niedziela, 19 września 2021

Cząstki elementarne - Michel Houellebecq, czyli indywidualizm i wyzwolenie jako najlepsza droga?

Lektura na DKK, rzeczywiście na tyle kontrowersyjna, że może być niezłym obiektem do dyskusji. Tytuł dość znany, omawiany po wielokroć, więc ja nie będę się wiele rozpisywał, zresztą jakoś nie mam ochoty, bo byłem tą powieścią trochę zdegustowany. Czytałem już różne rzeczy, mam jednak wrażenie, że tu pewna granica tego co niesmaczne została przekroczona i nie widzę specjalnie do tego uzasadnienia. To trochę tak, jakby ktoś specjalnie rozbudowywał pewne wątki, rozpisując jakieś swoje fantazje i wizje, o których głośno pewnie by nie powiedział, a ponieważ tu może zwalić na bohatera i jego poglądy, czy też doświadczenia, uważa, że wszystko mu wolno.
Namęczyłem się więc trochę z tą książką i prawdę mówiąc jakoś nie powaliła mnie ona intelektualną głębią, choć przecież o Houellebecqu często mówi się jako o wizjonerze, jako o pisarzu, który potrafi jątrzyć, ale jednocześnie dokonywać trafnych ocen.
Czy ta "diagnoza" ideałów pokolenia lat 60 i moralnego "wyzwolenia" naprawdę ma być tak odkrywcza i bezlitosna - dla mnie taką nie jest.
Żądze i zaspokajanie przyjemności, nuda i samotność, które próbuje się zagłuszyć coraz bardziej wyuzdanymi pomysłami. Pytania o szczęście mamy w głowie, ale bohaterowie raczej szarpią się w swoich wyborach i decyzjach, nie umiejąc rozpoznać najmniejszej szansy na jego zbudowanie - raczej przecież nie da się go osiągnąć, uciekając od odpowiedzialności, głębszych relacji, myśląc jedynie o własnym spełnieniu. Czy to ostatnie da szczęście? Triumf, że odrzuciło się wszystkie wartości, to co ograniczało, więziło, okazuje się również pułapką. Przyjemność jest chwilowa, rozczarowanie przychodzi szybko, a potem jeszcze szybciej strach przed chorobą, starością i umieraniem. Nowy człowiek nie stworzy żadnego lepszego nowego świata, bo sam widzi, że to droga donikąd. Pozostaje satysfakcja z burzenia, ale i ona jest żadnym wielkim triumfem.
Na nic jednak te wszystkie przytyki do budowania nowych teorii na szczęście, skoro to wszystko sprowadza się zamiast do jakiejś poważnej, głębszej diagnozy, raczej do obrzucenia wszystkich w nie wierzących błotem. Jesteście zepsuci, głupi i puści, a Wasze idee są nic nie warte, wasza walka naiwna - to ma być przesłanie uzasadniające ten cały potok pornograficznych scen? Przeplatanie tego z pseudo intelektualnym bełkotem raczej jeszcze bardziej mniej drażniło i męczyło.
Przemoc, wyuzdanie i pustka. Tak można by podsumować tą lekturę. Na pewno wzbudza emocje, może też taki był jej cel... Tylko po co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz