Ależ to jest dobre! Od razu po zakończeniu jednego tomu, chwytam za kolejny i prawdę mówiąc zapowiedź serialu z Gary'm Oldmanem rajcuje mnie straszliwie. Może do tego czasu pojawi się już u nas również tom trzeci? Do czego by to porównać? Niby szpiegowskie więc może Le Carré, ale ten czarny humor i odrobina abnegacji są zupełnie z innej bajki. Jeżeli u nas Severskiego uważa się za mistrza powieści szpiegowskiej, to mam wrażenie że Mick Herron zrobił sporo dobrego, by wskrzesić ten gatunek na wyspach. Nie w tonie thrillera sensacyjnego jak to robią Amerykanie, nie kreśląc jakiejś super rozbudowanej siatki intryg między państwami - pokazuje pracę w służbie Jej Królewskiej Mości trochę od innej strony. Dziś ludzie tacy jak Bond są trochę przeżytkiem - operacje bowiem planuje się za biurkami, na wszystko musi być budżet, a praca agentów na ulicy podlega ścisłej kontroli przełożonych. Kto się nie sprawdza, kto popełnia błędy, kto nie pasuje, tego się usuwa na bok. Co to znaczy? Ano odsyła się do pracy, która jest dużo poniżej jego możliwości, aż z nudów i frustracji sam zrezygnuje. Takich ludźmi ze służb w ich slangu nazywa się kulawymi końmi.
I tu niespodzianka. Mick Herron właśnie ich stawia w centrum naszej uwagi, udowadniając, że mogą oni jeszcze nas zaskoczyć.
Nie róbmy sobie co prawda wielkich nadziei - nie są to przecież geniusze, ani też super agenci, bo takich by pewnie nie usunięto na bok. Kibicujemy im, ale musimy przyjąć ich z całym ich dobrodziejstwem, czyli ograniczeniami, wadami i błędami, jakie wciąż im się przydarzają. Takie portrety w thrillerze szpiegowskim to raczej rzadkość, bo przecież w tej pracy liczy się intelekt, intuicja, zasoby, wsparcie... A powiedzmy delikatnie, że nie dość że nikt w nich nie wierzy, to i oni sami w siebie też wątpią. Choć bardzo by chcieli udowodnić, że jednak nadają się do służb i daliby wiele za powrót. Dotąd nikomu się to nie udało, ale może jednak...
Każdy z nich mógłby powiedzieć wiele o tym, co poszło nie tak w jego życiu, w każdym wciąż jest jednak jakaś cząstka marzenia, żeby zrobić coś co ma znaczenie. I dlatego gdy pojawia się okazja wchodzą do gry. Dzięki nim może zostać uratowany młody chłopak porwany przez nacjonalistów, któremu grożą oni śmiercią. Tajne służby prowadzą dziwną grę, tak jakby nie do końca zależało im na tym, by sprawa została zakończona, może więc to właśnie "kulawe konie" pokażą im kto tak naprawdę służy krajowi? O ile rozgryzą wszystkie niuanse rozgrywki, w której oni sami również stali się celem kandydatem na kozła ofiarnego. Tu polityka miesza się z tajnymi operacjami, a dobro kraju z prywatnymi interesami, więc cały czas trzeba się pilnować, żeby nie zostać odstrzelonym, zbierać haki na innych, by chronić swój tyłek. Szpiegowanie dawno nie było tak brudne i powikłane. Jest w tym wszystkim jednak i humor i trochę napięcia. Warto więc Herronowi dać szansę, choć wchodzenie w tą historię wymaga trochę wysiłku, akcja rozkręca się wyjątkowo powoli - obiecuję jednak: na koniec będziecie mieli frajdę!
Wszyscy tak zachwalają, że chyba i ja się skuszę :-)
OdpowiedzUsuń