sobota, 24 września 2022

To jeszcze nie koniec - Michala Sýkora, czyli nie daje mi to spokoju

Wrzesień kończę dobrym kryminałem! Czeskie krymi od wydawnictwa Afera czytuję praktycznie od początku i podoba mi się, że to dość wyselekcjonowane pozycje, nie ma takiej masy tytułów w skali roku jak to zadziało się z tym gatunkiem w Polsce. A Michała Sýkorę i stworzoną przez niego podinspektor Marie Výrovą już znam z poprzedniej książki wydanej w ramach tego cyklu, więc brałem w ciemno, bo bardzo podobał mi się ten klimat. Ktoś podsumował - za wolne, żmudne śledztwo, ale do cholery to bliższe realiów niż wszystkie sensacyjne produkcyjniaki. Mi ten klimat, powolne zbieranie śladów, hipotez, aż do emocjonującego finału bardzo pasuje. I u naszych południowych sąsiadów powieści tego autora są na tyle popularne, że doczekały się serialu. O Człowieku Pana Ministra przeczytacie tu. 
W przypadku To jeszcze nie koniec, można rzec, że jest jeszcze bardziej nietypowo, bo to nie jest do końca oficjalne śledztwo. Przecież sprawa została zamknięta ponad dwadzieścia lat temu, szybko ją rozwiązano, więc czemu do niej wracać?

Too Late for Edelweiss - The Tallest Man on Earth, czyli najlepsze piosenki to te, które już znamy

Smutna informacja o śmierci Franciszka Pieczki, człowiek nie ma więc za bardzo ochoty na śmieszkowanie, robi się jakoś nostalgicznie. I na chybił trafił szukam czegoś jak zwykle w sieci muzycznego, żeby pomogło w kolejnych godzinach przed komputerem. I oto świeżynka. Premiera dziś. A wykonawca? Cóż. Nie wiem czy kojarzycie pana o pseudonimie The Tallest Man on Earth. Ukrywa się za nim szwedzki song writer Kristian Matsson, który na swoim koncie ma już kilka płyt i sporo koncertuje. Taki to już chyba los człowieka z gitarą :) Wciąż w trasie. I jak się okazuje, pomiędzy pisaniem piosenek własnych, facet bawi się dla relaksu również nagrywaniem coverów. Taki właśnie bowiem materiał znalazł się na tym krążku. Od Lucindy Williams, Yo La Tengo, the National, Hanka Williamsa po The Beatles. 

piątek, 23 września 2022

Roxy - Neal i Jarod Shusterman, czyli po co się wysilać, skoro są "wspomagacze"

Autorzy, którzy podobno wśród młodych ludzi robią furorę, a ja się namęczyłem z tą książką co nie miara. Ciekawy pomysł, zabawy z tytułami rozdziałów, potem jednak grzęźniemy w dziwnych wizjach, plącząc realność z czymś co jest za długie, mętne, niepotrzebne. W pewnym momencie można mieć wrażenie, że młodzi bohaterowie tej książki są tu prawie zbędni, bo służą tylko jako obiekt zakładu pomiędzy...
Ano właśnie - to jest ten myk, który dla jednych będzie genialny, a dla innych trochę przekombinowany (ja należę do tych drugich). Zakład zawierają personifikowane używki, która jako pierwsza sprowadzi swojego wybrańca/ofiarę na imprezę jako swojego towarzysza. Spytacie na jaką imprezę? I to jest właśnie dziwna moim zdaniem wizja jakoby wszystkie używki urządzały sobie jakieś spotkania w dziwnym domu, konkurowały między sobą, podbierając sobie wzajemnie osoby towarzyszące. W końcu wiadomo, że z jednymi środkami efekt uzyska się szybciej, może mocniejszy... Jak więc mają zdobyć szacunek "na dzielni" te, które nie są aż tak bardzo spektakularne?

czwartek, 22 września 2022

Gunda, czyli empatia również dla braci mniejszych

Rany, to naprawdę fenomen, że przez półtorej godziny ludzie siedzą przed ekranem i przyglądają się temu jak świnki biegają, jak kura sobie skacze i jak krowa bryka po łące. Czarno białe, piękne zdjęcia, bliskość z jaką podchodzimy do zwierząt na farmie mają w sobie coś fascynującego. Zwykłe leniwe życie. Niespieszne, takie normalne. I dlatego ostatnie minuty tego filmu tak wbijają w fotel, bo uświadamiają nam, że to przecież człowiek niszczy ta sielankę. Człowiek, który raczej rzadko pochyla się nad swoimi zwierzakami z taką sympatią, jak mamy tu okazję. Godzina za godziną, dzień za dniem. On nie ma czasu, bo dla niego te zwierzaki to jedynie przyszły materiał na sprzedaż i do przeróbki na mięso.
I chyba dlatego rozumiem ludzie, którzy po obejrzeniu Gundy przestają jeść mięso. Gdy widzisz rodzinę świnek i potem przeżywasz dramat ich matki, gdy szuka swoich dzieci, to działa lepiej niż setka wykładów prowadzonych przez ekologów - zwierzęta mają swoje uczucia i nie możemy ich traktować jak przedmiotów.

Prima Facie, czyli prawo a sprawiedliwość

Wracamy do cyklu National Theatre Live do Multikina! Na razie z powtórką, ale to jedna z lepszych, mocniejszych rzeczy jakie pewnie zobaczycie tej jesieni.

***

MaGa: Mocny, wstrząsający i nieoczywisty. Spektakl marzenie do podjęcia szeroko zakrojonej dyskusji na temat przemocy seksualnej. Do określenia i zrozumienia roli ofiary, którą przemoc dotyka często z rąk osoby znajomej, bliskiej.

Robert: O tak! Do dyskusji jak najbardziej. W kontekście całego ruchu Me too, mówienia o tym co dozwolone, a co zdecydowanie jest już naruszeniem granic, mówienia o szacunku, o tym że milczenie nie jest równoznaczne ze zgodą. To uderzenie w patriarchalny system, który jest widoczny nie tylko w prawie, gdzie to ofiara musi "udowodnić" swoją krzywdę, ale i w latach myślenia o tym, że wiele może ujść na sucho, że to przecież "przygoda", "niewinny flirt", czy "zabawa dla obopólnej przyjemności". Dyskusyjne tym bardziej, że i sama przemoc dla wielu nie będzie tu jednoznaczna - skoro ofiara bawiła się cały wieczór ze sprawcą, sama zaprosiła do łóżka, to czemu po jednym stosunku mówi nagle: „nie” i podkreśla brak zgody? Ma prawo nazwać to gwałtem czy nie?

środa, 21 września 2022

Nienarodzona - Ewa Przydryga, czyli to niemożliwe żeby ona...

Kolejne nazwisko autorów krajowych z obszaru thrillerów i kryminałów... Faktycznie chyba teraz tak najłatwiej się wybić.
Ewa Przydryga konstruuje zgrabną intrygę, choć mam wrażenie że trochę daje się ponieść fantazji w końcówce i tam staje się to mniej realistyczne. Za to za atmosferę, zagadkę, która nam towarzyszy przez większą część książki naprawdę brawa.
Na pewno wykorzystanie powoli odsłanianych fragmentów przeszłości mocno pomogło w budowaniu nastroju, w myleniu tropów, bo kierowało podejrzenia na konkretne osoby. A potem wracaliśmy do współczesności i okazywało się, że nic nie jest do końca takie jak nam się wydawało.
Wszystko zaczyna się od zniknięcia kobiety. Podejrzewane samobójstwo podważane jest zarówno przez matkę kobiety, jak i jej przyrodnią siostrę. Ta druga jest szczególnie zdeterminowana w poszukiwaniach prawdy. Jednak czy na pewno znała Laurę na tyle dobrze, żeby powiedzieć z ręką na sercu, że nic nie ukrywała i nie mogła targnąć się na swoje życie? Przecież nie miała lekko: z mężem układało się coraz gorzej, a tu nie dość, że wymagająca wiele uwagi córka ze spektrum autyzmu, to jeszcze kolejna ciąża. Może więc naprawdę coś pchnęło ją w stronę tak wielkiej desperacji?

Gynoelectro - Panilas, czyli w tej głowie co masz

Chyba powinienem z góry zaznaczyć - muzycznie nie moja bajka. Trochę drażni, ale nie tylko wysłuchałem do końca z ciekawością i pewnymi ciarkami na plecach, ale i wróciłem do tego krążka w kolejnym dniu. Doceniam bowiem siłę jaka w tym materiale tkwi - to głos kobiecy i przede wszystkim dla kobiet czytelny. Dużo elektroniki i specyficzny, surowy styl sprawiają, że pewnie nie będzie szans na bardzo szeroką promocję, jednak warto się w to wsłuchać. Ciekawie jest przede wszystkim tekstowo, ale to projekt zbudowany na emocjach, dość bezkompromisowy, szczery, więc nawet ta prostota w warstwie muzycznej czemuś służy. Ma nie odciągać uwagi, ma być tłem, bo to przede wszystkim przekaz jest istotny. To kobiece doświadczenie w polskiej rzeczywistości, a muzycznie wyruszamy jakby w podróż kosmiczną. 

wtorek, 20 września 2022

Broad Peak, czyli gdy mróz przenika do kości

Produkcja Netflix mocno reklamowana i powiem Wam, że choć w różnych recenzjach widzę trochę narzekań, to ja jestem zadowolony. Znając historię, trudno przecież stawiać na jakieś spektakularne budowanie napięcia - wszyscy wiemy kto z wyprawy nie wrócił. Są więc emocje, ale trochę inne, nie tyle widz ma czuć niepewność kto zginie a kto nie, a raczej ma się zastanawiać nad tym ile się poświęca by realizować swoją pasję, ile wysiłku trzeba w to włożyć, jak silne to musi być, że wygrywa nawet z uczuciem do ukochanych osób.
Większa część filmu to wyprawa z lat 80, czyli ta pierwsza, w trakcie której Maciej Berbeka samotnie wszedł na Broad Peak, jak mu się wydawało na sam wierzchołek, a potem przez lata gryzł się tym, że jednak szczytu nie osiągnął. Ledwie przeżył, ale chyba cały czas myśli o tym, więc gdy pojawia się szansa...

Piękny nieczuły, czyli czy można kochać za bardzo

MaGa: Dla mnie ten spektakl jest przestrogą jak i wielkim wzruszeniem. Przestrogą przed miłością, która spala, niszczy, upokarza a wzruszeniem, bo połączony został w całość piosenkami Edith Piaf, którą uwielbiam.

Robert: Ponieważ nie czytałem nic przed udaniem się do Teatru, byłem trochę zaskoczony, zarówno formą monodramu (no nie oszukujmy się, to spektakl jednej aktorki), jak i tak dużą częścią muzyczną. Przyznaję jednak, że dla mnie to się ładnie spina i uzupełnia. Oczywiście doszukujemy się w bohaterce "Małego wróbelka", jej piosenki w wykonaniu Natalii Sikory mają wiele barw i siły, ale sam spektakl można oczywiście odczytywać bardziej uniwersalnie. Tak jak mówisz: czasem kochamy tak bardzo, że nie zauważamy jak bardzo toksyczna dla nas stała się ta relacja, ile dla niej/dla niego jesteśmy w stanie poświęcić.

poniedziałek, 19 września 2022

Monomiasto - Monofon, czyli gdzie ja nie byłem, czego nie widziałem

I kolejna wrzutka muzyczna. Raczej z tych do wsłuchiwania się, bo za pierwszym razem nie wpada jakoś od razu w ucho, ale ma w sobie to "coś", co sprawia że chce się wracać. Jest melodyjnie, ale kapela nie tworzy przebojów na siłę, tekstowo jest więc całkiem poważnie, czasem zaskakująco. Może to chwilami przypominać Lao Che z czasów płyty Gospel (choć nie ma tak porywających dęciaków) i nic dziwnego, bo zespół Monofon powstał m.in. z inicjatywy dwóch członków tamtej formacji (Rafała Boryckiego, perkusisty Michała „Dimona” Jastrzębskiego) oraz gitarzysty Michała Wójcika. Do nich dołączył m.in. na wokal Jacek Szymkiewicz i to chyba ostatnia płyta w jakiej maczał jeszcze przed śmiercią "Budyń".

Włosi - John Hooper, czyli czy jest jedna prawda o mieszkańcach Italii?

Jeżeli ktoś interesuje się Italią, to książka Johna Hoopera będzie nie lada gratką. Pisze nie tyle o kraju, ale o jego mieszkańcach, o ich mentalności, próbując odpowiedzieć na pytanie czy istnieje coś takiego jak stereotyp Włocha i czy jest on prawdziwy. W naszych głowach oczywiście takowy istnieje, ale czy ma coś wspólnego z prawdą? W końcu to kraj, który zjednoczony w obecnym kształcie jest od niedawna, wcześniej zaś był przez wieku mocno podzielony, różne regiony walczyły ze sobą, a ogromny wpływ na to, które z nich brały górę, miały obce mocarstwa. Co w takim razie z naszymi wyobrażeniami o wspaniałej kulturze, zabytkach, dziełach sztuki, wielkiej historii sięgającej aż do starożytnego Rzymu. Ano oczywiście ślady tej przeszłości można odnaleźć, tyle że często nie mają one wiele wspólnego z całym terytorium dzisiejszych Włoch i wszystkimi ich mieszkańcami. Może więc trzeba by mówić raczej o regionach, które bardzo się od siebie różnią, o miastach, które były niezależnymi księstwami?
I tak właśnie Hooper prowadzi nas przez historię, przez czasy współczesne, przez politykę, kulturę, modę, kuchnię, zwyczaje i zainteresowania.

niedziela, 18 września 2022

Ulica szpiegów - Mick Herron, czyli nie są doskonali, ale też nie mają nic do stracenia

Co się dzieje ze szpiegiem, który uznany jest przez przełożonych za niezdatnego do służby, a jednocześnie nadal chcą mieć go na oku? Ci którzy czytali poprzednie tomy cyklu "Kulawe konie" już wiedzą - istnieje specjalny wydział, trochę zapomniane miejsce na świecie, gdzie skazani są na beznadziejnie żmudną pracę papierkową i rozmyślanie nad swoją żałosną egzystencją. A co dzieje się ze szpiegiem, który się starzeje, z powodów demencji ma już zaburzenia świadomości i istnieje obawa, żeby przypadkiem nie zdradził jakichś dawnych tajemnic?
Czy można się obawiać tego, że w służbach istnieje praktyka cichego pozbywania się takiego kłopotu? Czytając "Ulicę szpiegów", może pojawić się taki pomysł, a przynajmniej przychodzi on do głowy Riverowi, wnukowi Dawida Cartwrighta, tajnego agenta z czasów zimnej wojny i szarej eminencji MI5. To właśnie dziadek zainspirował go kiedyś do podjęcia tej pracy, a jego opowieści były dla Rivera przez lata fascynującą lekcją na temat działalności wywiadu. Teraz, ma jednak w sobie lęk, że staruszek może narozrabiać i komuś wysoko postawionemu może się to nie spodobać. Obawy mężczyzny dość szybko nabierają realnych kształtów - obaj znajdą się na celowniku centrali, choć wszystko będzie się próbowało załatwiać po cichu. Pewnych rzeczy lepiej nie ujawniać, bo mogą posłużyć krytykom służb wywiadowczych i spowodować jeszcze większy wpływ polityków nad ich działalnością, co jak wiadomo nie służy skuteczności. A do cholery, czasy takie, że lepiej nie osłabiać MI5 - właśnie dokonano w Londynie krwawego zamachu, więc wszystkie ręce potrzebne są na pokładzie, aby to wydarzenie wyjaśnić i nie dopuścić do kolejnego.

sobota, 17 września 2022

Kryptonim Polska, czyli ku chwale na kwartale?

Trochę zaskakujące połączenie, bo mamy do czynienia, nie oszukujmy się z komedią romantyczną, a jednak jej tło staje się tu ważniejsze niż sama relacja między bohaterami. On jest chłopakiem, który trochę przez przypadek i frustrację swoim życiem, trafił pod wpływy swojego kuzyna o poglądach faszystowskich, ona zaś ma poglądy zdecydowanie lewicowe i grupy nacjonalistyczne uważa za zło najgorsze. Będziemy mieli więc trochę kluczenia, ukrywania i wreszcie katastrofę gdy wszystko się wyda, ale miłość ma wszystko zwyciężyć. Byłoby banalnie i dość nijako, ale fakt iż Piotr Kumik mocno rozwinął wątek grupy faszystowskiej do której trafia główny bohater, film staje się nie tylko zbiorem ciekawych obrazków z naszej rzeczywistości (urodziny Hitlera, bagatelizowanie tego przez sąd, palenie kukły Żyda i masę innych z znanych z mediów wydarzeń), ale i niezłą komedią. Zabawną, choć chwilami również dość przerażającą. Niby trudno się nie uśmiechnąć, gdy uważani za idiotów mężczyźni, planują jeszcze bardziej spektakularne akcje, które mają sprawić, że zaczną być traktowani poważnie, ale wciąż są nieporadni niczym dzieci. Czasem jednak ten śmiech trochę więźnie w gardle, gdy myślisz sobie o pobiciu przez grupę kolesi (bo "ciapaty" im się nie spodobał"), czy narracji pełnej nienawiści, która mimo całej głupoty argumentów, brzmi po prostu groźnie.

Y2K - Ars Latrans Orchestra, czyli twórczy kolektyw znowu w akcji

Nie należę do pokolenia millenialsów, choć załapałem się pewnie na większość tego co ich kręci i podnieca, ale z zaciekawieniem sięgnąłem po kolejną odsłonę projektu Ars Latrans Orchestra, który odwołuje się do przełomu wieków, do tej atmosfery, muzyki... Projekt muzyczny, o którym pisałem w roku ubiegłym (tutaj) był dla mnie bardzo miłym odkryciem, trochę złagodził smutek po zakończeniu działalności przez Bass Astral z Igo. Choć tu nie ma mojego ulubionego wokalisty, to jest druga połowa duetu, a poza Kubą, również Runforrest, którego odkryłem na ich koncercie i jeszcze kilka postaci postaci polskiej sceny muzycznej jak Odet, dybiński, koko die, Gypsy and the Acid Queen, Piotr Wykurz. Wszyscy tworzą kolektyw, który raz na jakiś czas nagrywa, organizuje festiwale i koncerty, generalnie chyba dość dobrze się bawią w swoim towarzystwie. I na tym krążku to się czuje, bo chyba jest jeszcze bardziej wyluzowany, roztańczony...

piątek, 16 września 2022

Drif - Heilung, czyli zabierzemy was na pole bitwy

Moda na Grę o tron, na opowieści o Wikingach, sprawiła, że coraz większą popularność zdobywa również muzyka folkowa, która pochodzi z północy. Im bardziej tajemniczo o oryginalnie tym lepiej. Wrzućcie chociaż fragmenty nagrań Heilung będziecie wiedzieć o co chodzi. Niektórzy się śmieją, że to połączenie tego co robiło w muzyce Dead Can Dance, hipnotycznych, transowych, rytmów i śpiewu inspirowanego dawnymi pieśniami oraz mocy jaką znamy z tak modnego metalu z krajów północy. Nie ma jednak ciężkich gitar, są dawne instrumenty, jest delikatność, ale i wokal wywołujący ciarki na plecach, szamańska moc. Czy to bliskie temu co mogło wybrzmiewać w czasach wikingów? Niech się wypowiedzą znawcy tematu, osobiście wątpię, jak dla mnie to raczej nowoczesne podejście do tematu. Obok dawnego instrumentarium (grzechotki, rogi,  dzwonki) jest przecież również elektronika, ale też chodzi o tworzenie bardziej współczesnej przestrzeni, czy rytmów, które czynią muzykę bardziej przyjazną, współczesną. 
Fascynuje język, dziwne głosy, szepty w tle, czasem naprawdę czujemy jakbyśmy przenieśli się na plan filmowy albo słuchali słuchowiska z narratorem opowiadającym nam o koszmarnych wydarzeniach. Dodajmy, że to dość mroczna, krwawa historia.

czwartek, 15 września 2022

Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm - Karolina Sulej, czyli uczą jak akceptować siebie i cieszyć się życiem

Nie dziwcie się, że to książka średnio dla mężczyzn. Dla mnie to była niezła lekcja, odkrywanie różnych postaci i ich poglądów. Nie zawsze ze wszystkimi bym się w 100% zgodził, warto jednak wsłuchać się w ich głosy. Nie są, tak jak niektórzy chcieliby je widzieć, nawiedzonymi kobietami, którym czegoś w życiu brakuje i dlatego w głowach się przewraca. Do miejsca w którym są, doprowadziły trudne doświadczenia, przez które albo przeszły same albo towarzysząc innym kobietom. Przemoc domowa, dyskryminacja, molestowanie, ocenianie, próby wpychania w ramki, to przecież nie są zjawiska marginalne, ale wciąż niestety dość powszechnie istniejące, czy nawet czasem usprawiedliwiane. I oto coraz częściej kobiety nie chcą z tymi doświadczeniami siedzieć w czterech ścianach, znosić ich same, ale postanawiają głośno o nich mówić. Albo coś zmienią albo przynajmniej inne kobiety zrozumieją, że nie są same, że wspierając się będzie im łatwiej. Nie ma tu bowiem tylko i wyłącznie działaczek społeczno-politycznych, jak czasem postrzega się feministki, agresywnej narracji na temat patriarchalnej opresji - znajdziemy za to wiele mądrych słów o akceptacji, szukaniu równowagi, stawianiu granic, odnajdywaniu siebie. Może dlatego motywem przewodnim Karolina Sulej uczyniła właśnie ciało. Nie tylko w znaczeniu fizyczności, seksualności, zmysłowości, zdrowia psychicznego, ale również psychiki, czy też nawet poszukiwania drogi do przemiany duchowej poprzez bycie w zgodzie z ciałem, porzucenie wstydu, wyzwolenie się bólu. Brzmi dziwnie? Gdy zanurzymy się w spotkania z niektórymi bohaterkami, może i niektórym zrobić się dziwnie, bo przecież nie każdego dnia styka się z osobami odwołującymi się do bycia wiedźmą lub tak otwarcie opowiadającymi o seksualności. Są inspiracją, wsparciem, szansą na zmianę dla innych kobiet, warto więc wsłuchać się w ich historie, doświadczenia i przesłanie. Nawet jeżeli nie zawsze z czymś się zgadasz.

Herkules, czyli jak on to robi

W oczekiwaniu na kolejny sezon Szadzi, chodź bardziej siłą rozpędu niż z ciekawości i wyglądając kolejnych ciekawych produkcji krajowych ze zbrodnią w tle, natrafiłem na Herkulesa. Hmmm... TVN postanowiło zafundować widzom coś co bardziej przypomina produkcje TVP. Zamiast budowanego napięcia i jakiejś wciągającej intrygi, mamy jakby mieszankę procedurala z genialnym bohaterem, który ze względy na pewne zachowania uważany jest za dziwaka. Mieliśmy Monka z jego fobiami, więc Herkules z czymś co trochę przypomina spektrum autyzmu, nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem, ale faktycznie wprowadza do serialu trochę urozmaicenia. Nie tak dawno jednak mieliśmy coś bardzo podobnego na TVP z Henrykiem Talarem w roli głównej (Archiwista), czyli policjantkę, która na złość swoim przełożonym rozwiązuje dzięki wsparciu cywila różne sprawy. Tu jest podobnie, bo bohater mimo swoich starań wciąż oblewa egzaminy i nie chcą go do policji przyjąć. Jego umiejętności docenia jednak policjantka, która dzięki temu nie zostaje wyrzucona z wydziału. Oczywiście nie może afiszować się z pomocą cywila, więc to co robi jest półoficjalne, ważne jednak że może pochwalić się skutecznością.

środa, 14 września 2022

Czerwona ziemia - Marcin Meller, czyli zrobię dla niego wszystko

Kolejny audiobook z trasy i coś co najlepiej się w takich sytuacjach sprawdza, czyli mieszanka thrillera sensacyjnego z odrobiną polityki w tle. Marcin Meller wykorzystał swoje doświadczenia z wypraw do Afryki jako korespondent i uczynił głównym bohaterem właśnie dziennikarza, przeplatając jego wspomnienia z przygód, gdy dopiero zaczynał, z teraźniejszością, gdy próbuje odnaleźć swojego syna. To zdaje się jego debiut fabularny, bo dotąd pisywał chyba jedynie felietony i reportaże i poradził sobie z tym całkiem nieźle. Może nie jest to jakaś mistrzowska intryga trzymająca za gardło, ale jest na pewno ciekawie. Trochę historii m.in. z sytuacji w Ugandzie i sąsiadujących z nią krajów, trochę naszej polityki i wojenki z konserwatywnym rządem (umoczonym w dziwne interesy), no i trochę opowieści o zabarwieniu przygodowym. W sumie szkoda, że te wspomnienia nie są mocniej, jakoś wyraźniej powiązane ze współczesną akcją, służą głównie temu, by jakoś pokazać w mocniejszym świetle relację z piękną panią minister. O ile samo zniknięcie syna dziennikarza i jego poszukiwania mogą stanowić wątek, który wciąga i podnosi ciśnienie (zwłaszcza gdy wciąż ktoś czyha na jego życie), o tyle przeszłość ma charakter delikatnie mówiąc nijaki. Powiedzmy, że bardziej obyczajowy, ale jakby z innej książki, a przynajmniej tak to odbieram.

Burning Bright - Laura Cox, czyli dziewczyna z gitarą

W zapowiedziach nowości muzycznych znalazłem nazwisko Laury Cox i przypomniałem sobie, że w tym roku była jedną z zagranicznych gwiazd na PolandRock (choć sam nie widziałem jej na dużej scenie). Postanowiłem więc odsłuchać sobie jakiś jej wcześniejszy krążek... Po ostatnich klimatach dość łagodnych i spokojnych (typu Kraina łagodności), w głośnikach w pracy zabrzmiały więc ostre gitarowe riffy. Artystka z Francji zaczynała od wrzucania różnych coverów na Youtubie, ale takie mamy czasy, że sukces wirtualny szybko przyciąga uwagę producentów i otrzymała szansę na zrobienie własnych nagrań. Potem już poszły trasy koncertowe i coraz większa popularność.

wtorek, 13 września 2022

Miasto gangów. Ukryte światy Rio de Janeiro, czyli niektórzy wolą tego nie widzieć

5 dni w trasie, więc sporo audiobooków udało się nadgonić. W tym jeden reportaż, który pokazał mi trochę inne oblicze Brazylii i Rio de Janeiro. Wiadomo jakie mamy skojarzenia - słońce, plaże, zabawa, karnawał, statua Chrystusa... Jest jednak oblicze tego miasta mniej znane turystom, bo raczej nie zapuszczają się oni do faweli, nie mają kontaktu z biedniejszą i ciemniejszą stroną życia w Rio. Może tytuł miasto gangów wydawać się przesadzony, Czeszumski jednak mam wrażenie nie przesadza i nie koloryzuje. Rozmawia z mieszkańcami biedniejszych dzielnic, stara się pokazać różne historie i pokazuje, że dla wielu ludzi z Rio, widok chłopaków z bronią, handlujących narkotykami to codzienny obrazek. I wcale ich nie przeraża, bo paradoksalnie większe kłopoty kojarzą im się z policją, wprowadzającą do ich dzielnic zamiast porządku jeszcze większy chaos.

Sopot w trzech aktach - Marta Matyszczak, czyli leniwy odpoczynek nad morzem to nie z nimi

Od czasu do czasu wracam z przyjemnością do serii z Guciem, czyli kryminałów Marty Matyszczak z uroczym, trochę zrzędliwym kundelkiem. Sopot w trzech aktach to już 10 tom cyklu, ale chyba na razie nie będzie końca serii, mimo że pojawiła się równolegle seria z kotem w roli głównej (jej jeszcze nie znam).
Róża i Szymon Solańscy wreszcie chyba przeszli przez wszystkie prywatne zawirowania, ale ich życie małżeńskie napotkało dość prozaiczną przeszkodę - nie bardzo mają gdzie mieszkać, bo remont nie dość że się przeciągnął, to nie idzie wcale tak jak sobie to wyobrażali. Katastrofa. Szymon jednak znajduje pewien sposób na tą sytuację i po prostu daje nogę na urlop. Na szczęście nie zapomina o Róży i Guciu. Ba, okazuje się, że dodatkowo jako ogon przyczepiła się do nich sąsiadka, a w to samo miejsce jedzie również aspirant Barański z mecenas Potomek-Chojarską, która zdaje się zagięła na niego parol. Oj to będzie dziwny urlop. Zwłaszcza, że przecież Szymon niespecjalnie lubi dyskoteki, opalanie, czy spacery po molo. Czemu więc Sopot?

środa, 7 września 2022

Truflarze, czyli czy próbowałeś białego złota?

To dość fascynujące, że film o czterech starszych panach, których zawodem, pasją, radością było i jest polowanie na trufle, wzbudził aż tak wielkie zainteresowanie na całym świecie. Przecież niewiele tu ekscytacji, nawet zdjęcia nie są jakieś piękne, a wiele scen w innym filmie mogłoby wydawać się nudne. Tu jednak pasuję idealnie i intrygują. Dlaczego? Chyba ze względu na tęsknotę za światem, który powoli odchodzi w przeszłość, za prostotą, tradycją. O tym właśnie jest ten film - o ludziach, którzy już mają swoje lata, są trochę wyczerpani, ale wciąż są naciskani na poszukiwania, bo mają świetne wyniki. Kasę jednak z tego czerpią głównie pośrednicy i handlarze, a nie oni. Ta presja na ilość, na jakość, może doprowadzić do tego, że naturalne skarby których się szuka i są rzadkością, mogą za czas jakiś stać się jeszcze trudniejsze do zdobycia. Jeżeli mafie zbieraczy potrafią truć psy, dlatego że wydaje im się, że wyeliminują wtedy najstarszych wyjadaczy i sami zgarną ich tereny, to nie prowadzi do niczego dobrego.

wtorek, 6 września 2022

Zbrodnie po sąsiedzku, czyli bo o śledztwie trzeba umieć opowiedzieć

Jeszcze zanim zanurzę się w drugi sezon tej produkcji, notka leci w miarę entuzjastyczna, bo to naprawdę było świeże, zabawne i ciekawe. Niby zagadka kryminalna, ale to co ciekawsze to pomysł na śledztwo, na atmosferę w jakiej ono jest realizowane. Charles (Steve Martin), Oliver (Martin Short) i Mabel (Selena Gomez), mieszkańcy luksusowej nowojorskiej kamienicy, dotąd mijali się w windzie bez kontaktu, ale to co ich połączyło to zbrodnia. A może raczej fascynacja zbrodnią? Jako miłośnicy podcastów kryminalnych sami postanowili spróbować swoich sił w śledztwie w sprawie trupa w ich budynku. Policja uznała to za samobójstwo. Czy im uda się udowodnić że było inaczej i wskazać sprawcę? Nie będzie łatwo, bo jedno z nich ma coś do ukrycia w tej sprawie, jedno raczej nie przepada za kontaktami z ludźmi, a jedno jest notorycznym manipulantem, wizjonerem, który ma szalone pomysły.
Ich podejrzenia i hipotezy są dość szalone, ale to właśnie jest fajne - ta mieszanka absurdu, zabawne i trochę przerysowane postacie... Od psychiatry z ich budynku, który wszędzie powtarza, że przyjmuje płatności nawet blikiem, przez Stinga, który tworzy nową piosenkę, innych mieszkańców głosujących w ważnych sprawach wspólnoty, aż po trójkę naszych bohaterów.

poniedziałek, 5 września 2022

Tobie - Dagadana, czyli tradycja i nowoczesność



Ostatnio przeskakuję z jednego, ciężkiego nastroju muzycznego (i pewnie coś z tego będzie we wrześniu na pewno na Notatniku) do drugiego, który moje dzieci by określiły mianem "smęcenia". Jeden trochę podnosi energię, drugi wycisza, uspokaja i sam nie wiem czego mi teraz potrzeba bardziej. Za dużo do zrobienia, za mało czasu.

A dziś w pracy odkryłem jeszcze coś innego, co leży prawie dokładnie pośrodku, czyli trochę wycisza, ale i miejscami jest bardzo energetyczne. Ten projekt to kolejna płyta polsko-ukraińskiego zespołu Dagadana. Od dawna znani byli z łączenia folku z muzyką jazzową, z próbą pokazania jej słuchaczom na nowo, a tym razem podróżują właśnie na pogranicze, mocno sięgając do muzyki ludowej obu krajów.

Samotność długodystansowca czyli wychowawca w poprawczaku nie pochwali…

MaGa: Wychowawca w poprawczaku nie pochwali takiego myślenia. Bo chciałby z wychowanka poprawczaka uczynić porządnego człowieka. Porządnego… czyli jakiego? Grzecznego, praworządnego, bezproblemowego? A co jeśli wychowanek dokonał innego wyboru, może dla niego niekorzystnego, ale jego własnego?

Robert: No tak, zaczynasz od mojego dylematu, o którym powiedziałem tuż po spektaklu, że o ile rozumiem pewną antysystemowość tekstu, to żałuję że nie daje on nadziei na to że jest powrót do społeczeństwa bez łamania jego norm. Może to naiwna wiara w to, że jednak resocjalizacja nie musi być stratą czasu, ale widzę w niej miejsce również właśnie na takie spektakle, po to żeby rozmawiać o tym co musiałoby się stać, żeby człowiek chciał porzucić swoje dotychczasowe wybory i sposób na zarabianie na życie np. poprzez kradzież.
Pamiętajmy o tym, że książka i film powstały jeszcze w latach 60 - czy dziś naprawdę nie ma żadnych perspektyw, by wyrwać się z biedy i zmienić swój los? To co się niewiele zmieniło, to wpychanie młodych ludzi w sztywne ramy, w jakich chcą ich widzieć dorośli. Wychowawca, nauczyciel, kurator, strażnik, czasem rodzic, nie chcą słuchać, oni chcą by to ich słuchano. I chyba dlatego ta sztuka wciąż porusza, bo wydaje się głosem młodych wciąż brzmiącym szczerze i bardzo aktualnie - nie mów mi jak mam żyć, ja chcę żyć tak jak sam chcę. W adaptacji przygotowanej przez Teatr WARSawy to naprawdę nie jest żadna ramota, ale coś bardzo świeżego.

sobota, 3 września 2022

Fucking Bornholm, czyli to będzie cudowny weekend

  Trochę czasu minęło od momentu gdy miałem okazję wysłuchać audiobooka o tym tytule i wtedy zwracałem uwagę na jego "filmowość" i oto proszę - Anna Kazejak, która była autorką scenariusza przerobiła tą historię na wersję ekranową. Niewiele zmieniając, mam jednak wrażenie, że nabrało to trochę kształtu, większej wyrazistości. Może przez to, że tam te skrócone dialogi pozostawiały dużo przestrzeni i całość za szybko się kończyła, sprawiała wrażenie fragmentaryczności, tu podkręcona emocjami aktorskimi tworzy pewną zamkniętą historię.
Jeżeli ktoś jest ciekaw co napisałem o wersji audio niech klika tu: Fucking Bornholm, czyli jak spieprzyć majówkę

Łańcuch - Adrian McKinty, czyli bo rodzic zrobi wszystko, by uratować dziecko

Długo leżało na półce i wreszcie dzięki wsparciu wersji audio, papier poszedł. I mam mieszane odczucia. Tak jakby w książce były dwie części, z czego jedynie pierwsza jest naprawdę ciekawa, a druga choć powinna bardziej trzymać za gardło, jest nie tylko przewidywalna, ale i słabsza jeżeli chodzi o logikę i prawdopodobieństwo. Podobać się więc może sam pomysł - oto ofiara jest zmuszona do tego, by zostać sprawcą. Dziwne powiązanie z czynem, który jest złamaniem prawa, wiąże jej ręce i zamyka usta. Ale czy dałoby radę inaczej? Wyobraź sobie, że ktoś porywa Twoje dziecko i poza okupem żąda od Ciebie, byś ty zrobił coś podobnego i nie dostaniesz pociechy z powrotem dopóki tamci nie zapłacą? Ten kto wymyślił taki łańcuszek nieźle zakombinował, bo mało kto chce potem mówić o tym co się wydarzyło, wiedząc że pójdzie siedzieć. Pół biedy jeżeli wszystko idzie prawidłowo, ale gdy coś zaczyna szwankować i np. ktoś nie chce zapłacić? Oj robi się nerwowo.

piątek, 2 września 2022

Kora nieskończoność - Michał Pepol, czyli podążając za głosem i za słowem

Przedziwna płyta. Czuć w niej pasję, czuć nabożny więc stosunek do Kory Jackowskiej, ale dla przeciętnego słuchacza to chyba będzie zbyt trudne. Z jednej strony - należy się cieszyć, że to nie jest próba odgrzewania największych przebojów artystki, by na tym zbudować swój sukces, z drugiej - efekt jest naprawdę niszowy. I nie chodzi nawet o to, że z nieznanych nagrań posiadanych w domowych zasobach przez Kamila Sipowicza, Michał Pepol układa bardziej słuchowisko niż płytę muzyczną, wybiera melorecytacje a nie wokalizy. Chodzi też o to, że jako tło do jej głosu również nie ma tu nic czegoś wpadającego w ucho, czego można by się uchwycić.

czwartek, 1 września 2022

Córka Prezydenta - Bill Clinton, James Patterson, czyli nie wkurzaj ojca

To zabawne gdy pisze się codziennie, że można pod wpływem impulsu w ciągu kilku minut zdecydować o zmianie tematu notki. Książka przeczytana, więc leci dziś na bloga. Rano przegapiłem przez nią przystanek w drodze do pracy, po południu jechałem dłuższą trasą, a potem nawet idąc z przystanku wciąż czytałem, żeby skończyć. Przypomniały mi się emocje sprzed lat, gdy czytało się z wypiekami na twarzy Folletta, Forsytha, MacLeana, czy Ludluma. Choć Bill Clinton raczej nie kojarzy się z thrillerami, a James Patterson skazany jest na podejrzliwość, od czasu gdy przyznał się, że sam nie pisze swoich bestsellerów, to muszę przyznać, że Córkę Prezydenta czyta się dobrze. Chwilami przewidywalne, może zbyt dużo patosu i amerykańskiego powiewania flagą, mimo wszystko czasem fajnie zanurzyć się w coś tak prostego, a emocjonującego. Thriller sensacyjny nie musi być super skomplikowany, ale musi wciągnąć, a tym razem chyba jest nawet lepiej niż w części pierwszej cyklu (pisałem u siebie tak: Gdzie jest Prezydent). Matthew Keating, były komandos już nie jest prezydentem, bo okazał się zbyt słaby na polityczne rozgrywki, postanawia więc przynajmniej na jakiś czas odsunąć się na bok, odpocząć, może zebrać siły. I pozwolić żonie i córce odżyć po okresie spędzonym pod ciągłą ochroną.

Old, czyli spokojnie, to tylko kolejna faza projektu

Kiedyś filmy za którymi stał M. Night Shyamalan to było coś zaskakującego, coś na co się czekało. Facet ma dar, by z jednego prostego pomysły zbudować coś intrygującego, ale do cholery, coraz częściej zawodzi go intuicja i wypuszcza normalne gnioty. No bo przecież co innego odrobina akcentów paranormalnych, trącących grozą, a co innego gdy fundujesz widzom stek idiotyzmów, które nie trzymają się kupy, licząc na to, że szok i zagrożenie przeżywane przez aktorów przełożą się również na emocje widzów. No nie wyszło...