MaGa: Intelektualny spektakl o cudzym cierpieniu. Bardzo dobrze zagrany a jednocześnie trudny do jednoznacznego określenia. To co dzieje się na scenie oddziałuje na nasze emocje, a mimo to trudno jest powiedzieć co naprawdę wpływa na takie postrzeganie. Drapie coś od środka a opowiedzieć co to jest, staje się niesłychanie trudne.
Robert: W dzisiejszych czasach przecież obserwowanie czyjegoś cierpienia staje się tak powszechne, czy to poprzez media, czy Internet prawie w każdym miejscu świata możemy być obecni. A mimo to, a może właśnie dlatego też to trochę obojętnieje, nie porusza tak jak kiedyś. Czasem nawet gdy jesteśmy bezpośrednimi świadkami, zamiast ratować, pomagać, wołać o pomoc, stajemy się operatorami rejestrującymi wydarzenia jakby to było naszym najważniejszym zadaniem. To o czym się nie dowie świat, jak najwięcej ludzi, jakby traci w naszych oczach na znaczeniu.
Może więc potraktujmy to jako zwrócenie nam uwagi, żeby z cierpienia nie robić sensacji, nie nagłaśniać na siłę bez pytania o zgodę, nie wysuwać się na pierwszy plan. Czyż tak nie robią dziennikarze, publicyści, którzy "w imieniu ofiar" zabierają głos?
Zaskakująca może być dla niektórych forma jaką nadano tej historii - listów, wspomnień, myśli, które choć adresowane do tej jednej osoby którą nosi się w sercu, tak naprawdę poza jednym krótkim spotkaniem, gdy się poznali, potem nigdy się nie widzieli i samych listów też nie mogli sobie przesyłać. Jest to więc nawet bardziej pisanie do samego siebie, do jakiejś wyobrażonej, idealnej postaci, przy której mógłbym być szczęśliwa/wy...
Niestety los sprawił, że tuż po ich pierwszym spotkaniu, gdy mieli lat naście i byli sobą zafascynowani, wybuch wojny wszystko zmienił. Wioski są palone, ludzie muszą uciekać z miejsca na miejsce, każdego dnia wokół nich umierają ich bliscy, doświadczenie głodu, chłodu, niebezpieczeństwa jest tak znajome jak kiedyś słońce czy chmury.

















































