Muzyczny poniedziałek i po raz kolejny coś zupełnie nowego. Czasem w skrzynce pocztowej można znaleźć zadziwiające rzeczy - tym razem inspiracją do poszukiwań muzycznych była informacja o trasie koncertowej islandzkiego zespołu Árstíðir.
A że koncerty w Polsce są właśnie na dniach - dziś Wrocław (bilety https://bkb.pl/168572-429e3) jutro Kraków (bilety https://bkb.pl/168844-90c5b) a potem jeszcze Poznań, ale zdaje się wyprzedany, to nie mogę odkładać tej notki.
I choć widzę że panowie zmieniają trochę swoją muzykę - bo część nagrań spokojnie można by potraktować jako indie, pop, z odrobiną folku, postanowiłem napisać o najnowszym krążku, który mnie mocno zaskoczył. Tu praktycznie nie ma instrumentów, choć zwykle chyba panowie na nich grają, a słyszymy tylko i wyłącznie głosy.
Tradycyjne islandzkie pieśni śpiewane a cappella na kilka męskich głosów - to pewnie nie jest materiał dla każdego, ale jak tego słucham jestem skłonny uwierzyć w to, że ich koncerty mogą być magiczną, wyjątkową atmosferę. Na scenie podobno towarzyszy im sekcja smyczkowa, co może jeszcze dodawać uroku tej muzyce.
Jest w tym minimalizm, surowość, ale i czuje się piękno - przecież podobne skojarzenia ma wielu z nas na temat Islandii. Kraju tyleż chłodnego, co i fascynującego. Spodoba się tym, którzy lubują się w harmonii męskich głosów, np. w nagraniach chórów, modlitw, choć tu jest bardziej kameralnie - słychać pojedynczych członków zespołu, a nie tylko wielogłos.
W sieci nie ma zbyt wiele, ale przynajmniej mała próbka.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz