Ściągnięty z półki cieniutki Glukhowsky - czekał na swoją kolej dość długo, ale poza czytaniem rzeczy nowych muszę też jakoś robić porządki w starszych tytułach. W większości wypadków po przeczytaniu, wypuszczam je w świat. Niewiele zostawiam, bo mam wrażenie że i tak niedługo książki mnie zasypią.
Glukhovsky mam wrażenie, że wciąż wraca do podobnych motywów postapokaliptycznych - cywilizacja cofnęła się w rozwoju, dawne osiągnięcia stają się legendami opowiadanymi przez najstarszych, przemoc i jakieś urządzanie małych społeczności według surowych rygorów, stają się sposobem na przeżycie dla ocalałych.
A co jeżeli ktoś nie odnajduje się w tych zasadach, jest mu ciasno, marzy o spróbowaniu wyjścia poza mur? Dla wspólnoty jest dziwolągiem albo nawet zagrożeniem. Oni nie chcą słyszeć o tym, że tam może być coś co pomoże im np. w skontaktowaniu się z innymi ocalałymi. Wolą wierzyć, że wszystko to co za ich ogrodzeniem, jest śmiertelnym zagrożeniem.
Koniec drogi jako żywo może przypominać Drogę Cormaca McCarthy’ego, choć sam autor twierdzi, że wtedy jeszcze nie znał tego tekstu. Młody chłopak ryzykuje wyjście poza swoją wioskę, obrażony na ojca, woli unieść się dumą i doświadczyć przygody, niż przełykać już zawsze gorycz wstydu i przypominać sobie własną słabość. Ryzykuje. Sam by pewnie zginął, ale skórę ratuje mu starszy człowiek wędrujący Drogą, mając nadzieję, że zaprowadzi go ona do Moskwy lub innego miasta, gdzie na pewno musiała przetrwać cywilizacja i jej zdobycze. Idą razem, podziwiając (do czasu) wielkie osiągnięcia Rosji, która potrafiła w ten sposób budować i rozwijać kraj.
Niby tylko 60 stron i chciałoby się więcej, ale za to całkiem fajny klimat. Niby troszkę wtórne, a i tak wciąga. Ale to że Głukhovsky to potrafi wiemy przecież od dawna. Na półkach jeszcze przynajmniej jedna zaległość jego autorstwa, więc pewnie niedługo powrócę z jego kolejnym tekstem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz