule, wszystko toczy się w miarę spokojnie, autorka jednak z góry zaplanowała że to dopiero wstęp do większej historii. Pewne rzeczy się jedynie sygnalizuje, bez kontynuacji, urywa się wątki. Tym większym zaskoczeniem dla mnie był tom drugi, gdzie wcale nie otrzymujemy prostej kontynuacji. Prawie w całości wypełniony jest on wspomnieniami z przeszłości, czyli przyglądamy się co uczyniło Konstancję tak twardą, a jednocześnie tak zżytą ze swoimi ludźmi. Kordel przenosi nas w czas tuż po śmierci jej męża, gdy pogrążona w rozpaczy, zaniedbała sprawy majątku i musiała przejść twardą lekcję, by zawalczyć o swoją niezależność. Tak to już jest, że gdy kobieta słaba, wielu znajdzie się facetów którzy będą chcieli to wykorzystać.
Można polubić te postacie - wrażliwą, ale i silną Konstancję, rozgadaną i rezolutną gospodynię Pelasię, która stała się jej prawą ręką, zarządcy majątku Hieronima, człowieka który zna się nie tylko na finansach, ale i na wojaczce. I niby nie ma tu wielkich emocji, scen przy których jakoś dramatycznie się angażujemy, to całkiem sympatyczne czytadło, pełne ludzkiego ciepła. Ma się ochotę na ciąg dalszy, więc przede mną tom trzeci cyklu, który właśnie niedawno pojawił się w księgarniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz