Wczorajszy post o spektaklu był związany z tym, że weekend znowu teatralny, tematów do opisania więc przybywa. Na jutro odkładam pisanie o niesamowitej kawiarni w Tokio, a dziś film. Nagroda specjalna w Cannes, słynny duet reżyserski, czyli bracia Dardenne i wytrawni kinomaniacy już wiedzą, że tego nie mogą przegapić.
Jeżeli porusza Was los imigrantów, którzy wciąż przez niektórych są traktowani jako zagrożenie, jako bezimienna masa, jako odhumanizowane, które mają się trzymać z daleka od naszego dobrobytu i ciepełka, również nie powinniście przegapić tej historii.
Tori i Lokita to opowieść o determinacji i nadziei, w której zostajesz pozostawiony trochę samemu sobie, bo nikt się tobą nie interesuje. O tym czy przyznany zostanie ci status uchodźcy decyduje bezlitosny urzędnik, a ewentualne zagrożenie twojego życia zmierzą tabele i wzory. Przybyłeś tu jedynie celem polepszenia warunków materialnych rodziny? Nie masz tu czego szukać. I tak mały Tori może cieszyć się miejscem w specjalnym ośrodku, szkołą, legalnymi papierami, a starsza od niego Lokita, która się nim opiekuje, wciąż musi kombinować i chwytać się wszystkich możliwości zarobienia. Stoi pod ścianą, bo nie dość, że musi się jakoś utrzymać, pieniędzy oczekuje rodzina, żądają ich ludzie, którzy pomogli jej przedostać się do Europy, a na każdym kroku wciąż jest wykorzystywana, bo ludzie wiedzą, że mogą ją zgłosić jako łamiącą prawo pobytu i pracy.
Choć pojawiają się narkotyki, przemoc seksualna, twórcy nie epatują jakimiś dramatycznymi detalami, wszystko rozwija się dość spokojnie i chyba w zestawieniu z okolicznościami w jakie ładują się te dzieciaki, jeszcze bardziej to przeraża. To nie jest tak, że nie są świadomi konsekwencji, po prostu wydaje im się, że nic się nie wydarzy jeżeli będą się pilnować. Chcą być razem, chcą się wspierać, nawet jeżeli ładują się przez to w coraz większe problemy. Mają marzenie i ono popycha ich do przodu - zdobyć kasę, by wreszcie mogli spłacić przemytników, uniezależnić się i by Lokita mogła legalnie pracować, przebywać na terenie Belgii. Kasa nie jest celem, jak dla wszystkich dookoła, dla nich jest raczej środkiem do celu.
Więź jaka między nimi jest nie obchodzi urzędników, kryteria są jasne - jedno uznane zostało za godne przebywania w Europie, drugie nie. I weź im udowodnij pokrewieństwo i relację, jak nie masz żadnych papierów. Końcówka dość dramatyczna, ale i bez tego to mocny głos w sprawie traktowania uchodźców i naszej obojętności na ich los. Balansując między dramatem a thrillerem, udało się zbudować historię, przy której zaciska się pięści - wiemy że różnych rzeczy nie powinni robić, ale tak dobrze rozumiemy przyczyny dla których to robią...
Może i mało optymistyczne, ale to dobre, zaangażowane społecznie kino. Warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz