poniedziałek, 10 listopada 2025

The World Under Unsun - Lunatic Soul, czyli w pętli życia i śmierci

O twórczości Mariusza Dudy wspominałem na blogu już kilka razy - kto słuchał jego solowych nagrań, czy też tego co robi w innych projektach (Riverside, Lunatic Soul) ten wie, że ma do czynienia z nietuzinkową osobowością muzyczną. Co z tego że tej muzy raczej nie znajdziemy w stacjach radiowych, że nie ma wielkich zasięgów w mediach społecznościowych. Ale za to jak się tego słucha!  


Kolejna płyta w ramach projektu Lunatic Soul to esencja jego różnych pomysłów muzycznych - nastrój, transowość, trochę elektroniki, długie suity, opowieści nadające się świetnie do jakiejś ścieżki filmowej albo do naszych fantastycznych snów. 
Nie tylko o przyszłości, bo to często bardziej refleksja nad tym co dziś, a nie tylko marzenia futurystyczne. 

90 minut cudownej muzyki, w której można się zanurzyć na długo, zadumać. I co z tego, że gdy widzisz że utwory mają po 7 minut, albo i 11 pewnie obawiasz się dłużyzn - wbrew pozorom tego się nie czuje, choć czasem rzeczywiście chciałoby się jeszcze więcej urozmaicenia. Duda bowiem buduje te kawałki nie pod "przebój" ale jako pewną zamkniętą formę, nie przejmując się oczekiwaniami, budując klimat, nie idąc na kompromisy. Motywy więc budowane są długo, jakby trochę zapętlone, potem gdzieś pojawia się świetna solówka gitarowa, znowu wraca wokal, wielowarstwowość tego jest fantastyczna, warto jednak w to się wsłuchać.

Mniej w porównaniu z wcześniejszymi nagraniami Lunatic Soul słychać folku, za to cudownym dodatkiem są pojawiające się dęciaki (saksofon!). 
Jest melancholijnie, ale jakaż to cudowna odmiana melancholii. Chyba więcej mówi się o tym albumie za granicą niż u nas, nie tylko jednak ze względu na angielskie teksty - po prostu artysta tam ma wyrobioną markę, a u nas ginie w masie szmiry. 

Posłuchajcie zresztą sami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz