Niby nie jest to jakoś wyjątkowo porywająca książka, powiedziałbym że raczej dość poprawna, mało zaskakująca, a jednocześnie oddająca wszystko to co najważniejsze. Uruchomiła jednak tyle pozytywnych wspomnień, że nie oglądając się na nic, natychmiast uruchomiłem polowanie na allegro na niewielkie książeczki jakie ukazały się w latach 90 (i później były wznawiane) autorstwa Pana Jacka. Wystarczyło bowiem kilka tytułów, czyli choćby "Rodzina Poszepszyńskich" czy "Kocham pana, panie Sułku", a od razu przypomniały się te godziny przy odbiorniku radiowym, gdy zasiadało się w dni powszednie po godzinie 13 a potem również w soboty po 22, by słuchać magazynów pełnych rozrywki.
Pewnie moje pokolenie podchodzi do tego inaczej, ktoś kto zna to wszystko jedynie z archiwalnych nagrań, pewnie nie doświadczał takiej frajdy jak my, czekając na kolejny odcinek ulubionego cyklu. Andrus, Friedmann, Kreczmar, Kofta, Stanisławski, Fedorowicz, Czubaszek, Zembaty, Janczarski i można by jeszcze wymienić kilka nazwisk tworzyło przecież radio gdy naprawdę było wybierane nawet częściej niż telewizja, gdy dostarczało nie tylko informacji, ale i rozrywki. Ja pamiętam to ze smutnych lat 80, gdy program III stanowił jedno z niewielu miejsc wolnych od szarości. Powtórka z rozrywki, niezależnie czy sięgała do archiwów, czy czasem podrzucała coś nowego, bawiła i uczyła poczucia humoru trochę innego niż ulica. Inteligentne, przewrotne, czasem absurdalne lub mroczne żarty, bez odniesień wprost do polityki, pozwalały jednak nie tylko na oddech, ale i budowały jakąś wrażliwość, poczucie estetyki. Ironia nie musi być chamska - każdy więc powtarzał za mistrzem Młynarskim: "Róbmy swoje"...
Dzięki książce córki Pana Jacka, czyli Marianny Janczarskiej, która nie tylko przekopała archiwa, ale i postarała się dotrzeć do różnych ludzi współpracujących z jej ojcem, można poznać nie tylko lepiej jego twórczość, wrażliwość, ale i dowiedzieć się trochę o stylu pracy, o tym jakim był człowiekiem, jak odpoczywał. Przechodzimy przez lata 70 gdy startował, przez współpracę m.in. z ludźmi z kabaretu pod Egidą, radio, przez Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy, a potem dziwne zawirowania wokół jego zwolnienia. To co było ciekawe i mniej mi znane to cała jego twórczość poza radiowa, czyli sztuki teatralne, scenariusze filmowe (m.in. serial Zmiennicy) - tego jest naprawdę dużo i wiele z nich wcale nie miała aż tak komediowego wydźwięku, jak czasem się go kojarzy. Autorka często cytuje całe fragmenty jego tekstów, można więc trochę wczuć się w to co pisał i w jakich czasach pisał. Raczej nie był typem wojownika, który za wszelką cenę chciał coś przemycić, raczej interesował go człowiek i jego problemy, a nie walka z władzą, ale przecież rzeczywistość była taka, że nie dało się klaskać i powtarzać peanów za propagandą, bo i tak nikt w to nie wierzył.
Masa zdjęć, sporo ciekawostek, anegdot - to na pewno plusy tej książki. Burzliwe życie prywatne też stanowi niezły materiał, choć może nie tak pikantny czy sensacyjny jak ktoś mógłby się spodziewać. Czuje się, że autorka ma jakąś słabość do ojca, choć mało go pamięta, bo zmarł gdy miała zdaje się 8 lat, stara się pisać o nim ciepło, nie rozdrapywać jakichś ran. Ale czy to źle?
Cudownie, że ta książka przypomina Janczarskiego, bo mam wrażenie, że jego teksty żyją już własnym życiem, a sam autor poszedł trochę w zapomnienie. Sam siebie nazywał humorystą, wielu zwracało uwagę na lekkość jego dialogów, łatwość z jaką przychodziło mu pisanie. Początkowo trochę z kompleksem ojca Czesława, więc nigdy nie czuł się literatem, jednak zostawił taki dorobek, na którym wychowało się bardzo wielu prawdziwych literatów, satyryków, czy po prostu ludzi ceniących sobie kunszt słowa. I za to dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz