Najnowszy film Jana Komasy, pierwsza jego produkcja w Hollywood, pewnie nie każdemu będzie leżał, bo zdecydowanie to głos mocno opowiadający się po jednej stronie sporu politycznego. Jedni pewnie będą więc bić brawo, inni będą kręcić nosem, doszukując się w pewnych sugestiach mocnej krytyki polityki Trumpa i jego zaplecza politycznego. Wygrali, ogłosili że to oni są głosem prawdziwej Ameryki, w odróżnieniu od dotychczas rządzących "elit", oderwanych od problemów zwykłych ludzi. I tak oto populista pozujący na zwykłego szaraczka, który jest miliarderem o wielki ego i robi wszystko jedynie po to by zwiększyć majątek, niszczy wszelką krytykę, rządzi kompletnie w chaotyczny sposób, a mimo to potrafi utrzymać na sobie na tyle uwagę ludzi, by wszystko uchodziło mu na sucho.
W "Rocznicy" choć punktem wyjścia jest rodzinny spór, wynikający poniekąd z różnic pokoleniowych, z braku zaufania do innego sposobu patrzenia na rzeczywistość, powoli reżyser prowadzi nas w kierunku, który dla wielu ludzi jest dość czytelny w polityce Trumpa. Zawłaszczenia przez jedno środowisko nie tylko władzy, ale sądownictwa, gospodarki, mediów, ale również wszystkich innych sfer funkcjonowania społecznego. To oni chcą ustalać co będzie dla ciebie dobrą kulturą, edukacją, jak masz myśleć i co masz mówić.
O ile w tej warstwie polityczno-futurystycznej, otrzymujemy całkiem niezły thriller, kto wie czy ten film nie byłby jeszcze ciekawszy, gdyby nie pozostać jedynie na łonie tej jednej rodziny, bez tych uproszczeń i przerysowań, których im bliżej finału coraz więcej.
To właśnie w tych pierwszych scenach, przy rodzinnym stole, w trakcie spotkania z okazji rocznicy ślubu rodziców, można dostrzec pierwsze pęknięcia. Można bowiem sobie wyobrazić to bowiem nie tylko jako pewną grę toczoną przez dawną studentkę, która próbuje się zemścić za poniżenie profesorki nie tolerującej żadnego innego modelu myślenia jak jej liberalne poglądy, ale przede wszystkim jako próbę zmierzenia się dorosłych dzieci z ocenami i oczekiwaniami wymagającej matki. Niby ciepła, troskliwa, ale czujemy ten chłód jeżeli coś idzie nie po jej myśli, to poczucie wyższości, że przecież ona wie co jest najlepsze nie tylko dla jej własnych dzieci, ale i dla kraju, dla społeczeństwa, dla świata. Przecież wykłada to od tylu lat.
I choć można w jej ostrzeżeniach "to krok w stronę faszyzmu" widzieć proroctwo, wolę wpatrywać się w te emocje jakie nawet gdy nie padają żadne słowa, aż biją od aktorów wcielających się w członków jednej rodziny. Jako dramat psychologiczny "Rocznica" również świetnie się sprawdza i kto wie czy aktorsko nie jest nawet ciekawiej, niż w tym co widzimy w drugiej połowie filmu. Rozpad społeczeństwa można dostrzec w tym że najpierw rozpadają się rodziny wydaje się mówić nam Komasa.
Można by więc długo dyskutować o tym czy kolejne etapy przemiany syna to jedynie efekt "wirusa ideologii" czy po prostu wynik odrzucenia przez matkę i wyraz pewnego buntu. Dynamika relacji również między rodzeństwem, ta walka między pokoleniami, próba zbudowania świata po swojemu, którą rodzice oceniają zwykle krytycznie aż by się prosiła o pogłębienie. Tymczasem właśnie wtedy film skręca coraz bardziej w stronę dystopii i staje się dość przewidywalny - początkowa złość, rozgoryczenie, czy wreszcie wściekłość okazują się zbyt mizerne, by zatrzymać zmiany. Skoro się ich nie przewidziało, nie potrafiło zrozumieć mechanizmów które za nimi stoją, na próżno potem odwoływać się do racjonalnych argumentów, bo na to po prostu za późno. W polityce rządzą niestety emocje, obietnice i kto lepiej wyczuwa nastroje społeczne ten wygra niezależnie jaką flagą będzie machał. Ostrzeganie przed manipulacją postrzegane jest jako kolejne próba zatrzymania zmian, stać się może więc bronią, która obróci się przeciwko temu kto po nią sięga.
Jak widzicie uruchomiło się sporo różnych refleksji, więc ci którzy szukają trochę czegoś więcej niż jedynie rozrywka w kinie, namawiam żebyście poszli na seans i sami spróbowali ocenić ten obraz. recenzent też ma swoje poglądy polityczne, czasem więc może je nałożyć na ocenę filmu. "Rocznica" zaś nie jest moim zdaniem filmem tak oczywistym jak by się wydawało - równie dobrze można ją odebrać jako mocną satyrę na "elitę" żyjącą w swojej bańce, której wydaje się że wszyscy powinni myśleć tak jak oni.
Dobrze zagrane, nieźle zrealizowane. Można się ciut czepiać że jest nierówno, że napięcie faluje, no ale słuchajcie - to i tak jest klasa w porównaniu z tym co czasem kręci się u nas. Komasa próbuje za każdym razem połączyć kino o dużym rozmachu, uniwersalne historie, z jakimś przesłaniem bliższym kinu artystycznemu. Warto więc trzymać za niego kciuki, obserwować to co robi, nawet jeżeli niektóre jego diagnozy wydawać się mogą nam mocnym uproszczeniem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz