Jak to z wiekiem gusta się zmieniają. Pamiętam, że powieści Miroslava Žambocha dostarczały mi masę frajdy, choć to przecież przede wszystkim akcja, brutalność, bez jakiejś większej głębi. I oto wpada mi w łapki tom cyklu o Koniaszu, czyli najemniku, podejmującym się mniej lub bardziej legalnych zleceń. Niby wszystko fajnie, nie brakuje ciekawych pomysłów na różne sceny, intryg, ale jakoś to wszystko ani ziębi, ani grzeje. To aż się boję wracać do Wiedźmina, żeby nie zepsuć swoich wrażeń sprzed kilku dekad.
Opowieść o facecie, ganiającym po świecie z mieczem na plecach czy u pasa, mającym jakiś swój prywatny kodeks honorowy, ale też bez oporów zabijającym kiedy trzeba, dla nas to oczywiście Sapkowski, ale dla Czechów to właśnie Žamboch. Co prawda mniej jest potworów, a bohater poluje głównie na ludzi, to jednak magii nie brakuje i ona odgrywa tu pewne znaczenie - głównie jako artefakty, na które warto polować, bo przydają się w życiu (i w walce).
Cykl składa się z 3 tomów, z czego Wilk samotnik to już tom 3, wydawany najpierw w dwóch tomach, a potem już w jednej cegle. Tu widzimy już Koniasza jako starszego faceta, który zgromadził całkiem pokaźny majątek, ale wciąż realizuje misje, jeżeli coś go zainteresuje. I w sumie to właśnie ściąga na niego uwagę tych, którzy postanawiają się go pozbyć.