środa, 22 października 2025

Żniwiarz - Gaja Grzegorzewska, czyli śledztwo jako show albo wyścig

Okładka jak z Harlequina, a treść... No cóż. Pewnie 20 lat temu by mi się podobało, dziś jednak mam wrażenie kryminałów jest tyle i poziom tak bardzo został podniesiony, że trudno nas zadowolić byle czym. A tu nielogiczności sporo, niespecjalnie trzyma w napięciu, a romans jest takiej jakości że i okładka już tak bardzo nie razi.
 
A tyle dobrego nasłuchałem się o cyklu Gai Grzegorzewskiej z Julią Dobrowolską, prywatną detektyw w roli głównej. Tyle sobie obiecywałem. 

Na plus: to się szybko czyta. A że fabuła średnio trzyma się kupy... No cóż. Pamiętajmy że jeszcze kilka dekad naprawdę spora część literatury sensacyjno-kryminalnej to były rzeczy pisane na kolanie dla kasy albo dla zabawy (jak Joe Alex) i jakość tego generalnie nie powalała. Żniwiarz pasuje do tego jak ulał. 

Jest trup, jest niewielka społeczność, która coś ukrywa, ba nawet telewizja z dziennikarzem, który jest hieną szukającą sensacji się pojawia. Jest romans, jest konkurowanie z policją, są poszlaki. Tylko sensu w tym niewiele. 

Począwszy od tego, że w sprawie o morderstwo organizowane na posterunku są odprawy, w których prywatna detektyw oraz dziennikarz mogą spokojnie brać udział. Realizmu tu niewiele, za to można przecież podkręcać atmosferę jakimiś scenami erotycznymi (no drań, no nie trawię go, ale...), albo jakąś makabrą (ksiądz któremu odcięto przyrodzenie) albo tajemnicami, bo tu prawie nie ma żadnych normalnych bohaterów i wszyscy zachowują się dziwnie. Autorka chyba naoglądała się Miasteczka Twin Peaks i wydawało jej się że łatwo jej się napisze coś podobnego. Napchanie dużo grzybów do barszczu, nie podniesie smaku, a sprawi że może stać się mało strawny. I tak jest w tym przypadku. 

Niby bohaterka może budzić sympatię, samo śledztwo jednak nie daje frajdy. 

Nie, tu nawet finał, który przecież zwykle przynosi trochę satysfakcji i emocji, jest kompletnie od czapy. 
Spore rozczarowanie. Choć może późniejsze książki nie są tak słabe? Może to kwestia debiutu? Ale przecież nawet pulpowa literatura nie musi być na tak niskim poziomie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz