wtorek, 20 września 2022

Broad Peak, czyli gdy mróz przenika do kości

Produkcja Netflix mocno reklamowana i powiem Wam, że choć w różnych recenzjach widzę trochę narzekań, to ja jestem zadowolony. Znając historię, trudno przecież stawiać na jakieś spektakularne budowanie napięcia - wszyscy wiemy kto z wyprawy nie wrócił. Są więc emocje, ale trochę inne, nie tyle widz ma czuć niepewność kto zginie a kto nie, a raczej ma się zastanawiać nad tym ile się poświęca by realizować swoją pasję, ile wysiłku trzeba w to włożyć, jak silne to musi być, że wygrywa nawet z uczuciem do ukochanych osób.
Większa część filmu to wyprawa z lat 80, czyli ta pierwsza, w trakcie której Maciej Berbeka samotnie wszedł na Broad Peak, jak mu się wydawało na sam wierzchołek, a potem przez lata gryzł się tym, że jednak szczytu nie osiągnął. Ledwie przeżył, ale chyba cały czas myśli o tym, więc gdy pojawia się szansa...


No właśnie, jak dobrze się rozumie targające nim emocje. Nawet gdy odmawia, czujemy że się złamie, że nie da mu to spokoju. Góra jest mu coś winna. Trzeba skończyć to co się zaczęło. I potem mamy drugą wyprawę, ze wszystkimi jej okolicznościami, które jak wiemy doprowadziły do tragedii. Bardzo podobało mi się to, że nie ciągnięto tego w nieskończoność, choć pewnie wielu twórców na tym właśnie by się skupiło. Zakończenie w momencie osiągnięcia szczytu, gdy się zna zakończenie, jest najlepszym co można było zrobić. Kupuje więc ten film, nawet jeżeli nie rzucił mnie na kolana. Biję brawa nie tylko za zdjęcia (ekipo szacunek!!!), za atmosferę, która rzeczywiście aż przenika chłodem, kłuje nas szpilami tego mrozu i wiatru, ale i za scenariusz, szczególnie za końcówkę. Ładnie pokazano tez relację z żoną (Maja Ostaszewska), bez rozdzierania szat, ale z milczącą tragedią, tym strachem gdy się czeka na wiadomości. Jeżeli się zabroni i tak się zniszczyłoby to co między nimi było, bo odebrałoby się mężowi coś ważnego, co go uszczęśliwia.
Roztrząsanie tego w kierunku: po co im to, zostawmy laikom, którzy nie kochają gór, bo nigdy nie zrozumieją tej pasji.  


Jest surowo, może wydawać się bez emocji, ale w tym męskim najczęściej świecie emocje często się skrywa. To dobry film o miłości do gór, dobra biografia Maćka Berbeki, bez usprawiedliwiania, pokazująca motywację która go pchała do przodu. I ja ją rozumiem. Sam doświadczyłem (choć nie w tak trudnych warunkach) tego jak trudno czasem podjąć decyzje o wycofaniu się, czy o rezygnacji. Ktoś powie: brak rozsądku. Tyle że wielokrotnie już w himalaizmie udowadniano, że można przesuwać granicę niemożliwego. Ta próba samego siebie, zmaganie się z naturą i własną słabością jest jak uzależnienie. 

Może i by się chciało więcej, intensywniej, ale to dobry film. Bez szukania sensacji opowiada o człowieku, który góry kochał ponad wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz