Trochę zaskakujące połączenie, bo mamy do czynienia, nie oszukujmy się z komedią romantyczną, a jednak jej tło staje się tu ważniejsze niż sama relacja między bohaterami. On jest chłopakiem, który trochę przez przypadek i frustrację swoim życiem, trafił pod wpływy swojego kuzyna o poglądach faszystowskich, ona zaś ma poglądy zdecydowanie lewicowe i grupy nacjonalistyczne uważa za zło najgorsze. Będziemy mieli więc trochę kluczenia, ukrywania i wreszcie katastrofę gdy wszystko się wyda, ale miłość ma wszystko zwyciężyć. Byłoby banalnie i dość nijako, ale fakt iż Piotr Kumik mocno rozwinął wątek grupy faszystowskiej do której trafia główny bohater, film staje się nie tylko zbiorem ciekawych obrazków z naszej rzeczywistości (urodziny Hitlera, bagatelizowanie tego przez sąd, palenie kukły Żyda i masę innych z znanych z mediów wydarzeń), ale i niezłą komedią. Zabawną, choć chwilami również dość przerażającą. Niby trudno się nie uśmiechnąć, gdy uważani za idiotów mężczyźni, planują jeszcze bardziej spektakularne akcje, które mają sprawić, że zaczną być traktowani poważnie, ale wciąż są nieporadni niczym dzieci. Czasem jednak ten śmiech trochę więźnie w gardle, gdy myślisz sobie o pobiciu przez grupę kolesi (bo "ciapaty" im się nie spodobał"), czy narracji pełnej nienawiści, która mimo całej głupoty argumentów, brzmi po prostu groźnie.
To nie jest kwestia tylko filmowego Białegostoku, propagandy mediów rządowych, naiwności ludzi i łatwości z jaką łyka się pewne argumenty gdy jest się sfrustrowanym, a ktoś wskazuje winnego tej sytuacji. To nawet nie jest kwestia jedynie samych "nazioli" i ich wersji patriotyzmu. Udało się pokazać tu również coś równie istotnego - rozdźwięk między Warszawą, a Polską B, między bogatymi i biednymi, między tymi którzy są zapatrzeni w Europę, a tymi dla których jedynym znanym kawałkiem ziemi jest ich miejscowość. Niechęć wzajemna, wyzywanie się od lewaków, ciemnogrodów, zaprzańców i zacofańców wybrzmiewa tu trochę w tle, ale do cholery fajnie, że ktoś to umiejętnie potrafi uchwycić. Niby więc w centrum mamy grupę nazistów i ich fanatycznego przywódcę (świetny Borys Szyc), ale to opowieść nie tylko o nich, ale również o atmosferze jaka jest z nimi związana - tolerowani przez jednych (a może nawet hołubieni), przez drugich są traktowani jako największe zło, a jeżeli nie ma dialogu, nienawiść jedynie narasta. Może więc zamiast śmiać się z dość żenujących dowcipów (niestety czasem jest słabo), może jednak lepiej by było pochylić się właśnie nad przyczynami tak łatwego zdobywania kolejnych zwolenników tak radykalnych teorii i poglądów?
Nie do końca moim zdaniem więc wykorzystano szansę, stworzono film, który na pewno jest dużo lepszy od przeciętnych polskich "komedii", ale też raczej nie zostanie zapamiętany jako coś przełomowego i ważnego. Przerysowania zostawmy Vedze, już dość tego rechotu, który nic nie daje i nic nie zmienia w naszych kinach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz