Pokazywanie postów oznaczonych etykietą groteska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą groteska. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 17 lipca 2025

Mątwa 2.0, czyli komu brakuje deka do szczęścia?

Witkacy nie jest łatwy w odbiorze, bo jego pojmowanie świata zawsze wykracza poza ramy przeciętnego śmiertelnika. W swoich dziełach malarskich, literackich czy filozoficznych pragnął zajrzeć głębiej niż ogarniał wzrok, sprawdzić co jest za horyzontem jaźni, wejść w głąb siebie i obejrzeć wszystko od środka. Ten artysta w wielu dziedzinach, zawsze szukał czegoś głębiej, dalej, intensywniej niż inni.


Już sam tytuł wydaje się być symboliczny. Mątwa błyskawicznie może zmieniać kolory i wzory, odzwierciedla zmienność rzeczywistości. Potrafi przeobrażać się w zależności od potrzeb. Mątwa symbolizuje kamuflaż, transformację, jakąś tajemnicę, podświadomość czy nieuchwytność. Człowiek tak nie potrafi, jednak pragnie poznawać te przestrzenie, które wykraczają poza ludzkie doświadczenia, które wydają się być poza światem rzeczywistym. Ten dramat Witkacego jest tego kolejnym przykładem.

czwartek, 24 kwietnia 2025

Dr Strangelove, czyli i przerażająco i śmiesznie albo inaczej odwet wyprzedzający

MaGa: Kolejny spektakl teatralny z cyklu NTLive pozwolił nam przypomnieć sobie czym jest humor angielski i za co go lubimy. Nic tylko podziękować należy za możliwość oglądania na dużym ekranie świetnych aktorów, odważnie podejmowanych tematów, sprawnej reżyserii i niebanalnych pomysłów na scenografię.


Robert: To prawda. Cykl na który możemy wpadać do Multikina jest gratką dla teatromanów, bo daje możliwości obcowania z inną kulturą, niekiedy z innym spojrzeniem na to co nas otacza albo – tak jak w przypadku tego spektaklu – z tak ostrą satyrą, której na deskach rodzimych teatrów raczej się nie ogląda. Choć temat zagrożenia związanego z działaniami polityków, którzy zamiast łagodzić, jedynie podkręcają konflikty jest znany, a w obecnych realiach wcale nie traci na aktualności. I co z tego że to tekst wymyślony w latach 60, mocno zanurzony w rzeczywistość zimnowojennego konfliktu między NATO i blokiem sowieckim.

Przecież to nie tylko rzecz historyczna, ale też genialna, błyskotliwa satyra, która ironizuje z polityki, wojskowego szaleństwa na temat działań wojennych i koncepcji wzajemnego odstraszania nuklearnego. Przez cały spektakl ma się wrażenie balansowania na cienkiej linie pomiędzy śmiechem a przerażeniem. A przyglądając się pomysłom niektórych aktualnych głów Państwa wcale wiele się w sposobie podejmowania różnych decyzji nie zmieniło. I choć tu akurat mamy prztyczek w nos Amerykanów, ale przecież to samo można zobaczyć i w innych krajach. Dać ludziom władzę, to tak jakby wręczyć dziecku pudełko zabawek licząc na to, że nie skusi się na to by z niego skorzystać.

czwartek, 20 marca 2025

Ferdydurke, czyli kto nie widział ten trąba

Och Teatr po Władcy much, Zemście, czy Stowarzyszeniu umarłych poetów, znowu sięga po literaturę mając nadzieję na przyciągnięcie do siebie nie tylko starszych ale i młodszych widzów. Wszak uczniom szkół średnich przyda się Gombrowicz na lekcje polskiego, a że to nie jest lektura łatwa, może rzeczywiście jakimś rozwiązaniem jest zobaczenie tego na scenie? Może to być dobry pomysł, bo adaptacja przygotowana przez Mariusza Malca mam wrażenie, że jest dość wierna, zawiera wszystko co najważniejsze i robi to w czytelny sposób.  


Wszyscy oczywiście mamy jakieś skojarzenia z Ferdydurke - pamięta się upupianie, gęby, krytykę szkoły (no jak zachwyca skoro nie zachwyca), ale czy tekst sprzed 90 lat można jakoś odnosić do współczesności? Co zostało dla nas tam ważnego?

Musisz dorosnąć, musisz być odpowiedzialny, przestań być dzieckiem - tylko jak tu podejmować samodzielne decyzje, osądy, wybory, skoro wcześniej nikt tego nie uczy i nie wspiera takiej umiejętności? Zarówno szkoła, jak i dom, raczej tępią przejawy samodzielnego myślenia, karzą iść utartymi torami, nawet jeżeli nie bardzo pasują one do szybko zmieniającej się rzeczywistości.

wtorek, 15 października 2024

Veni Vidi Vici, czyli spróbuj mi coś zrobić

We wtorkowym kąciku dla wytrawnych kinomaniaków coś wyjątkowego. O ile wstrząsnął Wami "Dom który zbudował Jack" i przy filmach gdzie przemoc jest nie tylko bezmyślna, ale i bezkarna, tak jakby gloryfikowana zaciskacie pięści ze złości, obawiam się że może dla Was to być trudny seans. Dla mnie był. I to mimo, że tej przemocy nie pokazuje się tu z bliska, najczęściej widzimy jedynie upadające ciała od kuli snajpera. Jednak fakt, że dokonuje się tego jakby dla sportu, dla sprawdzenia siebie i granic jakie można przekroczyć, czyni ten obraz trudnym do zaakceptowania. 

Ja wszystko rozumiem - to bardziej satyra na społeczeństwo, a nie na bogatych, którzy czują że wszystko im wolno, że są lepsi od reszty społeczeństwa. Mimo to jakoś nie mogę zaakceptować takiej formy rozrywki i co gorsza modelu wychowywania dzieci.

niedziela, 12 maja 2024

Matka, czyli wyssałeś ze mnie już wszystko

Witkacy. I wszystko powinno być jasne. Jedni będą zdegustowani, inni zachwyceni, a im dziwniej tym dla nich lepiej, bo przecież tu cała zabawa tkwi w grotesce, w prowokowaniu. Dramat "Matka" sam autor nazwał w podtytule "niesmaczną sztuką w dwóch aktach z epilogiem". Czemu niesmaczną? Bo uderza w świętość, czyli relację matki i dziecka, w jej poświęcenie, a tu proszę: wykorzystywanie, kompletny brak wdzięczności, ciągłe pretensje i żale. W dodatku odrzucenie wszystkiego co można powiedzieć, że napawało ją dumą - tytułu, dziedzictwa, wartości. Pieniądze oczywiście nie śmierdzą, ale syn też tłumaczy, że bierze je jedynie po to by zniszczyć ten stary świat, by dokonać czegoś ważnego.

Z okazji setnej rocznicy powstania dramatu Teatr Ateneum przypomniał "Matkę", a reżyserii podjęła się Anna Augustynowicz, która nie unika w teatrze wyzwań i rzeczy awangardowych.

Kto Witkiewicza nie lubi, ten po tym spektaklu chyba zdania niestety nie zmieni. Minimalistycznie, odpowiednio jak na tego autora dziwnie i ciut chaotycznie. Postacie pojawiają się, znikają, czasem mówią coś ważnego, innym razem nie, a widz ma sobie to pospinać w jakąś sensowną całość.

sobota, 20 stycznia 2024

Transatlantyk 2010 - Sara Różewicz, czyli nawet traumę narodową można przekuć w mit

Transatlantyk. Pierwsze skojarzenie? Gombrowicz i jego mocna satyra na nasze narodowe zadzieranie nosa, na elity.
A data 2010? Katastrofa samolotu z prezydencką parą oraz delegacją na uroczystości w Katyniu, żałoba narodowa, a potem coraz większe kłótnie wokół tego co się wtedy wydarzyło. To co nas na chwilę zjednoczyło, potem nas niestety również podzieliło, bo żadna ze stron nie chce słuchać tej drugiej.

Jak połączyć te dwie sprawy? Czy to nie będzie zbyt kontrowersyjne? Powieść wydana zostaje przez niewielkie wydawnictwo, przy zachowaniu tajemnicy co do tożsamości autora (podobno za pseudonimem Sary Różewicz ukrywa się znany polski pisarz), bez jakiejś wielkiej reklamy, na pewno jednak budzi ciekawość i emocje. Pewnie będzie też powracać, bo jeżeli niedługo rozpoczynają się prace nad filmem, w którym w rolę Lecha Kaczyńskiego zdaje się ma wcielić się Jacek Braciak (on też jest lektorem audiobooka, zresztą podobno kapitalnym). Dużo mamy niedopowiedzeń, informacji które trudno zweryfikować, ale może to świadomy zabieg, zwracający też uwagę na to jak wiele wokół wydarzeń z roku 2010 narosło mitów, interpretacji, oskarżeń i prób wyjaśnienia, a atmosfera publiczna mało sprzyja ich omawianiu, oddzielaniu prawdy od przekłamań. Każda strona trzyma się swojej wersji i to ty obywatelu musisz się opowiedzieć po jakiejś stronie. 


Ta książka nie jest próbą opowiedzenia o faktycznych wydarzeniach, a raczej o mechanizmach, które się uruchomiły przed, w trakcie i po nich. Bez trudu rozpoznamy konkretne postacie, nawet pewne sytuacje, które miały miejsce, a jednocześnie wciąż jest to opowieść raczej symboliczna niż reportaż. To gorzkie spojrzenie na to jak buduje się mit, po to by wzmocnić władzę, a jednocześnie, podobnie jak u Gombrowicza dość ostra satyra na wady, słabostki, kompleksy, które w naszym narodzie nie są wcale takie rzadkie. 

poniedziałek, 8 stycznia 2024

Powrót Tamary, czyli degrengolada, która podobno ma sens

Pierwszy post teatralny od Mirki już się w tym roku pojawił, to i na mnie pora. I będzie o czymś co zobaczyłem jeszcze w roku ubiegłym i na szczęście nie na zaproszenie, bo chyba notka by ostatecznie nie powstała, żeby nikogo za bardzo nie urazić. Nie wyszedłem w trakcie, ale inni widzowie i owszem. I wcale im się nie dziwię.
Raz już tak się zadziało. Na tyle mało mogliśmy z M napisać pozytywów, że uznaliśmy iż lepiej nie pisać wcale. Ale skoro zapłaciłem za bilety, to mam chyba prawo przestrzec innych widzów, by nie zrobili tego samego błędu co ja?
Zacznijmy tak: Cezary Tomaszewski "Powrotem Tamary" nawiązuje bardzo mocno do przedstawienia, które wystawił w teatrze Studiu przed ponad 30 laty. Jak wiele się zmieniło. I być może mało kto pamięta tamten spektakl na tyle dobrze, by rzeczywiście odczytywać wszystkie smaczki, które były intencją reżysera. W przypadku filmów to proste - zawsze możesz sięgnąć po oryginał. Gdy mówimy o spektaklu, jest to raczej mało czytelne.

I znowu: to co miało być może sens w latach 90, gdy widz był ciekawy nowości, chłonął wszystko i bił brawo, dziś niespecjalnie kogoś wzrusza. Nie oszukujmy się - jeżeli widz będzie chciał czegoś szokującego, ma do wyboru niejedną scenę, a żeby go zaskoczyć trzeba naprawdę sporo niż robienie na deskach teatru zamieszania i rzucaniem mniej lub bardziej precyzyjnych tropów. Żeby je przekazać zresztą nie musimy się silić na dosłowność, przecież widz naprawdę nie jest głupi.

piątek, 29 września 2023

Próby, czyli teatr w teatrze

Schaeffer… i wszystko jasne. Dla mnie. Bo Schaeffera albo się kocha albo niekoniecznie. Należę do pierwszej grupy. A dodatkowo „Próby” reżyserowane przez Mikołaja Grabowskiego, jednego z pierwszych aktorów instrumentalnych – to wiadomo, że będzie zarówno zabawa formą i tekstem. Takie sztuki trudno się recenzuje, bo cała zabawa tkwi w momentach: pociągłego spojrzenia, zawieszenia się w milczeniu lub niespodziewanego zwrotu akcji.

Schaeffer kochał teatr, ale jakby inaczej. Przełamywał sztywne ramy aktorstwa, szukał prawdy teatru; bo gdyby się dobrze zastanowić to czy aktor na scenie gra prawdę czy jedynie odtwarza rolę wyszlifowaną w czasie prób. Kiedy jest bardziej prawdziwy? Gdy czyta scenariusz i poznaje bohatera, którego zagra, czy w czasie spektaklu odtwarzając rolę narzuconą przez reżysera? Autor podpatruje teatr a my mu towarzyszymy. Mamy i zabawę i chwilę refleksji.

czwartek, 17 sierpnia 2023

Asteroid City, czyli i po co nam to wszystko?

Kolejna moja zaległość. Do kina jakoś nie ma czasu chodzić, ale jeszcze przed wakacjami udało się wpaść na chwile do Kinoteki na najnowsze dzieło Wesa Andersona. O ile przy Burtonie kręciłem nosem, że marnuje potencjał i jakoś nie czuć jego ręki, to Anderson stworzył coś tak autorskiego jak się tylko da. Wizualnie bajka, scenariuszowo pokręcone na maksa, ale za to obsada (m.in. Hanks, Johansson, Norton, Brody) jak zwykle palce lizać. Tak to już bywa, że niektórzy reżyserzy chyba nawet specjalnie nie muszą długo prosić, a znajomi aktorzy biegną do nich choćby po najmniejszą rólkę. I bawią się tym, tak jak tu, gdzie część scen to tak naprawdę jedno wielkie spotkanie towarzyskie :)

U Andersona bywało już dziwnie, na poły baśniowo, tym razem jednak idzie krok dalej, bo nie tylko opowiada jakąś historię, ale jeszcze wrzuca ją w ramy sztuki teatralnej, której przygotowania też mamy okazję podglądać. I już nie wiesz widzu, czy ważniejsze są dylematy tych postaci realnych, które coś wystawiają, czy też tych, które są jedynie rolami w sztuce. Więcej dzieje się w tej na poły baśniowo-fantastycznej rzeczywistości, wciąż jednak powraca pytanie: po co w takim razie ten teatr? Czy ma podkreślić umowność tego co oglądamy? Jaki jest tego cel?

niedziela, 13 sierpnia 2023

Człowiek, który był czwartkiem - Gilbert K. Chesterton, czyli wojna ideologii, wojna o wartości

I jeszcze odrobina klasyki. Do Chestertona przymierzałem się już kilka razy, wciąż czytając o nim jakieś peany z prawej strony. Ile w tym nadal świeżości i mądrości, a ile po prostu jakiegoś sentymentu przekazywanego z pokolenia na pokolenie (tych co nad grobem wciąż trwali przy swoim konserwatyzmie w końcu niewielu).

Pamiętajmy jednak kiedy jego powieści powstawały - zagrożenie ze strony ruchów lewicowych było trochę inaczej postrzegane, dużo było w tym niezrozumienia argumentów i uproszczeń (zniszczą wiarę, okradną i zabiją, a twoją żoną się podzielą). Na pewno więc inaczej odbierane były wtedy, gdy wydawały się satyrą, ostrzeżeniem, a inaczej czyta się je dziś, gdy wiemy już w jakim kierunku to starcie ideologii poszło.

Człowiek, który był czwartkiem początkowo może wydawać się zabawny, no bo w końcu sporo tu przerysowań i groteski. Z każdą stroną potem jednak wszystko staje się bardziej mroczne i depresyjne. Czy rzeczywiście siły zła, siły anarchii, tak łatwo mogą "kupić" prostego człowieka, czy znikąd nie ma nadziei na to, że dobro otrzyma niezbędne wsparcie?

poniedziałek, 17 lipca 2023

NieDochodzenie, czyli tęskniąc za normalnością

Wszyscy przyjaciele Radia Nowy Świat, czyli tych którzy kochali starą, dobrą Trójkę i nie mogli pogodzić się z tym co z nią zrobiono, mają okazję do świętowania. Trzecie urodziny Radia, które działa bez żadnych dotacji państwowych, a głównie ze zbiórek wśród własnych słuchaczy, Radia zachowującego to co najlepsze z Trójki, ale i proponującego nowe pomysły, niezależnego, odważnego i ciekawego świata, postanowiono uczcić nie tylko na antenie. I tak oto w sztuce pt. NieDochodzenie, możemy zobaczyć i usłyszeć na żywo wielu z tych, którzy dotąd może byli nam znani jedynie ze swoich głosów albo ze zdjęć. Teatr Polonia użyczył swoich progów (wraz z Och Teatrem), Igor Brejdygant napisał tekst sztuki, a Wojciech Malajkat wyreżyserował. Można by jeszcze wspomnieć o obsadzie, ale tu mógłbym pisać i pisać, a pewnie i tak nie przewidziałbym wszystkich pomysłów twórców tego spektaklu.

niedziela, 9 lipca 2023

Cwaniary, chuligańska ballada z kobietami na pierwszym planie

Zastanawiałem się jak uda się przerobić dość specyficzną powieść Chutnik na język sceny - wszak tam rozwiązania prawie komiksowe, przerysowane, to trochę tak jakby udawać, że filmy Tarantino to gotowy dramat do wystawienia. A jednak. Agnieszce Glińskiej udało się zrobić scenariusz, który zachowuje ducha oryginału, a może nawet bardziej dosadnie akcentuje pewne rzeczy. Choć prosta scenografia nie daje możliwości poszalenia, to ekran z projekcją, który jest w tle daje na finał dość wstrząsający efekt. Słabo wykorzystana za to jest rola "narratora", choć jego obecność na pewno daje fajny punkt rozpoczęcia, a potem mniej lub bardziej wyraźnie pojawia się on w różnych rolach męskich. Na pierwszym planie jednak są one.

O czym są Cwaniary? O sile kobieciej przyjaźni i o tym jak czasem pojedynczo są bezradne wobec przemocy, bólu, problemów. A razem? Razem mogą zmienić to miasto, bo Warszawa jest w takim samym stopniu ich jak łysych karków, egoistycznych typków w garniakach i wszystkich, którzy uważają, że ma być tak jak oni chcą. Stając w obronie słabszych, nagle nabierają pewności siebie, zadziorności, a wszystkie ich frustracje zamieniają na siłę. 

piątek, 26 maja 2023

Kim jest pan Schmitt, czyli droga bez powrotu

Ciekawe co byśmy czuli, co podpowiadał by nam nasz umysł gdybyśmy pewnego dnia doświadczyli tego co dr Baran, główny bohater spektaklu. Jesz spokojnie kolację z żoną i nagle wszystkie znane ci punkty odniesienia rozpadają się w pył: zdajesz sobie sprawę, że jesteś zamknięty w czyimś mieszkaniu, twoje klucze nie pasują do drzwi wejściowych, w szafach są cudze ubrania, dzwoni telefon, którego nigdy nie instalowałeś i ktoś nazywa cię panem Schmittem. A to dopiero początek koszmaru. Zdenerwowani małżonkowie zaczynają popadać w panikę. Co się tu dzieje? To paranoja czy głupi żart? Kto zna prawdę? Kim jest pan Schmitt, którego dowód nosisz? Czy oni nie wiedząc o tym, są panem i panią Schmitt?

wtorek, 16 maja 2023

Prymityw – Marcin Kołodziejczyk, czyli już kraina absurdu?

Jeśli ktoś po przeczytaniu lub wysłuchaniu tej książki powie, że Polska w niej pokazana jest nieprawdziwa, to tylko mu pozazdroszczę bańki w jakiej żyje. Nie ma się co sprzeczać z twierdzeniem, że bohaterowie są podkoloryzowani, bo są, w sumie to powieść; jednak prześmiewczy obraz polskiej rzeczywistości oddaje mentalność naszych rodaków rodem z prowincjonalnego miasteczka. A przecież rzecz dzieje się w Warszawie, w tej rzekomo „gorszej” jej części, bo na prawobrzeżnej Pradze. Jednak wszędzie spotkać możemy takich ludzi, na przykład jako sąsiadów, pasażerów w komunikacji miejskiej. To rezydenci ławeczek i miejsc wokół sklepów z tanim alkoholem, mentalnie zbliżeni do bohaterów ostatnich programów p. Elżbiety Jaworowicz: „Sprawa dla reportera”. Bohaterowie to degustatorzy tanich win, dorywczej pracy, cwaniaczki łasi na socjal, „słoiki” z wiosek gdzie wrony mają pętlę. To również wszelkiej maści pseudointelektualiści, którzy zazwyczaj szukają szybkiej drogi „do koryta”, to także wszelkiej maści lumpenproletariat, w którym ilość wypitego alkoholu jest miernikiem patriotyzmu, katolicyzmu i mądrości wszelakiej.

wtorek, 18 kwietnia 2023

An Act of God, czyli co by było gdyby

M. stwierdziła, że nie chce pisać dialogowanej recenzji o tym spektaklu, bo pewnie skończy się na dyskusji nt. religii, tym razem więc po wizycie w Teatrze Druga Strefa dwugłos. Najpierw M., potem ode mnie parę zdań.


MaGa
: A co by było gdyby Bóg – ta bezcielesna istota, do której modlą się we wszystkich religiach świata ludzie wierzący – przybrał postać ludzką i podjął próbę oceny wierzących poprzez ich czyny? Jako istota wszechmocna, mógłby przybrać na przykład postać dyrektora teatru… bo dlaczego nie? Co wówczas miałby do powiedzenia swoim wyznawcom?

Ten spektakl mimo lekkiej formy wcale taki nie jest.  Jest próbą odpowiedzi na pytanie jaki jest Bóg, który stworzył ludzi podobno na swój obraz i podobieństwo. A jeżeli tak, to przecież może być skrajnie różny od wyobrażeń ludzi wierzących. Jeżeli stworzył ludzi homoseksualnych, aseksualnych, transseksualnych itp. – to może sam jest taki albo nie ma nic przeciwko takim osobom (wszak, powtarzam, jesteśmy rzekomo stworzeni na jego obraz i podobieństwo). Jeżeli wśród nas są ludzie źli i podli to może Bóg dopuszcza i u siebie takie postępki. Jednocześnie Biblia wyraźnie sugeruje jak Syn Boży patrzył na kupczenie w murach świątyń i jak wyszedł w zderzeniu z polityką...

wtorek, 7 marca 2023

Berlin, Berlin, czyli zaśmiewanie demonów przeszłości

Twierdziłam dotąd, że nie jestem miłośniczką farsy ani z groteski a absurd dziwnie się rozbiega z moim myśleniem. I cóż mogę powiedzieć po obejrzeniu „Berlin Berlin” we Współczesnym? Dobrze zrobiona sztuka rozbawi nawet takiego malkontenta jak ja, choć muszę przyznać, że zawadiacko balansuje na granicy dobrego smaku. Broni się jednak niezaprzeczalnymi atutami: mistrzowską grą aktorów.


Akcja rozgrywa się niemal w przeddzień obalenia Muru Berlińskiego (9/10 listopada 1989r.). Para młodych ludzi (Emma i Ludwig) dostaje plany domu, w którym istnieje tajne przejście umożliwiające przedostanie się pod Murem do Niemiec Zachodnich. Trzeba jedynie rozwalić kilka ścian w piwnicy tego domu. Problem w tym, że właz do tajnego zejścia znajduje się obecnie w mieszkaniu pracowników Stasi (wschodnioniemiecka służba bezpieczeństwa). Młodych ludzi ta sytuacja nie odstrasza – w mieszkaniu mieszka sklerotyczka niepełnosprawna ruchowo, była pracownica Stasi, która potrzebuje opiekunki. Emma zatrudnia się w tej roli by uzyskać dostęp do mieszkania. Kiedy jest tylko możliwość Ludwig wkracza tam z młotem… Ich tajemną akcję odkrywa jednak agent obcego wywiadu i jeżeli ma coś pójść nie tak to od tej chwili nie pójdzie…

czwartek, 12 stycznia 2023

Wczoraj - Juan Emar, czyli jeden dzień, ale ile w głowie

ArtRage choć zdaje się, że w papierze będzie wydawać mniej, przerzuca się na e-booki, to nadal warte jest obserwowania. W odróżnieniu od innych wydawnictw nie ma tu jakiejś serii ciągniętych na siłę, kombinowania z napisami typu bestseller i co tam chcecie. Okładki są często minimalistyczne, ale piękne, bardzo honoruje się dobrego tłumacza i jego pracę, to co jednak najciekawsze to dobór tytułów. Subiektywny na maksa, emocjonalny, tym bardziej się to szanuje - ilu ludzi ryzykuje własną kasę (bo rzadko to się zwraca co ze szczerością wydawca przyznaje), żeby ofiarować czytelnikowi coś, co go poruszyło, co mu się spodobało! Jak choćby Juan Emar, pisarz podziwiany m.in. przez Pabla Nerudę, Roberta Bolaña, Alejandra Jodorowsky’ego. Zanim realizm magiczny był modny, w Ameryce Południowej powstawały powieści, które potem inspirowały innych. I choć surrealizm Wczoraj nie każdemu przypadnie do gustu, to trudno odmówić temu tekstowi oryginalności. Zwykła przechadzka małżeńska, zwykły dzień, ale jeżeli zaczyna się od oglądania dość makabrycznej egzekucji na gilotynie, to i nie będzie to zwykły dzień.

poniedziałek, 27 czerwca 2022

W grobie ci do twarzy - Andrzej F. Paczkowski, czyli o co w tym wszystkim chodzi

Znalazłem sposób na nadrabianie czytelniczych zaległości - po prostu wyszukując audiobooków, wpisuję tytuły, które już jakiś czas leżą na półkach czekają na swój czas. I tak trafiłem na książkę Paczkowskiego, choć nie ukrywam, że spodziewałem się dużo więcej. Po Galińskim, Michorzewskim, czekałem na coś co mnie zaskoczy - w końcu obietnica sensacji, groteski, absurdu na okładce dawała nadzieję, że może być ciekawie.
Niestety, już sam pomysł, iż ktoś z nożem wbitym w głowę będzie funkcjonował, a jedynym problemem będzie amnezja i ból głowy, jest dość pojechany. Można by było to jednak jakoś wybaczyć. Tu jednak cała fabuła, dialogi, a nawet finał, nie tylko słabo się trzymają kupy, ale i niestety nie bawią.

piątek, 20 maja 2022

Witajcie w Rosji, czyli to nie kraj, to stan umysłu

Dmitry Glukhovski kojarzony głównie z postapokaliptycznymi klimatami i fantastyką dość mroczną, jak się okazuje ma też całkiem niezłe poczucie humoru. Witajcie w Rosji jest bowiem podróżą w krainę groteski i dowcipu, choć pewnie tym, którzy będą rozpoznawać pewne obrazki, wcale nie będzie do śmiechu. To trochę jak z prozą Bułhakowa, czy Zoszczenki, gdzie niby się uśmiechasz czytając o różnych absurdach, ale potem przychodzi refleksja, że wiele rzeczy wcale nie jest do końca przerysowanych, że ten pomysł wziął się z rzeczywistości. Oryginalny tytuł to zdaje się "powiastki o ojczyźnie", więc to nie jest jak u Pilipiuka żartowania dla może samego żartu, ale Glukhovski chciał trochę autoironicznie przyjrzeć się temu co siedzi w duszy Rosjanina. I z czym zmagają się na co dzień. Dodajmy: nie reagując, dając się manipulować i będąc wdzięcznym za to, że nie jest gorzej. A władza robi co chce. Ręka w rękę z oligarchami urzędnicy się bogacą i coraz bardziej odklejają się od życia przeciętnego mieszkańca Rosji. Przypominają sobie o nim przy wyborach, raz na kilka lat, ale mając w ręku wszystkie mechanizmy kontroli, o wyniki mogą być spokojni.
Mówi się, że Rosja to stan umysłu. No to zobaczcie sami.

środa, 2 lutego 2022

Urzędnik - Sławek Michorzewski, czyli mam świetny plan!

Nie tak dawno pisałem o książce Michorzewskiego "Wspulnicy", wspominając o farsowości i dość piętrowej komediowej intrydze, to teraz musiałbym chyba do pomnożyć jeszcze razy cztery. O ile tam jest w miarę wyraźny jeden wątek, to w przypadku "Urzędnika" postaci i wątków, przecinających się nieustanie, jest dużo więcej. Wyraźniejsza jest też rola policjantów, znajomej już pary, czyli komisarza Bzichota oraz jego pomagiera, zapatrzonego w szefa niczym w obrazek. Ich śledztwo powinno splatać wszystkie nitki, oczywiście w ich wykonaniu raczej jednak kumuluje problemy i sprawia, że determinacja poszczególnych postaci jedynie rośnie. Oczywiście masę tu sytuacji absurdalnych, ale nie chodzi tu przecież o logikę, a o zabawę. W tej komedii zbiegów okoliczności jest cała masa i w sumie to nawet nie są one zabawne same w sobie, lecz to jakiej interpretacji one podlegają i jak je widzi np. policja. Gdy raz bowiem staniesz się w jej oczach przestępcą, kimś podejrzanym, to i nie masz już wiele do stracenia. Skoro okazja sama nasuwa się w ręce, to...