niedziela, 2 listopada 2025

Światłoczułość - Jakub Jarno, czyli gdybyśmy tak mogli być razem

No to jeszcze jedna powieść, która poruszyła wiele serc (choć moje nieszczególnie). Dyskusja na temat tożsamości autora pewnie zrobiła książce sporą reklamę, trochę jednak na drugi plan zeszła rozmowa o jej wartości literackiej. Czy Remigiusz Mróz, znany dotąd z literatury rozrywkowej mógł pokusić się o napisanie czegoś innego? A czemu by nie? Przecież rzemieślniczo nie różni się to tak bardzo od pisania kryminałów, a historię mógł nosić od dawna w swoim sercu.


Zaskakująca może być dla niektórych forma jaką nadano tej historii - listów, wspomnień, myśli, które choć adresowane do tej jednej osoby którą nosi się w sercu, tak naprawdę poza jednym krótkim spotkaniem, gdy się poznali, potem nigdy się nie widzieli i samych listów też nie mogli sobie przesyłać. Jest to więc nawet bardziej pisanie do samego siebie, do jakiejś wyobrażonej, idealnej postaci, przy której mógłbym być szczęśliwa/wy...

Niestety los sprawił, że tuż po ich pierwszym spotkaniu, gdy mieli lat naście i byli sobą zafascynowani, wybuch wojny wszystko zmienił. Wioski są palone, ludzie muszą uciekać z miejsca na miejsce, każdego dnia wokół nich umierają ich bliscy, doświadczenie głodu, chłodu, niebezpieczeństwa jest tak znajome jak kiedyś słońce czy chmury. 
 
 
Dzieci może i mają łatwiej, bo prędzej ktoś przygarnie, zlituje się, ale i przez ich naiwność, bezbronność dużo łatwiej je wykorzystać i skrzywdzić. I takich trudnych zdarzeń jest w ich losach cała masa. Szukają się, ale nie mogą znaleźć, mijając się czasem o włos nawet o tym nie wiedząc. To co im pomaga przetrwać różne bolesne rzeczy to jakaś nieprzemijająca nadzieja, że się znajdą, że będą mogli być razem. I choć mijają dziesiątki lat, wojna już dawno za nimi, oni wciąż pamiętają o tamtej jednej chwili, o tamtym dniu. A wyobrażenie tej drugiej połowy pozwalało im znosić to co ich spotyka, nawet jeżeli w tym było tyle niesprawiedliwości, zawiści, czy po prostu ludzkiej obojętności. 

 
Ładne, mądre i poruszające, jednak nie mogłem trochę oprzeć się wrażeniu, że jest w tym coś sztucznego, jakby autor z rozmysłem sobie układał punkty ciężkości, jakieś filozoficzne sentencje, manipulował nami by uzyskać lepszy efekt. Jakby nie o samo opowiedzenie historii chodziło, ale właśnie o efekciarstwo - zobaczcie jak ładnie potrafię opowiadać historię i wzruszać.  

Cholera, przecież u Małeckiego trochę podobny styl, czasem podobne tematy, a nie ma się tego wrażenia. A może to już skutek mojej wiedzy kto stoi za tym pseudonimem i stąd podchodzenie do tej książki jak do jeża. 

Właśnie ukazała się druga powieść sygnowana jako Jakub Jarno. Sprawdźcie więc sami jakie Wy będziecie mieli odczucia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz