W ramach programu zaduszkowego na pewno było bardziej melancholijnie, choć spodziewałem się jeszcze więcej zadumy i wspomnień np. o różnych artystach. Pomysł jednak był ciut inny, czyli garść piosenek własnych, kilka znanych utworów we własnych aranżacjach, przeplatanych jakimiś osobistymi historyjkami i anegdotami. Muzycznie fajnie, kontakt z publicznością niby złapany, ale moim zdaniem to słaby pomysł na dialog - bazujący nawet nie na tym, że ma coś ciekawego do opowiedzenia np. o muzyce, tylko przekonaniu, że wszyscy przyszli bo znają ją z telewizji więc może gadać byle co. Ten element więc zagrał mi średnio, nie było dobrego powiązania z muzyką, choć na pewno czuło się swobodę z jaką przychodzi jej obecność na scenie.
Muzycznie za to naprawdę przyjemnie! Nawet jeżeli artystka nie pokazała pełnej skali swoich możliwości to zafundowała nam naprawdę miły wieczór wypełniony jazzem, dobrą muzyką i nutką nostalgii. Od Stinga, przez jej własne kompozycje, Beatlesów (nawet wyszło wspólne śpiewanie), Davisa, aż po piękny kawałek zaśpiewany po chorwacku. Trochę improwizacji, sympatycznego dialogu prowadzonego z trąbką, wokaliz. Niby może bez rewelacji, wielkich braw na stojąco, ale to takie fajne granie, trochę do zasłuchania się, nucenia, czy delikatnego pobujania. Towarzyszył je kwartet (gitara, bas, perkusja i trąbka), tworząc ładną oprawę.
Tak niewiele w moim miasteczku takich wydarzeń muzycznych, więc z radością witam pewną dobrą zmianę.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz