Jakub Małecki ma swój dość niepowtarzalny styl, jego powieści przenoszą nas w świat ludzkich pragnień, niespełnionych marzeń, zranień, czy różnych bolesnych tajemnic z przeszłości, które należy odkryć, by rozgonić mrok. Ludzie w jego powieściach potrafią być blisko, a jednak bardzo daleko, choć czasem również bywa odwrotnie. Interesują go niewielkie miasteczka, wsie, bo tam zawsze człowiek jakoś jest bliższy drugiemu człowiekowi. Czasem to bardzo pomocne, choć innym razem potrafi też nieść ze sobą jakieś przekleństwo, które ciągnie się nawet przez pokolenia.
I tak jest i w najnowszej powieści, czyli "Sąsiednich kolorach". Jedni pewnie będą zachwyceni, bo znajdziemy tu tą samą magię, wrażliwość, uważność na ludzkie uczucia. Inni, a i ja do nich należę, będą zastanawiali się czy można by tak trochę konkretniej albo żeby zaproponować coś nowego. Historia pojawia się w jego powieściach regularnie, czasem są to jakieś traumy wojenne, tym razem jednak to raczej sprawy niewielkiej społeczności są na pierwszym miejscu. Ludzkie tragedie, pragnienie zemsty, czy chęć odebrania sobie życia, wpływa nie tylko na tych, którzy je w sobie noszą, ale jak się okazuje potrafią też przenosić się na innych, wpływać również na ich życie.
Wciąż zaskakuje mnie jak o sprawach bardzo bolesnych, tragicznych, udaje się pisać z tak dużą wrażliwością. Małecki raczej nie dołuje, on pokazuje zupełnie inną perspektywę. Ludzką, a jednocześnie jakby metafizyczną. Śmierć przyjmuje się czasem ze spokojem, a czasem jednak budzi ona pytania. Czemu? Przecież nic na to nie wskazywało... A może gdybyśmy... Choć przeznaczona każdemu, bywa że przychodzi jakoś zupełnie niespodziewanie. Niesie ból, choć może dla niektórych znowu ulgę, bo rozwiązuje coś, co wydawało się nie do rozwiązania.
Niełatwo się odnaleźć w tych porozrzucanych wątkach, połączyć je ze sobą, dużo tu rozpaczy, lęku, niepewności. Zwykli ludzie, codzienne sprawy, a jednak tyle emocji, pragnień, bólu. Tak mało szczęścia i spokoju, choć przecież wszyscy go pragną. Może to jednak jest właśnie sedno: nawet gdy ty już masz to coś co daje ci spokój, wokół są inni, którzy mają zupełnie inną wizję i prędzej czy później odbierają ci całą radość...
Proza Małeckiego przypomina mi filmy Jana Jakuba Kolskiego, tu też czasem to co realne jakoś dziwnie potrafi mieszać się z tym co już realne nie jest. I to jest piękne. Choć nie ukrywam, że u Kolskiego było dużo więcej optymizmu. U Małeckiego bywa raczej mało wesoło, choć nadal jest pięknie. Gra na naszych emocjach jak mało kto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz