poniedziałek, 20 września 2021

Satellite - Bass Astral x Igo, czyli koncert, pożegnanie i pytanie co dalej

Półtora roku czekania na koncert i kompletnie inna rzeczywistość. Zespół przez ten czas nagrał kolejny krążek, ale i zdążył ogłosić koniec działalności. Smutne, choć jednocześnie wciąż mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec, może to tylko na jakiś czas. No i z dużą ciekawością spoglądam na to co panowie wymyślą solo. O projekcie Kuby napiszę może już za kilka dni, a Igor, przez którego tak naprawdę pokochałem ten projekt? Cóż. Się okaże. Zapowiada coś po polsku...
Dzisiejsza notka będzie więc trochę o koncercie i trochę o najnowszym krążku.


Koncert zupełnie inny niż ten przeżywany kilka lat temu. Wtedy mnie porwali, zaskoczyli, byli jedynie we dwóch i zrobili wielkie show (poczytajcie tu). 


Trasa 2021 jest zupełnie inna, z rozbudowanym zespołem, z trąbką, chórkiem, prawdziwą perkusją. Zupełnie inne brzmienie, zupełnie inny klimat. Dopiero na samo zakończenie, przy bisach pokazali próbkę tego co potrafią zrobić we dwóch. No i fakt, że na zewnątrz, a pogodę mamy od tygodnia do dupy, też pewnie trochę wpłynął na to jak się odbierało muzę. To nie znaczy, że nie było skakania, bujania się, śpiewania, tańczenia. Owszem - było. Jakoś jednak jest inaczej. To dotyczy też i materiału z krążka, który choć bardziej rozbudowany (ta trąbka jest świetna), ma inny klimat, bardziej nostalgiczny, funkowo-soulowy (te chórki), ale i nie ma tej energii, pazura. Tam elektronika i głos Igo tworzyły przedziwną mieszankę. Teraz już nie ma tej oryginalności.


Fajnie słucha się tych numerów, zarówno starszych, jak i nowych, panowie wciąż mają fajny kontakt z publiką, ale dziwnie patrzy się na Kubę, który 80% koncertu tylko tańczy, gdy inni się produkują. Koncert dobry, ale nie bardzo dobry tak jak tamten. No i to wzruszenie na koniec - cholera, pożegnanie.. to tak serio?
Wciąż będą kojarzyć mi się z tymi wybuchowymi numerami w stylu Bikini, czy z nowego krążka Celebration, ale widać że coraz bardziej kusiło ich jednak trochę bardziej monumentalne brzmienia, rozbudowane instrumentarium, tworzenie numerów, które powoli budują napięcie, gdzie liczy się nie tylko nuta, ale i tekst.


Na plus Runforrest jako gość na żywo, dzięki temu już zacząłem szukać jego solowych nagrań. Ciekawy głos, fajna wrażliwość. Muzycznie bardzo fajnie, głos Igo jak zwykle fenomenalny... A że inaczej. Cóż. Panowie lubią poszukiwania. Przecież kiedyś ze swoją muzą zagrali całkiem fajny set z sekcją smyczków. Kto powie, że to nie pasuje? Oni udowadniają, że te eksperymenty mogą być ciekawe.
Z trzech nagranych przez nich krążków ten chyba jest też najbardziej spokojny, refleksyjny. Nie zabraknie szybszych fragmentów, bardziej bujających, zdecydowanie jednak jest nastrojowo. Czy to źle? Wcale nie. Ale znów - jest inaczej. I chyba nie aż tak bardzo zaskakująco. Mniej elektro, house, a więcej soulu, funky, czy nawet bujania reggae. I może o to chodzi - tak grają też inni, tak jak oni na poprzednich krążkach, w kraju nie grał nikt.
Warto się jednak w Satellite wsłuchać, przeżyć te emocje jakie zmieniają się w trakcie kolejnych minut jakiegoś utworu - w tym panowie wciąż są mistrzami (Dancing in the dark, Man I was). To jedna z płyt, do których będzie się wracać i w zależności o nastroju odkrywać sobie na niej coś nowego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz