Ostatnio przeskakuję z jednego, ciężkiego nastroju muzycznego (i pewnie coś z tego będzie we wrześniu na pewno na Notatniku) do drugiego, który moje dzieci by określiły mianem "smęcenia". Jeden trochę podnosi energię, drugi wycisza, uspokaja i sam nie wiem czego mi teraz potrzeba bardziej. Za dużo do zrobienia, za mało czasu.
A dziś w pracy odkryłem jeszcze coś innego, co leży prawie dokładnie pośrodku, czyli trochę wycisza, ale i miejscami jest bardzo energetyczne. Ten projekt to kolejna płyta polsko-ukraińskiego zespołu Dagadana. Od dawna znani byli z łączenia folku z muzyką jazzową, z próbą pokazania jej słuchaczom na nowo, a tym razem podróżują właśnie na pogranicze, mocno sięgając do muzyki ludowej obu krajów.
Pierwotne brzmienie, szczególnie w warstwie wokalnej, ale muzyka wiedzie nas czasem w bardzo zaskakującym kierunku. Jest nie tylko jazzowo, jest również elektronika, jest popowo, chwilami wchodzimy w taneczny trans. I to wszystko ciekawie się zgrywa, wcale nie zgrzyta, jest cudowną podróżą w krainę gdzie folk inspiruje, otwiera, wciąga... Nie chodzi o odtworzenie wierne co do nuty dawnych pieśni, ale właśnie o to by łączyć stare z nowym. Czerpiąc z korzeni, jesteśmy otwarci na to gdzie nas zawiodą muzyczne pomysły.
Znajdziemy tu więc i polifonię, śpiew biały, ale i np. zwariowane solówki na saksofonie. Tekstowo również transgranicznie, bo i po polsku i po ukraińsku, bo też te pieśni noworoczne, jakby życzenia tego żeby kolejny rok układał się dobrze, znane są po jednej i drugiej stronie granicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz