Moda na Grę o tron, na opowieści o Wikingach, sprawiła, że coraz większą popularność zdobywa również muzyka folkowa, która pochodzi z północy. Im bardziej tajemniczo o oryginalnie tym lepiej. Wrzućcie chociaż fragmenty nagrań Heilung będziecie wiedzieć o co chodzi. Niektórzy się śmieją, że to połączenie tego co robiło w muzyce Dead Can Dance, hipnotycznych, transowych, rytmów i śpiewu inspirowanego dawnymi pieśniami oraz mocy jaką znamy z tak modnego metalu z krajów północy. Nie ma jednak ciężkich gitar, są dawne instrumenty, jest delikatność, ale i wokal wywołujący ciarki na plecach, szamańska moc. Czy to bliskie temu co mogło wybrzmiewać w czasach wikingów? Niech się wypowiedzą znawcy tematu, osobiście wątpię, jak dla mnie to raczej nowoczesne podejście do tematu. Obok dawnego instrumentarium (grzechotki, rogi, dzwonki) jest przecież również elektronika, ale też chodzi o tworzenie bardziej współczesnej przestrzeni, czy rytmów, które czynią muzykę bardziej przyjazną, współczesną.
Fascynuje język, dziwne głosy, szepty w tle, czasem naprawdę czujemy jakbyśmy przenieśli się na plan filmowy albo słuchali słuchowiska z narratorem opowiadającym nam o koszmarnych wydarzeniach. Dodajmy, że to dość mroczna, krwawa historia.
Zespół twierdzi, że na trzecim z kolei krążku zabiera nas w podróż nie tylko na północ, ale i do innych zapomnianych cywilizacji, brzmienie jednak jest na tyle charakterystyczne, że wciąż chyba będzie kojarzyć nam się z staronordyckim lub starogermańskim kręgiem kulturowym, czyli krajów z których pochodzą członkowie formacji.
Warto słuchać tego na słuchawkach, choć to doświadczenie powiedziałbym raczej z tych mrocznych (Dead Can Dance zabierał nas chwilami do raju, a Heilung raczej na pole bitwy lub do wioski, w której wyprawa wojenna jest planowana). Ciekawe jakie Wy będziecie mieli wizje słuchając tych dźwięków. Dla mnie - na pewno jedna z bardziej oryginalnych formacji i krążków tego roku. Surowe, tajemnicze, hipnotyczne. Fascynujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz