Sezon w większości teatrów powoli się kończy i przerwa wakacyjna sprawi, że nie będzie tak wielu tematów teatralnych, kilka jednak mam jeszcze w zanadrzu i nie zawaham się ich użyć :)
A na pierwszy plan Anna Sroka-Hryń i młodzi ludzie, którzy pod jej okiem pracowali nad spektaklem, który zdaje się miał być dla nich kolejną pracą w ramach studiów na Akademii Teatralnej. Potem jednak przyszły nagrody, dobre recenzje i na szczęście nadal możemy go oglądać, a nie zgasł jak meteor jak większość rzeczy wystawianych na tamtejszej scenie. Gościny udzielił Teatr Współczesny, a więc po raz drugi mogłem na małej scenie, czyli w tzw. Baraku oglądać jak młodzi ludzie mierzą się z klasycznymi wersjami piosenek, na których wychowało się przynajmniej jedno pokolenie. Po raz drugi, bo nie tylko reżyserka, ale i cześć aktorów powtarza się ze spektaklu z piosenkami Ewy Demarczyk (pisałem o nim nie tak dawno - możecie je znaleźć w spisie recenzji w zakładce na górze na pasku). A tym razem Kora i Maaanam, bo wybrano praktycznie numery z okresu jej pracy z zespołem. Legendarny głos, charyzma, energia... jak to przerobić na pracę zespołową, jak zmierzyć się z tym wokalnie, jak znaleźć pomysł...
I powiem tak - jak ktoś widział oba spektakle może dostrzec pewne podobieństwa w podejściu. Nie jest więc ważne odtworzenie jeden do jednego oryginału - ważne jest odnalezienie emocji jakie niesie ze sobą dany kawałek lub przynajmniej jakie emocje w nim dostrzegamy. Aranżacja jest zupełnie inna, bo rockowa muzyka tu wybrzmi grana na fortepian, harfę i kontrabas, ale wiecie co? Cholera, dzięki temu można je odkryć na nowo. Żona, która uwielbia ostre granie, wyszła zachwycona, bo jak stwierdziła, po raz pierwszy tak wyraźnie wybrzmiały dla niej teksty Kory, dostrzegła w nich sens, poezję, nieoczywistość. W oryginałach wykrzyczane i tak je pamiętamy, a tu nagle stają się piosenką aktorską, kanwą do opowiedzenia jakiejś historii.
Oczywiście - gdy widziało się oba spektakle można zadać pytanie czy można szukać jakiegoś innego pomysłu wizualnego, czy to znowu muszą być ciemne mundurki, podobne rozwiązania dramatyczne. Ale ta refleksja przyszła mi do głowy już potem, po wyjściu z Teatru, a gdy siedzi się tam, ciarki chodzą po plecach i chłonie się to wszystko całym sobą. Świetna energia, dobre pomysły na każdy z tych utworów, ruch, wokal, podkreślanie dramaturgii całym ciałem, emocji twarzą (zdarzają się i prawdziwe łzy), no po prostu to zapiera dech (jeszcze bardziej niż na spektaklu z piosenkami Ewy Demarczyk). Czuje się, że ci młodzi ludzie są dobrze zgrani, że czują siebie nawzajem, tu nie ma pchania się na pierwszy plan, bo każdy ma swój moment, chwilę uwagi, otrzymuje wsparcie od reszty.
Jest chwilami dość zaskakująco, ale nie są to zaskoczenia nieudane, wręcz odwrotnie. Docenią to nie tylko ci, którzy piosenki Kory Jackowskiej znają, kochają, choć oni pewnie najbardziej docenią hołd jaki w ten sposób został jej złożony. Chyba jedna z najlepszych rzeczy jakie widziałem w tym roku na deskach teatralnych. Po prostu petarda!
A planety szaleją... - Teatr Współczesny
Autorzy utworów: Olga Jackowska/Marek Jackowski
Reżyseria: Anna Sroka - Hryń
Reżyseria światła: Paulina Góral
Kierownictwo muzyczne i aranżacja: Mateusz Dębski
Harfa: Alina Łapińska
Kontrabas: Wojciech Gumiński/ Mateusz Dobosz
Pianino: Mateusz Dębski
Obsada: Ada Dec/Aleksandra Boroń, Natalia Stachyra, Karolina Piwosz/Aleksandra Boroń, Maja Polka, Jagoda Jasnowska/Aleksandra Boroń, Olga Lisiecka/Aleksandra Boroń, Maciej Dybowski/Mikołaj Śliwa, Juliusz Godzina, Przemysław Kowalski /Wojciech Melzer, Maciej Kozakoszczak/Mikołaj Śliwa, Tomasz Osica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz